ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Conway znał szefa patologii na tyle dobrze, aby z daleka rozpoznać jego sylwetkę. Z radością stwierdził, że Thornnastor siedzi przy jednym stoliku z Murchison. Diagnostyk był tak pochłonięty przekazywaniem jej nowych plotek, że nie zauważył nawet przybycia Ziemianina. Murchison zresztą też nie.

— Ktoś mógłby nie uwierzyć, że w jakiejkolwiek sytuacji instynkt zachowania gatunku może się u metanowców okazać na tyle silny, aby wywołać coś podobnego. A jednak. Wystarczy lekkie podniesienie ciepłoty ciała, nawet takie wywołane leczeniem, aby wszyscy obecni SNLU znaleźli się w kłopotliwej sytuacji. Tych czterech w każdym razie przeżyło nieciekawe chwile. Nawet pewien melfiański starszy lekarz noszący akurat zapis SNLU, wiesz, o kim mówię, pogubił się na tyle, że uniósł manipulator, sygnalizując gotowość do…

— Prawdę mówiąc, mój problem dotyczy czegoś innego — zaczęła Murchison.

Wiem — zahuczał Thornnastor. — Ale dla mnie to żaden szczególny problem. Owszem, ten akurat tryb parzenia się jest mi mocno obcy, ale jako klinicysta pomogę, na ile tylko będę umiał.

— Trudność sprowadza się do opanowania powstającego w trakcie wrażenia, że jestem po pięciokroć niewierna…

Oni rozmawiają o nas! — pomyślał Conway i poczuł, że się czerwieni. Byli jednak nadal zbyt pochłonięci dyskusją, aby zauważyć go razem z jego zakłopotaniem.

— Chętnie skonsultuję to z innymi Diagnostykami — stwierdził Thornnastor. — Być może niektórzy natrafili na podobne problemy. Mnie to naturalnie nie dotyczy, gdyż Tralthańczycy sprawami płci interesują się tylko przez krótki fragment naszego roku i robią to na tyle żywiołowo, że nie przychodzi im do głowy, aby cokolwiek w trakcie analizować. — Na chwilę skierował wszystkie oczy gdzieś w przestrzeń. — Mój ziemski składnik sugeruje, abyś zrobiła to samo. Miast dzielić włos na czworo, ciesz się chwilą. Mimo różnic między naszymi gatunkami element radości jest chyba wspólny? O, witam, Conway. — Uniósł jedno oko znad talerza i zerknął na kolegę. — Właśnie o tobie rozmawiamy. Wydaje się, że świetnie się adaptujesz do nowej sytuacji, a Murchison powiedziała mi jeszcze, że…

— Tak — przerwał mu szybko Conway i spojrzał błagalnie w troje oczu: jedno tralthańskie i dwoje ludzkich. — Proszę, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyście nie rozprawiali o tym z nikim więcej.

— Zupełnie nie rozumiem dlaczego — mruknął Thornnastor, kierując na niego drugie oko. — Bez wątpienia chodzi o coś bardzo ważnego. Milczenie nie pomoże naszym kolegom, gdyby trafili na podobne problemy. Czasem naprawdę nie rozumiem twoich reakcji, Conway.

Conway spojrzał z wyrzutem na Murchison, która jego zdaniem nazbyt swobodnie dobierała tematy rozmów z szefem. Ona uśmiechnęła się jednak czarująco i zwróciła do Thornnastora.

— Musi mu pan wybaczyć. Sądzę, że jest bardzo głodny, a to oznacza niski poziom cukru we krwi. W takich sytuacjach zachowuje się niekiedy irracjonalnie.

— A, rozumiem — stwierdził Tralthańczyk i spojrzał z powrotem na talerz. — Ze mną bywa tak samo.

Murchison wybierała już na konsoli numer całkiem niekontrowersyjnej kanapki.

— Nie jedną, ale trzy proszę — rzekł Conway. Wgryzał się w pierwszą, gdy Thornnastor podjął temat. Mając cztery otwory gębowe, mógł mówić i nie przerywać jedzenia.

— Chyba należy ci się pochwała za to, jak radzisz sobie z opanowaniem obcych wiadomości z dziedziny chirurgii. Nie tylko potrafisz odszukać je bez opóźnienia, ale słyszałem, że wprowadzasz nawet nowe procedury łączące terapię różnych medycyn. Starsi lekarze z oddziału hudlariańskiego byli pod wrażeniem.

— To oni naprawdę operowali — rzucił Conway między kolejnymi kęsami.

— Hossantir i Edanelt przedstawili to trochę inaczej — powiedział Thornnastor. — Ale zwykle tak jest, że starsi wykonują większość roboty, a Diagnostycy zbierają laury. Albo dostają po głowie, gdy coś pójdzie nie tak. A skoro mowa o kłopotach, chciałbym usłyszeć, jakie masz plany co do Nie Narodzonego. Endokrynologia jego rodzica, Obrońcy, jest bardzo złożona i tym samym szalenie mnie interesuje, niemniej dostrzegam kilka czysto technicznych zagadnień, które…

Conway omal nie zakrztusił się z wrażenia kanapką i trwało chwilę, nim znowu mógł się odezwać.

— Że też musicie milknąć na czas jedzenia — sapnął Thornnastor ustami od strony Murchison. — Dlaczego nie wykształciliście w toku ewolucji przynajmniej jeszcze jednego otworu gębowego?

— Przepraszam — powiedział z uśmiechem Conway. — Bardzo chętnie przyjmę każdą pomoc i radę. Obrońcy Nie Narodzonych są najtrudniejszymi z punktu widzenia medycyny istotami, jakie napotkałem, i sądzę, że nie odkryliśmy jeszcze wszystkich problemów z nimi związanych, o rozwiązaniach nie wspominając. Prawdę mówiąc, będę szalenie wdzięczny, jeśli rozkład zajęć pozwoli panu być przy porodzie.

— Myślałem już, że nigdy tego nie powiesz — zahuczał Thornnastor.

— Na razie trafiliśmy na kilka trudności — powiedział Conway, masując żołądek i zastanawiając się, czy łapczywe jedzenie nie skończy się za chwilę dla niego fatalnie. — Obecnie jednak ciągle jestem najbardziej skoncentrowany na Hudlarianach i tym wszystkim, co wiąże się z niedawnymi operacjami oraz ich oddziałem geriatrycznym. Mam sporo dylematów zarówno psychologicznej, jak i fizjologicznej natury. Są na tyle frapujące, że trudno mi się od nich oderwać, aby zająć się przede wszystkim Obrońcą. Dość osobliwy to stan!

Ale zrozumiały — mruknął Thornnastor. — Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę twoje ostatnie zaangażowanie w operacje FROBów. Jeśli jednak gnębią cię liczne pytania bez odpowiedzi, najlepiej zrobisz, zadając sobie te pytania ponownie i wyszukując na każde tyle różnych odpowiedzi, ile tylko możliwe. Nawet jeśli będą niesatysfakcjonujące albo niekompletne, posuniesz nieco sprawę do przodu. Twój umysł zaakceptuje ten postęp i pozwoli ci skoncentrować się na czymś innym. W tym ciężarnym Obrońcy. Problem, o którym mówisz, nie jest wcale taki rzadki — dodał, wpadając w ton wykładowcy. — Musi istnieć jakiś bardzo ważny powód, dla którego nie możesz się rozstać z tym tematem. Możliwe, że nie wiedząc o tym, jesteś bardzo bliski znalezienia rozwiązania, które przepadłoby, gdybyś przedwcześnie odłożył to zagadnienie na półkę. Wiem, że zaczynam przemawiać jak psycholog, ale nie da się uprawiać medycyny bez wchodzenia i na to pole. Oczywiście, mogę pomóc ci w sprawach hudlariańskiej fizjologii, ale przypuszczam, że kluczowe są tu elementy czysto psychologiczne. A skoro tak, powinieneś, nie zwlekając, skonsultować to z naczelnym psychologiem.

— Mam teraz, zaraz zadzwonić do O’Mary? — spytał niepewnie Conway.

— Teoretycznie Diagnostyk ma prawo zażądać pomocy o dowolnej porze i od każdego. Wzajemnie zresztą.

Conway spojrzał na Murchison, a ta uśmiechnęła się współczująco.

— Zadzwoń do niego — powiedziała. — Przez interkom może ci najwyżej nawymyślać.

— Marna to zachęta — mruknął Conway, sięgając po komunikator.

Kilka sekund później gniewne oblicze O’Mary wypełniło niewielki ekran. Poza nim nie było widać nic więcej, zatem nie dało się powiedzieć, czy był ubrany.

— Po hałasach w tle i po tym, że jeszcze się pan oblizuje, wnoszę, że dzwoni pan z jadalni. Chciałbym jednak zaznaczyć, że dla mnie jest właśnie środek nocy. Czasem zdarza mi się sypiać, choćby po to, byście uwierzyli, że też jestem człowiekiem. Ale do rzeczy. Ma pan jakąś ważną sprawę czy tylko chce się poskarżyć, że zupa była za słona?

Conway otworzył usta, lecz połączenie zamętu panującego ciągle w jego głowie oraz wizji gniewnego oblicza O’Mary uniemożliwiło mu sformułowanie jakiegokolwiek zdania.

— Czego, u diabła, pan chce? — warknął psycholog.

— Informacji! — rzucił poirytowany Conway, ale zaraz się uspokoił. — Potrzebuję informacji, która pomogłaby mi uporać się z problemem na oddziale geriatrycznym. Diagnostyk Thornnastor, patolog Murchison i ja szukamy właśnie metody…

— I co? Sałatka was natchnęła?

— …leczenia starczych przypadłości. Niestety, przy obecnym stanie pacjentów nie możemy zbyt wiele dla nich zrobić, gdyż choroba posunęła się za daleko. Jednak gdyby mój pomysł okazał się dobry, dałoby się opracować metodę leczenia zapobiegawczego. Thornnastor i Murchison mogą powiedzieć mi wiele o hudlariańskiej fizjologii, ale ewentualny sukces zależeć będzie od zachowania pacjentów w warunkach stresu, ich zdolności adaptacyjnych i potencjalnej podatności na reorientację osobników wprawdzie jeszcze nie bardzo wiekowych, ale już starych. Nie omawiałem dotychczas klinicznych aspektów pomysłu, gdyż jeśli od strony psychologicznej okaże się on pozbawiony sensu, byłoby to marnowanie czasu.

— Słucham — powiedział O’Mara, któremu senność przeszła jak ręką odjął.

Conway zawahał się, ciągle niepewny, czy jego pomysł ma sens. Wyrósł z niedawnych doświadczeń chirurgicznych, wizyt na oddziale geriatrycznym i dziecięcym, wspomnień z wczesnego dzieciństwa oraz sumy wiedzy przyjętej wraz z zapisami, był jednak nie tylko nowatorski, ale też dwuznaczny etycznie. Poznawszy go, O’Mara mógł zwątpić, czy Conway nadaje się na Diagnostyka. Było już jednak za późno, aby się wycofać.

— Z hipnotaśmy FROBów i wykładów na temat ich fizjologii — tutaj skinął w kierunku Thornnastora — wiem, że różne ich schorzenia wieku starczego mają wspólną przyczynę. Utrata władzy w członkach i zwapnienie oraz pękanie ich zakończeń wiążą się z zaburzeniami krążenia, które obserwuje się u większości istot w miarę ich starzenia się. To akurat wiadomo od dawna — dodał, zerkając na Tralthańczyka i Murchison — ale podczas operacji po katastrofie w systemie Menelden, kiedy to większość interwencji wiązała się z transplantacją organów, zauważyłem, iż stan pacjentów zbliżał się chwilowo do tego, który cechuje hospitalizowanych na oddziale geriatrycznym. W trakcie pracy byłem zbyt zajęty, aby zauważyć podobieństwa, ale teraz mogę stwierdzić, że geriatryczne problemy FROBów wynikają z niedostatecznego albo nierównomiernego ukrwienia.

— Skoro to nic nowego, dlaczego mam o tym słuchać? — spytał O’Mara z nutą typowego dlań sarkazmu.

Murchison patrzyła w milczeniu na Conwaya, Thornnastor zaś wpatrywał się w talerz, Murchison, O’Marę i Conwaya i też się nie odzywał.

— Hudlarianie są istotami o wielkim zapotrzebowaniu energetycznym — podjął wątek Conway. — Przy tak szybkiej przemianie materii muszą niemal nieustannie pobierać substancje odżywcze. To, co trafia do ich organów absorpcyjnych, służy przede wszystkim podtrzymaniu akcji obu serc, samych organów absorpcyjnych, macicy, jeśli osobnik jest w fazie żeńskiej, oraz kończyn. Z wykładów pamiętam, że sześć nad wyraz silnych kończyn wykorzystuje blisko osiemdziesiąt procent przyswajanych substancji odżywczych. Przypomniałem sobie te dane pod wpływem ostatnich wydarzeń. Podobnie jak jeszcze jedno: iż to właśnie szybki metabolizm powoduje, że dorośli Hudlarianie są tak niewiarygodnie odporni na zranienia i choroby.

O’Mara znowu szykował się, aby mu przerwać, Conway zaczął więc wyjaśniać:

— Choroby wieku starczego zaczynają się nieodmiennie od kończyn, dysfunkcje zaś jeszcze bardziej zwiększają potrzeby energetyczne osobników i osłabiają pozostałe organy, czyli serca, płaty absorpcyjne i wydalniczą część układu pokarmowego, które również wymagają odżywiania. Trzeba przy tym pamiętać, że każda część organizmu zaopatrywana jest nie ze wspólnego obiegu substancji odżywczych, ale osobnymi naczyniami. W rezultacie stan wspomnianych narządów też zaczyna się pogarszać, co z kolei jeszcze bardziej upośledza krążenie krwi w kończynach i cały organizm z wolna popada w ruinę.

— Rozumiem, że cały ten wykład ma służyć douczeniu mało rozgarniętego psychologa, aby zrozumiał psychologiczne pytania, gdy już padną — przerwał mu jednak O’Mara. — O ile padną…

— Przedstawiony przez kolegę obraz kliniczny został oczywiście uproszczony, ale ogólnie zgodny jest z prawdą. Niemniej sposób jego naszkicowania sugeruje całkiem nowe podejście do problemu — rzekł Thornnastor, nie przerywając jedzenia. — Też bardzo jestem ciekaw wniosków.

Conway zaczerpnął głęboko powietrza.

— Dobrze. Skłonny jestem sądzić, że dałoby się zapobiec temu procesowi, zanim jeszcze się zacznie. Gdyby ograniczyć zapotrzebowanie organizmu na substancje odżywcze i tym samym poprawić zaopatrzenie serc, płatów i reszty, wszystkie te organy mogłyby funkcjonować z powodzeniem jeszcze kilka lat, a przy tym nie dochodziłoby do upośledzania pozostałych osobnikowi kończyn.

Oblicze O’Mary zmieniło się w nieruchomą maskę, Murchison wyglądała na wstrząśniętą, a Thornnastor spojrzał na Conwaya wszystkimi czterema oczami.

— Oczywiście metoda ta byłaby stosowana tylko na wyraźne życzenie pacjenta. Samo usunięcie czterech albo nawet pięciu kończyn to stosunkowo prosta operacja. Najtrudniejsze wydają się przygotowanie pacjenta do utraty kończyn i jego późniejsza zdolność adaptacji do zmienionych warunków życia. To właśnie najważniejszy czynnik, który według mnie decyduje o sensowności całej koncepcji.

O’Mara wypuścił głośno powietrze przez nos.

— Mam więc panu powiedzieć, jak starzejący się Hudlarianie przyjmą pomysł odjęcia im większości kończyn?

— Trzeba przyznać, że byłaby to dość radykalna kuracja — zauważył Thornnastor.

— Zdaję sobie z tego sprawę — powiedział Conway. — Jednak, o ile wiem, obecnie po prostu boją się starości. Nie jest to dziwne, jeśli wziąć pod uwagę znany nam obraz kliniczny. Strach powiększa świadomość, że degradacji organizmu nie towarzyszy spadek sprawności umysłowej, chociaż podobnie jak większość starców, także Hudlarianie żyją wtedy zazwyczaj przeszłością. Coraz mniej sprawne i coraz bardziej obolałe ciało staje się więzieniem dla normalnego skądinąd umysłu, co wywołuje dodatkowe cierpienie. Może się więc zdarzyć, że Hudlarianie nie będą mieli zbyt wiele przeciwko temu pomysłowi i uznają go za wart wypróbowania. Niemniej to tylko moje subiektywne przypuszczenie, wniosek wysnuty z własnego doświadczenia i doświadczenia dawcy hudlariańskiego zapisu, który noszę w głowie. Potrzebuję obiektywnego spojrzenia psychologa, który zna obcych, a szczególnie FROBów. Kogoś, kto powie, czy to w ogóle ma sens.

O’Mara milczał dłuższą chwilę, lecz w końcu pokiwał głową.

— A co da im pan w zamian, Conway? — spytał. — Co pańskim zdaniem mieliby robić ze swoim dłuższym, ale nacechowanym niepełnosprawnością życiem?

— Na razie rozważyłem tylko kilka możliwości. Ich sytuacja podobna byłaby do tej, w której znajdą się ofiary wypadku, ci Hudlarianie po amputacjach, których za kilka tygodni odeślemy do domu. W pewnym zakresie będą się mogli poruszać na protezach, a jedna lub dwie naturalne kończyny nie utracą sprawności niemal do samej śmierci. Musiałbym jeszcze przedyskutować rzecz z Thornnastorem, ale…

— To trafne przypuszczenie, Conway — odezwał się Tralthańczyk. — Jestem pewien, że masz rację.

— Dziękuję — rzekł Conway, oblewając się rumieńcem. — Na Hudlarze medycyna jest dopiero w powijakach i jeszcze przez jakiś czas będzie się skupiać tylko na leczeniu dzieci, skoro dorośli w ogóle nie chorują. Mali pacjenci, chociaż cierpiący, pozostają jednak w pełni aktywni i nie potrzebują żadnej opieki poza podawaniem lekarstw. Nasi niepełnosprawni będą mogli bez żadnego uszczerbku znieść przejawy entuzjazmu półtonowych bobasów, a my szkolimy już pierwszą grupę pielęgniarek FROB, które będą mogły szkolić opiekunów…

Wspomnienie urodziwej pielęgniarki z oddziału dziecięcego na tyle pobudziło hudlariański składnik umysłu Conwaya, że musiał przerwać na chwilę, aby się uspokoić. Jednak gdy chciał wrócić do tematu, przypomniał sobie nagle swoją wiekową, ale żwawą prababkę, niegdyś jedyną jego przyjaciółkę, i nagle poczuł, jak obecny w jego głowie Khone też wraca do wspomnień. Gogleskanina przepełniał żal z powodu wczesnej utraty fizycznego kontaktu z rodzicami. Conway współczuł mu całym sercem braku poznanych i odebranych miłości i ciepła oraz lęku przed przyszłością, kiedy potomka Khone’a spotka ten sam los. Co ciekawe, chociaż Gogleskanin odrzucał niemal wszystko, co znajdywał we wspomnieniach Conwaya i innych osobowości, z miejsca zaakceptował wszystko, co wiązało się ze stareńką i drobną pierwszą przyjaciółką Conwaya.

Było to szczególnie istotne, gdyż współgrało z podobną akceptacją okazywaną przez Gogleskanina starym Hudlarianom. Między Khone’em a pozostałymi gatunkami zaczął powstawać most porozumienia, natomiast Conway poczuł nagle dziwną wilgoć w okolicach oczu…

Murchison objęła dłonią jego przedramię.

— Co się dzieje? — spytała z niepokojem.

— Conway? — spytał O’Mara. — Jest pan jeszcze z nami?

— Przepraszam, myśli mi się rozbiegły — powiedział i odchrząknął. — Naprawdę czuję się dobrze.

— Rozumiem — mruknął psycholog. — Ale o przyczynach tego rozbiegnięcia się myśli porozmawiamy jeszcze innym razem. Proszę kontynuować.

Podobnie jak u większości inteligentnych gatunków, starsi Hudlarianie mają szczególnie dobry kontakt z dziećmi, na czym w tym konkretnym przypadku obie strony mogą wiele skorzystać. Tych pierwszych można niekiedy nazwać wręcz dużymi dziećmi. Wracają pasjami do wspomnień z najmłodszych lat i nie mają nic szczególnego do roboty. Dzieci znajdą w nich pełnych zrozumienia towarzyszy zabaw, którzy również dobrze będą się z nimi czuli, a w odróżnieniu od rodziców i pozostałych dorosłych, nie uciekną po paru chwilach do innych obowiązków związanych z pracą czy wymogami codzienności. Jeśli zaakceptują więc leczenie przez amputacje, staną się zapewne pierwszymi kandydatami do ukończenia kursów pielęgniarskich. Nieco młodsi i tym samym zdradzający nadal sporo cech dorosłych przydadzą się jako nauczyciele starszych dzieci i młodzieży. Mogą też nadzorować produkcję w zautomatyzowanych zakładach przemysłowych albo pełnić dyżury w stacjach meteorologicznych czy też…

— Wystarczy! — powiedział O’Mara, unosząc dłoń. — Proszę zostawić też trochę pracy dla mnie. Nie chciałbym się poczuć całkiem niepotrzebny. Niemniej rozumiem już, co się działo z panem przed chwilą. Wiem z akt, jak wyglądało pańskie dzieciństwo, więc żywa reakcja na starszych Hudlarian wcale mnie nie dziwi. A wracając do zasadniczego pytania: nie odpowiem panu na poczekaniu, ale zaraz sięgnę do moich materiałów na temat Hudlara i zajmę się sprawą. Dał mi pan zbyt wiele do myślenia, abym mógł ponownie zasnąć.

— Przepraszam… — zaczął Conway, ale twarz naczelnego psychologa zniknęła już z ekranu. — Przepraszam, że to tyle trwało — zwrócił się więc do Thornnastora. — Ale teraz wreszcie będziemy mogli spokojnie porozmawiać o Obrońcy…

Urwał, gdyż na ich stoliku zaczęło migotać niebieskie światło. Oznaczało, że zajmują go o wiele dłużej, niż potrzeba na zjedzenie posiłku, zatem powinni jak najprędzej wstać i zrobić miejsce następnym, licznie czekającym konsumentom.

— Idziemy do ciebie czy do mnie? — spytał Thornnastor.

Загрузка...