Pani Jennings, choć zwykła była spędzać większą część roku w domach swoich dzieci i przyjaciół, miała swoją stałą siedzibę. Od śmierci męża, któremu doskonale powiodło się w handlu w mniej wytwornej części Londynu, rezydowała każdej zimy w domu przy jakiejś ulicy koło Portman Square. Z początkiem stycznia zaczęła zwracać myśli ku temu domowi i tam właśnie pewnego dnia zaprosiła nagle i niespodziewanie starsze panny Dashwood. Eleonora, nie zauważywszy zmiany, jaka zaszła na twarzy jej siostry, ani ożywionego spojrzenia, które świadczyło, że projekt ten nie jest jej obojętny, natychmiast z wdzięcznością, ale stanowczo odmówiła, sądząc, że wypowiada wolę obydwu. Za rzekomy powód podała, że nie chcą zostawiać matki samej o tej porze roku. Pani Jennings przyjęła z pewnym zdumieniem odmowę i natychmiast ponowiła zaproszenie.
– Boże wielki, przecież matka doskonale się bez was obejdzie, bardzo więc proszę, zróbcie mi przyjemność, bom się uparła, żeby was mieć u siebie, i nie odstąpię. Nie sądźcie, że będziecie mi kłopotem, bo ani na jotę nie zmienię swoich zwyczajów przez wasz przyjazd. Wyślę tylko Betty karetką pocztową, chyba na to mnie jeszcze stać. My trzy doskonale się zmieścimy w moim powozie, a jeśli w Londynie nie będziecie miały ochoty chodzić tam gdzie ja, to proszę, wolna wola, zawsze możecie iść z jedną z moich córek. Pewna jestem, że wasza matka nie zgłosi przeciwko temu projektowi żadnych obiekcji, bo miałam taką szczęśliwą rękę w pozbywaniu się własnych dzieci, że z pewnością uzna mnie za najodpowiedniejszą osobę na waszego szaperona, i jeśli chociaż jednej z was nie wydam dobrze za mąż przed rozstaniem, nie ja będę winna. Szepnę za wami dobre słówko wszystkim młodym ludziom w mieście, możecie mi wierzyć.
– Wydaje mi się – powiedział sir John – że Marianna nie miałaby nic przeciwko temu projektowi, gdyby tylko jej starsza siostra wyraziła zgodę. Jakie to przykre, że nie może zaznać tej odrobiny przyjemności, bo się panna Eleonora nie zgadza. Radzę więc: ruszajcie we dwie do Londynu, jak tylko będziecie miały dość Barton i ani słowa o tym pannie Eleonorze.
– Jakżeby tak! – zawołała pani Jennings. – Oczywista, będę ogromnie rada z towarzystwa panny Marianny, czy panna Eleonora pojedzie, czy nie, ale zawsze powiadam, im więcej osób, tym weselej, myślę nadto, że raźniej im będzie we dwie, bo jak im się znudzę, będą mogły z sobą gadać i wyśmiewać się za moimi plecami z moich dziwactw. Ale muszę mieć albo jedną, albo drugą, jeśli nie obydwie. Boże wielki! Co też wy sobie wyobrażacie, jakżebym tak mogła żyć sama przy moim wścibstwie, ja, która zawsze, aż do ostatniej zimy, miałam przy sobie Charlottę. No, panno Marianno, przybijmy targu, a jeśli panna Eleonora zmieni zdanie, to tym lepiej.
– Dziękuję pani, dziękuję z całego serca! – zawołała z przejęciem Marianna. – Do końca życia będę pani wdzięczna za to zaproszenie i gdybym je mogła przyjąć, byłabym szczęśliwa, tak szczęśliwa, że chyba już nie ma większego szczęścia. Ale moja matka, najdroższa, najlepsza matka… Czuję słuszność argumentów, które wysunęła Eleonora, gdyby przez naszą nieobecność matka miała ucierpieć, gdyby jej było smutniej czy gorzej… Och, nic mnie nie skusi do tego, bym ją opuściła! Nie powinnam, nie mogę się wahać…
Pani Jennings powtórzyła raz jeszcze, że jej zdaniem pani Dashwood doskonale da sobie radę bez młodych dam. Eleonora w lot pojęła, o co idzie siostrze, a widząc, jak obojętne jest jej niemal wszystko, wobec możliwości ujrzenia Willoughby'ego, nie opierała się dłużej i powiedziała, że sprawę rozstrzygnie matka, choć nie oczekiwała od niej pomocy w swoich usiłowaniach, by zapobiec wyjazdowi, którego ze względu na Mariannę nie pochwalała, a którego sama również pragnęła uniknąć. Wiedziała, że pani Dashwood opowie się za wszystkim, czego zapragnie jej młodsza córka. Nie mogła liczyć, że nakłoni matkę do ostrożnego postępowania w sprawie, w której nie potrafiła obudzić jej wątpliwości, nie śmiała zaś wyjawić przyczyn własnej niechęci wobec projektu wyjazdu do Londynu. Nie przypuszczała, opierając się na dotychczasowych doświadczeniach, by jej bardzo wymagająca siostra, która tak dobrze znała sposób bycia pani Jennings i tak zawsze była nim zdegustowana, zapomniała, jak wiele będzie miała powodów do irytacji, ile rzeczy będzie ją drażnić – mając na względzie jeden tylko, jedyny cel! Jak bardzo dla niej ważny, tego najlepszym, najmocniejszym i najbardziej nieoczekiwanym dowodem był właśnie fakt, że wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Pani Dashwood, dowiedziawszy się o propozycji pani Jennings, uznała, że wyjazd sprawi obu jej córkom wiele przyjemności, domyśliła się też, widząc okazywaną jej serdeczną atencję młodszej, jak bardzo Marianna pragnie pojechać do Londynu, toteż nie chciała nawet słyszeć, by przez wzgląd na nią panny odrzuciły zaproszenie, wręcz przeciwnie, nalegała, by obydwie natychmiast je przyjęły, po czym z właściwą sobie pogodą, zaczęła wyliczać niezliczone korzyści, jakie im ta rozłąka przyniesie.
– Jestem zachwycona tym projektem – oznajmiła. – Trudno sobie wyobrazić lepszy. Dla mnie i Małgorzaty będzie równie korzystny, jak dla was. Kiedy wyjedziecie z Middletonami, my będziemy sobie żyć spokojnie i cicho wśród naszych książek i muzyki. Zobaczycie, jakie Małgorzata zrobi postępy w tym czasie. A poza tym,' chciałam dokonać pewnych zmian w waszych sypialniach, teraz będzie to można zrobić bez kłopotu. Jest ze wszech miar właściwe, byście pojechały do Londynu. Uważam, iż każda młoda panna z waszej sfery winna poznać rozrywki i zwyczaje stolicy. Będziecie pod opieką macierzyńsko dobrej dla was damy, w której życzliwość wobec was nie wątpię. No i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa spotkacie tam swojego brata, a bez względu na wady jego czy jego żony serce mnie boli na wspomnienie, czyim jest synem, i na to, że się tak całkiem ze wszystkim odsuwacie.
– Chociaż mamusia ze zwykłą dla niej dbałością o nasze szczęście obaliła wszystkie przeszkody zagrażające projektowi wyjazdu – powiedziała Eleonora – pozostaje jeszcze jedna obiekcja, którą moim zdaniem, nie tak łatwo będzie usunąć.
Mariannie wydłużyła się mina.
– Cóż takiego – uśmiechnęła się pani Dashwood – ma dla nas w zanadrzu moja przezorna Eleonora? Jakież to poważne wątpliwości zostaną teraz wysunięte? Tylko nie chcę słyszeć ani słowa o związanych z wyjazdem ekspensach.
– Moje zastrzeżenia są następujące: choć mam najlepsze zdanie o zacności pani Jennings, uważam, że nie jest kobietą, której towarzystwo sprawi nam przyjemność czy też której opieka przyda nam towarzyskiego znaczenia.
– To, co mówisz, jest słuszne – odparła matka – ale towarzystwo jej będzie się zazwyczaj łączyć z towarzystwem innych ludzi i publicznie będziecie się zawsze pokazywać z lady Middleton.
– Niechęć do pani Jennings może odstraszyć Eleonorę – powiedziała Marianna – ale nie powinna przeszkodzić mnie w przyjęciu jej zaproszenia. Nie mam takich zastrzeżeń i pewna jestem, że niewiele wysiłku będzie mnie kosztowało przejście nad drobnymi przykrościami do porządku dziennego.
Eleonora nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc tę deklarację obojętności na maniery osoby, wobec której Marianna rzadko i niechętnie dawała się nakłonić do choćby minimalnej uprzejmości. Postanowiła też w duszy, że jeśli siostra będzie obstawać przy wyjeździe, ona również wyjedzie, gdyż nie uważała za właściwe, by Marianna została zdana wyłącznie na własny rozsądek, a pani Jennings – na łaskę Marianny w godzinach wspólnie spędzanych w domu. O tyle łatwiej przyszło jej pogodzić się z tą myślą, że przypomniała sobie, iż zgodnie z tym, co mówiła Lucy, pan Edward Ferrars miał przyjechać do Londynu dopiero w lutym, a więc ich wizyta może się do tego czasu skończyć i nie trzeba będzie jej niespodziewanie skracać.
– Pragnę, żebyście pojechały razem – oznajmiła pani Dashwood. – Te zastrzeżenia nie mają sensu. Pobyt w Londynie, a zwłaszcza wspólny tam pobyt, sprawi wam wielką przyjemność, a gdyby Eleonora zechciała kiedykolwiek wyglądać czegoś miłego, mogłaby dzisiaj dojrzeć wiele po temu powodów. Może na przykład takim powodem byłaby możliwość zacieśnienia znajomości z rodziną bratowej?
Niejeden już raz szukała Eleonora sposobności do podważenia głębokiego przekonania matki o łączącym ją i Edwarda uczuciu, aby wstrząs mógł być słabszy, kiedy prawda wreszcie wyjdzie na jaw, zmusiła się więc teraz do najspokojniejszej odpowiedzi, aczkolwiek nie bardzo liczyła na skutek: – Lubię Edwarda Ferrarsa i zawsze chętnie go widzę, jeśli jednak idzie o pozostałych członków jego rodziny, jest mi całkowicie obojętne, czy poznam ich kiedykolwiek, czy nie.
Pani Dashwood uśmiechnęła się i nic nie powiedziała. Marianna ze zdumieniem uniosła brwi, a Eleonora stwierdziła tylko, że równie dobrze mogła była nic nie mówić.
Po niedługich już rozmowach ustalono, że zaproszenie zostanie przyjęte przez obie panny. Pani Jennings usłyszała to z wielką radością i zapewniała gorąco młode podopieczne o swej życzliwości i trosce. Nie tylko ona się cieszyła. Sir John był również zachwycony. Dla człowieka, troszczącego się głównie o to, by nie być samotnym, powiększenie liczby mieszkańców Londynu o dwie osoby stanowiło osiągnięcie nie lada. Lady Middleton zadała sobie trud i okazała radość, co było całkowitym odstępstwem od jej obyczajów, jeśli zaś idzie o panny Steele, zwłaszcza Lucy, jeszcze nigdy w życiu nie były tak szczęśliwe, jak w momencie, kiedy usłyszały tę wiadomość.
Eleonora, z mniejszą, niż się spodziewała, niechęcią, poddała się decyzji, której była przeciwna. Dla niej samej nie miało najmniejszego znaczenia, czy pojedzie, czy nie pojedzie do Londynu, a kiedy stwierdziła, jak bardzo matka cieszy się z tego projektu, a siostra spojrzeniem, głosem i zachowaniem okazuje swój niebotyczny zachwyt, po dawnemu ożywiona, roześmiana i wesoła – nie mogła trapić się tym, co je cieszyło, ani też pozwolić sobie na przykre przewidywania co do skutków tej decyzji.
Marianna tryskała szczęściem, podniecona i niecierpliwie wyglądająca wyjazdu. Radość ostudzał tylko żal rozstania z matką, toteż w momencie rozłąki ogromnie rozpaczała. Matka była również zbolała, a Eleonora sprawiała wrażenie jedynej osoby, która nie rozstaje się z rodziną na wieki.
Wyjechały w pierwszym tygodniu stycznia. Państwo Middleton mieli wyruszyć w tydzień później. Panny Steele pozostały we dworze na stanowisku, które miały opuścić dopiero w momencie wyjazdu reszty rodziny.