PROFESOR SIĘ ZASTANAWIA

Kiedy Klimow odszedł, Barkłaj chciał właśnie usiąść obok swej młodej małżonki, która w salonie oglądała telewizję, ale zadzwonił telefon. Stary przyjaciel profesora od wędki, działacz społeczny i wysoko postawiony pracownik ministerstwa zawiadamiał poufnie, że dopiero co zapadła uchwała o walce z rutyną w działalności naukowej.

— Są sygnały — mówił — że ty, Fiodorze, z kimś tam niewłaściwie postępujesz. Uważaj więc…

— Nie mam żadnych powodów do niepokoju.

— Chciałem tylko uprzedzić… A środki zastosuje się, jak przypuszczam, ostre i bezzwłoczne.

Odłożywszy słuchawkę Barkłaj wykonał kilka ćwiczeń gimnastycznych, potem opadł na fotel, nachmurzył się i zawołał do żony:

Kwiatuszku!

— Oj, Fiediku — odezwała się żona z salonu — jakiż utalentowany artysta…

— Kwiatuszku! — głos profesora zabrzmiał srożej.

— Ojoj! — żona z trudem oderwała się od ekranu.

— Wiesz co, podaj mi tę żółtą teczkę, pierwszą od lewej na górnej półce.

Żona profesora wskoczyła na krzesło, wydostała teczkę i ruchem rozkapryszonej kobiety,podała ją mężowi. Na teczce widniał napis: „M. Rubcow. Fale istnienia. Teoria i zasady eksperymentu”.

Przez pięć minut profesor wertował rękopis. Znudziły go kolumny liczb i wcale nie miał ochoty wnikać w ich sens. Siedział i na pół drzemał.

Rozmyślał nad szaleństwem idei Rubcowa. Nad tym, że stanowi ona rewizj ę prawa przyczynowości, że sprzeczna jest z drugą zasadą termodynamiki… Podważa wiekowe konstatacje. Barkłaj się zastanawiał… Przyszło mu na myśl, że z tysiąca różnych przyczyn nie może być dwóch Rubcowów. Choćby dlatego na przykład, że istnieje prawo zachowania materii, choćby dlatego, że… jeżeli jest już dwóch Rubcowów, to powinien być i trzeci. Trzeci! Inaczej bowiem ten niemożliwy drugi nie mógłby się pojawić!… Nie miałby się skąd wziąć!…

— Sprawdzić! — rzekł głośno Barkłaj. — Sprawdzić tę bezsensowną rewizję nauki!

W momencie kiedy olśniła go ta myśl, znowu odezwał się dzwonek telefonu.

— Ałbumbruk! — darł się do telefonu jakiś znajomy głos męski — popirbiprot… — i zaraz potem zirytowany głos kobiecy:

— Najmocniej przepraszam, ale cały czas za wszelką cenę chce rozmawiać z panem dopiero co przyjęty chory.

— Jaki chory?

— Chory psychicznie. Tu klinika psychiatryczna.

— Jak nazwisko tego pacjenta?

— Nazwisko?… Zaraz sprawdzę… W dowodzie: Klimow.

— Dziękuję — powiedział profesor.

Загрузка...