INSPEKCJA

Inspektor Kirs sięgnął do kieszeni i wydobył na chybił-trafił jedną z kilkunastu zwiniętych kartek. Rozprostował ją, odczytał, a potem poszukał na mapie Księżyca tej właśnie wylosowanej stacji.

Selene-13 leżała u podnóża niewielkiego grzbietu górskiego po Tamtej Stronie. Inspektor skrzywił się, westchnął, ale skierował pojazd w stronę szlaku numer siedem. Zaprogramował trasę, włączył automatycznego kierowcę i wyciągnął się w wygodnej, półleżącej pozycji na fotelu. Sięgnął po najnowszy numer „Wiadomości Księżycowych”, lecz prze-kartkował go tylko pobieżnie, bo podskoki pojazdu utrudniały czytanie. Zdążył jednak przeczytać krótką notatkę o nowym nie zidentyfikowanym obiekcie zauważonym kilka dni temu nad Tamtą Stroną. Dwa obserwatoria zameldowały równocześnie o pojawieniu się czegoś w rodzaju dużego bolidu o nietypowych parametrach lotu. Żadna jednak stacja sejsmograficzna nie zanotowała odpowiednio silnego wstrząsu, jaki musiałby towarzyszyć upadkowi dużej bryły na powierzchnię globu.

Znów jakieś „latające spodki", powiedział inspektor do siebie odkładając biuletyn. Ziewnął patrząc na monotonny, płaski krajobraz Morza Humboldta. Po prawej stronie, nieco z tyłu, widniał krater Mercurius; w jego cieniu kryły się zabudowania Bazy Centralnej.

Inspektor należał do ludzi, którzy swe obowiązki zawodowe traktują niezwykle poważnie. Gdyby nie ta jego cecha osobista, z pewnością nie zostałby nigdy inspektorem pracy Związku Zawodowego Pracowników Kosmosu, i to w dodatku – w Zarządzie Okręgu Księżycowego. Od kilku lat był więc inspektor Kirs postrachem tych kierowników stacji księżycowych, którzy w jakimkolwiek stopniu wchodzili w kolizję z przepisami bhp. Cokolwiek by się mówiło o inspektorze, należało mu przy znać, że miał nie lada oko: wypatrzył każde uchybienie, nie dając się zmylić ani pięknie wypucowanym sprzętem ratunkowym, ani rojem kolorowych tabliczek z hasłami i ostrzeżeniami na ścianach.


Inspektor, jak sam mawiał, lubił działać przez zaskoczenie, bo tylko w ten sposób mógł poznać prawdę bez upiększeń. Wyjeżdżając na wizytację nigdy nikomu nie wspominał, dokąd się wybiera. Wiedział doskonale, że dzięki różnym powiązaniom koleżeńskim (tu, na Księżycu, prawie każdy każdego zna) i sprawnie działającej sieci łączności kontrolowany obiekt zostałby zawsze w porę uprzedzony i doprowadzony do stanu bliskiego ideałowi, zanim on dotarłby na miejsce. Spośród kilkunastu stacji wytypowanych do kontroli inspektor wybierał więc jedną drogą losowania, już po wyjeździe z Centrali.

Tym razem los padł na Selene-13. Kirs znał dobrze ten typ stacji księżycowej, choć w tej właśnie, położonej po Tamtej Stronie, osobiście nie był jeszcze od chwili jej założenia. Stację zlokalizowano w dość odludnej części Księżyca, dojazd do niej był uciążliwy i dlatego kontrolowano ją niezbyt często. Dla tak sumiennego jednakże inspektora, jakim był Robert Kirs, trudy podróży nie mogły tu odgrywać żadnej roli. Tłukąc się po kamienistym szlaku w małym pojeździe terenowym, w myślach układał sobie plan działania, przypominał wszystkie możliwe wymagania z zakresu bhp dla stacji tego typu i oczyma duszy widział już te typowe, drobne uchybienia, ten na pozór niewinny bałaganik towarzyszący zwykle pracy stacji księżycowych, a szczególnie takich, które nie są zbyt często nękane przez inspektorów Związku.

Pojazd minął grupę czterech małych kraterów leżących u stóp południowego stoku Endymiona. Tu już mniej trzęsło, więc automat znacznie przyspieszył jazdę. Inspektor sięgnął po tom opowiadań fantastycznych.


*

Budynki stacji Selene-13 rzucały krótkie czarne cienie na srebrzysto-szary piasek. Inspektor wyłączył automat i powoli podjechał do wrót śluzy wjazdowej. Ci ze stacji dostrzegli go już wcześniej, bo nad wrotami migało pomarańczowe światło sygnalizujące gotowość ich otwarcia. Po chwili mógł już wjechać do środka.

W śluzie nie było nikogo, co inspektor przyjął z uznaniem, bo tak być powinno. Dopiero gdy zewnętrzne wrota się zamknęły, a manometr na ścianie komory wskazywał normalne ciśnienie, przez drzwiczki w głębi weszły dwie osoby w lekkich skafandrach próżniowych. Inspektor założył hełm, sprawdził szczelność swego skafandra i otworzył kopułkę pojazdu. Wyskoczył z niego i podniósł prawą dłoń w zwykłym geście powitania. Odpowiedzieli mu tak samo i wskazali drogę do wnętrza stacji. W szatni, gdzie wszyscy trzej zdejmowali ubiory próżniowe, inspektor bystrym okiem obejrzał wyposażenie osobiste gospodarzy i znów musiał w duchu przyznać, że wszystko jest w największym porządku. Przedstawił się, tamci oświadczyli, że im bardzo miło, i zaprosili go do dalszych pomieszczeń.

Oglądając kolejno poszczególne urządzenia i instalacje stacji, a następnie odzież i sprzęt ochronny, inspektor czuł się jak na wystawie poświęconej bezpieczeństwu pracy w Kosmosie. Każdy drobiazg, każdy szczegół wyposażenia był jak żywcem wyjęty z podręcznika bhp.

Kiedy oglądał pomieszczenia siłowni jądrowej, w podświadomości zakiełkowały niejasne podejrzenia. Wiedział, że nikt przecież nie uprzedzał pracowników stacji o jego wizycie, to było zupełnie niemożliwe. Z drugiej strony w jego wieloletniej praktyce nie zdarzyło się jeszcze, aby wszystko w kontrolowanym obiekcie było w tak idealnym porządku! Kierownik stacji oprowadzał inspektora po wszystkich zakamarkach, otwierał wszystkie drzwi i sam demonstrował działanie klimatyzacji, instalacji przeciwpożarowej, sygnalizatorów promieniowania.

Laboratorium chemiczne było dla inspektora ostatnią szansą znalezienia choć jednej, symbolicznej usterki. Ale i tu spotkało go to samo zaskoczenie. Wszystkie wyciągi działały sprawnie, stężenie substancji toksycznych w powietrzu okazało się znikome, pracownicy stosowali prawidłowo pełny zestaw sprzętu i odzieży ochronnej…

Inspektor czuł się coraz bardziej niepewnie. Coś mi się tu nie podoba, myślał schodząc do pokoju kierownika stacji. Po przejrzeniu instrukcji bezpieczeństwa, regulaminów pracy, świadectw przeszkolenia pracowników, wyników badań lekarskich i wielu innych dokumentów wiedział już, że niczego nie znajdzie, że w protokole kontroli nie będzie mógł zamieścić najdrobniejszej uwagi krytycznej. Ale to przecież zupełnie niemożliwe! myślał przerzucając dokumenty. Nigdzie nie widziałem czegoś podobnego! To tak, jakby wszystko zrobione było na pokaz. Nie do wiary, żeby oni na co dzień tak starannie przestrzegali wszystkiego, co zawierają przepisy! Ale właściwie dlaczegóż by nie? skarcił sam siebie w myślach. Przecież wciąż o to walczymy i wreszcie kiedyś osiągniemy to wszędzie – ten wzorowy stan bhp, tę pełną odpowiedzialności postawę kierownictwa i załóg…

Naprawdę jednak nie był o tym przekonany, bo wiedział skądinąd, na jakie trudności napotyka praca na stacjach księżycowych. Jadąc tu gotów był służyć pomocą w rozwiązaniu tych trudnych spraw. Zdecydowany był nawet na drobne ustępstwa – wiadomo, przepisy nigdy nie nadążą za rozwijającą się techniką i trzeba czasem je poprawić, zmienić „nieżyciowe" paragrafy. Lecz tu nawet te najtrudniejsze do spełnienia, gdzie indziej z reguły nie przestrzegane i omijane przepisy – respektowano z całą dokładnością.

– Bardzo dobrze, znakomicie… – powiedział na wpół do siebie, na wpół do kierownika stacji, który siedział naprzeciw, przy biurku.

– Staramy się, inspektorze! – Kierownik uśmiechnął się z zadowoleniem. Inspektor wydobył z teczki blankiet protokołu. Prawie z żalem przekreślił na krzyż rubrykę „zauważone usterki".

Żeby tak chociaż jakiś drobiazg, pomyślał inspektor podpisując protokół. Odnoszę wrażenie, jak gdyby ci wszyscy ludzie byli aniołami albo automatami. Czyżby naprawdę człowiek mógł postępować w sposób tak idealny, wykazywać tyle dyscypliny w kwestii bhp?

Kiedy wręczył kopię kierownikowi stacji, ten uśmiechał się wciąż tak samo uprzejmie, lecz inspektorowi wydawało się, że za tym uśmiechem kryje się odrobina złośliwej satysfakcji. Pewnie myśli sobie teraz: ot, i masz, bracie, przejechałeś się kawał drogi, chciałeś nas przyłapać, a tu – nic z tego!

Inspektor, powtarzając w myślach wciąż swoje „nie do wiary, zupełnie nie do wiary", podszedł do radiostacji alarmowej stojącej w kąciku pokoju kierownika.

– Działa? – spytał już tylko dla formalności.

– Oczywiście – powiedział kierownik stacji.

– Proszę uruchomić.

Kierownik przekręcił włącznik. Zapaliły się światełka kontrolne.

– Proszę nadać test kontrolny – powiedział inspektor.

Kierownik stacji włączył mikrofon i zaczął mówić. Inspektor siedział i słuchał w rosnącym osłupieniu. Przez dziesięć minut, bez chwili przerwy, ten człowiek rzucał w mikrofon szeregi słów i liczb nie zająknąwszy się ani razu! A gdy z centrum łączności przyszła odpowiedź potwierdzająca pełną zrozumiałość testu, inspektor wiedział już wszystko. Przez myśl przebiegła mu czytana w drodze notatka o niezidentyfikowanym obiekcie latającym zauważonym po tej stronie Księżyca. Tak! To jedyne wyjaśnienie tej niezwykłej historii.

– Znasz to na pamięć?! – krzyknął inspektor. – Nie widziałem człowieka, który potrafiłby zapamiętać kolejność i brzmienie dwóch tysięcy słów i liczb nie powiązanych w sensowny tekst! Ty nie możesz być człowiekiem! Ani ty, ani wszyscy inni na tej stacji… Co też mówię, na naszej stacji, którą wy opanowaliście podstępem!

Inspektor chciał chwycić mikrofon, ale silne uderzenie w czoło odtrąciło go do tyłu.

– Zgadłeś, ale nie na wiele ci się to przyda – powiedział złowrogo „kierownik stacji" ściągając z twarzy cienką powłokę maski, spod której ukazała się obca twarz nieznanej, nieziemskiej istoty. – Już stąd nie wyjedziesz. Jesteśmy zwiadem cywilizacji z układu Procjona. Ta.stacja jest nam chwilowo potrzebna. Myśleliśmy, że się od nas sam odczepisz. Dlatego pozwoliliśmy ci tu buszować. Jesteśmy dobrze przygotowani na takie wizyty. Utrzymujemy stację w stanie zgodnym z wszystkimi waszymi przepisami i długo jeszcze nikt nas nie rozpozna.

– Mylisz się! Od początku wiedziałem, że coś tu jest nie w porządku.

– Jak to?

– Po prostu jesteście zbyt dokładni jak na ludzi! Zbyt doskonale stosujecie się do wszystkich instrukcji.

– Nie rozumiem! Czyżby te instrukcje nie obowiązywały?

– Owszem, obowiązują, ale w warunkach normalnej pracy zdarzają się zwykle drobne, a niekiedy i poważne uchybienia i niedociągnięcia. To, co zastałem u was, było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe!

– To i tak nie ma teraz znaczenia. – „Kierownik" wydał kilka bulgotliwych, głośnych dźwięków… Do pokoju wpadło dwóch „pracowników" stacji i wywlekli inspektora na korytarz. Otworzyli jakieś drzwi i cisnęli go w głąb ciemnego pomieszczenia.


*

Inspektor Kirs otworzył oczy. Leżał na podłodze swego pojazdu, obok fotela, z którego widocznie zsunął się na wybojach. Obok niego leżał toni opowiadań fantastycznych. Inspektor przetarł oczy, wciąż pod wrażeniem koszmaru sprzed kilku chwil. Dopiero gdy wydźwignął się na fotel i wyjrzał przez okno, upewnił się, że to był tylko sen. Pojazd stał przed wrotami śluzy wjazdowej stacji Selene-13. Nad wrotami migało pomarańczowe światło sygnalizujące gotowość otwarcia. Po chwili mógł już wjechać do środka.


W śluzie beztrosko stal sobie mechanik w poplamionym smarami skafandrze, bez rezerwowej butli tlenowej, i popukiwał palcem w szybkę manometru ciśnienia wewnętrznego, który zaciął się właśnie w położeniu „próżnia kosmiczna". Inspektor dopiął skafander i otworzył kopułkę pojazdu. Zeskoczył na podłogę trafiając prosto w kałużę rozlanego oleju i dalszą drogę w kierunku wnętrza stacji odbył na siedzeniu. Wstając nie miał już najmniejszej wątpliwości, że znalazł się bynajmniej nie wśród przybyszów z Procjona.

Początkowo był tym wielce uradowany, jakby powrócił spośród obcych, wrogich istot – w normalny ludzki świat. Ale już po chwili, gdy zobaczył popłoch, jaki wywołało na stacji jego przybycie, odrzucił od siebie sentymenty w stosunku do braci-ludzi i dobrał im się do skóry jak nigdy nikomu przedtem. Wręczając kierownikowi stacji wielostronicowy protokół, inspektor Kirs nie mógł się powstrzymać od kilku złośliwych uwag.

– Ależ inspektorze! – bronił się kierownik. – Nie tylko u nas mamy takie problemy. Pan wie najlepiej, jak bywa na innych stacjach! Zresztą, jak dotychczas, nikomu nie stało się nic poważnego… A poza tym w naszych warunkach samo przebywanie na Księżycu jest chyba największym ryzykiem i zagrożeniem.

– Każdy wypadek jest skutkiem jakichś zaniedbań – powiedział inspektor. – A na inne, gorsze stacje nie oglądajcie się. Wzorować się trzeba na tych, którzy zawsze, w każdych warunkach potrafią przestrzegać zasad bhp!

– Gdzie takich szukać, inspektorze!?

– Na przykład w układzie Procjona, w gwiazdozbiorze Małego Psa – powiedział inspektor zagadkowo. – Ale myślę, że niekoniecznie aż tak daleko…

Загрузка...