ROZDZIAŁ VI

Siergiej zdołał załatwić w mieście wiele spraw. Jego przyjaciel, pracujący w policji, przyczynił się do aresztowania trzech mężczyzn, którzy wtargnęli do gospody,razem z psami. Zwierzakom zapewniono wikt i schronienie. Tyle tylko, że poprzedniego dnia widziano w okolicy sześciu mężczyzn i cztery psy…

– Doliczmy jednego umarlaka i jednego psa. Brakuje nadal dwóch natrętów.

– Domyślam się, gdzie się zaczaili – rzekł Miro.

– Ja również. Ale nie bój się, Franciszko, poradzimy sobie.

Franciszka dygotała z zimna i czuła się taka bezradna. Bardzo pragnęła znów się znaleźć w domu, w ciepłym łóżku. Droga do chaty wydawała się jednak nadal zamknięta.

Siergiej z radością przyjął wiadomość, że Miro i Franciszka postanowili zaczekać ze ślubem.

– Nie warto się zbytnio spieszyć – przytaknął.

– No cóż, ty jesteś najlepszym tego przykładem zakpił Miro. – Nawiasem mówiąć, już dawno nie balowałeś w mieście. Wygląda na to, że całkiem z tym skończyłeś!

– Z takich rzeczy też się wyrasta – skwitował Siergiej. – No, proszę, to małe nieszczęście wprowadziło trochę ładu pod naszą strzechę – zażartował Miro. Franciszka roześmiała się i rzuciła w niego kawałkiem mchu. Miro pobiegł z Tajem na wyścigi w stronę domu, zaś dziewczyna z Siergiejem powoli podążyli ich śladem.

– Ach, jaka jestem szczęśliwa – westchnęła Franciszka.

– Dlatego, że w pobliżu naszej chaty grasują mordercy?

– Nie, oczywiście, że nie dlatego. Cieszę się, że wróciłeś cały i zdrowy!

Otoczył ją ramieniem, a ona położyła mu rękę na biodrze. Tak objęci, szli zamyśleni do domu.

– Zamówiłem to, o co prosiłaś. Dwie suknie na co dzień i jedną odświętną. Starczy?

– Och, kapitanie Rodan! Ale czy będą na mnie pasować?

Uśmiechnął się na przypomnienie sceny, gdy gestykulując zawzięcie usiłował określić wymiary i figurę Franciszki.

– Sądzę, że będą dobre – rzekł krótko.

Ciepło płynące od jego ramienia napawało dziewczynę błogą rozkoszą.

– Pozwoliłam Mirowi, by mnie pocałował – powiedziała.

Na moment ścisnął mocniej jej ramię, ale zapytał na pozór obojętnie:

– I co czułaś?

– Właśnie dlatego postanowiłam, że na razie się nie pobierzemy.

– Rozumiem.

– Odniosłam wrażenie, że coś jest nie tak. Jakbyśmy byli rodzeństwem! Chyba istnieją głębsze uczucia?

– Owszem.

– Wiem – rzekła po chwili, a Siergiej spostrzegł, że się rumieni. – Tak jak wtedy, kiedy położyłeś rękę na moim kolanie. Wtedy to poczułam!

– Ależ, Franciszko, to nie było nic szczególnego. Bywają doznania znacznie piękniejsze.

– Wiem, miłość. Tak strasznie pragnę ją przeżyć! Czy ty kiedyś kogoś kochałeś?

– Nie – odpowiedział pośpiesznie. Starał się ważyć słowa. – Szukałem miłości, Franciszko, na różne sposoby, ale tak naprawdę nigdy jej nie spotkałem. Moje serce jest twarde i nieczułe.

– W życiu nie słyszałam podobnych głupstw! -.wykrzyknęła Franciszka poruszona do żywego.

Wrócił Taj, żeby sprawdzić, czy idą w tym samym kierunku.

– Hej, piesku! – zawołała. – Będziesz miał teraz nowy dom. Zamieszkasz w naszej chacie.

– Po raz pierwszy powiedziałaś „nasza” chata. Do tej pory uważałaś, że jesteś moim i Mira gościem. Szkoda!

– Gościem? Na początku pragnęłam jedynie być waszą służącą.

– Tak, to było jeszcze gorsze.

Szczęśliwie dotarli do domu. Miro wprowadził do stajni konie, które pasły się nie opodal. Wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, więc Siergiej uznał, że mogą kłaść się do łóżek. Zamknął jednak dokładnie drzwi, a niewielkie okna przysłonił okiennicami. Tajowi pozwolił spać w pokoiku Franciszki.

Panowała jeszcze ciemna noc, gdy dziewczynę obudziło ostrzegawcze warczenie psa. Usiadła na łóżku, ale nie usłyszała żadnych hałasów, które by mąciły nocną ciszę. Wstała. Boso i tylko w koszuli przemknęła do większej izby i dotknęła ramienia Siergieja.

– Kapitanie Rodan, Taj coś słyszał.

Natychmiast oprzytomniał także Miro. Siergiej po omacku szukał strzelby.

– Wracaj do siebie, tam jesteś najbezpieczniejsza szepnął.

– Chcę zostać z tobą.

– Zrób, co ci każę. – Chwycił ją za ramię i poprowadził do jej pokoju. – Przecież ty prawie nie masz nic na sobie! – wybuchnął. – Moja droga, w takim stroju nie wchodź do łóżka mężczyzny!

– Nie myślałam o…

– Właśnie, zbyt rzadko myślisz – odburknął. Ubierz się, ale nie zapalaj światła.

Szybko włożyła suknię, a potem usiadła na brzegu łóżka i w napięciu nasłuchiwała. Taj powarkiwał od czasu do czasu, ale poza tym panowała cisza.

Nagle wszyscy usłyszeli złowróżbny trzask ognia. – Stajnia! – wykrzyknął Miro. Jednocześnie do ich uszu dobiegł tętent spłoszonych koni.

– Niech Bóg ma nas w swojej opiece – wyszeptał Siergiej. – Franciszko, zamknij swoje drzwi. Taj zostaje przy tobie.

– Kapitanie Rodan! – krzyknęła, ale było już za późno. Obaj wybiegli na dwór, żeby ratować konie.

Taj czatował przy drzwiach napięty jak struna. Franciszka słyszała nawoł5~vania braci i rżenie uciekających koni. Pożar został ugaszony równie szybko jak wybuchł. Pewnie poszła na to niejedna beczka wody, pomyślała Franciszka.

Nagle pies ostro zaszczekał. W sąsiedniej izbie rozległy się jakieś kroki, a potem szept obcych głosów: – Ona jest tutaj! Tu są drzwi!

Taj bezszelestnie czaił się do skoku. Franciszka sięgnęła po nóż, który zostawił jej Siergiej, ale nie znalazła go w mroku. Co tam! I tak nie zdobyłaby się na to, by go użyć.

Podłożyli ogień, żeby wywabić nas na dwór, pomyślała. To podstęp! Zebrała siły i głośno zaczęła wołać kapitana Rodana. Ktoś dobijał się do jej drzwi. Nie były zbyt solidne. Czy długo wytrzymają taki napór? myślała przerażona. Co stanie się potem?

Ale nagle w sąsiedniej izbie zakotłowałó się. Chyba wrócili Siergiej i Miro. Padł strzał… Franciszka krzyknęła, tym rażem z przerażenia. Do jej uszu dochodziły odgłosy zaciętej bójki. Wreszcie ktoś silnym kopnięciem otworzył drzwi. Jakiś wysoki mężczyzna chwycił dziewczynę, zasłonił jej usta i próbował zmusić, by poszła przodem.

Chcą mnie wziąć żywą, pomyślała Franciszka, usiłując ugryźć napastnika w rękę.

Niemal w tej samej chwili Taj skoczył obcemu do gardła. Franciszka w duchu błogosławiła panujący w izbie mrok. Zasłoniła uszy, by nic nie słyszeć… Miro odciągnął ją na bok. W chacie zapadła głucha cisza.

– Franciszko, niuszę zapalić lampę – oznajmił Miro, siląc się na spokój, ale było słychać, że głos mu drży. – Póki co wyjdź na podwórze. Nie, nie bój się, obaj nie żyją.

– A kapitan Rodan?

– Nie wiem. Teraz wyjdź!

– Kapitanie Rodan! – krzyknęła rozdzierająco. Nikt nie odpowiedział.

– Dobrze już, dobrze! Wyjdź – prosił Miro zdenerwowany równie jak ona. – Wszystkim się zajmę! Franciszka szlochała zrozpaczona, ale posłuchała Mira. Na podwórzu było trochę jaśniej niż w chacie. Bezradna chodziła to w jedną, to w drugą- stronę. Naraz dostrzegła konie. Pożar został całkowicie ugaszony, mogła więc wprowadzić zwierzęta do stajni. Opierały się zrazu, ale gdy udało jej się przekonać jednego, pozostałe spokojnie podążyły w ślad za nim.

Franciszka zorientowała się, że Miro wlecze coś ciężkiego w stronę lasu. Potem nalał wody do wiadra i wrócił do domu.

– Możesz już przyjść! – zawołał w końcu.

Jeszcze nigdy Franciszka nie, przekraczała progu chaty tak niepewnie, z takim lękiem. Była zupełnie roztrzęsiona. Marzyła, by wrócił tamten czas, gdy wszystkie swoje zmartwienia mogła powierzyć kapitanowi Rodanowi. By zawsze był obok – silny, dający poczucie bezpieczeństwa, ukrywający starannie czułość pod maską surowości. Co teraz będzie?

W izbie paliła się lampa. W blasku jej światła Franciszka ujrzała Siergieja. Leżał na łóżku nieruchomo, z zamkniętymi oczami.

Jęknęła i upadła na kolana, wtulając twarz w jego ramię. Wybuchnęła płaczem.

– Kapitanie Rodan! – szlochała. – Mój kochany, co ja teraz pocznę, jak mam żyć bez ciebie? Chcę umrzeć, umrzeć…

– Przestań krzyczeć, głuptasie. Okropnie boli mnie głowa – odezwał się Siergiej.

Franciszka wpatrywała się w bladą twarz, a jej spojrzenie wyrażało ulgę i nieopisaną radość. Płakała i śmiała się na przemian.

– Ależ ty masz psisko – rzekł Siergiej z podziwem w głosie. – Cieszę się, że jestem po twojej stronie. Franciszka odwróciła się i spojrzała pytająco na Mira. – A ten strzał?

– Nic się nie stało, trafił w ścianę. Siergiej został uderzony kolbą – wyjaśniał Miro. – Jest mocno poturbowany, ale żyje! A to najważniejsze.

Ścisnęła dłoń kapitana z taką siłą, że aż jęknął. – Ale Taj nie zagryzł przecież ich obu?

– Oczywiście, że nie. Trochę było ze mnie pożytku, nim straciłem przytomność.

Franciszka nie odchodziła od łóżka. Wpatrywała się z uwielbieniem w wyrażającą stanowczość, choć przeraźliwie bladą twarz Siergieja.

– Wiesz, Franciszko, jestem na ciebie zły – odezwał się do niej z wysiłkiem, nie otwierając oczu.

– Zły, na mnie? Dlaczego?

– Nawet w najgłębszej rozpaczy przywołujesz kapitana Rodana. Tracę nadzieję, czy kiedykolwiek się to zmieni i nazwiesz mnie po imieniu.

– Słyszałeś mój krzyk?

– Tak, ale nie mogłem odpowiedzieć. Franciszko, czy potrafiłabyś się przemóc teraz, kiedy jestem taki chory?

– No wiesz – zaprotestował Miro. – To tchórzostwo! Wykorzystujesz swoją słabość i jej współczucie, żeby osiągnąć taki cel?

– Nie wtrącaj się, braciszku! Najlepiej wyjdź stąd i się czymś zajmij!

Miro wymamrotał coś przez zaciśnięte zęby, ale posłusznie opuścił izbę.

– Nie, nie mogę – rzekła Franciszka. – Pówiedz: S!

– S…

– Sier… – Sier.:.

– Siergiej…

Przez kilka sekund trwała cisza.

– Nie – westchnęła w końcu bezradna. – Nie mogę. Siergiej milczał. Odetchnął głęboko, by się uspokoić.

Długo chorował. Tymczasem w szkole zwolniło się miejsce i Miro, szczęśliwy i dumny, mógł wreszcie rozpocząć naukę. Franciszka przejęła pieczę nad całym gospodarstwem. Siergiej jednak, choć właściwie powinien leżeć w absolutnym spokoju, uparł się, że sam o siebie zadba. Jedyne ustępstwo, jakie poczynił, dotyczyło przyrządzania posiłków. Dotknąć się nie pozwolił. Głęboko zatroskana Franciszka widziała parę razy, jak za wszelką cenę starał się wstać, ale walił się niby kłoda z powrotem na posłanie, udając potem, że nic się nie stało.

W końcu doszedł do siebie. W jakiś czas po tych dramatycznych wydarzeniach wszyscy troje zostali zaproszeni na wesele do sąsiedniej wsi położonej wysoko w górach. Pojęcie sąsiedztwa było w tym przypadku dosyć umowne. Na przykład Anuśka, najbliższa sąsiadka, mieszkała w odległości kilku godzin od ich chaty, a wioska, gdzie miało się odbyć wesele, znajdowała się jeszcze dalej. Wszyscy troje bardzo się ożywili, otrzymawszy zaproszenie, choć Franciszka martwiła się, czy jej odświętna suknia będzie gotowa na czas. Ostatecznie od biedy mogłaby założyć codzienną, gdyby ją trochę ozdobić koronkami i nowym fartuchem. Dziewczyna, widząc zachwycone spojrzenia braci – pełne miłości Mira i ojcowskiej czułości Siergieja, wprost rozkwitała.

W czasie jednej z rozmów na temat zbliżającego się wesela Miro z niepokojem popatrzył na brata.

– Martwię się o ciebie – wyznał. – Wydaje mi się, że to trochę za wcześnie na zabawę. Nie doszedłeś jeszcze całkiem do siebie.

– Poradzę sobie.

– Proszę cię tylko o jedno: nie pij!

– To nie, tamto nie. Kto tu właściwie jest starszym bratem?

– No cóż, ja także się czasem nad tym zastanawiam…

Siergiej złapał go żartobliwie za kark. Wydaje się całkiem zdrów, pomyślała Franciszka, chociaż czasami spod opalenizny przebija bladość. Poza tym martwiło ją, że kapitan tak szybko się męczy. Miała jednak nadzieję, że dla własnego dobra nie będzie się zbytnio forsował. Chociaż nigdy nie można było mieć co do tego pewności. Zawsze troszczący się o młodsze „rodzeństwo”, kapitan Rodan swoje własne zdrowie zupełnie lekceważył.

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień. Franciszka siedziała na koźle pomiędzy braćmi, kiedy kamienistym traktem jechali ku weselnej zagrodzie. Miro objął ją ramieniem.

– Wiesz, nie będzie tam piękniejszej od ciebie panny. Przetańczę z tobą całą noc.

– O, nie – zaprotestował Siergiej. – Kiedy w końcu nadarza się sposobność, by poznała innych chłopców, nie możesz zająć jej całego wieczoru. Daj jej szansę, niech sama wybierze.

– Nie znajdzie lepszego – uśmiechnął się zadowolony z siebie. Przytulił ją i delikatnie pocałował.

– Oszczędź mi tego widoku – jęknął Siergiej.

– Surowy ojczulek nie pozwoli nikomu zbliżyć się do córeczki! – roześmiał się Miro.

Siergiej w odpowiedzi syknął coś przez zęby. Bracia założyli najlepsze ubrania, odświeżone i uprasowane z wielką starannością przez Franciszkę. Były to stroje ludowe z tamtego regionu: wysokie bury, obcisłe jasne spodnie, koszula i haftowana kożuszana kurtka. Franciszka patrzyła na nich z podziwem i wydawało się jej, że jeszcze nigdy nie spotkała tak przystojnych mężczyzn jak bracia Rodanowie.

Gdy jednak dotarli na miejsce, zaniemówiła z wrażenia. Zachwycało ją wszystko: kolorowe girlandy, piękne ubrania, obficie zastawione stoły. Chwyciła Siergieja za rękę, a on uśmiechnął się, widząc jej nieskrywane zdziwienie i dziecinne onieśmielenie wobec otaczającego ich bogactwa. Młodzi małżonkowie urzekli ją okazywaną sobie czułością i szczęściem promieniującym z ich oczu.

– Czy to według ciebie zwie się miłością? – szepnęła do Siergieja.

Przytaknął. – W takim razie niebawem wyjdę za mąż. – Za Mira?

– Tak, przecież nie znam nikogo innego. Popatrz, jak wspaniale wygląda dzisiejszego wieczoru. Chociaż zastanawiam się, czy kiedykolwiek zapałam do niego takim uczuciem, o jakim mówiliśmy.

Siergiej nic nie odpowiedział. Wypuścił jej dłoń, a Franciszka nieoczekiwanie bez żadnego powodu całkiem straciła odwagę…

Wesele odbywało się zgodnie z chłopską tradycją. Bimber płynął strumieniami. Siergiej oczywiście nie zdołał się powstrzymać od picia, choć na początku bardzo się starał. Jakże jednak można było nie pić, gdy kielich podawano sobie z rąk do rąk i każdy po kolei musiał skosztować trunku, by nie urazić gospodarzy? Franciszka i Miro z głębokim niepokojem obserwowali, jak alkohol stopniowo coraz mocniej działa na Siergieja.

Znaczna część uroczystości odbywała się na powietrzu. W miarę jak upływał wieczór, weselnicy pojedynczo lub parami znikali za ciemnymi budynkami, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi.,

Franciszka szybko przezwyciężyła nieśmiałość i kiedy poznała innych gości, bawiła się znakomicie. Nigdy jeszcze nie była na weselu. Po raz pierwszy tańczyła wszystkie tańce, które z takim zapałem ćwiczyli w domu razem z Mirem. Wprost promieniowała radością. Wiele par oczu kierowało się na tę drobną młodziutką dziewczynę. Kobiety obserwowały ją z lekką, rezerwą, mężczyźni zaś z c~ieskrywanym zachwytem.

Na początku tańczyła tylko z Mirem, ale potem zaczęli porywać ją do tańca inni chłopry. Młodszy z braci wyruszył więc na podbój nieznajomych panien. Wypite w nadmiarze trunki niejednemu kawalerowi uderzyły do głowy i nie wszyscy zachowywali się wobec Franciszki odpowiednio. Zapadły już ciemności, gdy przyczepił się do niej jakiś amant z odległej osady. Narzucał się jej coraz nachalniej, szukała więc pomocy u Mira, ale on zajęty był rozmową z inną dziewczyną. Nie chciała mu przeszkadzać. Siergiej, który przez cały wieczór kręcił się w pobliżu i obserwował, czy Franciszka dobrze się.bawi, teraz zniknął. Prawdopodobnie pił gdzieś z innym mężczyznami. Miała ochotę upomnieć go, by był ostrożny, ale Miro uprzedzał, że Siergiej potrafi być bardzo nieprzyjemny, gdy ktoś zwraca mu uwagę.

Franciszka jednak postanowiła go odnaleźć, gdyż miała kłopoty z pozbyciem się natręta. Rozejrzała się dokoła; ale nigdzie nie dostrzegła znajomej postaci.

Od strony stajni dobiegły ją w pewnej chwili głosy mężczyzn rozmawiających o koniach. Wydawało się jej, że słyszy Siergieja. By tam dojść, musiała opuścić dziedziniec. Gdy szła ku stajni przez niewielki zagajnik, stanęła nagle oko w oko ze swym adoratorem. Był solidnie podpity.

– No i co, nareszcie cię dopadłem! – wybełkotał i objął ją wpół.

Franciszka usiłowała się uwolnić z jego ramion. – Pozwól mi przejść – prosiła.

– Tutaj, w środku lasu, gdzie nikt nas nie widzi? Nie bądź głupia! – Błyszcząca od potu twarz nachylila się nad jej twarzą.

– Kapitanie Rodan! – krzyknęła Franciszka.

– Cicho… Po co wrzeszczysz? Pewnie już nie raz się tak zabawiałaś, skoro mieszkasz pod jednym dachem z braćmi Rodan!

Naraz odepchnęła go silna dłoń. W mroku nocy Franciszka dojrzała wykrzywioną wściekłością twarz Siergieja. Uderzał mocno, raz za razem. Wokół zebrał się tłum podpitych gapiów.

– Przestań, Siergiej! – zawołał ktoś w miarę trzeźwy. – Zostaw już tego amanta! Dostał za swoje.

– Śmiał tknąć Franciszkę! Nie miał prawa! Nikt nie ma prawa jej dotykać!

Dziewczyna pojęła, że Siergiej jest kompletnie pijany. Oparł się o pień drzewa; było to najrozsądniejsze, co mógł uczynić w tym stanie.

Kilku mężczyzn odniósło pobitego natręta. Z Rodanem został tylko ów najtrzeźwiejszy.

– Pomyśl, żeby tak napaść na dziecko! – bełkotał zdenerwowany Siergiej.

Franciszka z trudem rozpoznawała jego głos. Przyciągnął ją do siebie i.tulił w ramionach.

– Franciszka nie jest już dzieckiem – odezwał się z powagą obcy mężczyzna. – To dorosła kobieta.

– Co ty wiesz? – upierał się Siergiej: – Może z wyglądu jest dorosła, ale ma duszę dziecka. Jestem jej przybranym ojcem i znam ją najlepiej. – Głos mu drżał.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Zdaje mi się jednak, kapitanie, że nie znasz siebie – odparł i zwracając się do Franciszki, dodał: – Przyprowadzę tu jego brata. Najlepiej będzie, jeśli kapitan Rodan wróci do domu. Nie jest jeszcze całkiem zdrów.

Skinęła głową.

– Bardzo dziękuję, tak będzie najlepiej – odpowiedziała. – Ja się nim zajmę.

Siergiej wzburzony głaskał ją po twarzy.

– Jesteś jeszcze dzieckiem, Franciszko! Powiedz, że jesteś jeszcze dzieckiem – powtarzał z uporem. Kiedy dorośniesz, stracę cię. Pojawi się jakiś młokos i cię zabierze. Proszę, nie dorastaj! Jesteś moim dzieckiem, na zawsze nim pozostaniesz! Powiedz, że to prawda! – Przytulił policzek do jej policzka, a ona nie protestowała.

– Ależ, kapitanie Rodan, zostanę z tobą na zawsze! – zapewniała szczerze, bo życie bez niego, najlepszego opiekuna, jakiego można sobie wyobrazić, wydawało się jej niemożliwe. Przyłożyła usta do szorstkiego policzka Siergieja, a delikatnymi dłońmi pogładziłą jego gęste włosy.

Siergiej drżał ze zdenerwowania, a głos mu się łamał: – Nie dopilnowałem cię, chociaż przez cały wieczór nie spuszczałem z oka. Dałem się zaciągnąć tym pijakom, gdy wołałaś mnie samotna i przestraszona. Pomyśl, co by się stało, gdybym cię nie usłyszał, pomyśl…

– Dobrze, już dobrze – uspokajała go szeptem Franciszka.

Na delikatne muśnięcie jej warg odpowiedział tym samym. Franciszka poczuła na policzku gorący pocałunek i dała się porwać cudownemu upojeniu. Wstrzymała oddech, a wszystko wokół niej wirowało i drżało. Jej usta błądziły w poszukiwaniu jego ust, a kiedy się odnaleźli, poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.

W tym pocałunku zawierała się taka rożpacz i uczucie tak gwałtowne, że Franciszka w jednej chwili oprzytomniała. Wyswobodziła się z objęć Siergieja i uciekła.

O Boże, przemknęło jej przez głowę. Co ja zrobiłam? Co on sobie o mnie pomyśli? Zalała ją fala-wstydu i przerażenia. Wyjadę stąd! Nie mogę tu dłużej zostać. Jak mogłam mu to zrobić? Przecież to mój opiekun, przybrany ojciec! Pewnie ze dwa razy starszy ode mnie.

Zaopiekował się mną. Okazał mi tyle serca…

Nie przyszło jej nawet na myśl, że kapitan Rodan mógł się kierować uczuciem o wiele gwałtowniejszym niż ojcowska troska. Uznała, że jest pijany i nie wie, co czyni. Ludzie często pod wpływem alkoholu robią rzeczy, których potem gorzko żałują, na które nigdy nie odważyliby się po trzeźwemu. Nie, kapitan nie zrobił tego świadomie! Może nie chciał jej zranić, wprawić w zakłopotanie? To ona bezwstydnie zaczęła tę grę. Jak spojrzy, mu teraz w oczy?

Zdyszana i roztrzęsiona wpadła na Mira. Z trudem łapała oddech.

– Jest tam… w lesie – wydukała w końcu. – Wydaje mi się… że powinien wracać do domu.

– Jest chory?

– No, niezupełnie.

– Nie denerwuj się, Siergiejowi alkohol nie szkodzi, poza tym że całkiem traci pamięć. Nie powinien w ogóle pić, a już szczególnie teraz, po doznanym niedawno urazie głowy. Słyszałem, że się z kimś bił.

Franciszka starała się odzyskać równowagę. – To nie było nic groźnego.

– Aha! Znam dobrze Siergieja. Po pijanemu wyczynia niesamowite rzeczy, na szczęście jednak następnego dnia o niczym nie pamięta.

Iskra nadziei zapłonęła w jej sercu. – Nie pamięta? – zapytała.

– Nic, kompletnie nic. Zapomina o wszystkim.

– Dzięki ci, dobry Boże – szepnęła po cichu; tak by Miro jej nie usłyszał.

Загрузка...