Jaxom czuł się zawiedziony, że Harfiarz mimo wszelkich namów Lytola, nie dał wyciągnąć z siebie więcej faktów na temat badań, jakie prowadził na południu. Kiedy już ze zmęczenia niemal zamykały mu się oczy, przyszło mu na myśl, że Robintonowi udało się jednak uzyskać poparcie Lytola, żeby zainteresowanie Południowym ograniczyć do minimum, jak tego obydwaj z N’tonem pragnęli.
Ostatnią świadomą myślą Jaxoma był podziw dla przebiegłych metod postępowania Harfiarza. Nic dziwnego, że nie zgłaszał on obiekcji do pobierania nauk przez Jaxoma u N’tona, kiedy zobaczył, że Lytol jest za tym. Harfiarzowi potrzebny był ten starszy człowiek jako Lord Warowni Ruatha. Trenowanie Rutha powstrzyma młodego Lorda przed pragnieniem przejęcia Warowni od Lytola.
Następnego ranka Jaxom nie miał wątpliwości, że musiał chyba przespać całą noc w jednej pozycji. Zesztywniał od stóp do głów, twarz i ramię piekły go od Bruzd po Niciach, a to pieczenie przypomniało mu o obrażeniach Rutha. Nie zwracając uwagi na własne dolegliwości, odrzucił na bok futra i chwytając po drodze słoik z kojącym balsamem, wpadł do Weyru Rutha.
Cichuteńki pomruk uświadomił mu, że biały smok jeszcze śpi głęboko. Chyba się nawet nie poruszył, ponieważ łapę trzymał wciąż w tej samej pozycji. Jaxomowi było tak łatwiej pracować, więc rozsmarował świeżą warstwę balsamu wzdłuż Bruzdy. Dopiero wtedy wpadło mu do głowy, że może będą musieli zaczekać z Ruthem, aż wyzdrowieją, zanim będą mogli dołączyć do młodzieńców w Weyrze Fort.
Lytol nie podzielał jego poglądów. Jaxom miał udać się do Weyru Fort, żeby podczas Opadu Nici unikać Pobrużdżenia i nauczyć się uważać na swojego smoka i siebie. Jeżeli będą mu dogadywać, że nie dość szybko wykonuje uniki, zasłuży sobie na to. Tak więc po śniadaniu poleciał na Ruthu do Weyru.
Na szczęście dwóch z trenujących chłopców było w wieku zbliżonym do jego własnych osiemnastu Obrotów — nie żeby bycie starszym miało Jaxoma martwić, to mu nie groziło, dopóki mógł Rutha trenować jak należy. Problem stanowiła raczej konieczność tłumienia w sobie tego zdradliwego pragnienia, by wyjaśniać wszem, wobec, jaka była naprawdę przyczyna tego, że Ruth został Pobrużdżony przez Nici, zamiast tłumaczyć Bruzdy domniemaną niezdarnością. Ratował się myślą, że osiągnęli więcej, niż ktokolwiek mógł się domyślić — niewielka to jednak była pociecha.
Niemałego kłopotu w czasie pierwszej lekcji nastręczyło uwolnienie Rutha od nieskończonej niemal ilości jaszczurek ognistych, które go obsiadały i przeszkadzały. Jak tylko poderwał z miejsca jedną grupę i kazał im odlecieć, pojawiała się następna, ku oburzeniu i rozdrażnieniu nauczyciela K’nebela.
— Czy to tak trwa przez cały dzień, wszędzie gdzie się znajdziesz? — zapytał Jaxoma poirytowany.
— Mniej więcej. One po prostu… przylatują. Zwłaszcza od tych… wydarzeń w Weyrze Benden.
K’nebel prychnął zirytowany, kiwając równocześnie ze zrozumieniem głową.
— Nie chciałbym, żeby prawdą stało się to, jakoby smoki ziały płomieniem na jaszczurki ogniste, ale nigdy do niczego nie dojdziesz z Ruthem, jeżeli go nie zostawią w spokoju. A jeżeli tego nie zrobią, to w końcu któraś oberwie płomieniem!
Tak więc Jaxom kazał Ruthowi przepędzać jaszczurki ogniste, jak tylko się pojawiały. Minęło sporo czasu, zanim przestały przeszkadzać. A potem, czy to, dlatego że wszystkie jaszczurki ogniste z okolicy już do nich zajrzały, czy też dlatego że Ruth był wystarczająco stanowczy, reszta porannych zajęć upłynęła bez zakłóceń.
Mimo tych wszystkich przerw Knebel kazał młodzieńcom pracować, aż do ogłoszenia południowego posiłku. Jaxoma zaproszono, by został na obiedzie, i na znak jego rangi wskazano mu duży stół zarezerwowany dla starszych jeźdźców smoków.
Rozmowę zdominowały ciągłe spekulacje na temat zwrotu jaja i tego, która to z jeźdźczyń królowych je zwróciła. Na skutek tej dyskusji Jagom umocnił się w swoim postanowieniu, by nadal nic nie mówić. Ostrzegł też Rutha, jak się okazało bez potrzeby, ponieważ białego smoka bardziej interesowało żucie smoczego kamienia i unikanie Nici niż minione wydarzenia.
Towarzyszące mu jaszczurki ogniste pozbyły się swego dawnego podniecenia. Troszczyły się teraz po pierwsze o jedzenie, a po drugie o własną skórę. Z nastaniem cieplejszej pogody zaczęły linieć i dręczyło je swędzenie. Obrazy, jakie przekazywały Ruthowi, nie zawierały już zatrważających treści.
Odkąd Jaxom rozpoczął przedpołudniowe zajęcia w Weyrze Fort, musiał zrezygnować z lekcji w Cechach Harfiarzy i Kowali. Skutkiem tego nie zagrażała mu już skłonność Menolly do zadawania wnikliwych pytań i czuł się całkiem zadowolony. Kiedy zdał sobie sprawę, że Lytol popołudniami zostawia mu po parę wolnych godzin, serdecznie go to również rozbawiło. Uprzejmie latali więc z Ruthem do Gospodarstwa Na Płaskowyżu, oczywiście po to tylko, żeby zobaczyć, czy pszenica, rozwija się pomyślnie.
W tych dniach Corana krzątała się po domu, bo zbliżał się czas rozwiązania jej bratowej. Kiedy tak ładnie zatroskała się jego gojącą się Bruzdą, nie wyprowadzał jej z błędnego przekonania, że otrzymał ją podczas Opadu, chroniąc Warownię przed Nićmi. Nagrodziła go za tę ochronę w sposób, który go wprawił z zażenowanie, chociaż przyniósł mu ulgę. W ospałym rozmarzeniu po zażyciu rozkoszy nie umiał się na nią złościć, kiedy kilka razy napomknęła o jaszczurkach ognistych i zapytała, czy miał kiedykolwiek okazję trafić na jaja, kiedy zwalczał Nici.
— Wszystkie plaże na północy są dobrze obstawione — powiedział jej, a widząc jak mocno jest zawiedziona dodał — oczywiście na Kontynencie Południowym jest mnóstwo pustych plaż!
— A mógłbyś tam polecieć na swoim Ruthu tak, żeby się Władcy z przeszłości nie zorientowali? — Było jasne, że Corana niewiele wie o wydarzeniach ostatnich dni, co stanowiło jeszcze jedną pociechę dla Jaxoma, którego nudzić już zaczynało ciągłe zaabsorbowanie Weyru tym tematem.
Skoro mógł tam polecieć z Ruthem, cała sprawa stawała się dosyć prosta; zwłaszcza, że Ruth nie wytrąci z równowagi nieznajomych jaszczurek ognistych, jako że przyjaźnił się chyba ze wszystkimi.
— Przypuszczam, że mógłbym. — Jego wahanie wynikało z komplikacji związanych z zaplanowaniem nieobecności wystarczająco długiej, by pozwoliła mu polecieć na Kontynent Południowy. Corana opacznie zrozumiała to, co powiedział, ale on miał zbyt miękkie serce i za bardzo było mu przyjemnie, by chciało mu się ją poprawiać.
Kiedy razem z Ruthem szybowali z płaskowyżu w kierunku domu, przyszło Jaxomowi na myśl, że fale rozchodzące się od jego pierwszego, nie tak dawnego wybuchu, wciąż jeszcze zataczają coraz szersze kręgi. Rozpoczął wreszcie właściwe szkolenie Rutha, a jeżeli nawet nie przejął samej Warowni, to przynajmniej cieszył się większą ilością przywilejów Lorda Warowni. Uśmiechnął się szeroko, w myślach delektując się słodyczą Corany. Sądząc po tym, jak ciepło witała go jej siostra, nikt w Gospodarstwie Na Płaskowyżu nie miałby pewnie obiekcji co do dziecka półkrwi. Sukces odniesiony na tym polu nie zaszkodziłby mu w oczach Lordów Warowni. Zastanawiał się nad sprowadzeniem Corany do Warowni, ale zdecydował, że lepiej nie. Byłoby to nie w porządku w stosunku do innych wychowanków i przysporzyłoby kłopotów Brandowi i Lytolowi. Miał przecież Rutha i mógł w każdej dogodnej chwili bez straty czasu polecieć tam i z powrotem. Co więcej, gdyby sprowadził Coranę do swoich pomieszczeń, domagałaby się ona, by kosztem Rutha poświęcał jej więcej czasu, niż był skłonny.
Kiedy trzeciego popołudnia udał się do Gospodarstwa Na Płaskowyżu, żona Fidella właśnie rodziła, a Corana była tak zaabsorbowana, że tylko poprosiła go, by wybaczył im to całe zamieszanie i podniecenie. Zapytał, czy nie przydałby im się uzdrowiciel z Warowni, ale Fidello powiedział, że jeden z jego domowników obeznany jest z takimi sprawami, i stwierdził, że jego żona nie będzie miała z urodzeniem żadnych kłopotów. Jaxom powiedział wszystko, co należało powiedzieć, a następnie oddalił się, czując się nieco pokrzywdzony przez tę niespodziewaną przeszkodę na drodze do realizacji jego oczekiwań.
— Czemu się śmiejesz? — zapytał Ruth, kiedy szybowali z powrotem do Warowni.
— Bo jestem głupi, Ruth. Jestem głupi.
Nie sądzę, żebyś był. Przy niej czujesz się zadowolony, a nie głupi.
— Właśnie dlatego jestem teraz głupi, ty niemądry smoku. Wybrałem się tam w nadziei… w nadziei, że poczuję się zadowolony, a ona ma za mało czasu. A jeszcze kilka siedmiodni temu nawet by mi się nie śniło, że mi się z nią tak uda. To dlatego jestem teraz głupi, Ruth.
Ja cię zawsze będę kochał, brzmiała odpowiedź Rutha, który miał wrażenie, że właśnie takiej odpowiedzi trzeba było Jaxomowi.
Jaxom pocieszająco pogładził grzebień na karku swojego smoka, ale nie mógł stłumić dezaprobaty dla jego wesołości. Kiedy wrócił do Warowni, natrafił na następną przeszkodę. Lytol poinformował go, że reszta jaj Ramoth prawdopodobnie Wylęgnie się następnego dnia i że Jaxom będzie musiał pojawić się w Bendenie. Lord Opiekun przyjrzał się bacznie zagojonej Bruździe Jaxoma i skinął głową.
— Bardzo proszę, nie wchodź w oczy Przywódcom Weyru. Poznają od pierwszego rzutu okiem, co to jest — powiedział Lytol. — Nie ma co rozgłaszać twojego szaleństwa.
Osobiście Jaxom uważał, że z tą blizną wygląda dużo dojrzalej, ale przyrzekł Lytolowi, że będzie się trzymał z daleka od Lessy i F’lara.
Jaxom dosyć lubił Wylęgi, zwłaszcza pod nieobecność Lytola. Czuł się z tego powodu winny, ale wiedział, że w czasie każdego Wylęgu Lytol przeżywał tortury, wspominając z bólem swojego ukochanego Lartha.
Wieść o mającym zaraz się rozpocząć Wylęgu doszła do Weyru Fort, kiedy Jaxom latał na krańcu skrzydła w czasie Opadowego szkolenia młodych jeźdźców. Ukończył manewr, przeprosił nauczyciela i kazał Ruthowi polecieć pomiędzy do Ruathy, żeby się przebrać w odpowiednie ubranie. Lytol i Skałka Menolly dopadli go w tym samym momencie z prośbą, żeby zabrał ze sobą Menolly, ponieważ Robinton był już w Weyrze Ista razem ze smokiem i jeźdźcem z siedzibą Cechu Harfiarzy.
Na tę prośbę Jaxom zrobił dobrą minę do złej gry, jako że nie mógł wymyślić żadnego powodu, żeby odmówić. No, pogoni ją tak szybko z Cechu, a potem do Weyru, że nie będzie miała czasu na zadawanie żadnych pytań.
Kiedy przybyli razem z Ruthem do siedziby Cechu Harfiarzy, a Ruth ryknął swoje imię do smoka — wartownika na wzgórzach ogniowych, Jaxoma ogarnęła wściekłość. Przecież na łące było tyle smoków z Weyru Fort, że mogłyby zabrać z połowę ludzi z Cechu. Czemu nie poprosiła któregoś z nich? Postanowił stanowczo, że nie pozwoli jej sobie dokuczać i rozkazującym tonem poprosił Rutha, żeby powiadomił jej jaszczurki ogniste, że już jest i czeka na łące. Ledwie zdążył ukształtować w myśli te słowa, kiedy Menolly wypadła spod sklepionego przejścia i biegiem ruszyła w jego kierunku, a Piękna, Skałka i Nurek krążyły trajkocząc nad jej głową. Zaczęła wciągać kurtkę, niezręcznie przerzucając coś z jednej dłoni do drugiej.
— Zsiadaj, Jaxomie — powiedziała rozkazująco. — Nie dam rady tego zrobić, kiedy jesteś odwrócony do mnie plecami.
— Czego zrobić?
— Tego! — Podniosła jedną rękę do góry i pokazała mu niewielki słoiczek. — Zsiadaj.
— Po co?
— Nie bądź tępy. Tracisz czas. To jest po to, żeby zakryć tę bliznę. Chyba nie chcesz, żeby zobaczyli ją Lessa i F’lar i zaczęli zadawać kłopotliwe pytania? Schodźże! Albo się spóźnimy. A nie powinieneś latać pomiędzy czasem, prawda? — Tę ostatnią uwagę dodała, kiedy wciąż jeszcze się wahał, nieco zaniepokojony jej altruizmem.
— Zaczesałem na nią włosy…
— Zapomnisz i odgarniesz je do tyłu — powiedziała i gestem kazała mu to zrobić, odkręcając pokrywkę ze słoika. — Poprosiłam Oldive’a, żeby przyrządził trochę maści bez zapachu. Dobrze. Wystarczy jedno maźnięcie. — Posmarowała mu twarz, a potem resztę wtarła w skórę przegubu nad rękawicą. — Widzisz? Zlewa się w jedno. — Przyjrzała mu się krytycznie. — Tak, udało się. Nikt by się nie domyślił, że cię Pobruździło. — Potem zachichotała. — A co Corana myśli o twojej bliźnie?
— Corana?
— Nie patrz tak na mnie spode łba. Wsiadaj na Rutha. To bardzo sprytne z twojej strony, Jaxomie, podtrzymywać znajomość z Coraną. Dobry byłby z ciebie harfiarz, masz olej w głowie.
Jaxom dosiadł swego smoka wściekły na nią, ale zdecydowany nie dać się sprowokować. To było do niej podobne, wyszukiwać takie rzeczy tylko po to, żeby go drażnić. No, tyra razem jej się nie uda.
— Dziękuję, że pomyślałaś o tej maści, Menolly — powiedział, kiedy już opanował głos. — Bez wątpienia nie należy denerwować Lessy właśnie teraz, a naprawdę muszę być na tym Wylęgu.
— To prawda, że musisz.
Ton jej pełen był podtekstu, ale Jagom nie miał czasu rozeznać się, co miała na myśli, ponieważ Ruth wzbił się w powietrze i bez żadnych dalszych dyrektyw zabrał ich pomiędzy do Weyru Benden. Nie, nie pozwoli się jej wyprowadzić z równowagi. Ale ona była cholernie sprytna, ta harfiarka.
Ruth wychynął z pomiędzy w środku sylaby.
…uth. Jestem Ruth. Jestem Ruth.
Co przypomniało o czymś Jaxomowi; przekręcił głowę, żeby spojrzeć na lewe ramię Menolly.
— Nie martw się. Są bezpieczne w Weyrze Brekke.
— Wszystkie?
— Na Skorupy, nie, Jaxomie. Tylko Piękna i te trzy spiżowe. Niedługo będzie się parzyć i chłopcy ani na moment jej nie odstępują. — Menolly znowu zachichotała.
— Czy masz już zamówiony cały Wylęg?
— Co? Miałabym liczyć jajka, zanim zostaną zniesione? Menolly mówiła, jak gdyby go chciała pohamować. — Czemu? Ty chyba nie chcesz jajka, prawda?
— Nie ja.
Menolly wybuchnęła śmiechem na jego wiele mówiącą replikę, a on jęknął. No dobrze, niech się pośmieje.
— Na co mi jaszczurka ognista — mówił dalej, żeby ją uspokoić. — Obiecałem Loranie, że zobaczę, czy uda mi się jakąś dla niej zdobyć. Wiesz, ona była bardzo… życzliwa dla mnie. — W nagrodę za swoje opanowanie usłyszał, jak Menolly przetyka ślinę ze zdziwienia.
Potem klepnęła go po łopatce ściśniętą pięścią, a on wzdrygnął się i uchylił przed nią.
— Przestań, Menolly! Na tym ramieniu też mam Bruzdę. Odezwał się z większą irytacją, niż zamierzał, i zaraz sklął siebie za to, że mówi o tym, o czym miał nawet nie wspominać.
— Przepraszam cię, Jaxomie — powiedziała z taką skruchą, że Jaxom się udobruchał. — Jak bardzo cię Pobruździło?
— Twarz, ramię i udo.
— Złapała go za drugie ramię.
— Słuchaj! Już nucą jak szalone. I popatrz, kandydaci wchodzą już na teren Wylęgarni. Czy możemy od razu tam pofrunąć?
Jaxom skierował Rutha do środka przez górne wejście do Wylęgarni. Spiżowe smoki wciąż jeszcze przynosiły do środka gości. Kiedy Ruth znalazł się wewnątrz jaskini, spojrzenie Jaxoma powędrowało natychmiast do tego miejsca przy łuku nad wejściem, do którego przenieśli się z Ruthem, żeby zwrócić jajo. Poczuł nagły przypływ dumy ze swojego wyczynu.
— Widzę Robintona, Jaxomie. Tam, na czwartym poziomie. Obok kolorów Isty. Czy zechciałbyś usiąść z nami, Jaxomie? W jej głosie pobrzmiewało błaganie i lekkie naleganie, które stropiło Jaxoma. Kto by nie zechciał siedzieć z Mistrzem Harfiarzem Pernu?
Ruth podleciał skosem do odpowiedniego poziomu, złapał się pazurami za skraj skalnego progu i zawisł nieruchomo na tyle długo, żeby Menolly i Jaxom zdążyli zsiąść.
Poprawiając sobie tunikę młodzieniec, zanim usiadł, przyjrzał się przeciągle Mistrzowi Robintonowi. Zrozumiał błaganie Menolly. Harfiarz wydawał się jakiś inny. Och, pozdrowił Jaxoma i Menolly dość żywo, miał uśmiech dla swej czeladniczki i kuksaniec w ramię dla Jaxoma, ale zaraz potem powrócił do swoich myśli, które sądząc po jego minie, były smutne. Mistrz Harfiarz Pernu miał pociągłą twarz, której wyraz zwykle szybko się zmieniał w zależności od jego reakcji. A w tej chwili twarz Harfiarza, który z pozoru przyglądał się przemarszowi kandydatów, posuwających się poprzez gorące piaski Wylęgarni, pokryta była zmarszczkami, jego głęboko osadzone oczy zacienione były zmęczeniem i troską, a skóra na policzkach i brodzie obwisła. Wyglądał jak człowiek stary, zmęczony i osamotniony. Jaxom przerażony szybko odwrócił wzrok, unikając spojrzenia Menolly, ponieważ jego myśli musiały być aż nazbyt czytelne dla tej spostrzegawczej harfiarki.
Mistrz Robinton stary? Zmęczony, zatroskany, to tak. Ale żeby miał się starzeć? Wnętrze Jaxoma ogarnęła zimna pustka. Pern pozbawiony humoru i mądrości Mistrza Harfiarza? Jeszcze trudniej było liczyć się z brakiem jego wizji i pełnej zapału ciekawości. Poczucie straty zastąpiła uraza, kiedy Jaxom zauważył, że zgodnie z przykazaniami Robintona usiłuje racjonalnie podejść do tej fali przykrych refleksji.
Natarczywe, brzękliwe nucenie zwróciło znowu jego uwagę na teren Wylęgarni. Był już na wystarczająco wielu Wylęgach, żeby zorientować się, że obecność Ramoth, kiedy wśród jaj nie było królewskiego jaja, nie była rzeczą normalną; jej nastawienie przejmowało trwogą. Nie chciałby musieć stawić czoło jej czerwono wirującym oczom czy tym uderzeniom głowy, które wciąż kierowała ku nadchodzącym kandydatom. Zamiast rozsypać się promieniście, żeby luźnym kręgiem otoczyć kołyszące się jaja, chłopcy stali ściśnięci w grupkę, jak gdyby to miało dać im większą szansę wobec Ramoth.
— Nie zazdroszczę im — powiedziała półgłosem Menolly do Jaxoma.
— Czy ona pozwoli im Naznaczyć, panie? — zapytał Jaxom Harfiarza, chwilowo zapominając o tym, jak świadom jest śmiertelności tego człowieka.
— Można by sądzić, że badawczo przygląda się każdemu z nich, czy któryś przypadkiem nie zalatuje Południowym Weyrem, prawda? — odparł wesoło Harfiarz beztroskim głosem.
Jaxom spojrzał na niego i zaczął się zastanawiać, czy przedtem to nie była jakaś niekorzystna gra świateł, jako że Harfiarz szeroko i psotnie się uśmiechał, całkiem tak jak zawsze.
— Nie jestem pewien, czy chciałbym się poddać takim dokładnym oględzinom właśnie teraz — dodał, podnosząc w górę swoją lewą brew.
Menolly zakaszlała, a oczy jej zatańczyły. Jaxom przypuszczał, że musieli ostatnio być na Kontynencie Południowym i zastanawiał się, czego się dowiedzieli.
Na Skorupy, pomyślał i nagle w panice oblał się potem, ci Południowcy wiedzieli przecież, że to nie żaden z nich zwrócił to jajo. A jeżeli Robinton się o tym dowiedział?
Gniewne syknięcie z terenu Wylęgarni wywołało taką reakcję na widowni, że Jaxom szybko się odwrócił. Jedno z jaj pękło, ale Ramoth przesunęła się nad nie tak obronnym ruchem, że żaden z kandydatów nie ośmielił się do niego zbliżyć. Mnemeth ryknął ze swojego progu skalnego na zewnątrz Wylęgarni, a wewnątrz spiżowe smoki brzękliwie zanuciły. Głowa Ramoth wystrzeliła do góry, jej skrzydła mieniące się złotem i zielenią, rozpostarły się i zaświergotała w pełnej wyzwania odpowiedzi. Pozostałe spiżowe smoki odpowiedziały jej pojednawczym tonem, ale trąbienie Mnemetha było wyraźnym rozkazem.
Ramoth jest bardzo zdenerwowana, powiedział Jaxomowi Ruth.
Biały smok dyskretnie oddalił się na słoneczne miejsce nad brzegiem jeziora w Niecce. Jego nieobecność nie przeszkadzała mu orientować się, co się dzieje w obrębie Wylęgarni. Mnemeth mówi jej, że jest niemądra. Te jaja muszą się Wykluć; smoczątka muszą dokonać Naznaczenia. Potem nie będzie musiała się już o nie martwić. Będą bezpieczne z ludźmi.
Nucenie spiżowych smoków stało się głębsze i Ramoth, wciąż protestując przeciw nieuniknionemu cyklowi życia, powoli odeszła od jaj. Na to jeden z chłopców, który odważnie prowadził pierwszy ich szereg, złożył jej ceremonialny ukłon, a następnie podszedł do pękniętego jaja, z którego wynurzał się młody spiżowy smoczek, pokwikując i starając się utrzymać równowagę na swoich chwiejnych nogach.
— Ten chłopak wykazuje dużą przytomność umysłu — powiedział Robinton, kiwając z aprobatą głową. Bacznie wpatrywał się w scenę na dole. — Tego właśnie trzeba było Ramoth, tej uprzejmości. Oczy jej już są wolniejsze i ściąga skrzydła. Dobrze. Dobrze!
Za przykładem pierwszego chłopca następnych dwóch kandydatów skłoniło się przed Ramoth i szybko podeszło do jaj które zaczęły się gwałtownie kołysać od wysiłków smocząt — żeby przebić ich skorupy. Jeżeli następnych reweransów nawet poskąpiono czy były mało płynne, Ramoth została już udobruchana, chociaż wciąż jeszcze wydawała dziwaczne poszczekiwanie, kiedy kolejne smoczątka Naznaczały.
— Popatrzcie, on ma spiżowego! Należał mu się! — powiedział Robinton klaszcząc, kiedy nowo połączona para ruszyła do wyjścia z Wylęgarni.
— Kto to jest, ten chłopak? — zapytała Menolly.
— Z Warowni Telgar; jest zbudowany jak stary Lord i ma jego koloryt… i jego przytomność umysłu.
— Młody Kirnety z Warowni Fort też ma spiżowego smoka — doniosła Menolly zachwycona. — Mówiłam wam, że będzie miał.
— Już wcześniej zdarzało mi się mylić i jeszcze mi się to nieraz przydarzy, moja kochana dziewczyno.
— Nieomylność byłaby nudna — brzmiała zrównoważona odpowiedź Mistrza Robintona. Czy mamy tu jakichś chłopców z Ruathy, Jaxomie?
— Dwóch, ale nie mogę ich rozpoznać tak z ukosa.
— W tym Wylęgu jest całkiem sporo jaj — odparł Robinton. — Jest z czego wybierać.
Jaxom przyglądał się pięciu chłopcom, którzy krążyli wokół jaja pokrytego zielonymi plamami. Wstrzymał oddech, kiedy wysunęła się głowa smoczątka i, otrzepując z siebie kawałeczki skorupy, zaczęła się kręcić, by przyjrzeć się każdemu z chłopców.
— I wielu zawiedzionych młodzieńców — powiedział Jaxom, kiedy malutki brązowy smok przepchnął się między pięcioma przyszłymi jeźdźcami na piasek, zawodząc żałośnie i majtając głową z boku na bok.
A gdybym tak, pomyślał Jaxom i zimno ucisnęło mu wnętrzności, nie odpowiadał Ruthowi? Niemal wszyscy kandydaci opuścili już teren Wylęgarni, kiedy uwolnił Rutha jego nadmiernie twardej skorupy.
Poszukujące smoczątko potknęło się, zagrzebując nosem ciepły piasek. Podniosło się, kichnęło i znowu zapłakało. Ramoth wykrzyknęła ostrzeżenie i najbliżsi niej chłopcy cofnęli się pospiesznie. Jeden z nich, ciemnowłosy, długonogi, którego kościste kolana pokryte były bliznami, niemalże potknął się o małego brunatnego smoczka. Złapał równowagę dziko wymachując rękami, zaczął się cofać i następnie zatrzymał się, wpatrując w brunatnego smoka. Zaszło Naznaczenie!
Ja tam byłem. Ty tam byłeś. Jesteśmy teraz razem, powiedział Ruth, reagując na emocję Jaxoma, towarzyszącą tej scenie. Jaxom zamrugał, żeby usunąć z oczu nadmiar wilgoci, który tam się zebrał na to potwierdzenie łączących ich więzi.
— To się tak szybko kończy — powiedziała Menolly głosem rozdrażnionym z żalu. — Szkoda, że to wszystko odbywa się takim pędem!
— Powiedziałbym, że było to niczego sobie popołudnie — oświadczył Robinton, wskazując gestem na Ramoth. Królowa piorunowała teraz wzrokiem oddalające się pary i przestępowała jednej przedniej łapy na drugą.
— Czy nie sądzisz, że teraz, kiedy wszystkie bezpiecznie się Wylęgły i Naznaczyły, to jej się humor poprawi? — zapytała Menolly.
— I Lessy również? — Wargi Robintona drgnęły, by stłumić rozbawienie. — Bez wątpienia, kiedy uda się już namówić Ramoth, żeby coś zjadła, obydwie będą w bardziej życzliwym nastroju.
— Mam nadzieję. — Odpowiedź Menolly była cicha i żarliwa, nie miał jej, jak się Jaxomowi zdawało, usłyszeć Robinton, który już zdążył odwrócić się przodem do widowni i wyraźnie kogoś szukał.
A jednak Robinton usłyszał i szeroko, i ciepło uśmiechnął się do swojej czeladniczki.
— Fatalna sprawa, że nie możemy przełożyć tego spotkania, dopóki nie będą znowu w dobrym humorze.
— Czy nie mogłabym ten jeden jedyny raz ci towarzyszyć?
— Żeby mnie bronić, Menolly? — Harfiarz chwycił ją za ramię, uśmiechając się do niej z miłością. — Nie, to nie jest zebranie ogólne i zabierając tam ciebie mógłbym kogoś urazić.
— On może pójść… — Menolly ostro wskazała kciukiem Jaxoma, patrząc na niego z urazą spode łba.
— Co ja mogę?
— Nie mówił ci Lytol, że zwołano zebranie po Naznaczaniu? — zapytał Harfiarz. — Ruatha musi być obecna.
— Jako Mistrza Harfiarzy nie mogli ciebie wykluczyć — powiedziała Menolly napiętym głosem.
— Czemu mieliby to zrobić? — zapytał Jaxom, zaskoczony niespotykaną u Menolly gotowością do obrony.
— Dlatego, ty ciemniaku…
— Wystarczy, Menolly. Doceniam twoją troskę, ale każda rzecz się spełni, kiedy nadejdzie jej pora. Stanę przed nimi z podniesionym czołem. Kiedy już Ramoth zabije jakąś zdobycz, nie będę się również obawiał, że użyją mnie jako przynęty dla smoków. — Robinton poklepał ją pocieszająco po ramieniu.
Królowa właśnie wychodziła z terenu Wylęgarni i kiedy jej się przyglądali, wzbiła się w powietrze.
— No, widzisz. Poleciała się pożywić — powiedział Harfiarz. — Już się niczego nie muszę bać.
Menolly obdarzyła go przeciągłym, sardonicznym spojrzeniem.
— Żałuję tylko, że nie mogę być z tobą, to wszystko.
— Wiem. Fandarelu! — Harfiarz podniósł głos i pomachał, żeby zauważył go zwalisty Mistrz Kowali. — Chodź, Lordzie Jaxomie, mamy robotę w Sali Obrad.
Lytol musiał mieć to właśnie na myśli mówiąc, że jego obecność na Wylęgu jest konieczna. Ale czy sam Lytol nie powinien tam być, jeżeli to spotkanie jest tak ważne, jak dawała do zrozumienia Menolly? Jaxom czuł się mile połechtany okazanym mu przez opiekuna zaufaniem.
Do obydwu Mistrzów, którzy spotkali się schodząc w dół widowni, dołączyli inni Mistrzowie Cechów, kiwając na powitanie głowami z większą niż zwykle po Wylęgu powagą. Jego przekonanie, że Menolly miała rację napomykając, że ma to być niezwykłe zebranie, uległo wzmocnieniu. I znowu Jaxom dziwił się, że nie ma tu Lytola. Jak wiedział, Lytol zgodził się popierać Robintona.
— Przez moment sądziłem, że Ramoth ma zamiar nie dopuścić do Naznaczenia — powiedział Fandarel, skinąwszy głową Jaxomowi. — Słyszałem, że porzuciłeś mnie dla swojego ukochanego zajęcia, co, chłopcze?
— Tylko ćwiczę, Mistrzu Fandarelu. Wszystkie smoki muszą nauczyć się żuć smoczy kamień.
— Na moją duszę — wykrzyknął Mistrz Nicat. — Nigdy nie sądziłem, że on pożyje na tyle długo, żeby to robić.
Jaxom zauważył ostrzegawczy wyraz twarzy Mistrza Harfiarza, kiedy już miał na końcu języka dosyć ostrą replikę i inaczej dobrał słowa odpowiedzi.
— Ruthowi świetnie to idzie, dziękuję panie.
— Zapominamy wszyscy o tym, jak szybko mija czas, Mistrzu Nicacie — powiedział Robinton gładko — i o tym, że ci, których pamiętamy jako bardzo młodych, dorastają i dojrzewają. A, Andemonie, jak się masz? — Harfiarz skinął na Mistrza Rolników, żeby przyłączył się do nich, kiedy przechodzili przez gorące piaski.
Nicat chichocząc zrównał krok z Jaxomem.
— Uczysz tego małego białaska żuć smoczy kamień, co? Czy to przypadkiem nie dlatego mamy niekiedy rano niedobory w naszych zapasach?
— Mistrzu Nicacie, ja ćwiczę w Weyrze Fort, a tam jest tyle smoczego kamienia, ile tylko Ruth może zapragnąć.
— Ćwiczysz w Weyrze Fort? — Uśmiech Nicata stal się jeszcze szerszy, kiedy zerknął na policzek Jaxoma, chwilę na niego patrzył i odwrócił wzrok. — Z jeźdźcami smoków, co, Lordzie Jaxomie? — Nicat położył leciutki nacisk na ten tytuł, zanim podniósł wzrok na stopnie prowadzące do Weyru królowej i skalnego progu, na którym zwykle sadowił się Mnemeth.
Spiżowy smok poleciał przyglądać się, jak pożywia się jego królowa na łące poniżej Weyru. Jaxom wypatrywał białej skóry Rutha nad jeziorem i poczuł obecność myśli swego smoka.
— Dobry Wylęg, ale na początku trzymał nas odrobinę w napięciu, co? — powiedział Nicat, podtrzymując rozmowę.
— Czy jacyś chłopcy od was byli na terenie Wylęgarni? — zapytał uprzejmie Jaxom.
— Tym razem tylko jeden. Dwóch udało się już na ostatni Wylęg w Telgarze, więc się nie uskarżamy. Nie, żadnych skarg. Chociaż, jakbyście mieli całą gromadę jaj jaszczurek ognistych błagających, żeby ktoś je wziął, to nie powiedziałbym nie na kilka z nich.
Spojrzenie Nicata było szczere; nie jemu się przecież oberwie za to, że Jaxom zdecydował się uczyć Rutha żuć smoczy kamień i przywłaszczał sobie worki z kopalń.
— Obecnie nie mamy żadnych jajek, ale nigdy nie można przewidzieć, kiedy znajdzie się jakieś gniazdo.
— Tak tylko mimochodem o tym wspomniałem. To czysta śmierć dla tych pierońskich, niszczycielskich węży tunelowych, żeby już nie wspomnieć, jakie są sprytne, gdy chodzi o wynajdywanie baniek gazu, których my nie jesteśmy w stanie wywąchać. A zasadniczo przy kopaniu nie trafiamy teraz na nic ciekawego, poza bańkami z gazem.
Głos Mistrza Górniczego miał przybite i zmartwione brzmienie. Jaxom zastanawiał się, co też takiego było w powietrzu w tych dniach, że wszędzie panował taki ogólny nastrój niepokoju i smutku. Zawsze lubił Mistrza Nicata, a podczas lekcji w kopalniach wzbudził w nim szacunek ten niski, ciężko zbudowany mężczyzna, którego pory na twarzy wciąż jeszcze były czarne od czasu, kiedy pracował pod ziemią jako terminator. Kiedy wspinali się po tych kamiennych stopniach do Weyru królowej, Jaxom pożałował znowu, że wiąże go obietnica dana N’tonowi, że nie będzie latał pomiędzy czasem. Za bardzo obciążały go zwykłe codzienne zajęcia, żeby ryzykować skok pomiędzy na plaże Południowego, chociaż Ruth mógł mieć tyle szczęścia, żeby znaleźć szybko jakieś gniazdo. Z radością wyświadczyłby grzeczność Mistrzowi Nicatowi; chętnie znalazłby również jakieś jajko dla Corany. Nie zaszkodziłoby także pofolgować zachciance gderliwego Teggara, który w tym czasie mógł się nauczyć, jak utrzymać przy sobie jaszczurkę ognistą. Nie było innego sposobu, jedynie przejście pomiędzy czasem mogło pozwolić mu teraz na odbycie podróży na południe.
Akurat kiedy dochodzili do wejścia, nad Gwiezdnymi Kamieniami pojawił się trąbiąc jakiś spiżowy smok. Smok — wartownik odpowiedział. Jaxom zauważył, że wszyscy zastygli w bezruchu, chcąc usłyszeć tę wymianę zdań. Na Skorupy i ich Odłamki, ależ oni tu są nerwowi w Bendenie. Ciekaw był, kto to przyleciał.
Przywódca Weyru z Isty, powiedział mu Ruth.
D’ram? Inni Przywódcy Weyrów nie mieli obowiązku uczestniczyć w Wylęgach, chociaż zwykle, jeżeli nie zagrażał Opad Nici, przybywali, zwłaszcza do Bendenu. Wśród zebranych Jagomowi już udało się wypatrzyć N’tona, R’marta z Weyru Telgar, G’narisha z Igenu, T’bora z Dalekich Rubieży. Potem przypomniał sobie to, co Mistrz Harfiarz mówił o Władczyni Weyru D’rama, Faunie. Może jej się pogorszyło?
Kiedy doszli do Sali Obrad, Nicat rozstał się z nim. Jaxom rzucił jedno spojrzenie na Lessę, zasiadającą na olbrzymim, kamiennym krześle z twarzą napiętą i niezadowoloną, i szybko oddalił się w najdalszy róg sali. Jej bystre oczy nie dadzą rady wypatrzyć Bruzdy na jego policzku z tej odległości.
A Harfiarz twierdził, że to nie będzie liczne zebranie. Jaxom przyglądał się, jak szeregiem wchodzą Mistrzowie Cechów, inni Przywódcy Weyrów, główni Lordowie Warowni, ale nie było żadnych kobiet z innych Weyrów ani zastępców przywódców skrzydeł, oprócz Brekke i F’nora.
D’ram wszedł do sali w towarzystwie F’lara i jeszcze jakiegoś młodego mężczyzny, którego Jaxom nie poznał, chociaż nosił on kolory zastępcy. O ile już wcześniej młodzieńca wytrąciły z równowagi przelotnie dojrzane oznaki starzenia się Mistrza Harfiarza, to zmiana w wyglądzie D’rama przyprawiła go o wstrząs. Wydawało się, jak gdyby przez ostatni Obrót skurczył się, została z niego sama łupina, wyschnięta i krucha. Krok istańskiego Przywódcy Weyru był nierówny, a ramiona miał przygarbione.
Lessa podniosła się jednym ze swoich szybkich, wdzięcznych ruchów i ruszyła powitać Istańczyka z wyciągniętymi rękami i niespodziewanie pełnym współczucia wyrazem twarzy. Jaxom odnosił wrażenie, że uprzednio była całkowicie pogrążona w swoich myślach. W tej chwili cała jej uwaga skupiała się na D’ramie.
— Zebraliśmy się, tak jak prosiłeś, D’ramie — powiedziała Lessa, pociągając go do krzesła obok siebie i nalewając mu czarkę wina.
D’ram podziękował jej za wino i powitanie, pociągnął łyczek, ale zamiast się usadowić, odwrócił się twarzą do zebranych.
Jaxom zobaczył, że twarz jego pożłobiły zmarszczki tak od męczenia, jak i wieku.
— Większość z was orientuje się w mojej sytuacji i wie o… chorobie Farmy — powiedział powolnym, pełnym wahania głosem. Odchrząknął, zaczerpnął powietrza. — Chcę zrzec się teraz przywództwa Weyru Ista. Żadna z naszych królowych nie sposobi się do lotu godowego, ale nie mam już serca ciągnąć dłużej. Twój Weyr zgodził się. G’dened — tu D’ram wskazał na mężczyznę, który mu towarzyszył — prowadził przez ostatnie dziesięć Obrotów na swoim Barnathu. Powinienem zrezygnować wcześniej, ale… — potrząsnął głową smutno się uśmiechając — mieliśmy nadzieję, że ta choroba minie. — Wyprostował z wysiłkiem ramiona. — Caylith jest najstarszą królową, a Cosira jest dobrą Władczynią Weyru. Barnath odbył już lot godowy z Caylith i sprawdzili się, bo mieliśmy liczny, silny Wylęg. — Teraz zawahał się, spoglądając ostrożnie na Lessę. — W dawnych czasach, czasach Władców z przeszłości, mieliśmy taki zwyczaj, że kiedy Weyr był pozbawiony Przywódcy, to do pierwszego lotu królowej w takim Weyrze dopuszczane były wszystkie młode spiżowe smoki. W ten sposób wyboru nowego Przywódcy dokonywano w słuszny i sprawiedliwy sposób. Chciałbym odwołać się teraz do tego zwyczaju. — Powiedział to niemal wojowniczo, ale oczy jego patrzyły na Lessę błagalnie.
— Musisz więc być bardzo pewny Barnatha G’deneda — powiedział R’mart z Weyru Telgar pełnym niesmaku tonem, który wzniósł się nad zaskoczone pomruki.
Szeroko uśmiechniętemu G’denedowi udało się uniknąć spojrzenia komukolwiek w oczy.
— Chcę jak najlepszego Przywódcy dla Isty — powiedział sztywno D’ram, urażony sugestią R’marta, że lot będzie tylko markowany. — G’dened dowiódł swej kompetencji na tyle, że jestem z niego zadowolony. Ale powinien dowieść jej ku zadowoleniu was wszystkich.
— Sprawiedliwie to powiedziałeś. — F’lar podniósł się na nogi i uniósł rękę prosząc o ciszę. — Nie wątpię, że G’dened ma wszelkie widoki powodzenia, R’marcie, ale propozycja D’rama w tym krytycznym momencie jest niezmiernie wielkoduszna. Poinformuję wszystkich moich spiżowych jeźdźców, ale ja osobiście zezwolenia udzielę tylko tym, których smoki nie miały jeszcze okazji parzyć się z królową. Nie uważam, żeby słuszne było za bardzo podwyższać stawkę przeciw Barnathowi, czyż nie?
— Czy Caylith nie jest bendeńską królową? — zapytał Lord Corman z Warowni Keroon.
— Nie, Wykluła się z jaj złożonych przez Mirath. To Pirith jest królową. Wylęgłą w Bendenie.
— Caylith jest królową jeźdźców z przeszłości?
— Caylith jest istańską królową — powiedział stanowczo, ale szybko F’lar.
— A G’dened?
— Urodziłem się w czasie jeźdźców z przeszłości — powiedział ten mężczyzna cichym głosem, ale w wyrazie jego twarzy, kiedy odwrócił się do Lorda Cormana, nie było ani śladu przeprosin.
— Jest również synem D’rama — powiedział Lord Warbret z Warowni Ista, zwracając się bezpośrednio do Lorda Cormana, jak gdyby to zastrzeżenie miało ułagodzić milczący sprzeciw tego Pana na Warowni.
— Dobry człowiek; dobra krew — powiedział Corman, z zupełnie niezmąconą pogodą.
— Stawiamy pod znakiem zapytania jego Przywództwo, a nie pochodzenie — powiedział F’lar. — To jest dobry zwyczaj… Jaxom wyraźnie usłyszał, jak ktoś zauważył, że był to jedyny dobry zwyczaj z czasów dawnych Władców, o jakim kiedykolwiek słyszał i miał nadzieję, że ten achy szept nie poniósł się daleko. — D’ram miałby prawo ograniczyć się do swojego Weyru w poszukiwaniu Przywódcy — ciągnął dalej F’lar, zwracając się do Mistrzów Cechów i Lordów Warowni. — Przynajmniej jeśli chodzi o mnie, jestem mu wysoce zobowiązany za jego propozycję i gotowość Weyru do otwarcia lotu godowego.
— Chcę tylko, żeby mój Weyr miał jak najlepszego Przywódcę — powtórzył D’ram. — To jedyny sposób, żeby mieć pewność, że Ista go dostanie. Jedyny sposób, jedyny słuszny sposób.
Jaxom zdusił w sobie impuls, żeby wznieść okrzyk na jego cześć i rozejrzał się po sali, usiłując siłą woli wymusić przychylne reakcje. Wydawało się, że wszyscy Przywódcy Weyrów się zgadzają. I powinni, bo przecież jeden z jeźdźców może na tym zyskać. Jaxom miał nadzieję, że to i tak G’denedowy Barnath dogoni Caylith w locie godowym. Dowiodłoby to, że co młodsi Władcy z przeszłości zrobieni byli z dobrego kruszcu. Nikt nie mógłby szemrać przeciw Przywódcy Isty, który się sprawdzi we współzawodnictwie!
— Przedstawiłem intencje Isty — powiedział D’ram, podnosząc swój zmęczony głos ponad szmer indywidualnych rozmów. — Taka jest wola mojego Weyru. Muszę teraz wracać. Kłaniam się, Lordowie, Mistrzowie, Przywódcy Weyrów, wszyscy.
Skinął szybko wszystkim głową, skłonił się bardziej ceremonialnie przed Lessą, która podniosła się, dotknęła ze współczuciem jego ramienia i pozwoliła mu odejść.
Ku zdumieniu i radosnemu uniesieniu Jaxoma, kiedy D’ram wychodził wszyscy wstali, ale istański Przywódca Weyru głowę miał cały czas spuszczoną. Jaxom zastanawiał się, czy zdawał sobie sprawę z tego spontanicznego okazania szacunku i poczuł jak mu się gardło ściska.
— Także pożegnam się, mogę być potrzebny — powiedział G’dened, kłaniając się ceremonialnie Przywódcom Bendenu i innym.
— G’denedzie? — Lessa w jego imieniu zawarła całą masę pytań.
Mężczyzna potrząsnął powoli głową.
— Powiadomię wszystkie Weyry, kiedy Caylith będzie gotowa do lotu. — Szybko wyszedł za D’ramem.
Kiedy jego kroki cichły w korytarzu, zaczęły podnosić się glosy. Lordowie Warowni,nie byli pewni, czy aprobują taką innowację. Mistrzowie, jak się zdawało, byli podzieleni, chociaż Jaxom sądził, że Robinton wiedział już wcześniej o decyzji D’rama i pozostał neutralny. Przywódcy Weyrów wyrażali pełną aprobatę.
— Mam nadzieję, że Fanna nie wyzionie dzisiaj ducha. Jaxom usłyszał, jak jeden mistrz rzemiosła mruczy do drugiego. Śmierć na Wylęgu to zły znak.
— Poza tym psuje ucztę. Ciekaw jestem, na ile mocny jest spiżowy smok G’deneda. No, gdyby to tak bendeński spiżowy jeździec dostał się do Isty…
Rozmowa o uczcie przypomniała Jaxomowi, że żołądek skręca mu się z głodu. Wstał wcześnie rano na ćwiczenia, a w swojej Warowni nie starczyło mu już czasu na nici, poza tym, żeby się przebrać w porządne ubranie, zaczął więc przesuwać się do wyjścia. Zawsze mógł przymilić się o pasztecik z mięsem czy ciastko do którejś z kobiet z Niższych Jaskiń.
— Czy to już koniec zebrania? — zapytał Lord Begamon z Neratu, a jego zgrzytliwy głos przypadł na chwilową ciszę. Wyglądało na to, że jest zirytowany. — Czy Weyry wciąż jeszcze nie odkryły, kto zabrał to jajo? A nawet kto je zwrócił? Sądziłem, że właśnie to dzisiaj usłyszymy.
— Jajo zostało zwrócone, Lordzie Begamonie — powiedział F’lar, podając ramię Lessie.
— Wiem, że jajo zostało zwrócone. Byłem dokładnie tutaj, kiedy to się stało. Byłem też obecny, kiedy się Wylęgło.
F’lar nadal prowadził Lessę przez salę.
— A teraz znowu mamy Wylęg, Lordzie Begamonie — powiedział F’lar. — Szczęśliwa okazja dla nas wszystkich. Na dole czeka na nas wino. — I para Przywódców Weyru wyszła z sali.
— Nie rozumiem — Begamon zwrócił się stropiony do stojącego obok niego mężczyzny. — Myślałem, że czegoś się dziś dowiemy. — Dowiedziałeś się — powiedział F’nor, prowadząc Brekke obok niego. — że D’ram zrzeka się Przywództwa Weyru Ista.
— To mnie nie dotyczy. — Z każdą z otrzymywanych odpowiedzi Begamon coraz bardziej się denerwował.
— Bardziej to dotyczy ciebie niż łamigłówka z tym jajem — powiedział F’nor, kiedy wychodzili z Brekke z sali.
— Myślę, że żadnej więcej odpowiedzi nie otrzymasz — powiedział do Begamona Robinton z ironicznym uśmiechem na twarzy. — Ale… ale czy oni nie mają zamiaru zrobić czegoś w tej sprawie? Chyba nie pozwolą, żeby jeźdźcy z przeszłości wyrządzili im taką zniewagę i żeby im to uszło płazem?
— W przeciwieństwie do Lordów Warowni — powiedział N’ton, wysuwając się do przodu — jeźdźcy smoków nie mogą pozwolić sobie na to, by swobodnie folgować swoim namiętnościom i honorowi, kosztem swego podstawowego obowiązku, którym jest ochrona całego Pernu przed Nićmi. To jest ważnym zajęciem dla smoczych jeźdźców, Lordzie Begamonie.
— Chodź, Begamonie — powiedział Lord Groghe, biorąc tamtego pod rękę. — To sprawa Weyru, nie nasza, wiesz o tym. Nie można się wtrącać. Nie powinno się. Wiedzą, co robią. A jajo zwrócono. Bardzo mi szkoda tej kobiety D’rama. Przykro mi, że odchodzi. Rozsądny facet. F’lar nic nie mówił, ale to musi być bendeńskie wino.
Jaxom zobaczył, że Lord Groghe rozgląda się po twarzach wokół siebie.
— A, Harfiarzu, powinno tu chyba być bendeńskie wino?
Harfiarz zgodził się i wyszedł z Sali Obrad w towarzystwie obydwu Lordów, przy czym Begamon wciąż jeszcze protestował przeciw brakowi informacji. Jaxom poszedł za nimi, jako że sala pustoszała. Kiedy doszedł na sam dół schodów, rzuciła się na niego Menolly.
— No i co się działo? Czy w ogóle do niego się odezwali?
— Czy kto odezwał się do kogo?
— Czy F’lar i Lessa zwracali się do Harfiarza?
— Nie było ku temu powodów.
— Za to mnóstwo powodów, żeby tego nie zrobić. Co się działo?
Jaxom westchnął i zreferował co się wydarzyło.
— D’ram przybył tu, żeby prosić… nie, żeby im powiedzieć, że zrzeka się Przywództwa nad istańskim Weyrem… — Menolly skinęła głową zachęcająco, jak gdyby to nie była dla niej żadna nowina. — I powiedział, że odwołuje się do zwyczaju z czasów jeźdźców z przeszłość, żeby do pierwszego godowego lotu królowej dopuścić wszystkie spiżowe smoki.
Oczy Menolly rozszerzyły się, a usta zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
— Musiało to nimi wstrząsnąć. Jakieś sprzeciwy?
— Ze strony Lordów Warowni tak. — Jaxom szeroko się uśmiechnął. — Ze strony pozostałych Przywódców Weyrów nie. Poza złośliwą uwagą R’marta, że G’dened jest taki mocny, że tak naprawdę to nie będzie żadnych zawodów.
— Nie znam G’deneda, ale to syn D’rama.
— To czasami nic nie znaczy.
— Prawda.
— D’ram ciągle powtarzał, że chce, żeby Weyr Ista miał jak najlepszego Przywódcę i że to jest odpowiednia metoda, żeby to osiągnąć.
— Biedny D’ram…
— Chciałaś powiedzieć: biedna Fanna.
— Nie, biedny D’ram. My biedni. On był bardzo dobrym Władcą. Czy Mistrz Robinton w ogóle się odzywał? — zapytała następnie, odrzucając od siebie refleksje na temat D’rama dla ważniejszych kwestii.
— Odezwał się do Begamona.
— Ale nie do Przywódców Weyru?
— Nie miał powodu. Czemu?
— Przez długi czas oni byli tak dobrymi przyjaciółmi… a są tacy niesprawiedliwi w tej sprawie. On musiał wypowiedzieć swoje zdanie. Smok nie może walczyć ze smokiem.
Jaxom zdecydowanie się z tym zgodził, a do wtóru tak mu głośno zaburczało w brzuchu, że Menolly spiorunowała go wzrokiem. Jaxom czuł się rozdarty między zażenowaniem i rozbawieniem na taką wewnętrzną zdradę.
— Och, chodź już. Niczego sensownego się od ciebie nie dowiem, dokąd się nie najesz.
Nie była to najbardziej pamiętna z uczt z okazji Wylęgu ani nie była szczególnie wesoła. Smoczych jeźdźców opanowała pewna powściągliwość. Jaxom nie próbował ocenić, na ile powodowana ona była rezygnacją D’rama, a na ile kradzieżą jaja. Wolał nic więcej o tym nie słyszeć. Czuł się skrępowany w towarzystwie Menolly, ponieważ nie mógł pozbyć się wrażenia, że ona wie, iż to on zwróał jajo. Jeszcze więcej martwił go fakt, że nic nie mówiła o tych swoich domysłach, bo podejrzewał, że celowo trzyma go w niepewności. Nieszczególnie chciał dzielić stół z F’lessanem i Mirrim, którzy mogli zauważyć Bruzdę od Nici. Benelka nie wybrałby sobie na towarzysza, a już z pewnością nie czułby się swobodnie zajmując miejsce przy jednym z głównych stołów, do czego upoważniała go jego ranga. Menolly odciągnął od niego Oharan, harfiarz Weyru, i słyszał, jak śpiewają. Gdyby grali jakąś nową muzykę, zostałby przy nich tylko po to, żeby należeć do jakiejś grupy. Ale Lordowie Warowni prosili o swoje ulubione piosenki, podobnie jak dumni rodzice chłopców, którzy Naznaczyli.
Ruth znajdował upodobanie w emocjonalnej uczcie z nowo Wyklutymi smoczątkami, ale brakowało mu opieki jaszczurek ognistych.
Im się to wcale nie podoba, że muszą siedzieć takie zamknięte w Weyrze Brekke, powiedział Ruth swojemu jeźdźcowi. Czemu one nie mogą wyjść? Ramoth śpi z bardzo pełnym brzuchem. Nawet by nic nie wiedziała.
— Nie bądź tego taki pewien — powiedział Jaxom, spoglądając na Mnemetha, który zwinął się na progu skalnym Weyru królowej i utkwił swoje łagodnie jarzące się oczy w przeciwległym brzegu ciemniejącej Niecki Weyru.
Z tego wszystkiego oboje z Ruthem opuścili ucztę tak szybko po jedzeniu, jak tylko pozwalała uprzejmość. Kiedy zniżali się po spirali nad Warownię Ruatha, Jaxom zaczął się martwić o Lytola. Śmierć Fanny i samobójstwo jej królowej niezmiernie wytrącą jego opiekuna z równowagi. Żałował, że musi mu przekazać wiadomość o rezygnacji D’rama. Wiedział, że Lytol szanuje tego starego Władcę. Zastanawiał się, jak jego wychowawca zareaguje na otwarty dla wszystkich lot godowy.
Lytol tylko coś mruknął, ostro skinął głową i zapytał Jaxoma, czy omawiano jakieś nowe wydarzenia dotyczące kradzieży jaja. Kiedy Jaxom przytoczył narzekania Lorda Begamona, opiekun wydał z siebie inny rodzaj pomruku, oburzony i pogardliwy. potem zapytał, czy są dostępne jakieś jajka jaszczurek ognistych; jeszcze dwóch drobnych gospodarzy dopominało się u niego o jajka. Jaxom powiedział, że zapyta N’tona rano.
— Biorąc pod uwagę, że jaszczurki ogniste tak bardzo popadły w niełaskę, zdumiony jestem, że ktoś jest nimi jeszcze zainteresowany — powiedział następnego dnia Przywódca Weyru Fort, kiedy Jaxom poinformował go, co mu zlecono. — A może to właśnie dlatego jest tyle próśb. Wszyscy są przekonani, że nikt inny nie będzie ich chciał, więc się pchają teraz. Nie, nie mam żadnych jajek. Ale chciałem z tobą porozmawiać. Jutro podczas Opadu na północy, Weyr Fort będzie leciał razem z Weyrem Dalekich Rubieży. Gdyby to było nad Ruathą, prosiłbym cię o dołączenie do skrzydła młodych jeźdźców. Tak jak jest, lepiej będzie, jak nie polecisz z nami. Czy potrafisz to zrozumieć?
Jaxom przyznał, że potrafi, ale czy N’ton przez to rozumiał, że będzie mógł walczyć na Ruthu następnym razem, kiedy nad Ruathą będą Nici.
— Omawiałem to z Lytolem. — N’ton się szeroko uśmiechnął, a oczy mu błysnęły. — Lytol rozumuje w ten sposób, że będziesz tak wysoko nad ziemią, że nikt z Ruathańczyków nie uświadomi sobie, że jego Lord Warowni ryzykuje życiem i nie będzie żadnych przecieków wiadomości z powrotem do Bendenu.
— Dużo bardziej ryzykuję życiem i moimi członkami na ziemi, przy tej załodze miotacza płomieni.
— To całkiem prawdopodobne, ale nadal nie chcemy, żeby ktoś wypaplał prawdę przed Lessą i F’larem. Knebel ma o tobie dobrą opinię. Ruth ma wszystkie te zalety, o których mówiłeś… jest pojętny, sprytny i niezwykle szybki w powietrzu. — N’ton znowu szeroko się uśmiechnął. — Mówiąc między nami, Knebel twierdzi, że ta twoja mała bestia zawraca w powietrzu na ogonie. Najbardziej niepokoi się tym, że ktoś może wpaść na pomysł, że i jego smok będzie potrafił dokonać tej sztuki.
Następnego ranka, kiedy Weyry zajmowały się opadającymi Nićmi, Jaxom zabrał Rutha na polowanie, a potem skierował go nad jezioro, żeby porządnie smoka wyszorować i żeby sobie popływał. Kiedy jaszczurki ogniste oporządzały grzebień na karku Rutha, Jaxom starannie czyścił szczotką bliznę na jego nodze.
Nagle biały smok zaskomlał. Jaxom skruszony podniósł głowę i zauważył, że jaszczurki ogniste przerwały swoją pracę. Wszystkie zwierzęta nastawiły uszu, jak gdyby przysłuchiwały się czemuś, czego Jaxom nie mógł usłyszeć.
— Ruth, co się dzieje?
Kobieta umiera.
— Zabierz mnie z powrotem do Warowni, Ruth. Pospiesz się.
Jaxom zacisnął zęby, kiedy mokre ubranie zamarzało na jego ciele w chłodzie pomiędzy. Dzwoniąc zębami rzucił spojrzenie na smoka — wartownika na wzgórzach ogniowych. Było to dziwne, ale smok lenił się na słońcu, zamiast reagować na śmierć.
Ona teraz jeszcze nie umiera, powiedział Ruth.
Zajęło to Jaxomowi sporą chwilę, zanim zrozumiał, że Ruth sam przejął inicjatywę i leciał pomiędzy czasem do momentu tuż przed tym, jak jaszczurki ogniste podniosły alarm nad jeziorem.
— Obiecaliśmy, że nie będziemy latali pomiędzy czasem, Ruth. — Jaxom zdawał sobie sprawę z okoliczności, ale nie podobało mu się łamanie danego słowa dla jakiejkolwiek przyczyny.
Ty obiecałeś. Ja nie. Będziesz potrzebny Lytolowi na czas.
Ruth wysadził Jaxoma na dziedzińcu i młody Lord co sił w nogach popędził do głównej Sali. Przestraszył sługę, który zamiatał jadalnię, gwałtownym pytaniem, gdzie podziewa się Lytol. Sługa sądził, że Lord Lytol jest z panem Brandera. Jaxom wiedział, że Brand trzyma w swojej kancelarii wino, ale dał nura do przygotowalni, złapał rzemień bukłaka z winem, chwycił w drugą rękę dwie czarki i wielkimi krokami ruszył w kierunku schodów prowadzących do sali wewnętrznej, pokonując je po dwa stopnie naraz. Uderzywszy czubkiem ramienia w ciężkie wewnętrzne drzwi, prawym łokciem nacisnął klamkę i niewiele co zwolniwszy, sunął dalej korytarzem do pomieszczeń Branda.
Akurat kiedy otwierał drzwi, malutki błękitny jaszczur ognisty Branda przyjął dokładnie taką samą pozę nasłuchiwania, jaka obudziła czujność Jaxoma nad jeziorem.
— Co się stało, Lordzie Jaxomie? — zawołał Brand, podnosząc się na nogi. Na twarzy Lytola odmalowała się dezaprobata na takie bezceremonialne wtargnięcie do kancelarii i właśnie miał się odezwać, kiedy Jaxom wskazał na jaszczurkę ognistą.
Błękitny jaszczur usiadł nagle wyprostowany na zadzie, rozłożył skrzydła i rozpoczął to przenikliwe, cienkie zawodzenie, które było żałobnym lamentem jaszczurek ognistych. Kiedy cała krew uciekała Lytolowi z twarzy, mężczyzna usłyszał głębsze, równie przenikliwe ryki smoka — wartownika i Rutha, z których każdy głosił zgon smoczej królowej.
Jaxom chlusnął winem do czarki i wyciągnął ją w kierunku Lytola.