SIEDEM

Syndycka flotylla nie od razu zareagowała na zmianę kursu floty Sojuszu, niemniej po około dziesięciu godzinach wykonała zwrot, kierując się prosto na punkt skoku i jednocześnie zmniejszając prędkość.

– Jaśniej nie mogli pokazać, jak bardzo zależy im na tym, abyśmy za nimi pogonili – zauważył Geary.

Desjani się skrzywiła.

– Nie uważa pan, że w ten sposób chcą z nas zakpić?

– To byłoby zbyt oczywiste.

– Może dla pana. – Pokręciła głową, wzrok miała nieobecny, tkwiła myślami gdzieś w przeszłości. – Dla pana manewr oskrzydlający jest zwykłym wymogiem taktycznym. Ale nas uczono, że gdy zauważymy wroga, mamy ruszać prosto na niego, bo wiedzieliśmy, że on uczyni dokładnie to samo. Nie zdawał pan sobie sprawy, że pańskie manewry doprowadzały Syndyków do szaleństwa? Nie graliśmy z nimi według reguł, które znali. Teraz oni zaczęli pogrywać z nami. „Patrzcie, tu jesteśmy. Dogońcie nas i zabijcie”. Mają nadzieję, że wściekniemy się tak mocno jak oni kiedyś i pognamy za nimi, próbując wymusić przystąpienie do bitwy.

Nigdy nie przyszło mu do głowy, że walkę można rozpatrywać w kategoriach tego, co przystoi albo nie przystoi. Dla niego istniały wyłącznie sprytne i głupie posunięcia. W czasach pokoju wymagano od niego czasami, aby wykonywał idiotyczne zadania, ponieważ tego wymagała doktryna lub aktualny przełożony, ale za każdym razem otrzymywał wtedy informację na piśmie, że w warunkach bojowych będzie to niedopuszczalne zachowanie. Może w okresie pokoju łatwiej dojść do tego, co jest głupie, a co sprytne, a może wydaje się to prostsze, bo w czasie symulowanych bitew nie ryzykuje się życiem.

– Widzę, że jeszcze wiele nauki przede mną. – Desjani starała się przyjąć bardzo sceptyczną minę, gdy dodawał:

– W każdym razie to, czy ruszymy za nimi w pościg czy też nie, nie robi teraz wielkiej różnicy. I tak jesteśmy zbyt oddaleni od punktów skoku, by uciec z systemu, zanim oni to zrobią.

Desjani potarła dłonią kark, a potem wprowadziła serię komend do komunikatora.

– Syndycka flotylla znajduje się niespełna dwie godziny świetlne od naszej aktualnej pozycji. Istnieje jeszcze szansa, teoretyczna rzecz jasna, że uda nam się dotrzeć do punktu skoku na Tremandira, jeśli rozwiniemy maksymalną prędkość. Powinno nam się to udać dzięki opóźnieniu, z jakim przywódcy Światów Syndykatu zobaczą nasz manewr, czasowi potrzebnemu na wydanie flotylli rozkazu przyspieszenia oraz na jej dotarcie do punktu skoku, nawet przy założeniu, że sygnał z pancernika do wrót zostanie wysłany z odpowiednim wyprzedzeniem. Należy jeszcze doliczyć do tego wszystkiego czas potrzebny na rozprzestrzenienie się fali uderzeniowej. Nie postawiłabym na to życia, ale wydaje mi się, że członkowie Egzekutywy mogą czekać na moment, kiedy uzyskają całkowitą i niezachwianą pewność, że zdołają ocalić swoje okręty, podczas gdy my zostaniemy uwięzieni w potrzasku i padniemy ofiarą implozji wrót hipernetowych.

Sprawdził jej wyliczenia i zrozumiał, czego chciała dowieść.

– Lecąc za flotyllą, będziemy się zbliżali do przywódców Światów Syndykatu, zmniejszając tym samym opóźnienie, z jakim widzą nasze ruchy. Ten kurs przybliży nas także do wrót hipernetowych, co skróci dodatkowo czas potrzebny na dotarcie fali uderzeniowej. Dzięki temu zyskają większą pewność skuteczności ataku, mimo że skróci się przez to czas potrzebny na ucieczkę ich flotylli. – Ten tok rozumowania nasunął mu kolejną myśl. – Mamy do czynienia z politykami, którzy muszą podjąć militarną, było nie było, decyzję w sprawie zniszczenia wrót hipernetowych.

Desjani uśmiechnęła się do niego.

– I dlatego spieprzą wszystko. – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Co jednak może być dla nas bardzo niefortunne, jeśli pomylą się na naszą niekorzyść.

– Tak. – Costa siedziała na fotelu obserwatora, lecz z braku zajęć zaczynała już przysypiać. Geary uznał, że nie będzie jej niepokoił, i połączył się z Rione. – Pani współprezydent, chciałbym poznać opinię polityka w pewnej sprawie.

Rione wysłuchała go i wzruszyła ramionami.

– Może się to zakończyć dwojako. Politycy mogą zwlekać z zamknięciem pułapki, licząc na osiągnięcie pełniejszego sukcesu. Stawiałabym bardziej na to rozwiązanie, ponieważ osoby te czują się bardzo bezpiecznie na pokładzie pancernika, który może wykonać skok do innego systemu praktycznie w każdej chwili. Ale równie prawdopodobne jest to, że spanikują i wyślą rozkaz zbyt wcześnie. Tu wiele będzie zależało od tego, co podpowiadają im doradcy wojskowi.

– A co mogą podpowiadać?

– Zazwyczaj mówią to, co ich przełożeni chcieliby usłyszeć, albo to, co w ich mniemaniu skłoni polityków do zrobienia tego, co ich zdaniem powinno być zrobione. – Rione machnęła ręką w kierunku brygu. – Proszę sobie przypomnieć, jak ten DON, którego wleczemy ze sobą, próbował pogrywać z panem. Mówił tylko to, co mogło pana skłonić do postępowania zgodnie z jego wolą, i przemilczał wszystko inne. Gwarantuję, że on zachowuje się dokładnie tak jak pozostali.

Geary zamyślił się głęboko.

– Nie mamy jednak pojęcia, jakie cele przyświecają kapitanowi pancernika, na którym przebywają członkowie rady. Nie wiemy także, czym może karmić ich DON dowodzący tą flotyllą.

Teraz Rione musiała się głębiej zastanowić. Skrzywiła się przy tym i zmarszczyła brwi.

– Moim zdaniem, choć nie wiem, ile ono jest warte, ten człowiek robi wszystko, by dowieść swojej lojalności i zatrzeć wrażenie, jakie powstało po tym, kiedy pozwolił uciec naszej flocie z Systemu Centralnego.

– Czy on wie o planie zniszczenia wrót hipernetowych?

Prychnęła z pogardą.

– A pan by mu powiedział? Przecież mógłby wykorzystać tę wiedzę do ułożenia się z nami albo z innymi DONami, aby pozbawić władzy obecnych przywódców. Ale gdyby nawet doszło do czegoś takiego, nie powinniśmy mu ufać.

– Ponieważ kazał zamordować admirała Blocha i pozostałych negocjatorów.

Rione pokręciła głową ze zdegustowaną miną.

– Ponieważ desperacko pragnie pokonać pana. Black Jacka Geary’ego, człowieka, który skradł mu tak pewne zwycięstwo. Gdyby nie pan, on byłby jednym z najważniejszych przywódców Światów Syndykatu.

I znowu naprowadziła go na ciekawą myśl.

– Może powinienem wejść mu na ambit. Ja osobiście. Jeśli uda nam się zmusić flotyllę do zawrócenia, pokrzyżujemy plany członków rady.

– To by nie było… – Rione zamilkła, wyglądała na zamyśloną. – To mogłoby się udać. Z jego perspektywy pokonanie pana byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie wie przecież, że może tym samym pokrzyżować plany swoich przełożonych, za to na pewno uważa, że taka wygrana uczyniłaby z niego bohatera, którym miał zostać kilka miesięcy temu. Tak. Niech pan wbije mu nóż w ego i przekręci ostrze.

– Spróbuję. – Geary usiadł wygodniej, rozważając możliwości. Upokorzenie DONa pasowało idealnie do planu wydzielenia zespołu uderzeniowego liniowców. – Kapitanie Desjani, czym jeszcze mogę rozwścieczyć tego DONa prócz przypomnienia mu o naszej ucieczce?

Z chęcią poddała mu kilka sugestii.

Geary włączył komunikator, ustawiając wiązkę kierunkową na uciekającą flotyllę, aby pozostali Syndycy nie mogli przejąć przekazu. To powinno jeszcze bardziej zranić ego DONa.

– Do niejakiego Shalina, aktualnego dowódcy flotylli tego systemu. Przykro mi, że unika pan walki, aczkolwiek rozumiem, że przyczyną tego może być sromotna porażka, jaką poniósł pan kilka miesięcy temu, tu, w tym systemie. Nie mamy panu za złe tego aktu tchórzostwa, niemniej flota Sojuszu zamierza dać panu jeszcze jedną okazję do podjęcia walki, jeśli oczywiście zdecyduje się pan na przerwanie tej ucieczki. Ludność tego systemu zastanawia się zapewne, dlaczego tak często odznaczany za odwagę dowódca pierzcha przed nami, pozostawiając cywilów na pastwę losu, ale ja osobiście nie dziwię się temu, że nie ma pan ochoty stawić mi czoła po raz kolejny. Cieszy mnie też, że spotykam wreszcie DONa, któremu bardziej zależy na życiu i zdrowiu swoich podwładnych niż na własnym honorze i prerogatywach. Jeśli chce się pan poddać, nie ma sprawy, jestem w stanie zagwarantować nietykalność pańskim ludziom, a pana zapraszam na pokład naszego flagowca celem ustalenia warunków waszej kapitulacji. Proszę sobie dokładnie przemyśleć moje słowa, panie Shalin. Dowódca o pańskiej reputacji nie powinien mieć problemu z podjęciem właściwej decyzji. Na honor naszych przodków, mówił admirał floty John Geary.

Desjani wybuchnęła śmiechem.

– Gdyby nie to, że on już marzy o zabiciu pana, na pewno by tego zapragnął po otrzymaniu tego przekazu. Szkoda tylko, że będziemy musieli czekać całe cztery godziny na odpowiedź, chociaż możemy zabić ten czas, rozpieprzając w diabły trzecią planetę.

– Ciekawe, po jakie rozrywki będzie pani sięgać, kiedy skończymy z demolowaniem planet?

– Będę musiała znaleźć sobie inne hobby.

Zamieszkane przez ludzi planety, które mają tylko jedną strefę klimatyczną, są niezwykle rzadkie. Oddalona od gwiazdy o piętnaście minut świetlnych trzecia była skuta lodem od równika po bieguny. Miała wystarczająco wielką masę, by posiadać atmosferę. W relatywnie krótkim okresie, gdy zaczęła stygnąć po uformowaniu, jej powierzchnię pokrywały rozległe oceany. Jednak w miarę stygnięcia przy tak dużym oddaleniu od macierzystej gwiazdy oceany, morza, rzeki i jeziora zaczęły zamarzać i w tym stanie dotrwały do dnia dzisiejszego.

Wśród tych lodowych pustkowi znajdowały się miasta i osady, które mogło zamieszkiwać nawet do pół miliona ludzi. Trudno było zliczyć rozsiane na obu półkulach kurorty i obiekty sportowe, za to brakowało instalacji przemysłowych.

– Zdaje się, że to raj dla entuzjastów sportów zimowych – stwierdził Geary.

Desjani wskazała na wybrany wycinek globu.

– Proszę zwrócić uwagę, jak wygładzili powierzchnię lodu. Mają tam gigantyczne równiny, po których można się ścigać. Wyobraża sobie pan tory bobslejowe o długości tysiąca kilometrów? Proszę spojrzeć tutaj. Jacht lodowy, i to całkiem spory. – Prychnęła z odrazą. – To planeta turystyczna. Cholerni Syndycy urządzili sobie planetę turystyczną tuż obok centrum rządowego.

Spróbował sobie wyobrazić, ile musiało kosztować utrzymanie planety dedykowanej wypoczynkowi tutejszych VIP-ów.

– Powinniśmy być im wdzięczni za to, że wydawali te pieniądze na własne przyjemności, a nie na działania wojenne. Jakie cele namierzyliśmy?

– Astroporty, centra komunikacyjne, kilka instalacji obronnych. – Desjani była coraz bardziej zdegustowana. – Zdaje się, że uważali, iż przemysł nie będzie się im komponował z krajobrazem.

– Nie znaleźliśmy na razie żadnego obozu pracy – wtrąciła Rione – ale znając arogancję syndyckich władz, nie zdziwiłabym się specjalnie, gdyby nasi jeńcy odpowiadali za utrzymanie funkcjonalności tego nieprzyjaznego miejsca. Nie jestem do końca pewna, czy ten DON pogrywał sobie z nami, twierdząc, że jeńców rozlokowano we wszystkich ważniejszych obiektach. Sugerowałabym więc dokładny wybór celów. Siła robocza może być przetrzymywana w pojedynczych budynkach, a nawet na wydzielonych piętrach.

– Słuszna uwaga. – Nie mieli pojęcia, ilu członków załóg z okrętów zniszczonych tutaj ostatnim razem trzymanych jest jako żywe trofea wojenne. – Jak bardzo senator Costa postraszyła tę gnidę?

– Jestem odporna na takie groźby, ale muszę przyznać, że po wysłuchaniu jej wiadomości mocno bym się zastanowiła nad kolejnymi posunięciami – odparła Rione.

– Dziękuję. – Pamiętając o możliwym losie swojego krewniaka, Michaela Geary’ego, admirał nakazał systemom bojowym wykreślić z listy celów te miejsca, w których budynki mieszkalne albo inne obiekty mogące stanowić kwatery jeńców mieściły się zbyt blisko punktu zero. Ku rozpaczy Desjani ograniczyło to liczbę uderzeń do ułamka pierwotnej liczby. Geary przerwał na moment opracowywanie planu i zaznaczył kilka miejsc na rozległych równinach. – Zepsujmy im też trochę zabawę.

– W kilku miejscach pod kilometrowymi czapami lodu znajdują się zbiorniki ciekłej wody – poinformowała go Tania. – Może przebijemy się do nich? Ot tak, dla zabawy.

Kilometrowej głębokości dziury w torach wyścigowych mogą wkurzyć użytkowników. I z pewnością pozostaną jeszcze przez długi czas dowodami na skuteczność ataku sił Sojuszu.

– Jasne. Dlaczego nie?

Długim godzinom lotu mającego zbliżyć ich do stożka cienia tutejszej gwiazdy towarzyszyło ciągłe napięcie. Geary zastanawiał się nieustannie, czy syndyccy politycy nie dojdą jednak do wniosku, że warto poświęcić własną flotyllę, by na pewno zniszczyć siły wroga, i nie wywołają przedwcześnie kolapsu wrót hipernetowych. Wybicie kilometrowych dziur w zamarzniętej pokrywie lodowej może zmniejszyć nieco skutki owego napięcia. Systemy bojowe dość szybko opracowały najskuteczniejszą metodę takiego ataku. Okazało się, że będzie on możliwy, jeśli wystrzeli się serię głowic skierowanych dokładnie w ten sam punkt.

– Proszę sprawdzić ponownie plan ataku. Wolałbym zyskać całkowitą pewność, że nie zniszczymy przypadkiem obiektów, w których mogą przebywać nasi jeńcy wojenni.

Desjani wykonała rozkaz, potem zrobił to jeden z wachtowych.

– Wygląda na to, że wszystko się zgadza, sir. Przelatujemy blisko planety, ale mieszkańcy zobaczą nadlatujące głowice z takim wyprzedzeniem, że zdążą przeprowadzić ewakuację wszystkich obiektów.

Zaaprobował plan bombardowania i kolejna salwa głowic pomknęła w przestrzeń.

Geary zwiększył zbliżenie na swoich wyświetlaczach, by sprawdzić, czy pociski wystrzelone za pierwszym razem, niemal dwa dni wcześniej, nadal zmierzają ku wyznaczonym celom leżącym w najbardziej oddalonych sektorach systemu.

– I to by było tyle, jeśli chodzi o zimowy raj dla władców Syndykatu. A teraz udajmy, że lecimy zrobić to samo z ich planetą rządową.

Decyzja o rozszerzeniu listy celów wyraźnie poprawiła Desjani humor.

– Oni starają się nakłonić nas do pościgu za sobą, my chcemy zrobić to samo z nimi, a tak naprawdę obu stronom zależy na czymś zupełnie innym.

– Zapytałem… kogoś o tę sprawę. Według niej DON Shalin nie ma pojęcia o planach przywódców Światów Syndykatu.

Jego nieudolna próba pominięcia nazwiska Wiktorii nie zwiodła Tani. Widać to było po jej minie.

– Polityk zawsze zrozumie innego polityka – burknęła.

Costa pojawiła się na mostku jak zwykle z nieprzeniknioną miną. Dotarły do niej słowa Geary’ego, ale odpowiedzi Desjani chyba nie dosłyszała.

– Zgadzam się z opinią pańskiej informatorki, admirale. Wątpię, aby Shalinowi powierzono tak wielki sekret. To człowiek w niełasce władz – oświadczyła stanowczo. – Spędziłam sporo czasu, analizując jego słowa skierowane do nas. Odłożyłam na bok złość i negatywne nastawienie, zależało mi bowiem na sprawdzeniu, czy za jego słowami nie kryje się coś jeszcze. Proszę zwrócić uwagę na jego wygląd. Poza odznaczeniami i pozorną arogancją zobaczy pan człowieka, który ostatnimi czasy nie miał najlżejszego życia, zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym. Pozwolił panu uciec ostatnim razem. Wie, że jest zbędny.

Rione spojrzała na nią, unosząc brwi.

– Sądzi pani, że możemy się z nim dogadać?

Desjani odwróciła fotel, na jej twarzy nie było widać żadnych emocji, lecz Geary zbyt dobrze ją znał, żeby nie wiedzieć, jak bardzo jest wzburzona. Sam zresztą czuł się tak samo. Zawrzeć układ z tym DONem? Nie chodziło o straty, jakie poniosła flota Sojuszu podczas zasadzki, jaką na nią urządził wiele miesięcy temu, ale o zamordowanie z zimną krwią oficerów, którzy polecieli negocjować z nim. Rione także twierdziła przed chwilą, że nie można ufać takiemu człowiekowi. Dlaczego więc w rozmowie z Costą wspomniała o takiej ewentualności?

– Dogadać się? – Costa się skrzywiła. – Wątpię. To by nic nie dało, nawet gdybyśmy chcieli mu zaufać. Jeśli dobrze go rozszyfrowałam, jest człowiekiem, który zrobi wszystko, co pozwoli mu powrócić do łask. Zdradziłby nas przy pierwszej okazji.

– Zgadzam się z pani oceną – stwierdziła Rione.

Geary zauważył w oczach jej rozmówczyni błysk zadowolenia i zrozumiał, że Wiktoria zadała to pytanie tylko po to, by móc jej przyznać publicznie rację i zaskarbić sobie wdzięczność Costy. Nie mógłbym zostać politykiem – pomyślał. – Nie potrafiłbym pogrywać z ludźmi w taki sposób. Ta rozmowa nasunęła mu jednak kolejne pytanie.

– Skąd ma tyle nowych odznaczeń, skoro został ukarany? Dlaczego Syndycy dali mu tyle medali, skoro byli na niego wściekli, że pozwolił nam uciec?

– Chodzi o konsekwencję. – Costa machnęła ręką w stronę terytoriów Sojuszu. – W czasie gdy flota wciąż była uznawana za zaginioną, syndycka propaganda twierdziła, że siły Sojuszu zostały doszczętnie zniszczone w Systemie Centralnym. Gdyby dowódca floty, która rozgromiła wroga, nie otrzymał z tej okazji szeregu odznaczeń, ludzie zaczęliby się dziwić i wątpić w ten sukces. Proszę mi wierzyć, byliśmy tak zdesperowani, że nawet takie szczegóły mogły wpłynąć na kondycję Sojuszu.

– Dziwię się, że nosi te odznaczenia, skoro zostały mu wręczone w tak niehonorowy sposób. – Geary spojrzał na rozanieloną Desjani. Ucieszyło ją, że nikt nie ma zamiaru negocjować z DONem dowodzącym flotyllą. – Jeszcze dwie godziny. Potem będzie już za późno. Unikniemy skutków implozji wrót.

– To może być bardzo ciekawy eksperyment z upływem czasu – zauważyła Tania. Spojrzała na wyświetlacze. Geary wiedział, że przygląda się temu samemu elementowi, który przyciągnął jego uwagę do ekranów. Syndyckie wrota hipernetowe wisiały w przestrzeni jak wielkie oko, które obserwowało ich nieustannie niczym mityczny cyklop, igrając z nimi, gotowe w każdej chwili uwolnić przerażającą moc. – Te godziny wydadzą się wielu z nas dłuższe od całych dni – kontynuowała Desjani. – Kiedy ma pan zamiar wydzielić zespół uderzeniowy?

– Jak tylko wykonamy zwrot w stronę stożka cienia gwiazdy. – Odwlekał jak mógł moment wydania rozkazu Duellosowi, lecz musiał to w końcu uczynić.

Skinęła głową, a on zrozumiał, że po raz kolejny próbowała wymusić na nim decyzję, której nie zamierzał podejmować.

– Reszta floty może kontynuować bombardowanie, gdy znajdziemy się w stożku cienia gwiazdy – zasugerowała – ale jeśli Syndycy zdecydują się na ucieczkę, nasz zespół uderzeniowy nie zdoła ich dogonić. Nawet pancernik może uciec przed liniowcami, kiedy ma dużą przewagę odległości.

– Wiem. To podstawowa kwestia, którą staram się rozwiązać. Gdyby tylko istniała inna szansa na dopadnięcie przywódców Światów Syndykatu!… Miałem nadzieję, że przyłapiemy ich na powierzchni drugiej planety, ale teraz, kiedy wiem, że siedzą na tym pancerniku, tuż przy punkcie skoku, straciłem możliwość wywarcia nacisku na nich. – Rione wspomniała mu wcześniej, że większość DONów rządzących Światami Syndykatu skupia się wyłącznie na własnych karierach, więc nie mogąc zagrozić ich życiu i majątkowi, miał ograniczone pole manewru. Przeniósł wzrok na tę część systemu, w której przebywał pancernik z przywódcami wroga. Nie sposób ich dopaść, chyba że pomogłyby w tym załogi okrętów, na których się ukrywają…

– Admirale… – zaczęła Desjani.

– Chwileczkę. – Geary starał się skupić na pomyśle, który właśnie świtał mu w głowie. Pancernik i trzy ciężkie krążowniki. To miało związek z nimi. I z pojmanym DONem nazwiskiem Boyens, z czymś, co powiedział… – Pani senator – zwrócił się do Costy – czy mamy jakieś stacjonarne siły obronne w Systemie Jedności?

Skinęła głową, marszcząc przy tym brwi.

– Oczywiście.

– Czy są przydzielane rotacyjnie? Wysyłacie tam nowe oddziały, oddelegowując dotychczas służące jednostki do innych zadań?

Bruzdy na jej czole pogłębiły się.

– Nie. Wolimy, aby to były jednostki miejscowe, ponieważ… – Costa rozejrzała się lękliwie, zdając sobie sprawę, że mało brakowało, a przyznałaby, iż rząd obawia się zdrady ze strony własnej floty. – Ponieważ znają teren – wybrnęła po chwili.

Geary dopadł konsoli, by odszukać dawne nagrania.

– Kapitanie Desjani, potrzebuję obrazów przedstawiających sytuację w tym systemie z czasów, gdy obejmowałem dowództwo. Ale nie naszej floty, tylko syndyckiej.

Tania skinęła ręką na wachtowego i moment później przed Gearym pojawiło się historyczne nagranie. Przewinął je, oddalając się od gigantycznej masy okrętów wroga, które przyszpiliły flotę Sojuszu i czekały już tylko na rozkaz, by ją ostatecznie zniszczyć. Szukał czegoś innego. Zrobił zbliżenie odległego sektora.

– Spójrzcie na orbitę drugiej planety!

– Pancernik i trzy ciężkie krążowniki – mruknęła Desjani. – Ciekawy zbieg okoliczności.

– Nieprawdaż? Da się ustalić, czy w obu przypadkach chodzi o te same jednostki?

– Możemy spróbować. Kadłuby okrętów tej samej klasy czasami różnią się kilkoma szczegółami. Poruczniku Yuon, proszę zbadać skanerami najwyższej rozdzielczości jednostki znajdujące się przy punkcie skoku na Mandalona i porównać je ze wskazanymi przez admirała Geary’ego. – Desjani także była ciekawa wyniku, ale czekała cierpliwie na wyniki badań.

– Kapitanie – zameldował w końcu porucznik Yuon – sensory szacują zgodność struktur kadłubowych trzech krążowników na dziewięćdziesiąt pięć procent, osiemdziesiąt dwa procent i dziewięćdziesiąt osiem procent. Zgodność w przypadku pancernika wynosi dziewięćdziesiąt dziewięć koma siedem procent. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że to te same jednostki, które były na orbicie drugiej planety podczas naszej ostatniej wizyty w Systemie Centralnym.

– Straż pałacowa – powiedział Geary. – Ten pancernik i towarzyszące mu ciężkie krążowniki mogły być w Systemie Centralnym od wielu lat.

Senator Costa wciąż miała ściągnięte brwi.

– Zatem mamy bardzo podobne zabezpieczenia na poziomie rządowym. Ale dlaczego uważa pan ten fakt za tak ważny, admirale?

– Ponieważ pojmany DON, którego mamy na pokładzie, twierdził, że Syndycy bardzo nie lubią, kiedy załogi okrętów pilnujących ich systemów gwiezdnych utrzymują kontakty z miejscową ludnością.

– To chyba zrozumiałe. Przecież w każdej chwili mogą otrzymać rozkaz zbombardowania ich! Ale co to…

– Ci ludzie służą tutaj od wielu lat – przerwała jej Desjani. – Narzeczone, chłopcy, rodziny, musieli nawiązać osobiste więzi.

– Właśnie – poparł ją Geary. – Te okręty stacjonują tutaj, ponieważ Syndycy chcieli mieć pod ręką załogi, których wierność nie budzi najmniejszych podejrzeń. Tym samym złamali jednak zasady bezpieczeństwa. Załogi muszą czuć więzi z mieszkańcami systemu. Te planety nigdy nie były dla nich potencjalnymi celami, tylko domami ich bliskich.

Desjani uśmiechnęła się wrednie.

– Ktoś powinien ich powiadomić, jaki los szykują przywódcy Syndykatu każdej żywej istocie w tym systemie.

– Tak, ktoś powinien to zrobić. Kiedy tylko znajdziemy się w bezpiecznym miejscu, mam zamiar obwieścić wszystkim Syndykom w tym systemie, na czym polega plan awaryjny ich przywódców, i zrobię to, zanim zdołają stąd zniknąć.

Rione pochyliła się w jego kierunku.

– Naprawdę uważa pan, że załogi tego pancernika i krążowników mogą się zbuntować?

– Tak, pani współprezydent, mam nadzieję, że pomogą nam w dokonaniu zmian na kilku stanowiskach w Egzekutywie. Wszystko będzie zależało od tego, jak zachowają się pozostali DONowie, którzy są wciąż na planetach. A dowiedzą się, że zostali spisani na straty.

– Dowódca flotylli z pewnością nie poprze przewrotu – upierała się Costa. – On wie, że zostanie nam rzucony na pożarcie bez względu na to, kto obejmie władzę.

To zabrzmiało dość przekonująco.

– Zatem otrzymał dowodzenie tą flotyllą, ponieważ przywódcy Światów Syndykatu uznali, że będzie im posłuszny do samego końca, bo w każdej sytuacji jest i tak skończony.

– Będzie skończony bez względu na to, czy wygramy czy też przegramy – skomentowała jego sytuację Desjani. – I dobrze, bo mogło to spotkać kogoś milszego od niego. – Zmrużyła oczy, jakby zaczęła coś przeliczać, nie spuszczając przy tym wzroku z wyświetlaczy. – Jeśli załogi pancernika i tych trzech krążowników zbuntują się, Shalin ruszy na pomoc członkom rady. Musi to zrobić. Oni są jego jedyną nadzieją na ocalenie głowy.

Rione skinęła głową.

– Tak. Musimy się przygotować na obronę tych okrętów przed jego flotyllą.

Desjani skrzywiła się mocno. Najpierw z niedowierzaniem, potem z odrazą.

– Mamy bronić syndyckie okręty?

Geary westchnął głośno. Rozkazy, które będzie musiał wydać Duellosowi, robiły się z minuty na minutę bardziej skomplikowane.

Geary musiał opuścić mostek, chociaż zrobił to z wielką niechęcią. Pragnął jednak wprowadzić Duellosa w szczegóły misji, a to wymagało szczerej rozmowy, którą ktoś mógłby podsłuchać mimo aktywacji pola ochronnego wokół stanowiska dowodzenia.

Roberto siedział wygodnie, wyglądał na odprężonego, lecz w jego oczach widać było napięcie.

– Walka na trzy strony? To może być… interesujące.

– Zrobi się bajzel – przyznał Geary. – Czy pańskie liniowce zdołają obronić te okręty Syndykatu?

– Nie ująłbym tego w taki sposób. Ale jeśli uznamy, że chodzi tutaj o zaatakowanie jednostek Syndykatu, które chcą zniszczyć pancernik, sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Jeśli sformułuję rozkaz w taki sposób, moi dowódcy powinni go wykonać bez szemrania. – Duellos westchnął. – Powiem szczerze: marzyłoby mi się rozpieprzenie wszystkich okrętów wojennych, jakimi dysponuje wróg w tym systemie, a potem zajęcie się tym, co z nich zostało.

– Potrzebujemy kogoś, z kim można negocjować… – Geary się zawahał, nie chciał powiedzieć następnych zdań, lecz wiedział, że to konieczne. – Jeśli stanie pan przed wyborem: zniszczyć ten pancernik czy pozwolić na odbicie go przez flotyllę wroga, proszę zrobić wszystko, by członkowie Egzekutywy nam nie uciekli. – Nie, to nie wystarczy. Powinien sformułować rozkaz jaśniej. Nie może zostawiać niedomówień, by chronić własny tyłek, i równocześnie pozwolić, by Duellos nie był do końca pewien jego intencji. – To znaczy zniszczyć pancernik.

Roberto skinął spokojnie głową.

– Kto ma zdecydować, że nadszedł odpowiedni moment na zniszczenie tej jednostki?

– Będzie pan oddalony o całe godziny świetlne ode mnie. Pan będzie musiał o tym zadecydować, opierając się na danych o aktualnej sytuacji. Poprę każdą decyzję, jaką pan podejmie.

– Kiedy ostatni raz słyszałem podobne zapewnienie z ust admirała, nie uwierzyłem w jego szczerość – przyznał Roberto. – Ale on nie nazywał się John Geary. Postaram się dowieść, że nie popełnia pan błędu, pokładając we mnie tak wielkie zaufanie.

– Ja uczynię podobnie. – Geary obrzucił spojrzeniem hologram wiszący nad stołem pomiędzy nim a Duellosem. Znajdowały się na nim wszystkie okręty wchodzące w skład wydzielonego zespołu uderzeniowego. – Dam pańskim dziewięciu liniowcom wsparcie trzech eskadr lekkich krążowników i pięciu eskadr niszczycieli. Nie mogę wysłać z wami więcej jednostek, żebyście nie stali się zbyt łakomym kąskiem dla wrogiej flotylli, niemniej zapytam: czy pana zdaniem to wystarczające siły?

– To będzie zależało od rozwoju sytuacji, ale wydaje mi się, że będziemy dysponowali dostateczną siłą ognia, by poradzić sobie w starciu z każdym zgrupowaniem wroga, na jakie się natkniemy… – Zamilkł na moment. – Wiele jednak będzie zależało od postawy kapitana Kattniga.

– Proszę go trzymać na krótkiej smyczy. On za bardzo rwie się do walki.

– Nasza flota nie zna takiego pojęcia, admirale. – Duellos wzruszył ramionami. – Zrobię co w mojej mocy. Tyle że okręty klasy „Sprytny” nie spiszą się zbyt dobrze, gdy dojdzie do frontalnego ataku.

– Straciłem już wszystkie pancerniki kieszonkowe i zamiast nich dostałem nowy, jeszcze większy problem, czyli zubożone liniowce. Kiedy wreszcie rządzący zrozumieją, że budowanie mniejszych i słabiej wyposażonych okrętów wojennych nie jest zbyt mądrym posunięciem, skoro o wiele łatwiej je zniszczyć w warunkach bojowych?

– Będzie pan to musiał zmienić w pierwszej kolejności, gdy zostanie pan dyktatorem. – Duellos się zaśmiał, aby Geary nie potraktował tej uwagi serio. – Kattnig umie walczyć. Wątpię, aby zrobił coś naprawdę głupiego.

– Nie powinien – przyznał admirał. – Miał pan okazję zapoznać się z jego ostatnimi dokonaniami na polu walki?

Roberto znów skinął głową.

– Na Beowulfie? Paskudna sprawa, ale Kattnig zasłużył na wyróżnienie.

Określenie tej bitwy mianem „paskudna sprawa” było czystym eufemizmem. Obie strony dysponowały podobną siłą ognia i masakrowały się do momentu, aż flota Sojuszu uzyskała niewielką przewagę, co zostało natychmiast okrzyknięte zwycięstwem. Pyrrusowym w opinii Geary’ego, jeśli zliczyć wszystkie straty w ludziach i sprzęcie.

– Jego okręt był już kupą złomu, a on nadal walczył – przyznał jednak.

Po zakończeniu bitwy Kattnig skupił się na ratowaniu resztek załogi do tego stopnia, że musiano mu zaaplikować środki uspokajające. To też nie mogło być powodem do wstydu, zwłaszcza po stoczeniu tak zaciekłej walki. Medycy floty orzekli, że kapitan nadaje się do dalszej służby, a wykazywanie troski o własnych ludzi, zdaniem Geary’ego, nie mogło być uznane za jego wadę.

Niemniej widział spore sprzeczności pomiędzy zapisami w kartotece Kattniga a tak wielkim, że aż niepokojącym pragnieniem, by wziąć udział w kolejnej bitwie.

– Proszę go mieć na oku. Zamierzam wydać rozkaz o wydzieleniu zespołu uderzeniowego za mniej więcej dwie godziny, gdy reszta floty skieruje się w stronę stożka cienia. Nie wiem, co będzie później, ale musimy być gotowi na każdą ewentualność. Powodzenia.

– Jeśli wrota hipernetowe zapadną się, gdy będziemy w otwartej przestrzeni, nie będę się musiał martwić, co robić dalej – zauważył Duellos. – Ale jeśli do tego nie dojdzie, spróbuję nie zawieść pokładanych we mnie nadziei.

– Nie uda ci się ich zawieść, gdybyś nawet chciał, Roberto.

Duellos uśmiechnął się, wstał i zasalutował. Jego hologram zniknął, a Geary wrócił na mostek.

Widok głowic kinetycznych spadających na powierzchnię lodowej planety pozwolił im oderwać wzrok od wrót hipernetowych, które obserwowali bacznie, wypatrując pierwszych sygnałów nadchodzącego kataklizmu. Najbardziej widowiskowe było wielokrotne bombardowanie pola lodowego na środku jednego z zamarzniętych oceanów. Fontanny parującej błyskawicznie wody wzbijały się raz po raz coraz wyżej w atmosferę, gdy kolejne głowice drążyły powiększający się nieustannie krater. Rozgrzane do białości pociski zamieniały ogromne połacie lodu w parę, wyrzucając ją przez tunel liczący kilka kilometrów średnicy. Gdy opary rozwiały się ostatecznie i umieszczony w pobliżu planety satelita multispektralny dotarł nad wybity w lodzie otwór, Desjani wydawała się zawiedziona skutkami bombardowania.

– Na dnie widać wodę, choć moim zdaniem spłynęła raczej ze ścian tunelu stopionych temperaturą spadających głowic. Nie jesteśmy w stanie określić, czy dotarliśmy do pokładów wody uwięzionej pod skorupą lodową.

– Przykro mi – mitygował się Geary. – Ale wybiliśmy niezłą dziurę w lodzie.

– Zdaje pan sobie sprawę, jak będą wyglądały ściany tego komina, gdy temperatura się ustabilizuje? Ostry kąt spadku, gładkie, liczące kilka kilometrów trasy idealnie nadające się do najbardziej ekstremalnych zjazdów. Idę jednak o zakład, że Syndycy nie podziękują nam za ich stworzenie.

– Obawiam się, że ma pani rację, zwłaszcza że wybicie tego otworu naruszyło pokrywę lodową w promieniu setek kilometrów. – Żarty na ten temat wydawały się najgłupszą rzeczą, jaką mogli w podobnej sytuacji robić, lecz to też był element pozwalający odwrócić uwagę od stanu wrót hipernetowych.

Została godzina do rozpoczęcia manewru pozwalającego na skrycie się za masą gwiazdy. Jeśli wrota zaczną rozpadać się teraz albo nawet za pół godziny, flota zostanie zniszczona tuż przed dotarciem do miejsca, w którym miałaby szanse na przetrwanie. Byłaby to prawdziwa ironia losu.

Geary mimo dręczącej go obawy, że zejście z mostka z pewnością doprowadzi do jakiejś katastrofy, udał się na moment do komnat ukrytych w najbezpieczniejszej części kadłuba, gdzie członkowie załogi mogli się w spokoju pomodlić. Poproszenie przodków o łaskę, zwłaszcza w tak dramatycznym momencie, wydało mu się jak najbardziej uzasadnione. Na pewno nie powinno w niczym zaszkodzić. Starał się znaleźć kontakt z Michaelem Gearym, lecz ani jego brat, ani noszący to samo imię wnuk nie odpowiedzieli. W końcu sięgnął dłonią, by zgasić ceremonialną świecę, powstrzymał się jednak w ostatniej chwili.

– Dostałem wiadomość od ciebie, Mike. Twoja wnuczka mi ją przekazała. Też mi ciebie brakuje.

Kilka minut później zajął ponownie swoje miejsce na mostku i wrócił do obserwowania ekranów, na których widać było holograficzne odzwierciedlenie floty przemierzającej bezmiar przestrzeni kosmicznej w wewnętrznej części Systemu Centralnego. Punkt, w którym zaczną się kryć w stożku cienia rzucanym przez tutejszą gwiazdę, wciąż wydawał się bardzo odległy.

Ostatnie pięć minut ciągnęło się jak wieczność. Na mostku „Nieulękłego” panowała kompletna cisza, ludzie nawet jakby wstrzymywali oddech. Tylko Desjani zachowywała się jak zwykle. Przeglądała jakieś dokumenty, ale gdy Geary przełączył się na jej stanowisko, zauważył, że odwraca kartki zbyt szybko, by móc je przeczytać.

Licznik dotarł do zera. Geary zaczerpnął raptownie tchu, zdając sobie sprawę, że od kilkudziesięciu sekund wstrzymywał oddech. Natychmiast też sięgnął do klawiatury komunikatora, szepcząc pod nosem krótką dziękczynną modlitwę.

– Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, mówi admirał Geary. Przyspieszyć do .15 świetlnej, czas dwa pięć. Zwrot, dół, zero cztery stopni i na bakburtę trzy sześć stopni. Jednostki wyznaczone do zespołu uderzeniowego numer jeden przechodzą pod rozkazy kapitana Duellosa, czas trzy zero.

Musiał teraz poczekać, aż wysłany z prędkością światła sygnał dotrze do wszystkich okrętów, a przy takim rozciągnięciu szyku trzeba było na to wielu sekund, a nawet całej minuty. Tyle samo czasu musiało upłynąć, nim przyszła odpowiedź z potwierdzeniem odebrania rozkazu. Kolejne ikonki rozbłyskiwały, kiedy okręty odpowiadały. Manewr zostanie wykonany o czasie.

Desjani skinęła wachtowemu z manewrowego, a ten wprowadził odpowiednie komendy do systemu, polecając przyspieszyć i zmienić kurs. „Nieulękły” skręcił, spadając równocześnie w dół. Moment później jego główna jednostka napędowa zwiększyła ciąg. Ten sam manewr wykonały wszystkie okręty floty.

– Za jakieś cztery godziny i trzydzieści minut – zauważyła Desjani – syndyccy przywódcy zaczną mieć powody do wielkich zmartwień.

– Jeszcze nie dotarliśmy do celu – przypomniał jej Geary. – Jeśli wrota zostaną wysadzone w tym momencie, fala uderzeniowa uderzy i w nas.

– Nie mogę powiedzieć, bym darzyła Syndyków wielkim szacunkiem, ale wydaje mi się, że nawet oni nie są aż tak głupi, by zniszczyć własną flotyllę, skoro nie muszą tego robić. – Przyglądała się oddalającym od szyku okrętom zespołu uderzeniowego. – Kiedy ma pan zamiar poinformować szacownych przywódców tego systemu, jaki los chcą im zgotować szlachetni przywódcy Światów Syndykatu?

– Za momencik. Zanim to nastąpi, chcę, by członkowie Egzekutywy zobaczyli, że zmieniliśmy kurs, i mieli czas na zastanowienie się, co to może dla nich oznaczać. Potem otrzymają od nas przekaz, który pogłębi panujące zamieszanie i z pewnością wywrze większy nacisk.

Desjani obejrzała się przez ramię na senatora Sakaiego siedzącego spokojnie, lecz obserwującego bacznie każdy ich ruch.

– Skoro mowa o naciskach i mieszaniu w głowach: czy politycy nie próbowali poprawiać pańskiego wystąpienia?

– Costa sugerowała, żeby jej pozwolił na podostrzenie tekstu, Sakai zdawał się podchodzić do tej kwestii z dużą obojętnością, a Rione była przeciwna, twierdziła, że powinienem przemawiać własnymi słowami, jak żołnierz, a nie jak polityk.

– A niech mnie, znowu zgadzam się z tą kobietą.

– Chyba oboje musimy do tego przywyknąć. – Geary siedział przez dłuższą chwilę spokojnie, milcząc, potem spojrzał na zegar. Już czas. Jego oświadczenie dotrze do przywódców Syndykatu chwilę po tym, jak zauważą, że większa część floty znalazła się w bezpieczniejszym miejscu, lecz zanim tam dotrze, może się dobrać jeszcze do większości celów w tym systemie. Wyzwanie rzucone Shalinowi jak na razie nie przyniosło żadnych widocznych rezultatów. Ciekawe, jak zareaguje na treść tego przekazu.

Zaczerpnął dwa razy tchu, aby uspokoić nerwy, i przygotował się do wygłoszenia przemowy. Włączył komunikator, ustawiając go tak, by sygnał został odebrany przez wszystkich Syndyków w tym systemie.

– Tutaj admirał John Geary, zwracam się do obywateli Światów Syndykatu. Z przykrością pragnę was poinformować, że członkowie Egzekutywy tak bardzo chcą dopaść moją flotę, że gotowi są nie tylko pozostawić was na pastwę losu, ale także planują totalne zniszczenie i zabicie wszystkich istot żywych w tym systemie. Na wrotach hipernetowych waszego systemu zainstalowano zabezpieczenia pozwalające na zredukowanie fali uderzeniowej, jaka powstaje po implozji. Niestety, ten sam system może być także wykorzystany do odwrócenia tego procesu i spowodowania kolapsu, który będzie miał moc porównywalną z wybuchem supernowej w waszym systemie. Wasi przywódcy właśnie do tego dążą, za cenę waszego życia chcą zyskać szansę na zniszczenie moich okrętów. Nie zrobili tego do tej pory tylko dlatego, że chcą, aby ostatnia flotylla okrętów wojennych Syndykatu, jaką dysponują, dotarła do punktu skoku i opuściła bezpiecznie ten system. Nie chcą jej użyć, aby was bronić. Pragną ją uratować, aby utrzymać kontrolę nad pozostałymi systemami. Wasi przywódcy nie obawiają się skutków tej eksplozji, ponieważ znajdują się na pokładzie pancernika, który w momencie wysłania sygnału inicjującego kolaps wykona skok na Mandalona, pozostawiając was wszystkich na pewną śmierć. Nie przeżyje żaden świadek tego, co tutaj się wydarzy. Zginą wszyscy ludzie, zniszczeniu ulegną wszystkie urządzenia, a oni będą mogli kontynuować tę bezsensowną wojnę. Przybyliśmy tu, by negocjować zakończenie walk. Warunki przedstawione Egzekutywie wysłaliśmy w poprzedniej wiadomości, ale dołączę je także do tego przekazu, abyście zrozumieli, że naszym celem jest zakończenie wojny na warunkach akceptowalnych dla obu stron. Wasi przywódcy odrzucili jednak naszą ofertę, wolą bowiem doprowadzić do zagłady kolejnego systemu gwiezdnego, niż przyznać się do popełnienia błędu albo przyjąć warunki, których sami nie ustalili. Kiedy dotrze do was ten przekaz, większość okrętów mojej floty będzie się znajdowała w bezpiecznym miejscu, w stożku cienia gwiazdy tego systemu, ale wy nie będziecie mieli szans na przeżycie, jeżeli nie podejmiecie działań zmierzających do ocalenia siebie i Światów Sojuszu. Wiecie, kim jestem i co zrobiłem. Wiecie też, czego dopuścili się wasi przywódcy w przeszłości. Zdecydujcie, komu bardziej można zaufać. Wasze życie i przyszłość Światów Syndykatu leżą w waszych rękach. Na honor naszych przodków.

Desjani posłała mu pocieszający uśmiech, gdy opadł ciężko na oparcie fotela po wyłączeniu komunikatora.

– Teraz musimy mieć nadzieję, że Syndycy choć raz skorzystają ze swoich głów, zamiast ślepo wykonywać czyjeś rozkazy.

I znów trzeba było kilku godzin, by coś się wydarzyło. Geary nie mógł przemierzać w nieskończoność korytarzy „Nieulękłego”, gdyż napotkani po drodze członkowie załogi mogliby w końcu zauważyć, jak bardzo jest spięty. Nie potrafił jednak usiedzieć na mostku, dlatego wyrywał się do kabiny admiralskiej, po której krążył nieustannie jak zwierzę w klatce. Tam też otrzymał prośbę o połączenie od porucznika Igera.

– W syndyckiej sieci zapanowało ogromne poruszenie, admirale. Mamy do czynienia z próbą wymuszenia pierwszeństwa nad wiadomościami napływającymi z pancernika.

– Gdzie mieści się źródło tych nowych wiadomości?

– Na planecie rządowej. Ale Syndycy korzystają z tylu przekierowań, że z trudem udało nam się to ustalić. – Porucznik Iger uśmiechnął się przelotnie. – Pańska wiadomość dotarła tam mniej więcej dwie godziny temu.

Wystarczająco dużo czasu, by ktoś zdecydował się na dokonanie przewrotu, zwłaszcza że większość członków rady przebywała na pokładzie pancernika oddalonego o pięć godzin świetlnych i nie mogła mieć wpływu na wydarzenia w czasie rzeczywistym.

– Czy udało się wam przechwycić coś jeszcze?

– Nie, sir. Nie trafiliśmy na żadne wiadomości mówiące o rewolucji, zmianie władzy czy tym podobnych sprawach. Nie ma też sygnałów świadczących o narastającym konflikcie. Nie zaczęto na przykład rozmieszczać dodatkowych sił służby bezpieczeństwa. Nasi analitycy z działu politycznego uważają, że ten kto próbuje przejąć kontrolę nad Egzekutywą, stara się uzyskać poparcie sporej części dowódców wojskowych w tym systemie i innych ważnych graczy. Uważamy, że przynajmniej do momentu uzyskania wsparcia z ich strony nie zaatakuje otwarcie rady.

Zatem udało się zastawić pułapkę na przywódców Syndykatu, którzy zaczaili się wcześniej na flotę Sojuszu.

– Proszę natychmiast meldować o kolejnych zmianach.

Następna wiadomość nadeszła szybko, lecz od Desjani.

– Flota znajduje się w stożku cienia gwiazdy, admirale – zameldowała z tryumfem. – Jesteśmy bezpieczni.

– Zespół uderzeniowy wciąż jest narażony na zniszczenie.

– Wiem, sir, ale Duellos potrafi zadbać o siebie. Na razie nie zaobserwowano żadnej reakcji w szeregach flotylli i na pancerniku czekającym przy punkcie skoku.

Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Zastanawiał się jednak, co tym razem umknęło jego uwadze.

Загрузка...