Walgard zapewnił sobie wysoką pozycję na dworze Króla Trollów jako wnuk Illredego i mocarny wojownik, który mógł używać żelaza. Lecz trollowi wielmoże spoglądali nań z ukosa, gdyż w jego żyłach płynęła również krew Elfów, a w dodatku przybył z krainy ludzi. Poza tym zazdrościli przybyszowi, który po tym, jak czar mowy umożliwił mu posługiwanie się ich językiem, od razu znalazł się w ich szeregach. I tak oto Walgard nie znalazł przyjaciół w Trollheimie. Zresztą nie szukał ich, gdyż wygląd, zapach i zwyczaje tego ludu budziły w nim odrazę.
Byli oni jednak nieulękliwi i niezwykle silni. Ich czarownicy władali mocami niedostępnymi żadnemu śmiertelnikowi. Ich naród był najsilniejszy w Krainie Czarów z wyjątkiem — być może — Alfheimu. Taka sytuacja w pełni odpowiadała Walgardowi, gdyż wśród Trollów znalazł środki umożliwiające mu zemstę i odzyskanie utraconego dziedzictwa.
Illrede zapoznał go ze swymi planami. — Przez cały okres pokoju szykowaliśmy się do wojny — rzekł — podczas gdy Elfowie próżnowali, intrygowali między sobą i używali wszelkich przyjemności. Nie jesteśmy tak liczni jak oni, ale wraz z tymi, którzy pójdą z nami, tym razem znacznie przewyższymy ich liczebnie.
— Co to za jedni? — zapytał Walgard.
— Pokonaliśmy większość plemion Goblinów lub zawarliśmy z nimi sojusz — odparł Illrede. — Żywią oni zadawnione urazy zarówno do Trollów, jak i do Elfów, lecz obiecałem im łupy i wolność dla wszystkich posiadanych przez nas niewolników z ich rasy, a także miejsce tuż za nami, gdy obejmiemy rządy w Krainie Czarów. Są dość liczni i nader dzielni z nich wojownicy.
— Poza nimi mamy też kompanie z dalekich krajów — demony znad Bajkału, Szenów z Kathaju, Oniów z Cipangu[28] i Dżinnów z mauretańskich pustyń, którzy znacznie zasilili nasze szeregi. Przybyli tu dla łupów i nie możemy im w pełni zaufać, ale użyję ich w boju zgodnie z ich umiejętnościami. Są również maruderzy, którzy przybyli pojedynczo lub niewielkimi grupami — wilkołaki, wampiry, ghule[29] i im podobni. Mamy też wielu niewolników z ludu Niziołków. Niektórzy z nich także wezmą udział w walce w zamian za obietnicę wolności i w dodatku mogą dotykać żelaza.
— W obliczu tak wielkiej armii Elfowie są osamotnieni. Może uda im się wytrzasnąć skądś kilku Goblinów, Niziołków, czy kogoś podobnego, ale w zasadzie ci się nie liczą. W najlepszym wypadku mogą mieć nadzieję na pomoc Sidhów[30]. Jednakże wypowiedziałem się, że tamci zamierzają stać na uboczu, jeżeli ich wyspa nie zostanie zaatakowana, a my będziemy uważali, żeby tego nie zrobić… w tej wojnie.
— To prawda, że przywódcy Elfów są chytrzy i znają się na magii — lecz ja i moi wodzowie również. — Illrede zaśmiał się chrapliwie. — Och, złamiemy Alfheim jak suchy patyk na kolanie!
— Czy nie możecie zwrócić się o pomoc do Jotunów? — zapytał Walgard, który nadal się uczył tajników świata, w którym się znalazł. — Oni są spokrewnieni z Trollami, prawda?
— Nawet nie wspominaj o czymś takim! — skarcił go Illrede. — Nie ośmielimy się wezwać na pomoc lodowych olbrzymów tak samo jak Elfowie Asów. — Zadrżał. — Nie chcemy w jeszcze większym stopniu stać się pionkami zwalczających się Mocy spoza Księżyca, niż już jesteśmy. Nawet gdyby się zgodzili, ani my, ani Elfowie nie odważymy się ich wezwać, gdyż jeśli Asowie lub Jotunowie wtargnęliby do Midgardu[31], druga strona wyruszyłaby przeciw nim, a wówczas rozegrałaby się ostatnia bitwa[32].
— Jak to się wszystko ma do udzielanych mi nauk o… nowym bogu?
— Lepiej nie mówić o tajemnicach, których nie możemy zrozumieć. — Illrede jął chodzić ociężale po wykutej w skale komnacie, w której prowadzili rozmowę w migotliwym blasku pochodni. — To właśnie z powodu bogów żaden mieszkaniec Krainy Czarów nie ośmieli się wyrządzić wielkiego zła ludziom, zwłaszcza tym, którzy zostali ochrzczeni. Nieco czarów, pożyczony na noc koń, porwane dziecko lub niewiasta i niewiele więcej, a i to nie za często. Ludzie lękają się nas teraz, ale gdyby zaczęli bać się za bardzo, wówczas zwróciliby się o pomoc do bogów, którzy się nimi opiekują, i zostaliby wysłuchani. Co gorsza, mogliby razem wezwać nowego białego boga, to zaś stałoby się końcem Krainy Czarów.
Walgard drgnął. Tej samej nocy poszedł do płytkiego grobu Asgerd, wykopał jej ciało i zabrał na pokład małej trollowej łodzi. Popłynął na południowy wschód, gnany czarodziejskim wiatrem (Illrede nauczył go, jak należy to robić), aż dotarł do niewielkiej wioski nad zatoką Moray w Szkocji.
Przez mrok i śnieżną zawieruchę zaniósł zawinięte w płaszcz zwłoki do kościoła. Zakradł się na cmentarz, w odległym kącie wykopał jamę, złożył w niej ciało Asgerd i zasypał ziemią, żeby nikt się nie dowiedział, iż tam był.
— Teraz śpisz w poświęconej ziemi, siostro, tak jakbyś tego pragnęła — szepnął. — Uczyniłem wiele złego, ale może zechcesz modlić się za moją duszę… — Urwał i rozejrzał się dookoła w oszołomieniu czując, że ogarnia go strach, którego dotąd nie znał. — Dlaczego tu jestem? Co ja tu robię? Ona nie jest moją siostrą. Jestem stworem, który powstał dzięki czarom. Nie mam duszy…
Zawył i wielkimi susami popędził do łodzi, po czym pożeglował na północny zachód, jakby gonili go wszyscy diabli.
Wreszcie nadszedł czas mobilizacji trollowych zastępów. Illrede, któremu nie brakowało przebiegłości, nie zgromadził swojej armii w jednym miejscu, gdzie elfowi zwiadowcy mogliby wyśledzić, jak była liczna. Każda część floty wypłynęła z własnego portu mając na pokładzie okrętu flagowego czarownika lub innego znawcę magii, który powinien dopilnować, żeby wszyscy przybyli na wyznaczone miejsce w tym samym czasie. Znajdowało się ono nieco na północ od angielskich ziem Alfheimu, tak by Trollowie mogli wylądować na pustych plażach, a nie naprzeciw elfowych twierdz. Illrede właśnie tam zamierzał złamać morską potęgę Elfów, później zaś ruszyć na południe zarówno morzem, jak i lądem, póki nie opanuje całej wyspy. Wówczas pozostawiłby tu część swoich sił, zleciwszy im, aby wytępiły wszystkich Elfów, którzy nie zginęli i nie poddali się, a tymczasem jego główna flota miała przepłynąć Kanał i dotrzeć do pozostałych prowincji Alfheimu. Jednocześnie niektóre jego oddziały wyruszyłyby lądem z Finlandii, Wendlandii[33] i położonych dalej na wschód siedzib Trollów. W ten sposób Trollowie zaatakowaliby Króla Elfów z zachodu i ze wschodu — a kiedy tylko cała Anglia zostałaby podbita, również z północy — i zmiażdżyliby go.
— Elfowi wojownicy są bardzo szybcy — rzekł Illrede — ale myślę, że Trollowie choć raz okażą się szybsi.
— Daj mi zwierzchnictwo nad Anglią — poprosił Walgard — a dopilnuję, żeby żaden Elf nie przeżył czasów, kiedy będę Jarlem.
— Obiecałem to Grumowi — odparł Illrede — lecz ty, Walgardzie, popłyniesz ze mną i w Anglii uczynię cię drugim po Grumie.
Walgard oświadczył, że się tym zadowoli. Zmierzył Gruma zimnym spojrzeniem i pomyślał, że trołlowego wielmożę bardzo łatwo może spotkać jakieś nieszczęście — a to uczyniłoby jego, Walgarda, jarlem Anglii, tak jak przepowiedziała mu czarownica.
Wsiadł na pokład okrętu flagowego wraz z Ilłredem i gwardią królewską. Był to wielki statek o wysokich burtach i wykutej przez Niziołków żelaznej ostrodze, którą mógł taranować wrogie jednostki, cały czarny z wyjątkiem końskiej czaszki jako galeony. Trollowi wojownicy posiadali broń i zbroje z lekkich stopów, choć większość z nich zabrała również kamienne narzędzia wojny, których waga odpowiadała ich ogromnej sile. Illrede nosił złotą koronę na czarnym hełmie i cenne futra na kaftanie ze smoczej skóry, którą nie mogła przebić nawet stal. Inni byli równie bogato odziani. Była to niesforna i zarozumiała załoga. Tylko Walgard nie nosił żadnych ozdób. Jego twarz zastygła jak maska, a na widok żelaznego topora i zbroi berserkera Trollowie omijali go z lękiem.
W królewskiej części floty było znacznie więcej statków. Większość z nich miała niezwykłe rozmiary i noc rozbrzmiewała okrzykami, graniem rogów i tupotem nóg. Ogromne korabie Trollów poruszały się wolniej od elfowych, gdyż były szersze, cięższe i nie tak zręcznie zbudowane, więc rankiem nadal przebywały na morzu. Załogi schroniły się pod zasłonami, które odcięły dostęp znienawidzonemu przez nich światłu słonecznemu, i pozwoliły statkom płynąć dalej. Były one niewidzialne dla śmiertelnych oczu, które nie otrzymały czarodziejskiego wzroku.
Następnej nocy cała flota zgromadziła się w wyznaczonym miejscu. Walgard był pełen podziwu. Wydawało się, że powierzchnię morza pokrył kobierzec ze statków. Każdy z nich roił się od zbrojnych mężów, z wyjątkiem tych jednostek, które przewoziły wielkie kosmate konie Trollów. Mimo to kapitanowie tak dobrze znali plany Illredego, że każdy zajmował od razu swą pozycję w szyku.
Statki i ich załogi, które wyruszyły przeciw Alfheimowi, były niezwykle różnorodne. Długie, wysokie, czarne korabie Trollów znajdowały się w środku, tworząc tępy klin z okrętem Illredego na czele. Z prawej i z lewej burty ustawili się Goblinowie, niektórzy na trollowych jednostkach, inni zaś na własnych smukłych drakkarach z czerwonymi wężami na dziobach; mieli weselsze od Trollów usposobienie, na srebrnych zbrojach nosili fantastyczne kostiumy, a uzbrojeni byli przeważnie w lekkie miecze, włócznie i łuki. Na skrzydłach wielkiej floty rozłożyły się eskadry zagraniczne: uzbrojeni w piki ogromni Szenowie, władający katanami Oniowie w malowanych dżonkach, zwinni Dżinnowie na galerach z przykutymi do wioseł niewolnikami i machinami wojennymi na pokładach, barki skrzydlatych demonów znad Bajkału, Niziołkowie w żelaznych zbrojach, potwory ze wzgórz, lasów i bagien, które walczyły tylko za pomocą zębów i pazurów. Wszystkimi okrętami dowodzili Trollowie i tylko najbardziej godni zaufania sprzymierzeńcy znajdowali się w pierwszym szeregu, który był na końcach osłonięty przez trollowe jednostki. Za pierwszym klinem znajdował się drugi, a poza nim rezerwy, które miały być użyte w razie potrzeby.
Na trollowych statkach zahuczały rogi, odpowiedziały im fujarki Goblinów, gongi Szenów i bębny Dżinnów. Chmury wisiały nisko nad masztami i morze pieniło się bielą od licznych wioseł. Błędne ogniki pełzały po rejach i takielunku, robiąc miny do niebieskich świateł w górze. Wiatr wzdychał nad głowami i niespokojne duchy pędziły przez ciężkie, brzemienne śniegiem chmury.
— Wkrótce rozpocznie się bitwa — powiedział Illrede do Walgarda — a wtedy będziesz mógł poszukać zemsty, której pragniesz.
Berserker nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w mrok.