– Jesteś pierwszym chłopcem, z którym się kiedykolwiek całowałam – wyznała.
Było to kilka dni przed Nowym Rokiem i stałem wraz z Jamie na Przystani Parostatków w Pine Knoll Shores. Żeby się tam dostać, musieliśmy przeciąć most, który spina brzegi Nadbrzeżnego Toru Wodnego, i przejechać kilka mil w głąb wyspy. Dzisiaj znajdują się tu najdroższe nadmorskie tereny w całym stanie, wówczas jednak wszędzie wznosiły się piaskowe wydmy, które przylegały do leśnego rezerwatu.
– Takie miałem wrażenie – stwierdziłem.
– Dlaczego? – spytała niewinnym tonem. – Czy zrobiłam coś nie tak?
Nie wydawało mi się, by zmartwiła ją odpowiedź twierdząca, nie byłaby jednak zgodna z prawdą.
– Wspaniale się całujesz – oświadczyłem, ściskając jej rękę.
Jamie skinęła głową i odwróciła się w stronę oceanu. W jej oczach ponownie pojawił się ten nieobecny wyraz. Działo się to ostatnio bardzo często. Przez jakiś czas się nie odzywałem, ale w końcu cisza zaczęła dzwonić mi w uszach.
– Dobrze się czujesz, Jamie? – zapytałem.
Zamiast odpowiedzieć, zmieniła temat.
– Czy byłeś kiedyś zakochany? – spytała mnie. Przejechałem ręką po włosach i posłałem jej jedno z „ tych” spojrzeń…
– Masz na myśli, czy byłem przedtem?
Była to odzywka w stylu Jamesa Deana; tak radził mi mówić Eric, gdy jakaś dziewczyna zada to pytanie. Eric miał powodzenie u dziewczyn.
– Mówię serio, Landon – powiedziała, zerkając na mnie z ukosa.
Domyślam się, że ona też oglądała te filmy. Zdążyłem się już przekonać, że z Jamie człowiek przeżywał istną huśtawkę nastrojów w czasie krótszym, niż wymaga tego zabicie komara. Nie byłem pewien, czy podoba mi się ten aspekt naszych stosunków, chociaż szczerze mówiąc, chroniło mnie to przed popadnięciem w monotonię.
Zastanawiając się nad jej pytaniem, czułem się nieco wytrącony z równowagi.
– Właściwie byłem – stwierdziłem wreszcie.
Oczy miała wciąż utkwione w oceanie. Myślała chyba, że mówię o Angeli, ja jednak, spoglądając wstecz, uświadomiłem sobie, że to co czułem do Angeli, i kompletnie różniło się od tego, co czułem w tej chwili.
– Skąd wiedziałeś, że to miłość? – zapytała.
Patrząc, jak bryza delikatnie rozwiewa jej włosy, wiedziałem dobrze, że nie czas teraz udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie byłem.
– No cóż – powiedziałem poważnie – człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z druga osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego.
Jamie zastanawiała się chwilę nas moją odpowiedzią, a potem lekko się uśmiechnęła.
– Rozumiem – odparła cicho.
Czekałem, myśląc, że może doda coś jeszcze, lecz nie zrobiła tego i uświadomiłem sobie nagle kolejna rzecz.
Jamie mogła nie mieć doświadczenia z chłopcami, ale prawdę mówiąc, wodziła mnie za nos dokładnie tak, jak chciała.
Przez następne dwa dni na przykład nosiła włosy ponownie związane w kok.
W sylwestra zabrałem Jamie na kolację. Była to jej pierwsza prawdziwa randka i zaprosiłem ją do małej nadmorskiej restauracji „ U Flauvina” w Morehead City. Mili tam obrusy i świece na stołach i po pięć srebrnych sztućców do każdego nakrycia. Kelnerzy byli ubrani na czarno i biało niczym lokaje, a kiedy wyjrzało się przez wielkie okna, które zajmowały całą ścianę, można było zobaczyć księżycową poświatę, odbijającą się od wolno falującego morza.
Byli tam również pianista i piosenkarka, nie codziennie i nawet nie w każdy weekend, ale w święta, kiedy spodziewali się kompletu gości. Musiałem zarezerwować stolik i gdy za pierwszym razem zadzwoniłem, powiedzieli, że nie mają wolnych miejsc. Poprosiłem wtedy mamę, żeby zatelefonowała, i od razu coś się zwolniło. Domyślam się, że właściciel potrzebował czegoś od mojego ojca, a może po prostu nie chciał go urazić, wiedząc, że mój dziadek żyje jeszcze i ma się dobrze.
Właściwie to mama wpadła na pomysł, żeby zaprosić Jamie w jakieś wyjątkowe miejsce. Dwa dni wcześniej, w jeden z tych dni, kiedy Jamie nosiła włosy związane w kok, rozmawiałem z mamą o tym, co się ze mną dzieje.
– Myślę tylko o niej, mamo – wyznałem. – Wiem, że mnie lubi, ale nie mam pojęcia, czy czuje do mnie to samo, co ja do niej.
– To ma dla ciebie aż tak wielkie znaczenie? – zapytała.
– Tak – odparłem cicho.
– Czego dotychczas próbowałeś?
– O co ci chodzi?
Mama uśmiechnęła się.
– Chodzi mi o to, że młode dziewczęta, nawet Jamie, lubią być traktowane wyjątkowo.
Nieco zmieszany, chwile się nad tym zastanawiałem. Czyż nie to właśnie starałem się robić?
– Codziennie chodzę z wizytą do jej domu – powiedziałem.
Mama położyła mi dłoń na kolanie. Mimo że nie była zbyt dobrą gospodynią i czasami gorzko się o tym przekonywałem, miała, jak już wspomniałem, naprawdę złote serce.
– To bardzo miło, że składasz jej wizyty w domu, ale nie jest to najbardziej romantyczna rzecz pod słońcem. Powinieneś zrobić coś, dzięki czemu naprawdę zdałaby sobie sprawę, co do niej czujesz.
Zasugerowała, żebym kupił jej jakieś perfumy, ale nie wydawało mi się to najlepszym pomysłem, chociaż wiedziałem, że Jamie przyjęłaby je prawdopodobnie z radością. Hegbert nie pozwalał jej się malować – chyba że grała w przedstawianiu – i nie sądziłem w związku z tym, by mogła używać perfum. Wyjaśniłem to mamie i wtedy właśnie zaproponowała, żebym zabrał ja na kolację.
– Nie mam już ani centa – oświadczyłem ze smutkiem.
Choć moja rodzina była zamożna i dostawałem kieszonkowe, nigdy nie dawano mi więcej, jeśli wydawałem je zbyt szybko. „ To uczy odpowiedzialności”, wyjaśnił mi kiedyś ojciec.
– Co stało się z pieniędzmi, które miałeś w banku?
Westchnąłem i opowiedziałem mamie, co zrobiłem. Wysłuchała mnie w milczeniu, a kiedy skończyłem, na jej twarzy odmalowała się satysfakcja, tak jakby i ona uznała, że w końcu dorosłem.
– Pozwól, że ja się tym zajmę – powiedziała cicho. – Dowiedz się tylko, czy chce z tobą iść i czy zgodzi się na to wielebny Sullivan. Jeśli będzie mogła przyjąć zaproszenie, znajdziemy jakiś sposób, żeby doprowadzić cała rzecz do skutku.
Następnego dnia poszedłem do kościoła. Wiedziałem, że Hegbert będzie w zakrystii. Nie zapytałem jeszcze Jamie, bo wiedziałem, że i tak będzie potrzebować jego zgody, a z jakiegoś powodu sam chciałem się do niego zwrócić. Miło to chyba coś wspólnego z faktem, że Hegbert nie przyjmował mnie raczej z otwartymi ramionami, kiedy składałem im wizytę. Za każdym razem, gdy widział, jak idę alejką – podobnie jak Jamie, odznaczał się przy tym szóstym zmysłem – zerkał zza zasłony, a potem szybko cofał głowę, myśląc, że go nie zauważyłem. Musiałem bardzo długo czekać, nim otworzył drzwi, tak jakby szedł aż z kuchni. Stojąc w progu, przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, głęboko wzdychał, potrząsał głową i dopiero wtedy mówił dzień dobry.
Drzwi do zakrystii było niedomknięte i zobaczyłem, że siedzi przy biurku, z okularami zsuniętymi na czubek nosa. Przeglądał jakieś papiery – chyba wykazy finansowe – i doszedłem do wniosku, że pewnie ślęczy nas budżetem kościoła na następny rok. Nawet duchowni mają do zapłacenia rachunki.
Zapukałem do drzwi i Hegbert podniósł natychmiast wzrok, jakby spodziewał się członka swojej kongregacji. Na mój widok zmarszczył brwi.
– Dzień dobry, wielebny – powitałem go grzecznie. – Czy ma pan wolną chwilę?
Wydawał się jeszcze bardziej zmęczony niż zwykle i odniosłem wrażenie, że źle się czuje.
– Dzień dobry, Landon – odparł bez entuzjazmu.
Na spotkanie z nim wystroiłem się, swoją drogą, w krawat i marynarkę.
– Mogę wejść?
Skinął głową i kiedy wszedłem do gabinetu, wskazał mi krzesło po drugiej stronie biurka.
– Czym mogę służyć? – zapytał.
Poruszyłem się nerwowo na krześle.
– Chciałem pana o coś zapytać – oświadczyłem.
Hegbert przyglądał mi się przez dłuższą chwilę badawczym wzrokiem.
– Czy ma to związek z Jamie? – zapytał w końcu.
Wziąłem głęboki oddech.
– Tak, proszę pana. Chciałem zapytać, czy nie ma pan nic przeciwko temu, żebym zabrał ją na kolację w sylwestra.
– To wszystko? – zapytał wzdychając.
– Tak, proszę pana. Odwiozę ja do domu, o której godzinie pan sobie życzy.
Hegbert zdjął z nosa okulary, wytarł je chusteczką i założył z powrotem. Widziałem, że potrzebuje chwili, żeby się zastanowić.
– Czy będą ci towarzyszyć twoi rodzice? – zapytał.
– Nie, proszę pana.
– W taki razie nie sądzą, żeby to było możliwe. Ale dziękuję, że zapytałeś mnie najpierw o zgodę – powiedział, po czym schował nos w papiery, dając mi do zrozumienia, że mogą odejść.
Wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi, jednak w progu odwróciłem się ponownie w jego stronę.
– Proszę pana…
Podniósł wzrok, zdziwiony, że wciąż tam stoję.
– Przepraszam za te rzeczy, które robiłem, kiedy byłem młodszy, i przepraszam, że nie zawsze traktowałem Jamie tak, jak powinienem ją traktować. Ale teraz wszystko się zmieni, obiecuję to panu.
Patrzył na mnie, jakbym był powietrzem. Wszystko to było za mało.
– Kocham ją – wyznałem w końcu i kiedy to powiedziałem, ponownie się mną zainteresował.
– Wiem, że ją kochasz – odparł ze smutkiem. – Ale nie chcę, żeby stała się jej krzywda.
Może mi się tylko wydawało, ale odniosłem wrażenie, że w oczach stanęły mu łzy.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził – oświadczyłem.
Hegbert odwrócił się ode mnie, wyjrzał przez okno i przez chwile obserwował zimowe słonce, które próbowało przebić się przez pokrywę chmur. To był szary dzień, chłodny i ponury.
– Odwieź ją do domu o dziesiątej – oznajmił w końcu takim tonem, jakby zdawał sobie sprawę, że podjął złą decyzję.
Uśmiechnąłem się i miałem zamiar mu podziękować, lecz nie zrobiłem tego. Wiedziałem, że chce zostać sam. Kiedy wychodząc na zewnątrz, obejrzałem się przez ramię, z zaskoczeniem zobaczyłem, że ukrył twarz w dłoniach.
Godzinę później zaprosiłem Jamie. W pierwszej chwili odparła, że nie sądzi, by mogła ze mną pójść, ale poinformowałem ja, że rozmawiałem już z jej ojcem. To ją zaskoczyło i jak sądzę, miało pewien wpływ na to, jak mnie postrzegała. Nie powiedziałem jej tylko, że wychodząc, miałem wrażenie, że Hegbert płacze. Nie tylko kompletnie tego nie rozumiałem, ale także nie chciałem jej martwic. Tej nocy jeszcze raz rozmawiałem z mamą, która starała się mi to wytłumaczyć, i szczerze mówiąc, to, co mówiła, wydało mi się całkiem sensowne. Hegbert musiał uświadomić sobie, że jego córka dorasta i że powoli traci ją na moja rzecz. Miałem nadzieję, że to prawda.
Odebrałem ją zgodnie z planem. Chociaż nie prosiłem, żeby rozpuściła włosy, zrobiła to dla mnie. W milczeniu minęliśmy most i podjechaliśmy bulwarem do restauracji. Przy wejściu przywitał nas właściciel i osobiście zaprowadził mnie i Jamie do stolika, jednego z najlepszych w całym lokalu.
Kiedy się tam zjawiliśmy, sala była już pełna i wszyscy świetnie się bawili. Ludzie wystroili się zgodnie z najnowszą modą. Byliśmy tam jedynymi nastolatkami, nie rzucaliśmy się jednak specjalnie w oczy.
Jamie nigdy dotąd nie była „ U Flauvina” i w pierwszej chwili zaniemówiła z wrażenia. Wydawał mi się jednocześnie podenerwowana i szczęśliwa i od razu wiedziałem, że mama podsunęła mi właściwy sposób.
– Bardzo mi się tu podoba – powiedziała. – Dziękuję, że mnie zaprosiłeś.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparłem zgodnie z prawdą.
– Byłeś tu już przedtem?
– Kilka razy. Moi rodzice lubią tu czasami przychodzić, kiedy ojciec wraca do domu z Waszyngtonu.
Jamie wyjrzała przez okno i popatrzyła na łódkę, która przepływała z zapalonymi światłami obok restauracji. Przez moment wydawała się kompletnie oczarowana.
– To piękne miejsce – stwierdziła.
– Piękne jak ty – oświadczyłem.
Jamie oblała się rumieńcem.
– Nie mówisz serio.
– Owszem, mówię – odparłem cicho.
Czekając na kolacje, trzymaliśmy się za ręce i rozmawialiśmy o rzeczach, które zdarzyły się w ciągu ostatnich paru miesięcy. Jamie śmiała się, gdy wspominaliśmy bal na rozpoczęcie roku, i wyznałem w końcu, dlaczego w ogóle ją tam zaprosiłem. Zniosła to w miarę pogodnie, obracając całą sprawę w żart, i wiedziałem, że już wcześniej się tego domyślała.
– Będziesz chciał mnie jeszcze raz zaprosić? – zapytała, drocząc się ze mną.
– Oczywiście.
Kolacja była pyszna – oboje zamówiliśmy morskiego okonia i sałatki, a kiedy kelner zabrał w końcu talerze, zaczęła grac muzyka. Do wyznaczonej przez Hegberta pory została nam jeszcze godzina, w związku z czym zaprosiłem ją do tańca.
Z początku byliśmy jedynymi tancerzami i wszyscy patrzyli, jak suniemy po parkiecie. Myślę, że ludzie domyślali się, co do siebie czujemy; przypomniało im to czasy własnej młodości. Widziałem, jak tęsknie się do nas uśmiechają. Światła były przyćmione i kiedy piosenkarka zaśpiewała jakiś wolniejszy kawałek, zamknąłem oczy i przytuliłem Jamie do siebie. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek w moim życiu przeżyłem coś równie doskonałego, i wiedziałem, że nie, nie przeżyłem.
Byłem zakochany i to uczucie było wspanialsze, niż się spodziewałem.
Po Nowym Roku spędziliśmy razem półtora tygodnia, robiąc to, co w tamtych czasach robiły młode pary, lecz Jamie często wydawała się zmęczona i apatyczna. Spacerowaliśmy wzdłuż Neuse River, rozmawiając, rzucając kamyki w wodę i patrząc, jak rozchodzą się fale, albo jeździliśmy na plażę niedaleko Fort Macon. Mimo że była zima i ocean miał stalową barwę, obojgu nam sprawiało to przyjemność. Mniej więcej po godzinie Jamie prosiła, żebym odwiózł ją do domu, i w drodze powrotnej trzymaliśmy się za ręce. Czasami wydawało mi się, że zaśnie, zanim jeszcze dojedziemy, innym razem wyrzucała z siebie potok wyrazów, nie dając mi prawie dojść do słowa.
Fakt, że spędzałem z nią dużo czasu, oznaczał również, że robiliśmy wspólnie rzeczy, na których jej zależało. Chociaż nie zapisałem się do szkółki biblijnej – nie chciałem wyjść w jej oczach na durnia – pojechaliśmy dwukrotnie do sierocińca i podczas każdej kolejnej wizyty czułem się tam bardziej swojsko. Raz jednak musieliśmy wyjść wcześniej, bo Jamie nabawiła się lekkiej gorączki. Nawet dla mojego niewyszkolonego oka było jasne, że jej policzki płoną niezdrowo.
Kilka razy ponownie się pocałowaliśmy, ale nie robiliśmy tego podczas każdego spotkania i nie myślałem nawet, żeby posunąć się dalej. Nie było takiej potrzeby. W naszych pocałunkach było coś pięknego, coś delikatnego i dobrego i to mi wystarczało. Im częściej to robiłem, tym lepiej zdawałem sobie sprawę, że Jamie była przez całe swoje życie źle rozumiana, nie tylko przez mnie, ale przez wszystkich.
Była po prostu córką pastora, która czytała Biblię i starała się, jak mogła najlepiej, pomagać innym. Byłą również siedemnastoletnią dziewczyną, posiadającą takie same marzenia i wątpliwości jak ja. Tak mi się w każdym razie wydawało, dopóki w końcu nie wyznała mi swojej tajemnicy.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Zaczął się bardzo spokojnie, ale przez cały czas miałem dziwne wrażenie, że jakaś ważna rzecz nie daje Jamie spokoju.
Odprowadzałem ją do domu z baru „ U Cecila” w zimną, wietrzną sobotę przed początkiem szkoły. Przeszywający północno – wschodni wiatr wiał już od poprzedniego ranka i idąc, musieliśmy przytulić się do siebie, żeby nie zamarznąć na kość. Jamie trzymała mnie pod rękę i szliśmy powoli, nawet wolniej niż zwykle. Czułem, że znowu nie czuje się zbyt dobrze. Z powodu pogody nie miała wielkiej ochoty ze mną iść, ale ja nalegałem ze względu na moich przyjaciół. Pamiętam, że doszedłem do wniosku, iż czas już, aby się o nas dowiedzieli. Traf chciał jednak, że oprócz nas „ U Cecila” nie było nikogo. Tak jak w innych nadmorskich miejscowościach w środku zimy promenada świeciła pustkami.
Jamie szła w milczeniu i wiedziałem, że szuka najlepszego sposobu, żeby mi coś powiedzieć. Nie spodziewałem się, że zacznie rozmowę tak, ja to zrobiła.
– Ludzie uważają, że jestem dziwna, prawda? – odezwała się w końcu, przerywając milczenie.
– Co masz na myśli? – zapytałem, choć wiedziałem dobrze, o co jej chodzi.
– Ludzie w szkole.
– Nie, skądże – skłamałem.
Pocałowałem ją w policzek i przyciągnąłem bliżej do siebie. Jamie skrzywiła się i zorientowałem się, że sprawiłem jaj chyba niechcący ból.
– Dobrze się czujesz? – spytałem zatroskany.
– Nic mi się jest – odparła, nie pozwalając mi zmienić tematu. – Ale czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
– Wszystko, co chcesz.
– Czy możesz obiecać, że od tej pory będziesz mi zawsze mówił prawdę? Mam na myśli zawsze.
– Jasne – odparłem.
Zatrzymała się nagle i spojrzała mi prosto w oczy.
– Czy teraz też mnie okłamujesz?
– Nie. – Zastanawiałem się, do czego to wszystko doprowadzi. – Obiecuję, że od tej chwili zawsze będę ci mówił prawdę – zapewniłem ja, choć mówiąc to, wiedziałem, że tego pożałuję.
Ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie zerknąłem na jej rękę, którą wsunęła mi pod ramię, i zauważyłem duży siniak tuż przy serdecznym palcu. Nie miałem pojęcia, skąd się wziął; jeszcze poprzedniego dnia go nie było. Przez sekundę myślałem, że to ja go zrobiłem, potem jednak uświadomiłem sobie, że w ogóle jej tam nie dotykałem.
– Ludzie uważają, że jestem dziwna, prawda? – zapytała ponownie.
Poczułem, że brakuje mi tchu.
– Tak – odparłem w końcu.
Wypowiedzenie tego słowa sprawiło mi fizyczny ból.
– Dlaczego? – zapytała, wyraźnie przybita.
– Ludzie mają różne powody – odparłem wymijająco, nie mając ochoty się w to zagłębiać.
– Ale konkretnie dlaczego? Czy to z powodu mojego ojca? Czy dlatego, że staram się być miła?
Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego.
– Chyba tak – przyznałem. Kręciło mi się trochę w głowie.
Jamie sprawiała wrażenie przygnębionej i przez dłuższą chwile szliśmy w milczeniu.
– Ty też uważasz, że jestem dziwna? – zapytała.
Sposób, w jakie to powiedziała, zabolał mnie bardziej, niże się spodziewałem. Dotarliśmy już prawie do jej domu. Zatrzymałem ją, przyciągnąłem do siebie i pocałowałem. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, Jamie wbiła wzrok w ziemię.
Wsunąłem palec pod jej podbródek i podniosłem w górę, chcąc, żeby znowu na mnie spojrzała.
– Jesteś wspaniałą osobą, Jamie – oświadczyłem. – Jesteś piękna, jesteś miła, jesteś delikatna… Jesteś taka, jakim sam chciałbym być. Jeśli ludzie nie lubią cię albo uważają za dziwną to ich problem.
W szarym blasku chłodnego zimowego dnia zobaczyłem, że zaczyna jej drżeć dolna warga. Moja również zadrżała i nagle zdałem sobie sprawę, że serce wali mi coraz szybciej. Spojrzałem jej w oczy, uśmiechając się najczulej, jak umiałem, i wiedząc, że nie potrafię już tego dłużej ukrywać.
– Kocham cię, Jamie – powiedziałem. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła.
Po raz pierwszy powiedziałem te słowa komuś spoza mojej rodziny. Wyobrażając sobie wcześniej, że mówienie to komuś innemu, sądziłem, że przyjdzie mi to z trudem, lecz myliłem się. Niczego nie jestem bardziej pewien jak tego.
Kiedy to wyznałem, Jamie przywarła do mnie całym ciałem i zaczęła płakać. Wziąłem ją w ramiona, zastanawiając się, co takiego się stało. Była chuda i po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że mogłem ją z łatwością objąć. W ciągu ostatniego półtora tygodnia straciła wyraźnie na wadze i przypomniałem sobie, że już wcześniej prawie nie tykała jedzenia. Jamie płakała dalej z głową przytuloną do mojej piersi i trwało to dość długo. Nie wiedziałem, co o tym sądzić i czy w ogóle czuje do mnie to samo, co ja do niej. Mimo to nie żałowałem wcale swojego wyznania. Było prawdziwe, a ja obiecałem właśnie, że nigdy jej nie okłamię.
– Proszę, nie mów tego – wyszeptała. – proszę…
– Ale ja naprawdę cię kocham – odparłem, sądząc, że mi nie wierzy.
Jamie zaczęła szlochać jeszcze głośnej.
– Przykro mi – wyjąkała, zanosząc się płaczem. – Tak mi przykro…
Zrobiło mi się nagle sucho w gardle.
– Dlaczego jest ci przykro? – zapytałem, pragnąc za wszelką cenę dowiedzieć się, co ją gnębi. – Czy to z powodu moich przyjaciół albo tego, co mogą powiedzieć? Nic mnie to nie obchodzi… naprawdę.
Byłem zdezorientowany i autentycznie przestraszony.
Minęła kolejna długa chwila, zanim Jamie w końcu się uspokoiła i podniosła wzrok. Pocałowała mnie – łagodnie, jakby owionął mnie oddech idącego ulicą przechodnia – a potem pogładziła palcem po policzku.
– Nie możesz mnie kochać, Landon – powiedziała. Oczy miała czerwone i spuchnięte od łez. – Możemy być przyjaciółmi, możemy się widywać… ale nie możesz mnie kochać.
– Dlaczego nie? – zapytałem ochryple, nic z tego nie rozumiejąc.
– Ponieważ jestem bardzo chora – oświadczyła.
Ta myśl była mi tak kompletnie obca, że nie potrafiłem pojąć, o co jej chodzi.
– No i co z tego? Poleżysz kilka dni…
Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech i w tym momencie zrozumiałem wreszcie, co ma na myśli. Nie odrywając ode mnie ani na chwilę oczu, wypowiedziała w końcu słowa, które wprawiły moja dusze w odrętwienie.
– Ja umieram, Landon.