Rozdział 5

Zatrzymała się przy klombie z kwiatami.

– Kiedy… chciałbyś wpaść?

Nie jest tchórzliwa, jednak perspektywa zaproszenia go do siebie na kolację jest dla niej ogromnym wyzwaniem. Już przyjeżdżając tutaj, denerwowała się nie na żarty. Teraz otwiera się przed nią szansa, o jakiej marzyła, mając osiemnaście lat. Wtedy oddałaby za nią wszystko. Nie ma pojęcia, czym to się zakończy, jednak się nie wycofa.

– Jeśli nie jutro – rzekł Nick – to pojutrze. Albo popojutrze. – Uśmiechnął się lekko. – Wiem, że nieładnie się wpraszać, ale dzisiaj było tak miło. Mam nadzieję, że wybaczysz mi te maniery.

Uśmiechnął się szerzej, a jej serce zabiło żywiej.

– Spokojnie, Corrie. Boisz się, że mam złe zamiary?

Poczuła, że oblewa się rumieńcem. Droczy się z nią. Jest w tym podobny do Shanea. Poczuła się lepiej.

– A masz? – odpowiedziała pytaniem.

– Jeśli nawet, to jestem pewien, że szybko przywołasz mnie do porządku.

Piekły ją policzki. Uważa ją za mało kobiecą?

– Wiem od Shanea, że zawsze trzymałaś go w karbach – rzekł, jakby czytając w jej myślach. – Wymagałaś od niego dobrych manier. Kiedyś dałaś mu dobrą nauczkę, pamiętasz?

Była zbyt poruszona, by tak na poczekaniu to sobie przypomnieć. Poza tym Shane zawsze potrafił się zachować.

– Kiedy to było?

– Zaraz, niech pomyślę. – Nick zapatrzył się w dal, jakby przypominając sobie wydarzenia sprzed lat. – Byliście chyba w ósmej klasie. Strzelaliście z procy do puszki.

Teraz sobie przypomniała. Roześmiała się mimowolnie. Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Jej wtedy wychodził prawie każdy strzał, za to Shane trafiał tylko od czasu do czasu. Nawet gdy zamienili się procami, był gorszy. W końcu rzucił procę, oznajmiając, że to głupia zabawa dla dzieci.

Poczuła się urażona i zarzuciła mu, że jest maminsynkiem, który nie umie przegrywać. Shane jeszcze raz sięgnął po procę, ale znowu nie trafił. Cisnął procą w dal i zaklął siarczyście.

– Wrócił do domu zły jak osa – dopowiedział Nick. Wyciągnęliśmy z niego, co się stało. Powiedział też, że wepchnęłaś go do koryta z wodą i kazałaś iść do domu i dobrze umyć buzię. Oświadczyłaś, że jesteś kobietą jak inne dziewczyny i nie życzysz sobie, by klął w twojej obecności.

Dostał wtedy białej gorączki.

Nick zachichotał, Corrie również z trudem powstrzymywała śmiech. Zerknęła z ukosa na Nicka.

– O tym też ci powiedział.

– Mnie i tacie. Nie mogliśmy się opanować, śmialiśmy – się do rozpuku. Od tamtej pory się zmienił, nauczył się przegrywać. No i nie klnie przy damach. Przyjemnie jej było to słyszeć.

– Przed tobą żaden z rówieśników mu się nie przeciwstawił. Ty byłaś pierwszą osobą, która czegoś od niego wymagała.

– Był na mnie wściekły – zamyśliła się. – Tak się wydzierał, że koń omal go nie poniósł. Bałam się, że zaraz przyjedzie twój ojciec i zrobi mi awanturę.

Nick pokręcił głową.

– Ta nauczka tylko mu wyszła na zdrowie. Zrozumiał, czym jest sportowa walka, potem mu się to bardzo przydało. Nadal potrafi zakląć, ale nie robi tego przy paniach.

– Popatrzył na nią ciekawie. – Miał cię wtedy przeprosić.

Zrobił to?

Zaczęła iść w stronę basenu. Uśmiechnęła się do wspomnień. Shane przeprosił ją. Zrobił to szczerze. Zaprosił ją na hamburgera i mleczny koktajl. Od tamtej pory jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Nigdy więcej przy niej nie zaklął i pilnował, by nikt inny tego nie zrobił.

– Przeprosił – odparła, uświadamiając sobie, że zapatrzona w przeszłość, nie odpowiedziała na pytanie. Jednak szczegóły zachowa dla siebie. To jedno z najmilszych wspomnień. Potem wiele razy chodzili razem do kina czy do baru. Nadal jako przyjaciele. – Był świetnym kumplem.

– Pod koniec liceum już chyba kimś więcej.

Poczuła się nieswojo. Do czego on pije? Nawet jego głos ma nieco inne brzmienie.

Rzucił to pytanie, szukając potwierdzenia, że przed laty ją i Shanea coś łączyło? Nawet jeśli kiedyś był o tym przekonany, to te ostatnie lata wyraźnie świadczą, że tak nie było. I nadal nie jest.

Wzruszyła ramionami.

– Nie bardzo wiem, dlaczego sądziłeś, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń – powiedziała cicho, zatrzymując się i spoglądając na niego.

Nick też stanął. Za późno ugryzła się w język. I po co z tym wyskoczyła? Przecież ani przez chwilę nie chciała wracać do tamtej rozmowy sprzed lat.

– A jak jest teraz?

Jego cichy głos brzmiał bardzo poważnie. Zmartwiała. O co właściwie mu chodzi? Po co zaaranżował ten wieczór? Czyżby po to, by wywiedzieć się, co jest między nią a bratem? Nie pozostawi tego tak. Stawi mu czoło.

– Dlatego zaprosiłeś mnie dzisiaj? Żeby się tego dowiedzieć? O to chodzi?

Nick z powagą skinął głową.

– Od tego się zaczęło.

Była poruszona. Odwróciła wzrok. Po co tu przychodziła? Czemu nie trzymała się od niego z daleka?

Wieczór, który jeszcze przed chwilą wydawał się jej cudowny, nagle stracił cały urok. Jak mogła być tak naiwna? Uwierzyła, że jest zupełnie inaczej, że Nick naprawdę dobrze się czuje w jej towarzystwie. Miło mu się z nią rozmawia, ceni sobie jej zdanie. Ile w tym było prawdy?

Pewnie zero. Podprowadził ją zręcznie, mamiąc dobrosąsiedzkimi stosunkami. Uśpił jej czujność, udając zainteresowanie i podbudowując jej samoocenę. Dała się wyprowadzić w pole. Było jej wstyd za siebie.

– Shanea wcale nie miało tu być, prawda? – Coraz trudniej było jej opanować wzbierający w niej gniew.

– Chciałem, żeby był. Szkoda, że nie zdążyłem go uprzedzić. Wtedy nie szukałby rozrywki w mieście. Ale owszem, chciałem zobaczyć was razem. Wtedy o nic nie musiałbym pytać.

Corrie dumnie uniosła brodę.

– Za to ja mam do ciebie parę pytań. I nie boję się ich zadać. Po pierwsze, co to ciebie obchodzi? A po drugie, czemu po prostu nie zapytasz Shanea?

Oczy błysnęły mu groźnie. Trafiła w jego czuły punkt. Ktoś taki jak ona zarzuca mu tchórzostwo. Przynajmniej ma małą satysfakcję. Poza nauką, jaką powinna wyciągnąć.

W sumie nie ma znaczenia, co jej na to odpowie. Bo po dzisiejszym wieczorze mała szansa, by jeszcze kiedykolwiek mieli ze sobą coś wspólnego.

Jego ponura mina przypomniała jej rozmowę sprzed sześciu lat.

– Obchodzi mnie, bo to może mieć wpływ na dalsze losy naszego rodzinnego majątku. Shane nie wypowiada się na twój temat. To sprawa już dawno zamknięta.

Krótka, treściwa odpowiedź. Nic więcej nie musi wiedzieć. Kiwnęła głową.

– Nie wiem, co ja mogłabym mieć wspólnego z waszym majątkiem. Może boisz się, że Shane ożeni się z kimś znacznie poniżej waszego poziomu. Jednak skoro się z tego nie zwierza, to może powinieneś uszanować jego milczenie.

Nie mogła zapanować nad lekkim drżeniem głosu, ale nie przejmowała się tym. Mogła się tylko domyślać, jak wyglądała jego rozmowa z bratem.

– Następnym razem, gdy będziesz chciał się czegoś o mnie dowiedzieć, nie posuwaj się do takich akcji jak dzisiaj, tylko zapytaj wprost.

Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Zawsze ma kluczyki przy sobie, więc może iść prosto do samochodu. Musi stąd odejść, nie chce zostać ani chwili dłużej. Może jak na kobietę za bardzo wyciąga nogi, ale trudno. Nie zależy jej, co Nick sobie o niej pomyśli.

Słyszała za sobą odgłos jego kroków, ale nie odwracała się. Przecinając trawnik, szła do samochodu.

Wskoczyła do auta, włączyła silnik i wcisnęła gaz.

Gdy dotarła do domu, była zdenerwowana i poruszona jak nigdy. Może zareagowała nadmiernie ostro? Może Nick nie jest takim nikczemnikiem? Nie mogła powstrzymać łez.

Ściągnęła klipsy i rzuciła je ze złością. Odbiły się od szafki i upadły na podłogę. Naraz dobiegł ją odgłos podjeżdżającego samochodu. Zatrzymał się z tyłu domu. Tylko znajomi wjeżdżali od tamtej strony. To pewnie Nick.

Włączyła radio i podkręciła głośność. Przez cienką zasłonę widziała wysoką sylwetkę wynurzającą się z ciemności. Mężczyzna zastukał do drzwi. Nie mogła udawać, że tego nie słyszy.

Po co tu za nią przyjechał? Chce przepraszać? Mógł to zrobić od razu. Może ma jeszcze parę rzeczy do powiedzenia. Niekoniecznie miłych.

Choć ona też chętnie mu przygada. Nadarza się sposobność. Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.

Na progu stał Shane. Uśmiech, jaki malował się na jego twarzy, zgasł na widok jej rozgniewanego spojrzenia. Przesunął po niej wzrokiem i potrząsnął głową.

– Hej, Corrie. Wyglądasz jak porcyjka lodów. Waniliowe dżinsy, truskawkowa bluzeczka i czekoladowe włosy.

– Zmierzył ją taksującym spojrzeniem i gwizdnął z uznaniem. – I jesteś wściekła jak diabli, co? – Popatrzył na nią, kiwnął głową. – Z powodu faceta, to jasne. Kto to taki?

Choć może powinienem raczej zapytać, co to za wredny skunks tak cię wkurzył?

Za nic mu nie powie, że jego braciszek. Lepiej żeby nie wiedział, że w ogóle się z nim spotkała. Shane, który zwykle doskonale potrafił ją rozszyfrować, pogubił się, widząc ją w tym nietypowym dla niej stroju. Dlatego wyciągnął błędne wnioski.

– Świat mnie wkurza, kowboju – zbagatelizowała pytanie. Starała się uspokoić oddech. – Ale za chwilę ochłonę.

– Cofnęła się, zapraszając go do środka. – Skąd wracasz?

Shane tymczasem wszedł do kuchni, zdjął kapelusz i położył go na stole. Corrie wyłączyła radio. Gdy był w dzień, nie ściągał kapelusza. To chyba ten jej strój tak na niego podziałał.

Shane zatrzymał się w pół kroku i podniósł coś z podłogi. Klips. Po chwili podniósł drugi. Bez słowa położył je na stole, choć widziała, że zżera go ciekawość.

– Przejechałem się do miasta zobaczyć, co się zmieniło. Wpadłem na chwilę do nowego baru przy autostradzie.

– Zarumieniła się pod jego uważnym spojrzeniem. – Byłaś tam już?

Chce z niej coś wyciągnąć? Nie powinna mieć mu tego za złe po tym, jak pozbierał z podłogi klipsy. Od razu się domyślił, że jest wściekła na faceta.

– Nie chodzę po piwnych spelunach – rzekła, a Shane zachichotał.

– Corrie, nie przesadzaj. Podają piwo, ale to całkiem przyjemne miejsce. Mają tam inne napoje, bezalkoholowe też, nawet w dużym wyborze. Jest także duży parkiet, a do tańca przygrywała kapela country. Pomyślałem, że namówię cię na tańce.

– Nie tańczę.

Shane się uśmiechnął.

– Ale ja tak, Panno Zrzędo. I chętnie cię pouczę, jeśli przestaniesz tak na mnie burczeć. – Znowu przesunął po niej spojrzeniem. – Chociaż nie, cofam te słowa. Możesz sobie mruczeć, ile chcesz, a ja i tak cię będę uczyć.

Ruchem głowy wskazał na jej bluzkę.

– Ładnie ci w różowym – rzekł i uśmiechnął się szerzej.

– Wreszcie doczekałem dnia, że Corrie Davis włożyła obcisłe białe dżinsy. – Przesunął wzrok niżej. – I sandałki. Masz śliczne paluszki. Pewnie teraz ciągle je pokazujesz.

Z wrażenia nie mogła wydobyć z siebie głosu. Była tak zła na siebie i swoją głupotę, że teraz te komplementy działały na nią jak balsam. Shane mówi szczerze, tego jest całkowicie pewna.

Shane podniósł wzrok, zatrzymał go na chwilę, wyraźnie zachwycony jej kobiecą sylwetką.

– Teraz potrzeba ci tylko jednego. Pasa z dużą klamrą, która podkreśli twoją wąską talię. Nie z taką malutką klamerką – dodał, wskazując na jej pasek. – Ta będzie w sam raz… – Zaczął natychmiast odpinać swój pas z wielką złotą klamrą mistrza rodeo. – Mój pas będzie na ciebie za długi – rzekł, odpinając klamrę.

Impulsywnie złapała go za ręce.

– Shane, nie! Nie zdejmuj tej klamry!

Ich spojrzenia się skrzyżowały. Znieruchomiała, głos uwiązł jej w gardle. Shane ujął jej dłonie. Stali blisko, jej ręce opierały się o jego mocny tors.

Nagle coś się zmieniło, Shane się zmienił.

– Corrie, chciałbym bardzo, żebyś to dziś włożyła – rzekł cicho.

– Nie mogę. To twoje trofeum. Nigdzie nie pójdę, jeśli nie włożysz go z powrotem.

Wygiął usta w uśmiechu.

– Czy mam przez to rozumieć, że pójdziesz dziś ze mną na tańce?

Oczy zapiekły ją nagle, nie wiadomo dlaczego.

– Nie… nie wiem. Ale proszę, zabierz ten pas. Zapracowałeś sobie na tę klamrę. Toby nie było w porządku, gdyby nosił ją ktoś, kto nie jest mistrzem rodeo. Ja nie jestem – dodała żartem, próbując rozładować atmosferę. – Zapytaj źrebaka, który mnie rano zrzucił.

Cisza z każdą sekundą gęstniała. Patrzyli sobie prosto w oczy.

– Jesteś mistrzynią, Corrie – odezwał się wolno, a jej łzy napłynęły do oczu. – Ale byłem głupi – ciągnął. – Dlaczego wcześniej tego nie widziałem?

Corrie zaśmiała się nerwowo, potrząsając głową. Za nic nie chciała się rozpłakać.

– Czy pochlebstwo jest jedną z konkurencji rodeo? Nie wiedziałam.

– Nie, madame. Pochlebstwo jest nieszczere. A ja składam hołd. To wielka różnica.

Popatrzyła na swoje dłonie. Gdyby dało się cofnąć czas i wrócić do dzisiejszego poranka. Wszystko było proste i nudne. Ale odkąd pojawił się Shane, nie umie się odnaleźć. Tyle się zmieniło, wszystko się jej wymyka spod kontroli.

Shane odłożył pas i klamrę na stół, a potem ujął palcami jej twarz i uniósł ją wyżej.

Zdążyła jeszcze zobaczyć roziskrzone spojrzenie jego niebieskich oczu. Powoli opuścił głowę.

– Shane, nie… – wydusiła, ale jego usta delikatnie dotknęły jej warg, tłumiąc protest. Jeszcze raz musnął jej usta.

Leciutko, zmysłowo…

Ogarnęło ją przerażenie. Co teraz powinna zrobić? Oddać pocałunek? Zacisnąć usta? Może odwrócić głowę? Wybawił ją, odsuwając się nieco.

– Całuję dziewczynę innego? – zapytał chropowatym głosem.

Zaskoczył ją tym pytaniem.

– Nie, skądże – odparła bez namysłu. – Jasne, że nie.

– Jasne, że nie? – Zaśmiał się. – Jak mam to rozumieć?

W jego głosie brzmiała ledwie słyszalna nuta niedowierzania. Zrobiło się jej przykro. Musi to przerwać. Jeden Merrick już dzisiaj dobrze ją podszedł. I nie wiadomo, co knuje drugi.

Nick zasiał w niej wątpliwości co do mężczyzn. Wszystkich, łącznie z Shaneem. Shane jest przyjacielem, ale z nim też musi uważać. Może błędnie odczytać jego intencje. Za dużo sobie obiecywać. Dla niego takie buziaki to nic nadzwyczajnego, stale się całuje.

Cofnęła się. Chciała uwolnić ręce z jego uścisku, ale nie puszczał jej. Nie mogła spojrzeć mu w oczy.

– To był trudny dzień – powiedziała. – Jestem taka zmęczona, że ciężko mi zebrać myśli.

Znowu się roześmiał.

– To nie z powodu zmęczenia, skarbie. Tylko od całowania. Jeśli myślisz, że to nie dlatego, chętnie powtórzę.

Uśmiechnęła się. Nie odmawia mu doświadczenia w tych sprawach. Trochę tylko trudno pogodzić się, że wszystko jest takie przewidywalne.

– Cieszę się, że wróciłeś do domu. I że wpadłeś do mnie.

Tak dawno się nie widzieliśmy.

Zmusiła się, by na niego popatrzeć. Ile by dała, żeby już sobie stąd poszedł! Miała przed oczami obrazy sprzed lat, gdy oboje chodzili do szkoły. Rozkleja się.

Ten pocałunek nadał ich przyjaźni nowego znaczenia. Coś się zmieniło. Miała tylko nadzieję, że nie popsuje ich przyjaźni. Teraz pada z nóg. Marzy, by się położyć.

Shane popatrzył na nią, jakby się czegoś spodziewał, ale w końcu ją puścił. Cmoknął w policzek i wyszedł.

Wzięła ze stołu klipsy. Przez moment zastanawiała się, czy je wyrzucić do śmieci. Ostatecznie zgasiła światło, zabrała klipsy i poszła na górę.

Загрузка...