XV

1

Wszystkie weekendy są do siebie podobne. Zmieniają się lokale, ale wszędzie to samo gówno co zawsze. Szanghajskie nocne życie jest beznadziejne. Ale i tak wychodzimy w weekendy. Weekendowe noce są jak scena, a my jesteśmy aktorami, tylko zaczęliśmy już zapominać tekst. Spacerujemy ulicą Południową Maoming, planując włóczęgę po barach. Groove już nie istnieje, zamknęli go na zawsze, a na jego miejscu jest teraz herbaciarnia. YY zieje pustkami, a skoro nikogo tam nie ma, my też nie mamy ochoty się pojawiać. Sami z siebie jesteśmy beznadziejnie nudni. DD się przeniósł i kompletnie zmienił. DKD ciągle jeszcze daje radę. Ale czy takie purystyczne miejsce ma szansę długo przetrwać w Szanghaju? Zawsze możemy tam iść, ale w lokalu jest za ciemno, a my nie mamy ochoty długo siedzieć w takiej ciemnicy. Może niedługo narodzi się właściciel nowego wspaniałego klubu? Na razie mamy tylko naszą pozerską Południową Maoming. Są jeszcze inne kluby – takie, w których bywają „kiwacze głowami”. Zielone CU, żółte CK, czerwone P, różowe JJ, białe Mitsubishi, zielone motylki, podłużne CC. I te okropne ketaminowe dziury… Narkotyki są jak wakacje. Czasem robią ci dobrze, czasem źle. Niektórzy pamiętają tylko to, co dobre, a ja zapamiętuję doły.

2

Idzie obok mnie w czerwonym płaszczu, w wyrazie jej twarzy jest jakieś rozkojarzenie. Odkąd nastał chłód, wszystkie te nasze parasolki, rękawiczki i szaliki przestały nam dawać dostatecznie dużo ciepła, więc poszliśmy na poszukiwanie choć odrobiny dobrej zabawy. Wyobraziłem sobie, że gdy ta odrobina radości zacznie się powoli rozprzestrzeniać, odstęp między moimi stopami się powiększy i objawi się przejście, które doprowadzi mnie do tamtego miejsca i da mi absolutną równowagę. Lecz prawdziwą pewność można znaleźć tylko na południe od południa. Już czas na liczenie owiec, a my wciąż idziemy ulicą. Moglibyśmy kupić szkocką i wypić w domu, ale ona powiedziała:

– Jeśli tak zrobimy, znowu zamienimy się w parę pijaków.

– To niemożliwe, już nigdy nie będziemy pijakami – odparłem.

– Owszem, możliwe. Właśnie dlatego, kiedy mamy ochotę się napić, wychodzimy na miasto.

3

Światła tej ulicy są takie burżuazyjne. Uschłe drzewa sterkulii zmieniają je w niezliczone czarne plamy, drżące mi przed oczyma. Kiedy jestem pijana, potrzebuję tylko jednego oka. Wsłuchuję się w jego oddech. Wrócił, lecz nic nie powróciło wraz z nim. Nie potrafi panować nad pogodą. Nocą jego dłonie odnajdują moje piersi, lecz tamta bezimienna rozkosz znikła bez śladu. Pamięć jest jak dwa szkiełka, usadowione na śniadym nosie.

4

Z naszego lęku i radości narodził się niebezpieczny styl życia, każdego z nas czeka dziwaczna śmierć. Powiedziała: „Jesteśmy jeszcze młodzi”. Powiedziała: „Wszystko będzie dobrze”. Miło mi to słyszeć. Ona zawsze napawa mnie nadzieją. Nie wiem, czy wciąż jeszcze usiłuje rozwiązać swój „pisarski problem”. Wiem, że zmienianie samego siebie oznacza mnóstwo kłopotów; nie możemy całkowicie uciec od tego, kim jesteśmy. Nie wiem, czemu ludzie zawsze muszą się tak denerwować różnymi rzeczami. Trzeba po prostu czerpać radość ze swojej pracy, choć uważam, że czasem przydałoby się pomyśleć też o tym, co będzie. Być może powiedziałaby, że wybiegam myślami zbyt daleko w przyszłość, ale problemów nie można rozwiązywać w ostatniej chwili. Istnieją jednak tajemnice, których nie rozumiem. Słyszeliśmy historyjkę o tym, jak trzech głupców razem stworzyło jednego mądrego, lecz ostatecznie ich wysiłki się zmarnowały. Niektórzy mówią, że gdy ten świat się skończy, każdy znajdzie własne wyjście z sytuacji. Tak czy owak, zamierzam wciąż starać się zrozumieć tę przemianę w „pisarkę”. Będę ją informował o swoich postępach.

5

Światło księżyca sprawia, że ulica wygląda pochyło. Szczęście nam sprzyja. Widzimy księżyc i wiemy, że dla dzieci księżyca zawsze istnieje nadzieja. Od czasu do czasu napotykamy wielki billboard, który kieruje nas do następnego „whiskey baru” – Manhattan, do miejsca, gdzie cudzoziemscy mężczyźni i długowłose szanghajskie dziewczyny podrywają się nawzajem. Wolałabym już chyba pójść do Goi. Ponura kobieta, która prowadzi ten lokal, jest trochę nieprzyjemna, a chemiczna muzyka pobudza do fantazji. Kiedy już się swoje wypije, ona zawsze stawia drinki na koszt lokalu. Innymi słowy, lubi, gdy klient wytacza się z baru pijany jak bela. Ale takie picie na umór to czysta strata czasu.

Goya to niebezpieczne miejsce i wciąż mnożą się tam nowe niebezpieczeństwa. Ale teraz nawet tamtej właścicielki już nie ma. Ciekawi ludzie nigdy nie zostają w Szanghaju na długo, a może im dłużej tu mieszkają, tym robią się głupsi i brzydsi. Kobieta, która kierowała Goya, wyjechała do Pekinu, a dziś mówi, że na samą myśl o Szanghaju dostaje mdłości. Przypuszczam, że problem tkwi w niej, nie w Szanghaju. Szanghaj nocą przypomina piękną, lecz oziębłą kobietę. Mój Szanghaj zawsze się smuci; to miasto pozbawione mężczyzn. Po drodze z jednej imprezy na drugą, w taksówce, rozmawiamy o facetach: gdy tylko stają się twardzi, głupieją. Twardzi faceci mają miękkie serca, a ci mięksi – twarde jak kamień. Jesteśmy nieustająco nieszczęśliwi. Jedyne realne chwile, jakie przeżywamy w klubach, zdarzają się wtedy, kiedy idziemy do toalety. Innymi słowy, najprawdziwsze jest to, co najbardziej przyziemne.

6

Jej chropawy śmiech jest pełen ciepła i taki swobodny. Ach, chciałbym wreszcie znaleźć jakieś miejsce, żeby się jeszcze napić! Oboje przeżywamy to samo ennui, jakby dziś był ostatni dzień przed końcem świata. Patrzę na tego gościa, który drepcze tam i z powrotem. Jestem pewien, że nie czeka na kobietę, wygląda mi na takiego, co szuka narkotyków. Z nami było tak samo. My też spędzaliśmy całe tygodnie, czekając na piątek. W piątki szliśmy szukać drągów i od razu je braliśmy. I było nam radośnie; potem popadaliśmy w sentymentalny nastrój, później gadaliśmy o niczym, a na koniec byliśmy na zejściu. Po drodze do domu zaczynaliśmy czuć lęk, a po powrocie głosy, które rozbrzmiewały nam w uszach, odbierały mowę. Przez następne trzy dni opowiadaliśmy każdemu, że już nigdy nie weźmiemy do ust żadnych narkotyków. Nie zamierzaliśmy nawet ich dotykać. Wiecie, wtedy, kiedy to wszystko się zaczęło, każdemu napotkanemu znajomemu zadawało się pytanie: „Jaki kolor ostatnio jadłeś?” Nie chcę już brać żadnych narkotyków, chyba że będzie naprawdę duża impreza. Co za beznadziejne, popieprzone miasto. Chcę zagrać na skrzypcach. Ale zanim wrócę do domu, muszę jeszcze odwiedzić następny „whiskey bar”. Skrzypce czekają na mnie w domu. Rozbrzmiewa echem głos zegarowej kukułki, spowija mnie aromat, którego nie da się opisać. Gdy moje udręki dobiegną końca, pozostaną tylko skrzypce i ja. Ale najpierw muszę życzyć tej damie w czerwieni dobrej nocy. Dobranoc. Skończył się kolejny dzień.

7

Pewnego dnia straciłam wiarę w siebie. Nie rozumiałam swojego ciała, wahań nastroju, zawsze musiałam wszystko pochrzanić. Jakie jeszcze lekcje szykuje nam życie? Bez wątpienia ten facet powinien teraz zanurzyć się w moich objęciach w jakiś niezwykle piękny sposób. To już dziesięć lat i coś takiego właśnie powinno się wydarzyć, lecz nie da się rozciąć tego czarnego nieboskłonu, a o nieskończenie piękne sposoby robienia różnych rzeczy zawsze było trudno. To miasto dorasta, a my razem z nim. Standardy nieustannie się zmieniają. Przed nami samochód, za nami drugi; w obu siedzą ludzie, którzy wzięli te zakręcone pigułki. Nie jestem pewna, czy słuchają muzyki, bo te samochody to taksówki. Czy to możliwe, żeby ludzie kiwali głowami bez tej kręcącej muzyki? W lewo, w prawo, w prawo, w lewo, lewa strona zapomniała o prawej, a ten starszy gość zdjął kurtkę i kiwa głową w przód i w tył. Jest goły – widać jego tłusty brzuch. Ma taką pospolitą twarz – na pewno kryje jakieś brudne tajemnice. Założę się, że popełnił poważne wykroczenia. Może jest tak, że od dzieciństwa wszyscy ludzie robią to samo, i dlatego teraz chcą trzymać się razem, bardziej niż kiedykolwiek. W tej epoce szerokich i radykalnych zmian, w tej popieprzonej kulturze kiwania głowami nie mamy żadnej przyszłości. Oni kręcą głowami, ja kręcę tyłkiem. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Więc wyrzekłam się wszelkich narkotyków. Tylko wódka i tonik. Kiedy wychodzę na miasto, muszę się nawalić na maksa i dopiero wtedy mogę wrócić do domu – choćbym miała się zapić na śmierć w jakiejś nieszczęsnej małej spelunce.

8

Być może proces, w którym uczestniczymy, jest w jakimś sensie postępem. Może niedługo wszystko zacznie wyglądać lepiej. Para buciorów tupie ulicą niczym dwa śnieżne kozły. Wszystko pędzi do przodu, w stronę nowego świata. Ta biedna dziewczyna nigdy nawet nie była za granicą. Muszę ją zabrać w jakieś piękne miejsce, ze zwierzętami, muzyką, przyjaciółmi, łóżkiem i najczystszymi narkotykami. Gdy tylko spojrzymy na te góry i rzeki, pojęcie czystości automatycznie zagości w naszych umysłach. Musimy wyjechać. Powiedziała, że musimy znaleźć drogę do najbliższego whiskey baru.

9

Być może uważasz, że mam jakieś problemy z językiem, ale to właśnie problematyczne sytuacje są najbardziej warte analizy. Chcę tylko, żebyśmy oboje znaleźli jakiś znak, jakiś nowy symbol. A może po prostu chcę razem z tobą pójść na całość. Pójdźmy na całość! Ekscytująca myśl. Zawsze gdy wyruszam na ulicę, czuję się tak, jakbym straciła wszystko i jakbym miała narodzić się na nowo. Więc jesteśmy tu, „młodzież z problemami”, która dorastała na ulicy. Zresztą czym właściwie jest „kultura młodzieżowa”? Czekamy na jakiś znak, ale ulica nie potrafi dać nam odpowiedzi. Nigdy nie potrafiła.

10

Musimy podarować sobie marzenie, całkiem nowe marzenie. Jej palce błądzą po klawiaturze w ogłupiałym, beznadziejnym poszukiwaniu.

Ślepota prowadzi naszą krew; moja cierpliwość pomału występuje z brzegów. Pogubiłem się; wiem, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma; może to miejsce jest tuż za rogiem ulicy. A ona pisze niestrudzenie, uderzając delikatnie w klawisze. Unoszę się na płatkach szanghajskich lilii wodnych, bo wszystkie liście zjadły żaby. Palce u nóg zagłębiają się w muł, i ma to wiele wspólnego z nią. Gdzie wyląduje w końcu 1999 roku? Żaba oszalała, skacze swobodnie i ginie z pola widzenia. Dzisiejszy wieczór to najlepszy moment, żebym zamknął sam siebie.

11

Na wieczornym wietrze naszej ulicy zawsze łopoczą jakieś wieści. Przypominają mi się wtedy wszystkie złe uczynki, które popełniłem. Ta ptaszyna, która potrafi tylko śpiewać, jej niewinność, która pojawia się i znika, jej zmętniałe oczy, które przepełnia niepokój. Nagle mówi: „Zawsze będę cię kochała. Jeśli zrezygnuję z tego prawa, nawet ta odrobina słodyczy, która mi pozostała, zniknie również”. Wiem, że przez pewne sprawy czuje się teraz zagubiona, tak jak ja czułem się zawsze. Kot, przewracając oczyma, spłynął z parapetu niczym wielki stos akt. Obok przechodzą ludzie, których już nigdy nie spotkamy. W życiu zawsze tak było.

12

Noc zagościła w mojej duszy. Kiedy poszarpana chmura zasłania mi widok, kiedy dotykam skrzypiec palcami, brak mi sił, ona zabiera swoje rzeczy. Zawsze taka była: opowiedziała mi parę czystych historii i wywróciła mnie na lewą stronę, a ja się nawet nie zorientowałem. Kazała mi wierzyć, że gdybym trwał u jej boku, nie potrzebowałbym już nigdy niebiańskich świętych wód. W taki oto sposób robi ze mnie idiotę, myślę jednak, że jest tak samo pokręcona jak ja. Mam wrażenie, że ten zamęt nigdy się nie skończy. Wydostaliśmy się na brzeg i tęsknimy za bólami przeszłości, lecz nasze ciała przestały dawać nam niezbędny oddech. Trudno jakoś zareagować w takiej sytuacji. Oczywiście, są jeszcze inne problemy, na przykład to, że ludzie zaczęli nazywać ją pisarką. Albo to, że nasze finanse zaczynają kuleć. I to, że ona często chodzi na podryw. Nie widuję się z innymi kobietami ani nie jestem pisarzem, ale oboje mamy w sercach ten sam lęk – wiem o tym. A w gruncie rzeczy przede wszystkim chodzi mi o to, że jestem kompletnie pokręcony.

13

Istnieje jeszcze jeden rodzaj muzyki, którym można oddychać. Małe owady, roślinki, zanieczyszczone powietrze, aroganckie samochody, kuszące bulwary, domy, które mogą opowiedzieć niejedną historię – mamy milczące porozumienie. To nasza muzyka na dzisiejszy wieczór. Uszy, które słyszą tę muzykę, otworzył ten mężczyzna. Ale ukradł mi wszystkie buty. Moje buty były oczyma nocy, a teraz noc nie ma oczu. Jego wygięte, ruchliwe usta już nie mogą być świadkami moich snów. Więc czemu wciąż jesteśmy razem? Ponieważ nie mamy nic innego. Czyż nie tak? To błąd, który każdy może popełnić.

14

Powiedziała, że ma ochotę na lody. Weszliśmy do supermarketu, a ona pobiegła otworzyć zamrażarkę. Obejrzała wszystkie pojemniki, aż w końcu wybrała markę, której naprawdę nie lubi. Żadne z nas jej nie lubi, ale ona powiedziała:

– Są tanie i wcale nie takie złe.

– Możesz wybrać takie, które ci naprawdę smakują – zauważyłem.

– Nie! – nalegała. – Chcę te.

Kiedyś, jeśli tylko mieliśmy jakiekolwiek pieniądze w kieszeni, nigdy nie kupiłaby lodów nielubianej marki. Uważała się za bogatą dziewczynę, której chwilowo zabrakło kasy. Dopiero w zeszłym tygodniu zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że jest biedna. Powiedziała, że tak naprawdę zawsze była biedna, że dzięki tej wiedzy zyskała nową perspektywę i że zamierza w związku z tym zmienić styl życia. Nic dziwnego, że poczuła się zobowiązana do wybrania lodów, za którymi nie przepada. Tak czy owak, znowu namieszała mi w głowie. Powiedziała, że gardzi intelektualistami, ale mnie się wydaje, że sama coraz bardziej staje się intelektualistką.

15

Zaproponował, żebyśmy kupili whisky i napili się w domu, ale ja powiedziałam:

– Dziś wieczorem wychodzimy na drinka.

– A co będzie, jeśli nie znajdziemy ciekawego miejsca? – zapytał.

– Na twoim miejscu nie obiecywałabym sobie za wiele. Ale ja i tak zamierzam znaleźć jakiś bar, nawet gdyby to groziło śmiercią.

Roześmiał się. Zaczął nazywać mnie „kochaniem”. Zawsze gdy tak mnie nazywa, wytrąca mnie to z równowagi. Zaczynam wtedy myśleć, że gdy inni mówią do mnie „skarbie”, nie jest to szczere. Myślę, że to miłość.

16

Zaczęła jeszcze lepiej rozumieć, że nic więcej już się nie wydarzy. Ponieważ oboje o tym wiedzieliśmy, szanghajskie noce już nie były dla nas. Dorośliśmy i spędziliśmy razem wiele fantastycznych wieczorów, więc coraz trudniej było nas zadowolić. Czemu zatem wciąż jeszcze mieliśmy ochotę wychodzić? Dokąd jeszcze mogliśmy pójść? Widok tych wszystkich kiwaczy głowami przyprawił ją o lęk przed ciemnością. Rzecz jasna, mnóstwo ludzi brało narkotyki, nie trzepało przy tym głowami na wszystkie strony i dobrze się bawiło, ale ona zawsze, kiedy zarzucała pigułkę, zaczynała myśleć o tamtych kiwaczach, i ogarniał ją strach. Żyła w ciągłym napięciu, bojąc się, że przypadkowo usłyszy kawałek tej zakręconej, kiwającej muzyki, chodząc po sklepach. A ponieważ bała się ciemności, nie mogła długo przebywać w ciemnych pomieszczeniach i musiała spać przy zapalonym świetle. Codziennie przysięgaliśmy sobie, że skończymy z narkotykami. Nie znosiliśmy bycia „trendy”, choć wciąż czuliśmy potrzebę udawania, jacy jesteśmy „cool”. W rzeczywistości ulice były po prostu pełne radosnych ludzi, a ona reagowała stanowczo zbyt neurotycznie – ulice przecież powinny roić się od radosnych łudzi. Pustynia w szklance alkoholu pęka przed nami, moje nerwy rozsypują się na wietrze. Musimy wymyślić jakiś sposób, żeby poimprezować na świeżym powietrzu. Tak bardzo chciałbym zobaczyć góry, rzeki, blask słońca, ruiny fortec! Niechaj wiatr owiewa nas, aż wypiękniejemy. Do Szanghaju przyjechało mnóstwo didżejów światowej klasy, ale niczego tu nie zmienili. Musimy urządzić swoją własną imprezę. Ona będzie DJ No Mix, a ja – DJ Good Musie. Zagramy jakiś konkretny hard house. Porwiemy całą chińską młodzież do tańca, niech kołysze ramionami w pięknej okolicy.

17

Powiedział, żebyśmy kupili butelkę black label i wypili pod drzewem, jak za dawnych czasów.

– Już piliśmy pod drzewami – odparłam. – Trzeba znaleźć jakieś nowe miejsce.

– Czy przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że nie musimy wcale pić? Poważnie, wcale nie musimy. Na przykład tak jak teraz – jesz lody. Z tego wniosek, że picie nie jest konieczne.

– Zamknij się, błagam. Albo wymyśl sposób, żebym ja się zamknęła. Pogadajmy o niegadaniu.

18

Uwielbiam wszystkich pracowników usług w tym mieście. Zawsze są najładniejsi. Jedną kobietę po prostu ubóstwiam – to dziewczyna z prowincji, która myje mi włosy. Pozwala delikatnym opuszkom swoich palców wędrować po mojej głowie tylko po to, żeby zarobić parę groszy. I ta kobieta u mojego boku. Pewnego dnia cała była ubrana na czarno, od stóp do głów. Z wyjątkiem skarpetek. Miały kolorowy nadruk na białym tle. Zawsze ułatwiała mi znalezienie jakiegoś niedociągnięcia. Pamiętam, jaka była dziesięć lat temu, kiedy była jeszcze dziewicą i nie wiedziała, co robić z nogami. Była jak ciasteczko zaprawione trucizną. Ubrana w pożyczony płaszcz, spała obok mnie nad ranem. Patrzyliśmy na siebie. Myślałem, że to miłość.

19

Dziewięciogłowy ptak krąży w mojej czaszce, kołuje coraz niżej, niżej, niżej. Tak właśnie wpadam w depresję. On chce, żebym poszła do psychiatry. Ja mówię, że gardzę tą burżuazyjną farsą. Zapadam się w dół, w dół, w dół. Pogrążam się w depresji. Myślę, że na pogrzebie powinni zagrać piosenkę Teresy Teng, tę, która idzie tak: „Gdyby tylko woda potrafiła oglądać się za siebie / Proszę cię, zabierz mnie ze sobą”.

20

Codziennie po przebudzeniu idzie się wysrać. Potem kąpie się, czesze i pije kawę. Kofeina przez cały dzień cyrkuluje we wnętrzu jego czystego ciała. Jest taki piękny (pewnie mówię tak dlatego, że go kocham). Delikatnie dotyka warg pianką w filiżance; ma podpuchnięte oko. Każdego poranka jest tak samo. Chcę sprawić, żeby zniknął, i on o tym wie. Jest bezużytecznym diamentem. Nie potrafię wyjaśnić jego blasku. Ale nie potrafię mu odmawiać, ponieważ oboje nie mamy już nic.

21

Poszliśmy do YY. Skręciłem sobie jointa, ale ona nawet trawy już nie pali. Twierdzi, że po jednym sztachnięciu robi się nadwrażliwa emocjonalnie, że uciekają jej myśli.

– Jeśli wypalisz trochę więcej, przestaniesz się bać – mówię.

– Kiedy wypalę zbyt dużo, zbliżam się do prawdy. Boję się – odpowiada.

– Czym jest prawda? Myślisz, że łatwo się do niej zbliżyć?

Skręcanie jointa – oto jest Prawda. Przyszedł Kakao. Zagrał na pianinie i zaśpiewał Goodbye, My Love. Rok temu zawsze zostawała tu grupka ludzi, którzy nie mieli ochoty sobie pójść. Kiedy się rozwidniało, Kenny, szef, pytał: „Kawa, herbata czyja?” Teraz śpieszymy się z powrotem na ulicę. Kenny mówi: „Szanghaj jest fadaga, Szanghaj się skończył”.

22

Jak grać naszą muzykę bez ciepła słonecznych promieni? Jak utrzymywać w ryzach naszą obcość, gdy nie możemy patrzeć na księżyc? Światło księżyca świetnie zna się na sztuce pieszczot. Błądzi po jej ciele, rozświetlając zarazem strukturę wewnętrzną. Kosmyk włosów wciąż opada jej na czoło. Będziemy zbyt mocno przyciskać nasze ciemne wargi do ulicy. Czyje to dzieło? Rozpłakałem się. Kocham ją. Nie mogę przestać o tym myśleć. Kiedy patrzę na jej piersi, brak mi słów. Nie należę nawet do samego siebie. Wyobrażam sobie, że podjęliśmy się jakiegoś zadania i że robimy postępy. Pewnego dnia pocałuję ją, i będzie tak, jakbym po raz pierwszy w życiu się zakochał. Może jest nam przeznaczone, że przed śmiercią napotkamy tę drugą osobę jeszcze raz?

Życie jest bardziej tajemnicze, niż potrafimy sobie wyobrazić. Z drugiej strony, być może powinniśmy to wszystko rzucić i zabrać się do jakiejś ciężkiej, fizycznej roboty. Jej ojciec twierdzi, że praca czyni ludzi silnymi.

23

Ciemnoczerwone niebo nabrało już połysku aksamitu. Kochani bracia, kochane siostry: ponieśliśmy klęskę, i cały świat o tym wie.

Po przyjeździe z Japonii Saining nie powrócił do próżniaczego stylu życia, lecz przeniósł swój sklep z książkami i płytami z Pekinu do Szanghaju. Sklep był pełen jego obrazów i płyt, które zbierał, a klienci mogli przyjść poczytać, napić się herbaty i posłuchać muzyki. Nie zarabiał na nim, ale i nie tracił. Jednak załatwianie pozwoleń i przenosiny pochłonęły mnóstwo gotówki. Nie mógł już w jednej chwili zabrać się i pojechać dokądkolwiek. Musiał się liczyć z kosztami.

Jest rok 1999 i wciąż co noc zasypiamy w jednym łóżku, dzieląc się jedną parą słuchawek. On od czasu do czasu masturbuje się rano, patrząc na kreskówkowy rysunek, przedstawiający japońską licealistkę. Nazywa ją swoją dziewczyną. Przynajmniej tak mi opowiada, bo nigdy nie miałam okazji tego zobaczyć.

Moje pisarstwo postawiło mnie w skrajnie nieprzyjemnej i zawiłej sytuacji. Mam wielkie wzięcie, ale bynajmniej nie z powodów literackich. Ja tylko napisałam o dzieciakach z socjalistycznego kraju, które brały mnóstwo narkotyków, i Bóg jeden wie, jaki był prawdziwy skład tych chemikaliów, bo wcale ich to nie rajcowało – zrobiły się tylko totalnie pokręcone. Nasze idiotyczne doznania po narkotykach były całkowicie zdeterminowane przez naszą edukację. Nasze umysły były puste, a narkotyki nie potrafiły dać nam wyobraźni. Nie potrafiliśmy odczuwać przyjemności, więc uzyskaliśmy tylko zbiorowe unicestwienie nas samych. Owszem, to ja napisałam te opowiadania, lecz wszystko to, co nas czeka, okaże się jeszcze bardziej bezsensownym rytuałem. Dzieje się mnóstwo dziwnych rzeczy. Świat jest pełen kanciarzy i szarlatanów. To żałosna, materialistyczna epoka. Zadaję sobie pytanie: „Dlaczego chcesz pisać?”

Zaczęłam planować imprezy taneczne na wielką skalę. Chciałabym zobaczyć tysiąc samotnych nieznajomych, tańczących radośnie na mojej imprezie. Wydaje mi się to znacznie bardziej realne niż pisanie, ponieważ uważam, że Chińczycy potrzebują tańca – potrzebują otworzyć swoje ciała. Chcę porwać wszystkich do tańca, a jeśli nie będą chcieli tańczyć, nakłonię ich do tego podstępem.

W weekendowe noce Saining i ja zamieniamy się w „towarzyszy z polowania”. Zawsze wychodzimy razem w weekendy, zabierając ze sobą nasze wspólne złudzenia. Odkąd usłyszeliśmy, że prowincjonalna policja zamierza wkroczyć do klubów i robić wszystkim Chińczykom badanie moczu, baliśmy się już brać ekstazę.

Mimo to nawalaliśmy się w każdy piątek i sobotę, potem całą niedzielę spaliśmy, nic nie jedząc, w poniedziałek byliśmy otumanieni, we wtorek smutni, w środę wracaliśmy do formy, a kiedy przyplątywał się czwartek, zaczynaliśmy myśleć o piątku. Nawijanie bzdur do Saininga w stanie zakręconym jest naprawdę super. Czasem gramy razem na gitarze, nagrywając się na magnetofon. Te wszystkie rozproszone fragmenty, które właśnie przeczytaliście, stworzyliśmy wspólnie – tak właśnie były nagrane na taśmie.

Загрузка...