6

Eve, zapinając pasek od kabury. patrzyła na męża, który z zadowoleniem jadł lekkie śniadanie. W sypialni na ekranie ściennym migotały poranne wiadomości, a na monitorze komputera przesuwały się tajemnicze tabele z raportami giełdowymi.

Kot Galahad usiadł obok Roarke’a i z nadzieją wpatrywał się w leżący na talerzu plaster irlandzkiego bekonu.

– Jak to możliwe, że wyglądasz, jak gdybyś właśnie wrócił z tygodniowych wakacji w luksusowym kurorcie? – zapytała Eve z niedowierzaniem.

– Zdrowy styl życia?

– Nie chrzań. Wiem, że poszedłeś spać po trzeciej. Całą noc piliście whisky i opowiadaliście sobie jakieś brednie. Słyszałam, jak Mick się śmiał, kiedy wtaczaliście się na piętro.

– To fakt, pod koniec miał już trochę w czubie. – Roarke spojrzał na żonę, a w jego błękitnych oczach nie było śladu zmęczenia. – Kilka kieliszków whisky jeszcze nigdy mi nie zaszkodziło. Wybacz. że cię obudziliśmy.

– Tylko na chwilę. Nie słyszałam, kiedy przyszedłeś do łóżka.

– Najpierw musiałem ułożyć do snu Micka.

– Co zamierzacie dziś robić?

– Mick ma swoje sprawy do załatwienia. Jeśli będzie mnie potrzebował, Summerset powie mu. gdzie mnie szukać.

– Myślałam. że popracujesz trochę w domu.

– Nie. – Przygiądal się jej znad filiżanki kawy. – Nie dziś. Przestań się o mnie martwić. Ma pani dość spraw na głowie, pani porucznik.

– Ty jesteś tą najważniejszą.

Roześmiał się i wstał, by ją pocałować.

– Jestem głęboko poruszony.

– Niepotrzebnie. – Chwyciła go za rękę i ścisnęła, by podkreślić wagę swych słów. – Lepiej na siebie uważaj.

– Oczywiście.

– Może przynajmniej weźmiesz szofera? I limuzynę. – Wiedziała, że limuzyna ma wzmocnioną blachę i przetrzyma każde, choćby największe, gradobicie.

– Dobrze. zrobię to dla ciebie.

– Dzięki. Muszę pędzić.

– Pani porucznik?

– O co chodzi?

Ujął w dłonie jej twarz i delikatnie pocałował czoło, policzki, ista.

– Kocham cię.

Zawrzało w niej, a po chwili poczuła ogarniający ją spokój.

– Wiem. Choć nie jestem rudowłosą Francuzką z bogatym tatusiem. Ile na niej zarobiłeś?

– W jakim sensie?

Śmiejąc się, potrząsnęła głową.

– Och, nieważne. – Zanim wyszła, jeszcze raz na niego spojrzała. – Ja też cię kocham. Galahad dobrał się do twojego bekonu

Na korytarzu usłyszała nieco poirytowany głos Roarke”a:

– Ile razy rozmawialiśmy o takim zachowaniu?

Uśmiechnęła się i zbiegła po schodach.

Na dole, jak zwykie, czekał Summerset. W wyciągniętej dłoni dwoma kościstymi palcami trzymał jej skórzaną kurtkę.

– Zakładam, że będzie pani na kolacji?

– A zakładaj sobie, co tylko chcesz. – Wzięła od niego kurtkę. Wkładając ją, zerknęła w górę schodów. – Chwileczkę, Summerset, będziesz mi na minutę potrzebny.

– Słucham?

– Daruj sobie ten wyniosły ton – odezwała się ściszonym łosem. Wskazała dłonią wyjście. – Idziemy.

– Mam jeszcze sporo do zrobienia – zaczął.

– Milczeć. – Zamknęła drzwi i nabrała w płucaświeżego powietrza. – Jesteś z nim już dość długo, wiesz wszystko,czego mi potrzeba. Po pierwsze, opowiedz mi o tym Micku Connellym.

– Nie mam zwyczaju plotkować na temat naszych gości.

– Jasna cholera! – Pięść Eve nagle znalazła się na jego klatce piersiowej. – Czy ja wyglądam na osobę, którą interesują plotki? Ktoś chce wtrzsnąć Roarkiem. Nie wiem dlaczego, ale jakiś osobnik próbuje mu dokuczyć. Mów, co wiesz o Connellym.

Czarne jak onyks oczy Summerseta zwęziły się, kiedy zobaczył jej pieść. Przez chwile rozważał propozycję.

– Był szalony, tak jak oni wszyscy. Czasy były szalone. Z tego, co wiem, miał trudną sytuację w domu, ale i pozostali pod tym względem niczym się nie różnili. Niektórzy przeżywali większy dramat, inni mniejszy. Pojawił się, kiedy już pracowałem dla Roarke”a. Grzeczny, ale kiedy trzeba, potrafił być ostry. Był głodny, jak inni.

Czy kiedykolwiek pokłócił ię z Roarkiem?

– Wszyscy od czasu do czasu się kłócili, czasami dochodziło nawet do bójek. Mick dałby sobie za Roarke”a odciąć rękę. Każdy z nich by to zrobił. Mick go podziwiał. Roarke raz za niego oberwał, od policji – dodał Summerset z ironicznym uśmiechem. – Mick wpadł u pasera.

– Dobra. Dziękuję. – Uspokoiły ją słowa kamerdynera.

– Chodzi o tę zamordowaną pokojówkę?

– Tak. Chcę, żebyś wykorzystał ten swój długi nos do czegoś innego poza zadzieraniem. Spróbuj trochę powęszyć. Poszperaj w przeszłości. Jeśli zauważysz coś podejrzanego, jeśli cokolwiek przyjdzie ci do głowy, daj mi znać. Tylko ty możesz obserwować Roarke”a, nie wzbudzając jego podejrzeń. Spodziewa się, że będziesz wiedział, gdzie jest, więc nie spuszczaj go z oka.

Summerset położył rękę na jej ramieniu, powstrzymując ją przed odejściem.

– Grozi mu jakieś niebezpieczeństwo?

– Gdyby tak było, nie pozwoliłabym mu ruszyć się z domu na krok, nawet jeśli miałabym go związać.

Przez chwilę jeszcze kamerdyner stal przed domem i przyglądając się, jak Eve wsiada do swojego rozklekotanego pojazdu służbowego, zastanawiał się nad tym, co powiedziała.


Kiedy przechodziła przez salę detektywów, Eve zdawało się, że zaraz z uszu buchnie jej para. Światełko łącza wściekle migotało, dopominając się, by sprawdziła nagromadzone wiadomości, a komputer analizujący przychodzące dane rozgrzał się do czerwoności.

Zignorowała oba urządzenia i zaczęła szperać w szufladach.

– Pani porucznik? McNab…

– Potrzebny mi laser – obwieściła Eve zdziwionej asystentce.

I pełne uzbrojenie. Znalazła skórzany futerał, z którego wyjęła sześciocalowy nóż. Ostrze. wystawione na światło dzienne, błysnęło złowrogo.

Peabody otworzyła szeroko oczy.

– Pani porucznik?

– Zamierzam odwiedzić serwis. Jestem uzbrojona. Rozwalę tych skurwieli. Wszystkich po kolei. A potem zaniosę ciała do mojego samochodu i podłożę ogień.

– Jezu, Dallas, przecież mamy stan pogotowia.

– Wiem i jestem w najwyższym pogotowiu. – Eve rzuciła asystentce gniewne spojrzenie. Nie przejechałam nawet pięćdziesięciu mil po tym, jak te kłamliwe zasrańce powiedziały, że wóz jest zrobiony na cacy. Zrobiony na cacy? Mam ci powiedzieć. jak wygląda wóz zrobiony na cacy?

– Chętnie posłucham, ale najpierw schowaj nóż.

Gniewnie parskając, Eve wsunęła ostrze do pochwy”.

– Kopci, a poza tym strzela, kiedy staję na światłach. Po prostu wierzga jak wściekła…

– Kobyła?

– Właśnie. Odprowadziłam do diagnozy i wiesz, co się okazało? Że nadaje się do złomowania. To ma być jakiś żart czy co?

Peabody zagryzła drżące usta.

– Nie wiem, nie znam się na tym.

– Trochę popychał, trzasnął i ruszył. Dwie ulice dalej znów zaczął szarpać. No wiesz, rzucał się jak…

– Potwór Frankensteina?

Eve, wyczerpana wybuchem złości, opadła na krzesło.

– Jestem porucznikiem. Mam stopień oficera. Dlaczego nie dadzą mi przyzwoitego samochodu?

– Niestety, tak to już jest. Jeśli mogę coś zasugerować, zamiast schodzić do serwisantów z laserem, lepiej weź ze sobą skrzynkę piwa. Zrobisz dobre wrażenie, to od razu się postarają.

– Mam robić dobre wrażenie? Prędzej połknę żywego węża. Zadzwoń do nich. Powiedz, że wóz ma być gotowy za godzinę.

– Ja? – Oczy Peabody szkliły się, jak gdyby zaszły łzami. -

O rany! Zanim zrobię z siebie pośmiewisko, powinnam pani powiedzieć, że mamy informacje na temat walizki. I linki.

Do cholery, czemu od razu nie mówiłaś?! Eve natychmiast przysunęła się do komputera.

– Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło. Stoję tu i paplam. – Kiedy to nie poskutkowało, Peabody westchnęła i wyszła, by podjąć pertraktacje z serwisem.

– Dobra, co my tu mamy? powiedziała do siebie Eve.

Zażądała, by komputer wyświetlił dane. Sporo sklepów i hurtowni miało w ofercie srebrną linkę identyczną jak ta, która posłużyła jako narzędzie zbrodni. Po uwzględnieniu jeszcze jednego czynnika, czyli długości sześćdziesiąt centymetrów lub ich wielokrotności – liczba ograniczyła się do osiemnastu, z czego sześć znajdowało się w granicach kraju. Tylko raz dokonano zakupu czterech długości, za gotówkę, w hurtowni mieszczącej się na Manhattanie.

– To tu. Założę się, że kupiłeś to tutaj. Kilka ulic od miejsca zbrodni.

Przeglądając dane na temat walizki, Eve zacisnęła usta w ponurym uśmiechu. Od stycznia sprzedano tysiące czarnych skórzanych walizek, ale kiedy sprawdziła cztery tygodnie poprzedzające morderstwo, okazało się, że jest ich mniej niż sto. Tego samego dnia co linkę kupiono ich tuzin. W Nowym Jorku tylko dwie, w tym jedną za gotówkę.

– Nie ma czegoś takiego jak zbieg okoliczności – mruczała pod nosem. – Tutaj robisz zakupy. Po co człowiekowi walizka, skoro nigdzie nie wyjeżdża. W ogóle nie było żadnej wycieczki. Byłeś tu, na miejscu.

Peruki, przypomniała sobie. Włączyła plik z danymi od Peabody i zaczęła przeglądać.

– Jezu, dlaczego ludziom nie wystarczają ich własne włosy?

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy salony fryzjerskie, sklepy, i dostawcy sprzedali dosłownie miliony peruk i kosmyków służących do przedłużania, uzupełniania i zagęszczania włosów.

Wliczając w to usługi wypożyczalni, wynik należało co najmniej potroić.

Cierpliwie jak kot czekający, aż mysz wystawi nos ze swojej norki, otworzyła zdjęcie przedstawiające Yosta przed drzwiami apartamentu, wycięła jego głowę, wymazała twarz i zażądałaby komputer pokazał trójwymiarowy model peruki. Rezultat wpisała do banku danych.

– Komputer, pokaż listę peruk z ludzkich włosów, pasujących do modelu, zakupionych za gotówkę.

Czekaj… Za gotówkę, w określonym czasie sprzedano pięćset dwadzieścia sześć sztuk, lokalizacja.,.

Eve w skupieniu obserwowała dane pojawiające się na monitorze.

Salon Paradise, SPRZEDAŻ DETALICZNA, Nowy Jork, Piąta Aleja, dnia trzeciego maja.

Zatrzymaj. Mamy ptaszka. Ale miałeś pracowity dzień, tyle zakupów. Komputer. Pokaż całą listę zakupów na ten rachunek.

Czekaj… Peruka z ludzkich włosów, model Dystyngowany Gentleman, peruka z ludzkich włosów, model Jurny Kapitan, dwa opakowania preparatu do pielęgnacji peruk Samson, butelka eliksiru kolagenowego do pielęgnacji twarzy Młodość, barwnik do spojówek, po jednym opakowaniu w kolorach błękitnym, morskim, karmelowym, produkt dietetyczny dla męczyzn Fat-Zap, dwie świece aromatyczne o zapachł drewna sandałowego. Razem,

Po wliczeniu podatku, osiem tysięcy dolarów i pięćdziesiąt osiem centów.

– Kupa forsy, ale karta płatnicza, nawet fałszywa, to zawsze jakiś ślad. Komputer, dołącz zdjęcie peruki model Jurny Kapitan do akt. Wyślij kopię adresów sklepów z walizkami, salonów fryzjerskich i sklepów z artykułami złotniczymi do mojego podręcznego komputera.

Kiedy komputer wykonywał polecenia, Eve zajęła się swoim łączem. Od wczoraj pojawiły się trzydzieści dwie nowe wiadomości. Dziwne, ale w większości przypadków zostawili je dziennikarze liczący na oświadczenie lub, chociaż jakiekolwiek informacje. Miała ochotę od razu je skasować, ale ostatecznie uznała, że wypełnią jej czas oczekiwania na wóz.

Zaczęła przeglądać wiadomości i automatycznie przesyłać prośby od dziennikarzy do wydziału kontaktów z mediami. Sama odpowiadała na tego typu prośby tylko na wyraźny rozkaz szefa.

Zatrzymała się przy wiadomości od Nadine Furst, popularnej prezenterki z Kanału 75 i przyjaciółki Eve.

– Jeszcze nie teraz, kochanie – mruknęła.

Postanowiła odpowiedzieć, ale z opóźnionym czasem odbioru. Nadine odbierze wiadomość, kiedy ona będzie już poza biurem.

– Nadine, nie naciskaj – powiedziała. – W tej chwili nie mam dla ciebie żadnego materiału. Dochodzenie w toku, sprawdzamy ślady, ble, ble i tak dalej. Wiesz, co się mówi. Zadzwonię, jak tylko będę coś dla ciebie mieć. Jeśli będziesz blokować moje łącze, przestanę cię lubić.

Zadowolona z pomysłu, zaprogramowała łącze tak, by wiadomość została przesłana za godzinę. W ciągu dwudziestu minut napisała raport, który wysłała szefowi. Nie zdążyła jeszcze włożyć kurtki, kiedy na ekranie wideofonu pojawiła się twarz komendanta Whitneya.

– Dallas, proszę do mnie.

Na schodach wpadła na wjeżdżającą na górę Peabody.

– Co z serwisem?

– No… Jak zwykle opowiadali, jacy to są zapracowani.

Eve zmarszczyła czoło.

– Wspomniałaś o laserze?

– Pomyślałam, że lepiej zachować ten argument na czarną godzinę. – Podobnie jak i złośliwe komentarze serwisantów na temat pewnej pani porucznik, która ma na swoim koncie niesamowite osiągnięcia w eksploatacji służbowych pojazdów i sprzętu. – Dałam im do zrozumienia, że dochodzenie, które prowadzimy, ma priorytet, i dodałam, że komendantowi Whitneyowi nie podoba się, że jego najlepsi oficerowie jeżdżą takimi starymi gruchotami.

– Dobrze to załatwiłaś.

– , Jeżeli nie wpadnie im do głowy, żeby zadzwonić do komendanta po weryfikację. Może powinnaś poprosić szefa, żeby ich przycisnął?

– Nie mam zamiaru jęczeć przed komendantem ani wykorzystywać swojego stopnia.

– ,Ale nie przeszkadza ci, że ja muszę to robić -jęknęła Peabody.

– Zgadza się. – Nastrój Eve nieco się poprawił. Zeszły z ruchomych schodów i wsiadły do windy. – Złożę komendantowi raport, a potem prześlę ci najświeższe dane. Zdaje się, że nasz ptaszek ma swoje gniazdko gdzieś tu w Nowym Jorku.

– U nas?

– Emm. – Eve wysiadła z windy na piętrze, na którym mieściło się biuro Whitneya.

Ponieważ od jakiegoś czasu miała bezpośredni dostęp do szefa, zapukała w drzwi jego gabinetu i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka.

Komendant siedział za biurkiem. Był postawnym mężczyzną, o dużej ciemnej twarzy, szerokich ramionach i prostych siwiejących włosach.

W biurze czekały na nią dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Żadne z nich nie wstało, kiedy weszła, ale oboje bacznie jej się przyglądali. Eve nie pozostawała im dłużna.

Goście mieli na sobie czarne garnitury, niedbale zawiązane krawaty, a na nogach dobre buty wypolerowane z wojskową dokładnością. Od razu ich rozpoznała.

Federalni. Cholera!

– Pani porucznik. – Whitney kiwnął głową. Jego duże dłonie spoczywające na biurku nie drgnęły. – Agenci specjalni James Jacoby i Karen Stowe, FBI. Porucznik Dallas prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa Darlene French. Jej asystentka Peabody. FBI interesuje pani sprawa, Dallas.

Eve nie odpowiedziała, nadal stała przy biurku szefa.

– Biuro oraz kilka innych agencji od kilku lat poszukuje Sylyestra Yosta podejrzanego o popełnienie wielu przestępstw, w tym także morderstwa.

Eye spojrzała w oczy Jacoby”ego.

– Wiem o tym z własnego dochodzenia.

– Biuro liczy na współpracę policji. W Nowym Jorku śledztwo prowadzi agentka Stowe i ja.

– Agentka Stowe i pan możecie prowadzić śledztwo, gdzie tylko chcecie. Mojego śledztwa na pewno nie będziecie tu prowadzić.

Brązowe oczy Jacoby”ego pociemniały.

– Działalność Yosta to sprawa federalna.

– Yost nie jest waszą własnością, agencie Jacoby. Nie należy ani do Interpolu, ani do Globalnych, ani nawet do nowojorskiej policji. Dochodzenie w sprawie śmierci Darlene French prowadzę ja i tak pozostanie.

– Radzę zmienić ton, jeśli nadal chce pani się tym zajmować.

– Radzę, żeby to pan zmienił ton, agencie Jacoby – wtrącił się Whitney. – Jeśli nadal chce pan przebywać w tym biurze. Policja jest gotowa współpracować z FBI w sprawie podejrzanego Yosta, ale na pewno nie zrezygnuje z porucznik Dallas. To ona będzie prowadzić dochodzenie dotyczące zabójstwa Darlene French. Proszę nie zapominać, gdzie leżą granice waszych kompetencji.

Jacoby nachylił się w stronę Whitneya. Oczy płonęły mu groźnie, był bliski wybuchu.

– Federalni od dawna mają na oku niejakiego Roarke”a, podejrzanego o różne nielegalne interesy, z którym związana jest pańska prowadząca. Myślę, że powierzenie jej tak ważnego śledztwa nie było najlepszym posunięciem.

– Jacoby, jeśli zamierza pan rzucać tu oskarżenia, niech się pan postara o jakieś dowody. – Eve z największym wysiłkiem utrzymała pozory spokoju w głosie. – Może zechce pan przedstawić akta kryminalne niejakiego Roarke” a?

– Dobrze pani wie, że nic takiego nie istnieje. – Jacoby poderwał się na równe nogi. – Chce pani sypiać z facetem, który złamał każde prawo, jakie obowiązuje na tej planecie, proszę bardzo, ale…

– Jacoby. -Agentka Stowe także się podniosła. Stanęła między kolegą a Eve. – Na miłość boską, nie mieszajmy do tego spraw osobistych.

– Słuszna uwaga. – Whitney odsunął się od biurka i wstał. – Agencie Jacoby, tym razem zignoruję pański niestosowny atak na mojego podwładnego. Jeśli w przyszłości coś podobnego się powtórzy, złożę raport u pańskich przełożonych. Rozpatrzymy pański wniosek o współpracę i udostępnienie danych dotyczących sprawy Darlene French, którą zajmuje się zespół dochodzeniowy prowadzony przez inspektor Eve Dallas. Proszę dostarczyć wniosek drogą formalną, na piśmie, z potwierdzeniem od pańskiego komendanta. To wszystko, dziękuję.

– Biuro może przejąć śledztwo.

– Wątpię – skwitował Whitney. – Oczywiście może pan złożyć w tej sprawie odpowiednią dokumentację. Do tego czasu radzę trzymać się z daleka od mojego biura i nie obrażać moich ludzi.

– Proszę nam wybaczyć, komendancie Whitney. – Stowe spojrzała ostrzegawczo na Jacoby”ego, dając mu do zrozumienia, że będzie lepiej, jeśli ten powstrzyma się od dalszych uwag. – Dziękujemy, że znalazł pan dla nas czas i poświęcił nam tyle uwagi. – Trąciła kolegę, wskazując głową wyjście.

– Lepiej się zastanów, zanim powiesz coś, czego będziesz później żałować -poradził Whitney, kiedy zamknęli za sobą drzwi.

– Zapewniam pana, komendancie, że nie ma niczego takiego, czego mogłabym żałować. – Na wszelki wypadek Eve wzięła głęboki wdech. Dziękuję za wsparcie.

– Jacoby przesadził. Wparował tu do mojego biura, myśląc, że wystraszę się jego federalnej odznaki. Gdyby grzecznie poprosił o możliwość współpracy, dostałby pozwolenie. Nie przejmie twojej sprawy, ale może dojść do tego, że będziesz zmuszona współpracować z Stowe i Jacobym. Masz coś przeciwko?

– Ja nie, komendancie.

Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu. Kiwnął głową i usiadł.

– Poproszę o raport.

Opowiedziała o wszystkim równie zwięźle i szczegółowo, jak na piśmie. Mówiąc, patrzyła, jak Whitney wydyma usta i unosi brwi. Zawsze reagował tak powściągliwie.

– Więc przez te wszystkie lata nikt go nigdy nie przyskrzynił? Na to wygląda. A nawet gdyby, to w żadnym raporcie nie ma o tym ani słowa. Sprawdzano linkę, ale nikomu nie przyszło do głowy, by przyjrzeć się szczegółom. Nikt nie zainteresował się konkretną długością czy miejscami sprzedaży. Nie rozumiem, jak można było zignorować coś tak oczywistego. Walizka i peruka dotyczą tylko sprawy French, niewykluczone jednak, że wcześniej też stosował podobne sztuczki. Profil osobowości sporządzony przez FBI jest gruntowny, ale zawiły, dlatego chcę poprosić o współpracę doktor Mirę. Niech rzuci okiem na dane, które zgromadziłam, i potwierdzi raport FBI.

– Zgoda. Wszystko musi przebiegać zgodnie z regulaminem. Musisz mieć oficjalne pozwolenie na wykonanie każdego kroku. Jacoby wygląda na faceta, który może się przyczepić do najdrobniejszego szczegółu. Ostrożnie z dziennikarzami. Nie rzucaj się zanadto w oczy. Ta sprawa w jakimś sensie dotyczy Roarke”a, a zatem i ciebie. Nie życzę sobie żadnych oświadczeń dla mediów, chyba że będziesz miała stuprocentową pewność.

– Tak jest, panie komendancie.

– Niech pani nie będzie taka zadowolona z siebie, pani porucznik. Zanim zamkniemy tę sprawę, dziennikarze nie dadzą pani spokoju. A teraz powiedz mi, czy podejrzewasz, kto pociąga za sznurki? Kto za tym wszystkim stoi?

– Nie mam pojęcia, komendancie.

– A zatem skoncentruj się na poszukiwaniu Yosta. Jesteś wolna.

– Tak jest, panie komendancie. – Odwróciła się i ruszyła za Peabody do wyjścia.

– Dallas?

– Tak, panie komendancie?

– Myślę, że Roarke powinien się spodziewać wizyty federalnych.

– Rozumiem.

Czekając na windę, Eve z trudem powstrzymała się przed wyładowaniem złości na ścianie.

– Jacoby traktuje Darlene French jak narzędzie – mruczała. – Dla niego też nie jest człowiekiem, tak jak i dla Yosta. Skurwiel.

– Przejmujesz się nią, Dallas.

– A tak, i nie zamierzam sobie odpuścić. – Eve już miała wejść do windy, kiedy zauważyła, że w środku stoi Stowe. – Trzymajcie się ode mnie z daleka.

Agentka FBI podniosła ręce.

– Jacoby wrócił do biura. Chcę porozmawiać. Zjadę z wami na dół.

– Jacoby to wyjątkowy kretyn.

– Przeważnie tak. – Stowe nieśmiało się uśmiechnęła. Szczupła trzydziestolatka robiła wszystko, by choć fryzurą jakoś zatuszować, że pracuje dla FBI. Jej kasztanowe włosy miały ciepły miodowy odcień, a ciemne oczy patrzyły ze szczerością. – Przepraszam za te jego uwagi. – Westchnęła. – Wiem, że moje przeprosiny, choć szczere, niewiele dla pani znaczą.

– Jeśli szczere, to może i znaczą.

– Rozumiem. To biurokracja, a przecież i tak wszyscy jesteśmy takimi samymi glinami.

– Czyżby?

– Yost. Pani na niego poluje i my na niego polujemy. Czy to takie ważne, kto przekręci klucz w jego celi?

– Nie wiem. Przez tyle lat nie udało się wam go przyskrzynić. Prawie tyle, ile żyła Darlene French.

– To prawda. Osobiście zajmuję się nim od trzech miesięcy, z czego jeden spędziłam przed monitorem, gromadząc i analizując dane na jego temat. Jeżeli uważa pani, że tak szybciej go złapiemy, oddam pani klucz.

Kiedy drzwi windy otworzyły się, Stowe zorientowała się, że zjechała do garażu. Eye wysiadła, a agentka nacisnęła przycisk parteru.

– Proszę tylko o to, żeby nie zwracała pani uwagi na wyskoki Jacoby”ego. Myślę, że możemy sobie wzajemnie pomóc.

Eye wsunęła dłoń między drzwi windy, nie pozwalając się im zasunąć.

– Postaraj się, żeby Jacoby nie wchodził mi w drogę, a ja się zastanowię.

Kiedy drzwi się zamknęły, ruszyła przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu służbowego pojazdu w kolorze zielonego groszku. Stał na swoim miejscu, zarysowany i z wgniecioną blachą. Jakiś dowcipny serwisant na tylnej szybie wymalował sprayem wielką jaskrawożółtą uśmiechniętą twarz.

Dobrze się stało, że jednak nie miała przy sobie lasera.

Загрузка...