ROZDZIAŁ V

Marie – Louise miała niezwykły sen. Trochę piękny, trochę straszny. Ktoś niósł ją na silnych rękach. Ujrzała twarz Andreja, ale była jakaś odmieniona, coś w niej nie pasowało.

Jego ręce… Delikatnie ją pieściły. Jego wargi muskały jej skórę. Sen był niezwykle realny, mimo że wszystko rozgrywało się na pozaziemskim, pozazmysłowym planie. Nie miało to nic wspólnego z prymitywną erotyką, było niewypowiedzianie piękne.

Jednakże czegoś się bała. Bała się jego twarzy, która była tak blisko, bała się jego oczu, które zmieniały się jak morze: od niezmąconego spokoju przechodziły do stanu poza ludzkim zrozumieniem. Wystraszyła się tak bardzo, że krzyknęła przez sen. Nagle poderwała się. Gdzie była? W łóżku? W ogromnym łożu małżeńskim z metalowym wezgłowiem, które pobłyskiwało w słabym, stłumionym świetle księżyca. Wyczuła ręką lekki koc, którym została okryta, a także poduszkę i materac. Kiedy przyszli do domu, sterczały tu tylko nagie zardzewiałe sprężyny.

Leżała w ubraniu, jedynie stopy miała bose. Sen… ktoś pieścił jej stopy czułymi dłońmi…

Rozejrzała się dokoła.

Była sama w pokoju.

Gdzie się podział Andrej? Marie – Louise błyskawicznie wstała, aż pociemniało jej w oczach i musiała się przytrzymać krawędzi łoża. A może rzeczywiście miała anemię? W istocie czuła się jak chora.

Czyżby Andrej spał w samochodzie? Był taki rycerski. Ale to niemożliwe! Założyła sandały i otworzyła drzwi.

Księżyc wyglądał blado i tajemniczo za przezroczystą mgiełką. Góry otaczające dolinę wznosiły się groźne i milczące w srebrzystym świetle. W samochodzie nikogo nie było.

Gdzie…?

W głębi duszy znała odpowiedź. Przerażona, z trudem stawiając nogi, zaczęła iść w stronę cmentarza.

Zobaczyła go, kiedy minęła zagajnik. Stał bez ruchu, wpatrując się w napis na wielkim, bogato zdobionym nagrobku.

Marie – Louise zbliżyła się cicho. Nie odwrócił głowy.

– Tutaj spoczywa chyba najbogatsza rodzina tego miasta – odezwał się. – Lubię spacerować po cmentarzach. Czytanie napisów na pomnikach to prawdziwa lekcja historii.

– Zawsze ogarnia mnie smutek kiedy chodzę pośród mogił – odparła Marie – Louise ochrypłym głosem. – Tak wiele różnych losów, nadziei, tęsknoty, tyle śmiechu, który nagle umilkł, i smutku, którego nie jesteśmy w stanie pojąć… O większości z tych, którzy tu leżą, bliscy już zapomnieli lub wkrótce zapomną. Wtedy pozostanie tylko nazwisko w księdze parafialnej.

– Hm – mruknął w zamyśleniu. – Taki jest porządek rzeczy, Malou.

– Andrej, czy nie powinieneś się położyć? O ile wiem, nie spałeś od wielu godzin. Być może dni!

– Tak, z pewnością masz rację.

Zaczął iść, ale nie w stronę domu. Podążyła niepewnie za nim. Brzegi alejek porastały cyprysy, a między nimi stały stare, pochylone krzyże.

Pod stopami idących szeleściły liście. Lato ustępowało miejsca jesieni. Marie – Louise poczuła się nagle bezbronna i potwornie samotna, bardziej chyba, niż gdyby znalazła się tu sama.

Otrząsnęła się z niedobrych myśli.

– Łóżko było pościelone – odezwała się trochę niemądrze.

– Tak – uśmiechnął się i przystanął, czekając na nią. – Nie mogłem patrzeć, jak śpisz na siedząco przy stole, pojechałem więc do miasta i kupiłem trochę pościeli i materac.

– Dziękuję.

– Malou – zaczął cicho, nie patrząc na nią. – Co mówili tamci ludzie, zakopując trumnę w parku?

– Coś okropnego.

Skręcili teraz na drogę prowadzącą do domu. W tym miejscu wznosił się łagodny nasyp, który okalał cmentarz. Andrej wszedł na górę i położył się na trawie. Marie – Louise usiadła obok.

– Chciałbym to usłyszeć, cokolwiek to było – nalegał. – Może wtedy mógłbym odgadnąć, co planują. Muszę wiedzieć, czy mają jakieś wieści od Svetli.

– Nie wspomnieli o niej ani słowem – odparła żałośnie. Z trudem pohamował wzbierający w nim gniew.

Chwycił ją za ramiona i niemal potrząsnął.

– Powiedzże w końcu, co słyszałaś! – syknął. Serce miała ściśnięte strachem.

– Szeptali coś o dziewczynie. Puścił ją.

– O jakiej dziewczynie?

Marie – Louise z trudem wykrztusiła z siebie kolejne słowa:

– Etienne zaproponował, żeby przebili ci serce. Andrej znieruchomiał i pobladł. Dostrzegła to na wet w tak słabym świetle. Ukrył twarz w dłoniach.

– O mój Boże! Czy ta historia dotarła aż tutaj? Czy nigdy nie zaznam spokoju?

Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po ramieniu.

– Nie wierzę w nią, Andrej.

Jak tonący chwycił ją za rękę i ścisnął kurczowo.

– Duszę się, Malou! Duszę się w sieci kłamstwa i zła. Nawet Svetla się ode mnie odsunęła. Oczywiście nie uwierzyła w te bzdurne opowieści, ale się mnie boi. Boi się mnie, a ja przecież pragnę dla niej tylko dobra!

Marie – Louise przysunęła się bliżej na znak, że całkowicie mu ufa.

– Jak właściwie powstały te opowieści? Jego głos był niewyraźny..

– Nie mam pojęcia, Malou. Nic z tego nie rozumiem.

Ciągle trzymał dziewczynę za rękę. Pochylił się nad jej dłonią, otarł o nią policzek, dotknął wargami niczym w rozpaczliwej tęsknocie za kontaktem z drugim człowiekiem.

– Pochodzisz z Transylwanii, prawda? – spytała.

– Nie, ale wychowałem się w tych samych górach, Karpatach. Urodziłem się na Słowacji, to niedaleko Węgier i Rumunii. W tych krajach wierzenia ludowe są nadal żywe. Nigdy nie poświęcałem im zbytniej uwagi, mimo że w ich atmosferze wyrosłem. Pewnego razu… wydarzyło się coś dziwnego. Stało się to w czasie, kiedy przyjechałem do zamku mojego dziadka w Białych Karpatach.

– Tak, Etienne mówił, że nikt nie wiedział, skąd przyjechałeś.

Zwrócił ku niej twarz pełną rozpaczy.

– Skąd przyjechałem? Mieszkałem z matką w innej części Karpat. Cierpiałem na wrodzone uszkodzenie mózgu i dlatego od czasu do czasu traciłem przytomność. Ojciec nie chciał się do mnie przyznać z tego powodu i odszedł od nas. W miarę jak dorastałem, ataki zdarzały się coraz rzadziej. Nigdy nie były niebezpieczne dla życia, a w dodatku przepisywano mi na nie bardzo dobre lekarstwo. Istniały więc wszelkie szanse ku temu, że całkiem wyzdrowieję. Moja matka miała jednak naturę histeryczki i rozpieszczała mnie, bojąc się nawrotów choroby. Kiedy dorosłem, chciałem się usamodzielnić i odszedłem od niej. Zacząłem studiować weterynarię na uniwersytecie. Jednak ona podążyła w ślad za mną. Było mi tak strasznie ciężko, Malou. Kochałem ją przecież, ale chciałem żyć własnym życiem.

– Dobrze cię rozumiem – powiedziała cicho. – Myślę, że jesteś bardzo wrażliwym człowiekiem.

– Trzy lata temu moja matka umarła. Wtedy dziadek zaproponował mi, abym przeprowadził się do niego i zajął inwentarzem. Z chęcią na to przystałem, gdyż mógłbym wtedy kontynuować studia. Przyjechałem do tej wielkiej posiadłości i spotkałem Svetle. Na początku była wobec mnie życzliwa i otwarta tak jak dla wszystkich, ale potem zdarzyła się ta historia z dziewczyną… Zamilkł i głęboko wciągnął powietrze.

– Nie miałem doświadczenia z kobietami. Byłem wstrząśnięty, kiedy się przekonałem, że potrafią być okrutne. Wiesz, nauczono mnie traktować je jak bogi nie lub jak figurki z porcelany, najlepiej jednak, żebym ich unikał. Tak, taka była moja matka – uśmiechnął się gorzko. – Chciała uczynić ze mnie rycerza z dawnych czasów. Jej nauki głęboko we mnie tkwią, nawet teraz kiedy dorosłem i sam decyduję o własnym życiu. W dzieciństwie oszczędzano mi wszelkich trosk i kłopotów, nienawidziłem tego!

Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Droga Malou, gdybyś wiedziała, jaki dzisiaj byłem szczęśliwy! Kiedy ci pomagałem, czułem, że żyję! Praca ze zwierzętami również sprawia mi wiele radości, wtedy wiem, że jestem coś wart.

Znowu spoważniał i przeniósł się myślami do rodzinnych stron.

– Być może to, co się wydarzyło, było wynikiem błędów mojej matki…

– Co się stało? – spytała zaciekawiona Malou.

– Właściwie nie wiem – szepnął.

Przez chwilę siedział w milczeniu z przymkniętymi oczami.

– We wsi, niedaleko zamku mojego dziadka, mieszkała młoda, prosta dziewczyna. Nawet jej nie znałem. Przebywałem w tej okolicy od niedawna i śniłem na jawie nierealne sny o cudownej Svetli, ona bowiem nie była taka jak inne, traktowałem ją niczym madonnę, ucieleśniała mój ideał kobiety – westchnął zrezygnowany. – Pewnego dnia znaleziono tamtą młodą dziewczynę martwą i prawie całkiem wykrwawioną. Lotem błyskawicy rozeszła się po wsi pogłoska, nie wiadomo, od kogo pochodziła, że widziano mnie nocą w pobliżu jej domu. Byłem ponoć blady jak śmierć, a moje zęby… O Boże!

Ukrył głowę pomiędzy uniesionymi kolanami.

– Twoje zęby są całkiem normalne – spokojnie stwierdziła Marie – Louise.

– Tak, wiem, ale mnie także ogarnęła psychoza. Wiedziałem, że spałem całą noc, kiedy zginęła ta dziewczyna. Ale mogłem przecież… Och, to straszne! Krążyło coraz więcej plotek. „W dodatku odnowiły się moje ataki…

– Zdarzało się, że po przyjeździe do dziadka traciłeś świadomość?

– Tak, dwa razy. Byłem potwornie zrozpaczony i załamany, bo przecież nie miałem już nawrotów choroby przez wiele lat i sądziłem, że jestem zdrowy. Myśleli, że umarłem, bo to tak okropnie wygląda. Ach, tak, przecież widziałaś. Jednak dzięki lekarstwu, które przez cały czas regularnie zażywam, wracałem z powrotem do życia.

Mówił teraz bardzo szybko, jakby w desperacji. Zrozumiała, że nie znosił o tym opowiadać.


Marie – Louise przypomniała sobie moment, kiedy zobaczyła Andreja w zamkowej krypcie. Mogłaby wtedy przysiąc, że nie żyje. Na samo wspomnienie jego zimnego wzroku, kiedy w chwilę później otworzył oczy, dreszcz jej przebiegł po plecach. Ogarnął ją strach.

Andrej wstał i ruszył w stronę domu.

– Czy naprawdę w to wierzysz? – spytała. – Czy na prawdę wierzysz, że jesteś… kimś takim?

Nie potrafiła się zmusić do nazwania rzeczy po imieniu. On zresztą także nie.

– Ale to przecież śmieszne! – mówiła dalej wzburzona.

– Więc dlaczego się nie śmiejesz?

– Bo mnie to złości.

Zerwał mimochodem listek z drzewa, zakłopotany i… przestraszony? Tak, jego zachowanie świadczyło o tym, że się boi.

– Oczywiście nie wierzę w takie przesądy, chyba nie muszę cię przekonywać. Nie żyjemy przecież w czasach zacofania i ciemnoty. Ale co wiemy o naszych ukrytych skłonnościach?

Nie zrozumiała dokładnie, o co mu chodzi. Dopiero później miała to pojąć.

– Nie mówmy o tym więcej, widzę, że sprawia ci to przykrość – powiedziała łagodnie. – Lecz co właściwie robiłeś w Afryce? Nigdy o tym nie opowiadałeś.

– Próbowałem odszukać Svetle. Powstrzymała się od komentarza. Znowu Svetla. Mijali ostatnie groby, gęsto porośnięte bluszczem.

Każdy kamień, krzyż i drzewo były pokryte zielonym dywanem.

Zgniótł w dłoni listek, którym się bawił.

– Wiesz – zaczął. – Kontaktowałem się ze Stefanem, który mieszkał tu w Prowansji. Pisał w listach, że miał wieści od Svetli. Przebywała w tym czasie w Tunezji. A ponieważ przyszła moja kolej ucieczki z naszego kraju za granicę, od razu się tam udałem. Ale Svetli nie znalazłem. Zadzwoniłem z Afryki do Stefana i dowiedziałem się, że kuzynka jest już w drodze do Francji. Oczywiście natychmiast tu przyjechałem, ale okazało się, że Svetla jeszcze nie dotarła na miejsce. Tak bardzo się o nią niepokoję. Jest zbyt krucha i delikatna, żeby sobie poradzić bez niczyjej pomocy. Jest zupełnie inna niż ty, Malou. Ty jesteś energiczna, silna i samodzielna.

Zakłuło ją w sercu. Jeżeli chciałaby, żeby coś o niej teraz powiedział, to na pewno nie to, że jest silna i energiczna! Ujrzała w myśli samą siebie jako krzepką norweską dziewczynę z warkoczami, szerokimi biodrami i rumianymi policzkami wieśniaczki. A tak na pewno nie wyglądała, a przynajmniej tak się nie czuła! Czy nie mógłby spojrzeć na nią inaczej, dostrzec w niej kobiety? Młodej, samotnej kobiety, która pragnęłaby go obdarować nagromadzoną w duszy miłością?

Nagle zaczęły jej przeszkadzać niebieskie dżinsy i kurtka, które, zdawało się, przyrosły do niej w ciągu kilku ostatnich dni. Na szczęście miała coś na zmianę w walizce. Andrej pomyślał widocznie to samo o swoim czarnym garniturze, ponieważ kupił sobie kilka nowych rzeczy podczas ostatniego wypadu do miasta, kiedy pojechał po pościel. Miał teraz na sobie ciemne spodnie i sweter w tym samym ciemnobrązowym odcieniu.

Marie – Louise podjęła walkę z cudowną Svetla.

– Chodzi mi o Stefana – zaczęła na pozór beztrosko. – Czy on jest osobą dominującą w rodzinie?

– Nie, tego nie można powiedzieć. Jest chyba najsilniejszy, psychicznie i fizycznie, ale nie jest najinteligentniejszy. Tak, jest bardzo silny! Umie sobie radzić w każdej sytuacji.

– I mieszka tu gdzieś, w Prowansji?

Andrej przystanął i spojrzał na nią zdumiony. Właśnie dotarli do zagajnika i stąd widać już było dom.

– Ależ, Malou! – zawołał. – Przecież go spotkałaś.

Umysł Marie – Louise odmawiał posłuszeństwa, pracował nieco opornie. Tym razem ona spojrzała na Andrej a zaskoczona.

Nagle uderzyła się w czoło.

– Ale jestem głupia! Francuska forma imienia Stefan to przecież Etienne! Że też o tym nie pomyślałam. Jest przecież do ciebie podobny i zna Białe Karpaty. Cofam to, co mówiłam o swojej wybitnej inteligencji.

Andrej wyglądał niezwykle pociągająco, kiedy się śmiał.

– Ale jest jeszcze inna zagadka, Andrej – dodała szybko. – Kiedy widziałam cię tamtego wieczoru w świetle latarni z okna domu wdowy, rozmawiałeś z hrabią w obcym języku. Czy on też…?

– Jego ojciec pochodzi z tych samych stron, co nasz dziadek, lecz wyemigrował do Francji dużo wcześniej.

Marie – Louise zwolniła kroku.

– A więc hrabiostwo znają krążące o tobie plotki?

– Tak.

– Od dziecka też znali rozmaite wierzenia ludowe? I słyszeli o twoich atakach?

– Tak, o tym również wiedzą.

Westchnęła zniecierpliwiona.

– To okrutne z ich strony. Szczególnie zawieszenie plecionych wianuszków czosnku było podłym postępkiem.

Zauważyła, że nagle znieruchomiał.

– Jakie wianuszki czosnku?

– Te w oknach domu wdowy. Zerwałam je. Nie widziałeś ich?

– Nie – odparł bezradny. – Rozumiesz, co to oznacza?

– Chyba powinny kogoś odstraszyć…

– Och, dajmy spokój przesądom! – przerwał jej. – To znaczy, że wiedzą, iż żyję.

Marie – Louise zamyśliła się.

– Nie – powiedziała powoli. – To wcale nie musi o tym świadczyć. Może ktoś chce mnie przed tobą ostrzec, dać mi do zrozumienia, że możesz powstać z martwych.

– Bzdura! – prychnął. Po chwili się opanował. – Możesz mieć rację. Ale to szatańska gra!

– Zejdźmy na ziemię – zaproponowała. – Kto ma kasetę twojego brata Jana?

– Nie wiadomo.

Marie – Louise coś podejrzewała.

– Andrej – zaczęła stanowczo. – Musimy ją znaleźć. Wiem, że niepokoisz się o twoją boską Svetle. Czuję to wszystkimi komórkami ciała. Nie możesz wrócić do Chateau Germaine, umarłeś i zostałeś pochowany. Ale ja mogę tam pójść.

– Ty? Oszalałaś? Nie – wolno ci!

– Dzięki za troskę. A co będzie, jeśli to zrobię?

– Ale po co?

Spuściła wzrok. Wiedziała, że pcha ją ku temu miłość do Andreja. Zrozumiała także, iż obrała złą taktykę, wyrażając się niepochlebnie o Svetli. Chociaż serce jej krwawiło, postanowiła nie myśleć o własnych pragnieniach. I tak nigdy nie wygra ze Svetla walki o Andreja.

Drżącym głosem rzekła:

– Ponieważ nie mogę spokojnie patrzeć, jak cierpisz. Ponieważ jestem silna i energiczna i mogę chronić Svetlę w twoim imieniu.

Objął ją ramieniem i przyciągnął ku sobie. Marie – Louise zaczerwieniła się, poczuła, jak bardzo pragnie oprzeć głowę na jego ramieniu. Odniosła jednak wrażenie, że jakaś piękna, delikatna istota usiłuje wcisnąć się pomiędzy nich i ich rozdzielić.

– Nie, Malou, nie wolno ci tam pojechać, nigdy na to nie pozwolę. Masz zbyt dobre serce, aby wydać cię na pastwę tych bestii. Mów dalej, pomyślała, wstrzymując oddech. Uczynił, jak chciała. Kiedy powoli szli w stronę domu, dodał:

– Chciałbym zostać z tobą, zaopiekować się tobą, ponieważ jesteś najbardziej bezinteresowną, najbardziej szczerą osobą, jaką w życiu spotkałem. Chociaż jesteś silna i niezależna, potrzebujesz kogoś bliskiego. Ja także ciebie potrzebuję. Być naprawdę sobą, nie myśleć o tym, co wypada, a co nie, wiedzieć, że jestem ci drogi, mieć kogoś, kto… Nie!

– Powiedz! – nalegała.

– Nie, to zbyt egoistyczne.

– A czy ty nie masz prawa być czasami egoistą?

– To nie tak, jak myślisz – westchnął. – To, o czym myślałem, jest…

– No, wyrzuć to z siebie!

Zatrzymał się i ujął jej twarz w swoje dłonie, ona natomiast starała się nie dać po sobie poznać, że zrobiłaby dla niego wszystko. O Boże, jak bardzo kochała kaziła linię jego twarzy, oświetlonej teraz przez księżyc!

Z powagą w głosie rzekł:

– Wszystko, co pamiętam z mego życia, to strach, Malou. Strach przed pogrzebaniem żywcem, rozumiesz?

– Rozumiem – szepnęła. – Ale teraz to się nie zdarza. Zgon musi stwierdzić lekarz.

– Tak, ale jako dziecko zawsze mieszkałem z matką. Tylko ona znała moją chorobę. Nie miałem odwagi odejść od niej. Obawiałem się życia wśród obcych ludzi. Co by było, gdybym miał atak, a oni by pomyśleli, że nie żyję? Cały czas się tego potwornie boję. Nawet kiedy już dorosłem i kataleptyczne ataki minęły. A teraz znowu wróciły. To był już trzeci atak w ciągu dwóch lat. W dzieciństwie jednak nie trwały tak długo.

Marie – Louise poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.

– Tak bardzo chciałabym pozostać z tobą, Andrej, bo chyba o tym myślałeś? Chciałabym się tobą opiekować, żebyś zawsze czuł się bezpieczny. Ale miejsce u twego boku nie należy do mnie. I nie sądzę, aby dwie kobiety zechciały zamieszkać z tobą równocześnie.

– Nie – zgodził się i opuścił ręce. – To chyba niemożliwe. Svetla czuje dziwną awersję wobec innych kobiet. Twierdzi, że jest wyczulona na dysharmonię w ich charakterach, biedactwo.

Czyżby? pomyślała Marie – Louise. Czy naprawdę jesteś aż tak naiwny, drogi przyjacielu?


Ruszył dalej. Byli już prawie w domu.

– Malou, musimy jakoś rozwiązać problem noclegu. Jak wiesz, jest tylko jedno łóżko. Ja mogę…

– Niewiele godzin pozostało do świtu – przerwała mu, otwierając drzwi. – Ja się już wyspałam. Teraz twoja kolej. Muszę zresztą wyprać rzeczy i umyć głowę. Jeżeli zamknę drzwi między kuchnią a pokojem, to chyba nie będę ci przeszkadzać. Prześpij się trochę. Naprawdę tego ci trzeba. Uśmiechnął się blado.

– Tak, chyba masz rację. Ale co będzie potem, następnej nocy?

– Jakoś to rozwiążemy. Zresztą w łóżku jest dosyć miejsca dla dwojga.

– No wiesz co! – oburzył się. – Przecież tak nie można.

– Nie martw się, możemy się położyć na przeciwległych brzegach. A jeżeli nawet dojdzie do jakiejś niepożądanej sytuacji, świat się od tego nie zawali!

Dostrzegła gniew w jego oczach.

– Nie chcę słyszeć o tym z twoich ust! Nie sądziłem, że jesteś taka jak wszystkie!

– Och, Andrej – westchnęła zrezygnowana. – To nie była żadna propozycja, zrozum. Nie mam zamiaru rzucić ci się w ramiona, próbuję tylko być realistką. Choć prawdą jest, że nie jestem tak niewinna jak Svetla. Pierwsze doświadczenia zdobyłam jako czternastolatka i żyłam z nieopierzonymi, głupimi nastolatkami aż do szesnastego roku życia. Ale potem wzięłam się w karby i nie ulegałam byle pokusom. Czekam na dzień, kiedy może kogoś pokocham. I kto mnie pokocha. Ale nie śnię o jakimś porcelanowym bożku o wrażliwej duszy.

Nie powinna chyba tego mówić. Była tak zła, że z rozmachem cisnęła swoją kurtkę w kąt.

Andrej stał nieporuszony pod ścianą, a jego twarz wyrażała coraz to nowe uczucia.

– Nie obchodzą mnie twoje doświadczenia – powiedział w końcu. – I trzymaj się z dala od Svetli w swoich cynicznych komentarzach!

– Ach, Andrej, czasem jesteś naprawdę niemożliwy. Można by pomyśleć, że jesteś jakimś przeżytkiem z czasów średniowiecza.

W tej samej sekundzie uświadomiła sobie, jaką popełniła gafę.

– O, nie! – jęknęła. – Wybacz mi, Andrej! Nie chciałam tego powiedzieć. Zapomnij o tym, zapomnij o wszystkim, co przed chwilą powiedziałam!

– To ja powinienem prosić o przebaczenie – odparł i podszedł bliżej.

Marie – Louise także postąpiła kilka kroków w jego stronę i oparła głowę na jego ramieniu.

– Oboje zachowujemy się niezręcznie – bąknęła. – Ale cokolwiek by się zdarzyło, nie myśl już o tych głupich przesądach. O wieńcach czosnku i przebitym na wylot sercu. Nie wierzę w ani jedno słowo.

– Ja też już nie – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Dziękuję, że zjawiłaś się w moim życiu, Malou! Jeżeli rzeczywiście nie chcesz się położyć, to pójdę już spać.

– Dobrze, idź!

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy odchodził i zamykał za sobą drzwi. Uśmiechnęła się smutno i bezwiednie dotknęła szyi. Było jeszcze coś, o czym nie zdążyli porozmawiać…

Ani słowem nie wspomniała o śladach na szyi, o dwóch bolesnych punkcikach w odległości około trzech centymetrów od siebie. Ani też o dziwnym śnie dzisiejszej nocy.

Marie – Louise stanęła przy oknie, patrząc na blady księżyc i poranną zorzę widoczną nad horyzontem.

Kto właściwie napadł ją przy wejściu do domu wdowy? I co się z nią wtedy stało?

Загрузка...