Rozdział trzeci POCZĄTKI

Weszliśmy do niewielkiego holu, gdzie zostaliśmy przywitani przez ubranych po wojskowemu — w obcisłe mundury khaki i wysokie buty — dwóch mężczyzn i kobietę. Dość szybko dowiedzieliśmy się jednak, że nie byli oni wojskowymi. Dano nam długie, luźne szaty i sandały, po czym sprawdzono nasze imiona i nazwiska, porównując je z jakąś listą, i zaprowadzono dość pośpiesznie do czekającego powietrznego autobusu. Mino tych szat było nam diabelnie zimno, a ogrzewanie pojazdu, choć zapewnię sprawne, nie było dla nas wystarczające.

Odlot z terminalu nastąpił prawie natychmiast i podczas związanych z nim manewrów mieliśmy pierwszą okazję, by popatrzeć na nowy świat. Był to dość dziwny widok — na prawo błyszczał w słońcu ocean, na lewo „linia brzegowa”, która tak naprawdę nie była linią brzegową. Był to raczej gęsty las czerwonawobrązowych i pomarańczowych drzew, których korony tworzyły wielkie, szerokie liście różnych kształtów i rozmiarów. W niektórych miejscach widać było w tych drzewach większe i mniejsze nacięcia, płytsze i głębsze. Najwyraźniej w tych pniach mieszkali ludzie — można było bowiem dostrzec światło słoneczne odbijające się od szyb w oknach. Przypominało to wszystko jakąś odważną wizję surrealistyczną; olbrzymi las, z pniami w połowie przywodzącymi na myśl prehistoryczne poskręcane drzewa gigantycznych rozmiarów, a w połowie kompleks nowoczesnych biurowców. Można też było zauważyć miejsca, w których z pni wyrastały gałęzie; jeden z pni ucięty został poziomo, a miejsce przecięciu — pokryte jakimś błyszczącym materiałem — najwyraźniej służyło jako lądowisko.

Nasza opiekunka popatrzyła na nasze zdziwione miny i uśmiechnęła się. Po czym wzięła do ręki mikrofon i zamieniła się w przewodniczkę.

— Witamy na Cerberze. Nazywam się Kerar, a moi współpracownicy to Monash i Silka. Znajdujecie się na terenie gminy MaDell. Używamy tej nomenklatury, ponieważ z samej natury przestrzeni życiowej wynika praktyczna niemożność budowania wielkich miast. Na szczęście, sprawny system komunikacyjny pozwala na tworzenie większych jednostek, odpowiadającym — w sensie ekonomicznym — wielkim miastom, i właśnie te jednostki nazywamy gminami. Jak widzicie, na Cerberze nie ma lądu stałego. Biologowie twierdzą, iż ludzie kiedyś mieszkali na drzewach. Tutaj, z konieczności, powróciliśmy do naszych korzeni.

Patrzyłem przez okno na ten niesamowity las. Całe to miejsce w dziwny sposób przypominało mi mebel, który kiedyś miałem; mebel złożony z centralnej łodygi i kilku płaskich odgałęzień w kształcie liści koniczyny spełniających rolę półek. Naturalnie, to tutaj było znacznie większe i potężniejsze i nie wszystkie „półki” były nagie i puste, ale ogólne wrażenie było przemożne.

— Widzicie wiele różnych gatunków drzew — ciągnęła Kerar. — Na Cerberze jest ich przeszło pięć tysięcy, z czego w samej MaDell ponad osiemdziesiąt. Wiele z nich nadaje się do zamieszkiwania, ponieważ ich system krążenia znajduje się na zewnątrz pnia i tym samym drzewa te mogą być wydrążone bez większej szkody dla ich zdrowia. Niektóre są puste w środku już z natury, chociaż ich kora miejscami ma do ośmiu metrów grubości. Dzięki temu są one w stanie utrzymać ogromne ciężary, tym bardziej że pod powierzchnią wody są jeszcze grubsze, a w ciągu wielu milionów lat swej ewolucji wykształciły system wspierania się wzajemnego. Botanicy zajmują w naszym społeczeństwie miejsce szczególne, oni to bowiem informują nas o tym, ile gałęzi można odciąć, by wybudować na przykład lądowiska, a także które to mają być gałęzie oraz które pomysły architektów są do przyjęcia, a które nie. Błędy mogą tutaj wiele kosztować. Śmierć jednego, kluczowego drzewa mogłaby zlikwidować podporę dla tuzina czy dla całej setki, powodując efekt lawiny, zdolnej zabić całą miejscową społeczność.

Doskonale rozumiałem, co chciała przez to powiedzieć — nie należy postępować beztrosko w przypadku tych drzew. Zastanawiałem się, ilu też spośród wczesnych pionierów popełniło taki błąd i jaką zapłaciło cenę.

Popatrzyłem w kierunku otwartego oceanu i ujrzałem tam wiele łodzi i statków; niektóre z nich całkiem duże, inne najwyraźniej służące jedynie rozrywce, wśród tych ostatnich dostrzegłem nawet żaglówki. Ponownie zwróciłem wzrok na tę fantastyczną dżunglę i zauważyłem na wprost przed nami olbrzymią, imponującą konstrukcję; lśniący, nowoczesny, wielopiętrowy budynek usytuowany na płaskim szczycie ściętego pnia, które to płaskie i wyniosłe miejsce — jak dowiedziałam się później — nazywane jest na Cerberze płaskowyżem.

— Przed nami ośrodek administracyjny gminy — poinformowała nas przewodniczka. — Tam właśnie lecimy.


Wprowadzono nas do środka i zawieziono, pod czujnymi spojrzeniami ciekawskich, na dziesiąte piętro. Czekał tam na nas gorący posiłek. Przyznam, że nie rozpoznałem żadnej z potraw, ale po więziennym jedzeniu wszystko smakowało mi wyśmienicie. Po posiłku, kiedy siedzieliśmy sobie, rozkoszując się uczuciem sytości, do pomieszczenia wszedł jakiś kompetentnie wyglądający człowieczek i zdjął z nas miarę. Po godzinie wrócił z jakimiś zawiniątkami, które po chwili okazały się bielizną, grubymi koszulami, roboczymi spodniami, ciepłymi skarpetkami i kamaszami. Były tam także pasy oraz pełen zestaw kosmetyków i przyborów toaletowych. Wzięto nas dwójkami do znajdujących się w głębi korytarza toalet wyposażonych w prysznice, z których z radością skorzystaliśmy, po czym włożyliśmy na siebie nasze nowe, czyste ubrania. Nie miałem najmniejszych kłopotów z moim nowym strojem i to pomimo zmiany płci, a z faktu, iż włosy miałem obcięte bardzo krótko — w stylu więziennym — byłem bardzo zadowolony. Prawdę mówiąc, włosy Kerary również były obcięte bardzo krótko, tyle że fachowo przystrzyżone i ułożone.

W końcu, kiedy ponownie poczuliśmy się jak normalni ludzie, byliśmy gotowi wysłuchać pełnego instruktażu. Zasiedliśmy na rozkładanych krzesłach, a nasza przewodniczka zaczęła zapoznawać nas z podstawowymi faktami.

— Pierwszym badanym światem w systemie Wardena była planeta Lilith — rozpoczęła. — Lilith to piękny świat, przypominający ogród tropikalny. Z tamtejszej bazy Grupy Eksploracyjne dotarły na pozostałe trzy planety, gdzie założyły podobozy. Zbadały także księżyce Momratha, położonego dalej gazowego olbrzyma. Nie wiedzieli jednak, iż stali się nosicielami organizmu z Lilith, organizmu obcego, nie przypominającego niczego, co przedtem znali.

Opowiedziała pokrótce historię ataku tego organizmu na Lilith, w wyniku którego rozpadły się wszelkie ludzkie artefakty, a ludzie zredukowani zostali do prymitywnych dzikusów. Maszyny nie mogły tam działać, a tym samym cała społeczność znalazła się na poziomie przedtechnologicznym. Ze współczuciem pomyślałem sobie o moim alter ego na Lilith. Byłem dobry, to prawda — najlepszy. Urodziłem się jednak, wychowałem i przeżyłem całe dotychczasowe życie w wysoce technologicznym społeczeństwie. Jak mógłbym tedy funkcjonować w społeczeństwie nietechnologicznym? Czy w ogóle potrafiłbym tam funkcjonować? Zadawałem sobie te pytania, odczuwając zarazem ulgę, że jednak nie jest to mój problem.

— Organizm ten — kontynuowała Kerara — został więc przeniesiony w te inne miejsca, gdzie się rozwijał i mutował. Jest wiele teorii na ten temat, a najbardziej logiczna z nich wszystkich powiada, iż reaguje on na względną energię słoneczną i być może na ilość wiatru słonecznego, ale tak naprawdę to nikt nie wie tego na pewno. Jak widzicie, tutaj nie niszczy maszyn. Na Lilith, skąd pochodzi, przystosował on człowieka do planety, uczynił z niego część planetarnego ekosystemu. Tutaj on musiał się przystosować; i uczynił to. Jest teraz wewnątrz was, wprowadza się do każdej cząsteczki waszego ciała.

Poruszyliśmy się zaniepokojeni tą nieprzyjemną informacją, której do tej pory udawało nam się nie dopuszczać do świadomości. Dziwne… nie czułem się inaczej niż przedtem. Żadnych zawrotów głowy, żadnych symptomów świadczących o czymś niezwykłym.

— Pierwsi badacze podejrzewali, iż organizm posiada jakiś rodzaj wspólnej inteligencji — powiedziała Kerar. — Stało się bowiem oczywistym, że każda z tych mniejszych od wirusa istot pozostaje w kontakcie z każdą inną. Teraz już wierny, że mieli oni tylko częściowo rację. To jest jeden organizm składający się z mnogości drobnych organizmów jak ciało z komórek, ale nie jest to organizm myślący. Jego zachowanie — bardzo konsekwentne — zostało dobrze poznane. Kiedy się już je zna, nic nie jest w stanie nas zaskoczyć.

— Na Lilith zdolność interkomunikacji, porozumiewania się z tym organizmem, doprowadziła do tego, iż niektórzy zyskali olbrzymią moc, bowiem organizm ten występuje w każdej cząsteczce ciała stałego. Stąd są i tacy, którzy potrafią, na przykład, siłą woli wyciąć otwór w skale, a nawet spowodować mutację w drzewach, owocach i ludziach. Jest to możliwe, ponieważ niektóre umysły są tak silne, iż potrafią przekazać swoją wolę za pośrednictwem organizmów wardenowskich znajdujących się w ich ciele organizmom znajdującym się w innych ludziach i przedmiotach. U nas występują odmienne zjawiska.

Ponownie rozległy się szepty, a ja znów pomyślałem o moim biednym alter ego. Jego świat wyglądał mi na świat magii i to taki, w którym nie działało nic oprócz samej magii.

— Na Cerberze — ciągnęła nasza przewodniczka — organizm ten również znajduje się w każdej molekule ciała stałego. Znaleźliśmy go nawet w próbkach drzew, pobranych przez naszych nurków z głębokości jednego kilometra, a także w samym morzu i w powietrzu. Podobnie jak na Lilith, nie uznaje on rzeczy, w których nie ma organizmów Wardena, i przenika do ich wnętrza, tak jak wniknął do waszego. Wydaje się, iż łatwiej mu to przychodzi w przypadku cząsteczek organicznych, szczególnie w istotach żyjących, bowiem bez trudu przystosowuje się do ludzi. Dać mu natomiast jakiś produkt z, dajmy na to, Konfederacji, a przedostanie się do jego struktury i sprawi mu znaczny kłopot. Na ogół przedmioty takie nie spełniają swoich funkcji i po prostu się rozlatują. Na szczęście nie jest dla niego istotne, która z odmian wardenowskiego organizmu znajduje się wewnątrz molekuł — przynajmniej na Cerberze — i dlatego możemy importować surowce, gotowe produkty i żywność z naszych siostrzanych planet oraz, z wyjątkiem Lilith, eksportować na nie nasze towary. Oryginalna odmiana z Lilith nie przyjmuje bowiem niczego, co mogłoby zakłócić prymitywną naturę tej planety.

— Ta inwazja dokonana w głębi waszych ciał posiada również swoje dobre strony. Po pierwsze, ponieważ wszystko, co mu jest niezbędne do życia, czerpie z waszych ciał, utrzymuje je, a tym samym was, w doskonałej kondycji fizycznej. Oczyszcza naczynia krwionośne, kieruje naprawą komórek, by uchronić was przed rakiem, atakiem serca, wylewem i tak dalej. Nawet narkotyki i alkohol zostaną zneutralizowane, nim zdążą zadziałać, z wyjątkiem niektórych bardzo rzadkich i trudno dostępnych specyfików z Lilith. Jedyne, co wam grozi, to ewentualne przytycie i spadek formy. Naturalnie, organizm taki nie jest w stanie powstrzymać procesu starzenia, choć utrzymuje was w doskonałej kondycji przez znacznie dłuższy okres niż wszystkie przeciętne.

O, to wydaje się być wielce interesującym pożytkiem z tego stworzonka, pomyślałem sobie. Chociaż z drugiej strony, nie ma szansy na to, żeby się upić czy być na „haju”, nawet dla relaksu. To przyzwoity świat.

Kerar popatrzyła na nas, uśmiechnęła się lekko i zrobiła krótką przerwę, nim poinformowała nas o czymś, o czym jedynie ona mogła wiedzieć.

— Niemniej, macie szczęście, iż zesłano was na Cerbera. Zsyła się tu bowiem samych najlepszych. Żadnych morderców, nikogo, kto stosował przemoc. Nasz świat jest pozbawiony przemocy, a są tego bardzo istotne powody. Bo widzicie, jedynie tutaj, na Cerberze, mamy potencjalne możliwości, by żyć wiecznie.

No właśnie… a przy okazji ciekawa informacja. Brak stosujących przemoc i gwałt przestępców. Zastanawiałem się dlaczego.

Kiedy już cała grupa doszła do siebie po tych rewelacjach, Kerar kontynuowała swój instruktaż.

— Powiedziałam wam, że na Lilith ludzie są w stanie komunikować się z organizmami Wardena, wydawać im polecenia, kontrolować i zmieniać je. Tutaj jest inaczej. Niemniej, wszystkie organizmy Wardena na Cerberze są w stałym kontakcie ze sobą, a czynnikiem istotnym w tym kontakcie jest odległość. Im bliżej jesteście kogoś lub czegoś, tym większy kontakt. Kiedy nie śpicie, wasza świadomość kontroluje te, które znajdują się w waszym ciele, i nie ma problemu, ale nie ma również żadnych dodatkowych zjawisk. Kiedy jednak jesteście zmęczeni lub śpiący, półprzytomni lub nieprzytomni, organizmy wardenowskie kierują się ku tym, które są najbliżej. — Przerwała na moment, starając się dobierać starannie słowa. — Podam wam przykład, w którym wiemy, co się dzieje, ale nie udało nam się odkryć, jak to się dzieje.

— Powiedzmy, że zasypiam w waszym pobliżu i wy również zasypiacie. W przeciwieństwie do tych na Lilith, tutejsze organizmy Wardena mają tendencję komunikowania się głównie z tymi, które są w pozycji komplementarnej; tak więc te w was nie komunikują się, nie łączą się, czy jak to nazwać, z tymi, które znajdują się w kamieniach, drzewach i tym podobnych w taki sam sposób, w jaki komunikują się z tymi, które są w ludziach. Uwolnione spod ograniczenia świadomości, organizmy wardenowskie waszego ciała łączą się z tymi, które są w moim ciele. To połączenie jest najsilniejsze podczas tych krótkich okresów naszego snu, w których nie śnimy. Jeśli dwa takie okresy się pokryją — twój i mój — organizmy Wardena z twojego i mojego mózgu połączą się i, z powodów, których dotychczas nie poznaliśmy, zaczną wymianę informacji. Pamiętacie, co powiedziałam — że znajdują się one w każdej molekule ciała, że potrafią czyścić, zmieniać, naprawiać czy wymieniać różne części waszego ciała, by utrzymać was w dobrym zdrowiu. W ten sam sposób — co jest zapewne produktem ubocznym wynikającym z samej ich natury — zmieniają cząsteczki waszej kory mózgowej, podporządkowując je mojemu kodowi, a moje waszemu, a nawet dopasowując do siebie wzory naszych fal mózgowych. Dzieje się to bardzo szybko. Ponieważ pamięć jest magazynowana chemicznie, a odzyskiwana elektrycznie, oznacza to całkowitą zmianę informacji wewnątrz mózgu. Budzicie się przeto z moimi wspomnieniami i z moją osobowością, podczas gdy ja budzę się z waszymi. Mówiąc krótko, zamieniliśmy się ciałami.

— Dlaczego więc nie następuje wymiana całej informacji? — zapytał sceptycznie młody brodacz z mojej lewej strony. — Musi przecież występować — zachwianie równowagi hormonalnej, różnice w oddychaniu i ciśnieniu krwi; muszą być wysyłane niewłaściwe polecenia, nie pasujące do danego ciała i wywołujące u niego objawy chorobowe.

— Tak, to prawda — przyznała. — Jednak tak było jedynie w samych początkach. Teraz te problemy już nie występują. Organizm Wardena ma niewiarygodne wręcz zdolności adaptacyjne i potrafi on wymieniać informację z innymi częściami siebie samego, nawet z tymi, które znajdują się poza jego formą fizyczną. Uczy się. Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego tak czyni… cóż, tego nie wiemy. Nie jesteśmy nawet pewni, że tak właśnie postępuje. Dana osoba może być przecież produktem ubocznym swej własnej wyjątkowej formy życia. Możemy mieć do czynienia z niezbędnym przystosowaniem się do atmosfery Cerbera. Nie wiemy. Nie jestem nawet pewna, czy kiedykolwiek będziemy to wiedzieć. Ale tak właśnie się dzieje, tak się działo i zapewne tak dziać się będzie.

— A czy ty sama wymieniałaś kiedykolwiek swoje ciało? — zapytał jakiś inny sceptyk.

Uśmiechnęła się. — Wielokrotnie. W przeciwieństwie do was, jestem autochtonką. Zjawisko wymiany pojawia się w okresie dojrzewania, taki miejscowy obrzęd przejścia, można by rzec. Dojrzewający tutaj doświadczają wielu zmian, szczególnie w tym wieku łatwo ulega się emocjom i kontrola jest bardziej utrudniona. A poza tym, któryż z młodych ludzi oparłby się chęci eksperymentowania? Chłopcy są ciekawi, jak to jest być dziewczyną, a dziewczyny — jak być chłopakiem… takie właśnie sprawy. Sama często się zastanawiam, jakie to musi być uczucie już przy urodzeniu być uwięzionym w konkretnym ciele i przypisanym do konkretnej płci. Ja, na przykład, urodziłam się chłopcem, ale w wieku szesnastu lat, kiedy to już byłam w trzech męskich i dwu żeńskich ciałach, stwierdziłam, iż lepiej jednak się czuję w ciele kobiety. Znalazłam kobietę, która czuła się lepiej jako mężczyzna, zasnęliśmy razem i załatwiliśmy ten problem. Nie sądźcie jednak, iż zmieniamy ciała tak, jak zmienia się ubrania. Tak nie jest. Bywają tacy, którzy to czynią względnie często i zdarzają się małżeństwa, w których partnerzy zmieniają bez przerwy płeć, lecz takie przypadki są raczej rzadkie.

Już wcześniej, kiedy jej słuchałem, przyszła mi do głowy pewna myśl i chciałem zadać pytanie, nim ponownie mi ucieknie.

— Kilka minut temu powiedziałaś, iż wymiana umysłów trwa kilka minut i zachodzi podczas snu — zauważyłem. — Co się stanie, jeśli w środku tego procesu człowiek się nagle obudzi?

— Zazwyczaj raz rozpoczętej wymiany nie da się zatrzymać; pozostaje się w stanie śpiączki, by tak rzec, nawet jeżeli wokół szaleje pożar — odrzekła. — Niemniej zdarzają się przypadki, bardzo rzadkie, kiedy do takiej sytuacji dochodzi. Miałaś rację, podnosząc ten probierń, ponieważ zdarza się to jedynie ludziom z Zewnątrz, takim jak wy. Chciałabym jednak podkreślić, iż nawet w waszym przypadku szansę są minimalne, jak jeden do miliona. Można by powiedzieć, iż sam transfer jest natychmiastowy, tak że wszystkie molekuły w waszym mózgu zaczynają tworzyć nowe układy w tym samym momencie. Jeśli zostaniecie przebudzeni na samym początku tego procesu, będziecie jak przez mgłę pamiętać to drugie życie, jednak wkrótce ta pamięć rozpłynie się. Jeśli nastąpi to na późniejszym etapie transferu, możecie mieć pewien okres problemów psychologicznych, rodzaj schizofrenii, ale to również minie, a kontrola zostanie przejęta przez dominującą informację. Jeśli jednak sytuacja ta wydarzy się dokładnie w połowie procesu, wówczas oboje znajdziecie się w obydwu ciałach. W mózgu jest mnóstwo wolnej przestrzeni i nowa informacja powoli przesunie się do jego nie używanych partii, powodując albo rozdwojenie jaźni — dwa umysły w jednym ciele, dominujące na zmianę — albo zlanie się w nową osobowość będącą kombinacją tych dwóch. A musicie zrozumieć, że dotyczyć to będzie obydwu ciał. Nie martwiłabym się jednak na waszym miejscu; w historii Cerbera zdarzyło się mniej niż dwadzieścia takich przypadków. Trzeba bowiem celowi chcieć tego dokonać, a nikt sobie tego tak naprawdę nie życzy.

Skinąłem głową. Wyglądało na to, iż prawdopodobieństwo statystyczne takiego przypadku jest rzeczywiście znikome. Kerar wróciła do przerwanego wątku, aż jedna z kobiet siedzących z tyłu zadała jej następne pytanie.

— Co się stanie, jeśli wymiana dotyczy kogoś wyspecjalizowanego w jakiejś szczególnie ważnej dziedzinie? Załóżmy, że lekarz dysponuje teraz umysłem dozorcy?

— Taki problem występował na samym początku. W czasach nietechnologicznych lub w świecie takim jak Lilith byłby on prawdopodobnie nie do rozwiązania. Na szczęście, układy elektryczne w mózgu odpowiedzialne za naszą pamięć są charakterystyczne dla każdego pojedynczego osobnika. Nowy mózg przystosowuje się do nowych układów. Posiadamy bardzo subtelne urządzenia zdolne odczytywać i zapisywać ten charakterystyczny elektryczny „podpis”, zauważycie, że są one praktycznie wszędzie. Nim stąd dziś wyjdziecie, zdejmiemy wasz zapis, co otworzy automatycznie wasze konta w głównym komputerze planety. Pierwsze urządzenia odczytujące były bardzo duże, obecne są niewielkie i bardzo łatwe w użyciu, a stosowane są wszędzie. Nie mamy tutaj na przykład pieniędzy. Należności, zgodne z wykonywaną pracą i ze statusem, wpłacane są bezpośrednio na wasz rachunek komputerowy. Możecie dokonywać zakupów, kiedy tylko sobie życzycie; następuje wówczas odczyt zapisu i porównanie go z waszą kartą identyfikacyjną. Jak więc widzicie, nie ma możliwości udawania kogoś, kim się nie jest, tym bardziej że nie zgłoszenie w ciągu ośmiu godzin od dokonanej wymiany ciał jest przestępstwem. — Przerwała na chwilę, po czym dodała: — Jak na społeczeństwo złożone z tych, których Konfederacja nazywa kryminalistami, Cerber jest prawdopodobnie najbardziej wolną od przestępstw i gwałtów cywilizacją w historii ludzkości.

Zauważyłem, iż informacja ta zaniepokoiła kilka osób; do pewnego stopnia zaniepokoiła ona również i mnie. W dosłownym znaczeniu tego słowa, było to prawdopodobnie najbardziej totalitarne społeczeństwo, jakie udało się zbudować. Nie chodziło o to, że zbrodnia jest tutaj niemożliwa, ale o to, iż społeczeństwo to uzależnione było od komputerów, a wszystkim, co zależne jest od komputerów, można manipulować. System ten miał kilka słabych punktów, a kara śmierci wydawała się tu być jeszcze bardziej przerażająca, jeśli uwzględni się możliwość przenoszeń a z ciała do ciała i zachowanie młodości… o ile oczywiście jest dość tych ciał i o ile rząd pozwoli ci z takiego zabiegu skorzystać. Czy są tu jacyś starzy ludzie? Jeśli nie, skąd biorą się te świeże, młode ciała?

Po następnym posiłku przeprowadzono z nami rozmowy na osobności i wykonano kilka testów, z których niektóre przynajmniej były mi dobrze znane. Rozmowa poszła gładko, ponieważ ich dane na temat Qwin Zhang nie były bardziej szczegółowe niż te, którymi sam dysponowałem, a poza tym w razie potrzeby umiałem wykazać się wyobraźnia, niewiele przy tym ryzykując. Jednak testy osobowościowe, zarówno pisemne, jak i te przeprowadzane przez komputer, były o wiele trudniejsze. Spędziłem kiedyś wiele miesięcy, ucząc się, jak należy obejść zawarte w nich pułapki, jak przekazać sprawdzającym taki obraz siebie, jaki chciałem im dać — nauka ta obejmowała dosłownie wszystko, poczynając od teorii przeprowadzania testów do ścisłej charakterystyki urządzeń do sondowania psychiki, a także autohipnozę i totalną kontrole nad własnym organizmem — czułem się więc w miarę pewny iż poradzę sobie ze wszystkim, co wobec mnie zastosują.

Później zrobiono nam zdjęcia holograficzne, zdjęto odciski palców, wzory siatkówki i tym podobne, po czym podłączono do urządzenia, którego najważniejsza część wyglądała jak hełm pilota. Widocznie było to owo urządzenie do zdejmowania odbicia układów w mózgu. Chwilę później opuszczono nam na czoła opaski z trzema sondami w kształcie palców i sprawdzano coś na ekranie komputera. Najwyraźniej ten duży aparat służył do odbicia zapisu; ten mały zaś stanowił urządzenie kontrolne. Nie odczuwałem żadnym sensacji podczas całej tej procedury i dlatego trudno mi było się domyśleć, na jakiej zasadzie działały, a bardzo chciałem to wiedzieć. Jeśli bowiem nie uda się oszukać lub złamać tego systemu, władze są w stanie bardzo dokładnie monitorować całe twoje życie — gdzie jesteś, z kim jesteś, co kupujesz, dosłownie wszystko.

Wieczorem dostarczono nam składane łóżka. Najwyraźniej mieliśmy tam pozostać przez kilka dni, aż organizm Wardena „zaaklimatyzuje” się w nas, podczas których oni zadecydują, co z nami zrobić. Dostarczano nam również książkę z podstawowymi informacjami na temat organizacji życia na planecie. Suche informacje, ale lektura fascynująca, zawierająca mnóstwo szczegółów dotyczących społecznej i ekonomicznej struktury tego społeczeństwa.

Tworzyło ono kilkaset gmin, każda z własną administracją. Niektóre z nich były niewielkie, inne ogromne i wydawało się, że podstawą ich organizacji jest ekonomiczna specjalizacja. Naczelny Administrator każdej gminy wybierany był przez Prezesów Rad Syndykatów w danej gminie. Syndykaty te były jednostkami gospodarczymi utworzonymi z korporacji o podobnym profilu i wszystkie stanowiły prywatne spółki akcyjne. Zasadniczo rzecz ujmując, był to system korporacyjnego syndykalizmu. Jego działanie jest dość proste: wszystkie firmy o podobnym profilu — powiedzmy, zajmujące się stalą — łączą się i tworzą syndykat, na którego czele staje rządowy specjalista od spraw stali. Ustala się potrzeby rządu i sektora prywatnego, a każda z firm otrzymuje zamówienia w zależności od jej rozmiarów i mocy produkcyjnych, co gwarantuje jej pracę i zysk, którego wielkość jest również ustalana przez syndykat i eksperta rządowego — nazwijmy go Ministrem d/s Stali. Jedynym czynnikiem wywołującym konkurencję jest fakt, iż korporacja wewnątrz syndykatu znacząco zwiększająca swoją produkcję — innymi słowy, powiększająca zysk — uzyska większy udział na rynku biznesu w następnym kwartale.

Jeśli uwzględnić fakt, że dotyczy to wszystkich surowców i zakładów produkcyjnych, okaże się, iż mamy tu do czynienia z gospodarką nakazową, całkowicie pod kontrolą i zarządem władz administracyjnych, a jednak nagradzającą innowacje i kierującą się w swej działalności zyskiem. Jedynie na poziomie handlu detalicznego można było mówić o niezależnych biznesmenach, ale nawet i oni znajdowali się pod kontrolą rządową, ponieważ przy z góry ustalanych zyskach ceny hurtowe również były stałe. W takiej sytuacji, poprzez proste ustalanie stref i licencji, rząd mógł wydawać pozwolenia na otwarcie punktów sprzedaży detalicznej i usług tam, gdzie byli i ludzie, i potrzeba. Ponieważ nie używano pieniędzy, a rząd dokonywał nawet najprostszych zakupów elektronicznie, nie było nigdzie ukrytych kont, schowanej gotówki ani nawet wymiany barterowej, skoro wszystkie dobra i towary znajdowały się w gestii i pod kontrolą syndykatów.

Prostota i elegancja. Nie dziwota, że było tak mało przestępstw, nawet jeśli się nie brało pod uwagę kary.

Z punktu widzenia jednostki, on czy ona byli wolnymi pracobiorcami. Ponieważ wszakże ostateczna kontrola należała do rządu, nie można było pozwolić sobie na narażenie się syndykatowi, bo mogło to być równoznaczne z bezrobociem, a bezrobocie dłuższe niż trzymiesięczne — o ile nie było spowodowane względami medycznymi — było przestępstwem karanym pracą przymusową. Wyglądało na to, że większość surowców pochodzi z kopalń i zakładów znajdujących się na kilku księżycach Momratha i że syndykatowi górniczemu ciągle brak jest pracowników.

By robić cokolwiek, musiałeś mieć tutaj kartę tożsamości zawierająca wszystkie twoje dane fizyczne, włącznie ze zdjęciem, ale bez nazwiska i danych osobistych. Cała ta informacja mieściła się w mikroprocesorze wewnątrz samej karty i mogły być automatycznie zmieniana, w przypadku jeśli ktoś inny znalazł się w danym ciele. Nie zameldowanie o takiej zmianie podlegało karze polegającej na zamknięciu w wysoce niepożądanym ciele i wystanie na dożywotnie roboty pod promieniami pięknego Momratha.

Następnego dnia spytałem swoich gospodarzy, jak to możliwe, że można kogoś „zamknąć” w jakimś ciele. Powiedziano mi, że bywają ludzie, którzy samą koncentracją i silą woli potrafią „odciąć” twoje organizmy wardenowskie od kontaktu zewnętrznego na tyle, by móc dokonać wymiany. Ludzie ci zwani sędziami, znajdowali się na usługach rządu; nie osądzali oni jednak niczego, a jedynie wykonywali wyroki. Najskuteczniejsi, pracując wspólnie, byli w stanie dokonać wymuszonego transferu.

No i miałem odpowiedź. Nie brakowało starszych, niezbyt pożądanych ciał, a wiernych zawsze można było nagrodzić młodym, nowym ciałem, wysyłając złoczyńców na Momrath, by ostatecznie padli tam trupem.

Przemysł obejmował przede wszystkim przemysł lekki, komputerowy, obronny, narzędziowy, drzewny, a także produkujący białko i nawozy z fauny morskiej. Eksportowano nawet część produkcji poza system Wardena, co uważałem przedtem za całkowicie niemożliwe. Okazało się, iż możliwa była nawet „sterylizacja” niektórych rzeczy — głównie zbudowanych ze związków nieorganicznych — co zapobiegało ich rozkładowi i umożliwiało ich normalne działanie. To nasuwało pewne wnioski. Na przykład, dotyczące owego humanoidalnego robota, który włamał się do komputerów obrony. Czyżby gdzieś tutaj, pomiędzy prymitywnymi maszynami, znajdowało się takie miejsce, w którym na podstawie projektów dostarczonych przez obcych buduje się takie wyrafinowane technologicznie roboty? A jeśli tak, czy również tutaj znajduje się ów geniusz programowania zdolny dostarczyć takie roboty, które potrafią zmylić nawet najbliższych przyjaciół i rodzinę? W pewnym sensie, to by się zgadzało. Powiedzieli przecież, że nie ma tutaj brutalnych przestępców. Jedynie intelektualni i technologiczni. I to najlepsi.

Czwartego dnia byliśmy znudzeni i niespokojni. Nauczono nas już wszystkiego, czego da się nauczyć w tak krótkim czasie, a teraz widocznie trzymano nas dla powodów, których nasi gospodarze nie chcieli ujawnić. Dla mnie to oczekiwanie niosło pewne niebezpieczeństwo, bowiem część więźniów utworzyła między sobą związki osobiste, do udziału w których mnie również zapraszano. Naciski w tym kierunku przybierały na sile, tym bardziej, że dla kilku mężczyzn stanowiłem wyraźne wyzwanie. Nie miałem najmniejszej ochoty na doświadczenia tego rodzaju — przynajmniej nie w tym ciele — ale sytuacja ta zaczęła wytwarzać pewną przepaść towarzyską pomiędzy mną a resztą grupy. Dlatego też pragnąłem, by to czekanie wreszcie skończyło się i byśmy się znaleźli w otwartym świecie tak szybko, jak to tylko było możliwe.

Pragnąłem również ostatecznej klasyfikacji, której już dawno powinni byli dokonać na podstawie przeprowadzonych testów. Dążyłem w nich do wykazania, iż posiadam naturalne zdolności i skłonności do komputerów i matematyki, co nie tylko pozostawało w całkowitej zgodności z moim profilem osobowościowym, ale otwierało największe możliwości wspinania się na wyższe szczeble w tutejszej hierarchii i dowiedzenia się rzeczy, które warto było wiedzieć. Poza tym, w wypełnionych ankietach podałem, że dysponuję dużą wiedzą na temat starszych typów komputerów będących tutaj w użyciu.

Pod koniec czwartego dnia dotarło do mnie wreszcie, na co my tutaj czekamy. Najwyraźniej istniała potrzeba jakiejś kontroli i nie zamierzali puścić nas na szerokie wody jak jakieś dziewice cerberyjskie, nim nie poznamy, czym naprawdę jest wardenowska rzeczywistość. Jakby nie było, wspominali znaczenie bliskości. Dlatego wszystkie łóżka stały bardzo blisko siebie.

Aklimatyzacja, jak twierdzili, trwała jakieś trzy, cztery dni, więc to by się zgadzało. Czekali tedy na ten ranek, kiedy wszyscy — albo większość przynajmniej — obudzą się w cudzych ciałach.

Dla mnie oznaczało to poważny dylemat psychiczny. Jeśli przed wyjazdem stąd musi nastąpić wymiana, to wolałbym wyjechać jako mężczyzna — jednak z powodów osobistych, o których wcześniej wspomniałem, spałem w pobliżu pozostałych kobiet, choć w jakimś sensie oddzielony od nich. Zastanawiałem się ile to jeszcze dni może potrwać. I czy mam dość umiejętności i odwagi, by ciągnąć tę grę. W końcu podjąłem decyzję, że albo spróbuję, albo zostanę uwięziony na dłużej po niewłaściwej stronie. Dokonałem więc bardzo starannego wyboru, w którym uwzględniłem wiek, wygląd, kondycję fizyczną i tym podobne cechy mojego kandydata. Na szczęście, Hull Bruska był nieśmiałym, delikatnym mężczyzną, który nie sprawił mi większych kłopotów. Jego przestępstwo było jeszcze bardziej oddalone od bezpośredniego związku z ludźmi niż zbrodnia Qwin. Przerzucał on bowiem elektronicznie niewielkie części budżetu planetarnego na konta pogranicza, a czynił to wszystko w małym warsztacie naprawczym na jednym z cywilizowanych światów. Był dumny ze swoich osiągnięć i nie miał najmniejszych oporów przed rozmową na ich temat. Jak na ironię, przyczyną wpadki były zbytnie sukcesy. Na kontach niektórych banków pogranicza pojawiła się nadmierna ilość pieniędzy i zbyt wysokie aktywa przyciągnęły — co zrozumiałe — uwagę odpowiednich służb policyjnych. Naturalnie powinien był skorzystać z większej liczby banków niż tylko czterech, by rozłożyć bardziej równomiernie te nadwyżki. Kiedy bowiem aktywa banku zwiększają się czterokrotnie w niecałe dwa lata bez widocznej przyczyny, wiadomo, iż ktoś zapyta, jak to jest możliwe, ale specjalnością Bruski były maszyny, a nie subtelności związane z ukrywaniem łupów.

Co ciekawsze, nie miał on żadnych planów wykorzystania tych pieniędzy. Dokonał tego wszystkiego, jak mi powiedział, po prostu z nudów. Po dziewięciu latach poświęconych naprawie i przeprojektowywaniu komputerów finansowych, wymyślił ten system jako ćwiczenie umysłowe, „dla rozrywki”. Potem zdecydował się sprawdzić w praktyce wymyślony plan, a zobaczywszy, iż działa, nie mógł oprzeć się powtarzaniu tej operacji, chociażby po to, by sprawdzić, czy ujdzie mu to na sucho.

— Nie robiłem tym nikomu krzywdy — wyjaśniał — a oszukiwanie całej Konfederacji przynosiło mi niejaką satysfakcję. Czyniło ją dla mnie bardziej ludzką.

Czułem do Bruski sympatię, a ponieważ on lubił mówić dużo o sobie, nigdy nie przekroczyliśmy etapu trzymania się za ręce. Jako mężczyzna był tak nieśmiały, iż miałem nadzieję, że kiedy stanie się kobietą, otworzy to przed nim znacznie większe możliwości towarzyskie.

Spaliśmy blisko siebie — moje łóżko pod ściana, a jego tuz obok — bo chciałem wyeliminować ewentualne ryzyko. Zasypiałem tej nocy, czepiając się kurczowo nadziei, że szczęście mi dopisze i to w miarę szybko.

PRZERWA W NAPŁYWIE DANYCH. KONIEC BEZPOŚREDNIEGO PRZEKAZU. OBIEKT OPUŚCIŁ SWOJE CIAŁO, POŁĄCZENIE ORGANICZNE PRZERWANE. KOLEJNE RAPORTY VIA WYDRUK Z DOSTARCZONYCH URZĄDZEŃ REJESTRUJĄCYCH. DANE UZYSKIWANE DZIĘKI WPROWADZONYM DO PODŚWIADOMOŚCI, ZA POMOCĄ GŁĘBOKIEJ SONDY, ROZKAZOM. URUCHOMIENIE — TUBYLCZY AGENCI NA NASZYCH USŁUGACH. PRZEKAZ NASTĘPNEJ SEKWENCJI ODCZYTU. OBIEKT NIEŚWIADOMY ANI PRZYMUSU, ANI PRZEKAZU.

Загрузка...