ROZDZIAŁ 8. KONFRONTACJA

Prokurator okręgowy Bili Norton przywitał Jupe'a jak starego przyjaciela.

– Jak widzisz, dla ciebie zawsze mam czas – powiedział.

Jupiter położył przed nim świeży numer “Los Angeles Sun”. Na pierwszej stronie, tuż pod wstępnym artykułem, widniała zapowiedź w czarnej ramce: “jutro sensacja! Zdemaskowanie rodzinnego sekretu kandydata na senatora. Czy syn Martina Morgana jest członkiem gangu Ognistych Demonów? Nim pójdziesz do urny, przeczytaj naszą gazetę!”

Artykuł wstępny relacjonował bandycką napaść na dom starców w Beverly Hills. Była to luksusowa rezydencja, zamieszkana przez byłe gwiazdy filmowe i inne znane osobistości, które osiedliły się tam po przejściu na emeryturę.

Bandyci zdemolowali budynek, pobili staruszków i opróżnili sejf, w którym rezydenci przechowywali swoje kosztowności. Kilku pobitych przewieziono do szpitala. Z relacji ofiar wynikało, że napastnicy mogli być skinheadami: nosili charakterystyczne motocyklowe kurtki nabijane metalowymi ćwiekami, z wizerunkami diabłów. Wszyscy byli w kominiarkach. Szczególnym okrucieństwem wyróżniał się ich herszt – olbrzym z diabelskim tatuażem na przedramieniu. Sprawców nie ujęto.

– Co pan o tym sądzi? – zapytał Jupiter.

– Mam prawie pewność, że napadu dokonał gang Ognistych Demonów – powiedział Bili Norton. – Ale i tym razem nie zostawili śladów. Co więcej, mają na tę noc alibi. Kilka panienek zeznało pod przysięgą, że przebywały z nimi od wieczora do rana.

– Chyba bym mógł panu pomóc w przyskrzynieniu gangu – powiedział Jupiter. – Przysługa za przysługę.

Norton uśmiechnął się niewesoło. Miał wątpliwości, czy akurat w tej sprawie pomoc Trzech Detektywów byłaby skuteczna. Nad rozpracowaniem gangu biedziła się już od dłuższego czasu specjalna grupa FBI i jak dotąd bez efektów.

– Czym ja mógłbym ci służyć? – zapytał. Jupe wskazał na zapowiedź jutrzejszej publikacji.

– Mają zamieścić zdjęcie z Nocy Ognistych Demonów – powiedział. – Z Victorem Morganem jako członkiem gangu uczestniczącym w ekscesach. Trzeba temu zapobiec.

– Szanuję Martina Morgana i bardzo mu współczuję – Bili Norton pokręcił głową. – Ale prasa w demokratycznym państwie ma swoje prawa.

– A jeśli uzyska pan dowód, że fotografia jest falsyfikatem?

– Morgan będzie mógł podać gazetę do sądu – powiedział prokurator okręgowy. – Nie widzę tu roli dla siebie. Jako oskarżyciel publiczny występuję tylko w przypadku publicznych przestępstw.

Jupe położył przed Nortonem fotograficzną odbitkę podzieloną na klatki z kolejnymi fazami montażu.

– Tak powstawało zdjęcie, które ma się ukazać w jutrzejszym “Los Angeles Sun”.

Prokurator oglądał odbitkę z coraz większym zainteresowaniem.

– Skąd to masz? – zapytał. – Znasz autora falsyfikatu?

– Wystarczy spojrzeć na odwrotną stronę. Papier jest sygnowany. Producent dostarcza stałym odbiorcom papier fotograficzny z ich firmowym logo.

– Co to za Tom D. Spine?

– Mały cwaniaczek. Płotka. Ważniejsze, kto mu to zlecił.

– Kto?

– Osobisty sekretarz Martina Morgana.

Bili Norton otworzył szeroko oczy. Nawet prokurator czasami nie umie ukryć zaskoczenia.

– Morgan sam sobie zrobił harakiri? – zapytał z niedowierzaniem.

– Nic podobnego – powiedział Jupe. – York zdradził swojego chlebodawcę. Pracuje dla innej osoby. I tu zaczyna się sprawa, która powinna zainteresować prokuratora okręgowego.

Norton nadal przyglądał się próbnej odbitce z klatkami ujęć.

– Przedtem pytanie – odezwał się półgłosem. – Jak możecie nam pomóc w przygwożdżeniu Ognistych Demonów?

Jupe wyjął z kieszeni rolkę filmu.

– Policja ma tylko parę zdjęć z ich słynnej zadymy – powiedział. – Podobno adwokat Demonów kwestionuje ich autentyczność.

– Nie ma klisz – potwierdził prokurator.

– Są. Cała rolka ujęć z Nocy Ognistych Demonów. – Jupe podał Nortonowi film. – Niektóre zdjęcia doskonałej jakości, odbitki zrobiono tylko z paru najgorszych. Jest tu ujęcie, na którym dokonano fałszerstwa, wmontowując twarz Victora Morgana. Ta klisza i odbitka z fazami montażu powinny wystarczyć, by “Los Angeles Sun” odstąpił od publikacji.

Bili Norton przespacerował się po gabinecie. Stanął przy oknie i obejrzał pod światło film, klatka po klatce.

– Mamy ich – powiedział. – FBI ucałuje cię w oba policzki.

Jupe wyobraził sobie pocałunki szefa FBI i nie poczuł entuzjazmu. Szkoda, że agentką Federalnego Biura Śledczego nie jest Angela Morgan.

– Wolałbym inną formę wyrażenia wdzięczności – zauważył.

Norton roześmiał się i usiadł w fotelu naprzeciw Jupitera.

– Teraz opowiedz m i wszystko, co wiesz – powiedział i włączył stojący na biurku magnetofon.

Jupe mówił około godziny, ilustrując opowieść dokumentacją. Kiedy skończył, prokurator zatelefonował do redaktora naczelnego “Los Angeles Sun”.

– Cześć, Jimmy, tu Bili Norton – rzucił do słuchawki. – Zatrzymaj druk publikacji o Morganie. Mam przed sobą dowody, że fotografia to falsyfikat. Tak. Niezbite dowody. Dostarczę ci je jeszcze dzisiaj. Rozumiem, że żal takiej sensacji, ale będziesz miał większą. Bombę, że mózg staje.

– Niech to zleci redaktorowi Andrewsowi – podpowiedział cicho Jupe.

Norton w mig połapał się, o co chodzi, dobrze znał ojca Boba.

– Do tej bomby najlepiej się nada Andrews. – Norton mrugnął do Jupe'a. – Każ mu być w gotowości. Niech jutro rano zadzwoni do mnie.

Odłożył słuchawkę.

– Jedną sprawę mamy z głowy – powiedział. – Finał dziś wieczorem. Dam ci znać, gdzie i kiedy. Czekajcie na mój telefon.


Był wieczór, gdy pod składowisko staroci zajechał czarny van ze zgaszonymi światłami. Wysiadło kilku mężczyzn w kominiarkach. Od osobowego wozu, zaparkowanego dalej i także bez świateł, oddzieliła się jakaś postać i podeszła do nich.

Peter York wskazał zamaskowanym mężczyznom tylną furtkę wiodącą na teren składowiska i kempingową przyczepę o oświetlonych oknach.

– Żadnego hałasu – rzucił szeptem. – Bierzecie ich i zawozicie do opuszczonej kopalni w Black Hill. Mają tam być do piątku.

Jeden z mężczyzn kiwnął głową.

– A potem?

– Dowiecie się.

York wrócił do swego samochodu. Obserwował, jak mężczyźni wchodzą przez furtkę, jak ich cienie zbliżają się do przyczepy.

Drzwi nie były zamknięte. Wtargnęli do środka. Zobaczyli trzy chłopięce sylwetki odwrócone plecami.

– Nie ruszać się, bo po was! – syknął jeden z zamaskowanych.

Żadna z postaci nie poruszyła się. Doskoczyli, po dwóch do każdego. Chwycili wprawnie.

– A niech to!

Ściskali kukły wypchane kulkami styropianu.

Kulki rozsypały się po podłodze przyczepy.

– Stać! Policja! – dobiegł z tyłu głos sierżanta Wilsona.

Zamaskowani nie stawiali oporu. Po paru minutach, już skuci, dołączyli do Petera Yorka.


Limuzyna Johna Waltersa wjechała na teren posiadłości Morganów i zatrzymała się na podjeździe. Szofer zgasił światła, wysiadł i otworzył drzwiczki przed prezesem “Stock Industries”. Walters wszedł do rezydencji.

Ciemnoskóry służący o siwych, krótko przyciętych włosach wziął od niego kapelusz i laskę.

– Państwo Morgan czekają na pana prezesa w bibliotece – powiedział z uprzejmym uśmiechem, pochylając głowę.

John Walters przeciął obszerny hall i wszedł do pomieszczenia z szafami bibliotecznymi pełnymi książek w bogatych oprawach. Pośrodku biblioteki, przy niskim stoliku, siedzieli obok siebie na kanapie Sybil i Martin Morganowie.

Walters zbliżył się do nich, ucałował siostrę w policzek, mocno uścisnął dłoń szwagra.

– Miło znaleźć się w kręgu najbliższej rodziny – powiedział jowialnie, rozsiadając się w skórzanym fotelu po drugiej stronie stolika. – Czekałem na tę chwilę z prawdziwą niecierpliwością, panie senatorze – popatrzył na Morgana z dobrotliwym uśmiechem. – Nie zapytasz, czego się napiję?

Morgan bez słowa podszedł do barku na kółkach i z kryształowej karafki nalał Waltersowi kieliszek koniaku “Remy Martin”.

– Chyba nie zmieniłeś przyzwyczajeń – powiedział, napełniając szklanki dla siebie i żony sokiem pomarańczowym z odrobiną wódki “Smirnoff”.

– Zawsze ten sam i taki sam, niezmiennie wam życzliwy – zaśmiał się John Walters. – Twoje zdrowie, senatorze Morgan!

Wypił duszkiem koniak, oblizał wargi końcem języka, sięgnął do ozdobnego srebrnego pudełka pośrodku stolika po cygaro. Obwąchał je, potem zapalił i wypuścił kłąb aromatycznego dymu, który odpłynął w górę, spowijając żyrandol niebieskawą mgiełką.

– Za wcześnie tytułujesz mnie senatorem, John – zauważył Morgan.

– Masz tę godność w kieszeni – zapewnił Walters. – Z moich sondaży wynika, że zdobędziesz co najmniej siedemdziesiąt procent głosów.

– Jeśli mu w tym nie przeszkodzi “Los Angeles Sun” – wtrąciła Sybil Morgan.

– Chyba żartujesz, siostrzyczko – John Walters delektował się cygarem. – Ktoś czeka na mój telefon. Wyobrażacie sobie ten szum w redakcji, kiedy okaże się, że fotografia z moim siostrzeńcem jako członkiem gangu to obrzydliwy falsyfikat? Będą musieli przerobić całą pierwszą kolumnę i zamieścić przeprosiny.

– Przyznajesz więc, że to zdjęcie jest fałszywką – powiedział Morgan.

– Jak mógłbym uwierzyć, że Victor należy do Ognistych Demonów? Przecież znam go od urodzenia. Trochę narwany i z fantazją, jak jego mamusia, ale złote serce.

– Mimo to dopuściłbyś do publikacji – zauważa ta chłodno Sybil.

John Walters przestał się uśmiechać. Jego nalana twarz zesztywniała.

– Nie jestem redaktorem gazety – rzucił. – Rozmawiamy o interesach.

– Jak byś nazwał interes ze sfałszowaniem fotografii własnego siostrzeńca i szantażowaniem męża rodzonej siostry? – zapytała Sybil Morgan, patrząc Waltersowi prosto w oczy.

Walters wytrzymał to spojrzenie. Nawet się nie zmieszał.

– Jestem tylko pośrednikiem, który chciał wam oszczędzić poważnych kłopotów – powiedział sucho. – Interes to interes. Sądziłem, że zapraszacie mnie tutaj, żebyśmy doszli do porozumienia.

– Wkrótce dojdziemy – zapewnił Martin Morgan. – Gwarantujesz, że zdjęcie Victora w stroju Ognistych Demonów nie ukaże się w jutrzejszej gazecie?

– Masz moje słowo.

– Dlaczego użyliście Victora do tej gry?

– Kochamy nasze dzieci – odparł John Walters, uśmiechając się, znowu rozluźniony. – Dla nich zrobimy wszystko. Jak widać, miałem rację, rozumując w ten sposób, drogi senatorze Morgan.

Sybil Morgan powoli sięgnęła po szklankę z sokiem pomarańczowym. Wypiła łyk.

– Nie wierzę, że jesteś pośrednikiem – powiedziała. – To ty kazałeś wmontować twarz Victora w zdjęcie z ekscesów. Ty je przesłałeś do redakcji “Los Angeles Sun” i dlatego możesz wstrzymać druk. Ty szantażujesz Martina, by wymusić na nim poparcie dla projektu budowy w Błękitnej Dolinie.

– Nikt mi tego nie udowodni – uśmiechnął się krzywo John Walters.

– Ja udowodnię.

Walters odwrócił się i zobaczył w progu biblioteki młodzieńca z ciemną czupryną, o sympatycznej pucołowatej twarzy i brązowych poważnych oczach.

– Kto to jest? – zwrócił się do siostry.

– Jupiter Jones – przedstawił się młodzieniec. – A to są moi dwaj partnerzy, Bob Andrews i Pete Crenshaw.

Wszyscy trzej weszli do biblioteki. Nie sami: towarzyszył im prokurator okręgowy Bili Norton. Drzwiami z drugiej strony nadeszli równocześnie Angela i Victor.

– Co to za przedstawienie? – rzucił ostro John Walters.

Państwo Morgan nie wyglądali na zaskoczonych. Victor i Angela usiedli przy nich na kanapie. Trzej Detektywi i Norton stanęli pod regałami naprzeciw Waltersa.

– Spektakl z niespodziankami, panie Walters – odpowiedział Jupe. – Pierwsza niespodzianka dla pana to nasza tutaj obecność. Czy nie powinniśmy teraz siedzieć pod kluczem w opuszczonej kopalni Black Hill? Pańscy ochroniarze oraz Peter York nie spisali się najlepiej.

– Co za brednie wygaduje ten smarkacz? – obruszył się Walters, próbując wstać z fotela.

– Proszę pozostać na miejscu, panie Walters – osadził go zdecydowanie prokurator Norton. – Dopiero zaczynamy przedstawienie.

– Będzie miało kilka aktów – podchwycił Jupiter. – Na razie pomińmy prolog i zacznijmy od aktu pierwszego. Akcja toczy się w małej restauracyjce “Casa Italiana”. – Wyjął z kieszeni miniaturowy dyktafon i puścił w ruch taśmę.

“Pański szwagier ma poważny kłopot…” – rozległ się głos Petera Yorka.

“…Zanim zostaniesz u mnie dyrektorem, musisz mi przynieść te fotki. – Głosu Waltersa nie można było pomylić z żadnym innym. – Jeśli wyjdzie na jaw, że mój siostrzeniec uczestniczył w ekscesach Ognistych Demonów, Martin przegra wybory. Masz dwa dni… Morgan musi uwierzyć, że przegra wybory. Jeśli tego nie załatwisz, jest po tobie”.

John Walters siedział nieruchomo i patrzył przed siebie ze wzgardliwym uśmieszkiem, jakby to nie jego dotyczyło.

– Akt drugi to wizyta Yorka w “Hadesie” i kupno fotograf! i ze sceną z Nocy Ognistych Demonów – ciągnął Jupiter. – Dokumentacja z transakcji do wglądu, panie Walters. Ciąg dalszy to realizacja pańskiego zlecenia. Pub na przedmieściach. Peter York i niejaki Tom Spine, fotograf.

Znowu dyktafon.

Spine: “Nie dokończyliśmy interesu”.

York: “Dostałeś wszystko”.

Spine: “Nie wiedziałem, że wmontowanie buźki to taka bomba. Za podłożenie bomby ulubieńcowi Kalifornii trzeba dać więcej… Spokojnie, panie York…”

Jupe zatrzymał taśmę.

– Przejdźmy teraz do następnego aktu przedstawienia. Za moją namową pan Morgan wyznaje Yorkowi, że waha się, czy nie przyjąć propozycji Waltersa, aby poparł projekt budowy w Błękitnej Dolinie. To test. Wkrótce potem telefonuje do niego szwagier.

Start dyktafonu.

Walters: “Z pewnością wahałeś się, ale zwyciężył rozsądek. Tylko ta duma, co? Honor ci nie pozwalał do mnie zadzwonić. No więc ja dzwonię. Aby usłyszeć, że przemyślałeś propozycję i przyjmujesz warunek”.

Morgan: “A jeśli się mylisz?”

Walters: “Mam podstawę sądzić, że nie jestem w błędzie”.

Morgan: “Ta podstawa to mój sekretarz, Peter York?”

Dramatyczna pauza i głos Waltersa: “Ich cierpliwość się wyczerpuje. Pojutrze cała Kalifornia zobaczy na pierwszej stronie “Los Angeles Sun” zbira kopiącego kobietę. Ten zbir to Victor. W uniformie Ognistych Demonów. I to będzie twój żałosny koniec”.

John Walters przestał się uśmiechać. Patrzył teraz na Morgana, nie tając nienawiści.

– To ty jesteś prowokatorem! Podpuściłeś mnie i nagrałeś! W porządku. – Uspokoił się nagle, zwrócił twarz w kierunku Nortona. – Przyjmijmy, że tak było, panie prokuratorze. Czy zwrócił pan uwagę na moje słowa “Ich cierpliwość się wyczerpuje”? Ich – czyli potężnego lobby stojącego za projektem budowy w Błękitnej Dolinie. Chciałem uchronić rodzinę przed ich gniewem. Czy nie miałem moralnego prawa?

Bili Norton nie zareagował. Stał z kamienną twarzą, oparty o regał biblioteczny.

– Jakie to lobby, panie Walters? – zapytał grzecznie Jupe.

– Wielki kapitał – odparł John Walters, kierując odpowiedź do prokuratora. – W ten projekt włożono miliony dolarów. Miałem podstawy, aby obawiać się o los swoich bliskich.

– Dlatego ostrzegałeś mnie, że z Victorem stanie się nieszczęście, jeśli mój mąż nie poprze projektu? – rozległ się cichy głos Sybil Morgan.

– Mogłem się bać…

Walters nie dokończył. Patrzył na plik papierów, trzymanych w ręku przez Jupe'a.

– Kolejny akt przedstawienia to dane bankowe o inwestorach Błękitnej Doliny – zaczął Jupe. – Niestety, nie ma tu nic o żadnym lobby. Głównym udziałowcem projektu jest koncern “Stock Industries”. Ma pan w tym przedsięwzięciu siedemdziesiąt pięć procent udziałów, panie Walters. To pański koncern wykupuje grunty w Błękitnej Dolinie i rzeczywiście włożył pan w to miliony dolarów. Można sprawdzić w First National Banking System. – Zrobił krótką pauzę. – Czy mam opowiedzieć, jak wyłudza się ziemię od farmerów? Oto historia niejakiego Iry Cornfielda, kończąca się samobójstwem farmera w przeddzień zlicytowania jego farmy. Farmę wykupił “Stock Industries” z pomocą podstawionych pośredników, a historia zaczyna się od tajemniczego wykasowania zgody banku na przedłużenie terminów spłat długu…

– Dosyć! – przerwał mu Walters; jego nalana twarz zapadła się, poszarzała. – Niczego mi nie udowodnicie. Owszem, sekretarz Morgana narzucał mi się z donosami, ale ja mu niczego nie zlecałem. Nie miałem pojęcia, że fotografia jest sfałszowana.

– To dlaczego York zapłacił Spine'owi za fotomontaż dziesięć tysięcy dolarów z konta pańskiej firmy? – zapytał uprzejmie Jupe. – Czek jest do wglądu.

– Nic o tym nie wiem – mruknął John Walters, znów nieruchomo wpatrzony w grzbiety książek.

– Został nam ostatni akt spektaklu – powiedział Jupiter i podszedł do magnetowidu połączonego kablem z minikamerą wideo.

Na ekranie telewizora pojawił się obraz włoskiej restauracji: zasłonięte okna, blask świec, pochylone do siebie nad stolikiem głowy Waltersa i Yorka.

Peter York: “To ci Trzej Detektywi, panie Walters, zdaje się, że za dużo wiedzą, tylko oni mogą przeszkodzić…”

John Walters: “Muszą zejść nam z drogi. To ostatnie twoje zadanie”.

Peter York: “Wiem, gdzie ich znaleźć”.

John Walters: “To dobrze, Peter. Weźmiesz paru moich ludzi i zajmiecie się nimi. Muszą zniknąć na kilka dni, może na dłużej…”

Bili Norton po raz pierwszy ruszył się z miejsca. Szybkim ruchem zatrzymał magnetowid.

– Dalszy ciąg stanowi tajemnicę śledztwa – poinformował. – Pana, prezesie, prosiłbym o nieopuszczanie Los Angeles. Jutro zostanie pan oficjalnie przesłuchany.

Jupe podniósł dwa palce, prosząc o głos.

– Pominęliśmy prolog – przypomniał. – Jest pewna rzecz w tej sprawie, której nie potrafię rozgryźć. – Wyjął z kieszeni anonim otrzymany przez Jenkinsa i doręczony przez niego Morganowi. – W tym liście po raz pierwszy pojawiają się pogróżki pod adresem pana Morgana.

– On go wysłał – Martin Morgan wskazał na szwagra. – Teraz to już pewne.

John Walters spojrzał na kartkę trzymaną przez Jupe'a i przecząco pokręcił głową.

– Bzdura – mruknął.

– Nie umiem również wyjaśnić, skąd się wzięło żądanie stu tysięcy dolarów – Jupe spojrzał pytająco na Sybil Morgan, a ona pochyliła głowę, zapatrzyła się w szklankę z pomarańczowym sokiem. – Herszt Ognistych Demonów nie domagał się od Victora okupu w zamian za milczenie o jego przynależności do gangu.

– To prawda – przytaknął bezdźwięcznie Victor. – Nie należałem do nich.

– Wiem – powiedział Jupe. – Nie wiem, po co okłamałeś matkę.

– Victor mnie nie okłamał – rozległ się głos pani Morgan.

– A kto? – zapytał Jupe.

– Nikt.

– Po co w takim razie ukrywaliśmy pani syna? – twarz Jupe'a wyrażała szczere zdziwienie. – I przed kim?

– Przed moim mężem – wyszeptała po dłuższej pauzie Sybil Morgan.

Jupe, Pete i Bob wymienili spojrzenia. Nic z tego nie rozumieli. Nie rozumiał Bill Norton i nie rozumiał sam Martin Morgan.

Sybil Morgan podniosła się z kanapy. Jej elegancka sylwetka utraciła sprężystość, stała się przygarbiona. Oczy patrzyły gdzieś w bok.

– To ja napisałam anonim z pogróżkami – odezwała się półgłosem.

– Ale dlaczego? – wyrwało się Jupiterowi.

Przez dłuższą chwilę w bibliotece panowała cisza.

– Zrobiłam to po rozmowie z bratem – rozległ się cichy głos pani Morgan. – Ostrzegł mnie, że stanie się nieszczęście, jeżeli Martin jako senator nie przeforsuje projektu budowy w Błękitnej Dolinie.

– Ty też przeciwko mnie?! – wykrzyknął histerycznie Walters.

– A ja wiedziałam, że mój mąż nigdy się na to nie zgodzi. – Sybil Morgan jakby nie usłyszała okrzyku brata. – Pomyślałam, że będzie lepiej, jeśli nie zostanie senatorem. Uznałam, że to jedyne wyjście.

– I ułożyła pani plan z szantażem i ukryciem Victora przed Ognistymi Demonami – nie wytrzymał Jupe.

– Tak – potwierdziła Sybil Morgan. – Żeby nakłonić męża do rezygnacji. Przekonałam Victora i zgodził się na to.

Jupe spojrzał z satysfakcją na Martina Morgana.

– Miałem wtedy rację – przypomniał. – Że próby nacisku i anonim nie są autorstwa tej samej osoby. Naciski dotyczyły poparcia projektu, a w liście żądano, aby pan nie kandydował. Wówczas nie mogłem tego zrozumieć.

– Teraz jest jasne – wtrącił z boku Pete.

Jupe poczuł na sobie wzrok Angeli. Zobaczył jej przepraszający uśmiech.

– Ja tu trochę namieszałam – usłyszał jej głos. – Nie wiedziałam dokładnie, o co chodzi, ale przyrzekłam mamie, że nic nie powiem ojcu. Musiałam jej zaufać, To ja namówiłam tatę, żeby skontaktował się z wami. Tyle tylko mogłam zrobić.

– Słusznie zrobiłaś – powiedział Martin Morgan.

Victor i Angela podeszli do Trzech Detektywów. Z twarzy Victora na dobre zniknął wyraz arogancji i stała się sympatyczna.

Miał nie lada zdolności aktorskie.

– Przepraszam za swoje zachowanie – uśmiechnął się do Jupe'a. – Musiałem udawać gbura. Inaczej nie uwierzylibyście, że mam coś wspólnego z Ognistymi Demonami. Moja noga już nie postanie w “Hadesie”.

– Ich też – odezwał się z boku Norton. – Wszyscy są pod kluczem. Rolka filmu, którą od was dostałem, to niezbity materiał dowodowy. Szef FBI jest ci wdzięczny, Jupiterze.

– Ale obejdzie się bez całowania? – zapytał Jupe i ukradkiem zerknął na Angelę, która pod wpływem jego spojrzenia lekko się zarumieniła. – Wolałbym całusa od kogoś innego.

– O to musisz sam zadbać – powiedział Bill Norton i ukradkiem mrugnął do Angeli.

Загрузка...