ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Pierwszy kontakt z Obrońcami Nie Narodzonych nastąpił, kiedy Rhabwar odpowiedział na sygnał alarmowy ze statku przewożącego dwóch przedstawicieli tego gatunku. Wyrwali się z przeznaczonych dla nich cel i zabili całą załogę, przy czym jeden z nich zginął.

Wkrótce potem ocalały Obrońca urodził potomka i też zmarł. Potomek ów zmienił się z biegiem czasu w dorosłego osobnika i teraz przyszła kolej na niego. Patologia przebadała dokładnie rodzica i zaproponowała taki sposób przeprowadzenia porodu, aby nowa istota mogła się pojawić na świecie bez całkowitego zaniku wyższych funkcji psychicznych.

— Podstawowym celem planowanej operacji jest uratowanie świadomości Nie Narodzonego — powtórzył Conway, rozglądając się po galerii. W dole Obrońca prowadził nieustanną wojnę z systemem podtrzymywania życia i dwoma Hudlarianami. — Mamy do czynienia z problemami natury technicznej, chirurgicznej i endokrynologicznej. W ostatnich dwóch dniach przedyskutowałem jeszcze sprawę z Diagnostykiem Thornnastorem i przedstawię teraz pokrótce na użytek wszystkich, którzy będą nam towarzyszyć w operacji i późniejszej opiece nad pacjentem, co dokładnie wiemy o tym przypadku. Dorosły Obrońca jest pozbawiony inteligencji, fizjologicznie należy do klasy FSOJ. jak sami widzicie, to wielka i bardzo silna istota osłonięta ciężkim, poznaczonym rowkami pancerzem, spod którego wystają cztery grube kończyny, mocny ząbkowany ogon oraz głowa. Kończyny zwieńczone są ostrymi kostnymi szpikulcami. Głowa wyposażona jest w cofnięte i dobrze przez to chronione oczy, górne i dolne wyrostki kostne oraz zęby, którym oprzeć się mogą tylko najtwardsze metale. — Odwróćcie go, proszę! — powiedział do Hudlarian zajmujących się pacjentem za pomocą stalowych prętów. — I mocniej! Nie zrobicie mu krzywdy. Wręcz odwrotnie, pomożecie mu dojść do optymalnej kondycji wskazanej przed porodem — dodał i spojrzał z powrotem na obserwatorów. — Cztery grube i krótkie nogi też mają kostne wyrostki, które mogą posłużyć jako broń. Dolna część ciała nie jest chroniona pancerzem, ale też rzadko narażona bywa na ataki, więc pokrywająca ją gruba skóra całkowicie w tym przypadku wystarcza. Jak widzicie, pośrodku podbrzusza znajduje się podłużna szczelina będąca ujściem kanału rodnego. Obecnie jest on zamknięty, otworzy się dopiero na kilka minut przed rozwiązaniem. Na razie cofnijmy się jednak do ewolucyjnej historii tej istoty i jej środowiska…

Obrońcy zrodzili się na planecie płytkich, parujących mórz i podmokłych dżungli, gdzie trudno o wyraźny podział między życiem roślinnym a zwierzęcym, gdyż mobilność i agresja są tam cechami właściwymi najrozmaitszym organizmom. Aby przetrwać, trzeba nieustannie walczyć, a dominująca forma życia zawdzięczała swą pozycję szczególnie wysokiemu poziomowi agresji połączonemu ze specyficznym sposobem rozrodu.

Na wczesnym etapie ewolucji dzikość środowiska zmusiła Obrońców do wykształcenia postaci chroniącej jak najlepiej żywotne organy. Mózg, serce, płuca i macica ukryte są w głębi bardzo silnie umięśnionego i okrytego pancerzem ciała, przy czym wszystkie ściśnięte zostały na stosunkowo małej przestrzeni. Podczas ciąży dochodzi przez to znacznego przemieszczenia organów, jako że potomek rodzi się w postaci niemal dorosłej. Rzadko zdarza się, aby jeden osobnik przetrwał więcej niż trzy porody, gdyż w starszym wieku nie ma już zwykle dość siły, żeby obronić się przed atakiem głodnego dziecka.

Jednak podstawowym czynnikiem, dzięki któremu Obrońcy Nie Narodzonych zdobyli dominującą pozycję, był fakt, że ich dzieci zyskiwały wiedzę na temat metod przetrwania jeszcze przed narodzinami.

Proces ten zaczynał się od prostego przekazania instynktów, czyli na poziomie genetycznym, jednak bliskość mózgów rodzica i płodu wywoływała też efekt analogiczny do indukcji. Elektrochemiczna aktywność jednego mózgu była przenoszona na drugi.

Płód stawał się krótkodystansowym telepatą odbierającym te same bodźce wzrokowe, czuciowe i wszystkie inne co rodzic.

Zanim jeszcze dochodziło do porodu, w płodzie pojawiał się zarodek kolejnego pokolenia, który też zaczynał zyskiwać świadomość i zbierać wiedzę o świecie otaczającym samozapładniającego się prarodzica. Stopniowo zdolności telepatyczne wzmocniły się do tego stopnia, że możliwy stał się kontakt także między płodami różnych, ale niezbyt oddalonych od siebie Obrońców.

Dla zmniejszenia ryzyka uszkodzenia organów wewnętrznych płód był w macicy paraliżowany, co jednak nie upośledzało późniejszej sprawności mięśni.

Niemniej poprzedzający narodziny proces ustępowania paraliżu, a może i sam poród, powodowały całkowitą utratę cech istoty inteligentnej oraz zdolności telepatycznych. Żaden Obrońca nie przetrwałby długo w skrajnie wrogim środowisku, gdyby jego instynktowne reakcje obronne były zaburzane procesem myślenia.

— Nie mając nic do roboty poza odbieraniem informacji o zewnętrznym świecie, wymianą myśli z pozostałymi Nie Narodzonymi oraz badaniem innych, podatnych na kontakt telepatyczny form życia, płody rozwinęły w końcu bardzo wysoki poziom inteligencji. Nie mogły jednak niczego budować, angażować się w jakąkolwiek aktywność fizyczną, dokumentować swoich myśli. Nie miały nawet jak wpływać na zachowania swoich rodziców, którzy musieli nieustannie walczyć, zabijać i pożerać zdobycz, aby utrzymać przy życiu swoje nie znające snu ciała z Nie Narodzonym w środku.

Zapadła chwila ciszy przerywanej jedynie stłumionymi odgłosami pracy systemu podtrzymywania życia oraz razów wymierzanych pracowicie przez Hudlarian dbających o dobre samopoczucie pacjenta.

— Pytałem już o to wcześniej, ale odpowiedź była trudna do przyjęcia — odezwał się porucznik kierujący zespołem technicznym. — Czy naprawdę musimy nieustannie bić pacjenta? Nawet w czasie porodu?

Tak, poruczniku. I przed, i w trakcie, i po — odparł Conway. — Jedynym sygnałem uprzedzającym o zbliżaniu się porodu będzie wzrost aktywności pacjenta. Wystąpi jakieś pół godziny przed rozwiązaniem. Na jego planecie służy to oczyszczeniu najbliższej okolicy z drapieżników, tak aby potomek miał jak największe szansę przetrwania. Niemniej przyjdzie on na świat, walcząc, i będzie potrzebował takiej samej stymulacji jak rodzic, tyle że na mniejszą skalę, gdyż sam będzie mniejszy.

Kilka istot na galerii wydało odgłosy niedowierzania. Thornnastor uznał, że pora poprzeć Conwaya własnym niebagatelnym autorytetem.

— Musicie uznać za pewnik, że przemoc jest naturalnym żywiołem tego stworzenia — powiedział z naciskiem. — FSOJ musi być nieustannie pod wpływem silnego stresu, w przeciwnym razie jego złożony system wydzielania wewnętrznego przestaje odpowiednio funkcjonować. Organizm Obrońcy wymaga nieprzerwanego dopływu związku będącego odpowiednikiem kelgiańskiego thullis czy ziemskiej adrenaliny. Jeśli z jakiegoś powodu zabraknie permanentnej groźby zranienia albo śmierci, ustanie wydzielania tego związku prowadzi najpierw do ospałości, a potem utraty przytomności. Jeśli stan ten się przedłuża, u obu istot następują nieodwracalne uszkodzenia systemu endokrynologicznego, które po jakimś czasie powodują ich śmierć.

Tym razem na galerii zapadła pełna skupienia cisza.

— Teraz zabierzemy was tak blisko pacjenta, jak to tylko będzie bezpieczne — powiedział Conway, wskazując salę w dole. — Obejrzycie szczegółowo system podtrzymywania życia i jego drugą, mniejszą wersję, którą przygotowaliśmy dla potomka. Oba przypominają do złudzenia narzędzia tortur stosowane niegdyś w ciemnych wiekach historii Ziemi. Nowi członkowie zespołu będą mogli zaznajomić się z ich budową i dowiedzą się, jakie czekają ich obowiązki. Pytajcie, o co tylko chcecie. Zależy nam, abyście jak najlepiej zrozumieli, na czym polegać będzie wasza praca. W żadnym razie jednak nie próbujcie traktować pacjenta łagodnie i ze zrozumieniem. W niczym mu to nie pomoże.

Rozległy się szelesty, skrobanie i postukiwanie rozmaitych rodzajów kończyn, gdy zgromadzeni skierowali się do wyjścia z galerii. Conway uniósł rękę.

— Raz jeszcze przypomnę — powiedział głośno i wyraźnie. — Celem operacji nie jest ułatwienie porodu. Nie ma takiej potrzeby. Chcemy natomiast zadbać, aby nowy Obrońca zachował te same możliwości umysłu, które ma obecny Nie Narodzony. Żeby nie stracił ani inteligencji, ani zdolności telepatycznych.

Thornnastor wydał odgłos będący odpowiednikiem ziemskiego westchnienia. Conway wiedział, co ma na myśli. Też był pełen obaw i podchodził do sprawy raczej pesymistycznie. Mimo dwóch dni wytężonych konsultacji nie zdołali jeszcze dopracować wszystkich szczegółów. Jednak udając całkiem pewnego siebie, zaprezentował zespołowi i ramę maszynerii, i klatkę na zawieszeniu kardanowym, potem zaś zabrał wszystkich obok, do pomieszczenia dla potomka.

Technicy nazwali je Mordownią. Z górą połowę powierzchni zajmowała pusta cylindryczna konstrukcja o szerokości pozwalającej na swobodne przejście młodocianego FSOJ. Skręcała się i zawijała tak, aby było w niej jak najwięcej przestrzeni. Wejście zagrodzono ciężkimi litymi drzwiami, osadzonymi w bocznej ścianie konstrukcji, którą wykonano z drobnej, ale mocnej metalowej kratownicy. Podłoga odtwarzała nierówności i przeszkody napotykane na rodzimej planecie Obrońców. Był nawet mechaniczny odpowiednik rosnących tam ruchomych drapieżnych korzeni. Wkoło rozstawiono monitory pokazujące nieustannie trójwymiarowe obrazy roślin i zwierząt, które istota normalnie widziałaby w swoim środowisku.

Kratownica nie tylko pozwalała lokatorowi widzieć te ekrany, ale umożliwiała również personelowi stosowanie systemu podtrzymywania życia, którego budzący grozę mechanizm, zaprojektowany, aby uderzać, rwać i kłuć, stał między ekranami.

Zrobiono, co tylko się dało, aby młodociany przybysz czuł się jak u siebie.

— Jak już wiecie, Nie Narodzony świadom jest wszystkich wydarzeń, które zachodzą wokół niego — powiedział Conway. — Zawdzięcza to swojej telepatycznej więzi z rodzicem. My nie jesteśmy telepatami, możemy więc nie odebrać jego myśli, i to nawet w czasie szczególnego napięcia, które poprzedza poród. Perspektywa bliskiego wymazania świadomości powoduje wtedy silny stres i znaczne wzmocnienie sygnału. W Federacji jest kilka ras telepatycznych — dodał, wracając pamięcią do swojego jedynego kontaktu myślowego z Nie Narodzonym. — Zwykle chodzi o mechanizmy wytworzone ewolucyjnie, przez co narządy odbiorcze i nadawcze są niejako w naturalny sposób nastrojone. Z tego powodu kontakty telepatyczne między przedstawicielami różnych gatunków telepatycznych nie zawsze są możliwe. Gdy zaś dochodzi do kontaktu z przedstawicielem rasy, która nie wykorzystuje telepatii, zwykle oznacza to, że mamy do czynienia ze zdolnościami, które albo pozostają w stanie uśpienia, albo uległy atrofii. Podobne doświadczenie może być trudne do zniesienia, ale nie powoduje żadnych trwałych zmian w mózgu ani nie zostawia istotnych śladów w psychice.

Puścił nagranie zrobione podczas tamtego pierwszego porodu, który przebiegł w bardzo gwałtownych okolicznościach. Doskonale pamiętał odczucia, które targały nim wtedy, w trakcie trwającego kilka minut kontaktu.

Patrząc na ekran, zacisnął odruchowo pięści, a stojąca obok Murchison pobladła wyraźnie. Raz jeszcze szalejący Obrońca próbował sforsować przymknięte drzwi śluzy, żeby się do nich dobrać. Przez kilkucalową szparę widzieli dobrze, co się dzieje, i wszystko nagrywali. Jednak sytuacja Murchison, rannego kapitana Rhabwara i Conwaya była nie do pozazdroszczenia. Ostro zakończone odnóża Obrońcy wydarły już kilka metalowych płyt przy włazie i coraz bardziej osłabiały konstrukcję nośną, ściana zaś nie była wcale taka gruba.

Jedyna nadzieja wiązała się z tym, że w przedsionku śluzy panował stan nieważkości i Obrońca częściej odbijał się od przeszkód, niż je niszczył. Zwiększało to zresztą jego wściekłość, a przy tym utrudniało obserwację porodu, który już się zaczął. Jednak w pewnej chwili częstotliwość ataków zmalała. Był to skutek osłabienia Obrońcy obrażeniami, które zadała mu przed śmiercią załoga statku, doznań towarzyszących nieważkości oraz wcześniejszej awarii pokładowego systemu podtrzymywania życia. No i zbliżającego się porodu, który pochłonął wszystkie pozostałe jeszcze siły stworzenia. Gdy Obrońca obrócił się wreszcie tak, że mogli coś zobaczyć, potomek był już prawie na zewnątrz.

Nagranie nie potrafiło przekazać tego, co w tamtej chwili było dla Conwaya najważniejsze: ostatnich sekund telepatycznego kontaktu z opuszczającym ciało rodzica płodem, który szykował się już do mimowolnej przemiany w dziką i całkiem bezrozumną bestię. Jednak tkwiło to w jego pamięci wystarczająco mocno, aby na moment coś ścisnęło go w gardle.

Thornnastor musiał wyczuć stan Conwaya, bo sięgnął, zatrzymał projektor i wskazując na nieruchomy obraz, podjął wykład:

— Widzicie tutaj, że na zewnątrz pojawiły się już głowa i większość tułowia, ale kończyny pozostają wciąż bezwładne. Substancja, która znosi paraliż i równocześnie upośledza funkcje psychiczne, została już wprawdzie uwolniona do organizmu potomka, ale nie zaczęła jeszcze działać. Do tego miejsca akt narodzin jest całkowicie zależny od odruchów Obrońcy.

— Czy po porodzie nierozumny rodzic zostanie usunięty? — spytała z typową dla swojej rasy bezpośredniością jedna z Kelgianek.

Thornnastor zerknął jednym okiem na Conwaya, który jednak nadal był myślami bardzo daleko.

— Nie mamy takiego zamiaru — powiedział Tralthańczyk. — Obrońca sam był kiedyś inteligentną istotą i może zrodzić jeszcze co najmniej troje rozumnych potomków. Gdybyśmy musieli podjąć decyzję, czy ratować inteligentnego potomka kosztem życia rodzica, czy też pozwolić na poród kolejnej bezrozumnej istoty, zdecyduje o tym odpowiedzialny za program chirurg. W drugim przypadku należałoby jednak pamiętać — dodał, znowu spoglądając przelotnie na Conwaya — że każdy z Obrońców, zarówno młody, jak i stary, wytworzą z czasem telepatyczne płody, co ponownie da szansę, a nawet dwie na rozwiązanie problemu. Będzie to jednak również oznaczać wystawienie ich podczas ciąży na działanie sztucznego środowiska, które długofalowo może nie mieć korzystnego wpływu na płody i spowodować, że kolejny chirurg znowu stanie przed koniecznością podjęcia trudnej decyzji.

Murchison też patrzyła na Conwaya, i to z wyraźnym niepokojem. Ostatnie kilka zdań nie było już odpowiedzią na pytanie pielęgniarki, ale raczej ostrzeżeniem. Thornnastor przypominał Ziemianinowi, że nie skończył się jeszcze jego czas próby i że szef patologii nie ponosi mimo starszeństwa pełnej odpowiedzialności za tę sprawę. Jednak Conway nadal niezbyt mógł cokolwiek powiedzieć.

— Jak widzicie, kończyny Nie Narodzonego zaczynają się poruszać. Na razie bardzo wolno — podjął Thornnastor. — A teraz sam już wydobywa się z kanału rodnego.

Wtedy właśnie telepatyczny sygnał stracił nagle na wyrazistości. Conway odebrał wrażenia bólu, zagubienia i lęku, które dodatkowo utrudniły komunikację, lecz ten ostatni przekaz był bardzo prosty.

— Narodziny oznaczają dla mnie śmierć, przyjaciele. Mój umysł umiera, zdolności telepatyczne zanikają. Staję się Obrońcą z własnym Nie Narodzonym w łonie. Ten będzie rósł, zacznie myśleć i nawiąże z wami kontakt. Proszę, dbajcie o niego — usłyszał w myślach.

Problem z kontaktem telepatycznym polegał na tym, że brakowało mu wieloznaczności przekazów werbalnych, nie pozwalał też na dyplomatyczne sięganie po kłamstwa. Telepatycznie złożona obietnica wiązała przez to bardziej niż jakakolwiek inna. Nie mógłby się z niej wycofać bez wielkiej szkody dla szacunku wobec siebie.

Teraz ten Nie Narodzony, z którym zdarzyło mu się telepatycznie porozumieć, był jego pacjentem, Obrońcą z własnym potomkiem, którym przyrzekł się opiekować. Miał do dyspozycji całe zasoby Szpitala, ale nadal nie wiedział, jak postąpić. A dokładniej, którą z możliwości wybrać. Żadna nie rokowała, jak się zdawało, pełnego sukcesu.

— Nie wiemy nawet, czy płód rozwinął się normalnie w szpitalnych warunkach — powiedział nagle trochę do siebie, trochę do wszystkich. — Mogliśmy nie odtworzyć środowiska z należytą starannością. Nie Narodzony może się okazać pozbawiony inteligencji czy telepatii. Nie możemy tego w żaden sposób sprawdzić…

Urwał, gdyż z góry doleciała go seria melodyjnych treli, a autotranslator przemówił:

— Skłonny jestem sądzić, że jednak się mylisz, przyjacielu Conway.

— Prilicla! — zawołała całkiem niepotrzebnie Murchison. — Wróciłeś!

— Cały i zdrowy? — spytał Conway pewien, że badanie rannych po takiej katastrofie musiało być dla małego empaty traumatycznym przeżyciem.

— Wszystko w porządku, przyjacielu Conway — odparł Prilicla, uginając rytmicznie nogi, co oznaczało, że cieszy się z tak serdecznej aury emocjonalnej, która towarzyszy jego powrotowi. — Byłem ostrożny i utrzymywałem maksymalną dopuszczalną odległość. Tak samo jak wobec twojego pacjenta w sąsiednim pomieszczeniu. Emocje Obrońcy są dla mnie bardzo niemiłe, ale Nie Narodzony budzi sympatię. Wyczuwam u niego złożone procesy myślowe. Niestety, jestem raczej empatą niż telepatą, ale i tak odbieram frustrację, która spowodowana jest zapewne niemożnością porozumienia się z otoczeniem. Towarzyszy jej coraz silniejszy strach.

— Strach? — spytał Conway. — Jeśli nawet próbował się z nami komunikować, niczego nie odczuliśmy. Nawet słabego echa.

Prilicla opadł spod sufitu, zrobił zgrabną pętlę i przysiadł na szczycie pobliskiej szafy z narzędziami, tak by obecni DBLF i DBDG mogli widzieć go bez nadwerężania karków.

— Nie jestem całkiem pewien, przyjacielu Conway, gdyż same stany emocjonalne są w takich sytuacjach mniej wiarygodne niż spójne myśli, ale wydaje mi się, że problem wiąże się ze zbyt wieloma obecnymi tu umysłami. Podczas pierwszego kontaktu przy bestii i jej dziecku obecne były tylko trzy osoby: Murchison, Fletcher i ty. Reszta załogi przebywała na pokładzie Rhabwara, o wiele za daleko na telepatyczny kontakt. Obecność tylu osób zdaje się powodować zagubienie i strach Nie Narodzonego, szczególnie że dwie z nich mają w głowach całe mnóstwo osobowości — dodał, spoglądając na Conwaya i Thornnastora.

— Jasne, masz rację — mruknął Conway po chwili zastanowienia. — Miałem nadzieję na telepatyczny kontakt z Nie Narodzonym przed i w trakcie narodzin. Podpowiedzi gotowego do współpracy pacjenta byłyby dla nas nieocenionym ułatwieniem. Jednak sam widzisz, ilu lekarzy i techników liczy zespół. To kilkadziesiąt osób. Nie mogę ich wszystkich odesłać.

Prilicla znowu zadrżał, tym razem zmartwiony, że zasiał tyle niepokoju w duszy Conwaya, chociaż chciał tylko uspokoić go, że Nie Narodzony ma się dobrze. Podjął więc jeszcze jedną próbę poprawienia nastroju przyjaciela.

— Jak tylko wróciłem, zajrzałem na oddział hudlariański i muszę powiedzieć, że doskonale się sprawiliście. Wśród przysłanych przeze mnie przypadków były też prawie beznadziejne, że o ciężkich nie wspomnę, a jednak straciliście tylko jednego pacjenta. Naprawdę wspaniałe osiągnięcie, nawet jeśli O’Mara twierdzi, że podrzuciłeś mu kolejne gotowane warzywo.

— Chyba gorącego ziemniaka — powiedziała ze śmiechem Murchison.

— O’Mara tak mówi? — zdumiał się Conway.

— Naczelny psycholog rozmawiał z jednym z twoich pacjentów zaraz po odwiedzinach na oddziale geriatrycznym — odparł Prilicla. — Przyjaciel O’Mara wiedział, że następnie przyjdę tutaj, i prosił, abym powtórzył ci, że odebrano sygnał z Goglesk. Twój przyjaciel Khone chce jak najszybciej przylecieć do Szpitala…

Khone jest ranny albo chory? — przerwał mu Conway, osobowość Gogleskanina zaś wzięła w jego głowie górę nad wszystkimi innymi. Dzięki Khone’owi wiedział, jak wiele chorób i wypadków czyha na P0-KTów, którzy w dodatku niezbyt mogli pomóc sobie nawzajem w razie nieszczęścia. Cokolwiek zdarzyło się Khone’owi, musiało być z nim bardzo źle, skoro chciał przybyć do Szpitala, miejsca wziętego żywcem z jego najkoszmarniejszych snów.

— Nie, przyjacielu Conway — rzekł ponownie drżący Prilicla. — Khone ma się dobrze, ale chce, byś to ty po niego przyleciał i zabrał go do Szpitala. Obawia się, że ktokolwiek inny mógłby zniechęcić go do wyjazdu. O’Mara twierdzi, że widać ściągasz ostatnio same trudne ciąże.

— I on naprawdę sam chce tu przylecieć? Nie może być… — wyrwało się Conwayowi. Wiedział, że Khone jest dorosły i zdolny do wydania na świat potomstwa, ale w pozyskanych wspomnieniach nie było wzmianek na temat kontaktów płciowych. Widać zdarzyło się to już po wyjeździe Conwaya. Zaczął obliczać czas ciąży FOKTów.

— Też tak zareagowałem, przyjacielu Conway — powiedział Prilicla. — Jednak przyjaciel O’Mara zasugerował, iż widocznie podczas waszego kontaktu Khone uczłowieczył się w podobnym stopniu, w jakim ty stałeś się Gogleskaninem. To było drugie gotowane warzywo. Pierwsze dotyczyło Hudlarian. Przebicie się przez myśli o psychotycznych problemach FOKTów nie było łatwe, niemniej hudlariańska geriatria na tyle pochłonęła przyjaciela O’Marę, że chociaż mówił o tym z irytacją, a czasem nawet ze złością, jego odczucia nie szły w parze z przekazem werbalnym. Wyczuwałem pobudzenie i oczekiwanie, jakby coś miało się niebawem zmienić…

Urwał i kończyny mu się zatrzęsły. Stojący obok szafy Thornnastor podnosił w przypadkowej całkiem kolejności swoje słoniowe nogi. Murchison nie musiała być empatką, by poznać, że ma przed sobą mocno zniecierpliwionego Tralthańczyka.

— To bardzo ciekawe, Prilicla — powiedziała. — Jednak w odróżnieniu od Khone’a, stan naszego pacjenta obok jest dość poważny i pilnie wymaga działania.

Загрузка...