Rozdział 3

Chociaż Jamie nie była ani razu na balu na rozpoczęcie roku, chodziła przedtem na kościelne potańcówki. Tańczyła całkiem nieźle – ja też byłem na kilku takich imprezach i widziałem ją – ale szczerze mówiąc, trudno było przewidzieć, jak poradzi sobie z kimś takim jak ja. Na kościelnych potańcówkach zawsze tańczyła ze starszymi osobami, bo nie zapraszał jej żaden z rówieśników, i tak naprawdę była dobra tylko w tańcach, które cieszyły się popularnością przed trzydziestu laty. W gruncie rzeczy nie wiedziałem, czego się po niej spodziewać.

Przyznaje, że miałem również pewne obawy co do tego, jak się ubierze, ale nic jej o tym nie mówiłem. Na kościelnych potańcówkach ubrana była na ogół w stary sweter i jedną z tych plisowanych spódniczek, które widzieliśmy codziennie w szkole, lecz bal na rozpoczęcie roku to nie było byle co. Większość dziewcząt kupowała sobie nowe sukienki, chłopcy zakładali garnitury, a w tym roku sprowadziliśmy fotografa, który miał zrobić zdjęcia. Wiedziałem, że Jamie nie kupi sobie nowej sukienki, nie był bowiem zbyt zamożna. W zawodzie pastora nie zarabia się dużo pieniędzy, ale oczywiście nie zostaje się nim dla korzyści materialnych, pastorowi przyświecają bardziej dalekosiężne cele, jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Tak czy inaczej, nie chciałem, żeby Jamie przyszła na bal w te same ciuchy, które nosiła codziennie w szkole. Nie ze względu na mnie – nie jestem aż taki podły – lecz na to, co mogli powiedzieć inni. Nie chciałem, żeby ludzie stroili sobie z niej żarty.

Po stronie pozytywów, jeśli w ogóle jakieś były, można zapisać to, że Eric nie dogryzał mi zbytnio z powodu całej tej historii z Jamie, ponieważ głowę zaprzątała mu jego własna dziewczyna. Wybierał się na bal z Margaret Hays, która prowadziła drużynę klakierek w naszej szkole. Margaret nie miała może zbyt dużo oleju w głowie, lecz na swój sposób była całkiem miła. Mówiąc „miła”, mam oczywiście na myśli jej nogi. Eric zaproponował, że w trakcie balu wymienimy się partnerkami, ale odmówiłem. Nie chciałem ryzykować, że zacznie dokuczać Jamie albo coś w tym rodzaju. Był z niego poczciwy facet, ale czasem potrafił być bezwzględny, zwłaszcza po kilku szklankach bourbona.

W dniu balu byłem bardzo zajęty. Przez prawie całe popołudnie pomagałem dekorować sale gimnastyczną i musiałem podjechać po Jamie pół godziny wcześniej, ponieważ jej ojciec chciał koniecznie ze mną porozmawiać, choć nie miałem pojęcia o czym. Jamie zakomunikowała mi to dzień wcześniej i nie mogę powiedzieć, żebym był tym specjalnie zachwycony. Spodziewałem się, że będzie mówił o pokusach i szatańskich ścieżkach, które do nich prowadza. Wiedziałem, że jeśli zacznie nawijać o cudzołóstwie, skonam na miejscu. Przez cały długi dzień modliłem się, w nadziei, że uda mi się wymigać od tej rozmowy, wątpiłem jednak, czy Bóg potraktuje moje modlitwy z należytą uwagą, ponieważ tak paskudnie zachowywałem się w przeszłości. Byłem z tego powodu bardzo zdenerwowany.

Po wzięciu prysznicu założyłem swój najlepszy garnitur, odebrałem z kwiaciarni bukiecik dla Jamie i pojechałem do niej. Mama pożyczyła mi swój samochód i zaparkowałem go na ulicy, dokładnie przed domem Jamie. Nie przestawiliśmy jeszcze zegarów na czas zimowy i było całkiem jasno, gdy ruszyłem popękaną asfaltową alejką do drzwi jej domu. Zapukałem, odczekałem chwilę i ponownie zapukałem.

– Już idę – usłyszałem zza drzwi głos Hegberta, ale prawdę mówiąc, specjalnie się nie śpieszył.

Stałem tam chyba dwie minuty albo dłużej, gapiąc się na drzwi, gzymsy oraz małe pęknięcia na okiennym parapecie. Z boku stały krzesła, na których siedzieliśmy z Jamie przed kilku dni. Moje wciąż było obrócone w drugą stronę. Widocznie od tamtej pory ani razy nie siedzieli na werandzie.

W końcu drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Światło palącej się w środku lampy ocieniało twarz Hegberta i przenikało przez jego włosy. Jak już mówiłem był stary; według moich obliczeń miał siedemdziesiąt dwa lata. Po raz pierwszy miałem okazje przyjrzeć mu się z bliska i widziałem wszystkie zmarszczki na jego twarzy. Jego skóra była naprawdę przezroczysta, nawet bardziej, niż to sobie wyobrażałem.

– Dzień dobry, wielebny – powiedziałem, przełykając nerwowo ślinę. – Przyszedłem zabrać Jamie na bal na rozpoczęcie roku.

– Oczywiście – odparł. – Najpierw jednak chciałem z tobą porozmawiać.

– Tak, proszę pana, właśnie dlatego wcześniej przyszedłem.

– Wejdź.

W kościele Hegbert prezentował się dość elegancko, lecz w tym momencie, w ogrodniczkach i podkoszulku, wyglądał jak zwykły farmer. Dał mi znak, żebym usiadł na drewnianym krześle, które przyniósł z kuchni.

– Przepraszam, że tak długo nie otwierałem drzwi – powiedział. – Pracowałem nad jutrzejszym kazaniem.

– Nic się nie stało, proszę pana – odparłem, siadając.

Nie wie dlaczego, ale nie sposób było zwracać się do niego inaczej. Wymuszał po prostu respekt.

– Dobrze, w takim razie odpowiedz mi coś o sobie.

Było to dość śmieszne żądanie zważywszy, że tak długo znał moją rodzinę i w ogóle. Przecież to właśnie on mnie ochrzcił i od dziecka oglądał w każdą niedziele w kościele.

– Cóż, proszę pana – zacząłem, nie mając pojęcia co powiedzieć. – Jestem przewodniczącym rady uczniowskiej. Nie wiem, czy Jamie panu o tym wspominała.

– Owszem – odparł, kiwając głową. – Mów dalej.

– No i… mam nadzieję, że jesienią przyszłego roku zacznę studia w Chapel Hill. Dostałem już o nich papiery.

Hegbert kiwnął powoli głową.

– Coś jeszcze?

Musiałem przyznać, że na tym wyczerpało się to, co maiłem do powiedzenia na swój temat. Miałem ochotę złapać leżący na stoliku ołówek i balansować nim na palcu przez trzydzieści sekund, Hegbert nie wyglądał jednak na faceta, który mógł to docenić.

– Chyba nic, proszę pana – odparłem.

– Pozwolisz, że zadam ci jedno pytanie?

– Tak, proszę pana.

Przez dłuższą chwile gapił się na mnie, jakby się zastanawiał.

– Dlaczego zaprosiłeś moją córkę na bal? – zapytał w końcu.

Byłem zaskoczony i wiedziałem, że widać to po mojej minie.

– Nie wiem, o co panu chodzi, proszę pana.

– Nie masz chyba zamiaru zrobić czegoś, co… wprawiłoby ją w zakłopotanie?

– Nie, proszę pana – odparłem, wstrząśnięty tego rodzaju podejrzeniem. – W żadnym wypadku. Musiałem z kimś pójść i zaprosiłem ją. To wszystko.

– Nie planujesz żadnych wygłupów?

– Nie, proszę pana. Nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił…

Trwało to jeszcze kilka minut – mam na myśli jego próbę wybadania moich prawdziwych zamiarów – na szczęście jednak z sąsiedniego pokoju wyszła Jamie i obaj obróciliśmy się w jej stronę. Hegbert przestał w końcu gadać, a ja odetchnąłem z ulgą. Jamie założyła ładną niebieską spódniczkę i białą bluzkę, której wcześniej nie widziałem. Sweter zostawiła na szczęście w szafie. Wyglądała nie najgorzej, chociaż wiedziałem, że jej ubiór wyda się skromny w porównaniu ze strojami innych dziewczyn na balu. Włosy jak zwykle miała ściągnięte w kok. Osobiście uważałem, że lepiej byłoby, gdyby je rozpuściła, ale zasugerowanie jej tego było ostatnia rzeczą, jaka przyszła by mi do głowy. Wyglądała…no cóż, wyglądała dokładnie tak jak zawsze, ale nie wzięła ze sobą przynajmniej Biblii. Tego już chyba bym nie zniósł.

– Chyba nie za bardzo dałeś się we znaki Landonowi? – zapytała wesoło ojca.

– Tak tylko gawędziliśmy – oświadczyłem szybko, zanim Hegbert miał szansę odpowiedzieć.

Z jakiegoś powodu nie sądziłem, żeby powiedział wcześniej, za jakiego nicponia mnie uważa, i nie sądziłem, żeby teraz był na to odpowiedni moment.

– Cóż, powinniśmy chyba iść – oznajmiła po chwili. Wyczuła pewnie panujące w pokoju napięcie. Podeszła do ojca i pocałowała go w policzek. – Nie siedź za długo przy kazaniu, dobrze?

– Nie będę – odparł cicho.

Wiedziałem, że naprawdę ją kocha i nie boi się tego okazać. Problemem było to, co odczuwał w stosunku do mnie.

Pożegnaliśmy się i w drodze do samochodu dałem Jamie bukiecik i powiedziałem, że w środku pokażę jej, jak go przypiąć. Otworzyłem przed nią drzwiczki, po czym obszedłem wóz i usiadłem za kierownicą. W tym krótkim czasie Jamie zdążyła sama przypiąć sobie kwiaty.

– Widzisz, nie jestem aż taka głupia. Potrafię przypiąć bukiecik.

Zapaliłem silnik i ruszyłem w stronę szkoły, przez cały czas rozmyślając o rozmowie, którą odbyłem z Hegbertem.

– Mój ojciec zbytni cię nie lubi – powiedziała Jamie, jakby czytając w moich myślach.

Pokiwałem w milczeniu głową.

– Uważa, że jesteś nieodpowiedzialny.

Ponownie pokiwałem głową.

– Nie lubi też twojego ojca.

Kolejne kiwnięcie.

– Ani twojej rodziny.

W porządku, rozumiem już, o co chodzi.

– Ale wiesz, co sobie myślę? – zapytała nagle.

– Niezupełnie – odparłem. W tym momencie byłem pogrążony w depresji.

– Myślę, że wszystko to w jakiś sposób mieści się w Bożych planach. Jak sądzisz, co Pan chce nam przez to powiedzieć?

Zaczyna się, westchnąłem w duchu.


Jeśli chcecie znać prawdę, wątpię, czy ten wieczór mógł okazać się dużo gorszy. Większość moich znajomych trzymała się od nas z daleka, a Jamie w ogóle nie miała wielu znajomych, w związku z czym spędziliśmy prawie cały wieczór sami. Co gorsza, okazało się, że moja obecność wcale nie była obowiązkowa. Ponieważ Carey nie mógł znaleźć partnerki, zmieniono regulamin i ta wiadomość bardzo mnie przygnębiła. Po tym wszystkim, co usłyszałem od jej ojca, nie mogłem jednak odwieźć jej wcześniej do domu, prawda? W dodatku naprawdę dobrze się bawiła; nawet ja to widziałem. Podobały się jej dekoracje, które pomagałem zawieszać, podobała muzyka, podobał cały bal. Powtarzała mi to bez przerwy, jakie wszystko jest wspaniałe, i poprosiła żebym pomógł jej któregoś dnia udekorować kościół przed jedną z potańcówek. Wymamrotałem, żeby do mnie zadzwoniła, ale mimo że powiedziałem to bez śladu entuzjazmu, Jamie dziękowała mi wylewnie za dobre serce. Szczerze mówiąc, co najmniej przez pierwsza godzinę byłem w depresji, choć ona najwyraźniej tego nie dostrzegała.

Musiała wrócić do domu o jedenastej, godzinę przed zakończeniem balu, co ułatwiło mi sprawę. Kiedy tylko zaczęła grać muzyka, ruszyliśmy w tany, i okazało się, że jest całkiem dobre tancerką – nawet lepszą niż niektóre inne dziewczyny. To pomogło mi jakoś przetrwać. Dawała się bardzo dobrze prowadzić przez jakieś kilkanaście piosenek, a potem usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy coś, co przypominało normalną rozmowę. Jamie wtrącała oczywiście słowa takie jak „wiara”, „radość”, a nawet „zbawienie” i mówiła o pomocy sierotom i zgarnianiu polnych koników z szosy, ale była taka cholernie szczęśliwa, że trudno było się na nią długo dąsać.

Z początku więc nie wyglądało to tak strasznie i naprawdę nie wyglądało gorzej, niż się spodziewałem. Wszystko wzięło w łeb dopiero wtedy, kiedy pojawili się Lew i Angela.

Przyszli kilka minut po nas. On miał na sobie ten głupawy podkoszulek z camelami w rękawie i pół słoika żelu do włosów na głowie. Angela wisiała na nim od początku tańców i nie trzeba było geniusza, aby się zorientować, że przed przyjściem na bal wypiła parę głębszych. Miała na sobie bombową kieckę – jej matka, która pracowała w salonie piękności, wiedziała, jaka jest najnowsza moda – i zauważyłem, że nabrała tego kobiecego zwyczaju, który nazywa się żuciem gumy. Naprawdę pracowała ciężko nad tą gumą, żując ją tak, jak krowa żuje swoją pasze.

Poczciwy Lew dolał czegoś mocniejszego do wazy z ponczem i kilku kolejnym osobom zaszumiało w głowach. Zanim nauczyciele zorientowali się, co się dzieje, ponczu prawie nie było, a ludziom zaszkliły się oczy. Widząc, jak Angela wychyla druga szklaneczkę, wiedziałem, że musze ją mieć na oku. Mimo że mnie porzuciła, nie chciałem, żeby stało się jej coś złego. Była pierwszą dziewczyną, z którą całowałem się po francusku i chociaż za pierwszym razem zderzyliśmy się zębami tak mocno, że zobaczyłem przed oczami gwiazdy i po powrocie do domu musiałem łyknąć aspirynę, wciąż żywiłem do niej ciepłe uczucia.

Siedziałem zatem z Jamie, puszczając mimo uszu jej opowieści o cudach szkółki biblijnej i obserwując kątem oka Angelę, kiedy Lew spostrzegł nagle, że się na nią gapię. Błyskawicznym ruchem objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i posłał mi spojrzenie, które oznaczało, że „ma do mnie sprawę”. Wiecie, o jakiej sprawie mówię.

– Gapisz się na moją dziewczynę? – zapytał, napinając mięśnie.

– Nie.

– Owszem, gapił się – oznajmiła trochę bełkotliwie Angela. – Gapił się prosto na mnie. To mój były chłopak, ten, o którym ci opowiadałam.

Jej oczy zwęziły się w szparki, zupełnie jak u Hegberta. Podejrzewałem, że powoduję podobne zjawisko u wielu ludzi.

– A więc to ty – stwierdził szyderczo Lew.

Nie jestem wielkim zabijaką. Jedyna prawdziwa bójka, w której brałem udział, miała miejsce w trzeciej klasie, i właściwie przegrałem ją, wybuchając płaczem, zanim facet zdążył mi przyłożyć. Normalnie unikanie tego rodzaju zagrożeń nie przysparzało mi kłopotów z powodu mojej pasywnej natury, a poza tym nikt nigdy ze mną nie zadzierał, kiedy w pobliżu był Eric. Ale Eric zniknął gdzieś ze swoją Margaret – prawdopodobnie schowali się za trybunami – i nigdzie go nie widziałem.

– Nie gapiłem się – odparłem w końcu. – nie wiem co ci Angela naopowiadała, ale wątpię, żeby to była prawda.

Jemu również zwęziły się oczy.

– Twierdzisz, ze Angela kłamie? – zapytał.

Ups.

Myślałem, że walnie mnie tam przy stole, ale w tym momencie w naszą wymianę zdań wtrąciła się nagle Jamie.

– Czy ja cię przypadkiem nie znam? – zapytała wesoło, patrząc Lew prosto w oczy. Czasem można było odnieść wrażenie, że Jamie kompletnie nie rozumie sytuacji, w której przyszło się uczestniczyć. – Poczekaj…ależ tak, znam cię. Pracujesz w warsztacie w śródmieściu. Twój ojciec ma na imię Joe, a babcia mieszka przy Foster Road, niedaleko przejazdu kolejowego.

Na twarzy Lew pojawiła się dezorientacja, jakby próbował złożyć układanką zawierającą zbyt wiele części.

– Skąd o tym wszystkim wiesz? – zapytał. – On też ci o mnie naopowiadał?

– Nie. Nie bądź głupi – odparła Jamie i roześmiała się. Tylko ona potrafiła zachować humor w takim momencie. – widziałam twoje zdjęcie w domu twojej babci. Przechodziłam obok i trzeba było jej pomóc przy niesieniu zakupów. Twoje zdjęcie stało na kominku.

Lew gapił się na Jamie, jakby z uszu wyrosły jej kaczany kukurydzy.

– Usiedliśmy tu – kontynuowała Jamie, wskazując ręką stół – żeby ochłonąć po tych wszystkich tańcach. Strasznie tutaj gorąco. Może chcecie się dosiąść? Mamy tu dwa krzesła. Chętnie usłyszę, jak się miewa twoja babcia.

Była tak rozentuzjazmowana, że Lew stracił kompletnie kontenans. W przeciwieństwie do nas, którzy do tego przywykliśmy, nigdy jeszcze nie spotkał kogoś takiego jak Jamie. Stał przez chwilę w miejscu, próbując zdecydować, czy ma przywalić facetowi, siedzącemu z dziewczyną, która pomogła jego babci. Jeśli sami możecie się w tym połapać, wyobraźcie sobie, co działo się w jego uszkodzonym przez opary benzyny mózgu.

W końcu wycofał się bez słowa, pociągając Angelę ze sobą. Biorąc pod uwagę ilość wypitego alkoholu, Angela zapomniała zapewne, od czego się to wszystko zaczęło. Jamie i ja patrzyliśmy, jak odchodzi, i gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, wypuściłem z płuc powietrze. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że wstrzymałem oddech.

– Dziękuję – wymamrotałem nieśmiało, uświadamiając sobie, że to Jamie…Jamie! – uratowała mnie od srogiego lania.

– Za co? – zapytała, posyłając mi zdziwione spojrzenie, i kiedy wyjaśniłem, o co mi dokładnie chodzi, wróciła jakby do przerwanej opowieści o szkółce biblijnej. Tym razem jednak zacząłem jej słuchać, w każdym razie jednym uchem. Tyle przynajmniej mogłem zrobić.

Okazało się, że nie było to ostatnie tego wieczoru nasze spotkanie z Angelą i jej chłopakiem. Dwie szklanki ponczu kompletnie ja rozłożyły i zarzygała całą damską toaletę. Lew, facet z klasą, dał Noe, kiedy tylko usłyszał, jak puszcza pawia, i więcej już go nie widziałem. Szczególnym zrządzeniem losu to właśnie Jamie znalazła w łazience Angelę. Jedynym wyjściem było obmycie jej i zabranie do domu, zanim dowiedzą się o tym nauczyciele. Upicie się traktowane było wówczas jako bardzo poważne przewinienie i gdyby sprawa wyszła na jaw, Angeli groziło zawieszenie, a może nawet wydalenie ze szkoły.

Jamie, niech Bóg ją błogosławi, chciała temu zapobiec tak samo jak ja, chociaż gdyby ktoś spytał mnie o to wcześniej, wcale się tego nie spodziewałem, ponieważ Angela była małoletnia i złamała prawo. Złamała również jedną z podstawowych reguł, które należało przestrzegać według Hegberta. Pastorowi nie podobało się zarówno łamanie prawa, jak i nadużywanie alkoholu, i chociaż obie te rzeczy nie wkurzały go tak bardzo jak cudzołóstwo, wiedzieliśmy wszyscy, że nie żartuje, i przypuszczaliśmy, że Jamie podziela jego zdanie. Może zresztą i podzielała, górę wziął jednak najwyraźniej nakaz udzielenia pomocy. Jeden rzut oka na Angelę wystarczył jej pewnie, by pomyślała: „biedne Boże stworzenie” albo coś w tym rodzaju i natychmiast objęła kontrole nad sytuacją. Wróciłem na salę gimnastyczną i po chwili odnalazłem za trybunami Erica, który zgodził się stać na czatach przy drzwiach łazienki, podczas gdy ja i Jamie zabraliśmy się za sprzątanie, Angela przeszła samą siebie, mówię wam. Zarzygała wszystko oprócz sedesu. Ściany, podłogę, umywalki, nawet sufit, chociaż nie pytajcie mnie, jak to zrobiła. Ubrany w mój najlepszy garnitur, łaziłem na czworakach, zmywając rzygi, czyli robiąc dokładnie to, czego od samego początku starałem się uniknąć. A Jamie, moja partnerka, również łaziła na czworakach, robiąc to samo co ja.

Słyszałem niemal dobiegający gdzieś z oddali maniakalny, piskliwy śmiech Careya.

Wymknęliśmy się w końcu z sali gimnastycznej tylnymi drzwiami, prowadząc Angelę między sobą, żeby się nie wywróciła. Pytała bez przerwy, gdzie się podział Lew, ale Jamie powiedziała jej, żeby się nie przejmowała. Potrafiła naprawdę kojąco przemawiać, choć ta odpłynęła tak daleko, że wątpię, czy w ogóle zdawała sobie sprawę, kto do niej mówi. Załadowaliśmy ją na tylne siedzenie mojego samochodu, gdzie prawie natychmiast zasnęła, nie omieszkawszy jednak wcześniej puścić pawia na podłogę. Odór był tak wstrętny, że musiałem otworzyć okna, żeby samemu nie zwymiotować. Jazda do domu Angeli wydawała się wyjątkowo długa. Jaj matka otworzyła drzwi, przyjrzała się córce i wciągnęła ją do środka bez słowa podziękowania. Była chyba zakłopotana, a my i tak nie mieliśmy jej nic do powiedzenia. Sytuacja mówiła sama za siebie.

Była już za piętnaście jedenasta i pojechaliśmy stamtąd prosto do domu Jamie. Kiedy tam dotarliśmy, naprawdę martwiło mnie to, jak wygląda i pachnie, i modliłem się w duchu, żeby Hegbert nie czekał na nas przy drzwiach. Nie chciałem mu tego wszystkiego wyjaśniać. Wiedziałem, że wysłucha przede wszystkim jamie, ale miałem przeczucie, że znajdzie jakiś sposób, żeby to mnie obarczyć winą.

Odprowadziłem ją więc do drzwi i przystanęliśmy na chwilę pod lampa na werandzie. Jamie skrzyżowała ręce i łagodnie się uśmiechnęła. Wyglądała, jakbyśmy wrócili właśnie z wieczornego spaceru, podczas którego kontemplowała piękno świata.

– Proszę, nie mów o tym ojcu – powiedziałem.

– Nie powiem mu – odparła i wciąż uśmiechnięta odwróciła się w moją stronę. -Świetnie się dzisiaj bawiłam – stwierdziła. – Dziękuję, że zabrałeś mnie na ten bal.

Ubrudzona pawiem Angeli, dziękowała mi za cudowny wieczór. Jamie naprawdę mogła doprowadzić czasami człowieka do szału.

Загрузка...