XVI

1

Od dawna miałam zwyczaj prowadzenia dziennika, robiłam w nim zapiski, których następnego dnia nie miałam już ochoty czytać. W moich oczach pisanie pamiętnika uchodzi za hobby ludzi słabych, wymagających pocieszenia. Jednak za każdym razem, gdy odkładałam dziennik, wracałam do niego po paru dniach i uzupełniałam wstecz.

Na poddaszu odnotowałam spotkanie z ojcem w dwóch linijkach: herbaciarnia, restauracja, kino, park Loąuat, kolejka linowa, dom, łóżko.

Taki lakoniczny zapis był całkiem naturalny, i to nie dlatego, że wielu ludzi nacierpiało się albo nawet straciło życie przez „reakcyjne” treści w swoich pamiętnikach; po prostu uznałam, iż moja rodzina nie powinna się dowiedzieć o tym spotkaniu. Zachowanie prywatności w naszym zatłoczonym mieszkaniu było niemożliwe. Co powiedziałby ojciec, gdyby się zorientował? A bracia i siostry? Co czułaby matka, gdyby wiedziała, jak go potraktowałam?

Lepiej unikać tego tematu. Poza tym szczegóły i tak szybko zatrą mi się w pamięci.

Kiedy następnego dnia zobaczyłam ojca, nie okazałam mu czułości ani się do niego nie odezwałam. Moja chwilowa potrzeba przeminęła. Sen jest takim dziwnym procesem, przypomina śmierć i zmartwychwstanie, filtruje ból i cierpienie, studzi pragnienia i emocje. Zaniosłam niebieski materiał na dół, dałam go matce i zajęłam się swoimi sprawami. Całe moje rodzeństwo tkwiło w domu, bez przerwy na siebie wpadaliśmy. Prawie wszystkich sąsiadów w siedlisku odwiedzali krewni, więc hałas był szczególnie dokuczliwy. Widziałam, że matka jest na skraju wytrzymałości nerwowej, a zanim udało nam się zostać w pokoju bez świadków, minęło sporo czasu.

– Wybierzemy się na plac Przy Kamiennym Moście, jak tylko znajdę wolną chwilę – powiedziała. – Uszyjesz sobie bluzkę z tego niebieskiego materiału.

– Kupił go dla ciebie.

– Nie oszukasz mnie, już ja wiem swoje.

Nie odpowiedziałam, koncentrując się na obieraniu czosnku.

– Czy on cię dobrze traktował? – Kiedy mówiła o moim naturalnym ojcu, nieodmiennie używała zaimka „on”. Na pewno wiedziała, jak się do mnie odniósł, a spytała tylko po to, abym potwierdziła, że akceptuję go jako ojca. Wreszcie miałaby kogoś, z kim mogłaby rozmawiać o człowieku, którego kochała. Wpatrywała się we mnie z napięciem, czekając, co powiem.

– Nieźle – zbyłam ją nonszalancką odpowiedzią. A dlaczego by nie? Wiedziałam, który z ojców jest ważniejszy: ten, co mnie spłodził, czy ten, który wychował.

Matka przez chwilę usiłowała sprawiać wrażenie osoby bardzo zajętej, po czym oświadczyła, że zmieniła zdanie: nie pójdziemy do krawcowej, bo to za drogo, a i usługa pewnie też nie najwyższej jakości. Zapaliła światło, pozdejmowała wszystko ze stołu, rozpostarła na nim materiał i spryskała go wodą. Kiedy przyniosła nożyczki, centymetr i kredę, uznała, że blat stołu jest za mały, więc przeniosła materiał na łóżko.

Zdjęła mi miarę i zapytała, czy wolę bluzkę, czy wdzianko, które mogłabym wkładać pod watowaną kufajkę. Lato już minęło. Zanim zdążyłam otworzyć usta, stwierdziła, że uszyje mi wdzianko na zimę. Znowu stała się tą samą, dawną matką, dla której zdanie córki się nie liczy.

– Pewnie nie wiesz – mówiła, znacząc materiał kredą – że on obiecał w sądzie przekazywać osiemnaście juanów miesięcznie na utrzymanie dziecka i robił to regularnie każdego miesiąca aż do twoich osiemnastych urodzin. Kiedy Druga Siostra została nauczycielką, zaczął wysyłać alimenty do szkoły, ale jej koledzy z pracy okazali się równie wścibscy jak nasi sąsiedzi i ciągle się dopytywali, co to za pieniądze, więc żeby uniknąć kłopotów, wysyłał je potem do swojej matki, czyli twojej babki, a ja chodziłam do niej za rzekę i je odbierałam. To dobra, przyzwoita kobieta. Za każdym razem zatrzymywała mnie na obiad. Mówiła, że jej syn urodził się pod nieszczęśliwą gwiazdą, bo odebrano mu prawo do własnej córki. A jaka kobieta z miasta chciałaby za męża takiego nędzarza? Dlatego musiał ożenić się z chłopką.

Matka nie widziała go przez te wszystkie lata, ale dowiadywała się tego i owego o jego życiu od mojej babki. Świadomość, że mieszka tak blisko niego, a przy tym musi udawać, że on w ogóle nie istnieje, zapewne doprowadzała ją do szaleństwa.

– Nigdy nie poprosił o spotkanie z tobą, bo wiedział, że wielu ludzi patrzy na nieślubne dziecko jak na odmieńca – opowiadała matka. – Nasze zakłamane społeczeństwo nie dałoby ci spokoju i nie wzruszyłyby go twoje łzy.

Ponieważ cały czas milczałam, matka ciągnęła dalej:

– Mała Szóstko, nie wyobrażasz sobie, jakie on miał nędzne życie. Niemniej te osiemnaście juanów każdego miesiąca nie tylko pozwoliło cię utrzymać, ale także stanowiło ogromną pomoc dla całej rodziny.

2

Czy część tych pieniędzy nie powinna pójść na moje czesne? -miałam na końcu języka, ale się powstrzymałam.

Słowa matki mnie nie wzruszyły. Jako naturalny ojciec miał obowiązek łożyć na moje utrzymanie. A ty korzystałaś z pieniędzy, które ci dawał, nawet mi o tym nie mówiąc, wyrzucałam jej w myślach. Żyłam tu z wami pod jednym dachem przez te wszystkie lata, ale nie jesteście dla mnie rodziną. Nie należę do was i już nigdy nikomu tu nie zaufam.

Matka sporo mi opowiedziała o ojcu i jego żonie, chłopce, o dwóch synach, czyli moich przyrodnich braciach, których nie widziałam na oczy, o babce, a także o różnych innych sprawach. Wcale nie byłam zachwycona, że nagle tyle ludzi pojawiło się w moim i tak już pełnym chaosu życiu.

On przez cały czas mieszkał w hotelu robotniczym, a do domu jeździł raz na tydzień albo na dwa. Nie dość, że odmawiał sobie wszystkiego, to jeszcze woził na wieś dla świń odpadki z zakładowej stołówki. Pakował je w plastikowe worki, żeby nic nie wykapało, potem w wiadra, i tkwił godzinami na poboczu szosy, aż ulitował się nad nim jakiś kierowca ciężarówki. Zdarzało się, że spotykały go tylko zniewagi: „Ty smoluchu, zjeżdżaj stąd z tymi pomyjami!” Szedł wtedy pieszo dwanaście kilometrów do domu.

W domu wykonywał wszystkie prace polowe: orał, siał i nawoził. Synowie chodzili zrywać ostrą górską trawę, którą razem z żoną ciął drobno i mieszał ze zlewkami. Świnie jadły chętnie, ale słabo przyrastały na wadze. Pod koniec roku, kiedy były dostatecznie utuczone, odstawiał je do rzeźni, a zarobione pieniądze musiały starczyć rodzinie na utrzymanie przez następny rok, z czesnym i ubraniami dla chłopców włącznie. Nawet późnym wieczorem widywano go nad stawem, jak płukał warzywa, które na drugi dzień sprzedawał na targu za parę fenów.

Matka dopiero jakieś dwa lata temu dowiedziała się, jak marnie mu się wiedzie, i przestała przychodzić do babki po alimenty.

– Za dawnych lat, kiedy ubrał się w miarę porządnie, paradował przede mną i pytał, czy wygląda na młodego dziedzica. Śmiałam się z jego udawanej próżności i zwracałam mu uwagę, że czasy bogaczy minęły – wspominała ze smutkiem matka. – A jednak obojętnie jak mu było ciężko, miesiąc w miesiąc przysyłał te osiemnaście juanów, chociaż to prawie połowa jego zarobków!

– Nie wierzę ci – oznajmiłam. – W ani jedno słowo. – Pod moim protestem kryła się jedna myśl: choćby nawet był najlepszym człowiekiem, nie masz prawa okazywać tyle współczucia dla cudzego męża i ojca. I nie wzruszysz mnie. W moim sercu jest miejsce wyłącznie dla tego ojca, którego znam od lat i który traktuje mnie lepiej niż ty czy ktokolwiek inny w tej rodzinie. – Powinnaś na zawsze wyrzucić go z myśli. Ten człowiek nie ma nic wspólnego z naszą rodziną – powiedziałam bez ogródek.

Moje stwierdzenie musiało ją zaskoczyć, bo zaniemówiła.

– Więc jego też nienawidzisz, Mała Szóstko. Sądziłam, że tylko mnie darzysz nienawiścią.

Zmięła rękaw, który wykroiła z materiału, i usiadła ciężko na łóżku, kręcąc głową ze zmartwienia.

3

Zeszłam z Dużą Siostrą na przystań, gdzie zatrzymałyśmy się na skalnym występie, żeby poczekać na prom.

– Chcę cię o coś zapytać – zaczęła – ale musisz mi szczerze odpowiedzieć. Czy mama wzięła cię na spotkanie z Sunem?

Kompletnie zaskoczyła mnie tym pytaniem.

– Wiedziałam. Wyszłyśrie z domu razem, a potem wróciłaś z tym ładnym materiałem. To nie mogło być nic innego. Prawie dwadzieścia łat trzymała się od niego z daleka, ale go nie zapomniała. – Zaśmiała się ze złośliwą satysfakcją. – No i co tam u mego słychać?

– To ja chciałam się z nim zobaczyć – odpowiedziałam obojętnie. – Jest żonaty i ma dzieci.

– Musi nadal mnie nienawidzić za to, co zrobiłam przed laty.

– Nie wspominał o tobie.

Duża Siostra miała koszyk przytroczony do pleców. Spakowała do niego „parę niezbędnych rzeczy”. Zawsze zjawiała się w domu z pustymi rękami, a opuszczała go obładowana. Aż dziw, że cokolwiek zostawało po jej wizytach. Poprawiła pasek od koszyka, wpatrując się we mnie nieruchomym wzrokiem.

– Nie broń go – powiedziała. -1 zawsze pamiętaj, że wychowałaś się w tej rodzinie. Trzymamy się razem i wzajemnie sobie pomagamy. Gdyby nie my, już dawno byś nie żyła. Kiedy miałaś dwa lata, zrobiła ci się ogromna przepuklina na brzuchu i nie umarłaś tylko dlatego, że Druga Siostra i ojciec się tobą zajęli.

Najstarsza córka Dużej Siostry, zaledwie sześć lat młodsza ode mnie, była za ciężka, bym mogła ją wziąć na ręce. Niemniej spróbowałam, chcąc zyskać przychylność Dużej Siostry. A ona mi ją wyrwała, sądząc, że mam złe zamiary. Nawet ta siostrzeniczka wiedziała, gdzie jest moje miejsce w rodzinie, bo ilekroć przewróciła miotłę, stłukła miseczkę czy coś zbroiła, zrzucała winę na mnie. A ponieważ dziadkowie jej dawali wiarę, ja ponosiłam karę.

– Nie opowiadaj mi tych bzdur! Nawet twoja córka wie, że można mną pomiatać – rzuciłam jej w twarz, nie dbając, że mogę zranić jej uczucia. – Nie zapominaj, że matka sprzedawała własną krew, żeby kupować dla ciebie kurczaki, kiedy leżałaś w połogu.

– I po to właśnie jest rodzina. Rodzice wychowują dzieci, a potem one dbają o rodziców. Czyżbyś tego nie wiedziała?! – Podniosła głos, ale kiedy spojrzała na moją ponurą minę, opamiętała się. Nigdy celowo nie starałam się nikogo skłócić, a jeśli ludzie na mnie krzyczeli, po prostu zamykałam się w sobie. Nie potrafiłam się postawić, za bardzo to przeżywałam.

Prom ruszył z przeciwległego brzegu. Wody w rzece nieco ubyło, odsłoniło się kilka stopni, ale piaszczyste nadbrzeże nadal było pod wodą.

Duża Siostra wzięła ode mnie torbę, którą pomogłam jej nieść, ale zażyczyła sobie, abym odprowadziła ją aż na przystań, gdzie wysiadali pasażerowie. Możesz odejść, jak wejdę na pokład, zadecydowała, po czym skierowała rozmowę na własne sprawy. Jak tylko wróci do domu, będzie się domagać od drugiego męża swojej części dobytku, choćby to miał być garnek czy miseczka na ryż. Postanowiła, że tym razem nie ustąpi w walce.

Miałam już dość „walk” Dużej Siostry i chciałam ją odwieść od tego zamiaru, ale nie dała mi szansy. Oznajmiła, że postanowiła zamieszkać w mieście na dziko.

– Nie bój się – powiedziała, biorąc mnie za rękę. – Jedziemy w rodzinie na tym samym wózku. Musimy się trzymać razem. Ja nikomu nie zdradzę twoich sekretów, a ty nie mów o moich. Zgoda?

4

W drodze do domu zastanawiałam się nad tym, co powiedziała Duża Siostra. Mimo pewnego podobieństwa nasza sytuacja bardzo się różniła. Zanim tamtego wieczoru zdążyłam przemyśleć wszystko do końca, wywołała mnie z domu Czwarta Siostra i zaprowadziła na pusty plac w pobliżu Siedliska Numer Sześć. Kiedy się tam znalazłyśmy, ku swemu zdumieniu zobaczyłam wszystkie siostry i braci oraz ich mężów i żony, brakowało jedynie rodziców, no i Dużej Siostry. W słabym świetle latarni nie widziałam wyraźnie ich twarzy, ale poznałam, że kipią gniewem.

Usiadłam na niskim stołeczku i przypomniały mi się szkolne czasy, kiedy stawałam się jedynym celem ataków kolegów z klasy, podobnie jak to miało miejsce na zebraniach w okresie rewolucji kulturalnej, podczas których masy oskarżały jednego biednego delikwenta. Tyle że mnie osaczyła własna rodzina. Co ja takiego zrobiłam?

Pierwszy przemówił Trzeci Brat, czyli najstarszy syn, i od razu stało się jasne, że Duża Siostra przed wyjazdem mnie wydała. Powiedziała im wszystko, powtórzyła nawet pytania, jakie jej zadałam na temat rodziny, i przy okazji dodała co nieco od siebie. A więc to, co mówiła, zanim weszła na prom, stanowiło nie tyle jej własny sąd, ile opinię rodziny. Powinnam wiedzieć, że należy do tego rodzaju ludzi, którzy czują się nieszczęśliwi, dopóki nie wywołają zamieszania. Gdyby za rządów komunistów w jej własnym życiu i życiu całej rodziny nie zapanował chaos, byłaby nie-ukontentowana.

– Wybieraj! W której rodzinie chcesz być?

– Jadłaś nasze jedzenie, nosiłaś nasze rzeczy, a w dodatku odejmowałaś nam od ust to, co nam się należało. Jeśli chcesz, możesz odejść, ale masz uregulować rachunki za wszystkie te lata spędzone w naszym domu, z czynszem, wydatkami na lekarzy i opłatą za naukę włącznie!

– Nie zrobiliśmy ci nic złego, a mimo to miałaś czelność spotkać się z tym człowiekiem. Ile się z twojego powodu wycierpieliśmy, ile wstydu najedliśmy przez te wszystkie lata!

– Wychowaliśmy cię, a teraz, kiedy jesteś dorosła, chcesz najzwyczajniej w świecie odejść, tak?!

– Posłuchajmy, co ona ma do powiedzenia – odezwała się Druga Siostra, która dotąd nie zabierała głosu.

– A co mam powiedzieć? – Udawałam, że nie wiem, o co im chodzi, tak jak to robiłam podczas nagonek w szkole. Ale tym razem naprawdę miałam pustkę w głowie. I chociaż wszystkie zarzuty były bezpodstawne, nie potrafiłam ich podważyć.

– Czy on chce, żebyś od nas odeszła i zamieszkała u niego?

– No, powiedz coś!

Usiłowałam wstać, ale Trzeci Brat pchnął mnie z powrotem na stołek. Nie ustąpią, dopóki tego nie wyjaśnią. Wbiłam wzrok w dzieciaki z piłką idące przez ulicę.

Nie lubiłam mojej rodziny, ale inne rodziny też mi się nie podobały. Nie obchodziło mnie, kto, co i komu zawdzięcza, po prostu chciałam, żeby dali mi spokój.

– Nie odchodzę z domu – odpowiedziałam stanowczo, odwracając się do nich. -1 nie myślcie, że uda się wam mnie wypędzić. To jedyny dom, jaki mam.

Wyraźnie zbiłam ich z tropu. Zapomnieli języka w gębie. Spodziewali się, że zasypię ich pretensjami, i w ogóle nie przyszło im na myśl, że mogę nie chcieć zerwać więzów z rodziną. Nie wspomniałam też o alimentach, które dawał mój naturalny ojciec, chociaż oni cały czas mówili o pieniądzach. Ludzie są dziwni: nie potrafią zapomnieć o wyrządzonych im krzywdach, lecz za to łatwo zapominają o dobrodziejstwach, jakie ich spotkały. Owszem, do pewnego stopnia mieli prawo obwiniać mnie o swoje cierpienia, bo to moja obecność sprawiła, że chodzili głodni w czasie klęski, no i wstydzili się przed sąsiadami, że mają w rodzinie bękarta; musieli kłaść uszy po sobie i przemykać się chyłkiem. Wolałam więc uznać, że mam wobec tej rodziny emocjonalny dług, którego nigdy nie spłacę.

– No dobrze. – W końcu Trzeci Brat przerwał milczenie. – Nie powiesz mamie, co tu się dzisiaj wydarzyło, ani nie dasz ojcu do zrozumienia, że wiesz o swoim pochodzeniu. Zrozumiałaś?

– Zrozumiałam. – Kiwnęłam głową. – Dlaczego miałoby mi zależeć na tym, żeby zrobić przykrość tacie?

Miałam ochotę krzyczeć. Dać upust oburzeniu, że tak paskudnie mnie potraktowali. Jednak nie powiedziałam ani słowa więcej. Siedziałam i patrzyłam, jak się oddalają, mrucząc pod nosem groźby. Zawsze się bałam mego rodzeństwa, tak samo jak bałam się nauczycieli w szkole. Nigdy się nie przeciwstawiałam, robiłam, co chcieli, schodziłam z drogi i najchętniej zaszywałam się w jakimś kącie, żeby mnie nie widziano.

Kiedy odeszli, zabierając ze sobą stołki, zostałam sama; kręciło mi się w głowie i dzwoniło w uszach, jakby tuż obok biły o siebie metalowe pręty

W końcu wstałam, wzięłam stołek i powlokłam się do domu. A potem nagle, ni z tego, ni z owego, rzuciłam stołek i jak mała dziewczynka zaczęłam biec przed siebie, najpierw po stopniach na aleję Szkoły Średniej, a stamtąd na zarośnięty chwastami plac zabaw. Biegłam tak aż na sam szczyt wzgórza, gdzie było ciemno i zupełnie pusto. Wreszcie, wyczerpana, przystanęłam i żeby nie upaść, oparłam się o pień drzewa. Patrzyłam w ponurą czeluść zapomnianego schronu przeciwlotniczego. Czyż nie szeptano dokoła, że ludzie z Kuomintangu zakopali w bunkrach materiały wybuchowe? To znaczy, że całe miasto jest jedną wielką tykającą bombą zegarową. Dlaczego akurat teraz nie wybuchnie? Dlaczego raz na zawsze nie zniknie z powierzchni ziemi?

Загрузка...