ROZDZIAŁ V

Wypowiedziała jego nazwisko z takim oddaniem, że się uspokoił. Przytulił ją delikatnie i nie wypuszczał z objęć, gdy ciągnęła swoją opowieść o ucieczce przez park, o Taju, który uratował jej życie. Miro ostrożnie poklepał psa po łbie, a ten podniósł leniwie tylko jedną powiekę.

– Nie pamiętasz żadnych nazwisk, imion? – zapytał Siergiej, gdy zamilkła.

– Nie. Sądzę, że rozmyślnie nie wymawiano ich w mojej obecności. Tego okropnego mężczyznę nazywano dziedzicem. Właściwie jedynym imieniem, jakie słyszałam, było moje własne: „Franciszko, przynieś to! Franciszko, biegnij z tym! Franciszko, znowu niedokładnie wyszorowałaś! Franciszko, zrób to jeszcze raz!”

Skuliła się w ramionach kapitana Rodana, szukając pociechy i poczucia bezpieczeństwa, a on głaskał ją delikatnie.

Ten dziedzic… Był twoim ojczymem? – O, nie. Ja byłam jedynie służącą.

– Raczej bym w to wątpił – rzekł Siergiej, a Miro mu przytaknął. – Ale znów wracamy do wieży. Z tego co powiedziałaś wynika, że dwór był położony na odludziu.

– Tak, w lesie, właściwie las otaczał dom z trzech stron, a z czwartej strony wznosiło się wysokie wzgórze. Być może za tym wzgórzem znajdowało się miasto, nie wiem.

– Ale z twojego pokoju widać było tylko łas? No i wieżę?

– Tak.

– Nie pojmuję, co to za wieża – wtrącił Miro i mimowolnie rozejrzał się wokół. – Skoro nigdy jej nie widzieliśmy, to znaczy, że znajduje się gdzieś daleko od naszych traktów.

– Ale w takim razie jak Franciszka zdołała przejść taki szmat drogi? Długo szłaś, Franciszko?

– O, tak, wiele dni. Ale pewnie krążyłam w kółko, bo nie dotarłam do celu.

– Być może ta wieża wcale nie znajduje się daleko, może ukryta jest za jakimś wzgórzem, których tu w okolicy nie brakuje. Gdyby tylko spojrzeć z odpowiedniej perspektywy! Przecież szpiedzy wypytujący o dziewczynkę nie przypadkiem przetrząsali właśnie te strony!

Siergiej popatrzył kątem oka na udręczoną Franciszkę, podziwiając w duchu siłę jej charakteru. Wiele ją kosztowało, by przedrzeć się przez gąszcz takich wspomnień, okrutniejszych niż mógł przypuszczać. Nic dziwnego, że nigdy nie chciała o tym rozmawiać'

Ale teraz była już bardzo zmęczona, widział to wyraźnie. Powinna wypocząć, tylko gdzie mogłaby sil położyć? Nawet w ich skromnej górskiej chacie przestało być bezpiecznie! Nie zazna spokoju, póki nie odnajdą upiornego domu jej dzieciństwa i nie usuną płynącego stamtąd zagrożenia.

Miro myślał nad czymś intensywnie. Ważył każde słowo:

– Dwadzieścia jeden lat… przypuszczalnie coś się ma wówczas wydarzyć.

– Nie bierz tego osobliwego snu tak dosłownie rzekła dziewczyna.

– Uwierz mi – wtrącił się Siergiej. – To nie był sen. Miro ciągnął dalej:

– Jak długo już mieszkasz u nas? Pięć czy sześć lat? Wydaje mi się, że około sześciu. Jeśli Siergiej się nie myli, to masz obecnie siedemnaście lat. Ale jeśli wierzyć Anuśce, to prawie dziewiętnaście. W każdym razie zaczyna się im palić grunt pod nogami.Wszystko jedno, kim są.

– Dziewiętnaście lat? – skrzywił się Siergiej. – Chyba nie masz dobrze w głowie! Franciszka nie może mieć aż tyle lat!

– Może, może. Sam siebie oszukujesz. Nic na to nie poradzisz, ona nie pozostanie przecież przez całe życie dzieckiem. Nie oszukasz czasu!

Siergiej nie miał ochoty na dalszą dyskusję i szybko zmienił temat.

– Jednego mi nie wyjaśniłaś, Franciszko. Dlaczego na początku się mnie bałaś?

– Nie wiem, kapitanie Rodan, naprawdę nie wiem. Ale faktem jest, że mnie po prostu przerażałeś.

– Może lękałaś się tego pejcza, który zawsze nosiłem przy sobie.

– Może… Bo kiedy go spaliłeś, trochę mi przeszło.

Ale nie, to musiało być coś innego…

– Franciszko, czy teraz, kiedy już jesteś świadoma, dlaczego nazywasz mnie kapitanem Rodanem, mogłabyś z tym skończyć?

Popatrzyła na niego przeciągle. Z jej pięknych oczu bił blask, który go wprost oślepił. Opuścił wzrok, a ona rzekła:

– Próbowałam, ale nie potrafię. Po pierwszej głosce ściska mi gardło.

Odwrócił się zawiedziony. Franciszka dygotała z zimna.

– Jak wrócimy do domu? – pytała bezradna. Żaden z nich nie odpowiedział, więc Franciszka zdobyła się na desperacką propozycję. – W takim razie sami wracajcie – oznajmiła, siląc się na heroizm. – Nie mogę przecież niszczyć waszego życia. Jakoś sobie poradzę!

– Nigdy cię nie opuszczę – rzekł Miro z przekonaniem.

Głos Siergieja brzmiał surowiej:

– Nie opowiadaj, dziewczyno, takich głupstw. Gdybyś wyruszyła stąd sama, po dwóch godzinach by cię złapali. Mam lepszy pomysł. Zostaniecie tutaj z psem i bronią. Pewnie trochę zmarzniecie, ale nic na to nie poradzę. Ja zaś udam się do miasta.

– O, nie!

– Owszem, tak, Franciszko. W mieście mam wielu przyjaciół. Może cię to zdziwi, ale niektórzy z nich są bardzo ustosunkowani. Wiem, co robię. Poczekacie tu, a gdy wrócę, będziemy mogli bez obawy pójść do domu. – Wstał z lekkim ociąganiem. – Miro – rzucił na odchodnym. – Pamiętaj, że ci ufam, pod każdym względem! Młodszy brat się zarumienił. Tak się cieszył, że wreszcie zostanie z Franciszką sam na sam! Tymczasem Siergiej wszystko musiał popsuć.

Siergiej zaś, spostrzegłszy wyraz jego tR•arzy, poczuł w sercu jeszcze większą rozterkę. Przecież przed chwilą trzymał dziewczynę w objęciach, była już dorosła, jej ciało zmieniło się. Nie mógł zapomnieć krągłych pośladków, jędrnych piersi, których dotykał. Bezwiednie ukrył dłonie za plecami. Ale żeby miała dziewiętnaście lat? Nie, to niemożliwe.

– Możesz na mnie liczyć – powiedział Miro niechętnie.

Siergiej ruszył w drogę, ale odwrócił się i przystanął, usłyszawszy wołanie Franciszki.

– Kapitanie Rodan! – krzyczała biegnąc za nim. Wracaj szybko! – dodała zadyszana.

– Wrócę! – obiecał Siergiej z uśmiechem. Spontanicznie zarzuciła mu ręce na szyję, wspięła się na palce i dotknęła ustami jego policzka. Był to pocałunek tak lekki jak muśnięcie wiatru.

– Kocham cię, kapitanie Rodan!

Miał ochotę powiedzieć, że i on ją kocha, ale nie zdołał wydusić z siebie tych kilku słów. Uwięzły mu w gardle, ale czułe spojrzenie wyrażało wszystko.

– Kapitanie – powiedziała cicho, zerkając ukradkiem, czy Miro jej nie słyszy. – Tak bym chciała… Czy mogłabym… Czy muszę przez cały czas chodzić ubrana jak chłopak?

– Oczywiście, że nie – odpowiedział, czując ciepło w sercu. – Rozejrzę się w mieście, może coś dla ciebie znajdę. To naturalne, że chcesz nosić sukienki.

– Bo ja tak strasznie bym chciała podobać się Mirowi, rozumiesz?

Usta mu drgnęły.

– Rozumiem! Zaufaj mi.

– Kapitanie Rodan – zaczęła z pewnym wahaniem. – Miro pytał mnie, czy wyszłabym za niego za mąż. Jak sądzisz, powinnam?

– Moja droga, przecież nie mogę za ciebie podejmować takich decyzji! – odpowiedział poirytowany. – Sama chyba powinnaś wiedzieć! Kochasz go?

Franciszka zerknęła na Mira.

– Czy kocham? No cóż, on jest bardzo przystojny, kapitanie!

Siergiej widział już znacznie przystojniejszych mężczyzn, ale przecież Franciszka nie miała takich możliwości. Na co dzie-ń oglądała jedynie Mira i jego, a takie porównanie wvpada~ decydowanie na korzyść młodszego brata…

– Tak, myślę, że wyjdę za niego – zadecydowała rozmarzona. – Bo dzięki temu będę mogła być zawsze blisko ciebie!

Siergiej z trudem łapał oddech.

– No nie, jeszcze nigdy nie spotkałem się z bardziej., pokrętnym rozumowaniem!

i Dlaczego pognał jak oparzony? – zapytał Mira; Franciszkę, która wracała wolnym krokiem. Zmiesza:; na pogłaskała Taja.

Nie wiem – odpowiedziała. – Chyba się bardzo spieszył.

– Siadaj, Franciszko. Porozmawiamy o tym, jak będzie, kiedy się już,pobierzemy.

– Myślę, że powinniśmy trochę poczekać z małżeństwem. Istnieje przecież jeszcze coś takiego jak miłość! – Wszystkiego cię nauczę.

Naprawdę? Czy tego można kogoś nauczyć?

– Franciszko, o czym ty właściwie myślisz? Obudź się! – rzekł łagodnie.

Drgnęła i odwróciła ku niemu twarz. Miro, czy mógłbyś mnie pocałować?

– Nie wolno mi! – zawołał, podrywając się z miejsca. – Ależ tak! – powiedziała z desperacją w głosie. ~ Dlaczego zabrania mi się kogoś kochać, skoro wsry€scy inni to robią? Czy coś jest ze mną nie tak? Czemu 4 pozbawia się mnie szansy, bym poznała, co znaczy w słowo „miłość”?

– Naprawdę uważasz, że powinienem?

y Zastanawiała się chwilę, wreśzcie podjęła decyzję. – Tak.

Miro przysunął się, drżąc z podniecenia. Franciszka prżymknęła oczy, by wczuć się całą sobą w ten pocałunek. Miro przytulił ją mocniej, a jego wargi dotknęły jej ust.

– Nie! – Odwróciła twarz i gwałtownie wyrwała się z jego objęć.

Dotknął jej ostrożnie. – Nie podobało ci się?

– Było inaczej, niż to sobie wyobrażałam – rzekła, próbując rozpaczliwie znaleźć odpowiednie słowa dla wyrażenia swych doznań. – Poczułam coś dziwnego… – Tak? Co? – Miro słuchał w napięciu.

Nie bez wahania odwróciła się do niego.

– Och, Miro, proszę, nie gniewaj się na mnie! Tak bardzo cię lubię, bardziej niż kogokolwiek… Ale wiesz, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że całuję się z bratem!

Poderwał się z miejsca i zaczął przechadzać to w jedną, to w drugą stronę.

– Wszystko dlatego, że wychowywaliśmy się razem – odezwał się w końcu z niepewnym uśmiechem. – Ale myślę, że to nie jest jedyna przyczyna. Sądzę, że tak naprawdę jest jeszcze za wcześnie, Franciszko. Poczekajmy, aż ukończę szkołę, zgoda?

– Zgoda! – roześmiała się z wyraźną ulgą.

– Ale jedno musisz mi, Franciszko, obiecać! Że nie zakochasz się w tym czasie w kimś innym.

– To mi nie grozi! To ty jesteś uosobieniem moich tęsknot i marzeń. Potrafisz być taki miły, czuły, delikatny, romantyczny niczym rycerze, o których mi tyle opowiadałeś. A przy tym jesteś inteligentny i wyrozumiały, no i bardzo wesoły. Czegóż więcej dziewczyna może pragnąć?

Miro silił się na obojętność, ale z trudem skrywał wrażenie, jakie wywarły na nim jej słowa.

– Ale pamiętaj, tobie także nie wolno zakochać się w innej! – dodała na koniec.

– Mnie możesz być pewna.

Napięcie między nimi wyraźnie zelżało.

– Pozwól, Franciszko, że zadam ci ostatnie pytanie.

Więcej nie będę cię dręczył. Czy nigdy nie odczuwałaś czegoś szczególnego,' kiedy cię dotykałem? Nigdy?

– Szczególnego? A cóż to miałoby być? Nie, ja… Zmieszała się, a po jej twarzy przebiegł cień zdziwienia i lęku.

– O czym pomyślałaś? – spytał Miro zaciekawiony. Wstała gwałtownie i spojrzała na niego jakby w poczuciu winy.

– O niczym. Przypomniało mi się jedynie… Ale to nie ma żadnego związku… Nie, nigdy czegoś takiego nie czułam. Nigdy! – wykrzyknęła.

Miro patrzył na nią ze zdumieniem. Ale był zbyt mądry, by drążyć ten drażliwy temat.

Naraz Taj podniósł się i popędził w dół w stronę lasu. Taj, Taj! Wracaj! – krzyknął przerażony Miro. Franciszko, zawołaj go!

Dziewczyna spełniła jego prośbę, ale pies tylko obejrzał się i pobiegł dalej.

– Muszę go zastrzelić! – zawołał Miro, chwytając za broń. – Jeszcze nam tu kogoś sprowadzi!

– Nie! – krzyknęła Franciszka. – Ten pies był moim jedynym przyjacielem w tamtych ciężkich, samotnych latach.

Taj zniknął i Miro nie potrafił temu zaradzić. Wściekfy i zrozpaczony nakrzyczał na Franciszkę, która nagle 'odkryła, że bez starszego brata jest zupełnie bezsilny. Ona sama także czuła się nieszczęśliwa i przerażona, a przy tym kompletnie przemarzła i chciało jej się spać. Tęskniła za kapitanem Rodanem, to on dawał jej poczucie bezpieczeństwa.

Taj powrócił po kilku minutach, okazało się, że wybrał się jedynie na krótki spacer po okolicy. Ucieszyli się ogromnie, poklepywali go i prześcigali się w pieszczotach.

– Czy to rzeczywiście jest pies obronny? – dziwił się Miro.

– Kiedy stamtąd uciekłam, był jeszcze bardzo młody. Ledwie wyrósł z wieku szczenięcego, ale od razu można było rozpoznać w nim przywódcę stada.

– Wyraźnie cię uwielbia. Jak zdołałaś się z nim zaprżyjaźnić?

– Wielokrotnie w ciągu dnia przechodziłam obok klatek dla psów. Potwornie się bałam tych warczących czworonogów. Był wśród nich jeden szczeniak, którego bardzo wcześnie poddano ostrej tresurze i surowym karom. Siedział biedak w kąciku, przerażony i nieszczęśliwy. Zawsze starałam się podetknąć mu jakiś kąsek i poklepywałam przez kraty, a on lizał moją dłoń i cichutko skamlał. Nasza prryjaźń przetrwała nawet wtedy, gdy Taj podrósł. Ale tresura nie pozostała bez wpływu. Raz widziałam, jak zaatakował w parku jakiegoś mężczyznę. Nie był to przyjemny widok.

Miro mimowolnie cofnął się o krok. – Ale zaakceptował Siergieja i mnie.

– Mówiłam ci już, że to mój jedyny przyjaciel – odezwała się cicho Franciszka. – Ja zaś byłam mu jedyną przyjazną osobą, bo nikt inny w tamtym domu nie był dla niego dobry. A to bardzo wrażliwy pies. Myślę, że przeżył piekło, kiedy odeszłam.

– Sądzisz, że instynktownie wyczuwa, że jesteśmy ci bliscy?

– Jestem tego pewna.

Mijały godziny, zapadła noc. Siedzieli w milczeniu, przytuleni, i choć ich ciała wzajemnie się ogrzewały, dygotali z zimna. Taj ułożył się u boku Franciszki i pozornie drzemał, jednak przy najlżejszym szmerze nastawiał uszu i podnosił łeb.

Bali się o Siergieja. Tak długo już nie wracał. Poraziła ich myśl, co by zrobili bez niego. Byliby kompletnie bezradni, straceni.

Naraz Taj zaczął warczeć. Franciszka drgnęła przestraszona i złapała Mira za ramię. Ale to nie dało jej wcale poczucia bezpieczeństwa. Taj wpatrywał się w niezalesione zbocze, skąd w ich kierunku zbliżała się jakaś postać…

– To Siergiej – szepnął Miro uspokojony. – Tak, to na pewno on!

Franciszka zerwała się i wraz z Mirem ruszyła mu na spotkanie.

– Taj, to przyjaciel! – wołała do ujadającego psa, który usłyszawszy jej słowa, stanął w miejscu. Siergiej także biegł ku nim. Chwycił Franciszkę w ramiona i uniósł w górę.

– Dziecino, co ty? – zapytał z uśmiechem. – Płaczesz czy się śmiejesz?

– Jedno i drugie, kapitanie Rodan – wyszeptała przepełniona uczuciem szczęścia. – Wróciłeś! Teraz wszystko będzie dobrze.

Загрузка...