V

1

Wyjęłam z kredensu płytką kamionkową miskę i włożyłam do niej bułeczki, przedtem odwinąwszy je ostrożnie z nasiąkniętego tłuszczem papieru. Na kredensie stała miseczka z rozgotowanym, wodnistym ryżem; głodna i spragniona, wypiłam go jednym haustem.

Kiedy wszedł ojciec, zapaliłam światło. W pokoju nadal było mroczno, ale kontury łóżka, stołu i kredensu stały się trochę wyraźniej sze.

Podałam ojcu miskę.

– To dla ciebie i dla matki.

– A ty? – Nie wziął bułeczki.

– Ja już jedną zjadłam. Te są dla was.

– Słaba z ciebie kłamczucha – zauważył. – Gdzie można dostać trzy duże, nadziane mięsem bułeczki za pięćdziesiąt fenów? Tak bardzo je lubisz, zjedz.

W tej samej chwili weszła matka z umytymi miseczkami do ryżu i pałeczkami, które wetknęła do bambusowego pojemnika na ścianie.

– Mała Szóstko, dokąd poszłaś z samego rana? Przydałaby mi się pomoc przy wieszaniu bielizny, ale teraz, kiedy jesteś dorosła, moje słowa nic dla ciebie nie znaczą. Jeżeli nie można się wesprzeć na bambusowym kiju, jak można się oprzeć na jego pędach? Każde z was, dzieciaków, jest gorsze od poprzedniego.

Matka coraz bardziej się zaperzała. Powiedziałam, żeby przestała wyrzekać, bo przyniosłam dla niej jej ulubiony poczęstunek.

Oczywiście rozpromieniła się na widok bułeczek. Nawet nie zapytała, skąd wzięłam na nie pieniądze.

– Dlaczego? Gdzie je kupiłaś?

Wyjaśniłam jej, że byłam na Kamiennym Moście.

Chciała wiedzieć, do którego sklepu poszłam.

Naturalnie do Domu na Wodzie, odparłam. Cieszy się największą renomą w mieście. Zawsze stały u nich kolejki po nadziewane bułeczki i sakiewki z mięsem.

Zanim skończyłam mówić, matka szurnęła miską w głąb kredensu i przytrzymując się wezgłowia łóżka, ze świstem zaczerpnęła powietrza.

– Nadziewane bułeczki z Domu na Wodzie! – Zatrzęsła głową z obrzydzeniem i siadając na brzegu łóżka, wzięła wilgotny ręcznik, który jej podałam.

– Przesadnie reagujesz – zauważył ojciec przygnębionym głosem.

– Przesadnie? Czyżbyś zapomniał, jakie to były lata?

Z ich chaotycznej rozmowy udało mi się mniej więcej wywnioskować, co ją tak poruszyło. Fama głosiła, że podczas wielkiego głodu nadziewano bułeczki dziecięcym mięsem. Zadowoleni klienci ufnie powracali, podobnie jak dziś trzymają się restauracji, w których do wywaru dodaje się korzenia konopi czy makowin. Raz ktoś natrafił w farszu na paznokieć i powiadomił władze. Para właścicieli trafiła do więzienia, a sklep zamknięto. Otwarto go ponownie dopiero po wielu latach, i to jako spółdzielnię.

– Kobiety w naszej okolicy to kupa starych plotkarek – stwierdził ojciec.

– Skąd ci z Domu na Wodzie brali mięso, skoro było o nie tak trudno? – zapytała matka. – W dodatku takie dobre mięso. Bez żadnych dodatków.

Poza tym istnieją dowody. Matka przypomniała, jak trzyletni synek tragarki, z którą pracowała w parze przez rok czy dwa, zniknął bez śladu. Przez jakiś czas kobieta płakała za każdym razem, kiedy ktoś o nim wspomniał, a potem, gdy zabrakło już łez, rzuciła się do studni w pobliżu placu zabaw na alei Szkoły Średniej. Jej ciało odnaleziono dopiero wtedy, gdy ktoś poczuł smród unoszący się nad studnią, którą później zabito deskami. Matka powiedziała, że z tamtą kobietą najlepiej jej się pracowało, bo nigdy nie poluźniała liny, żeby przerzucić większy ciężar na partnerkę.

– Mów ciszej – skarcił ją ojciec. – Mała Szóstka nie kupiła tych bułeczek dla siebie. Nie chcesz ich, w porządku, ale teraz nawet ona boi się wziąć je do ust, a wszystko przez jakieś bezpodstawne pogłoski. – Ojciec odwrócił się i wyszedł na korytarz.

– Mam ciszej mówić? – Matka jeszcze bardziej podniosła głos. -Chcesz mnie uciszać?! Dlaczego? Jestem za stara, żeby się bać! -Jednak ściszyła głos, kiedy ojciec znalazł się poza jego zasięgiem.

Wpatrywałam się w miskę z bułeczkami. Wszystkie te domniemane przypadki wydarzyły się podczas wielkiego głodu, zanim się urodziłam, więc nie było powodu do obaw. Jednak opuścił mnie radosny, urodzinowy nastrój. Przecisnęłam się obok matki i podeszłam do biurka. Otworzyłam pierwszą szufladę po lewej stronie.

– Czego szukasz? – zapytała matka, obserwując, jak przewracam zawartość.

– Listu. – Wewnątrz leżały przybory do szycia, nożyczki, guziki, grzebienie i mnóstwo różnych drobiazgów. Byłam gotowa wyciągnąć całą szufladę i wyrzucić wszystko na podłogę. – Gdzie jest list od Dużej Siostry? – spytałam.

– Tam go nie ma – odparła stanowczo i wsunęła dłoń pod poduszkę.

Z poszewki wypadła harmonijka ustna. Kiedy po nią sięgnęłam, matka przytrzymała moją rękę. I chociaż ten gest był pozbawiony gwałtowności, zaskoczył mnie. Po co jej ta harmonijka? Zareagowała, jakby to był jakiś skarb, coś, czego nie powinnam dotykać. Nigdy nie miałam żadnego instrumentu, więc nie potrafiłam na niczym grać, a jedyną zabawką, jaką się kiedykolwiek bawiłam, była szmaciana lalka, którą matka sama dla mnie zrobiła.

– Ach, tak, przypomniałam sobie! Musiał zawieruszyć się z praniem.

Byłam przekonana, że coś ukrywa. Nie chciała, abym przeczytała list od siostry; podejrzewałam, że podarła go w przypływie złości.

– Nie wierzę ci – oświadczyłam.

– Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? Cały czas nic, tylko pyskujesz.

– Ktoś widział Dużą Siostrę dziś rano. Ona wróciła.

– No i co z tego? Może sobie chodzić, gdzie jej się żywnie podoba. Dopóki nie przestąpi progu tego domu, czuję się szczęśliwa.

Niemniej zauważyłam, że twarz matki spochmurniała, kiedy usłyszała wiadomość. Zniknął z niej wyraz oczekiwania i zaczęły się stare żale; jej pierworodna córka ściąga same kłopoty; złe nasienie, zawsze tak jest, jak się nie słucha matki. Rzuca taka szkołę i bez pytania o zdanie wychodzi za mąż, ilekroć nachodzi ją ochota. Dlatego nic jej się w życiu nie układa.

– Mała Szóstko – zwróciła się do mnie. – Ty także mnie nie słuchasz pomimo swego młodego wieku.

– A kiedy choć raz ci się sprzeciwiłam? Poza tym nie jestem już dzieckiem. Mogę głosować, a nawet zostać wybrana. – Nie uchwyciła aluzji do urodzin. W rzeczywistości moja uwaga jeszcze bardziej wyprowadziła ją z równowagi.

– Ach, więc wydaje ci się, że wiesz wszystko o głosowaniu? -prychnęła. – Z radością oddałabym moje prawo wyborcze komuś, kto tylko by je chciał. Całe te wybory sprowadzają się do zakreślenia jednej kratki. Zawsze nam powtarzają: Chcecie demokracji? Przecież nawet nie potraficie czytać!

Miałam ochotę krzyknąć: Mamo, dziś są moje urodziny! Jak mogłaś o nich zapomnieć?

Czułam instynktownie, że moje urodziny nie były zwyczajną datą pośród wielu innych dat, lecz szczególnym koralikiem w modlitewnej bransolecie, od którego zacznie się odliczanie. Dotknięcie tego koralika wyzwoli wiele tematów tabu. Ogarnięta paniką, rozpaczliwie pragnęłam przytulić się mocno do matki. Nić wiążąca mnie z moim losem była jak lont bomby z opóźnionym zapłonem, który przepalały niebieskie iskierki. Czułam, że nadszedł czas, żeby uczynić następny krok, obojętnie czy byłam gotowa, czy nie. Dzisiaj, dokładnie w tej minucie, wiedziałam, że nadeszła chwila, aby wyjaśnić z matką pewne sprawy.

Oparłam się o drzwi; zaskrzypiały pod moim ciężarem. Zamknęłam je czym prędzej, usiłując opanować rosnący niepokój. Aż wreszcie zebrałam się na odwagę.

– Nie uroniłabyś ani jednej łzy, gdyby ktoś pociął mi twarz czy oblał ją kwasem, a nawet mnie zgwałcił i zamordował.

– A to co ma znaczyć?

– Chodzi za mną jakiś mężczyzna.

Zerwała się z miejsca i dotknęła mego spoconego czoła.

– Jesteś pewna?

Wpatrywała się we mnie ze wzburzeniem. Odwróciłam wzrok.

– Możesz mi nie wierzyć, jak nie chcesz.

– Zbyt dobrze cię znam. Zrobisz wszystko, bym się nad tobą trzęsła. – Przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, a potem odepchnęła mnie na bok i wybiegła z pokoju.

Wróciła zasapana po jakichś dziesięciu minutach.

– Wiedziałam, że kłamiesz – stwierdziła. – Nikogo nie ma. -Zrobiła pauzę, by zaczerpnąć powietrza, po czym zaczęła mnie wypytywać: – Jak on wygląda? Od kiedy za tobą chodzi? Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?

Przestraszyłam się, widząc, jak bardzo się przejęła.

– Od dawna… nieraz…

Powiedziałam, że nie wydawał się bardzo młody, ale nie był też zgrzybiałym starcem. W średnim wieku, i dlatego zapewne bardziej niebezpieczny od młokosa czy starca.

– Nigdy mu się nie przyjrzałam. Gdyby tak było, nie musiałabym ci o nim mówić. – Ta ostatnia uwaga miała ją zdenerwować.

Matka zgasiła światło.

– Wyjdź stąd. Idź na górę.

Wypadłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Postałam przez chwilę w sieni, dusząc się z żalu i gniewu, zanim ruszyłam na poddasze.

2

Złapałam za książkę, ale nie mogłam przeczytać ani jednego słowa; zanadto rozpraszały mnie spekulacje, o czym może myśleć matka, siedząc na dole po ciemku. Więc włączyłam magnetofon, taniego, starego grata, który wyglądał jak tara do prania. Czwarta Siostra razem z Dehuą przez wiele miesięcy odkładali na niego każdy grosz, a teraz wszyscy chodziliśmy na palcach wokół stołu, żeby przypadkiem nie uszkodzić tego rodzinnego skarbu.

Ile razy możesz być w życiu pijana?

Kiedy jest czas na zabawę, jeśli nie teraz?

No dalej, wysącz szklanicę do dna, a potem zobaczymy.

Piękne kwiaty zakwitają jeden raz,

Druga szansa rzadko się zdarza.

Gdy dziś odejdziesz, kiedy powrócisz znów?

Ten popularny szlagier sprzed pół wieku, który nuciło całe miasto, zanim jakieś trzydzieści lat temu został zakazany jako „niemoralny”, w ostatnim czasie przedarł się przez kordon rewolucyjnych pieśni. Zawsze ulegałam jego czarowi, jednak dzisiejszego popołudnia, zamiast poprawić mi nastrój, pogłębił jeszcze mój niepokój. Po raz czwarty w życiu szczerze martwiłam się o matkę. Więc wyłączyłam muzykę i zeszłam na dół.

Matki nie było. Dziwne, dokąd mogła pójść?

Na podwórku ojciec, kucając, formował brykiety; wilgotny węglowy pył oblepiał mu dłonie. Zawsze stanowczo odmawiał przyjęcia pomocy, jeśli sam o nią nie poprosił. Natomiast matka postępowała dokładnie na odwrót; zamiast poprosić o pomoc, czekała na ochotników, by sprawdzić, które z dzieci pragnie zdobyć jej względy.

Matki nie było w siedlisku ani też w jego pobliżu. Ponieważ jej nie znalazłam, wróciłam do domu i stanęłam na progu z nieobecnym wyrazem twarzy.

– Mała Szóstko! – zawołał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się. Duża Siostra stała oparta o drzwi do naszego pokoju.

Tamta stara kobieta miała rację. Duża Siostra wróciła do Czung-ring.

– Mała Szóstko, czyżbyś ogłuchła?! Moje roztargnienie ją zniecierpliwiło.

3

– W domu nie ma żywej duszy. Jak to możliwe? – dziwiła się Duża Siostra, kiedy się umyła. Wyjęła z szuflady w biurku grzebień z powyłamywanymi zębami i ręczne lusterko Czwartej Siostry. Zdmuchnęła z niego kurz i uczesała włosy, przesadnie skręcone świeżą trwałą.

Niewiele się zmieniła w ciągu tych ostatnich sześciu miesięcy. Twarz jej się nieco wypełniła, figura zaokrągliła, a bystre oczy patrzyły jeszcze czujniej.

– Ojciec jest w domu, nie? Ja jestem. Więc co masz na myśli, mówiąc, że nie ma tu żywej duszy?

– Nie można zadać prostego pytania? – Uśmiechnęła się. – Jesteś dla mnie zbyt wykształcona.

Już zdążyłam zapomnieć o liście, którego matka nie chciała mi przeczytać. Moje myśli były zajęte czym innym.

– Nic mi nie wychodzi tak, jak bym chciała – oznajmiła Duża Siostra i czułam, że to wstęp do długiego monologu o kolejnym rozwodzie.

– Wiedziałam, że przyjechałaś – przerwałam jej, chcąc skierować rozmowę na inne tory. – Po co te tajemnice?

Roześmiała się i stwierdziła, że nie miała zamiaru wracać prosto do domu, chcąc sprawdzić, jak bardzo zirytuje tym matkę. Więc pierwsze kroki skierowała do koleżanki, z którą była na wsi.

– No właśnie! – zawołała, jakby dopiero teraz matka przyszła jej na myśl. – A co tam u niej słychać? Gdzie ona jest?

Sama chciałam to wiedzieć. Powiedziałam, że matka była w domu w południe, ale kiedy zeszłam na dół, gdzieś zniknęła.

– A zresztą, co za różnica – stwierdziła gorzko Duża Siostra. -Zapewne jest po drugiej stronie rzeki z wizytą u Drugiej Siostry. Jest jej ulubienicą, my się nie liczymy.

Rzeczywiście, Drugiej Siostrze najbardziej się poszczęściło. Dzięki temu, że zdała egzamin do studium przygotowującego nauczycieli szkół podstawowych, udało jej się uniknąć wyjazdu w góry albo na wieś w 1969 roku, nie podzieliła więc trudnego losu zesłanej młodzieży. Potem, kiedy miała podjąć pracę, zamiast wylądować na jakiejś zabitej deskami wsi, złapała miejsce w szkole w śródmieściu – tylko dlatego, że wykorzystała patową sytuację między dwoma walczącymi o tę posadę ustosunkowanymi nauczycielami, z których żaden nie chciał ustąpić. Z dnia na dzień siostra stała się mieszkanką śródmieścia. Następnie urodziła jednego syna, potem drugiego, no i naturalnie miała męża, który o nią dbał.

– Umieram z głodu, po prostu umieram z głodu! – oznajmiła Duża Siostra, wyraźnie zła. Zaczęła szperać w kredensie i oczywiście natychmiast natrafiła na bułeczki. Trzymała po jednej w dłoni. – Pycha! Są naprawdę świetne! – stwierdziła, rwąc zębami duże kęsy.

Minutę później obie bułeczki zniknęły, a siostra wycierała ręce w chusteczkę.

– Mała siostrzyczko, dlaczego jesteś blada jak śmierć? – zapytała, zmieniając ton. – Wyglądasz okropnie!

– Jak można dobrze wyglądać w takim słabym świetle?

Była moją siostrą i choć nie widziałyśmy się przez dłuższy czas, wyczuła, że coś mnie gnębi.

– Czy to dlatego, że zjadłam te bułki? Myślałam, że to resztki z obiadu.

– Jak widzę, nadal masz giętki język – odparowałam. – Jakim cudem w tym domu miałyby się uchować takie resztki jak nadziewane bułeczki?

Mogłam powiedzieć więcej, ale tego nie zrobiłam. Ani ojciec, ani ja nie potrafiliśmy się przemóc, żeby je zjeść, przez nie doszło do awantury z matką. Duża Siostra była z nas najstarsza, ale czasami postępowała jak dziecko. Matka mówiła, że sprawia najwięcej kłopotów z całej rodziny i że nie waha się robić scen na oczach ludzi.

Może Duża Siostra miała rację, twierdząc, że matka poszła odwiedzić Drugą Siostrę, osobę zgodną, sumiennie wywiązującą się zarówno z obowiązków matki, jak i nauczycielki. A w dodatku dobrą córkę. Gdy matka wyprowadzała ją z równowagi, trzymała emocje na wodzy i w przeciwieństwie do pozostałych trzech sióstr – nigdy się z nią nie kłóciła.

– Dzisiaj są moje urodziny! – wyrzuciłam z siebie. – Chciałam to matce uświadomić. Znowu o nich zapomniała. Celowo, jak zwykle.

– Ojej, dlaczego mi nie powiedziałaś?! – Duża Siostra zawsze potrafiła grać. – Mogłaś mnie przecież uprzedzić! Te bułeczki pewnie były prezentem urodzinowym. – Siostra miała swój rozum. Nawet spróbowała usprawiedliwić zaniedbanie matki. – Matka nie zapomniała, nie wolno ci tak myśleć. Prawdopodobnie pomyliła daty. Nie byłabym zaskoczona, gdyby liczyła dni według starego kalendarza księżycowego.

– Nowy kalendarz czy stary, nieważne. Specjalnie zapomniała – obstawałam przy swoim.

Wszyscy traktowali mnie tak samo, obojętnie czy pamiętali o moich urodzinach, czy nie. Co za różnica? Matka wiecznie przypominała, że miałam szczęście, iż dane mi było przeżyć.

– Pozwól swej Dużej Siostrze naprawić to zaniedbanie. Chodź no, zrobię ci fryzurę. Widzisz moją trwałą? Niezła, co? Nie uważasz, że wyglądam lepiej od tych dziewczyn ze skręconymi włosami, paradujących po ulicach? Albo od tych wyfiokowanych wieśniaczek, których wszędzie pełno? Jeśli chcesz wiedzieć, sama ją zrobiłam.

Nie czekając na moją zgodę, zgasiła światło, wyciągnęła mnie do sieni i posadziła na stołku. Było tu znacznie jaśniej. Po drugiej stronie podwórka siedziała w drzwiach, oparta o framugę, stara matka naszego sąsiada, Łysego Czenga. Jej oczy zmieniły się w szparki.

– Jesteś teraz dorosła, więc musisz ładnie wyglądać. Odchyl głowę. Zaplotę ci warkocz, a luźne włosy odgarnę do tyłu, tak żeby odsłonić szyję i uszy, no i ten pieprzyk na lewym policzku. Pie-przyk na twarzy oznacza, że twoja szczęśliwa gwiazda świeci mocnym blaskiem i ochroni cię przed pechem. Nie będziesz cierpieć z powodu marnego życia tak jak ja.

Siostra obeszła mnie z przodu, zlustrowała i kazała zostać na miejscu. Po chwili wróciła z nożyczkami i przycięła mi grzywkę. A potem podała lusterko. Wstałam i studiowałam swoje odbicie. Zamiast dwóch warkoczy miałam jeden. Całkiem poważna odmiana. Moje kości policzkowe wydawały się wyższe, a szyja dłuższa. Podobałam się sobie. Poczułam się szczęśliwsza, ale nie pokazałam tego po sobie, bo nie chciałam, żeby Duża Siostra była zanadto z siebie zadowolona.

– No i co? Podoba ci się? Dlaczego nic nie mówisz?

Nigdy jej takiej nie widziałam. Im bardziej ją ignorowałam, tym bardziej starała się wkraść w moje łaski.

– Ot, po prostu mizerna, woskowa twarz, brzydka jak zawsze, i nic tego nie zmieni. Każdy ci to powie, przecież wy wszyscy uwielbiacie się na mnie wyżywać. – Oddałam jej lusterko.

– No dobrze, siostrzyczko, dzisiaj są twoje urodziny. Ile ty masz lat?

– Urodziłam się w sześćdziesiątym drugim, gdybyś przypadkiem nie wiedziała.

– Skończyłaś osiemnaście lat?! O rany! Myślałam, że piętnaście czy szesnaście. Twoja duża siostra nawet nie wiedziała, że masz urodziny. Kupiłabym ci jakiś prezent.

Prychnęłam pogardliwie, chociaż zrobiło mi się ciepło na sercu. Niczego by mi nie kupiła, ale przynajmniej tak powiedziała. Dotąd niczego takiego od nikogo nie usłyszałam.

– Osiemnaste urodziny to przełomowa chwila w życiu. Powiedz, co chcesz, żebym dla ciebie zrobiła. Wyraź życzenie.

Siostra wydawała się szczera.

– Naprawdę?

– Poważnie. Potrafię okłamać niejednego, jeśli jest taka potrzeba. Ale dlaczego miałabym oszukiwać kogoś z własnej rodziny?

– Chcę, żebyś przeszła się ze mną brzegiem rzeki – odpowiedziałam po chwili namysłu.

– Tylko tyle? – Roześmiała się. – Spodziewałam się czegoś trudniejszego. Oczywiście, że się z tobą przejdę.

4

Opuściłyśmy więc mury siedliska i zeszłyśmy po kamiennych stopniach, kierując się na brzeg rzeki.

Musiałam zgłębić, albo chociaż częściowo wyjaśnić, zagadki i niedomówienia, jakie spowijały moje życie. Wszyscy o czymś wiedzieli, ale nikt nie chciał mi tego wyjawić, cokolwiek to było. Wzrastałam w atmosferze konspiracji, tyranizowana milczeniem. Być może prawda, którą tak rozpaczliwie pragnęłam poznać, kryła się właśnie w tym, o czym nie mówiono? Byłam zdecydowana wszystko odłożyć na bok, nawet naukę do tak dla mnie ważnych egzaminów wstępnych, byle tylko rozwikłać tę sprawę. Jeśli tego nie zrobię, będę dalej żyć jak we mgle!

Gratulowałam sobie, że nie straciłam umiejętności oceniania ludzi. Duża Siostra przyjechała do domu w moje urodziny; była właśnie tą osobą, której potrzebowałam akurat w tym dniu. Nie mogła się wykręcić od obowiązków, jakie miała względem młodszej o szesnaście lat siostry. Byłam przekonana, że należy do nich także odpowiedź na pewne pytania, które mnie nurtowały. Po to los zesłał ją do domu.

Każdy z mojego rodzeństwa, z wyjątkiem Dużej Siostry, znał swoje miejsce w szeregu. Ona zawsze sprzeczała się z matką. W trakcie zajadłych kłótni patrzyła na nią z wyrzutem, może dlatego, że jako najbardziej faworyzowane dziecko w rodzinie była krnąbrna i rozpuszczona.

W 1969 roku Mao Tse-tung rozwiązał oddziały Czerwonej Gwardii, które siały rewolucyjne spustoszenie w całym kraju, i wysłał ich członków na „niezmierzone obszary wolności” na przygranicznych terenach.

Moja siostra znacznie wcześniej, bo już w 1964 roku, odpowiedziała na wezwanie partii, aby wyjeżdżać na wieś. Z pierwszym kontyngentem „światłej młodzieży” cierpiała dłużej od innych. Spędziła dziewięć lat w kolektywnej wsi, zanim skierowano ją do pracy w kopalni w górach na obrzeżu prowincji Syczuan.

Kiedy miała osiemnaście lat, tuż przed ukończeniem szkoły pielęgniarskiej, poszła na przechadzkę ze studentem, za co została skrytykowana przez klasowego sekretarza Ligi Młodzieży Komunistycznej, bo szkolna dyscyplina nie pozwalała na takie wybryki. „Mam chłopaka, a tobie nic do tego” – odpowiedziała butnie i po chwili poszły w ruch pięści. Tylko ją spotkała kara za ten incydent; zabroniono jej uczestniczyć w obchodach Nowego Roku.

Przysięgła, że się zabije, i rzeczywiście próbowała to zrobić, skacząc z okna na pierwszym piętrze. W rezultacie złamała nogę, odstawiono ją do szpitala, a w jej aktach pojawił się czarny znaczek, który miał tam pozostać na całe życie. Kiedy kazano jej napisać samokrytykę, poszła prosto do dyrektora szkoły, a gdy nie zgodził się interweniować, cisnęła mu w twarz legitymacją uczniowską, rzuciła szkołę i wróciła do domu.

Pewnego dnia przyszli do nas kadrowcy z komitetu mieszkańców prowadzący kampanię agitacyjną. W Trzech Wąwozach jest pięknie jak w bajce, opowiadali. W rzece na górze Wu pływają ryby grube jak beczki, a węgiel jest taki czysty, że można go bez obawy zawijać w chusteczkę. Cóż to za wspaniałe miejsce! No i Duża Siostra im uwierzyła. Wykradła kartę meldunkową i wymeldowała się z miasta, aby pokazać nauczycielom i kolegom, że to właśnie ona jest największą rewolucjonistką.

Ojciec powiedział, że pływał w okolice góry Wu i wcale nie jest tam tak, jak opisywali kadrowcy. Cierpią tam straszną biedę, przekonywał, żądając, aby poszła się zameldować z powrotem. W odpowiedzi oskarżyła ojca o sianie kontrrewolucyjnych pogłosek, doprowadzając go tym do płaczu. Matka też się popłakała i poszła do komitetu mieszkańców, żeby wstawić się za córką, za co spotkała ją surowa reprymenda. Usiłując powstrzymać córkę od wyjazdu na wieś, oświadczono jej, sabotuje akcję „rozsyłania młodzieży po całym kraju”. Czy zdaje sobie sprawę, jakie to poważne przestępstwo? Może przemierzyć Chiny wzdłuż i wszerz i nie znajdzie nikogo, kto by się odważył przywrócić dziecku zameldowanie w mieście. Matka, wstrząśnięta tą krytyką, mogła jedynie patrzeć, jak jej córka wyjeżdża, bardzo z siebie zadowolona.

Koledzy ze szkoły śmiali się, że zgłupiała, matka wyzwała ją od najgorszych za szalone pomysły i brak posłuszeństwa. A mnie się wydaje, że ona pragnęła jak najszybciej opuścić dom, bo nie czuła się z nim związana.

Duża Siostra zawsze ze mną dużo rozmawiała, a w tym, co mówiła, pobrzmiewały pewne aluzje. Jakieś prawdy i półprawdy; odkąd sięgam pamięcią, miałam wrażenie, że się ze mną droczy.

Czasami robiła melodramatyczne miny. Gdyby nie to, byłaby całkiem ładną kobietą; wyglądała szczególnie atrakcyjnie, kiedy piorąc nad rzeką, upinała wysoko gęste czarne włosy. Wiele osób mówiło, że kształtem brwi i wykrojem ust przypomina matkę z młodych lat. Miała inne rysy twarzy niż pozostałe rodzeństwo, była wyższa i mocniej zbudowana. Kobiety z Czungcing charakteryzował szczególny rodzaj gracji; mgliste powietrze i deszczowy klimat czyniły je łagodnymi i melancholijnymi. Natomiast Duża Siostra miała temperament mężczyzny; była twarda i wybuchowa, łatwo wdawała się w walki zarówno na słowa, jak i na pięści. Naprawdę przyłożyła pierwszemu mężowi nóż do gardła, aby go zmusić do podpisania dokumentów rozwodowych.

Działała impulsywnie, nie bacząc na konsekwencje. Zdarzało jej się nawarzyć piwa, które potem inni musieli wypić. Kiedy siedziała na wsi, na górze Wu, miejscowy wróżbita powiedział, że czuje wokół niej zapach krwi, lecz jeżeli uda jej się przekroczyć czterdziestkę, być może będzie w stanie ustabilizować swą energię qi i zawrócić ją do właściwych naczyń.

– Chociaż wcale nie chcę, wierzę jego słowom. Coś złego mi się przytrafi, kiedy będę miała czterdzieści lat. Wiem, że tak się stanie. Postaram się lepiej postępować. – To była jej mantra od wielu lat.

Ale dzisiaj coś się zmieniło w jej sposobie mówienia. Wlokąc się parę stopni za mną, głośno narzekała:

– W tym roku kończę trzydzieści cztery lata i jeśli ten przeklęty wróżbita miał rację, zostało mi niewiele czasu. Dlaczego muszę iść przez życie, uważając na każdy krok? Nie mogę się doczekać, po prostu chcę wiedzieć, co, u diabła, się stanie.

Odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć.

– Ukrywasz coś przede mną! – wyrzuciłam z siebie. – Siostro, musisz mi powiedzieć, co to jest!

Schodziła dalej, jakby mnie nie usłyszała. Znalazłam się teraz tuż za nią, niemal deptałam jej po piętach. Ponieważ ani drzewa, ani domy nie zasłaniały mi widoku, dostrzegłam kilkoro ludzi pływających w rzece. Cialing jest czystsza od błotnistej Jangcy. Przy Niebiańskich Wrotach, gdzie obie się łączą, koryto ma zygzakowaty kształt. Poniżej wzgórza, na którym mieszkaliśmy, płynęła tylko rwąca, zmącona Jangcy.

Powtórzyłam naleganie.

– Co mam ci powiedzieć? – zapytała nonszalancko Duża Siostra.

– Przed chwilą coś mi obiecałaś. Powiedziałaś, że skoro dziś mam urodziny, zrobisz to, o co cię poroszę.

– Co się dzisiaj z tobą dzieje?! – Klepnęła mnie w plecy. Uderzenie było całkiem silne, ale zapanowałam nad bólem i ugryzłam się w język, czekając na jej dalsze słowa. Najpierw po prostu się roześmiała.

– Jak obietnica, to obietnica! Ale lepiej byśmy się bawiły, gdybyś się trochę rozchmurzyła. Szłybyśmy sobie brzegiem, patrzyły na statki, podziwiały widoki, co w tym złego? Jeżeli chcesz, możemy przepłynąć na druga stronę i pójść do kina albo jeszcze gdzie indziej.

– Mówię poważnie, musisz mi powiedzieć! – Zignorowałam jej kuszącą propozycję.

Zaczynała ogarniać mnie rozpacz. Syreny statków konkurowały ze sobą, wyjąc coraz donośniej. Moje zmysły były zawsze wyczulone na ten dźwięk, a dzisiaj odczuwałam go szczególnie dotkliwie. Potrafiłam wyłowić głos poszczególnych syren, jak gdyby każda z nich była obdarzona duszą, opłakującą swój los. Zadrżałam.

– Ty wiesz! – napadłam na nią. – Mam rację?! Nikt z was nie chce, abym się dowiedziała. Wszyscy usiłujecie mnie zwodzić, ale ty mi musisz dzisiaj powiedzieć, siostro! Po prostu musisz!

Uśmiechnęła się niewzruszona, a moje krzyki przeszły w błagalny szept, który tylko my dwie mogłyśmy słyszeć.

– Dobrze – zgodziła się już bez uśmiechu. – Co takiego chcesz wiedzieć?

– Jak doszło u ojca do osłabienia wzroku i dlaczego był zmuszony przejść na rentę tak wcześnie, zanim jeszcze się urodziłam? Nie wierzę w tę historię, którą usłyszałam.

Zapytała mnie, co to za historia.

Powiedziałam jej, iż w aktach w biurze zatrudnienia przedsiębiorstwa promowego znajduje się adnotacja, że uszkodzenie wzroku nastąpiło w wyniku syfilisu. Poza tym ludzie w siedlisku też czynią złośliwe uwagi w podobnym tonie.

– Który z tych skurwieli?! Jaka zgniła cipa mówi coś takiego?! -ryknęła Duża Siostra.

Zatkałam jej usta dłonią. Przechodziłyśmy w pobliżu domów, ludzie mogli nas usłyszeć. Siostra zrobiła zwrot i zbiegła po śliskich schodach, pomiędzy cuchnącymi stertami śmieci, do ciemnej groty pod skalnym nawisem, gdzie padła na kolana i zaczęła bić pokłony przed kamienną ścianą.

– Chodź tu i ukłoń się nisko trzy razy bóstwu opiekuńczemu -zażądała.

– O jakim bóstwie mówisz? – zapytałam, wchodząc z wahaniem do ciemnej niszy.

– O Nadbrzeżnej Opiekunce Połatanych Ubrań – wyjaśniła. -Posąg zniszczono podczas rewolucji kulturalnej, więc nie mogłaś go widzieć. Ale miejscowi buddyści niedawno go odrestaurowali. Chodź tu i poproś o opiekę nad naszą rodziną.

To było takie niecodzienne słyszeć, jak Duża Siostra mówi o dobru rodziny, że osunęłam się na kolana i kłaniałam się kamiennej ścianie, a siostra w tym czasie zebrała w garść wodę sączącą się po skale i wypiła parę łyków. Potem kazała mi zrobić to samo. Oczyma wyobraźni ujrzałam ściek przy murze w naszym siedlisku i zaprotestowałam. Siostra pochyliła się, nabrała jeszcze jedną garść i przyłożyła mi dłoń do ust.

– To woda Buddy – oznajmiła, a kropelki kapały jej spomiędzy palców. – Jest czysta i ma właściwości uzdrawiające – dodała stanowczo.

Więc posłusznie otworzyłam usta i przełknęłam wodę. Smakowała jak źródlana.

– No dobrze, zrobiłam to – powiedziałam. – A teraz dość zwlekania, siostro. Nie sądzisz, że czas, abyś zaczęła mówić?

– O czym?

Dobre pytanie. Czego właściwie chciałam się dowiedzieć? Oczywiście wszystkiego, ale jakim cudem mogłam odgadnąć, co Duża Siostra wie, a czego nie?

Po krótkiej pauzie oświadczyła:

– Zgoda, opowiem ci co nieco o moim życiu. O innych sprawach nic nie wiem. A ty musisz przyrzec, że to pozostanie między nami.

Usiadłyśmy przy dużym głazie, zapatrzone w wiry wartko płynącej rzeki.

Загрузка...