TŁO HISTORYCZNE

Liczne badania socjologiczne, przeprowadzone w Rosji pod koniec XX wieku, wyjawiły następującą prawidłowość. Praktycznie sto procent społeczeństwa gotowe było przychylnie powitać władzę, która zaprowadzi w kraju jakiś umowny PORZĄDEK. I jak zwykle ludzie rozumieli pod tym pojęciem nieskomplikowane w formie, ale trudne w realizacji ideały, które urzeczywistnić mógł tylko silny rząd, cieszący się ogólnonarodowym poparciem. Jednocześnie – paradoksalne, ale prawdziwe – ponad 70% badanych nie godziło się na ograniczenie swoich swobód obywatelskich dla osiągnięcia tego umownego PORZĄDKU. Ludzie chcieli, żeby w sklepach był dostatek towarów, a urlop można było spędzać w zagranicznych ośrodkach wypoczynkowych, i żeby nikt w jakikolwiek sposób nie ograniczał ich wolności. Te niewątpliwe osiągnięcia aktualnej władzy zdążyli ocenić jak należy i nie zamierzali się z nimi rozstawać. Po prostu wydało im się dziwne, że te zewnętrzne atrybuty demokracji w jakiś zagadkowy sposób wiążą się z rozwojem bandytyzmu, rosnącym bezrobociem, gwałtownymi kryzysami finansowymi i tym, że bogaci coraz bardziej się bogacą, a biedni coraz szybciej osuwająsię w otchłań nędzy. Liczne ciosy w rodzącą się dopiero klasę średnią, która mogłaby się stać prawdziwym gwarantem stabilności społecznej, skomplikowały tylko stan rzeczy, uszczupliwszy „strefę lojalności” o najbardziej utalentowanych i pracowitych. W praktyce na przełomie wieków cała Rosja czekała na jedno – na CUD.

Cud ten powinien był zawierać trzy elementy. Po pierwsze – wyraźne określenie, kto jest winien fatalnego stanu rzeczy. Po drugie – wyraźne stwierdzenie, co trzeba zrobić, żeby z tego stanu rzeczy wydobyć się raz i na zawsze. I po trzecie – ZROBIĆ TO!

Samozwańczy Rząd Zaufania Narodowego, który zdobył władzę w rezultacie „puczu styczniowego”, zaczął od głoszenia wszystkich koniecznych w takim przypadku haseł. W odróżnieniu jednak od poprzednich ekip rządzących, RZN był klasycznąjuntą – z tą tylko różnicą, że jego jądro składało się nie z wojskowych, a z wyższych oficerów służb specjalnych. Dlatego wszelkie swoje hasła RZN mógł poprzeć realną siłą. I siła ta była na tyle przekonująca, że poddali się jej z szacunkiem nie tylko Rosjanie, ale i światowa opinia publiczna, która w początkowym okresie zagroziła prawie Rosji interwencją.

Hasła RZN były zaskakująco proste i trafnie dobrane. Po pierwsze – zlikwidować przestępczość na poziomie podstawowym. Po drugie – zwrócić zagrabione mienie do skarbu państwa i stworzyć takie warunki, żeby pieniądze nigdy już nie wypływały za granicę w sposób niekontrolowany. Po trzecie – stanowczymi metodami przeprowadzić sanację narodu. I najważniejsze – RZN stanowczo oznajmił wszem i wobec: „Szanujemy każdego uczciwego obywatela i sprawimy, że nigdy już nie będzie się musiał niczego bać”.

Krótko mówiąc, było to wcielenie PORZĄDKU, o którym wszyscy marzyli.

Oczywiście, po ogłoszeniu swoich haseł RZN zetknął się, łagodnie mówiąc, z ogólnym sarkazmem. Pierwsza odezwa rządu do narodu przywołała na usta wszystkich dawno zapomnianą abrewiaturę (przypomnijmy, że RZN to Reaktywny Zespół Nerwicowy). Obywatele wtedy jednak nie wiedzieli jeszcze, że granice zostały zamknięte, a powołana na dniach specjalna agencja dokonuje masowych aresztowań tych, których nazywano „oligarchami”. Rosja nie uświadamiała sobie, że nazajutrz obudzi się w nowym państwie, nazwanym Związkiem Słowiańskim, a przed narodem tego Związku pojawią się liczni wrogowie, z których trzeba będzie oczyścić kraj – i dla których odnawiano już liczne łagry na Północy. I że codzienne życie Związku toczy się już wedle kolein wyznaczonych „Zarządzeniem numer 102” RZN, a wkrótce zostaną ogłoszone następne dwa, które na najbliższe dziesięciolecie obejmą WSZYSTKO.

W zasadzie te zarządzenia nie mogłyby zostać wprowadzone w życie. Nie mogłyby – dlatego, że cały naród powinien powstać przeciwko władzy, która zapowiadała masowy terror. W żadnym kraju świata ludzie nie zgodziliby się żyć pod tak potwornym brzemieniem. Ale to, co działo się na całym terytorium Związku do tej pory było znacznie gorsze, a najważniejsze – znacznie bardziej poniżające.

Sto drugie i sto szóste zarządzenia otwarcie przekupywały pokrzywdzonych dotychczas „szarych ludzi”. Gwarantowały przywrócenie im szacunku dla samych siebie. Wiary w to, że są prawdziwymi gospodarzami swojego kraju. A obywatele z radością pozwolili się kupić. I – jak pokazała dalsza praktyka – bardzo długo wcale tego nie żałowali.

„Zarządzenie numer 102” proklamowało tak zwany „dwustopniowy wymiar sprawiedliwości”. Z chwilą jego ogłoszenia spośród wszystkich przestępstw wymienianych w kodeksie karnym, wydzielono szczególną grupę przestępstw skierowanych przeciwko osobom prywatnym. Nie tylko zatem zabójstwa czy gwałty, ale rozboje, grabieże, wymuszenia, akty chuligaństwa, którym towarzyszyły uszkodzenia ciał ofiar i wiele innych, włączając w nie handel narkotykami – zostały zdefiniowane przez „Zarządzenie 102” jako akty ataku na główną wartość narodu i kraju: jej morale. Człowiek, który dopuszczał się tych aktów ogłaszany był wrogiem narodu, to znaczy osobnikiem, który świadomie sam postawił siebie poza granicami człowieczeństwa i nie zasługiwał na żadne współczucie. Takie przestępstwa karane były w jeden jedyny sposób – tych, którzy się ich dopuścili skazywano na dożywotnią katorgę.

Do drugiej grupy wliczono przestępstwa, które objęto obszernym terminem „podkopywanie ekonomiki kraju”. Sąsiadowały w niej uchylanie się od płacenia wysokich podatków z prymitywnymi kradzieżami mienia społecznego, handel towarem pochodzącym z przemytu i zajmowanie się tymże przemytem, bezprawne wywożenie kapitału za granicę i tak dalej. Popełnienie któregoś z tych przestępstw też było prostą i niedługą drogą na katorgę.

Do obrony społeczeństwa w ramach „Zarządzenia 102” powołano zupełnie nową strukturę, która podlegała bezpośrednio jednemu z członków RZN. Strukturę tę nazwano Agencją Społecznego Bezpieczeństwa.

„Zarządzenie 106” wprowadzało poważne zmiany i uzupełnienia do aktualnego kodeksu karnego. Przede wszystkim zarządzenie bardzo znacznie podnosiło poziom kar za naruszenia prawa, których do tej pory nie uznawano za poważne. Naruszenie prywatnej własności, takie jak kradzież samochodu, czy włamanie do mieszkania, pociągało za sobąwyrok co najmniej dziesięcioletni! Głównymi jednak pozycjami „sto szóstego” była metodyka postępowania z recydywistami i system uprzedzeń. Trzecie kolejne przestępstwo kryminalne – albo po prostu kolejne dla tych, którzy odsiedzieli już wyroki za dziesięć poprzednich, karane było tak czy owak dożywotnią katorgą. A jeżeli obywatel nie miał skłonności przestępczych, ale prowadził aspołeczny tryb życia – na przykład źle traktował dzieci, sprzedawał swoje ciało za pieniądze, albo lubił po pijanemu wdawać się w bójki – dwa razy go uprzedzano o tym, że źle się to wszystko skończy. Po trzecim razie wysyłano go, żeby „popracował nad sobą” w łagrze. Dla takich przypadków istniał cały system bardzo zróżnicowanych kar. Opisany w książce incydent z panem Jurinem jest dostatecznie charakterystycznym przykładem „uzupełniania ciężaru przestępstw lżejszych cięższymi”, kiedy w sprawy wtrącała się ASB. Gdyby Jurin po prostu uderzył sekretarkę, lub gdyby seksualnemu molestowaniu nie towarzyszyła przemoc fizyczna, operacyjny Centralnego Oddziału Agencji mógłby po prostu przekazać wezwanie milicji.

Za tymi dwoma historycznymi zarządzeniami ukazał się jeszcze cały szereg aktów uzupełniających, określających najdrobniejsze detale wzajemnych stosunków państwa i pojedynczego obywatela. Ale w ludzkiej pamięci szczególnie wyraźnie zachowały się właśnie te dwa dokumenty, które legły u podwalin porządku społecznego kardynalnie się różniącego od poprzednich.

Owszem, w chwili uformowania się RZN i powstania Związku Słowiańskiego na świecie były jeszcze państwa, w których złodziejom obcinano ręce, a rozpustników kamienowano (liczne badania społeczne wykazywały, że większość Rosjan uważała te kary za surowe, ale sprawiedliwe). Mało kto jednak wiedział, że w tych samych państwach za akt homoseksualny pomiędzy mężczyznami uważano wyłącznie wprowadzenie główki penisa w wylot odbytu osoby płci męskiej i nic innego, tylko to. Każde, nawet najbardziej drakońskie prawo stwarzało możliwości interpretacji korzystnych w niektórych przypadkach dla oskarżonych. Prawa ustanowione przez RZN nie pozwalały na żadne takie manipulacje.

Co więcej, nie przewidywały też konieczności przedstawiania tradycyjnej bazy dokumentalnej jako niezbędnego warunku dla uznania oskarżonego winnym. Wychodząc z założenia, że w kraju, w którym corocznie rejestruje się miliony (!) przestępstw, a areszty śledcze są wszędzie przepełnione, nie trzeba latami przetrzymywać nowych podsądnych w obozach, RZN zdecydowało się na radykalne posuniecie. Ogłoszono, że dla przyspieszenia zaprowadzenia porządku i prawa w kraju za dowód winy uznaje się przyznanie podejrzanego. Włączając w to przyznanie się do winy złożone pod wpływem zastosowanych podczas przesłuchania środków psychotropowych.

Od tej chwili Wybrakówka ruszyła całą parą naprzód.


S.Łucki

Загрузка...