Po drodze ostrzegałem obie panie, by nic nie mówiły. Dylan ściskała dłoń Sandy i moją.
— Nie martwcie się — mówiła spokojnym głosem. — Wiedziałam, co robię i nawet teraz tego nie żałuję. Miałam przecież pięć lat prawdziwego życia. A teraz może jest kolej na kogoś innego.
— Nie mów w ten sposób! — zganiłem ją. — To jeszcze nie koniec świata.
— Mojego tak — wyszeptała.
Na posterunku, mieszczącym się w Budynku Municypalnym, zabrano obydwie kobiety do małego pokoiku, gdzie zbadano ich karty i prześwietlono mózgi. Nie wolno mi było tam wejść; chodziłem więc nerwowo w tę i z powrotem po małej poczekalni. Nawet wspomnienie polowania na borki zbladło w porównaniu z tym, co teraz czułem. Było to uczucie największego przygnębienia, jakiego zdarzyło mi się kiedykolwiek doświadczyć. Po około pół godzinie pozwolono mi zobaczyć się z Dylan na kilka chwil, podczas gdy policjanci zajmowali się swoimi rutynowymi sprawami związanymi z zatrzymaniem podejrzanych. Sandę przetrzymywano w oddzielnym pomieszczeniu, tak więc nie miałem okazji jej zobaczyć.
— No cóż, to już koniec — westchnęła.
— Hm? Co chcesz przez to powiedzieć?
— Czaili się na mnie, Qwin. Podejrzewam, iż przez całe ostatnie pięć lat. Nie akceptowali tego, że udało mi się wyrwać z kręgu macierzyństwa, więc jedynie czekali na okazję. Urzędniczka w biurze — znam ją osobiście, pracuje tam prawie tak długo jak ja — była ich informatorką. Mieli coś na nią. Jakieś drobne przestępstwo, czy coś w tym sensie, a miała zbyt mierne umiejętności, by być użyteczna gdzie indziej. Musiała więc mnie nakryć; w przeciwnym razie po osiągnięciu odpowiedniego wieku zostałaby zesłana do kopalni.
Kręciłem głową z niedowierzaniem. — Pięć lat?
Skinęła potwierdzająco głową. — Potrzebny im był przykład. Za dużo było gadania i pomruków w środowisku matek, odkąd ja się stamtąd wydostałam. Byłam dla nich symbolem nadziei… i wiedziałam o tym. Władze musiały mnie dopaść, niezależnie od tego, ile miałoby to im zabrać czasu. Powiedzieli mi, że mój profil psychologiczny wskazywał, że wcześniej czy później zrobię to, co właśnie zrobiłam, i najwyraźniej mieli rację.
— I co teraz? — spytałem, jednocześnie zaniepokojony i wściekły na system, który zdolny jest czekać tak długo, żeby kogoś unicestwić.
— Wyrok — odpowiedziała. — Świadkowie, policjanci i badanie mózgu automatycznie udowodniły winę.
Umysł mój pracował z maksymalną szybkością. — Kto wydaje wyrok? Jaka jest jego ranga?
— Profesjonalny skład sędziowski. Trzynastoosobowy. Zgodnie z harmomogramem mam się przed nim stawić za niecałą godzinę. Na ogól nie wydają werdyktów o tak późnej porze, ale dla mnie czynią wyjątek.
Przebiegałem w myślach wszystkie ważne osobistości, które znałem. — Czy mógłbym do kogoś zadzwonić? Do kogoś, kto byłby w stanie wstawić się za wami?
Pokręciła przecząco głową. — Nie sądzę. Być może później, ale nie teraz. Nie znamy jeszcze wyroku… a może być praktycznie każdy. Wiem jedynie, że od dawna to zaplanowano. — Spojrzała mi w oczy. — Nie obwiniaj się! Zrobiłam to całkowicie z własnej i nieprzymuszonej woli. Cała odpowiedzialność spoczywa na mnie.
— Ale ja ci na to pozwoliłem.
Uśmiechnęła się, lecz był to jedynie cień uśmiechu. — Wiesz dobrze, że nie mógłbyś mnie powstrzymać.
— Czy pozwolą mi tam wejść? Czy zechcą wysłuchać oświadczenia na temat okoliczności łagodzących?
Wzruszyła ramionami. — Nie wiem.
Czekaliśmy w nerwowym podnieceniu na wywołanie jej nazwiska.
Sala wyroków przypominałaby zwykłą salę sądową, gdyby nie obecność trzynastu mężczyzn i kobiet w czarnych togach siedzących za półkolistym stołem. Ponieważ mikrofon stał tylko przed jednym z nich, było oczywiste iż jest on przewodniczącym składu sędziowskiego. Pozwolono mi wejść do środka, usiadłem więc i w tym momencie zobaczyłem Sandę siedzącą na krześle w pierwszym rzędzie, podczas gdy pozostałe rzędy krzeseł były puste. Wyglądała, jak gdyby popłakiwała przed chwilą, choć w tej chwili robiła wrażenie całkowicie spokojnej.
— Państwo kontra Dylan Zhang Kohl — wyrecytował śpiewnie przewodniczący, zupełnie jak gdyby rozpoczynał całą serię podobnych spraw. — Proszę podsądną, żeby wstała i podeszła do stołu sędziowskiego.
Dylan bez wahania zrobiła, co jej kazano, patrząc przy tym przewodniczącemu wprost w oczy. Brawo, moja dziewczyno! — pomyślałem sobie w duchu.
— Dylan Zhang Kohl, uznano cię winną, na podstawie dowodów uznanych przez nas za prawdziwe i niezaprzeczalne, celowego i świadomego pogwałcenia Paragrafu 623,5 Cerberyjskiego Uniwersalnego Kodeksu Karnego, Czy są jakieś powody, dla których można by wyrok odroczyć lub go złagodzić?
— Nie, Wysoki Sądzie — powiedziała stanowczo. Przeklinałem pod nosem, kręcąc się jak szalony na swoim krześle. Dwukrotnie w ciągu jednego dnia odczuwałem lęk i dwukrotnie doświadczyłem uczucia całkowitej bezsilności.
— Niech Sanda Tyne podejdzie do stołu sędziowskiego.
Sanda, drobniutka i zdenerwowana, stanęła obok Dylan. Zauważyłem, iż Dylan ujęła dłoń Sandy i ścisnęła ją jak gdyby dla dodania jej odwagi.
— Sando Tyne, stwierdziliśmy, że celowo i świadomie pogwałciłaś artykuły syndykatu odnoszące się do Domu Akeba. W świetle dowodów uznaliśmy ten fakt za prawdziwy i niezaprzeczalny. Czy są jakieś powody, dla których można by wyrok odroczyć lub złagodzić?
— Ja ją do tego namówiłam — powiedziała Sanda odważnie. — Bez przerwy ją do tego namawiałam. To wszystko moja wina!
— Rozważyliśmy wszystkie okoliczności, włącznie z waszym profilem psychologicznym. Jeden z podstawowych artykułów kodeksu, uwzględniający historię naszej planety i jej założycieli, powiada, że nie można osądzać aktu przestępstwa w izolacji, ale powinien on być osądzany w kontekście społecznym. Możesz, na przykład, iść do jednego z prywatnych banków i prosić o tysiąc jednostek, nie posiadając ani kredytu, ani zastawu, ani żadnych widocznych możliwości spłaty takiej pożyczki. Jeśli bank mimo to udzieli ci pożyczki, a ty jej nie spłacisz, cała odpowiedzialność spadnie nie na ciebie, ale na bank. Być może pieniądze te były ci bardzo potrzebne, być może były sprawą życia lub śmierci i tak to też przedstawiłaś pracownikowi banku. Urzędnik ten może okazać ci współczucie, ale powinien odmówić udzielenia pożyczki, bowiem mogłaby ona narazić na straty jego pracodawcę, a tym samym depozytariuszy banku, i w rezultacie państwo. Każdy, kto wpłacił w dobrej wierze pieniądze do tego banku, zapłaciłby za ten błąd.
— Załóżmy jednak, iż urzędnik ów wzruszył się twoją prośbą i zaaranżował ci dostęp do automatu, tak żebyś mogła ukraść te pieniądze. Ponieważ jesteś zdesperowana, czynisz to, popełniając tym samym przestępstwo. Kto jednak popełnia większe przestępstwo? Ten, kto kradnie, czy ten, kto do takiej kradzieży dopuszcza? Ten sąd uznaje wymienioną powyżej zasadę, uświęconą naszymi prawami i tradycjami, i stosuje ją, ferując wyrok także w niniejszej sprawie. Po zapoznaniu się z twoim profilem psychologicznym, uznajemy cię, Sando Tyne, za stronę drugoplanową w tym przestępstwie, bowiem nie byłaś ani pasażerem na gapę na tym statku, ani nie weszłaś na jego pokład bez zezwolenia kapitana.
— Ten sąd zbadał wszystkie dostępne dane i uzgodnił werdykt, który uważa za słuszny i sprawiedliwy. Wyrokiem tego sądu wy dwie wymienicie swe ciała i zostaniecie w nich na stałe. Ponadto, ty, Dylan Kohl, przejmiesz obowiązki ciała Tyne, a tym samym odejdziesz od poprzedniego zawodu i nie podejmiesz żadnej nowej pracy. W związku z twoim profilem psychologicznym, kierujemy cię do Kliniki Psychologii Publicznej gminy Mediam w celu poddania się zabiegom przepisanym przez ten sąd dla dobra twojego i dla dobra publicznego.
Skoczyłem na równe nogi.
— Nie możecie zamienić mojej żony w roślinę! — wrzasnąłem.
Sędzia zamilkł, a cała trzynastka obdarzyła mnie najbardziej nieprzychylnym spojrzeniem, z jakim się kiedykolwiek w życiu spotkałem. Trudno, teraz to już całkiem zawaliłeś tę sprawę, powiedziałem sobie, ale nareszcie było mi wszystko jedno.
— Czy jesteś mężem więźniarki Dylan Kohl?
— Tak, jestem i…
— Milczeć! W przeciwnym razie każę cię stąd usunąć i postawię w stan oskarżenia! — Przerwał na moment, sprawdzając, czy rzucę mu wyzwanie, ale ja zdołałem się opanować i odzyskałem nad sobą kontrolę.
— Proszą pozwolić sobie wyjaśnić, drogi panie — ciągnął zdecydowanym i pełnym satysfakcji głosem — że czasy, kiedy tak postępowano, z wyjątkiem przypadków autentycznie ekstremalnych, należą już do przeszłości. Dla pańskiego dobra zarysuję z grubsza i wyjaśnię, o co tu chodzi.
— Bardzo proszę — omal błagałem, drżąc cały.
— Mamy podstawy przypuszczać, iż profil psychologiczny Dylan Kohl wskazuje na możliwość samobójstwa. Zapobieżemy temu, tak jak i innym aktom potencjalnie groźnym dla niej samej i dla innych. Wszystko, co uczynimy, służyć będzie ochronie, tak jak w tym przypadku, lub też wymuszeniu wykonania wyroku. Jej pamięć, osobowość i swoboda poruszania się nie będą ograniczone, ponieważ nie wchodzą one w zakres kary. Czy to cię satysfakcjonuje?
Nie zadawalało mnie to bynajmniej, lecz cóż miałem powiedzieć? Pozostała jeszcze jedna możliwość, skoro sędzia był skłonny mnie wysłuchać.
— Wysoki Sądzie, jesteśmy sobie poślubieni i kochamy się. Czy nie mogłaby wobec tego mieszkać i żyć ze mną? Mimo posiadania innego zawodu, zna ona moje sprawy zawodowe lepiej niż ja sam i mogłaby wnieść duży wkład w zarządzanie tą filią, nie narażając przy tym ani firmy, ani państwa na żadne dodatkowe koszty, szkoda byłoby zmarnować jej umiejętności.
Zobaczyłem, że sędziowie zaczęli szeptać pomiędzy sobą, aż szepty te niby rozchodząca się fala dotarły do przewodniczącego. Wyglądał na nieco zdumionego i niepewnego, ale rozważył to, co usłyszał, po czym zwrócił się ponownie do mnie.
— Moi koledzy wydają się, do pewnego stopnia, zgadzać z twoją sugestią. Biorąc pod uwagę istniejący między wami stosunek, będący zresztą rzadkością na tej planecie, niektórzy spośród moich uczonych kolegów uważają, że wyrażony w kategoriach bezwzględnych werdykt ukarałby ciebie, a ty przecież nie byłeś o nic oskarżony. Co więcej, wygląda na to, niezależnie od tego, jak bezduszne może wydawać się nasze społeczeństwo, ciągle jeszcze zawiera w sobie pewną liczbę romantyków. Pozwól, że cię zapytam. Czy posiadasz tedy zdolność do płodzenia dzieci?
— Powiedziano mi, że tak — odpowiedziałem. — Choć moje ciało jest częściowo produktem inżynierii genetycznej, to jednak pochodzi ono z pogranicza.
Nastąpiła ponowna wymiana zdań, ponowne szepty, kiwanie głowami i gestykulacja. Wreszcie przewodniczący składu sędziowskiego oznajmił:
— Wierzymy, iż znaleźliśmy słuszne rozwiązanie tego problemu, takie, które pozostaje w zgodzie z naszą historią i zarazem najlepiej służy interesom sprawiedliwości. Jest ono wyjątkowe w swej naturze, ale uważamy, że nawet jeśli wprowadzi ono precedens prawny, to będzie on rzadko wykorzystywany, jeśli się weźmie pod uwagę okoliczności sprawy. Dlatego niniejszym przypisujemy więźniarkę do Syndykatu Rodzicielek i Wychowawczyń, poddajemy ją wszystkim obowiązującym tam kodeksom, regułom artykułom i przepisom, ale jednocześnie oddajemy ją tobie, a nie żadnemu konkretnemu Domowi, na tak długo, jak zechcesz, pod następującymi warunkami:
— Po pierwsze, że ty sam nie spowodujesz pogwałcenia przez więźniarkę któregokolwiek z owych kodeksów, reguł, artykułów i przepisów. Po drugie, że będziesz spełniał obowiązki, które w normalnych warunkach należą do Domów, to znaczy, będziesz ją zapładniał lub takie zapłodnienie aranżował, w sytuacji gdy nie potrafi ona dopełnić wymagań ilościowych. Po trzecie, że przyjmiesz na siebie absolutnie wszelkie obciążenia finansowe i zobowiązanie, że więźniarka nie będzie posiadała żadnego kredytu, żadnych pieniędzy i żadnej własności w sensie prawnym, z wyjątkiem rzeczy, których sam jej dostarczysz. Wszelkie wspólne aktywa na wasze nazwiska, lub tylko na jej nazwisko, zostaną przeniesione na ciebie, jej karta zostanie unieważniona i nie będzie mogła być użyta ani do zakupów, ani do innych transakcji, co uczyni podsądną całkowicie uzależnioną od ciebie. Po czwarte, zostanie ona poddana twej władzy i będzie wypełniała wszelkie obowiązki wskazane przez ciebie, a pozostające w zgodzie z zasadami, kodeksami, artykułami i warunkami wspomnianymi powyżej. Po piąte, jeślibyś kiedykolwiek zrezygnował z jej towarzystwa i usług, musi ona natychmiast zgłosić się do najbliższego Domu, który w tym momencie przejmie nad nią władzę. Czy rozumiesz te warunki?
— Tak, Wysoki Sądzie. — I rozumiałem niewątpliwie. Był to najbardziej upokarzający i upodlający wyrok ze wszystkiego, co w życiu słyszałem, wyrok, jaki mógł zapaść jedynie na tej podłej planecie. Była to w istocie najgorsza kara, jaką jej mogli wymierzyć, biorąc pod uwagę jej niezależnego ducha. Nagle zredukowano ją nie tylko do statusu przedmiotu, własności Domu Akeba, ale do statusu niewolnicy. Niemniej musiałem na to przystać, bowiem w tych okolicznościach był to najlepszy z możliwych układów. Jednak pewnego dnia, Cerberze, zmienię ten układ. Naprawię go i odpłacę ci. Być może i złamią ją chwilowo. Ale to doda mi jedynie sił, by złamać ten przeklęty i zgniły system.
— Niniejszym wyrok na Dylan Zhang Kohl został wydany i uprawomocniony — mówił sędzia. — Więźniarka pozostanie w areszcie i wyrok zostanie wykonany tak szybko, jak to tylko będzie praktycznie możliwe, w ciągu kilku najbliższych godzin. Zwolnienie nastąpi jutro o godzinie dziesiątej rano, kiedy to zostanie przekazana pod twoją opiekę, Qwin Zhangu.
Skinąłem głową i usiadłem.
— Sando Tyne — kontynuował sędzia — zostaniesz osądzona i zamknięta w ciele, które teraz należy do Dylan Kohl. Zostaniesz następnie poddana procesowi dostosowania psychologicznego w Klinice Psychologii Publicznej gminy Medlam, tak jak nakazał to sąd, i zostaniesz zredukowana do statusu żebraka. Jakiekolwiek zatrudnienie zostanie ograniczone do najczarniejszych zajęć Klasy U, z minimalną dopuszczalną przez prawo zapłatą. Wyrok ma być wykonany tak szybko jak to możliwe, nie później jednak niż godzina dziesiąta jutrzejszego przedpołudnia. Sąd ogłasza przerwę w rozprawach. Więźniarki zameldują się w pokoju sędziowskim, gdzie otrzymają wyrok na piśmie.
Cała trzynastka opuściła gęsiego salę rozpraw, a policjant zabrał obie kobiety i wyprowadził je przez drzwi znajdujące się z boku podwyższenia, na którym stał stół sędziowski. Żadna z nich nie spojrzała w moim kierunku.
Szczerze mówiąc, bardziej martwiłem się o Dylan niż o Sandę. Jako szef Hroyasail mogłem tę drugą zatrudnić, mimo ograniczeń dotyczących zapłaty i stanowisk, tak że nie czekałby ją los innych należących do klasy żebraczej — bilet w jedną stroną na Momrath. Niepokoiło mnie jedynie, że jej obecność w tym ciele mogłaby irytować Dylan.
Następnego dnia, o godzinie dziesiątej rano, czekałem niecierpliwie w holu Budynku Municypalnego. Nie musiałem jednak czekać długo. Wkrótce ujrzałem moje obie panie, wyglądające prawie normalnie, zdążające w moim kierunku. Zatrzymano je na chwilę, kazano coś podpisać i wręczono jakieś karty.
Dylan, w szczupłym ciele Sandy, podeszła pierwsza. — Witaj — odezwała się cichutkim głosem.
— Witaj i ty — odpowiedziałem całując ją. — Czy było bardzo źle?
— Nie za bardzo. Większości zresztą nie pamiętam. To najgorsze mam dopiero przed sobą. Nie mogę uwierzyć, że te dranie po prostu mnie tobie dały!
— Nie stworzyli w ten sposób żadnego precedensu — powiedziałem jej. — Z tego, co wiem, to samo robi się dla bossów syndykatów i dla Laroo. Niektórzy z nich maja prywatne haremy, męskie i żeńskie. Jest to zgodne z ich podstawową zasadą — ty jesteś właścicielem swego umysłu, ale państwo jest właścicielem wszystkich naszych ciał.
— Być może. Jednak oni są właścicielami również i kawałka mojego umysłu. Nie pominęli niczego, by mnie całkowicie upokorzyć. Nie jestem w stanie wyrządzić ani sobie, ani nikomu innemu krzywdy fizycznej. Ich psychiatrzy tak przenicowali mój mózg, że praktycznie będę w rui jak jakieś zwierzę, by zgodnie z ich harmonogramem zachodzić w ciążę. Nie mogę nawet opuścić twojej osoby bez pozwolenia, a jeżeli zostawisz mnie w mieszkaniu, nie wolno mi z niego wychodzić. Nie jestem nawet w stanie postawić stopy na pokładzie statku, nawet gdy jest w porcie i to niezależnie od tego, czy mam na to pozwolenie czy też nie.
— Tak bardzo mi przykro. Ułatwię ci to wszystko tak dalece, jak tylko potrafię — uspokajałem ją.
Uśmiechnęła się blado. — Wiem, że się będziesz starał. Powiedziałam ci przecież już przedtem, że z własnej woli podjęłam to ryzyko. Tym razem mieliśmy pecha. Popatrz jednak i na jaśniejszą stronę tej sytuacji: nie będziesz musiał zamartwiać się moim ewentualnym samobójstwem, a poza tym te dranie zmieniły mnie w młodocianą erotomankę przeznaczoną tylko dla ciebie.
— Nie prosiłem o to.
— Wiem. — Odwróciła się. — Otóż i Sanda.
Nasza przyjaciółka wyglądała na autentycznie przygnębioną, przepełnioną poczuciem winy — winy, o której wiedziałem, że będzie się pojawiać za każdym razem, kiedy spojrzy na Dylan i za każdym razem, kiedy spojrzy w lustro. Skrzywdziła swojego idola i to stanowiło dla niej największą karę.
Dylan objęła ją i uściskała serdecznie. — Nie rób sobie wyrzutów! Nie czuj się winną! Nie musisz już mieć dzieci i nie będziesz więźniarką! I ciągle jesteśmy razem! — Zwróciła się do mnie: — Możesz znaleźć dla niej jakieś zajęcie, prawda?
Skinąłem głową, odczuwając pewną ulgę. — Naturalnie. — Rozejrzałem się. — Chodźmy już stąd.
Wyszliśmy na słońce i na morską bryzę, a ja przywołałem taksówkę, która zawiozła nas do portu. Kiedy wysiedliśmy, Dylan spojrzała na stojący opodal Dom Akeba.
— Jest jeden nakazany mi obowiązek, który muszę wypełniać niezależnie od swej woli — powiedziała. — Muszę w najbliższym czasie udać się do Domu Akeba i tam wobec zgromadzenia wszystkich kobiet opowiedzieć, co mi się przydarzyło i potępić w ich obecności moje zbrodnie. Będzie to dla mnie najcięższe z tych wszystkich przeżyć.
Weszliśmy do naszego starego, przyjaznego mieszkania. — Możesz się umówić już teraz i mieć to z głowy — powiedziałem, wskazując na telefon.
Podeszła do aparatu, wyjęła swą kartę, wsunęła ją do otworu i czekała. Nic się nie wydarzyło. Westchnęła i zwróciła się do mnie.
— Musisz za mnie uzyskać to połączenie. Bez kredytu nie mogę nawet wykonać prostej rozmowy telefonicznej — powiedziała zmęczonym głosem.
Usiłowałem ją pocieszyć, — Dopadnę Laroo i zniszczę ten przegniły system. Pewnego dnia będziesz znów wolna i swobodna na szerokich wodach. Przysięgam.
I zamierzałem uczynić absolutnie wszystko, by również i ona w to uwierzyła.