Po tym zdarzeniu Franciszka bardzo się zmieniła, przycichła i zamknęła w sobie. Za dnia znikała przeważnie u Anuśki. Ożywiała się jedynie w dni świąteczne, kiedy przyjeżdżał Miro. Siergieja właściwie unikała, co ogromnie go martwiło, zwłaszcza że po powrocie z wesela odnosiła się do niego z równą nieśmiałością jak na póczątku. Czy coś się tam wydarzyło? Wiedział od Mira, że w jej obronie pobił jakiegoś mężczyznę. Nic jednak nie pamiętał.
Czasami tylko, gdy spoglądał na delikatnie wykrojone usta dziewczyny, przemykała mu przez głowę dziwna myśl, iż zna ich smak. Prześladowało go wrażenie, że kiedyś stęskniona tuliła się do niego. Lecz to pewnie był sen, a może marzenie wywołane pożądaniem, do którego nigdy nikomu by się nie przyznał. Nie mógłby skrzywdzić Franciszki. Jego pragnieniem było jedynie dobrze ją wychować.
Zwierzył się ze swych zmartwień Anuśce..
– Dziewczyna przechodzi teraz trudny okres, kapitanie – powiedziała sąsiadka. – Sama sobie będzie musiała z tym poradzić. Daj jej trochę spokoju. Pewnego dnia wszystko wróci do normy.
– Czy to przez Mira wpadła w takie przygnębienie? Anuśka zamyśliła się.
– Częściowo tak. Domyślam się, co ją trapi, ale ona nie chce mi się zwierzyć. Poradzę ci jednak coś, kapitanie! Musisz zadbać, by przebywała więcej wśród młodzieży, spotykała się z rówieśnikami. Ona żyje jak pustelnica!
– Myślałem już o tym – zgodził się z Anuśką Siergiej. – Zabierz ją w tym roku na zabawę dożynkową. Jest już dorosła. Powinna mieć szansę spotkania kogoś równego sobie stanem.
Siergiej spojrzał bacznie na sąsiadkę.
– A więc myślimy o tym samym… Sądzisz, że Franciszka wywodzi się z wyższych sfer?
– Z całą pewnością – westchnęła głęboko Anuśka. Ma dostojniejszych przodków, niż ktokolwiek z nas może sobie wyobrazić. To nie jest dziewczyna dla Mira ani dla moich synów.
Usta Siergieja wykrzywił grymas bólu.
– A co z tobą, kapitanie? – zapytała Anuśka. – Poświęciłeś się całkowicie swemu młodszemu bratu i tej dziewczynie. Ofiarowałeś im wiele lat. Czy pomyślałeś kiedyś o sobie, o swej przyszłości? Chyba nie zamierzasz do końca życia parać się tym niebezpiecznym zajęciem?
Słowa sąsiadki poruszyły go i skłoniły do zastanowienia. Nadszedł czas, by poszukał własnej drogi życiowej. Miro i Franciszka poradzą sobie bez niego. Wkrótce opuszczą rodzinne gniazdo, starą chatę pod lasem. W kraju ostatnio tak wiele się zmieniło. Wszystko wskazywało na to, że niebawem zniknie zapotrzebowanie na nielegalne przeprowadzanie ludzi przez granicę. Co wówczas będzie robił? Do wojska nie miał ochoty wracać, zbyt mocno cenił sobie swobodę. Lubił sam decydować o sobie i swym losie.
– Wiesz, kapitanie, czego ci potrzeba? – odezwała się Anuśka. – Misji, jakiegoś zadania, które pochłonęłoby cię bez reszty. Jesteś stworzony do wielkich czynów! Te podejrzane afery, w które jesteś wplątany, to nie dla ciebie!
Siergiej roześmiał się gorzko. Gdzie miałby znaleźć odpowiednią pracę?
– A poza tym – ciągnęła Anuśka – powinieneś się ożenić. Przydałaby ci się jakaś porządna, dojrzała kobieta. Jedź do miasta! Tacy mężczyźni jak ty mają ogromne powodzenie u wdów. Zobaczysz, że będziesz miał w czym wybierać. Przywieź tu którąś!
Jej słowa sprawiły-mu ból.
Nigdy się nie ożenię – rzekł stanowczo.
Anuśka obrzuciła go badawczym spojrzeniem i powiedziała z przestrogą w głosie:
– A powinieneś, kapitanie, i to jak najszybciej!
Miro także się zmienił. Coraz rzadziej przyjeżdżał do domu, a kiedy się już zjawiał, z trudem skrywał zakłopotanie. Na pytania bratą i Franciszki odpowiadał opryskliwie. Wkrótce się wyjaśniło, jaki jest tego powód. Miro zakochał się w dziewczynie, którą poznał w mieście, i wydawało mu się, że jego uczucie zostało odwzajemnione.
– Przywieź ją do nas – powiedział Siergiej – żebyśmy mogli ją poznać.
Miro zerknął niepewnie na Franciszkę, jakby chciał ją przeprosić, ale rozpromienił się, widząc na jej twarzy wyraźną ulgę.
– Och, Miro! – rzekła i pocałowała go. – A ja ciągle miałam wyrzuty sumienia, że nie mogę się w tobie zakochać.
A więc zamartwiała się z powodu Mira, pomyślał Siergiej.
Miro przywiózł dziewczynę, słodką, delikatną istotę o imieniu Ilona. Franciszka na powrót stała się sobą, była pogodna i spokojna. Znów potrafiła się śmiać i żartować z Siergiejem. Wydawało się, że wszelkie trudności zostały przezwyciężone. Robiłem z igły widły, myślał Siergiej. To były tylko przejściowe kłopoty związane z dorastaniem.
Spokój i harmonia nie potrwały długo. Nadeszła pora sianokosów: Pewnego dnia odpoczywali na trawie na skraju lasu, gdzie Franciszka prrygotowała posiłek. Była też z nimi Ilona, ukradkiem trzymali się z Mirem za ręce.
– Powiedz – zaczął naraz Miro, zwracając się do Siergieja. – Czy policja dowiedziała się czegoś o tych trzech typkach, których wtedy aresztowano?
– Nie, nie puścili pary z gęby i w końcu musiano ich zwolnić. Zakazano im jednak pokazywać się w naszym okręgu.
Nikt was potem nie nachodził?
– Nie, było całkiem spokojnie. Opowiedziałem policji historię Franciszki, ale pomimo wielu poszukiwań nie natrafiono na żaden ślad.
– Niepojęte! – zdziwił się Miro.
Siergiej zerknął na Franciszkę, która wpatrywała się w niego jakby nieobecna duchem. Zauważył to nie po raz pierwszy. Dziewczyna zorientowała się, że ją obserwuje, i pośpiesznie zaczęła wkładać jedzenie do koszyka. Siergiej zrozumiał, że kilka pełnych napięcia miesięcy pozostawiło w jej duszy trwały ślad. Co jakiś czas wpadała w przygnębienie i zamykała się w sobie.
Nie zasłużyłem na to, Franciszko, powtarzał w myślach. Pragnę tylko twego dobra, czemu więc unikasz mojego wzroku? Dlaczego ciągle stoisz w oknie, jakbyś wpatrywała się w coś, czego inni nie widzą? Z początku wydawało mu się, że to jego choroba wywołała zmianę w zachowaniu Franciszki, ale szybko odrzucił takie tłumaczenie. Nie pojmował, dlaczego gwałtownie rumieni się na jego widok, dlaczego pochlipuje wieczorami w poduszkę. Zastanawiał się nawet, czy przeżycia z dzieciństwa nie pozostawiły trwałego śladu w jej psychice. Ale nie! Był pewien, że zdołała pokonać swoje dawne lęki. Przyczyna musi więc tkwić gdzie indziej. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że, jak wspomniała kiedyś mimochodem, zamierzała wyjechać gdzieś daleko od domu…
Nie mógł znieść nawet myśli o tym. Przed wielu laty uparcie podążała za nim krok w krok jak anioł stróż, bo nie chciała zostać u Anuśki, a teraz nie chce mieć z nim nic wspólnego…
Miro i Ilona wstali, by wrócić do pracy, ale gdy Franciszka zamierzała podnieść się z miejsca, Siergiej zdobył się na odwagę i położył rękę na jej dłoni. Zamarła. Dlaczego tak trudno mu z nią rozmawiać? Przecież do niedawna świetnie się rozumieli.
– Franciszko… Chciałbym cię zapytać… O coś bardzo dla mnie ważnego. To nie ma związku z tobą. Franciszka wyraźnie się uspokoiła.
– Słucham.
– Chodzi o wesele.
Zacisnęła dłoń na kępce trawy.
– Zastanawiałem się – zaczął Siergiej nieśmiało – czy nie zachowałem się wobec ciebie nieodpowiednio. Czy nie uderzyłem ciebie? Bo wydaje mi się, że się mnie boisz.
Westchnęła udręczona, lecz nadal nie śmiała podnieść na niego oczu.
– Nie, kapitanie Rodan – wykrztusiła w końcu.
– Na pewno nie zachowałem się źle w ten czy inny sposób? Poza tym, że byłem pijany, bo to akurat wiem.
– Nie, absolutnie nie!
– Nie wywołałem jakiegoś skandalu? Nie musiałaś się za mnie wstydzić?
– Nigdy nie musiałam się za ciebie wstydzić, kapitanie Rodan, nigdy! – zapewniła żałośnie.
– W takim razie dlaczego… Poderwała się.
– Czy nie powinniśmy im pomóc?
Wstał, wzdychając ciężko. W końcu odkrył, jak mu się zdawało, przyczynę jej zachowania. Prawdopodobnie zrozumiała, że naleiy do innego świata, i wstydzi się, że jej przybrany ojciec jest takim prostakiem. Jednocześnie wstyd jej, że tak myśli, i… krąg się zamykał. Pewnie odczuwa zażenowanie na wspomnienie zażyłości, jaka ich łączyła, ze skrępowaniem przypomina sobie rozmowy o miłości, jakie prowadzili. Tęskni, chce się stąd wyrwać… Uporczywy ból rozsadzał mu klatkę piersiową.
Po tej rozmowie Franciszka wzięła się w garść i starała się odnosić do Siergieja jak dawniej. Z czasem do domu wróciła miła atmosfera, aczkolwiek oboje wyczuwali w tym pewien fałsz.
– Franciszko – zagadnął ją Siergiej któregoś dnia, kiedy czyścili stajnię. – Nie miałabyś ochoty pojechać do miasta na zabawę dożynkową?
Rozpromieniła się.
– Na zabawę? A mogę założyć odświętną sukienkę? Bardzo bym chciała!
Ach, te kobiety, pomyślał Siergiej z czułością. Najważniejsze dla nich, by mogły się wystroić.
– .Musisz się trochę rozerwać – rzekł bohatersko, szczęśliwy, że dziewczyna znów odnosi się doń z ufnością.
Nastąpiły gorączkowe przygotowania do wyjazdu. Franciszka i Ilona bez przerwy szeptały coś po kątach, aż Siergieja tróchę to denerwowało. Franciszka wyraźnie się ożywiła, podśpiewywała radośnie i szczebiotała. Siergiej pragnął cieszyć się z tej odmiany, ale jakoś mu to nie wychodziło.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu do miasta. Zaprzężono bryczkę, wyczyszczoną i przyozdobioną.
Miro i Ilona czekali już gotowi do drogi, gdy Franciszka wyszła ze swego pokoiku.
– I co, kapitanie Rodan? Mogę tak jechać? Bladoniebieska suknia ciasno opinała szczupłą talię i uwypuklała kształtne piersi, od bioder zaś układała się szeroko na sztywnych halkach. Zawiązany pod brodą kapelusz stanowił wspaniałą oprawę rozpromienionej twarzyczki o rysach doskonałych jak u jakiejś bogini. Włosy opadały na ramiona. W dłoni trzymała błękitną parasolkę.
Kapitan Rodan skinął głową z aprobatą, czując ukłucie w sercu.
Naraz Franciszka się zdziwiła:
– Ależ… dlaczego nie jesteś jeszcze gotowy? – Nie jadę z wami – odrzekł krótko.
Blask zgasł w jej oczach. – Nie pojedziesz?
– Nie, ktoś musi zostać z Tajem.
– Ależ Taj sam sobie świetnie poradzi, pobiega po podwórzu! Wystawię mu tylko jedzenie i wodę…
– Nie, i tak nie pojadę.
Stała jak porażona. Przez długą chwilę wpatrywała się rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, aż w końcu odwróciła się i wybiegła na dwór.
Siergiej był kompletnie zaskoczony. O co jej właściwie chodzi? O to, że on zostaje w domu? To dziwne, zresztą-czego się spodziewała? Ma jej deptać po piętach i pilnować młodych chłopaków, którzy będą ją adorowali? O, nie! Tu się pomyliła, sama się przekona: Bryczka wytoczyła się na drogę. Siergiej z trudem się powstrzymał, by nie odwrócić głowy…
Przez wiele godzin bezcrynnie snuł się po izbie. Taj, oparłszy łeb na przednich łapach, wodził za nim spojrzeniem. Siergiej wszedł do pokoiku Franciszki. Nigdy nie zaglądał tu w czasie jej nieobecności. Teraz też nie przyszło mu do głowy, by ruszać jej rzeczy. Chciał po prostu przebywać wśród należących do niej przedmiotów, mimo że potęgowało to jego cierpienia. W pokoiku pachniało mydłem, kwiatami, które tak lubiła w swoim otoczeniu, i nią samą. Łóżko było starannie posłane, codzienne ubranie przewieszone przez poręcz krzesła. Siergiej wziął do ręki sukienkę Franciszki i przytuliwszy do policzka, błądził myślami gdzieś daleko. Kiedy kładł suknię na miejsce, na nocnym stoliku przy łóżku dostrzegł pozytywkę. Tę samą, którą podarował jej przed laty i która wywołała pierwszy uśmiech na jej twarzy. Wzruszony wziął zabawkę do ręki, otworzył i zauważył, że poluzowała się figurka owieczki. Prawdopodobnie dlatego, że pozytywka była często używana. Postanowił ją naprawić. Gdy mu się to udało, w pokoju zabrzmiała cicha melodyjka, której dźwięki wywołały w nim lawinę wspomnień. Rozczulony zerknął na nieskomplikowany mechanizm i zmarszczył czoło.
Coś tam w środku było – kawałek papieru wciśnięty tak głęboko, jakby skrywał największą tajemnicę. Siergiej nie mógł się powstrzymać. Czubkiem noża wydobył karteczkę, mocno zniszczoną z powodu – jak przypuszczał – wielokrotnego rozwijania. Zaintrygowany tym, co na niej napisano, zupełnie zapomniał, że narusza prywatność Franciszki. Miał w głowie tylko jedno: musi się dowiedzieć, co też dziewczyna czytała tak często.
Drżącymi palcami rozprostował pognieciony kawałek papieru. Jego oczom ukazało się osiem liter napisanych niewprawną ręką i układających się w jego imię: SIERGIEJ.
Poderwał się, a serce waliło mu młotem. A więc w zabawce, którą dostała od niego, ukryła jego imię! To imię, którego nie była w stanie wymówić. Kartkę rozkładała wielokrotnie, aż papier całkiem się wytarł. Rzucił się na łóżko Franciszki i zacisnął palce na poduszce. Przyszły mu na myśl słowa, które niegdyś wypowiedziała: „Tak, wyjdę za mąż za Mira, bo wtedy będę mieć pewność, że zawsze będę blisko ciebie”. Przypomniało mu się także-jej późniejsze zachowanie.
Nie, to chyba niemożliwe… To nie mogło tak być… Franciszka, młoda jak pąk róży, i on, kapitan Rodan, niepoprawny dzikus…
Ale dlaczego w takim razie unikała go ostatnio? Usiadł raptownie, bo ząświtała mu w głowie pev~•na myśl. Czy to nie po weselu wróciła jej dawna nieufność? Ta obsesja, myśl, że kiedyś ich usta znajdowały się blisko siebie, że trzymał ją w ramionach i całował z taką namiętnością, że świat zawirował wokół nich… Może to wcale nie jest wytwór wyobraźni? Może to się naprawdę wydarzyło?
„Zrobiłam coś strasznego” – wyznała kiedyś. Może myślała: „Zakochałam się w moim opiekunie?” Biedne dziecko, musiała odczuwać straszny wstyd!
A on ją wysłał na zabawę dożynkową, by rówieśnicy mogli smalić do niej cholewki. Tym samym dał jej do zrozumienia, jak mało go obchodzi. Tak zapewne pomyślała, gdy powiedział, że nie będzie jej towarzyszył.
A on? No cóż, nad tym nie musiał się specjalnie zastanawiać, bo swego uczucia był całkowicie pewien. Nie narodziło się ono z dnia na dzień, dojrzewało powoli przez ładnych parę lat. Co z tego, skoro teraz tak zranił i upokorzył Franciszkę. Czy dziewczyna nie zechce szukać pociechy w ramionach innego?
Pośpiesznie wygonił Taja na podwórze i wystawił mu jedzenie, po czym wyprowadził konia ze stajni. W duszy mu grało, choć nadzieja mieszała się z wątpliwościami. Zdążył przemierzyć spory odcinek drogi, gdy uświadomił sobie, że się nie przebrał w odświętne ubranie. Nie chciał jednak zawracać.
Miro i dziewczęta poszli się zameldować w gospodzie. I wtedy powsta~ – oblem.
= Może panienka tu wpisze swoje nazwisko – zwrócił się gospodarz do Franciszki.
Sięgnęła po pióro z ociąganiem i bezradnie spojrzała na Mira.
– Co mam napisać? – szepnęła.
– Napisz… o mój Boże, przecież ty nie masz nazwiska! Rozmyślali gorączkowo, co czynić.
– Napisz: Rodan – cicho poradził jej Miro.
– Jak sądzisz, czy kapitan nie weźmie mi tego za złe? – Sądzę, że nie miałby nic przeciwko temu. W pewnym sensie jesteś jego córką – rzekł Miro i ku swemu zdumieniu spostrzegł, że Franciszka się zarumieniła. Napisała „Franciszka Rodan”, nie do końca przekonana, że postępuje słusznie.,
Zadne z nich nie zwróciło uwagi na mężczyznę, który wyślizgnął się niepostrzeżenie z gospody.
Na ulicach kłębił się rozbawiony tłum. Ludzie śpiewali i tańczyli gdzie popadło. Miro z Iloną szli przodem, a Franciszka kilka kroków za nimi. Wszędzie, gdzie się pojawiała, wzbudzała zainteresowanie, bo wyrosła na prawdziwą piękność. Pełna wdzięku, w błękitnej sukni, z parasolką w ręce, przypominała, porcelanową figurkę, która cudem ożyła.
Przechodzili obok sceny, na której występował jakiś zespół, i Franciszka nabrała ochoty, by popatrzeć na tancerzy.
– Dobrze, zostań tu i przez chwilkę pooglądaj zgodził się Miro. – My wejdziemy tymczasem do oberży. Dołącz do nas, kiedy zgłodniejesz.
Pokiwała głową i przesunęła się bliżej sceny. Miro i Ilona szli ulicą, trzymając się za ręce. W pobliżu karczmy Miro gwałtownie przystanął.
– Siergiej, tutaj? Gdzie? Nie widzę!
– Ja też nie, ale słyszałem jego głos. Jest taki charakterystyczny, że trudno by było go nie rozpoznać. Rozglądali się wokół, ale nigdzie nie dostrzegli Siergieja. Poszli dalej i oto ze zdumieniem odkryli, że głos należy do starszego mężczyzny o pociągłej śniadej twarzy i zimnym spojrzeniu.,
– Niewiarygodne! – Miro nie posiadał się ze zdumienia. – Dałbym głowę, że słyszę Siergieja!
Franciszka tymczasem wpatrywała się jak zauroczona w tancerzy. Jej nogi same poruszały się w takt muzyki. Naraz ktoś szepnął jej do ucha:
– Panna Franciszka?
Nikt nigdy tak się do niej nie zwracał. Odwróciła się i spostrzegła jakąś damę, mniej więcej w jej wieku, której z całą pewnością nigdy nie widziała na oczy.
– Jestem dawną znajomą kapitana Rodana. Miałam przekazać, że w pewnym gronie, nie całkiem pani obcym – tu rzuciła parę nazwisk znanych Franciszce kilka osób pragnęłoby zobaczyć panienkę.
– Dziękuję,,chętnie przyjdę. Ale nie mam, niestety, wiele czasu, bo czeka tu na mnie ktoś inny.
– Odprowadzę, jeśli panienka będzie sobie tego życzyć.
Nowa znajoma nie wzbudziła sympatii Franciszki. Była dosyć otyła, miała ciemne włosy i twarz bez wyrazu.
– Od dawna zna pani kapitana Rodana? – spytała ją ostrożnie.
– Siergieja? O, tak – odparła swobodnie młoda dama. – Znamy się już od wielu lat.
Franciszka poczuła ucisk w żołądku. Jeśli kapitan Rodan miał taki gust, to ona, niewysoka i szczupła, jest właściwie bez szans.
Nieznajoma poprowadziła ją do bardzo eleganckiego zajazdu na przedmieściu.
– Wejdź, proszę!
Przeszły przez hol ku niskim drzwiom, zza których Franciszka usłyszała jakieś głosy. Zadrżała.
– Czy kapitan Rodan teź tu jest?
Ale tamta w odpowiedzi popchnęła ją lekko do środka i zamknęła za nią drzwi.
Znalazła się w niedużym pokoju. Przy stoliku siedzieli dwaj mężczyźni, którzy wstali na jej widok.
– Oto i Franciszka – powiedział wyższy z nich głosem do złudzenia przypominającym głos Siergieja. To przecież on niegdyś przerażał ją do utraty zmysłów! Doprawdy, bardzo urosłaś od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni!
Franciszka wbiła w niego przerażony wzrok. Chciała krzyknąć, ale wielka dłoń zakryła jej usta.