ROZDZIAŁ V

– Chwileczkę! – zawołała Dida, która przez cały czas siedziała w pobliżu podium. – Słuchałam historii Runego z takim zainteresowaniem, że całkiem zapomniałam zapytać, gdy była o tym mowa. Chodzi o flet, o tamten pierwszy, który nasz straszny przodek dostał od Shamy.

– Tak? I co chciałabyś wiedzieć? – zapytała Tula.

– Przez cały czas w Dolinie Ludzi Lodu tkwiło we mnie jakieś dziwne przekonanie, dotyczące tego fletu, ale nie wiedziałam, co to takiego. I nagle uświadomiłam to sobie dzisiejszej nocy: ten flet miał moc przywracania do życia! Pomyślcie, ile różnych wspaniałych rzeczy moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy sobie wtedy zdawali sprawę, że… Może mogłabym odzyskać moje zaginione dzieci, i wszyscy inni, którzy przez wieki utracili swoich ukochanych, mogliby po prostu dmuchnąć w flet…

Wstał Tengel Dobry.

– Brzmi to bardzo kusząco, Dido, są jednak w tym pomyśle pewne braki. Bo, po pierwsze, był to flet Tengela Złego, on zaś powinien spać jak najdłużej. Grając na flecie natomiast obudzilibyśmy przede wszystkim jego. Po drugie, flet zginął w Eldafordzie, zanim ty dorosłaś na tyle, by móc coś zrobić, Dido. Po trzecie wreszcie, nie zawsze jest dobrze budzić umarłych do życia. Nie! Myślę, że najlepsze jest to, co się stało, to znaczy że Shira zniszczyła flet po drodze z Eldafordu.

– Nie wiemy zresztą, ile ludzi ten flet mógłby obudzić – dodał Heike. – Moglibyśmy sprowadzić na świat wielkie nieszczęście.

– Ale, o rany! Ile cudów można by dokonać za pomocą takiego fletu! – wykrzyknęła Sol klaszcząc w dłonie.

– Cieszę się, że nie wpadł w twoje ręce – powiedział Tengel Dobry sucho.

– Masz rację, ale myśl jest kusząca – broniła się Sol.

Po tej krótkiej wymianie zdań na sali ponownie zaległa cisza. A wtedy głos zabrała Tula:

– Jak wiecie, Ludzie Lodu mają dziś u siebie wielu gości i sojuszników. Musieli oni długo czekać…

Długo? zastanawiał się Gabriel. Prawie nie zauważał upływu czasu, miał wrażenie, że spotkanie w Górze Demonów trwa nie dłużej niż godzinę.

Tula mówiła głośno:

– Najwyższa Rada wzywa Tamlina z rodu Demonów Nocy i Demonów Wichru, rycerzy Czarnych Sal.

Oj, pomyślał Gabriel. Oj, oj!

Na podium wszedł młody mężczyzna, Gabriel nie spuszczał z niego oczu. Fascynujący człowiek! Był bowiem teraz bardziej człowiekiem niż demonem, Gabriel jednak wiedział, że dawniej była to istota zielonkawym kolorze, wyposażona w ogon, szpony, wężowy język i… W dalszym ciągu można było dostrzec zielonkawy połysk na skórze i we włosach. Rysy twarzy z tymi podłużnymi oczyma sięgającymi aż do skroni wyraźnie wskazywały, że nie ma się tu do czynienia ze zwyczajnym śmiertelnikiem. Obrazu dopełniały spiczaste uszy wystające spod lekko kędzierzawych włosów. Gabriel zwrócił uwagę, że Tova ukradkiem poprawiła fryzurę. Na ogół nie pamiętano, że ona również ma uszy trolla, które ukrywa pod włosami. Wszyscy w rodzinie o tym wiedzieli.

Ku scenie krokiem lunatyczki szła Christa. Nie była w stanie oderwać od Tamlina wzroku.

– O tej chwili marzyłam od dawna – mówiła niemal bezgłośnie. – Tęskniłam do niej, fantazjowałam na temat, jak to będzie…

Tamlin zrobił parę kroków w jej stronę. Z głębi sceny wyłoniła się jeszcze jedna postać i również się do nich zbliżała; Vanja, która tu już raz była tej nocy.

– Jesteś jeszcze piękniejszy, niż sobie wyobrażałam – powiedziała Christa. – Ty wiesz, kim ja jestem, prawda?

– Oczywiście – uśmiechnął się Tamlin. – Ja również tęskniłem do tej chwili. I twoja mama…

Wyciągnął rękę, którą Vanja ujęła w dłonie. Oboje przytulali swoje jedyne dziecko, które wyglądało starzej niż oni. Ale przecież oni są nieśmiertelni.

– Ojcze – wykrztusiła Christa przez łzy. – Nareszcie mogę tak kogoś nazywać i wierzyć w to, co mówię.

– Nie mogliśmy towarzyszyć ci w życiu – powiedział Tamlin – lecz nieustannie byłaś w naszych myślach. Marco zapewniał nas, że jest ci dobrze. Czy mogłabyś poprosić tu swego syna?

Nataniel przybiegł natychmiast.

– Myśmy się już kiedyś spotkali, dziadku – powiedział bezceremonialnie do Tamlina. – Pamiętasz?

– Pamiętam. Nad Dan-no-ura – potwierdził tamten z uśmiechem. – Wplątałeś się wtedy w niezłą kabałę. Ale że też wiedziałeś, kto za tobą siedzi! Jak się tego domyśliłeś?

– Widziałem twoje ręce. Mieniły się zielonkawo. Ale pewny nie byłem, zgadywałem tylko. Dziękuję ci za pomoc!

Tamlin wziął wnuka w ramiona i przytulił mocno i serdecznie.

– Jesteśmy z ciebie dumni, Vanja i ja – powiedział.

– Dlaczego? – zapytał Nataniel zdziwiony. – Przecież niczego jeszcze nie dokonałem.

– Po prostu niewiele wiesz sam o sobie.

Tula znowu wkroczyła na podium.

– Musimy kończyć tę rodzinną idyllę – powiedziała. – Wracajmy do spraw. Tamlinie, my uważamy cię za członka naszej rodziny. Podobnie jak wszystkich, który się, że tak powiem, do nas wżenili. Co robiłeś po tym, kiedy oboje z Vanją opuściliście ziemię?

Uśmiechnął się szeroko, a wszyscy raz jeszcze pomyśleli, jak bardzo jest czarujący.

– Czekałem na tę chwilę – powiedział ciepło. – I przygotowywałem się do walki. Tengel Zły dostanie za wszystko, co robił wam, co zrobił Demonom Nocy i za to, co zrobił mnie. Uczynił mnie swoim niewolnikiem i chciał kiedyś unieszkodliwić na skraju Lodowej Doliny. Moja długa emigracja w pustej przestrzeni to też z jego powodu. Zapewniam was, że macie we mnie gorącego i zdecydowanego na wszystko sojusznika.

– Będziesz nam bardzo potrzebny!

– Poza tym jednak wiodło mi się znakomicie w Czarnych Salach, gdzie przebywałem razem z Vanją. A Marco był dla mnie niczym brat.

– Wspaniale! Sądzę zatem, że możemy pozostać przy rodzinie. Przy twojej rodzinie, Tamlin.

Tula zwróciła się ku sali:

– Nie wiem, czy kiedykolwiek policzyliście czarne anioły? Było ich dziesięć, a ponadto dziesięć przemienionych w wilki. Najwyższa Rada pozwoli również, by dwadzieścia Demonów Wichrów uczestniczyło w dzisiejszym spotkaniu, a później brało udział w walce z największym wrogiem świata. Rada wzywa ojca Tamlina, Tajfuna z rodu Demonów Wichrów, wraz z jego dziewiętnastoma wybranymi krewnymi!

Serce biło Gabrielowi tak, że z trudem oddychał. Spojrzał w górę i zobaczył coś bardzo dziwnego. W stronę podium zmierzał ktoś, kogo początkowo nie umiał zidentyfikować. Szumiało i świstało, jakby tłumione porywy wichru tańczyły wokół kilkunastu postaci, które przypominały postrzępione, na wpół przezroczyste chmury. Po chwili znalazły się w kręgu światła i Gabriel mógł im się przyjrzeć dokładniej. Były, jeśli tak można powiedzieć, nieco bardziej zwartej konsystencji, niż początkowo sądził, kształty widać było wyraźnie, rysy twarzy też zaznaczały się ostro. Zdawało się przy tym, że przez cały czas znajdują się w jakimś wirowym ruchu, jakby przewiewane wiatrem z różnych kierunków. Najdziwniejsze w tym było jednak to, że te niezwykłe istoty wciąż stały spokojnie.

Wyglądały dosyć strasznie, z dzikimi oczyma i rozwianym włosem. Wielkie i prawdopodobnie wybrane spośród najbardziej rosłych, z tych, którym podlegają największe sztormy. Rzeczywiście, wiosennym wiatrem nie powiało wraz z ich wejściem na salę.

Wprowadził je Tajfun i on też przemawiał w imieniu wszystkich. Jego głos brzmiał niczym wycie wichru w głębokim tunelu.

– Pozdrawiamy was i dziękujemy za zaproszenie! Dla mnie osobiście to również wielka radość, móc spotkać mego zaginionego syna i dowiedzieć się, iż przebywa w Czarnych Salach. To wielki zaszczyt dla demona! Większy chyba nie mógłby go spotkać!

Ojciec i syn uśmiechnęli się do siebie powściągliwie, w tym przypadku o wylewności uczuć raczej nie było mowy. Tajfun mówił dalej:

– Dla nas, demonów, jest sprawą honoru walczyć zawsze i wszędzie z tą gadziną, która dostała się do Źródeł Życia. W przeciwieństwie do…

– No, no – upomniała go Tula półgłosem.

Tajfun zrozumiał ostrzeżenie i przełknął słowa, które zamierzał wypowiedzieć, a w ich miejsce oświadczył:

– W przeciwieństwie do tych hord demonów, które go zawsze otaczały.

Wielu na sali odetchnęło z ulgą. W kronikach Ludzi Lodu można przeczytać, że Demony Nocy nie zawsze opowiadały się po właściwej stronie.

Wstał Tengel Dobry.

– Witaj Tajfunie, Demonie Wichrów! Może ty będziesz umiał rozwiązać zagadkę, nad którą od dawna się trudzimy. Mianowicie, kim są sojusznicy Tengela Złego?

Tajfunowi najwyraźniej sprawiało przyjemność to, że zwracają się do niego o radę.

– Niektórych znam – odparł. – Ale nie wszystkich. Zdam Najwyższej Radzie sprawę z tego, co wiem. Nie ma potrzeby niepokoić całego zgromadzenia, zwłaszcza że tylko nieliczni z was staną do walki.

– Bardzo rozsądne – pochwalił Tengel Dobry. – Dziękujemy ci, Tajfunie! Ale ty, który wędrujesz po ziemi tak szybko, że oko nie jest w stanie cię śledzić, ty znasz pewnie wiele różnych spraw, które przed nami są zakryte?

Tajfun nie sprawiał wrażenia, że chciałby temu zaprzeczyć. Wręcz przeciwnie, najwyraźniej pochlebiało mu to.

– Powiedz nam w takim razie – ciągnął Tengel Dobry. – Czy jest na tej sali ktoś, kto może czuć się całkiem bezpieczny w obliczu władzy naszego wroga? I ilu on jest w stanie unicestwić?

Demon Wichru z zainteresowaniem rozglądał się po sali.

– Ludzie, którzy obecnie żyją, oczywiście, są narażeni. Młody książę Czarnych Sal, Marco, ma tę słabość, że jest w połowie człowiekiem, i to na dodatek żyjącym człowiekiem. Przodkowie Ludzi Lodu, wszyscy, którzy tu dziś przyszliście, wy też nie jesteście zbyt dobrze chronieni. On jest w stanie strącić was do stanu, do którego w gruncie rzeczy należycie, mianowicie do świata zmarłych. Być może byłby też w stanie podporządkować was swojej władzy, ale tego nie jestem pewien. Natomiast my, demony wszelkiego rodzaju, możemy się znaleźć w jego mocy, jeśli będzie tego bardzo chciał, jeśli postawi wszystko na jedną kartę. Czarne anioły trzymają się mocno, ale czy starczy im sił, trudno powiedzieć. Musicie wszyscy pamiętać, że to sama istota zła, powiedziałbym – czyste zło, i siła jego oddziaływania jest potworna. Być może jest to największa siła na świecie. Niemal bezgranicznie silna alrauna, którą wy nazywacie Rune, może się jej przeciwstawić, ale chyba nie zniszczyć. Co najwyżej uszkodzić. Tylko jedna jedyna istota na tej sali jest całkowicie bezpieczna i tylko jej jednej on się naprawdę boi. Jest to mianowicie Shira. Ona jednak nie może zaatakować go bezpośrednio, musi działać przy pomocy człowieka, żyjącego przedstawiciela Ludzi Lodu. Ci zaś, jako się rzekło, narażeni są na ciosy. A przy okazji, nie zapominajcie, że sprzymierzeńcy Tan-ghila, wszystkie podległe mu złe moce, również działają poprzez żyjących ludzi. W każdym razie dotyczy to większości.

– To dla nas bardzo cenne wiadomości – powiedział Targenor. – Zapamiętamy sobie twoje mądre słowa, Tajfunie.

Demon Wichru nawet nie próbował ukrywać, że pochwała sprawia mu przyjemność. Liczny oddział jego towarzyszy wrócił na swoje miejsce.

Na podium znowu pojawiła się Tula. Wciągnęła głęboko powietrze i zawołała:

– Najwyższa Rada wzywa…

Gabriel był zdumiony. Nigdy by nie przypuszczał, że ta pewna siebie Tula może być zdenerwowana.

Ale ona opanowała się bardzo szybko.

– Najwyższa Rada wzywa Lilith z rodu Demonów Nocy. Jeśli Lilith okaże tyle łaski swemu synowi, że zechce się z nim spotkać.

Z góry, z rzędów osłoniętych mrokiem, rozległ się głęboki alt:

– Dzisiejsza noc przebiega pod znakiem pojednań. Lilith z rodu Demonów Nocy życzy sobie was powitać.

Schodziła niezwykle wolno, wspaniała kobieta, najwyraźniej nie należąca do rodziny człowieczej. Oczy mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, poruszała się z wdziękiem i zmysłowością, miała na sobie szatę z tkaniny przypominającej aksamit, która luźno spływała z ramion, a mimo to wyraźnie uwidaczniała jej kształty.

Lilith, pierwsza żona Adama, matka wszystkich istot żyjących w ludzkiej wyobraźni i ludowych wierzeniach. Najwspanialsza przedstawicielka Demonów Nocy.

Ruchem ręki powstrzymała towarzyszący jej orszak. Ona, królowa, chciała mieć scenę wyłącznie dla siebie.

Z zimnym wzrokiem podeszła do Tamlina, który pokłonił jej się głęboko. Ku zdumieniu wszystkich pozdrowiła go równie elegancko.

– Skoro sam anioł światłości przyjął cię do siebie, mój nieposłuszny synu, to i ja okażę ci respekt! – Po czym dodała cicho, głaszcząc go przy tym po policzku tak energicznie, że mogło to wyglądać na pieszczotę, ale mogło też sprawiać wrażenie uderzenia. – Jestem z ciebie dumna, ty szaleńcze!

Potem zwróciła się do Runego, który siedział niedaleko podium. Wstał natychmiast.

Z wystudiowanym przekąsem Lilith oświadczyła:

– Wygląda na to, że Ludzie Lodu zdołali zgromadzić wokół siebie połowę Edenu. Syna anioła światłości, mnie, a tutaj mamy pierwszą ludzką istotę, pierwowzór człowieka, można powiedzieć! Pamiętam cię, alrauno, choć ty pewnie mnie nie?

– Niezbyt dobrze widziałem w tamtych czasach – odparł Rune dyplomatycznie, nie chciał bowiem wspominać, że był świadkiem, jak Lilith została zastąpiona przez Ewę. Pewna legenda opowiada, że to właśnie Lilith poprosiła węża, by skusił Ewę, przez co właściwie ona doprowadziła do grzechu i upadku, a zrobiła to z zemsty. Ale tyle różnych legend się słyszy…

Lilith śmiała się, lecz jej śmiech nie brzmiał specjalnie życzliwie:

– Aż się rzuca w oczy, że zebrali się tu wyłącznie wypędzeni z Edenu. Wszystkie czarne anioły, na przykład. No, w takim razie pozwólcie mi zaprezentować dziewiętnaście Demonów Nocy, to dla mnie wielka przyjemność. One wszystkie będą w walce bardzo przydatne, choć każdy na swój sposób.

Gabriel chwycił się oparcia swojego krzesła i zauważył, że wszyscy na sali cofnęli się ledwo dostrzegalnie na swoich miejscach. Nieprzyjemny chłód rozszedł się po sali, wilgotny, przenikliwy…

Z góry, z najwyższych rzędów, zaczęły tłumnie schodzić istoty tak niewiarygodne, że Gabriel musiał się uszczypnąć w ramię. To chyba jakiś koszmarny sen, pomyślał i wtedy uświadomił sobie, że tak właśnie jest. Czymże bowiem są Demony Nocy, jak nie koszmarnym snem?

Tym razem jednak Gabriel się trochę pomylił, bo – jak to już kiedyś stwierdziła Vanja – koszmarne istoty ze snów są podporządkowane demonom. Ale wszystkie są do siebie podobne, temu nie można zaprzeczyć.

Nie, człowiek nie może mieć takich strasznych snów, myślał, patrząc na podobne do węży istoty, które na wpół szły, na wpół pełzały po schodach. Były to stworzenia tak wysokie jak najwyższe drzewa i takie okropne, że Gabriel musiał zamykać oczy. Różniły się pomiędzy sobą. Jedne miały zwierzęce głowy na ludzkich figurach, inne odwrotnie; niektóre miały postrzępione błoniaste skrzydła, inne szpony, kopyta, rogi, kły, wywieszone wielkie jęzory, ogony, najrozmaitszych kształtów i rozmiarów. I wszystkie były nagie – albo owłosione jak kozły, albo gołe niczym jaszczurki. Przegląd największej makabry, jaka tylko może się zrodzić w ludzkim umyśle.

To były prawdziwe demony! W porównaniu z nimi demony Ludzi Lodu okazały się skończonymi pięknościami, choć i one nie przypominały niewinnych dzieci z niedzielnej szkółki.

Lilith z dumą wskazała na swój orszak:

– One zrobią wszystko, czego tylko sobie życzycie. Zrobią wszystko bardzo skutecznie i nie będą żądać nic w zamian. Pokonanie wroga, to wszystko, czego pragną.

– Ale czy nie ma niebezpieczeństwa, że zaatakują… zbyt ostro? – zapytał Heike.

– Tengela Złego i jego popleczników?

– Nie, na to mają pełne pozwolenie. Chodzi tylko o to, żeby przypadkiem nie ucierpieli niczemu nie winni ludzie.

– Powiedziano przecież dzisiejszego wieczora, że zwyczajni ludzie mają nawet nie zauważyć naszej walki.

– To prawda, wybacz mi, Lilith! Jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że Demony Nocy chcą nas wesprzeć.

– Tylko nie zapomnijcie nas wezwać!

– Nie bójcie się! A zresztą Nataniel jest przecież waszym krewnym, więc z pewnością on pierwszy zwróciłby się o pomoc.

Krewni Nataniela? Ci tutaj? Gabriel wprost nie mógł w to uwierzyć.

Lilith skinęła głową.

– Ja będę, oczywiście, wspierać mojego prawnuka na wszystkie sposoby. Jestem z niego niewypowiedzianie dumna. Jakiż to piękny młodzieniec! Naprawdę godny mego rodu!

To ciekawe, że Lilith i Tamlin są tacy urodziwi, chyba tysiąc razy ładniejsi niż te tam… stwory, myślał Gabriel.

Od chwili, gdy Demony Nocy zrobiły swoje szokujące entree, z tyłu za Gabrielem panowała głęboka cisza. Odwrócił się i zobaczył osiem par wytrzeszczonych oczu i osiem otwartych ust. Jego ośmioro rówieśników, kuzyni i kuzynki… Ciotka Mari nie była wcale lepsza, nawet mama Karine sprawiała wrażenie wstrząśniętej.

A Mari to chyba zaraz zemdleje, pomyślał Gabriel. Ale bo też to był widok, te Demony Nocy! I nareszcie znalazło się wyjaśnienie tych wszystkich parskań, wzdychań, warczenia i zgrzytania, kłapania zębami. To one robiły cały ten hałas, istoty, których nie było widać w mroku, cienie o płonących oczach i białych, sterczących niczym u wampirów zębiskach.

Nie było wśród nich dwóch jednakowych istot. Gabriel domyślał się, że zostały właśnie tak dobrane, by każdy reprezentował inny rodzaj i prawdopodobnie każdy odpowiadał za co innego.

Kiedy tak patrzył na te monstra jak ze złego snu, nabierał coraz większego przekonania, że właśnie śni. Od tej chwili, gdy mama go obudziła i gdy zobaczył Ulvhedina niby jakąś przerażającą zjawę z piekielnych otchłani, aż do tego szalonego momentu, gdy na podium weszły one, wszystko stanowiło jedno długie pasmo fantazji, momentami strasznej, momentami pełnej napięcia… teraz jednak… teraz miara się dopełniła! Nie mogło być już najmniejszej wątpliwości, że to dziwaczny sen. Może przez przypadek zażył jakiś narkotyk?

Monstra wróciły na swoje miejsca, lecz Dida poprosiła Lilith, by została przy niej. Gabriel zauważył, że Lilith bardzo sobie ceni to zaproszenie.

Dwie królowe, pomyślał. Nawet dość podobne, w sposobie bycia i o jednakowej karnacji. Obie nieopisanie piękne. Tylko że jedna to bardzo urodziwa, obdarzona gorącym sercem kobieta, druga natomiast… diablica!

No, teraz to już pewnie będzie koniec z prezentacją sojuszników, miał nadzieję Gabriel. Ale nie!

Tula wezwała demony Ludzi Lodu.

Czworo jej własnych już prezentowano, tych, które zawsze niepokoiły Ludzi Lodu swoją obecnością w Grastensholm: Astarot, zielonowłosy książę otchłani. Jego imię narobiło zamieszania, wszyscy myśleli bowiem, że Astarot to kobieta, babilońska bogini. Co zresztą było prawdą tyle tylko, że jej imię pisano inaczej. Była nazywana Astharot lub Astane. Ów męski demon miał być również nazywany księciem Strąconych Tronów, nikt z zebranych nie odważył się jednak zapytać, czy to prawda. Następny był Rebo z wielkimi, pięknie wygiętymi rogami wołu, dalej Lupus, demon choroby, o niebywale długich, opadających na plecy uszach. I na koniec Apollyon, demoniczny książę Bezdennej Otchłani o jelenich rogach i twarzy, którą potrafił wykrzywić tak okropnie, że patrzący marli ze strachu. Teraz jednak zachowywał się spokojnie.

Wszystkie cztery obiecały Tuli, że gdy walka przeciwko Tengelowi Złemu już się rozpocznie, będą z nią zawsze współpracować.

Zebrani wiedzieli jednak dobrze, iż demony w ogóle są najbardziej narażone, gdyby Tengel Zły chciał podporządkować je swojej władzy. Bowiem one ze swej natury stoją po stronie zła. Tymczasem wśród pomocników Ludzi Lodu przeważały właśnie demony i to było trochę niepokojące. Potrzebne będą wszelkie dobre moce, tylko gdzie one są? Zresztą to nie takie dziwne, że demony szukały porozumienia z Ludźmi Lodu, bo któż inny jak nie ten nieszczęsny, przeklęty ród, odważyłby się przeciwstawić Tan-ghilowi?

Cztery demony wycofały się, Tula wezwała osiem innych.

Silje skuliła się na swoim miejscu, starała się być jak najmniejsza.

– Tak, tak – uśmiechnęła się Tula. – Teraz przyjdą twoi dawni znajomi, istoty z Krainy Mroku. Te, które widziałaś krążące nad górami.

Dał się słyszeć szum, gdy zatrzepotało osiem par skrzydeł. Demony Silje nie chciały wejść posłusznie na podium. Okrążyły najpierw kilkakrotnie salę, machając skrzydłami pod sufitem tak, jak to robiły ponad Krainą Cieni. I oczywiście, musiały się w całej okazałości zaprezentować okropnie skrępowanej Silje. Gapiły się na nią swoimi przenikliwymi oczyma, dotykały końcami skrzydeł, zanim nareszcie, zadowolone, zdecydowały się usiąść na podium. I dopiero teraz Silje uświadomiła sobie, że ten lot pod sufitem to było pozdrowienie dla niej. Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to ich budzące zdumienie organy oraz to, że wszyscy obecni są świadkami jej wstydu.

Sala jednak przyjęła demony oklaskami, zebrani chcieli w ten sposób okazać uznanie dla ich zdolności awiacyjnych.

Czy tylko moje poczucie przyzwoitości zostało tu wystawione na szwank? myślała Silje, patrząc na te wszystkie roześmiane twarze wokół, zwłaszcza Taran-gaiczyków, lecz Norwegów także. Sol, Ingrid, Tula wykrzykiwały podniecone, a Tova aż gwizdnęła przeciągle z podziwu. Czyż one wszystkie są aż tak bezwstydne?

Nie, nie wszystkie! Mari ukryła twarz w dłoniach (ale czynie zerkała przez palce?), Gabriel również sprawiał wrażenie skrępowanego. Ale też i na tym koniec.

Silje ponownie zwróciła wzrok na podium.

„Jej” demony nie różniły się specjalnie od demonów Tuli. Wysokie, obdarzone fascynującą brzydotą, na głowach nosiły różnego rodzaju rogi – antylopy, gazeli, łani lub kozła. Jeden miał rogi tura. Tula znała je po imieniu; jak wszystkie demony były kiedyś aniołami niższej rangi, dopóki nie odwróciły się od rajskiego życia i nie zostały strącone do otchłani. Imiona ich brzmiały: Azariel, Aziel, Azaradel, Azamel, Cabariel, Dabriel, Kiriel i Frgodiet.

Gabriel starał się wszystkie te imiona zapisać, ale poplątały mu się i zrezygnował. Zapomniał je zresztą natychmiast.

Silje myślała, że się zaraz zapadnie pod ziemię, kiedy Tengel Dobry ujął ją za rękę i poprowadził na podium, do demonów. Musiała się z nimi przywitać i musiała na nie patrzeć z bliska! Osiem męskich demonów odnosiło się do niej z wielkim szacunkiem i wszystko odbyło się jak najlepiej. Tengel i Silje wrócili na swoje miejsca, a demony odfrunęły, wykonały jeszcze jedną rundę pod sufitem i wylądowały na górnych ławach.

Tula jednak wciąż jeszcze nie była usatysfakcjonowana.

– Ingrid! – zawołała. – Teraz kolej na ciebie. Chodź tutaj i powitaj znajomych!

Jednocześnie wykonała ruch ręką w stronę tylnych ław, a po chwili z mroku wyłoniło się pięć postaci i skradając się ruszyło ku scenie. Właśnie tak należy to określić, szły niczym skradające się zwierzęta, na miękkich, uginających się łapach.

Ingrid nie miała w sobie ani odrobiny onieśmielenia Silje. Niemal jednym skokiem znalazła się na podium i zaczęła ściskać demony.

– A ja myślałam, że to tylko halucynacje! – śmiała się głośno. – Że to tylko wyjątkowo silny narkotyczny środek pozwolił mi widzieć, jak brzozy przemieniają się w demony.

– Szczerze mówiąc właśnie dlatego, że zażyłaś ten środek, mogłaś zobaczyć nas takimi, jakimi naprawdę jesteśmy – odpowiedział jeden z nich. – Usadowiliśmy się na krawędzi skały i udawaliśmy brzozy, bo bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak ty i twój przyjaciel Dan kopulujecie.

A cóż to za słowa, pomyślał Gabriel i zarumienił się.

– Bardzo nas to cieszyło – wyznał demon z uśmiechem. – Takie sprawy to właśnie coś dla nas, jesteśmy bowiem demonami płodności. Dlatego tak nam łatwo przybrać postać brzóz na przykład. Wszystko, co kiełkuje, rośnie, powiększa się, to nasz teren. A imiona nasze brzmią: Tabris, Tacritan, Tarab, Zahun i Zaren.

Tova, która sporo wiedziała o demonach, znała też i te imiona, przypisywano im w kolejności odpowiedzialność za wolną wolę, gotycką magię, wymuszanie, skandale i zemstę.

Cała ta piątka miała, jak to Ingrid już wcześniej zauważyła, osobliwie lisie twarze. Niesamowicie wydłużone rysy, błyszczące zwierzęce oczy i uszy jak u pustynnych piesków. Ale specjalnie brzydkie nie były, zwłaszcza jeśli nie zwracać uwagi na ich podstępne spojrzenia i nieprzyjemnie ruchliwe ręce.

– Pożyteczne stworzenia – mruknął Nataniel siedzący znowu obok Gabriela. – Mogą wszystkich naszych wrogów tak zaczarować, że sami siebie nie poznają.

Owszem, Gabriel był tego samego zdania. Skoro potrafiły siebie przemienić w brzozy, to umieją też pewnie o wiele więcej.

Trochę go jednak szokowało to, że ich długie, przypominające zwierzęce łapy ręce pieściły ramiona Ingrid, a jej zdawało się to sprawiać przyjemność. Im również, co wszyscy mogli stwierdzić, chociaż nikogo z zebranych to nie krępowało.

Doprawdy, dziwna noc!

Gdy podium ponownie opustoszało, pojawiła się Tula.

– Zbliżamy się już do końca długich prezentacji. Mamy w programie jeszcze tylko trzy punkty. Po pierwsze, istoty bezpańskie! Proszę bardzo, pokażcie się! Pieszo albo na skrzydłach, albo jak się wam najbardziej podoba!

A cóż to znowu? zastanawiał się Gabriel.

Zaraz jednak zrozumiał, o co chodzi.

Na podium weszły demony, które krążyły nad górami, gdy Ludzie Lodu zmierzali na spotkanie. Bezpańskie? Tak, można w to wierzyć.

Cała gromada najrozmaitszych istot, tak odmiennych, że Gabriel nie ogarniał wszystkiego, roiła się na scenie.

Tula wyjaśniła:

– One są bezdomne, bo albo było ich za dużo, albo w jakiś inny sposób odłączały się w toku dziejów od swoich. I szukały schronienia w Górze Demonów. To dzika horda, nad którą trudno zapanować, my jednak mamy tu dzisiaj wielu żołnierzy z Ludzi Lodu, w tym również dowódców. Waszym obowiązkiem będzie więc…

Gabriel odniósł przemożne wrażenie, że Tula chciała powiedzieć: „Opanować tę całą hołotę”, ale w porę się powstrzymała i dokończyła: – kierować naszymi wyjątkowymi sojusznikami”.

– Targenor, Trond, Dominik i Mar! – zawołała. – Wy będziecie odpowiedzialni za ten szwadron…

– Pluton, droga Tulo, pluton! – poprawił Jonathan, a Alexander Paladin pokiwał głową.

– W porządku, niech będzie pluton – zgodziła się Tula. – Jeśli chodzi o dowodzenie, macie wolną rękę, myślę jednak, że powinno się najpierw odbyć posiedzenie sztabu generalnego, podczas którego będziecie mogli zasięgnąć rady tych, którzy w samej walce uczestniczyć nie będą. Spotkanie można zorganizować w innej sali naszego zamku, my wszyscy nie musimy się do tego mieszać. Zaproście tam Alexandra, Tancreda i Tristana Paladinów, Dana Linda z Ludzi Lodu, Vendela Gripa, Jonathana Voldena i Rikarda Brinka. A także Sarmika-Wilka i jego dwóch synów, Orina i Vassara, z Taran-gai. Nasi gospodarze, końskie demony, pokażą wam, dokąd iść. My natomiast powrócimy do prezentacji…

Liczna gromada groteskowych stworów zniknęła na swoich miejscach.

– Zanim przejdziemy do ostatniej grupy, chciałabym tylko zakomunikować, że Tun-sij prosiła o głos na sam koniec spotkania. Chyba wszyscy z zainteresowaniem wysłuchamy, co ma nam do powiedzenia szanowana przez nas szamanka. A zatem wzywam ostatnich… – Tula zrobiła pauzę. Naprawdę była zdenerwowana, usta miała blade, zaciśnięte. – Czy nikogo wam tutaj nie brakuje?

Cisza. Tula musiała sama odpowiedzieć na swoje pytanie.

– Owszem, brakuje żeńskich demonów! Powitaliśmy dotychczas tylko jedną z nich, Lilith. Ona jest, oczywiście, najpotężniejsza ze wszystkich, niemniej jednak… – Tula znowu umilkła. Było jasne, że nie czuje się za dobrze. Zaczęła od nowa: – Walka nasza będzie nie tylko próbą męskiej, fizycznej i siły. I… I, Ludzie Lodu, proszę was, byście byli ostrożni! Te, które teraz poznacie, są śmiertelnie niebezpieczne, i to wcale nie puste słowa.

Nagle na sali jakby pociemniało, chociaż nikt nie dotykał lamp. Jakby chłodny mrok zaległ nad wszystkimi, najbardziej jednak nad podium. Sala stała się jakby mniejsza, bardziej intymna, a zarazem nieprzyjemna.

A przecież nic się jeszcze nie wydarzyło. Wszystko było jedynie iluzją.

Cisza, groźna cisza, czym na podium wbiegło siedem postaci.

Gabriel nie bardzo rozumiał, dlaczego się tak śmiertelnie boi. Zauważył jednak, że wszyscy wokół kulą się z takiego samego strachu.

Chociaż owe kobiety na podium wcale nie wydawały się straszne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Najpierw pojawiły się trzy niewypowiedzianie piękne, wysokie panie, w czarnych, drapowanych szatach przypominających zwiewne jedwabne chusty. Miały miłe, łagodne i w najwyższym stopniu kobiece twarze, posuwały się osobliwym, tanecznym krokiem, jakby ich stopy wcale nie dotykały podłogi. Wyglądały jak duchy powietrza, fantomy albo coś takiego. Nawet Gabriel, dziecko przecież, rozumiał, że można się bez pamięci zakochać w tych cudnych istotach.

Cztery, które pojawiły się po nich, były niezwykłe. Również otulone w czarne, zwiewne szaty, zdawały się pozbawione ludzkiej substancji. Z cichym, żałosnym jękiem przemknęły ku tylnej ścianie podium, jakby chciały się ukryć. Ich twarze były niewidoczne. Wysokie, kołyszące się cienie, jak mroczne trzciny nad wodą.

Tula powitała je nieco drżącym głosem następującymi słowy:

– Uczyniłyście nam wielki zaszczyt i radość tym, że zechciałyście przyjąć nasze zaproszenie. Mam nadzieję, że nie uznałyście nas za źle wychowanych, wy, siedem Demonów Zguby. Wydawało nam się jednak, że wy również nie cenicie Tengela Złego czy Tan-ghila, jeśli tak wolicie go nazywać?

Cztery istoty pod ścianą w głębi podium nieustannie beznadziejnie zawodziły. Wiły się niby w boleściach, załamywały ręce jak w wielkiej bezsilności.

Jedna z trzech pięknych kobiet, które pojawiły się najpierw, uśmiechnęła się pobłażliwie, słysząc pytanie Tuli.

– Mamy wspólny cel – powiedziała cichym, przeciągłym głosem. – Ale żywię nadzieję, zresztą dla waszego dobra, że nie będziecie chcieli nami dowodzić?

– Nigdy by nam to nie przyszło do głowy – wyjąkała Tula.

– Znakomicie! Bo my działamy według własnego uznania. Taki mamy zwyczaj. Ale w razie potrzeby możecie nas wezwać – zakończyła łaskawie.

– Dziękujemy bardzo! Wolałybyście przedstawić się same, czy ja mam to zrobić?

Całe podium spowijał ten dziwny mrok, który zdawał się jeszcze gęstnieć. Pod jego osłoną kobiece demony poruszały się niby siedem chwiejnych cieni. Tula wyglądała pomiędzy nimi jak mała szara plama. Nieprzerwane zawodzenie, które to wznosiło się, to opadało, działało Gabrielowi na nerwy. Te cztery kobiece postaci pod ścianą, szukające szczupłymi rękami jakiegoś zaczepienia, były w najwyższym stopniu irytujące.

Ta, która już raz zabierała głos, niedbałym ruchem ręki dała Tuli znak, że to ona ma dokonać prezentacji.

Gabriel widział wyraźnie, że jego wspaniała prababka Tula przełyka ślinę ze zdenerwowania. Wskazała pierwszą z kobiet:

– Ta pani to Demon Pokusy. Kto jej ulegnie, zostanie dotknięty Wiecznym Przekleństwem.

Wielu na sali skuliło się. Teraz pojmowali, jakie to niebezpieczne sojuszniczki.

– Druga, równie piękna jak pierwsza, jest Demonem Fałszywej Nadziei. Jej odwrotną stroną jest Śmierć.

Zjawa odwróciła się plecami, teraz wyglądała jak przerażający trup.

– Trzecia to Uwodzicielska Miłość. Ten, kto zapłonie miłością do niej, zostanie ukarany Całkowitym Unicestwieniem. Rozumiecie teraz, jakie niebezpieczne mogą one być dla naszych przeciwników?

Oczywiście, nikt już nie miał wątpliwości.

Trzy przepiękne demony odeszły w głąb podium i zrobiły miejsce tamtym spod ściany, które, wydając nieustannie przeciągłe melancholijne jęki, nie miały odwagi ruszyć się stamtąd. Jakby nie wiedziały, co ze sobą począć.

Tula podeszła, prowadziła je bliżej i wskazując ręką przedstawiała:

– To jest Demon Samotności, następna to Demon Wiecznego Smutku. Trzecia odpowiada za Beznadziejną Tęsknotę. Czwarta nazywa się Niepocieszenie albo Najgłębsza Rezygnacja.

Czy to naprawdę takie niebezpieczne? zastanawiał się Gabriel, który nigdy jeszcze nie doznał prawdziwego smutku. Czy naprawdę trzeba tyle wzdychać i zawodzić?

Tula szybko wyrwała go z tych rozmyślań:

– Musicie wiedzieć, wszyscy zgromadzeni na sali, że te istoty mogą was unicestwić tak gruntownie, że nie pozostanie po was nawet wspomnienie. Mogą zesłać na was taką melancholię, że popadniecie w chorobę psychiczną i zrezygnujecie absolutnie ze wszystkiego. Więc dobrze wam radzę, nie zróbcie nic, co mogłoby je dotknąć lub zranić.

Dlaczego, na Boga, Najwyższa Rada zaprosiła takie istoty? nie pojmował Gabriel, w następnej sekundzie jednak zauważył skierowane na siebie przejmujące spojrzenie Wiecznego Przekleństwa.

„Przepraszam, przepraszam, myślał przestraszony. Ja wcale nie to chciałem, mnie chodziło o to, że górujecie nad nami tak bardzo…

Lodowaty błysk w oczach demona-kobiety zgasł. Uśmiechnęła się pobłażliwie do Gabriela. „Jesteś tylko dzieckiem”, zdawało się mówić to spojrzenie. „Niczego jeszcze nie rozumiesz”.

Oj, oj, tu naprawdę trzeba panować nad swoimi myślami.

Tula nie miała odwagi poprosić tych siedmiu o opuszczenie sceny, żeby ich nie urazić. Jedna z trzech piękności uśmiechnęła się promiennie do sali, a jej uśmiech nie tylko w Gabrielu wywołał dreszcz grozy.

– Siedziałyśmy tu dzisiejszej nocy i przyglądały się tym, którzy przemawiali – rzekła głosem miękkim jak jedwab. – I wszystkie jesteśmy zgodne, że nigdy jeszcze nie zdarzyło nam się spotkać tak wielu tak bardzo pociągających mężczyzn!

Na sali panowała głucha cisza. Przystojni mężczyźni nie mieli odwagi nawet drgnąć.

W końcu trzeba było jednak coś zrobić. Marco wstał, choć Tova o mało nie złapała go za ubranie, żeby go powstrzymać. Marco jakby tego nie zauważył.

– I my również nie widzieliśmy jeszcze tak pięknych kobiet jak teraz – powiedział z galanterią.

Bardzo dyplomatyczna odpowiedź. „Teraz” mogło oznaczać i spotkanie z tymi siedmioma na scenie, jak w ogóle całą noc.

Bo Gabriel był przekonany, że Lilith też nie wolno dotknąć.

Po replice Marca (na którą Tula się skrzywiła) kobiece demony pochyliły kokieteryjnie głowy i drobnymi kroczkami opuściły podium.

Wszyscy odetchnęli.

– To więc już wszyscy nasi sojusznicy! – zawołała Tula. – A zatem poproszę… Tun-sij!

Загрузка...