18

Dominik J. Naples zaczęła poranną odprawę Eye. Pięćdziesiąt sześć lat, żonaty, dwoje dzieci. Na stałe mieszka w Londynie, w Anglii, ma domy w Rzymie, Nowym Los Angeles, wschodnim Waszyngtonie, Rio, na Sardynii, nad Morzem Kaspijskim, w kolonii Delta.

Wszyscy przyglądali się przystojnemu mężczyźnie, którego portret pojawił się na ekranie. Miał ostre rysy twarzy, ciemne oczy i starannie ułożone ciemne włosy.

– Firma Naplesa zajmuje się głównie systemami łączności. Filie Naples Org znajdują się przede wszystkim poza planetą. Naples jest znany z działalności dobroczynnej, szczególnie w dziedzinie edukacji. Ma koneksje, zna ważnych polityków. – Przerwała, by podzielić ekran i wywołać drugi obraz. – Jego syn Dominik jest przedstawicielem amerykańskiego oddziału na kolonię Delta. Podobno przymierza się do objęcia stanowiska dyrektora tamtejszej filii. Dominik II jest przyjacielem Michela Gerade”a, syna ambasadora Francji.

Wywołała jeszcze jedno zdjęcie. Tym razem był to młody mężczyzna o gęstych jasnych włosach, pełnych ustach i, jej zdaniem, delikatnej linii podbródka.

– Powszechnie uważa się go za człowieka czystego, choć nieco podejrzanego – mówiła dalej. – Jego osoba nieraz wzbudzała kontrowersje, był przesłuchiwany i obserwowany, pojawiły się spekulacje na temat niezgodnej z prawem działalności niektórych oddziałów Naples Org. Niczego mu nie udowodniono. Z własnych źródeł wiem, że Naples jest i był zaangażowany w działalność przestępczą. Nielegalne substancje, przemyt, defraudacje elektroniczne i bardzo prawdopodobne, że również morderstwo. Jest ogniwem łączącym nas z Yostem.

Na ekranie pojawiła się następna seria zdjęć.

– Ci trzej, Naples, Hinrick i Gerade, osiem miesięcy temu spotkali się w Paryżu, by rzekomo omówić plan budowy między narodowego systemu łączności. Hinrick to doświadczony przemyt nik. Choć jego oficjalna kartoteka nie jest tak nieskazitelna jak Naplesa, nie przeszkadza mu to w interesach. Podczas całej serii spotkań ich tłumaczem była Winifred Cates. System łączności, o którym była mowa, nigdy nie powstał, a Winifred Cates została zamordowana. Śledztwo w jej sprawie nadal się toczy. Prawdopodobnie jest jedną z ofiar Sylyestra Yosta.

Eye wyświetliła trzy kolejne zdjęcia.

– Britt i Joseph Haguesowie. Nie żyją. Znani przemytnicy. Zamordowano ich sześć miesięcy temu. Uważani za ofiary Yosta. Wczoraj, po odnalezieniu dwóch srebrnych linek, lokalna policja potwierdziła podejrzenie. Ciała znaleziono w Kornwalii. Udało się potwierdzić informację, że w czasie kiedy dokonano morderstwa, Yost przez kilka dni przebywał w Londynie. Podobno para przemytników weszła na teren działalności większej, bardziej wpływowej organizacji. Zostali zamordowani, bo stanowili konkurencję, a także, by ostrzec innych, którzy mogliby wpaść na podobny pomysł.

Eye sięgnęła po kawę. Potrzebowała czegoś na poprawę koncentracji, bo tej nocy spała niecałe trzy godziny.

– Trzy lata temu, w Paryżu, pobito, zgwałcono i za pomocą srebrnej linki uduszono kobietę. Nazywała się Monique Rue.

Wróciła do omawiania zdjęć. Na ekranie pojawiła się twarz młode dziewczyny. – Dwadzieścia pięć lat, niezamężna, rasy mieszanej. Jej ciało znaleziono na ulicy, kilka przecznic od klubu, w klóiyiii pracowała. Jej przyjaciele i współpracownicy zeznali, że byLi związana z Michelem Gerade”em. Status kochanki przestał ją satysfakcjonować. Gerade, przyjaciel Dominika wykorzystał immunitet dyplomatyczny i cała sprawa zakończyła si wydaniem oświadczenia, które przygotował jego adwokat.- Eve znalazła kopię oświadczenia i na głos odczytała najważniejsze punkty: – Michel Gerade był przyjacielem panny Rue. Podziwiał jej talent. Nie łączyły ich żadne stosunki intymne. – Rzuciła kartkę na stół. – Francuska policja wiedziała, że to gówno prawda, czy jak to się tam po francusku nazywa, ale miała związane ręce. Co więcej, Gerade miał niepodważalne alibi. Kiedy zamordowano Rue, on był z żoną na wakacjach na Riwierze. Nie ustalono bezpośredniego związku między Gerade” em a Yostem.

– Aż do teraz – wtrącił Feeney.

– Na koniec Nigel Luca. W tym przypadku kartoteka jest pełna. Głównie przemyt i handel bronią. Osiem lat temu został pobity, zgwałcony i uduszony srebrną linką. Jego ciało znaleziono w Seulu przed lokalem o dość podejrzanej reputacji. Według moich źródeł, Luca pracował wtedy dla Dominika J. Naplesa. Prawdopodobnie przyłapano go na okradaniu organizacji, co, nawiasem mówiąc, miał w zwyczaju.

– Wygląda na to, że Yost jest ulubioną zabawką Naplesa zauważył Feeney. – Jak zamierzasz się do niego dobrać?

– Musimy zdobyć więcej informacji, zanim w ogóle zaczniemy myśleć o ekstradycji. Facet jest świetnie zabezpieczony. Prześlę te dane Interpolowi i Policji Globalnej.

– Sądzisz, że oni o tym nie wiedzą? – zapytał Feeney.

– Cóż, sądzę, że wiedzą, ale nie chcą się podzielić. Uważam jednak, że nie ustalili wszystkich związków. My to zrobimy. Zanim to nastąpi, wszyscy cały czas szukają. Liczę zwłaszcza na WPE. Znajdźcie każdą, nawet najcieńszą, niteczkę łączącą Naplesa z naszym ptaszkiem. Coś mi mówi, że Gerade może być w to wmieszany. Niestety, sprawa jest śliska, nie możemy się dobrać temu sukinsynowi do tyłka. To samo z Dominikiem II, choć mam wrażenie, że młodsze pokolenie nie jest tak bystre i ostrożne jak ich poprzednicy. Wcześniej czy później popełnią jakiś błąd. I my musimy być przy nich, kiedy to się stanie. Jeśli dojdzie do tego poza naszym terenem, będą należeć do Interpolu lub Globalnych.

– WPE zaraz się tym zajmie. Jeśli coś znajdziemy, dodamy do pliku i prześlemy dalej.

– Świetnie. Wszystko to ma związek z naszym śledztwem.

Mamy potencjalne motywy obydwu morderstw. – Wyjęła zestawienie, które opracowała ostatniej nocy. – Hotel Palace. Darlene French. Roarke. Magda Lane. Dom na Manhattanie. Jonah Talbot. Roarke. Magda Lane. Ofiara zajmowała się przygotowaniem publikacji na temat Lane. Przedmioty wystawione na aukcję w hotelu Palace, ich wartość w przybliżeniu szacuje się na miliard dolarów, a może więcej. Naples to złodziej, wyposażony w doskonały system komputerowy i znający odpowiednich ludzi. Hinrick to przemytnik, właściciel najlepszej w tej branży firmy transportowej. Gerade po prostu wygląda mi na cholernie zachłannego faceta.

– I tych zachłannych powinniśmy mieć na oku – skomentował

– Zgoda. Na razie to tylko spekulacje. Ci trzej spotkali się w Paryżu, żeby zaplanować kradzież eksponatów z kolekcji Magdy Lane, które są wystawione na licytację. Winifred przypadkiem stała się świadkiem jakiejś rozmowy lub zobaczyła coś. czego nie powinna. Była inteligentną kobietą. Postanowiła zawiadomić przyjaciółkę, pracującą dla FBI, ale zanim zdążyła się z nią skontaktować, została zamordowana.

– W takim razie po co wynajmować Yosta, skoro chodziło jedynie o zabicie pary przypadkowych osób z Nowego Jorku? – Milczący do tej pory McNab założył nogę na nogę. Peabody, która siedziała na przeciwnym końcu sali, nadal się nie odzywała. – Takie akcje wzmacniają czujność ochrony w całej okolicy.

– Tak, a my będziemy szukać mordercy, a nie złodzieja. Morderstwo, szczególnie tak brutalne i widowiskowe, i to tu, na miejscu, to szok dla pracowników hotelu. Sfrustrowana ochrona traci głowę. Zainteresowanie, jakie wzbudziła aukcja, przenosi się gdzie indziej i wtedy następuje kolejne uderzenie. Jak reaguje ekipa dochodzeniowa? Zastanawia się, kto może mścić się na Roarke”u. I my tak właśnie się zachowujemy. Szukamy motywu A jeśli w tym wszystkim nie chodzi o zemstę? A przynajmniej nie zemsta jest najważniejsza? Może najzwyczajniej w świecie chodzi o pieniądze.

– To nawet ma sens. – Feeney wydął usta. Ale po co wmieszano Gerade”a? – - Mam wrażenie, że on nie ma nic ciekawego do zaoferowania takiej spółce.

Eye uśmiechnęła się z zadowoleniem i wyjęła jeszcze jedną tabelę, nad którą pracowała do trzeciej nad ranem.

– Spójrzcie tylko, z kim przyjaźnią się Dominik II i Gerade. Z Vince”em Lańe”em, synem Magdy. Przypadkiem trzymają się razem od początku lat dwudziestych.

– Sukinsyn! – Feeney palnął w plecy niepokojąco milczącego McNaba. – A to sukinsyn.

– Tak, ja też się ucieszyłam – powiedziała Eye, próbując nie zwracać uwagi na fakt, że miody detektyw z WPE i jej podwładna otwarcie się ignorują. – Lane popierał pomysł powołania amerykańskiego oddziału Napłes Org w kolonii Delta, sam często tam bywał. Dominik II i Gerade wsparli finansowo firmę produkcyjną Lane” a, która jednak szybko upadła. Ogniwo do ogniwa i mamy prawie cały łańcuch – stwierdziła Eye. – Ktoś, kto organizuje tak skomplikowany skok, musi mieć po drugiej stronie swojego człowieka. To Vincent Lane jest człowiekiem po drugiej stronie.

– Zamierza okraść własną matkę? – odezwała się z niedowierzaniem Peabody. – I kogoś przy tym zabić?

– Facet nie ma najmniejszego pojęcia o finansach – wyjaśniła Eye. – Przez ostatnie lata powołał do życia kilka firm i zabierał się za różne projekty. Stracił cały swój majątek, pieniądze współudziałowców i to, co dała mu matka na rozkręcenie interesu. Dwa razy. Zapożyczył się u niej, żeby spłacić długi i jakoś żyć. Od czternastu miesięcy jest grzecznym chłopcem. Pracuje dla mamusi. Z ksiąg rachunkowych wynika, że co miesiąc Magda wypłaca mu ogromną pensję, ale on i tak nie ma grosza. Pobory trafiają prosto do rąk Caritona Mince” a, jej doradcy finansowego. Zamierzam z nim porozmawiać. I z Lane”em. Musimy być ostrożni. Nie chcę, żeby Lane zaalarmował pozostałych, Magda też nie może się o niczym dowiedzieć. Biorę go na siebie.

Skończyła, gotowa odpowiedzieć na pytania ekipy. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, do sali wszedł Whitney. Eye jeszcze przed odprawą przesłała mu raport z uaktualnieniami i nowymi informacjami.

Zerknął na ekran ścienny i zorientowawszy się, o czym mówią, usiadł.

– Proszę dalej, pani porucznik.

– Tak jest, komendancie. Peabody i ja zajmiemy się Mmce” em i Lane ”em. Feeney, chciałabym, żebyś rozejrzał się w MCDK. Jak wspomniałam, jest bardzo prawdopodobne, że inne agencje już wiedzą o Naplesie. Mogą mieć jakieś dodatkowe dane. Nawet jeśli to tylko spekulacje, stań na głowie i postaraj się wszystko od nich wyciągnąć. McNab, skontaktujesz się z szefem ochrony hotelu Palace i dowiesz się, kto zajmuje się aukcją. Roarke już go ostrzegł, ale na wszelki wypadek i tak wszystko dokładnie zbadaj. Będziecie pracowali razem aż do zakończenia całej akcji. Dostaniesz szczegółowe dane na temat każdego pracownika ochrony. Masz ich poznać i polubić. Policja i cała nasza ekipa musi wiedzieć o wszystkich obowiązkach i zmianach, ma znać każdy krok, każde zadanie ochrony hotelu. Jeśli portier ma na tyłku wysypkę, chcę wiedzieć, jaki rodząj. Zrozumiano?

– Tak jest.

Eye odetchnęła głęboko.

Panie komendancie?

Usta Whitneya drgnęły w ledwo widocznym uśmiechu.

– Pani porucznik?

– Chcę prosić, żeby użył pan wszelkich swoich koneksji, wykorzystał wszystkie znajomości, jakie ma pan w FBI i wschodnim Waszyngtonie. Muszę mieć wolną rękę, a wiem, że Jacoby będzie deptał mi po piętach, chyba że… – Urwała, a po chwili dokończyła myśl – dostanie właściwy rozkaz. Jeśli będę mieć zapewnioną swobodę działania i przy odpowiednim wsparciu dopadnę Sylyestra Yosta, jestem gotowa oddać federalnym prawo aresztowania.

– Co? Co ty wygadujesz! – Feeney, wymachując ręką, poderwał się na równe nogi. Jego twarz zrobiła się czerwona. – O czym ty do ciężkiej cholery, mówisz? Gówno im oddasz, rozumiesz! Sama go rozpracowałaś, jesteś o krok od ujęcia tego bydlaka. Nikt jeszcze nie był tak blisko! Gdyby nie te dupki, już dawno byśmy go mieli.

Nie dosypiasz, nie dojadasz, tylko ciągle harujesz. Dallas, zrobiły ci się już worki pod oczami.

– Feeney…

– Milczeć. – Feeney groźnie mierzył w nią palcem. – Może i jesteś inspektorem prowadzącym, ale ja mam wyższy stopień. Myślisz, że będę stał i się przyglądał, jak po całym tym wyścigu oddajesz federalnym pałeczkę? Ty wiesz, co znaczy aresztowanie kogoś takiego? Od dwudziestu pięciu lat szukają go wszystkie agencje na planecie i poza nią. Ty go namierzyłaś i ty wsadzisz go za kratki. Kobieto, za coś takiego masz zapewnione belki kapitańskie. Tylko mi nie mów, że ich nie chcesz.

– Bardziej chcę Yosta. – Nie była pewna, czy czuje się poruszona, zawstydzona, czy po prostu zła z powodu tak gwałtownej reakcji w jej obronie, ale wiedziała, że musi wyjaśnić całą sytuację. – To ty dostałeś informacje z anonimowego źródła – przypomniała, patrząc Feeneyowi prosto w oczy i dając do zrozumienia, że dokładnie wie, co to za źródło. – Bez nich nie dotarłabym do Winifred, a przynajmniej nie tak szybko. Nie miałabym nic na Stowe, a tym samym nie dowiedziałabym się o tej trójce z Paryża. Agentka Stowe poświęciła tej sprawie mnóstwo czasu i włożyła w śledztwo dużo pracy. Przekazała mi sporo danych, a ja obiecałam jej, że to ona aresztuje Yosta. Tak sprawy stoją, Feeney. Zgodziłam się na ten układ i zamierzam dotrzymać słowa.

– To wyjątkowo idiotyczny układ. Komendancie…

Whitney podniósł dłoń.

– Choć prywatnie się z tobą zgadzam, niestety, nie mogę przyjąć apelacji. Porucznik Dallas tu dowodzi. Pani porucznik, może pani liczyć na moje wsparcie, zrobię co w mojej mocy.

– Dziękuję, panie komendancie. Przepraszam. – Eye przerwała, kiedy odezwał się brzęczyk jej komunikatora. Odeszła od stołu, by swobodnie porozmawiać.

– Jack – zaczął szeptem Feeney. – Należy jej się to aresztowanie.

– Na razie nikogo jeszcze nie aresztowaliśmy. Zaczekamy, zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Wiem, że Dallas włożyła w to dużo pracy, doceniam też wasze… – Przerwał, bo Eve zaczęła nagle kląć.

– Jak to go zgubiliście? Szlag by was trafił1 Jak mogliście zgubić takiego chudego sztywnego patafiana?

Bardzo łatwo, bo okazało się, że chudy sztywny patafian ma oczy wokół głowy. Summerset przeżył wojny miejskie, pracował na ulicy, robił przeróżne szwindle i choć te czasy bezpowrotnie minęły, nadal potrafił wyczuć glinę na odległość.

Zawsze wiedział, kiedy jest śledzony. Zgubienie ogona potraktował jako sprawę honorową i sukces sprawił mu niemałą przyjemność. Choć czuł, że to Eve nasłała na niego policjantów, a Roarke prawdopodobnie na to pozwolił, nie oznaczało to jednak, że on ma posłusznie się zgadzać na takie traktowanie.

Może i nie uczestniczył już w tej grze, ale z pewnością nadal był w formie. Posądzenie go o to, że nie jest w stanie się sam obronić, że nie poradzi sobie na ulicy, godziło w jego dumę. Zaplanował sobie, że wolne popołudnie spędzi, spacerując po Madison Ayenue. Zamierzał zrobić zakupy, może wstąpi do którejś ze swoich ulubionych restauracji na lekki lancz, a jeśli będzie miał dobry nastrój, przed powrotem do domu zajrzy do galerii.

Postanowił zrobić wszystko, by nachalna obecność dwóch policjantów nie zepsuła mu tak miło zapowiadającego się popołudnia.

Choć prawie nie miało to większego znaczenia, uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie wściekłość i frustrację Eye na wieść o tym, że obiekt zniknął. Uśmiech nie schodził z jego kościstej twarzy, kiedy chyłkiem wymykał się przez okno luksusowego trzypiętrowego hotelu. Bezszelestnie zszedł na poziom ulicy schodami przeciwpożarowymi i nie oglądając się za siebie skierował się z powrotem ku Madison Ayenue.

Też coś, pomyślał z zadowoleniem, wyobrażają sobie, że te dwie łamagi z odznakami dotrzymają mu kroku. Zatrzymał się przy warzywniaku, by przejrzeć katalog owocow i jarzyn. Nie znalazł nic ciekawego, ale zapisał w pamięci, że w jednym ze sklepów Roarke”a powinien zamówić świeże brzoskwinie. Wieczorem na deser przygotuje mus brzoskwiniowy.

Jedynie winogrona wyglądały zachęcająco, a Roarke zawsze nalegał, by wspierać lokalnych kupców. Można by wziąć po funcie białych i granatowych. Tak rozmyślając, urwał po jednym owocu z kolorowych kiści.

Ze sklepu wytoczył się niski, przysadzisty sprzedawca o azjatyckich rysach i drepcząc nerwowo na krótkich nóżkach, zaczął coś wykrzykiwać głosem przypominającym szczekanie wściekłego teriera. Jego rodzina od czterech pokoleń zajmowała się handlem i nieprzerwanie od ponad stu lat prowadziła w tym miejscu ten sam sklepik warzywny.

Summerset od lat raz w tygodniu robił tu zakupy, ucinając sobie przy tym przyjacielską pogawędkę z kupcem.

– No bracie, towar dotknięty uważa się za sprzedany.

– Dobry człowieku, po pierwsze, nie jestem twoim bratem, a po drugie nie zamierzam kupować kota w worku.

Jakiego kota? Gdzie tu widzisz jakiegoś kota? Dwa kiście winogron. – Sprzedawca wyciągnął rękę. – Dwadzieścia kredytów.

– Dziesięć za kiść? Summerset kręcil długim nosem. – Dziwię się, że coś takiego w ogóle przechodzi ci przez gardło.

– Zjadłeś winogrona. Musisz zapłacić. Dwadzieścia kredytów.

Zadowolony z siebie Summerset westchnął.

– No dobrze, wezmę funt tych lichych winogron, ale wyłącznie w celach dekoracyjnych. Konsumpcja nie wchodzi w grę. Zapłacę w dolarach. Osiem za funt.

– Jeszcze długo nie! Jak zwykle próbujesz mnie okraść. – Sprzedawca najbardziej lubił tę część transakcji. – Zaraz zawołam androida porządkowego. Dwanaście dolarów za funt.

– Ludzie, trzymajcie mnie! Jeśli zapłacę taką kwotę, będzie to znaczyło, że nadaję się do leczenia psychiatrycznego. Pozwę cię do sądu, a wtedy twoja urocza żonka i dzieci będą musiały odwiedzać cię w więzieniu. Daję dziesięć dolarów i ani centa więcej.

– Dziesięć dolarów za takie dorodne winogrona? To rozbój w biały dzień. Zgoda, niech będzie dziesięć, bo inaczej nigdy się od ciebie nie uwolnię, a masz taką minę, że zaraz mi wszystkie owoce zgniją. – Sprzedawca zapakował winogrona, wziął pieniądze i zadowolony pożegnał klienta.

Summerset powiesił torbę na ramieniu i ruszył przed siebie.

Uwielbiał Nowy Jork. Piękne miasto, niesamowici mieszkańcy. myślał z rozczuleniem. Dużo w życiu podróżował, zwiedził niejeden malowniczy zakątek świata, ale to amerykańskie miasto, tętniące życiem, emanujące tak cudowną energią, ukochał najbardziej.

Kiedy zbliżał się do skrzyżowania, zauważył wózek z kiełbaskami, którego właściciel wykłócał się z klientem. Sądząc po akcencie, sprzedawca urodził się i wychował w Brooklynie. Mijający ich autobus wjechał na krawężnik i gwałtownie zahamował. wywołując zamieszanie wśród pasażerów. Odzyskawszy równowagę, poderwali się z miejsc i zaczęli wysiadać. wykrzykując coś w przeróżnych językach. Oczywiście wszyscy potwornie się gdzieś spieszyli i żądali, żeby natychmiast ruszać.

Summerset zatrzymał się. Nie zamierzał mieszać się do awantury. Znał tę sztuczkę, uliczni kieszonkowcy skłonni byli nawet zapłacić za przejazd takim autobusem, bo zarobek zwykle bywał duzo większy od poniesionego wydatku.

Gdy się odwracał, przez ułamek sekundy czuł delikatne mrowienie na karku. Gliny? Czyżby znowu za nim szli? Dyskretnie zerknął w bok, w stronę witryny sklepowej, w kórej odbijała się ulica i chodnik. Zauważył jedynie śpieszących się przechodniów. zdenerwowanych pasażerów autobusu i tłum turystów, podziwiających eleganckie wystawy przy Madison Ayenue.

Niepokój jednak nie ustępował. Wewnętrzny czujnik pod powiadał mu, że coś się dzieje. Summerset poprawił torbę z winogronami, wsunął ręce do kieszeni i wmieszał się w iłniii. Sprzedawca kiełbasek ciągle jeszcze kłócił się z klienteni. pasi żerowie nadał przepychali się, próbując wsiąść lub uysiIsc z zatłoczonego autobusu. Kątem oka dostrzegł swojego przyjaciela, właściciela warzywniaka, który zagadywał jakiegoś przechodnia prawdopodobnie zachęcając go do zakupów.

Tuż nad głowami, wyjątkowo nisko, przeleciał helikopter nadzorujący ruch uliczny, wywołując chwilowe zamieszanie wśród przechodniów.

Summerset prawie się uspokoił. Sam się dziwił, że pozwolił, by policja tak go zdenerwowała. I wtedy jego mózg zarejestrował jakiś dziwny ruch tuż za plecami. Tym razem instynkt wziął górę. Summerset błyskawicznie się odwrócił, wyjął ręce z kieszeni i przyjął pozycję obronną. Stał twarzą w twarz z Sylyestrem Yostem. Summerset wykonał pełny obrót i tylko dzięki temu strzykawka nie trafiła w cel, musnęła go tylko w okolicy żeber. Szybki wymach i pięść kamerdynera, uzbrojona w paralizator, bezbłędnie trafiła w ramię napastnika. Na ułamek sekundy rękę Yosta ogarnął bezwład. Strzykawka upadła na chodnik i natychmiast znikla pod butem przechodnia. Mężczyźni spięli się w zapasach. Z początku wyglądali jak stęsknieni kochankowie. Rozdzielił ich napierający na autobus tłum, który martwił się jedynie o to, by drzwi nie zamknęły się zbyt szybko. Oczy Summerseta zaszły mgłą, mrugał, próbując otrząsnąć się z zamroczenia. Nagle nogi odmówiły my posłuszeństwa i gdyby nie ściskające go ciała, osunąłby się na chodnik. Z wysiłkiem zrobił krok do przodu. Łagodny szum w uszach narastał, zaczynał powoli przypominać gniazdo szerszeni. Jego ciało poruszało się zbyt wolno, jak gdyby był zanurzony w jakiejś lepkiej mazi. Zebrał się w sobie i resztką sił machnął pięścią, w której ciągle jeszcze ściskał paralizator. Niestety, chybił i zamiast Yosta, powalił niewinnego turystę z Utah. Wystraszona żona podniosła krzyk i zażądała, by wzywać policję. Summerset jak przez mgłę widział oddalającego się Yosta. Nie mógł się ruszyć, więc tylko patrzył, jak trzymając się za sparaliżowane ramię, napastnik znika za rogiem.

– Co ci jest? Jesteś ranny? – Właściciel warzywniaka wyjął mu z ręki nielegalny paralizator i podtrzymując Summerseta przed upadkiem, odciągnął go z tłumu. – Usiądź, posiedź chwilę. Albo nie, lepiej się przejdź. Chodź ze mną.

Poprzez mur hałasu, jaki miał w uszach, Summerset rozpoznał znajomy głos.

– Tak – wybełkotał; jego język był zupełnie sztywny. – Tak,

Kiedy odzyskał przytomność, zauważył. że siedzi w maleńkim pomieszczeniu, otoczony tekturowymi kartonami, pojemnikami i transporterami. W powietrzu unosił się zapach dojrzałych bananów. Żona sklepikarza, ładna kobieta o gładkich złotych policzkach, podstawiła mu do ust szklankę z wodą.

Pokręcił głową, próbując otrząsnąć się z otępienia, jakie spowodował środek wstrzyknięty przez Yosta. Na szczęście dawka była minimalna, choć wystarczająco silna, by wywołać zawroty głowy, mdłości i bezwład kończyn.

– Przepraszam – odezwał się słabym głosem, starając się mówić jak najwyraźniej. – Czy możesz mi podać jakiś proszek pobudzający albo napój regenerujący? Potrzebuję czegoś na wzmocnienie.

– Nie wyglądasz najlepiej – zauważyła. – Wezwę pogotowie.

– Nie, nie ma takiej potrzeby. Przeszedłem odpowiednie szkolenie. Wystarczy jakiś środek pobudzający.

Sklepikarz powiedział coś po koreańsku do żony. Kobieta westchnęła, podała mu szklankę i wyszła z pokoju.

– Zaraz ci coś przyniesie. – Przykucnął i spojrzał w szkliste oczy Summerseta. – Widziałem człowieka, z którym się biłeś. Oberwał, ale niezbyt mocno. Wydaje mi się, że ty dostałeś bardziej.

– Nie sądzę. – Jak gdyby na zaprzeczenie tych słów, Summerset nagle się pochylił i wsunął głowę między nogi.

– Najbardziej oberwał ten przechodzień. Leży plackiem, nieprzytomny. – W głosie Koreańczyka słychać było lekkie rozbawienie. – Policja będzie cię szukać. A poza tym zniszczyłeś moje winogrona.

– To były moje winogrona. Zapłaciłem za nie.

E ye kopnęła biurko. Zastanawiała się, czy powinna zawiadomić Roarke”a o tym, że Summerset, zgodnie zjego przewidywaniami, wymknął się policyjnej obstawie.

Do diabła z nim, pomyślała. Powinna wracać do swoich obowiązków. Niech Roarke sam się zajmuje Summersetem. Podeszła do łącza, by go o tym powiadomić, kiedy w progu jej biura stanął problem we własnej osobie.

– Co ty tu, u diabła, robisz?!

– Proszę mi wierzyć, pani porucznik, dla mnie ta wizyta jest równie przykra, jak dla pani. – Summerset wszedł do środka, rozejrzał się po zawalonym papierami biurze. Spojrzał z niesmakiem na brudne okno i rozklekotane krzesło, po czym pociągnął nosem. – Nie, jednak chyba dla pani nie jest to aż tak przykre.

Eye podeszła do drzwi i zamknęła je z wściekłym trzaskiem.

– Zgubiłeś moich ludzi.

– Jestem zmuszony żyć pod jednym dachem z gliną, ale z całą pewnością w wolnym czasie nie mam obowiązku pozwalać, by się za mną włóczyli. – Uśmiechnął się, czując, że dochodi do siebie. – Okazali się niekompetentni i nachalni. Jeśli chciała mnie pani obrazić, mogła pani przynajmniej wysłać za mną trochę bardziej rozgarniętych policjantów.

Nie zamierzała się sprzeczać. Wybrała dwóch najlepszych i zdążyła im już powiedzieć, co o nich myśli.

– Jeśli przyszedłeś złożyć skargę, zwróć się do sierżanta, który ma dziś dyżur. Ja nie mam czasu.

– Nigdy bym się nie spodziewał, że do tego dojdzie, ale przyszedłem złożyć zeznanie. Ze względu na zaistniałe okoliczności wolałbym porozmawiać o tym z panią. Nie chcę niepokoić Roarke” a.

– Niepokoić go? – Poczuła nagły skurcz żołądka. – Co się stało?

Summerset jeszcze raz przyjrzał się krzesłom, westchnął i zdecydował się mówić na stojąco.

Musiał przyznać, że zachowała się jak należy. Tylko raz zaklęła, a potem w milczeniu wysłuchała, co miał do powiedzenia. Patrzyła na niego, mrużąc oczy, jak gdyby gotowała się do skoku.

Z zadowoleniem stwierdził, że jego opis był zwięzły, ale treściwy. Nie spodziewał się, że Eye zasypie go gradem pytań na tematy. które nawet nie przyszły mu do głowy.

Tak, miał zwyczaj zachodzić o tej porze do warzywniaka. Na ogół przyglądał się przedstawieniu na przystanku i z rozbawieniem obserwował wysiłki pasażerów próbujących dostać się do autobusu.

Yost zaszedł go od tylu, nieco z lewej strony. Tak, on. Summerset, jest praworęczny.

Yost miał na głowie jasną perukę, włosy ścięte na jeża, syl wojskowy. Był w perłowoszarym płaszczu z cienkiego, ale ciepłego materiału. Ugodził go paralizatorem w prawe ramię. Yost wypuścił strzykawkę, nie zdążył wstrzyknąć całej dawki środka.

Przypadkowy przechodzień, trafiony w klatkę piersiową, przewrócił się na chodnik, ale szybko doszedł do siebie. Pozostały mu jedynie drobne sińce i zadrapania po niefortunnym upadku.

– Czy ktoś wie, że miałeś przy sobie nielegalną broń?

– Właściciel warzywniaka. Powiedziałem androidowi porządkowemu, że paralizator należał do Yosta. Zaatakował mnie ale chybił i sparaliżował tamtego mężczyznę z Utah. Dałem żonie poszkodowanego moją kartę. Wyśle mi rachunek za pomoc medyczną i pobyt w szpitalu. To jedyne, co mogłem zrobić.

– Jedyne, co mogłeś zrobić, to pozwolić moim ludziom wykonywać swoje obowiązki. Gdybyś im się nie wymknął może udałoby się go zgarnąć, kiedy za tobą szedł.

– Możliwe – stwierdził w końcu Summerset. – Możliwe, że tak by się stało, gdyby pani łaskawie raczyła uzgodnić ze mną decyzję, która mnie dotyczyła. Gdyby się tak za mną nie skradali, może i zgodziłbym się na współpracę.

– Już to widzę.

– Racja, z tym że nie mogła się pani o tym przekonać. Tymczasem ja zdołałem się sam obronić i jeszcze go przy tym uszkodzić. Zrobiłem z siebie widowisko i straciłem winogrona, za które zapłaciłem dziesięć dolarów.

– Myślisz, że to żarty? Tak cię to, do cholery bawi?

Zacisnął szczękę.

– Nie. Nie bawi mnie to. Gdybym w tym zajściu dostrzegł coś wesołego, nie przyszedłbym na posterunek policji. Zgłosiłem się z własnej woli i złożyłem zeznanie, bo mam nadzieję, że pomoże to w śledztwie.

– Pomożesz mi w śledztwie, jeśli posadzisz tu ten swój suchy tyłek i zaczekasz, aż zorganizuję ci transport do domu.

– Nie wsiądę do policyjnego samochodu.

– Wsiądziesz, jak diabli! Summerset, jesteś celem. Mam dość problemów, nie zamierzam przyglądać się, jak maszerujesz przez miasto z tablicą strzelniczą na plecach. Od tej chwili będziesz robił dokładnie to, co ci powiem, bo inaczej…

Urwała, w tym bowiem momencie otworzyły się drzwi i do biura wszedł Roarke.

– Jame, wchodź. Nie musisz pukać. Czuj się jak u siebie w domu.

– Eve. – Nie powiedział do niej nic więcej, pogłaskał jedynie jej ramię. Ożywił się na widok Summerseta. – Nic ci nie jest?

– Nie, oczywiście, że nie. – Powinienem był to przewidzieć, pomyślał ogarnięty wyrzutami sumienia kamerdyner. Powinienem był się domyślić, że Roarke dowie się o całym zajściu, jeszcze zanim się ono skończy. – Właśnie składałem zeznania. Zamierzałem powiadomić pana po powrocie do domu.

– Czyżby? – mruknął Roarke. – Jeden z pracowników pogotowia cię rozpoznał, kiedy rozmawiałeś z tym pokrzywdzonym przechodniem. Zdążył mnie zawiadomić, nim tobie w ogóle przyszło to do głowy.

– Przepraszam. Musiałem się upewnić, że nic takiego się nie stało. Jak pan widzi, nic mi nie jest.

– Nie zamierzam tego tolerować – odezwał się cicho Roarke tonem, który Eye od razu rozpoznała. Wiedziała, że jest gotowy gryźć.

– Nie ma czego tolerować. Stało się. Na szczęście już po wszystkim.

Eye uniosła brwi. Rozmawiali jak cierpliwy ojciec z niesfornym synem. Spojrzała na Roarke” a, zdążył opanować wzburzenie.

– Już po wszystkim. Zgadza się. A ty jedziesz na wakacje. Wszystko zaplanowałem. Od dziś masz dwa tygodnie wolnego. Proponuje ci chatkę w Szwajcarii. Tę, którą tak lubisz, w górach.

– W tej chwili nie mogę wyjechać na wakacje, ale dziękuję in troskę.

– Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Za dwie godziny będzie na ciebie czekał transport.

– Nigdzie nie jadę.

– Opuścisz miasto, i to natychmiast. Jeśli nie podoba ci się Szwajcaria, pojedziesz, dokąd zechcesz.

– Nie mam zamiaru nigdzie jechać.

– Wiesz co, pieprz się. Zwalniam cię.

– Rozumiem. Zabiorę swoje rzeczy i przeniosę się do hotelu, dopóki…

– Milczeć, do ciężkiej cholery! Zamknijcie się obydwaj. – Eye nerwowym gestem poprawiła włosy. – Już takie moje szczęście. W końcu usłyszałam słowa, na które czekałam od roku i nawet nie mogę odśpiewać hymnu zwycięstwa. A więc chcesz, żeby podwinął ogon i gdzieś się ukrył? – zapytała ostro. – Myślisz, że kiedy ty wpakowałeś się w taką aferę, on tak po prostu pojedzie sobie do Szwajcarii na jakieś pieprzone wakacje jodłować czy co oni tam robią?

– Kto jak kto, ale ty powinnaś rozumieć, dlaczego zależy mi na tym, żeby go ukryć. Yost chybił. Wścieknie się, bo Summerset uraził jego dumę, zniszczył mu reputację. On mu tego nie daruje, zaatakuje znowu, ale tym razem skutecznie.

– I właśnie dlatego Summerset zostanie przewieziony do domu, do tej fortecy, w której mieszkamy, i pozostanie tam pod ochroną aż do odwołania.

– Nie zgadzam się na takie…

– Kazałam ci się zamknąć! – Eye, patrząc groźnie na Smmerseta, zrobiła krok przed siebie i stanęła między zdenerwowanyiui mężczyznami. Prawie poczuła na sobie ich wściekłość, niechęć jaką w tym momencie do siebie żywili. – Chcesz, żeby caly czas się o ciebie zamartwiał? Chcesz, żeby rozpaczał, jeśli popełnisz jakiś błąd i coś ci się stanie? Koleś, a może twoja durna jest wielka, że nie możesz jej przełknąć? Jeśli tak, to sama wepchnę ci ją do gardła. Obaj zrobicie to, co wam powiem. W przeciwnym razie oskarżę cię – wbiła palec w klatkę piersiową Summerseta – o posiadanie nielegalnej broni. A ciebie – odwróciła się do Roarke”a – o działanie niezgodne z procedurą policji. Wsadzę was do wspólnej celi, tam sobie wszystko wyjaśnicie a ja tym czasie dokończę to, co zaczęłam. Na pewno nie będę tu sterczeć i przyglądać się waszym dziecinnym awanturom.

Roarke z całej siły chwycił ją za ramię. Nie odezwał się ani słowem. Kiedy się opanował, puścił ją, odwrócił się i wyszedł.

– Niezła zabawa, co?

– Pani porucznik?

– Niech cię szlag. Zamknij gębę. – Eye podeszła do okna i przez chwilę patrzyła na ulicę. – Zostawił za sobą wszystko. Z całej przeszłości tylko ty się dla niego liczysz.

Nagle emocje Summerseta opadly. Koścista twarz nabrała jakiejś miękkości. Usiadł na krześle.

– Zgadzam się. Będę współpracował. Gdzie mam zaczekać na jakiś transport?

– Może być tutaj.

– Pani porucznik – powiedział cicho, podchodząc do drzwi. Zatrzymała się i odwróciła. Ich oczy się spotkały. – Nie chodzi o dumę. Nie mogę go zostawić. On… on jest mój.

– Wiem -. odparła z westchnieniem. – Dwóch ludzi w cywilu odwiezie cię do domu. Dam wam nieoznakowany pojazd, będzie mniej bolało. – Otworzyła drzwi, ale zanim wyszła, jeszcze raz się odwróciła i powiedziała z uśmiechem: – Kiedy następnym razem cię zwolni, wykąpię się z tej okazji w szampanie.

Загрузка...