X

1

Pewnego wieczoru oglądaliśmy z Sainingiem Zostawić Las Vegas, a kiedy film się skończył, zaczęliśmy się kochać. Wchodząc w moje ciało, wydał okrzyk. „Dawno z nikim nie spałaś!” – powiedział. Zraniły mnie te słowa. Kiedy się kochaliśmy, robiło nam się coraz smutniej. Każde z nas pogrążało się we własnych myślach.

Tamtej nocy zadałam sobie pytanie: „Który spośród wszystkich odbytych w przeszłości miłosnych aktów był najlepszy?” To zdarzyło się kilka lat temu. Zapytałam Saininga, kiedy było mu najlepiej, ale nie odpowiedział.

Saining często przyjeżdżał do Szanghaju, żeby mnie odwiedzić, i zazwyczaj spotykaliśmy się z Żuczkiem. Razem poznawaliśmy nowe szanghajskie życie; dzięki temu czułam się trochę lepiej. W Szanghaju wyrosło mnóstwo wypożyczalni wideo, były w nich filmy hollywoodzkie, były też europejskie. Obejrzałam parę dobrych filmów i parę beznadziejnych. Wieczorne godziny mojego wolnego od narkotyków życia wypełniały filmy z Zachodu.

Żuczek zabrał nas do małego sklepiku na uliczce Pięciu Rogów [13], niedaleko uniwersytetów, po płyty. Zobaczyliśmy kompakty z nacięciami zrobionymi piłą elektryczną. Z reguły zniszczony był tylko ostatni utwór, reszta piosenek dawała się normalnie odtwarzać. Inne miały otwory wywiercone w środku, i te dało się odtwarzać w całości, bez żadnego problemu. Były też przecięte taśmy – wystarczyło je kupić, przynieść do domu, skleić i wszystko grało. Wszystkie te zachodnie nagrania były niewiarygodnie tanie, pod warunkiem że miały dziury. Dało się kupić tyle dobrej muzyki, ile dusza zapragnie, od lat sześćdziesiątych do dziewięćdziesiątych. Chodziły słuchy, że były to nadwyżki wysyłane przez zachodnie wytwórnie płytowe jako dary dla dzieci naszej socjalistycznej ojczyzny, ale celnicy pocięli je, a potem przemycono je do kraju. Te ponacinane i dziurawe płyty były prawdziwym cudem, o którego rzeczywistym pochodzeniu nie wiedzieliśmy nic pewnego. Były jak wielki dar Niebios, a całą sprawę okrywała głęboka tajemnica. Z początku sądziliśmy, że tylko my wiemy o tych wspaniałościach, lecz wkrótce się okazało, że to samo dzieje się w wielu innych miastach.

Mając już powyżej uszu czekania, nareszcie wkraczaliśmy w nowy świat. Usłyszeliśmy muzykę, do której nigdy przedtem nie mieliśmy dostępu.

W Szanghaju namnożyło się undergroundowych grup rockowych, niektórzy handlujący uszkodzonymi płytami kontaktowali się ze sobą nawzajem i zakładali zespoły. Czasami Żuczek i ja próbowaliśmy zdobyć kasę na nasze własne wspólne występy. Z czasem tych, którzy słuchali podziurawionych płyt, zaczęto nazywać „podziurawionym pokoleniem”.


Wciąż mogliśmy razem słuchać płyt, oglądać filmy i razem palić marihuanę. Z nieznanych przyczyn im więcej paliłam, tym większy czułam niepokój. Saining mówił, że to tylko pewien etap, przez który muszę przejść, a potem wszystko będzie okej.

Robiliśmy razem mnóstwo rzeczy, ale wciąż nie umieliśmy na powrót zostać prawdziwymi kochankami. Po prostu wykonywaliśmy czynności. Jego ręce były wiecznie zimne, a ciało także utraciło ciepło, co napełniało mnie wstydem, mój wstyd zaś wydawał się przechodzić na niego. Kiedy się kochaliśmy, nawet powietrze było zawstydzone. Kiedy dotykał mnie ustami, czułam głęboki, bezdenny smutek. Oboje byliśmy przygnębieni. Było to nużące błędne koło: smutek ustępował miejsca nudzie, po której znów następował smutek, aż w końcu baliśmy się nawet próbować uprawiać seks.

Było tak, jakby ktoś napełnił nasze ciała ołowiem, jakbyśmy wciąż odczuwali i myśleli jak nałogowcy na odwyku. Pocieszałam się, że to po prostu przejściowy etap.


Pewnego dnia pojawił się Kiwi, mój dawny kolega ze szkoły średniej.

Żuczek był barmanem w jakimś klubie, a Kiwi kiedyś usłyszał, jak mówi o mnie. Któregoś wieczoru przyszedł więc do tego klubu, żeby na mnie poczekać.

Są ludzie, których uczucia wobec siebie nawzajem stanowią mieszankę tęsknoty i łęku. Można bez trudu wskazać ich w tłumie. Kiwi i ja byliśmy właśnie tacy.

Kiwi został niesamowicie dobrym rzeźbiarzem, w czasach, gdy zawód rzeźbiarza był w Szanghaju czymś zupełnie nowym.

Zauważyłam, że ma pełne wargi, zupełnie jak Saining, i olśniło mnie.

Poszliśmy do niego, do starego domu na ulicy Maoming. W łazience dotknęłam jego warg i oznajmiłam: „Długo tęskniłam za takimi ustami”.

Całowałam go, pieściłam. Jego skóra lśniła; wystarczyło poczuć tę gładkość. Niespiesznie zdejmował mi ubranie, moje wątłe ciało stopniowo pozbywało się obcości.

Blade palce, fale w jego oczach, drgające rzęsy. Jego włosy muskały moje uda, wargi uspokajały ciało – dał mi ciepło, którego pragnęłam, ukołysał mnie, poruszając się w tej przestrzeni między moimi udami. Wróciły do mnie wszystkie szczęśliwe chwile sprzed lat. Powiedziałam sobie: „Na to właśnie czekałam”.

Z wolna moja skóra stawała się przezroczysta, a wraz z nią całe ciało. Nocami masturbowałam się, mimo że wprawiało mnie to w zakłopotanie, zdarzało się nawet, że wpadałam potem w głęboki smutek.

Zawsze kochaliśmy się w ten sam sposób. On sprawiał mi rozkosz ustami, ja zaś klękałam obok niego, tyłem do lustra, z wyprostowanymi udami, zgięta w talii, ręce zwisały mi swobodnie wzdłuż ciała. Patrząc na odbicie moich pośladków w lustrze, masturbował się. Podziwiałam sposób, w jaki to robił, myśląc: „Oto mężczyzna, który naprawdę lubi zabawiać się sam ze sobą”. Obserwowałam, jak przygląda mi się w lustrze, poruszając lewą ręką; jego penis przypominał sierp księżyca – żeby skończyć, musiał czuć na sobie moje spojrzenie. Widok jego wytrysku czasem wprawiał mnie w drżenie, lecz dla dobra jego przyjemności musiałam zachować całkowity spokój, dopóki nie zamilkły jęki rozkoszy.

Dźwięk jego głosu, gdy kończył, wydawał się nie pochodzić z ciała, lecz ze świata marzeń. Barwy nocy sprawiały, że mój oddech stawał się nierówny; całowaliśmy się, przyciskając swoje ciała mocno do siebie.


Pewnej nocy, gdy skończyliśmy się kochać, rzucił nagle:

– Wiesz, że to ja byłem tym chłopakiem, który dał tamtej dziewczynie kwiaty?

Był odwrócony tyłem i nie widziałam, czy chce o tym pogadać, czy też to już wszystko, co zamierzał powiedzieć na ten temat. Zdenerwowałam się.

– Doprawdy? I jak wrażenia? – spytałam.

Milczał.

Oboje zapaliliśmy papierosy. Potem zadzwonił telefon. Patrząc przez okno na nocny Szanghaj, powoli przyswajałam tę nową informację o Lingzi.

Kiedy Kiwi skończył rozmowę przez telefon, powiedziałam:

– Pamiętasz, jak siadywałam w klasie, starając się zgadnąć, który to chłopak dał Lingzi kwiaty? Zastanawiałam się: „Co on teraz sobie myśli?” Podejrzewałam was, wszystkich chłopaków po kolei. A potem dotarło do mnie, że na tym świecie nie mogę być pewna niczego oprócz jedzenia, które wkładam sobie do ust. Długo nosiłam ten czerwony wodoodporny dres z dwoma białymi paskami na rękawach. Do tej pory wisi w mojej szafie w sypialni. Uwielbiam ten ciuch, może to głupie, ale co z tego. Lubię go, bo symbolizuje moją wolność, moje samostanowienie.

– Nie myślałem o tym zbyt dużo – odparł Kiwi. – Potem nagle dowiedziałem się, że była umysłowo chora. Była chora, jej choroba nie miała nic wspólnego ze mną.

Zmienił temat. Wydał mi się bardzo okrutny. Przez tyle lat nie przyszło mi do głowy, że tak właśnie sprawy się miały. Jego słowa wprawiły mnie w niepokój.

2

Często wędrowaliśmy z Kiwi po mieście, zatrzymując się od czasu do czasu w jednej z restauracji prowadzonych przez ludzi z Zachodu. Czasem siedzieliśmy w domu, piliśmy, słuchaliśmy muzyki albo oglądaliśmy telewizję. Czasem kochaliśmy się przed lustrem, i było nam dobrze. Co prawda, wymyśliłam kilka innych metod uprawiania miłości, ale Kiwi odparł, że lubi robić to ze mną właśnie w ten sposób, ponieważ sama powiedziałam kiedyś, że długo tęskniłam za takimi ustami. Powiedział, że właśnie te słowa sprawiły, że zaczęłam go pociągać.

Nasze zauroczenie było obustronne i miało tajemniczą naturę. Powiedziałam sobie, że są rzeczy, których nie muszę próbować zrozumieć, zwłaszcza że zazwyczaj się mylę. Oboje nie potrafiliśmy nawet wymieniać zwykłych uprzejmości bez popadania w smutek, tym bardziej więc nie próbowaliśmy rozmawiać o przeszłości. Nie znał mojej historii i nigdy o nią nie pytał.

Pewnego dnia poczułam wielki niepokój. Na środku ulicy krzyknęłam: „Kochaj mnie! Nigdy nie znajdziesz drugiej takiej kochanki jak ja”.

Ze wszystkich stron otaczał mnie alkohol, narkotyki, muzyka i mężczyźni. Traciłam orientację.

Mój nastrój był podobny do włosów mojego kochanka. Miłość po części była dla mnie właśnie nastrojem, przypominała tę ogłupiającą, idiotyczną muzykę, której czasem lubiłam słuchać. Przez nią stawałam się podminowana, ale napięcie sprawiało mi przyjemność. Kiedy byłam spięta, musiałam jeść czekoladę. Młodość jeszcze się nie skończyła, mój los nie zamierzał mnie opuścić. Moja młodość i moje nerwy były sobie tak bliskie jak własne cienie. Moim przeznaczeniem od zawsze było jeść czekoladę, a każdy kawałek, który kiedykolwiek zjadłam, będzie żył wiecznie w drogich memu sercu wspomnieniach!

Kiwi wpadł na dziwaczny pomysł. Zamierzał znaleźć zawodowego kamerzystę, który nakręci nas na wideo, kiedy się kochamy. Powiedział, że ten film ma być wyrazem poszukiwań ducha czasu, że powinien mieć formę, która autentycznie poruszy odbiorcę, oraz że ma przedstawiać twarze i inne części ciała. Jego koncepcja wydawała mi się trochę podejrzana i przypuszczałam, że po prostu szuka podniety, a coś tak prywatnego można przecież nakręcić samodzielnie. Kiwi jednak uparcie nalegał, że potrzebny mu profesjonalny wideograf. Powiedział, że zgłębia naturę koloru i subtelnych związków między kolorem i światłem. Uznałam, że jest niemożliwie pretensjonalny.

Według mnie, próbował stworzyć coś z niczego, a poza tym zachowywał się nieco samolubnie. Starałam się z tego wykręcić, jak tylko mogłam, ale nie potrafiłam znaleźć wymówki. Przyszło mi do głowy, że być może lada chwila się w nim zakocham, i może właśnie dlatego tak się staram go zadowolić. Myśl ta wywołała przypływ najsłodszych uczuć. Moja wątła dusza doznała wstrząsu, a serce przestało już być takim opustoszałym miejscem.

Postawiłam jedyny warunek: ja wybiorę kamerzystę. Spotkałam się z Jabłkiem.

Jabłko był naszym dawnym kolegą z klasy. Poinformowałam go, że Kiwi wrócił z zagranicy, opowiedziałam o jego planach i o moim związku z nim. Zdradziłam mu mnóstwo szczegółów; Jabłko był wielce zaintrygowany. Kiedy miałam siedemnaście lat, durzyłam się w nim, póki się nie dowiedziałam, że jest gejem. Zawsze byliśmy w kontakcie; był pierwszą osobą, do której się zwróciłam po wyjściu z odwyku. Zabierał mnie na ulicę Huaihai, gdzie włóczyliśmy się po nowych domach towarowych, i opowiadał o wszystkich najnowszych trendach. Brał do ręki jakiś ciuch i mówił coś w rodzaju: „Plastik. To z Anglii – tkaniny powlekane plastikiem są teraz na topie”. Zabierał mnie do klubów, takich, gdzie zespoły grały na żywo. W tamtym miasteczku na południu nie było wielu klubów z muzyką na żywo. Jabłko prowadzał mnie wszędzie, gdzie działo się coś fajnego. Dał mi nowe ciuchy. Spędzaliśmy masę czasu w jego pięknej kuchni, wypróbowując nowe przepisy.

Szanghaj był zupełnie odmieniony. Nie miał w sobie nic ze starego Szanghaju. Stawał się coraz piękniejszy i jednocześnie coraz bardziej pusty. Na szczęście miałam Jabłko i Żuczka – sama nijak nie potrafiłabym zbudować związku z tym nowym miastem.

Zaczęłam lubić Szanghaj, podobały mi się te wszystkie nowe nazwy, pełne obcojęzycznych słówek. Niektórzy cudzoziemcy urządzali mnóstwo imprez; atmosfera na nich była miła i fałszywa zarazem, jakby wszyscy w ciągu jednej nocy zostali „białymi kołnierzykami”. Bywały tam modelki, piosenkarze i miejscowi artyści, prawdziwi i udawani; szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie. Wszyscy rozmawiali po mandaryńsku albo po angielsku, szanghajskiego prawie się nie słyszało.

Tak więc Saining stał się dla mnie przyjacielem z innego świata. Nie chciałam, żeby spędzał zbyt dużo czasu w Szanghaju, nie próbowałam też ukrywać przed nim związku z Kiwi.

– Kocham cię, to się nigdy nie zmieni – powiedział Saining.

– Kłopot w tym, że ja już cię nie pożądam. Czy mogę mieć ochotę na seks bez pożądania? W dodatku jeszcze nigdy mi nie powiedziałeś, że jestem ładna. Ty też mnie nie pożądasz.

– Nie bądź głupia. Wciąż chcę śpiewać dla ciebie. Jak mógłbym cię nie pożądać?

– Heroina, ta idiotyczna, gówniana heroina. Gdybyś ułożył w rządek całą heroinę, jaką kiedykolwiek wciągnęłam, byłby on dłuższy niż Wielki Mur. Te ataki astmy, chowanie się w stertach śmieci wśród biegających wszędzie szczurów i czekanie na narkotyki, zadawanie się z najróżniejszymi ludźmi i zażywanie najrozmaitszych substancji, golenie głowy. Raz, kiedy uciekałam przed policją, wetknęłam sobie towar w szparę. Byłam tak przerażona i ogłupiała, że ten mały nożyk, którym dzieliłam proszek na działki, też sobie tam wsadziłam. Mówię ci to wszystko, żeby cię nastraszyć. Chcę, żebyś się bał. Widzę, że nie potrafisz zrozumieć, że to wszystko wymazało całe pożądanie, jakie kiedykolwiek czułam do ciebie czy też do tego, co sobą reprezentujesz. Potrzebne mi zupełnie nowe życie.


Jabłko zgodził się sfilmować mnie i Kiwi. Był artystą konceptualnym i robił rozmaite projekty wideo.

Czułam, że jest najodpowiedniejszym kandydatem na wideografa. Był zawodowcem, jak chciał Kiwi. Był gejem, więc przy nim nie czułabym się nadmiernie skrępowana, a ponieważ nasza znajomość trwała już kilkanaście lat i autentycznie troszczyliśmy się o siebie nawzajem, ufałam, że będzie dyskretny i dochowa naszej tajemnicy. On także był trochę ekscentryczny i nieco szalony – ciekawiło mnie, jaka też okaże się jego wizja.

Musieliśmy wkrótce zaplanować kręcenie, a Kiwi ciągle naciskał, żebym umówiła się na konkretną datę. Kiedyś podczas naszych spotkań nigdy nie starczało nam czasu, żeby powiedzieć wszystko, co mieliśmy sobie do powiedzenia. Seks był tylko częścią naszych wzajemnych relacji. A teraz rozmawialiśmy znacznie mniej. Czasem miał taki wyraz twarzy, jakby tracił nad sobą kontrolę. Pewnego razu, kiedy patrzył na mnie w lustrze, rozpłakał się; innym razem wtulił głowę w moje piersi i powiedział: „Kocham cię, nie opuszczaj mnie”. Zaczęłam odczuwać trudną do opisania mieszaninę szczęścia i niepokoju; byłam coraz bardziej zagubiona.

3

Nasze pierwsze spotkanie w sprawie nagrania odbyło się w kawiarni Moti na ulicy Ruijin. Obok wejścia na schody prowadzące do lokalu widniał napis: „Jeśli nie ma mnie w domu, jestem w kawiarni albo w drodze do kawiarni”.

Gdy spotykaliśmy się we trójkę, nigdy nie mówiliśmy po szanghajsku; będąc sam na sam z Kiwi albo Jabłkiem, też nie używałam tego języka. A teraz siedzieliśmy we troje i rozmawialiśmy o pracy.

Oznajmiłam, że poszukuję sposobu pisania tak bliskiego ciału, jak to możliwe.

Ledwie skończyłam zdanie, uderzyła mnie absurdalność tego, co robimy.

Zaproponowałam, żebyśmy wyszli. Poszliśmy na hunanskie jedzenie, opowiadaliśmy pikantne dowcipy, śmiejąc się długo i głośno, po czym Jabłko powiedział:

– Będziesz uratowana, pod warunkiem że zaczniesz kochać Prawdę bardziej niż mężczyzn.

Te słowa natychmiast zepsuły mi nastrój. Zaczynałam mieć tego dość.

– Dobra, wystarczy na dziś – przerwałam. – Kiedy chcecie się znowu spotkać?

Ale Jabłko zaproponował, żebyśmy poszli razem do Cotton Clubu, gdzie Kakao śpiewał jazz z lat trzydziestych. Każde z nas spotkało tam znajomych i wkrótce wszyscy byliśmy pijani.

Gdy nadszedł czas pożegnania, rozjechaliśmy się do domów trzema taksówkami.

Późno w nocy Kiwi i Jabłko zadzwonili do mnie jednocześnie.

4

Niezliczoną liczbę razy stałem jak sparaliżowany w ciemnym szkolnym korytarzu, z butelką atramentu w dłoni, wyobrażając sobie, jak ciskam nią w czyjąś głowę. Przez te myśli krążące mi pod czaszką wyglądałem na rozrabiakę. Pewnego razu, gdy już miałem rzucić tą butelką w mojego ulubionego nauczyciela, zsikałem się w spodnie. W tamtych czasach często miewałem fantazje, w których byłem dręczony lub raniony, wyobrażałem sobie, że znęca się nade mną jakiś bezlitosny mężczyzna. Marzenia te sprawiały, że robiło mi się w środku gorąco; przypominało to jakiś chemiczny odlot. Czułem, że potrzebuję czyjejś ochrony; niewyraźna postać stała we mgle – był to mężczyzna, realny i konkretny, który przybył, by mnie bronić. Zostałem zgwałcony, a teraz byłem uratowany i czułem się wspaniale. Śmierć tamtej dziewczyny nadała ton całemu mojemu życiu. Od owej chwili nie opuszcza mnie przerażenie – rozumiesz to? Mój pierwszy raz był z mężczyzną. To on wtargnął w moje ciało, otworzył je – potem poczułem prawdziwy spokój. Miłość? Nie wiem, czym jest miłość. Wiem tylko, że zawsze byłem sobą, żyłem dla tych przebłysków zrozumienia, przypływów olśnienia. Życie jest serią początków, nie łańcuchem zakończeń – dlatego jest takie piękne. Nigdy jednak nie przeżyłem całkowicie doskonałego dnia. Pewnego razu, gdzieś w przestrzeni między snem a jawą, zobaczyłem tę dziewczynę. Zrobiło mi się słabo, nie mogłem złapać tchu i cały się zaśliniłem. Widziałem mnóstwo kolorów i obrazów, słyszałem głosy wielu duchów, podczas gdy moje serce walczyło z moim tyłkiem. Widziałem ją, naprawdę, i była tak piękna! Gibka i wdzięczna, śmiertelnie smutna, unosiła się w powietrzu, nie zważając na to, co ukryte pod powierzchnią, nieustraszona, nieskalana. Była uosobieniem piękna. Gryzłem paznokcie jak szalony. Nie wiedziałem, czy śnię, czy ktoś rzucił na mnie urok; w końcu poobgryzałem sobie prawie wszystkie pazury. Być może to, co czułem, było przerażeniem, lecz ja nazwałem to miłością. Nie ma różnicy między miłością a przerażeniem, tak jak między krwią a śliną. Potem wybrałem się w moją podróż i zacząłem studiować rzeźbę. Potrafię uchwycić kobietę w apogeum jej urody; zamieniam twarze kobiet w obrazy i w ten sposób panuję nad ich pięknem. Wróciłem do Chin, ponieważ jestem sentymentalny. Co sądzę o tobie? Jesteś piękną kobietą, jesteś tu ze mną i robisz rzeczy piękne. Masz zdumiewającą moc – moc pocieszania. Myślę, że mogę tak to nazwać. Tak właśnie myślę o tobie: to jest to przeznaczenie, o którym zawsze mówiłaś.

5

Dziś zrozumiałam, że jesteś szalony. Pragniesz kobiet i mężczyzn. Czy krew i ślina, zmieszane ze sobą, tworzą miłość? Jesteś szalony, ale kocham cię. Chodźmy się kochać, zróbmy to z czułości, z litości. Miłość to wygląd, gesty, to zapach, który wysyłam w twoją stronę po to, byś zapamiętał mnie na zawsze, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Miłość jest dla mnie pociechą; gdy mi ją dajesz, wzruszam się nami obojgiem. Wierzę w swoje ciało. Wierzę w swoje ciało bardziej niż w cokolwiek innego; moje ciało skrywa w sobie niezliczone prawdy. Muszę żyć we wzruszeniu. Para oczu obserwuje tego czy innego głupca, te oczy nie potrzebują zrozumienia. Te oczy najbardziej lubią puszczać nasze życie na kilku prędkościach naraz. Jesteśmy tacy sami. To te koszmary, zdeptane, wywołują szaleństwo halucynacji. Nasza dobroć jest dobrocią ciała, nasza prędkość jest prędkością ciała. To przeznaczenie.

6

Dopóki żyję, nigdy go nie zapomnę. Starsi uczniowie dręczyli mnie, zmuszali mnie, żebym robił im „loda”. Ustawiali się w kolejce; potem czułem w ustach smak, który na zawsze pozostanie mi w pamięci. Łzy kapały do sedesu, kwitły czarne kwiaty, mój oddech był pełen przerażenia. Gwiazdy wykonywały swoje powolne obroty, noc zapadała jak choroba. W nocy moje problemy wychodziły na powierzchnię. Chodziłaś do szkoły w dzień i nie mogłaś wiedzieć, co się dzieje wśród mieszkańców internatu. Gdybym nie robił, co każą, w nocy wokół mojego łóżka wyrósłby rząd pinezek albo obudziłbym się o północy z papierosem płonącym między palcami u nogi. Zawsze osaczali mnie w łazience. Być może to właśnie tam zacząłem czuć podniecenie na widok męskich penisów. Ale to nie znaczy, że podobało mi się to, co ze mną wyprawiali. Ważne, żebyś to zrozumiała. Nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie, że życie może być tak potworne – jeden kutas po drugim, w nieskończoność. Postanowiłem rzucić szkołę, więc moi rodzice czym prędzej przyjechali do mnie ze wsi. Nie mieli pojęcia, co się ze mną dzieje. Dlaczego chcę zrezygnować z nauki? Taka dobra szkoła! Nie mogłem im nic powiedzieć; sądziłem, że o takich rzeczach się nie rozmawia. Wtedy zacząłem zauważać, że wszyscy mają swoje tajemnice. Teraz mogę ci opowiadać o tym wszystkim, bo napawa mnie dumą to, kim jestem dzisiaj. Tamte wspomnienia nie mogą mi już zrobić krzywdy. Przeżyłem; miałem swoją wolę i nie pozwoliłem sobie na poddanie się. W końcu ojciec znalazł mi lokum w pobliżu szkoły, ale chociaż nie mieszkałem już w internacie, oni dalej przychodzili i nękali mnie. W tym momencie pojawił się on. Nie usłyszałem, co im powiedział, ale widziałem zdecydowany wyraz jego twarzy. Odeszli. Kiedy już ich nie było, oznajmił, że jeśli go nie posłuchają, pozabija wszystkich, jednego po drugim. Powiedział, że ma plan. Sprowokuje do bójki wszystkich chłopaków z naszej klasy po kolei i w ten sposób załatwi mój problem raz na zawsze, pokazując im, gdzie ich miejsce. W każdej klasie był zwykle jeden albo dwóch chłopaków, z którymi wszyscy się liczyli, ale on nie zajmował pozycji klasowego prowodyra; po prostu był nieustraszony. Jego przybycie na ratunek było dla mnie znakiem, że Bóg ulitował się nade mną. Przez te wszystkie lata naprawdę nigdy nie przestałem wierzyć, że był darem od Boga, znakiem bożej miłości. Jego matka przeklinała mnie i jego za to, że jest ze mną i zaniedbuje naukę. Tamtego wieczoru, gdy zapadał zmrok, stałem u niego pod drzwiami ponad godzinę, bo po raz pierwszy w życiu poczułem, że jestem dla kogoś w jakiś sposób ważny. Z mojego powodu ktoś dostawał niższe stopnie – byłem poruszony do łez.

7

Wszystko dzisiaj zwariowało; z jakiegoś tajemniczego powodu wszyscy rozmawiają o przeszłości. Mówiąc o przeszłości, każdy z nas zamienia się w poetę. Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, nawet w snach, i jestem ci wdzięczna za to, że wtedy nic mi nie powiedziałeś. Nie zniosłabym tego, nawet teraz nie bardzo potrafię. Ciekawe dlaczego. Codziennie zjawiałam się w tym twoim zrujnowanym domu, bo rzuciłam szkołę i nie chciałam się już uczyć. Często przychodziłam w nocy, ubrana w ten nieprzemakalny czerwony dres, i przynosiłam ci trochę przysmaków ukradzionych z domu, zapakowanych w małe plastikowe pojemniczki. Lubiłam cię. Byłeś ładny, a ja od dziecka lubiłam ładnych chłopców. Miałeś takie duże dłonie i najsmutniejsze oczy na świecie, twoje wargi były pełne i bardzo czerwone, a tyłeczek jak jabłuszko. Nie pamiętam, o czym właściwie rozmawialiśmy. Dzień w dzień czułam się niesamowicie podekscytowana, serce biło mi mocno. Moja matka myślała, że mam chłopaka. Pewnego dnia pocałowałeś mnie, a gdy wróciłam do domu, powiedziałam o tym matce. „Mamo – rzekłam – nie jestem za młoda. Jesteśmy sobie po prostu bliscy, chcemy zostać przyjaciółmi. Czy to jest miłość, mamo?” Matka zaprowadziła mnie do łazienki i zrobiła mi krótki wykład o zabezpieczaniu się przed ciążą; później zresztą dowiedziałam się, że w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, niż mi powiedziała. Moja matka i ja mamy tak samo pomieszane w głowach. Ale wtedy nie mogła zrobić nic innego; z całych sił starała się nakłonić mnie, żebym poważnie podchodziła do swojego postępowania. Potem zdałeś na studia, a ja poszłam cię odprowadzić w różowych plastikowych sandałach; kiedy pociąg odjeżdżał, nie sądziłam, że kiedykolwiek wrócisz. Wysyłałam ci mnóstwo telegramów. Podobała mi się szybkość i ta prostota, jasność telegramów. To były moje pierwsze dzieła pisarskie. Wszyscy urzędnicy na poczcie mnie poznawali; tych sto albo więcej znaków kosztowało mnie ponad jednego juana. Potem wróciłeś, a kiedy powiedziałeś mi, że z całą pewnością jesteś gejem, dałam ci w twarz. To wtedy nabrałam tego okropnego zwyczaju policzkowania facetów za każdym razem, gdy mam z nimi jakieś problemy. To choroba; to błąd, który najczęściej popełniam w zamkniętych pokojach, klimatyzowanych i wyłożonych dywanami, kiedy nie słychać żadnej muzyki. Jeśli facet nie chce być ze mną, wybucham, i chociaż zdarzyło mi się to ledwie parę razy, zawsze żałowałam, zawsze miałam poczucie klęski.

8

Zostałem zamieszany w jego sprawy czystym przypadkiem. Woń toalet była ciepła i ciemna, przerażająca. Ja także się bałem – zewsząd otaczały nas potencjalne niebezpieczeństwa. Przyszedł czas zadawania pytań i często pytaliśmy samych siebie: „Dlaczego tak się dzieje?” Nie wyglądało, by ktokolwiek go dręczył, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Było to dla mnie wielką zagadką. Kiedy brał prysznic, blokował drzwi końcówką szczotki do podłogi, ze strachu przed podglądaniem. Nie mogłem tego znieść. Uznałem, że muszę mu pomóc. Moja dusza już uleciała przez tamtą dziewczynę. Oprócz mnie i jej, ty jesteś jedyną osobą, która wie, co się wydarzyło, a ja zabiorę tę tajemnicę do grobu. Zmusiłem się do tego, by być ostrym i twardym jak stal, stanowiło to dla mnie szansę. Owszem, był mi ogromnie wdzięczny i nauczył się odwagi – chodził ulicą z umyślnie podniesioną głową, aż w końcu nikt już nie śmiał go prześladować. Lecz zagrożenie nigdy nie znikło całkowicie; powracało zawsze, gdy gasił światło. Ta woń była naszą wspólną historią, stała się naszą wspólną tajemnicą. To bardzo bolesne, lecz jednocześnie fascynujące. Lubił być ze mną. Często spacerowaliśmy razem zimowymi ulicami. Powiedział, że te spacery wywołują w nim uczucie radosnego podniecenia. Pamiętam, że na jednym z rogów ulicy, którą często chadzaliśmy, mieściła się kwiaciarnia, w której, gdy zbliżał się zmierzch, zapalano małą lampę. Było coś nieziemskiego w świetle tej lampy; migotała tajemniczym ciepłem. W pierwszym roku pobytu w Ameryce całymi dniami tęskniłem za tą uliczką.

9

Zapominamy większość z tego, co nam się przydarza. Więc jak wytłumaczysz dzisiejszy wieczór? Nawet księżyc popada w nostalgię. Cały świat zamienił się w poetę. Jutro wieczorem będzie „party” księżycowych ciasteczek [14]. Odbędzie się W Święto Środka Jesieni, gdy księżyc świeci szczególnie pięknie, w starym domu z lat trzydziestych. Dziś wieczorem naprawdę powinnam być u siebie, poprzymierzać parę nowych strojów i zdecydować, w co się ubrać na owo „party”. Wszyscy ostatnimi czasy posługują się tym angielskim słowem. Księżycowe party, party pięciu chryzantem, party złotego źdźbła i jadeitowego liścia. Szanghaj jest matką wszystkich „party”. Wyrosło tu wiele zagranicznych firm i wydaje się, że wszystkim żyje się lepiej. Nie wiem, jakim cudem osoba bez pracy, taka jak ja, miałaby się tam dobrze bawić. Kiedy chodzę na party w weekendy, często natykam się na tych samych ludzi, choć miejsce jest za każdym razem inne. Zawsze wkładam sporo wysiłku i zaangażowania w wybór ciuchów, biżuterii i odcienia makijażu, w którym się pojawię; musi mnie otaczać obłok perfum i aura wielu tajemnic. Nie wiem, czemu jest mi to tak bardzo potrzebne, zwyczajnie nie potrafię się powstrzymać. Mój dawny facet nigdy nie przywykł do tego aspektu mojej osobowości. Zawsze mawiał: „Po co tak panikujesz? Przestań się przejmować, że ktoś inny okaże się bardziej «na fali» od ciebie. Czy bycie «cool» jest naprawdę takie ważne?” „Ja tylko staram się dostosować. Jest mi to potrzebne” – odpowiadałam. W ten sposób objawia się moje zauroczenie tym miastem. Bo prawda wygląda tak, że nigdy nie przestałam myśleć o wyjeździe. Zawsze czułam, że to nie jest moje miejsce, ale dokąd mam pójść? Więc proszę cię tylko, żebyś postarał się mnie zrozumieć. Chcę iść spać, żeby nie mieć jutro podkrążonych oczu, kiedy pójdę na party. Muszę trochę odpocząć. To nie znaczy, że nie lubię cię słuchać. Możesz wpaść jutro, nałożyć mi makijaż i wybrać strój, bo dziś jestem za bardzo zakręcona, żeby się na cokolwiek zdecydować. Okropnie mnie zmęczyliście.

10

Codziennie myślę o tobie i cały czas zadaję sobie pytania. Ciężko zerwać ze starym przyzwyczajeniem, a serce mojego ukochanego nie chce bić dla mnie. Dlaczego się wahasz w samotności? Chyba nie boisz się, że morze wzbierze wielkimi, burzliwymi falami. Gdyby tylko woda potrafiła oglądać się za siebie. Proszę cię, zabierz mnie ze sobą. Gdyby woda mogła zamienić się we mnie, popłynęłyby łzy. Gdybym był czystą, płynącą wodą, nie oglądałbym się za siebie. Czas nigdy nie przestaje płynąć. Przepływa obok i nie zawraca, kwiaty rozkwitają na drzewach, takie piękne kwiaty. Więdną i rozkwitają na nowo, lecz któż potrafi to zrozumieć? Jestem gwiazdą, a ty chmurą. Czy nasza miłość była zbyt płytka, czy też to los nas rozdzielił? Dziś musisz przyjąć wszystko, co cię czeka. Kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Nie pytaj, skąd bierze się miłość, skąd bierze się wiatr. Miłość jest jak pieśń albo zwój z malowidłem. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o mnie. Wiatr przybył, by mnie zapytać, czym jest samotność, lecz ja jestem zbyt młody. Cóż ja wiem o samotności? Przypływająca chmura spytała: „Czy miłość jest rodzajem szczęścia?” Póki nie zrozumiem, czym jest zakochanie, skąd mogę wiedzieć, czy przynosi radość?

Kiwi miał stały zwyczaj zapisywania kilku słów przed snem. Zawsze było to coś podobnego – jakieś urywki piosenek Teresy Teng i innych.

Potem brał pigułki odchudzające, łykał je i gasił światło.

Niebo pękło z trzaskiem; potłuczone kawałki księżyca uderzały z brzękiem w okno. Kiwi trzepotał rzęsami. Są sprawy, o których blask księżyca nie pozwala zapomnieć. W ciemności, zamknąwszy oczy i czekając na sen, zawsze myślał o problemach, których nie mógł rozwikłać. Bez względu na to, o czym rozmyślał, zawsze dochodził do tego samego wniosku: że to któreś z tych wielkich życiowych pytań, na które nie ma odpowiedzi.


Wczesnoporanne słońce było słodkie jak lody waniliowe, rozsmarowane delikatnie na niebie; łagodne światło, które nie raziło w oczy – lecz Jabłko nie widywał go, ponieważ o tej porze jeszcze spał. Nigdy nie wstawał z łóżka przed południem, a gdy już się obudził, wyobrażał sobie ten blask i doznawał tego samego uczucia, które towarzyszy człowiekowi rankiem po przebudzeniu. Tak zaczynał dzień.

Wkrótce po przebudzeniu nie bardzo wiedział, co ze sobą począć. Czasem mył zęby, palił papierosa albo słuchał muzyki. Zawsze rano słuchał tego samego: skrzypce, Paganini. Albo bawił się przez chwilę swoim ciałem, a potem dzwonił do kogoś znajomego, żeby usłyszeć pytanie, jak się miewa.

Zaczynając dzień, kompletnie nic nie widział – potrzebował szkieł kontaktowych. Twierdził, że najlepiej wygląda w szarych soczewkach. Stawał przed lustrem w łazience, bez szkieł, zastanawiając się nieraz, czy ten człowiek, którego widzą inni, gdy na niego patrzą, jest tą samą osobą, którą widzi on sam. Tak czy owak, oczy innych ludzi nie były jego oczami, a bez pomocy lusterka i soczewek kontaktowych i tak nigdy nie był w stanie zobaczyć samego siebie.

Potrafił spędzać mnóstwo czasu w wannie. Codziennie było tak samo.

Woda była jego najbardziej zaufanym lustrem. Przyglądając się wodzie, która cicho otaczała go niczym niewidzialna warstewka cukru, kładł się i liczył palce u nóg – często okazywało się, że na powierzchni unosi się jedenaście albo dwanaście palców.

Tamtego dnia liczył i liczył, aż w końcu się rozpłakał. Wanna od lat była jedynym miejscem, w którym zdarzało mu się płakać. Łzy, którymi płakał w wannie, nie brały się z kanalików łzowych, lecz ze skóry, z każdego pora opuszków palców, kolan i pięt, spomiędzy nóg. Kiedy był w wannie, otwierały się wszystkie pory, i łzy wysączały się na zewnątrz. Z początku płakał z czystego narcyzmu bądź dlatego, że sam w sobie wywoływał wzruszenie, ale potem zdarzało mu się płakać bez żadnego powodu. Czasem samo wejście do wanny wywoływało płacz. Od czasu do czasu odkręcał kran, żeby prysznic płakał razem z nim. Zastanawiał się: „Czy gdyby prysznic miał oczy, byłyby smutne?” Zdarzały się także chwile, gdy czuł się niczym nasiono sterkulii pangdahai [15], jakby powoli nabrzmiewał. Wtedy wstawał, a krople spływały mu po skórze i jedna po drugiej wpadały do wody. Czuł się wówczas jak wykręcany z wody ręcznik.

Czuł się czysty.

Potem przycinał paznokcie, brwi, włosy łonowe i owłosienie w okolicy odbytu.

Na koniec zakładał szkła kontaktowe. Podobała mu się osoba, którą widział w lustrze: był szlachetny, wolny, inteligentny, zmysłowy i młody.


Sprawiałam mnóstwo kłopotów, byłam prawdziwym „dzieckiem z problemami”. Miałam problemy, ponieważ byłam jednocześnie nieświadoma i namiętna. Płonęłam, i okazywałam to. W okresach swoich największych wybryków powtarzałam sobie: „Idź na całość, posuń się za daleko. Jeśli przekroczysz granicę, wszystko dobrze się ułoży”.

Czasem zdarzało się, że robiłam coś, na przykład myłam zęby, i nagle czułam, że chcę umrzeć teraz, natychmiast, a potem starałam się czym prędzej skontaktować ze wszystkimi przyjaciółmi z przeszłości. Często wkładałam wiele energii w planowanie swojej śmierci, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że żądza śmierci jest takim samym pragnieniem jak wszystkie inne. Przychodzi i odchodzi sama, niby zwykły katar.

Co by się stało z moimi rodzicami, gdybym umarła? Gdy tylko przychodziło mi to do głowy, zawsze porzucałam swój zamiar. Kiedyś nie brałam pod uwagę uczuć innych ludzi. Miłości trzeba się nauczyć.

Jestem osobą, która sama dla siebie stanowi problem. Pisanie jest dla mnie sposobem na przemianę zepsucia i rozkładu w coś wspaniałego, cudownego. Kiedyś należałam do tych, którzy wiecznie rozglądają się za nowymi podnietami i atrakcjami, lecz ostatnio mam przeczucie, że jeśli w moim życiu kiedyś pojawią się jakieś cuda, niewątpliwie będą się łączyły z pisaniem. W gruncie rzeczy perspektywa „cudów” już mnie nie podnieca. Czuję, że pisanie jest jedyną rzeczą, jaka ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie (ostatnio znowu bawię się w tę smutną grę pod tytułem „jaki jest sens życia?”).

Wciąż żyję z pieniędzy rodziców i nie wiem, kiedy znajdę sobie jakąś pracę, wiem jednak, że proces poprawy mojego stanu trwa, i stopniowo odzyskuję chęć życia.

11

W ostatni weekend byliśmy z Kiwi na imprezie z księżycowymi ciasteczkami, na której większość gości stanowili homoseksualni mężczyźni. Nie było to Święto Środka Jesieni, lecz nasz gospodarz nie wiedzieć skąd wytrzasnął sporą dostawę księżycowych ciasteczek. Jabłko nie chciał iść; twierdził, że na pewno będą pokazywać jakiś film o starym Szanghaju – ostatnio wszyscy chcą pławić się w blasku sławy starego Szanghaju, z nieodgadnionych dla mnie przyczyn.

Codziennie odbywały się jakieś imprezy, ale wieczór spędzony w starym domu, otoczonym ogrodami, gdzie ludzie w wieczorowych strojach z czarnego aksamitu tańczą tango – to co innego. Salon był obwieszony wszystkimi obrazami olejnymi, jakie kiedykolwiek namalował nasz gospodarz, przedstawiającymi jeziora i rzeki dolnego biegu Jangcy; pokrywały każdy centymetr kwadratowy ścian niby cegły łupkowej barwy. Tańczyłam z Kiwi; nasze stopy przemykały obok łupkowych ścian; ze starej winylowej płyty rozbrzmiewał trzeszczący, cichy język starego Szanghaju, dając nam do zrozumienia, że stary Szanghaj, nowoczesny i rozczarowany, odszedł nieodwołalnie w przeszłość. Pełnym godności i wdzięku gestem Kiwi obejmował mnie w pasie i kręcił mną młynka na parkiecie. Zobaczyłam swoją szyję, wygiętą jak u łabędzia, a przewróciwszy oczami, doznałam złudzenia, że wyglądam niby łabędzica rozpościerająca skrzydła i wzbijająca się w powietrze nad mokradłami.

Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, jak należy tańczyć ten taniec, więc udawaliśmy, że go tańczymy. Wyobraziłam sobie, że ramiona i czaszka Kiwi są światłami, które prowadzą mnie poprzez ciemność niczym trzy światła buddyzmu, i byłam bardzo szczęśliwa. Zawsze działał jak łyk świeżego powietrza, a tego wieczoru wciąż powtarzał mi, że jestem piękna. „Piękno można zrozumieć, dopiero gdy jest się naprawdę kochanym” – powiedział.

Z przyjęcia poszliśmy do DD. Działali od niedawna; nazwę wzięli od dansingu w starym Szanghaju. DD mieścił się w alei Szczęścia i był pierwszym klubem, w którym grano z winyli i dzięki któremu Szanghaj stał się częścią międzynarodowej sceny klubowej. DD porwał wszystkich do tańca.

Było to jedno z tych miejsc, gdzie cudzoziemcy podrywali szanghajskie dziewczyny, Dziewczyny szukały towarzystwa i mówiły po angielsku, przeważnie z silnym amerykańskim akcentem, choć niektóre miały akcent włoski albo australijski, a kilka mówiło z akcentem chińskich studentów. Żadna jednak nie mówiła z akcentem angielskim. Cudzoziemcy, którzy znali chiński, przeważnie mówili tak, jak szanghajskie dziewczyny rozmawiają po mandaryńsku – był to rodzaj kokieteryjnego gaworzenia, brzmiącego jednocześnie głupio i zabawnie. Większość obcokrajowców w Szanghaju miała wysokie pensje i ładne apartamenty. Żyło im się wygodnie i byli zadowoleni z mieszkania tutaj. Gdy nie pochłaniało ich akurat zarabianie pieniędzy przeważnie zajmowali się pieprzeniem szanghajskich dziewczyn. Większość z nich za nic nie przyznałaby się do tego, że ma szanghajską dziewczynę. Lubili mawiać: „Bylebyś się tylko we mnie nie zakochiwała, bądźmy przyjaciółmi”. Pragnęli jedynie odrobiny gładkiej skóry w kolorze żółtawego jedwabiu i tego bezbronnego wyrazu twarzy chińskiej laleczki.

Jak przyjaciele mogą ze sobą spać? Dla wielu szanghajskich dziewczyn było to nie do pojęcia, a może po prostu nie mogły tego zaakceptować.

Większość szanghajskich dziewczyn lubiła facetów, nad którymi można zapanować; pragnęły mężczyzny, który by się w nich zakochał, a seksem posługiwały się jak bronią. Dla nich mężczyźni z Zachodu byli najnowszym krzykiem mody oraz oknem, przez które mogły dojrzeć skrawek nowego życia.

Niektóre szanghajskie dziewczyny naprawdę zakochiwały się w cudzoziemcach, ale związki te z reguły nie kończyły się szczęśliwie. Dziewczyny oskarżały obcokrajowców o egoizm i skrajnie prymitywny sposób myślenia. Zdarzało się, że cudzoziemcy zakochiwali się w szanghajskich dziewczynach, i takie romanse też zazwyczaj kończyły się źle – według mężczyzn, działo się tak dlatego, że szanghajskie dziewczyny nigdy nie mówią, co czują naprawdę, w dodatku są apodyktyczne.

Byli też tacy cudzoziemcy i takie szanghajki, którym układało się razem świetnie, ponieważ cudzoziemcy są specjalistami od seksu oralnego, a szanghajki mają maleńkie tyłeczki, i tak dalej.

Zdarzali się tacy, którzy zakochiwali się w sobie nawzajem, ale oni rzadko spędzali czas razem w publicznych miejscach.

Oprócz tego była też garstka samotnych cudzoziemców i samotnych szanghajskich dziewczyn. Tacy nie kochali nikogo; upijali się i wracali samotnie do domów.

Kiedy przychodziłam do DD, zawsze siadałam gdzieś wysoko, żeby mieć dobry widok na cudzoziemców i szanghajskie dziewczyny; bywało tam też sporo przystojnych japońskich studentów z wymiany. Bywalcy klubu tańczyli ściśnięci w tłumie. Ludzie zestresowani pracą, obiboki – wszyscy przychodzili tutaj z pustymi, pozbawionymi wyrazu spojrzeniami, a w powietrzu unosiła się woń nasienia. Tańczyłam rzadko, bo nie czułam tutejszej muzyki. Wolałam underground – ta muzyka otwierała moje ciało. W rzeczywistości Chińczycy nasiąkają undergroundową wrażliwością już w łonie matki, tylko w dzisiejszych czasach wszystkim się wydaje, że są „białymi kołnierzykami”.

Gdziekolwiek spojrzałam, widziałam lustra i czerwony aksamit. Tamtego wieczoru Kiwi siedział ze mną cały czas i obserwował. Było za dużo ludzi, panował okropny zaduch, a on nieustannie wachlował mnie wachlarzem.

Gdy nadszedł czas powrotu do domu, zaproponował:

– Chodźmy dziś do ciebie!

Ruszyliśmy ulicą, a Kiwi powiedział:

– To miasto jest naprawdę idiotyczne. O każdej porze dnia pełno tu na ulicach rozmaitych ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami.

– Bund jest fajny – dodałam – ale kręci się tutaj tylu bezdomnych, że czuję się dziwnie.

Nie miałam w swoim mieszkaniu takiego lustra, jakie było mu potrzebne, więc się nie kochaliśmy. Leżeliśmy razem przytuleni i rozmawialiśmy.

– Wiesz, kochanie – powiedziałam – jesteś jak powieść. Te wszystkie twoje nagłe zwroty akcji – co chwila wprowadzasz mnie na jakąś nową drogę.

– To takie miłe uczucie – odparł.

12

Kiwi powiedział, że w większości sytuacji, gdy jest z mężczyzną, któremu autentycznie się podoba, marzy o tym, żeby go objąć. Przyznał, że gdyby mógł wziąć w ramiona Jabłko, to chwila, w której Jabłko uśmiechnąłby się do niego, byłaby najwspanialszą chwilą na świecie.

Kiwi chciał, żeby coś się wydarzyło między nim a Jabłkiem. Pomyślałam sobie, że chyba nie zamierza przepuścić żadnemu z ostatnio spotkanych starych przyjaciół ze szkoły.

Następnym miejscem spotkania naszej trójki stało się moje mieszkanie. Byłam w podłym nastroju i czułam się nieco zazdrosna. Parzyłam jeden dzbanek kawy za drugim i przyrządzałam jedną po drugiej porcję popcornu. Nie dawali mi dojść do słowa – gadali bez przerwy, a każde zdanie miało jakiś seksualny podtekst. Zastanawiałam się, o czym by rozmawiali, gdyby mnie tam nie było. Czy poszliby ze sobą do łóżka? Kobiety są miękkie, a mężczyźni twardzi, lecz Kiwi twierdził, że między tymi dwoma przyjemnymi wrażeniami nie ma sprzeczności. Kiedy dwaj faceci biorą się do rzeczy, przypomina to bardziej zapasy dwóch zwierzaków. Mężczyzna z pewnością ma lepsze rozeznanie, co sprawia przyjemność drugiemu mężczyźnie.

Nie mogłam przestać się przyglądać dłoniom Jabłka. Był miniaturowy pod każdym względem, z wyjątkiem rąk, które były raczej spore i miały długie, szczupłe, blade palce. Urzekały mnie te dwie wielkie dłonie, które otwierały przede mną nowy, liryczny świat. Pamiętam czas, gdy wszystkie moje fantazje na temat mężczyzn przeniosły się na te dłonie. Byłam wtedy taka młoda. Wiele lat temu Jabłko powiedział do mnie: „Czy wiesz, co czyni nas tak pięknymi? To, że oboje zostaliśmy głęboko zranieni, i żadne z nas nie ufa mężczyznom. Oboje kochamy mężczyzn za bardzo. Dryfujemy bez korzeni, jak rzęsa wodna. Lecz naszą najważniejszą wspólną cechą jest to, że oboje powróciliśmy do życia po okresie, gdy byliśmy praktycznie martwi. Życie dało nam w kość”.

A teraz siedział naprzeciwko nas i opowiadał nam dokładnie, jakiego mężczyzny potrzebuje. Musi wyglądać piracko, mieć fajkę wiszącą u warg, lecz broń Boże, by jego oddech pachniał tytoniem. Musi być niezwykle rozsądny, lecz z dużym poczuciem humoru, powinien być starszy, i tak dalej. Nie ulegało wątpliwości, że osoba, jaką opisywał Jabłko, nie ma nic wspólnego z ckliwym, sentymentalnym Kiwi. Jabłko wyjaśnił nam, że ten rodzaj romantyzmu i namiętności, który do niego przemawia, jest z natury suchy jak kość.

Po raz kolejny przypomniał nam też, że musimy wziąć pod uwagę kwestie prawne, które mogłyby wpłynąć na nasz projekt wideo. „To znaczy, uważam, że powinniśmy cały czas liczyć się z tym problemem” – powiedział.

13

Jabłko mówił, że między naszym pierwszym a drugim spotkaniem widywali się ze sobą. Obejmowali się. Jabłko żył w stanie pełnego podniecenia oczekiwania, lecz ku jego zaskoczeniu w momencie, gdy otoczył Kiwi ramionami, poczuł spokój. Wszystko nagle stało się bardzo odległe. „Gdybym kiedykolwiek uwolnił się od moich obciążeń, wreszcie osiągnąłbym ukojenie!” – powiedział mi.

Jabłko z całą pewnością po dziecinnemu durzył się w Kiwi. Lubił się przyglądać jego barkom, długo nie chciał wychodzić z łóżka, w którym wcześniej leżał Kiwi, a jego kalesonki kładł sobie w pobliżu ust. Czuł, że w chwili, gdy Kiwi go opuści, ciemna noc spowije go niczym całun.

Tego dnia poszli razem na Bund; Jabłko niósł całą torbę kumkwatów, a Kiwi miał na nogach buty w kolorze kawy. Kiwi powiedział: „Przyjaciele to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu, a ty jesteś jednym z moich czterech najlepszych przyjaciół”. Te słowa bardzo uszczęśliwiły Jabłko.

Tamtego popołudnia przed wyjazdem do Ameryki Kiwi wpadł do Jabłka jak gdyby nigdy nic, żeby się z nim pożegnać. Jabłko poczuł się, jakby nagła ciemność zasnuła letni dzień. Kiedy Kiwi schodził po schodach, Jabłko poczuł potrzebę dramatyzmu: stanął w oknie i patrzył za jego znikającą w oddali sylwetką, zupełnie jak na filmie. Nakłonił swoje oczy, by przybrały melancholijny wyraz, tęskny, zasmucony, trochę rozczarowany i zagubiony zarazem. Jakby w odpowiedzi na telepatyczny sygnał, Kiwi odwrócił się i spojrzał na Jabłko. Dla Jabłka był to niezbity dowód, że to jego pierwsza miłość. Przez te wszystkie lata Jabłko nigdy nie przestał myśleć o Kiwi.

Kiwi powiedział, że nie pamięta nic z tego, co zdarzyło się w przeszłości – tylko tyle, że grali z Jabłkiem w jakąś grę. Powiedział: „Czułem się, jakbyśmy grali zakochanych. To był jeden wielki żart”. Lecz teraz na widok Jabłka zawsze wpadał w podniecenie.

To mniej więcej wszystko, co obaj opowiedzieli mi przez telefon po naszym drugim spotkaniu.

Kiedy skończyłam rozmawiać z Kiwi, poszłam do niego. Od razu zaczęliśmy pieścić się nawzajem, lecz wkrótce ogarnęła mnie nuda – w przyjemności, jaką dawał mi seks, zawsze czegoś brakowało.

– Co to jest szczytowanie? – spytałam Kiwi.

– Szczytowanie to szczytowanie, którego nigdy nie doświadczyłaś – odparł Kiwi.

14

Od czasu spotkania po latach z Jabłkiem Kiwi dzwonił do mnie codziennie, w środku nocy, i prosił, żebym do niego wpadła. Tak więc co noc, o północy, przemierzałam tych kilka szerokich ulic w drodze do jego mieszkania. Chciałam się przekonać, jak daleko możemy razem zajść i jak długo to potrwa.

Kiwi lubił czytać tygodniki i pić kawę, filiżankę za filiżanką. Każda jego rzeźba powstawała spontanicznie, na skutek chwilowej inspiracji. Nie dbał o dusze kobiet. Kiedy rzeźbił kobiece ciało, tworzył też idealną duszę i idealne życie. Byłam zafascynowana wyrazem intensywnego skupienia w jego oczach, gdy pracował. Zawsze miał delikatny makijaż, który robił sobie dla przyjemności – chociaż był zadowolony ze swojej urody, potrzebował tych kilku pociągnięć pędzla, żeby osiągnąć doskonałość. Często malował mnie na różne nowatorskie sposoby, stosując wszelkie kolorystyczne sztuczki zawodowego artysty makijażysty. Wtargnął w moje życie, które całkowicie go pochłonęło. Byłam jego Kopciuszkiem, a on moim szklanym pantofelkiem.

Wydawało się, że potrzebuje mnie coraz bardziej. Byłam przez niego traktowana czule i delikatnie. Cieszyło mnie to, lecz jednocześnie niepokoiło. Bałam się poruszyć temat Jabłka, a zarazem marzyłam o tym, by ich podpatrzyć w trakcie spotkania.

W końcu dowiedziałam się, że Kiwi bywa w pewnych dyskotekach i barach gejowskich, a do tego czasami wyjeżdża za miasto, podrywa jakiegoś ładnego chłopaka i przywozi go ze sobą. Płaci mu z góry albo kupuje prezenty.

Czułam się, jakbym zanurkowała w oceanie; miałam nieustanne poczucie zagrożenia. Zaczęłam kupować whisky w supermarkecie. Wiedziałam, że postępuję bardzo ryzykownie, ale straciłam potrzebę samokontroli. Godziny między północą i czwartą trzydzieści nad ranem spędzałam na powolnym piciu; zrobiłam się drażliwa. Wiedziałam, że to, co wyprawiam, jest bardzo niebezpieczne, lecz musiałam odpowiedzieć sobie na pewne pytania, a to był jedyny znany mi sposób, by tego dokonać.

Stawało się dla mnie coraz oczywistsze, że Kiwi dużo bardziej interesuje się mężczyznami niż kobietami. Nic nie mogłam na to poradzić; w konkurencji z tymi wszystkimi ślicznymi chłopcami o ciasnych tyłeczkach odpadałam w przedbiegach. Brak mi jednak wiedzy, by opisywać świat gejów. Powiedziałam sobie: „To koniec, wypadasz z gry. Twój problem polega na tym, że jesteś kobietą”.

Nieograniczone ilości alkoholu i czekolady sprawiły, że mój poziom cukru we krwi oszalał. Cierpiałam na infekcje oczu i migdałków, astma znów powróciła, by mnie dręczyć. Tak to właśnie działa: jeśli nie zachowujesz się grzecznie, musisz za to zapłacić. Wiedziałam, że ruszyło kolejne błędne koło zniszczenia.


Wreszcie nadszedł dzień kręcenia. Zgodnie z wolą Jabłka, wynajęliśmy pokój w hotelu. Wyczuwałam, że każde z nas wie, że całe to filmowanie nigdy nie dojdzie do skutku, ale wszyscy chyba czuliśmy się zobowiązani doprowadzić to wszystko do pewnego punktu, po którym cała sprawa mogła się wreszcie zakończyć.

Byłam tam pierwsza. Wkrótce potem obaj zjawili się razem.

Usiedliśmy we trójkę na wielkim łóżku.

Kiwi zganił mnie za to, że piłam.

– Ja nic nie piłem – oświadczył – i nie mam specjalnej ochoty na picie. Ale ty oczywiście musiałaś się nawalić, i przez to teraz nadajemy na różnych falach.

– Wiem, o czym myślisz – odparłam. – Chcesz, żeby ten facet obejrzał sobie te części twojego ciała, które na co dzień trzymasz najszczelniej zakryte. Ja nie mogę zaspokoić tej chęci. Rób, co chcesz. Radź sobie sam! Projekt wideo jest odwołany.

Obaj milczeli.

– Kto jest odpowiedzialny za cały ten nieszczęsny bałagan? Wszyscy jesteśmy pokaleczeni. Nie mogę już dłużej być z tobą. Kocham cię, Jabłko, i zawsze cię kochałam – jestem tego pewna. Być może ty kochałeś się kiedyś w Kiwi, ale on był zakochany w Lingzi, może Lingzi też była zakochana w Kiwi, ale umarła – któż może zresztą wiedzieć, jak było? Tak czy owak, co to właściwie jest miłość? Żadne z nas nie zna odpowiedzi na to pytanie. Jak myślicie, czym było to uczucie, które lśniło w jej oczach? Tego nie wie nikt oprócz niej, ale ona umarła. Nikt się nie dowie. Jestem przekonana, że nie była żadną wariatką. Umarła z zadowolenia. Czuła, że potrafi być dla ciebie pociągająca, miała dowód, że ją kochasz. Spóźniał jej się okres i wpadła w panikę z nadmiaru emocji. To nie twój bukiet kwiatów ją zabił. Zabiła ją młodość, zabiło ją przeznaczenie, i nikt nigdy nie zdoła opisać radości, jaką czuła – jestem tego pewna. Czy uda ci się w końcu o tym zapomnieć, choć będziesz się bardzo starał – nie mam pojęcia. Umarła, i z tego powodu zawsze będziesz ją kochał. Mówiłeś, że mnie kochasz, ale czy kochałbyś mnie, gdybym wtedy nie siedziała z nią w szkolnej ławce? Nie odpowiadaj! Nie chcę wiedzieć. Co się wydarzyło naprawdę, kiedy poszedłeś do niej? Dlaczego odbicie mojej pupy w lustrze tak cię podnieca? Nie wiem.

Może to w nim się teraz kochasz, a może sam nie wiesz. Jabłko wie, ale on mówi, że teraz na pewno nie jest w tobie zakochany, a więc?… Czym jest ten obraz, który chcesz, żeby stworzył dla ciebie? Mój tyłek w lustrze, mój tyłek! Co się naprawdę wydarzyło wtedy w łazience? Nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć. Co by się stało, gdybyście nie wyszli z niej razem? Nikt nie wie. Jabłko, czemu mnie wtedy pocałowałeś? Mówisz, że nie wiesz? Dlaczego nie możesz odpowiedzieć? Nie znam odpowiedzi. Kiwi, dlaczego zawsze mi ciebie szkoda? Dlaczego ci nie odmawiam? Dlaczego twoje łzy tak mnie pociągają? Dlaczego ciągle się ze mną drażnisz, smakujesz mnie? Czy zakochałabym się w tobie, gdybyś nie potrafił sprawiać mi takiej rozkoszy? Nie potrafisz odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy słowa „kocham cię” wypowiadane do drugiego człowieka stają się prawdziwe? Żadne z nas tego nie wie.

Oznajmiłam, że zamierzam zaprezentować Jabłku wprowadzenie do kobiecej anatomii.

– Mężczyźni i kobiety mają się ku sobie, jak niebo i ziemia! – krzyczałam. – Taka jest wola Niebios! A teraz ze wszystkich stron otacza mnie homoseksualizm!

Zaczęłam się rozbierać. Mówiłam:

– To są moje piersi, a to mój srom; składa się on z wielu części, z których każda ma swoją funkcję. To twoja szansa, Jabłko, więc słuchaj mnie uważnie. Świat jest jak ogród pełen nieskończonej różnorodności, musisz zrozumieć każde źdźbło trawy, każde drzewo. Przypuszczam, że podobnie jak ja, czasem robisz błędy.

Nie planowałam niczego takiego, ale obaj sprawiali wrażenie, jakby dokładnie tego się spodziewali. Żaden z nich nie okazał nawet odrobiny zdenerwowania. Nagle poczułam, że nie ma się o co kłócić. Wykąpałam się. Kiedy wyszłam z łazienki, powiedziałam:

– Ciągle narzekamy na nasze nieszczęśliwe życie – teraz już wiem dlaczego. Dlatego, że nasze oczekiwania wobec miłości są coraz bardziej techniczne. Doszłam do wniosku, że miłość to wyłącznie kwestia osobistych skłonności.

Razem wyszliśmy z hotelu i poszliśmy na hunańskie jedzenie, a potem do tej niewiarygodnie idiotycznej Hard Rock Cafe, gdzie każde z nas wpadło na jakichś znajomych.

Nagle przypomniał mi się Saining i pewien koszmarny sen, który mi opowiadał: jechał autobusem, w którym wszyscy mieli na sobie robocze ubrania z McDonalda, KFC, TGI Friday's i Hard Rock Cafe.

Tamtego wieczoru nikt się nie upił. Nikt do mnie nie zadzwonił. Szybko zapadłam w sen.

Jesteśmy jak dym, a dym może tylko rozpływać się w powietrzu, nie może więdnąć.

15

Kiedy jestem w kiepskim nastroju, prawie zawsze chodzę do Tribes – tego wysłużonego klubu, który jest jedynym miejscem w Szanghaju, gdzie undergroundowe zespoły grają na żywo.

Wtedy jednak nie miałam ochoty na rock and rolla i prosiłam didżeja o takie utwory jak Kwiaty dla ciebie, Uliczka, Mijając tę kawiarenkę, Love Me Tender, Przeczesując palcami twoje czarne włosy, Błękitne niebo, Oklaski, Miasteczko przy Jeleniej Przystani, Zimowy deszcz, Serce ze szkła, Spóźniasz się, Mój słodki skarbie, Jak światło księżyca, Jesienna miłość, Sergeant Peppefs Lonely Hearts Club Band, Towarzysz kochanek, Chmury nad rodzinnym miasteczkiem i Burzliwa noc.

Były to popowe piosenki, których słuchaliśmy w połowie lat osiemdziesiątych. Sporo było tajwańskich, były też zachodnie szlagiery sprzed lat. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę ich słuchała tutaj, w tym rockandrollowym barze.

16

W końcu opublikowałam w magazynie literackim swoje pierwsze opowiadanie. Pierwsze honorarium ofiarowałam rodzicom, i chociaż nie wystarczyłoby nawet na tydzień mojego utrzymania, byli bardzo szczęśliwi.

Opublikowano zatem opowiadanie, a w moim umyśle zamieszkała para czarnych nożyczek. Uważałam, że publikowanie to klucz do potęgi i że koniecznie muszę wydawać, więc cięłam już w trakcie pisania.

W rezultacie w dniu, w którym moje opowiadanie ujrzało światło dzienne, miałam niezły pieprznik w głowie, bo nie mogłam się pozbyć tych czarnych nożyczek.

Pisanie pojawiło się w moim życiu z przepisu lekarza. Tak naprawdę pisałam po prostu po to, żeby lepiej zrozumieć samą siebie. Pisałam dla siebie, dla najlepszych przyjaciół, a czasem dla mężczyzn, którzy kiedyś byli mi bliscy. Lecz w miarę pisania rosły moje ambicje, zapragnęłam, żeby wiele ludzi przeczytało to, co piszę, żeby zobaczył to cały świat. A kiedy już swoje napiszę, chciałam zostać sławna. Sława – czy to naprawdę takie nadzwyczajne? Ale ja nawet wcześniej sobie wyobrażałam, jak to jest być sławnym. Obrałam więc tę drogę, drogę pisarstwa, i dopiero w tym momencie zrozumiałam, że pisanie wcale nie musi przynieść mi ukojenia.

Gdzie znajdzie schronienie moja dusza, gdy umrę? Na pewno pozostanie po mojej śmierci, a pajęcza nić doprowadzi ją do nieba. Myślałam o pisaniu jako o drabinie, po której wespnę się do niebios.

Ostatnio prześladuje mnie uczucie, że tracę rozum, bo nie potrafię już wywoływać w świecie naokoło tej specyficznej gorączki i czuję, że wszystko, co napisałam do tej pory, utraciło sens. Jak mogę pisać bez słonecznego żaru? Dzwoni telefon, a mnie brak umiejętności, by zostać zawodową pisarką. Pewnie taki już mój los.

17

Zmrok. Sypialnia Kiwi. Chłodne barwy, lustro – owal na czterech kółkach. Rozebraliśmy się do pasa; chwycił mnie lewą ręką za ramię i oparliśmy się o siebie nawzajem, patrząc prosto w szklaną taflę. Zachodzące słońce i wschodzący księżyc muskały nas szarymi promieniami, gdy tak siedzieliśmy półnadzy przed lustrem.

Nasze głowy miały identyczną wielkość, a włosy – tę samą średnią długość, były lśniące, idealnie proste, ani zbyt cienkie, ani zbyt grube. Mieliśmy takie same pociągłe, szczupłe twarze i duże, lśniące oczy, tak samo niestabilny poziom cukru we krwi, tak samo paskudne nosy i pełne usta, wysuszone i wygięte. Tę samą karnację, wzrost i wagę, identycznie wystające obojczyki i czarne włosy.

Kołysaliśmy się razem w lustrze, naprężając szyje i wpatrując się w rysy naszych twarzy, aż zapadła noc, i nie mogliśmy już odczytać wyrazu naszych oczu.

Rok wcześniej czerwień była podstawowym kolorem mojego makijażu. Mieszałam ze sobą najróżniejsze odcienie czerwieni. Czerwony symbolizował dla mnie zamęt młodości: skrajne emocje, pożądanie, szaleństwo miłości, zagrożenie, romantyzm. Jaki motyw pasowałby do mnie teraz?

Kiwi miał zamiar się ze mną pożegnać. Chciał wrócić do Ameryki naładować akumulatory, jak mówił, i przywieźć stamtąd jakąś nową pracę do wykonania.

– Najbardziej podobasz mi się nagi i wilgotny – powiedziałam – ale nie chcę już być z tobą. Nie chcę już więcej czuć tego napięcia i niepewności. Więc odejdź. Mam szczerą nadzieję, że zanim wrócisz, wszystko się zmieni.

Objęliśmy się. Odkąd się pojawił, na każdym naszym spotkaniu odczuwałam silne pragnienie obejmowania go. Często braliśmy się nawzajem w ramiona. Reszta świata gdzieś się schowała, wszystkie inne radości zblakły, a my dwoje siedzieliśmy w mroku, milcząc. Miałam wrażenie, że widzi mnie całą, a ja widzę jego, w jego pięknym, lecz zgubnym blasku. Wydawało się, że jeśli tylko będziemy tulić się mocno do siebie, możemy utracić całą resztę świata, ale przynajmniej na zawsze zachowamy siebie nawzajem.

18

Zadzwoniłam do Jabłka. Powiedział, że byli razem z Kiwi na spacerze na tamtej ulicy. Kwiaciarni już nie ma, ale uliczka wciąż istnieje i w gruncie rzeczy nie bardzo się zmieniła.

Kiedy spotykaliśmy się ze sobą, którzykolwiek z naszej trójki, w naszych rozmowach zawsze pobrzmiewała nuta piękna i melancholii, jakbyśmy wszyscy byli poetami. Jabłko zawsze mówił mi, że jestem piękna, a pochwały mojej urody z ust pięknych mężczyzn niezmiennie podnosiły mnie na duchu. Karmił mój narcyzm, podarował mi nową publiczną maskę. Czułam się jak na scenie, to było wspaniałe. Siła jego wyobraźni mogłaby wynieść mnie na afisze w całym Szanghaju, mógłby zamienić moje życie w coś nowego i pięknego. Naprawiał moją paskudną „heroinową cerę”, choć nie mógł nic poradzić na moje poplamione zęby. Saining mówił, że podobają mu się te tetracyklinowe zęby, bo przypominają o tym, że to wciąż ja. Moje nowe życie utraciło świeżość, a ciało było w jeszcze gorszym stanie niż przedtem. Serce płonęło, lecz panowała w nim ciemność; moja miłość stała się pusta.

Zapalałam wszystkie światła, nie potrafiłam jednak wystarczająco daleko przegnać zagrożenia. Zapragnęłam na pewien czas uciec z Szanghaju. Czy może być coś lepszego od zmiany scenerii? W dniu wyjazdu starałam się pozostawić troski za sobą. Saining był w Japonii w odwiedzinach u matki, więc mogłabym pomieszkać u niego. Chciałam pojechać do Pekinu. Szanghaj już mnie nie bawił. Szczerze mówiąc, zawsze wydawał mi się zbyt fałszywy, lecz Kiwi potrafił zamienić tę pretensjonalność w piękno. Ojciec zgodził się dać mi pieniądze na podróż. Może dowiem się czegoś nowego, a może każdy dzień okaże się identyczny. To nie miało dla mnie znaczenia. Byłam kobietą, która nigdy nie mogła się zdecydować, jak się ubrać na imprezę – nieraz dochodziło do tego, że chowałam się, płacząc, za drzwiami. Jednak teraz wcale się nie bałam.

– Nie smuć się tak – powiedział Jabłko. – Póki istnieje chaos, poty będzie nadzieja, nadzieja na Prawdę i Piękno. Nie osiągnęliśmy jeszcze tego stanu tylko dlatego, że nasze ciała są wciąż tutaj.

– Wcale się nie smucę – odparłam. – Po prostu mój umysł boryka się z tyloma różnymi myślami jednocześnie; nie potrafię ogarnąć ich wszystkich. To będą tylko krótkie wakacje, a oprócz tego – coś w rodzaju poszukiwań.

– Tylko nie pozwól, żeby jacyś faceci zakłócali twój spokój – rzekł Jabłko. – Nieodwzajemniona miłość jest zawsze złudzeniem.

– Wątpię, czy rzeczywiście chodzi o facetów – odparłam. – Co prawda, wcześnie dojrzałam, ale dorastam już tak długo i wciąż tylu rzeczy nie rozumiem. Moje dorastanie przebiega inaczej niż u reszty ludzi, ale przecież muszę kiedyś dorosnąć, no nie? Przyszłość jest zawsze poszukiwaniem, w zakończeniu każdej historii jest coś zaskakującego.

– Uważaj na siebie – powiedział Jabłko. – Nie odprowadzę cię, ale tacy jak my nigdy tak naprawdę się nie rozstają.

Загрузка...