14 To, co wiedzą mądre

Halwin Norry, Pierwszy Urzędnik, i Reene Harfor, Pierwsza Pokojówka, weszli razem. On wykonał nierówny, niewyćwiczony ukłon, ona zaś dygnęła z wdziękiem, ani za głęboko, ani zbyt płytko. Tych dwoje nie mogłoby się chyba bardziej od siebie różnić. Pani Harfor miała okrągłą twarz i po królewsku dostojną prezencję, włosy nosiła gładko sczesane i upięte w schludny, siwy kok na czubku głowy, pan Norry zaś był wysoki i niezdarny niczym czapla, a nad uszami rosły mu sterczące, rzadkie kępki włosów, które wyglądały jak białe pióropusze. Każde z nich trzymało w rękach wypchaną dokumentami teczkę z tłoczonej skóry. Pierwsza Pokojówka przyciskała swoją mocno do boku, starając się nie pognieść służbowego szkarłatnego kaftana, choć jak dotąd wydawał się on pozostawać w stanie idealnym zawsze — niezależnie od pory dnia czy liczby godzin, które w nim spędziła. Pierwszy Urzędnik natomiast przytulił swoją do wąskiej piersi, być może przykrywając stare plamy od atramentu, których miał na kaftanie kilka, łącznie z dużą, szpecącą czarną kępką końcówkę ogona Białego Lwa. Po ukłonach oboje natychmiast się od siebie oddalili i starali się na siebie nie patrzeć.

Gdy drzwi zamknęły się za Rasorią, Aviendhę otoczyła poświata saidara, dzięki któremu kobieta utkała przy ścianach pokoju pas chroniący przed podsłuchem. Wszystko, co od tej pory powiedzą, będzie bezpieczne, a jeśli ktoś spróbuje podsłuchiwać, używając Jedynej Mocy, Aviendha natychmiast ten fakt odkryje. Świetnie sobie radziła z tego typu sytuacjami.

— Pani Harfor — zagaiła Elayne — zacznij, proszę. — Nie zaproponowała oczywiście wina ani krzesła. Pan Norry byłby śmiertelnie wstrząśnięty wobec tak niestosownej oferty, a i pani Harfor z pewnością mogłaby się poczuć urażona. Zresztą Norry i tak się skrzywił, po czym spojrzał z ukosa na Reene, która zacisnęła usta. Nawet po tygodniu spotkań na milę była wyczuwalna ich niechęć wobec konieczności przedstawiania sprawozdań przed kilkoma osobami. Byli zazdrośni o zakres obowiązków drugiego, szczególnie odkąd Pierwsza Pokojówka zaczęła wkraczać na „teren”, za który kiedyś był odpowiedzialny pan Norry. Rzecz jasna, prowadzenie Królewskiego Pałacu zawsze należało do obowiązków Pierwszej Pokojówki, a nowe czynności można by nazwać jedynie rozszerzeniem podstawowych. Tyle że... Halwin Norry niestety tak nie uważał. W tym samym momencie w kominku opadły z głośnym trzaskiem płonące drwa, wysyłając w komin chmury iskier.

— Jestem przekonana, że Zastępca Bibliotekarza jest... szpiegiem, moja pani — odezwała się w końcu Reene Harfor, ignorując Norry’ego, jakby go wcale nie było w pomieszczeniu. Dotąd nie chciała nikomu sugerować, że poszukuje w całym pałacu szpiegów, a wiedza Pierwszego Urzędnika w tej kwestii chyba najbardziej ją drażniła. Jeśli pan Norry miał nad nią jakąś władzę czy przewagę, łączyła się ona z faktem płacenia pałacowych rachunków, na szczęście mężczyzna nigdy nie pytał o wydatki Pierwszej Pokojówki, choć mimo to i tak ją denerwował. — Co trzy, cztery dni pan Harnder odwiedza gospodę Pętla i Strzała. Przypuszczałam, że bywa tam z powodu piwa serwowanego przez właściciela gospody, niejakiego Millisa Fendry’ego, odkryłam jednak, że pani Fendry trzyma też gołębie i ilekroć pan Harnder do nich zachodzi, kobieta wysyła jednego ptaka na północ. Wczoraj trzy spośród przebywających w Srebrnym Łabędziu Aes Sedai znalazły powód do odwiedzin Pętli i Strzały, chociaż gospoda przeznaczona jest dla znacznie marniejszych gości niż ich zajazd. Weszły i wyszły z twarzami skrytymi pod kapturami, a w tym czasie przez godzinę konferowały z panią Fendry na osobności. Wszystkie trzy siostry należą do Brązowych Ajah. Boję się, że to wskazuje na pracodawcę pana Harndera.

— Fryzjerzy, lokaje, kucharze, mistrz stolarski, przynajmniej pięciu urzędników pana Norry’ego, a teraz jeden z bibliotekarzy. — Rozparłszy się na krześle i założywszy nogę na nogę, Dyelin popatrzyła groźnie na Pierwszą Pokojówkę. — Istnieje ktoś, kogo na pewno nie podejrzewa pani o szpiegostwo, droga Harfor?

Norry poruszył nerwowo głową. Podejrzenia dotyczące pracujących dla niego urzędników uważał za osobisty afront.

— Mam nadzieję dotrzeć do źródła problemu, moja pani — oświadczyła beztroskim tonem Pierwsza Pokojówka. Ani szpiedzy, ani Głowy potężnych Domów nie mogli jej zaniepokoić. Szpiegów uważała za szkodniki, od których pragnęła uwolnić pałac, podobnie jak od pcheł czy szczurów — choć przy szczurach została ostatnio zmuszona zaakceptować pomoc Aes Sedai — potężnych panów wielkich rodów traktowała zaś jak deszcz czy śnieg, czyli elementy natury, którymi nie ma co się podniecać, lecz które należy po prostu znosić, póki nie odejdą. — Nie każdego można przekupić, chociaż wielu zapewne ulegnie pokusie. I takich trzeba znaleźć.

Elayne spróbowała sobie przypomnieć pana Harndera, niestety obraz pojawiający się w jej umyśle wydawał się bardzo niewyraźny. Pucołowaty, łysiejący mężczyzna, który bezustannie mrugał powiekami. Służył jej matce, a wcześniej — o ile dobrze pamiętała — Królowej Mordrellen. Nikt nie skomentował faktu, że pan Harnder najprawdopodobniej służył także Brązowym Ajah. W pałacu każdego władcy między Grzbietem Świata a Oceanem Aryth przebywały „oczy i uszy” Białej Wieży. Wiedział o tym każdy, nawet najmniej rozgarnięty rządzący. Niewątpliwie również Seanchanie będą żyli pod czujnym okiem Wieży. Jeśli oczywiście jeszcze do tego nie doszło. Reene odkryła kilka osób szpiegujących dla Czerwonych Ajah, z pewnością stanowiących pozostałość z czasów Elaidy w Caemlyn, jednak ten bibliotekarz był pierwszym szpiegiem innych Ajah. Elaidzie — gdy była doradczynią Królowej — nie spodobałoby się, że członkinie innych Ajah wiedzą, co się dzieje w pałacu.

— Szkoda, że nie mamy żadnych fałszywych historii, które mogłybyśmy podrzucić Brązowym Ajah — oznajmiła lekko Dziedziczka Tronu. Wielka szkoda, że zarówno one, jak i Czerwone dowiedziały się o Rodzinie. W najlepszym razie musiały sobie jednak zdawać sprawę z liczby przenoszących Moc kobiet w pałacu, więc nie minie dużo czasu i odkryją, z kim mają do czynienia. Wtedy pojawią się problemy, które na razie wszakże pozostawały kwestią przyszłości. Lini mawiała, że zawsze trzeba wszystko sobie planować, jednak jeżeli za bardzo przejmujesz się przyszłym rokiem, możesz zapomnieć o kłopotach jutra i następnego dnia popełnić błąd. — Obserwuj uważnie pana Harndera i spróbuj wykryć, z kim się przyjaźni. Na razie taka wiedza musi nam wystarczyć.

Niektórzy szpiedzy polegali głównie na własnym słuchu, starając się intensywnie skupiać na wszystkich krążących po Caemlyn plotkach lub podsłuchiwać pod drzwiami. Inni umieli po kilku pucharach wina pociągnąć ludzi za język i namówić ich do zwierzeń. Zanim się zneutralizuje szpiega, należy poznać metody jego działania i dowiedzieć się, w jaki sposób uzyskał posiadane informacje.

Aviendha prychnęła głośno i rozłożywszy spódnice, zaczęła siadać na dywanie, zanim zrozumiała, co ma na sobie. Dyelin rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie i kobieta Aiel zamiast na podłodze, usiadła sztywno na brzeżku krzesła. Oczy iskrzyły jej się i wyglądała jak uosobienie damy dworu. Z tym wyjątkiem, że damy dworu nie dotykają stale kciukiem rękojeści noża za paskiem. Pozostawiona samej sobie, Aviendha podcięłaby gardło każdemu szpiegowi, który nawinąłby jej się pod nóż. Nadal uważała szpiegostwo za haniebną profesję, za którą jej zdaniem należała się kara śmierci, mimo iż Elayne wielokrotnie jej wyjaśniała, że każdego schwytanego szpiega można wykorzystać jako podwójnego agenta — mógłby przekazywać jej wrogom rozmaite fałszywe informacje, dzięki czemu nieprzyjaciel myślałby tak, jak chciała Dziedziczka Tronu.

Zresztą nie każdy szpieg koniecznie pracował dla wrogów. Większość z tych, których wykryła Pierwsza Pokojówka, przyjęło pieniądze z kilku źródeł, między innymi od Króla Murandy, Roedrana, różnych taireniańskich Wysokich Lordów i Lady, niektórych panów wielkich rodów z Cairhien i sporej liczby kupców rozmaitych nacji. Wiele osób interesowało się zdarzeniami w Caemlyn, czy to ze względu na ich skutki dla handlu, czy też z innych powodów. Czasami Elayne wydawało się, że każdy tu każdego szpieguje.

— Pani Harfor, nie znalazła pani żadnych „oczu i uszu” Czarnej Wieży? — spytała.

Jak większość ludzi, którzy słyszeli nazwę „Czarna Wieża”, Dyelin zadrżała i wypiła głęboki łyk wina, Reene jednakże tylko się słabo skrzywiła. Już jakiś czas temu postanowiła zignorować fakt istnienia mężczyzn umiejących przenosić Moc. Skoro nie mogła zmienić obrotu spraw... Dla niej Czarna Wieża była jedynie... kłopotem.

— Nie mieli dość czasu, moja pani. Daj im rok, a zobaczysz, że i stamtąd lokaje albo bibliotekarze zaczną przyjmować zapłatę.

— Przypuszczam, że tak. — Okropna myśl. — Co jeszcze masz dla nas dzisiaj?

— Zamieniłam słówko z Jonem Skellitem, moja pani. Mężczyzna, który raz zmieni front, może go zmienić po raz wtóry, a Skellit jest pazerny. — Fryzjerowi Skellitowi płaciła Dynastia Arawn, która obecnie popierała Arymillę.

Birgitte powstrzymała się przed przekleństwem, choć popatrzyła z nienawiścią na Reene Harfor.

— Ty z nim zamieniłaś słówko? Nie pytając nikogo o zgodę? — spytała ze smutkiem w głosie.

Dyelin ostro przypatrzyła się Pierwszej Pokojówce.

— Mleko matki w kubku! — wyszeptała.

Elayne nigdy nie słyszała z jej ust tak sprośnego przekleństwa. Pan Norry zamrugał i o mało nie wypuścił z rąk teczki. Ze wszystkich sił starał się nie spoglądać na Dyelin. Pierwsza Pokojówka jednakże ledwie zwróciła uwagę na miny Dyelin i Birgitte, po czym spokojnie kontynuowała.

— Wydawało mi się, że nadeszła odpowiednia pora, a Skellit dojrzał do rozmowy. Jeden z ludzi, którym wręcza swoje sprawozdania, opuścił miasto i jeszcze nie wrócił, drugi zaś podobno złamał nogę. Tam, gdzie pogaszono ogień, ulice są zawsze oblodzone — powiedziała to tak ironicznym tonem, że Dziedziczka Tronu uznała za bardziej niż prawdopodobne, iż pani Harfor sama w jakiś sposób przyczyniła się do upadku mężczyzny. Trudne czasy ujawniały u najbardziej zaskakujących osób najdziwniejsze talenty. — Skellit całkiem chętnie przystał na propozycję osobistego przekazania informacji poza obóz. Widział wykonaną bramę, więc nie będzie musiał udawać strachu. — Można by pomyśleć, że Pierwsza Pokojówka sama przez całe życie przyglądała się wozom przemykającym przez wykonane w powietrzu otwory.

— Co powstrzyma tego fryzjera przed ucieczką, gdy znajdzie się już poza... hmm... miastem? — spytała z irytacją kobieta Strażnik. Wstała, spięła dłonie za plecami i zaczęła nerwowo kroczyć przed kominkiem. Jej włosy w ciężkim złotym warkoczu niemal się zjeżyły. — Jeśli odejdzie, Dom Arawn wynajmie kogoś innego i trzeba będzie od nowa szukać. O Światłości, Arymilla na pewno usłyszała o bramach natychmiast po przyjeździe, o czym ten Skellit bez wątpienia wie. — To nie myśl o ucieczce Skellita ją zdenerwowała, w każdym razie nie tylko ta myśl. Najemnicy sądzili, że zatrudniono ich, by nie wpuszczali do miasta żołnierzy, ale za kilka srebrnych monet z pewnością pozwolą czasem jednemu czy dwóm prześlizgnąć się nocą przez bramy w dowolnym kierunku. Najemnicy uważali bowiem, że jeden żołnierz czy dwaj nie mogą wyrządzić żadnej szkody. Birgitte nie lubiła, gdy jej o tym przypominano.

— Chciwość go zatrzyma, moja pani — odparła spokojnie Reene Harfor. — Nadzieja na zarobienie złotych monet od Lady Elayne, a także od Lady Naean na pewno niezwykle skusi tego mężczyznę. To prawda, że Lady Arymilla na pewno już słyszała o bramach, to jednak wszakże tylko dodatkowy powód dla osobistej wyprawy Skellita.

— A jeśli jest tak strasznie chciwy, czy nie spróbuje zarobić więcej złota, zmieniając front po raz trzeci? — zainteresowała się Dyelin. — Mógłby spowodować sporo... szkód, pani Harfor.

Ton Pierwszej Pokojówki stał się nieco bardziej szorstki. Pani Harfor nigdy nie przekraczała dopuszczalnych granic, lecz nie lubiła, kiedy ktokolwiek nazywał ją nieostrożną.

— Lady Naean zakopałaby go za to pod najbliższą zaspą, moja pani. I wiem, że pan Skellit zdaje sobie z tego sprawę. Lady Naean nigdy nie była osobą cierpliwą. Sądzę, że doskonale o tym wiecie. W każdym razie z obozów dostajemy wiadomości naprawdę rzadko, oględnie mówiąc, a pan Skellit może tam zobaczyć kilka rzeczy, o których chciałybyśmy mieć jakieś pojęcie.

— Jeśli Skellit potrafi nam powiedzieć, w którym obozie i kiedy będą Arymilla, Elenia i Naean, osobiście wręczę mu zapłatę w złotych monetach — oznajmiła Elayne z rozmysłem. Elenia i Naean kręciły się blisko Arymilli, a może to ona trzymała je blisko przy sobie, tak czy owak, Arymilla miała znacznie mniej cierpliwości niż Naean i dużo mniej była skłonna uwierzyć, że coś może się dziać bez jej udziału. Spędzała połowę każdego dnia, jeżdżąc od obozu do obozu i nigdy nie przesypiała dwóch nocy w tym samym. O ile Elayne miała właściwe wiadomości. — To jest jedyna informacja na temat obozów, którą pragnę poznać.

Pierwsza Pokojówka skłoniła głowę.

— Stanie się tak, jak sobie życzysz, moja pani. Dopilnuję tego.

Zbyt często próbowała nie mówić wprost przy Norrym, jednak w żaden sposób nie dała po sobie poznać, że usłyszała jakikolwiek wyrzut. Dziedziczka Tronu nie była oczywiście pewna, czy otwarcie upomni kobietę. Jeśli to zrobi, pani Harfor i tak będzie wykonywała właściwie swoje obowiązki, na pewno też nie porzuci polowania na szpiegów, wręcz przeciwnie — podejmie je z nie mniejszym żarem, choćby dlatego, że ich obecność w pałacu osobiście ją obrażała. Jednak sytuacja Elayne może się stać wtedy trudniejsza. Dziedziczka Tronu codziennie zmagała się z tuzinem różnych kłopotów i niewygód, które mogą się nawarstwić, a ona nie będzie mogła przypisać ich bezpośrednio Pierwszej Pokojówce.

„Musimy kroczyć tak pewnie jak nasi służący” — powiedziała jej kiedyś matka. „Możesz stale wynajmować nowych służących i spędzać cały swój czas na szkoleniu ich i męczarniach, póki nie nauczą się tego, czego od nich wymagasz, a później zwalniać ich i wracać do punktu wyjścia. Możesz też, podobnie jak oni, zaakceptować reguły gry i żyć komfortowo, pożytkując zyskany czas na rządzenie”.

— Dziękujemy, pani Harfor — powiedziała, za co otrzymała kolejny pedantyczny ukłon. Reene Harfor znała swoją wartość. — Panie Norry?

Mężczyzna przypominający czaplę drgnął zaskoczony, po czym znieruchomiał i wpatrzył się w Pierwszą Pokojówkę ze zmarszczonym czołem. W pewien sposób postrzegał bramy jako coś własnego i nie miał ochoty, by go w tej kwestii lekceważono.

— Tak, moja pani. Oczywiście — mówił niewyraźnym, monotonnym tonem. — Ufam, że Lady Birgitte już poinformowała cię o grupach kupców z Illian i Łzy. Sądzę, że jest to... hmm... jej typowy zwyczaj, ilekroć wracasz do miasta.

Przez chwilę spoglądał karcąco na Birgitte. Nigdy nie pomyślałby o wywołaniu u Elayne najmniejszej choćby irytacji, nawet jeśli na niego krzyknęła, ale trzymał się własnego zestawu zasad i w jakiś łagodny sposób obraził się na Birgitte za odebranie mu szansy wyliczenia wozów oraz przywiezionych nimi beczek i beczułek. Ten mężczyzna wprost uwielbiał liczby. W każdym razie Dziedziczka Tronu przypuszczała, że chodziło o jakiś łagodny sposób, gdyż w panu Norrym trudno się było dopatrzyć gorętszych emocji.

— Rzeczywiście, przekazała mi tę wieść — odparła Pierwszemu Urzędnikowi, zaledwie z lekką nutą przeprosin, na tyle lekką, by go nie zakłopotać. — Boję się, że opuszcza nas dziś część przedstawicieli Ludu Morza. Zostanie nam jedynie połowa wytwórczyń bram.

Pan Norry przesunął palcami po skórzanej teczce, którą nadal przyciskał do piersi, jakby usiłował wymacać skrywane w środku papiery. Elayne nigdy nie widziała, aby je przy niej przeglądał.

— Ach. Ach! Poradzimy... poradzimy sobie, moja pani. — Pierwszy Urzędnik zawsze jakoś sobie radził. — Wracając do tematu, wczoraj i ubiegłej nocy doszło do dziewięciu podpaleń, czyli nieco więcej niż zazwyczaj. Dokonano trzech prób podpalenia magazynów, w których gromadzimy pożywienie. Spieszę dodać, że żadna nie zakończyła się pomyślnie dla podpalaczy — wbrew oświadczeniu, przemawiał tym samym powolnym, flegmatycznym tonem. — Jeśli mogę tak powiedzieć, Gwardzistki patrolujące ulice doskonale się sprawują, toteż dzięki nim liczba napaści i kradzieży spadła niemal do stanu normalnego dla tej pory roku, jednak wydaje się oczywiste, że ktoś kieruje podpaleniami. Siedemnaście budynków zniszczono, wszystkie z wyjątkiem jednego zostały wcześniej opuszczone... — Zacisnął usta z jawną dezaprobatą. Żeby skłonić go do pozostawienia Caemlyn, sytuacja musiałaby być daleko gorsza niż obecnie; trzeba by czegoś więcej niż oblężenia. — ...I moim zdaniem wszystkie miejsca na pożary wybrano w jak najznaczniejszej odległości od pozycji wozów z wodą, starając się je odciągnąć od magazynów z żywnością, które usiłowano następnie podpalić. Doszedłem do wniosku, że ta zasada charakteryzuje każdy pożar, z którym mieliśmy do czynienia w poprzednich tygodniach.

— Birgitte? — spytała Dziedziczka Tronu.

— Mogę spróbować umiejscowić te magazyny na mapie — odparła kobieta Strażnik z powątpiewaniem. — I wystawić dodatkowe Gwardzistki na ulicach, które wydają się znajdować najdalej od tych magazynów, tyle że nie zmniejszy to... przeklę... hmm... ewentualnego zagrożenia. — Nie spojrzała na panią Harfor, ale Elayne wyczuła przez więź, że Birgitte się nieco zawstydziła. — Osobie z krzesiwem i kawałkiem stali w torbie przy pasku minutę zabierze podpalenie garści suchej słomy i wywołanie pożaru.

— Zrób wszystko, co w twojej mocy — powiedziała Dziedziczka Tronu. Miałyby rzeczywiście niesamowite szczęście, gdyby złapały podpalacza na gorącym uczynku, a jeszcze większe, jeśliby ów podpalacz zdradził coś poza oświadczeniem, iż do wywołania pożaru skłonił go kilkoma monetami nieznany mu osobnik chowający twarz pod kapturem. A uzyskanie wiadomości, iż złoto to pochodzi od Arymilli, Elenii czy Naean, wymagałoby już szczęścia na miarę Mata Cauthona. — Ma pan dla nas jeszcze jakieś informacje, panie Norry?

Mężczyzna pocierał przez moment nos, unikając jej spojrzenia.

— Pewien fakt... hmm... przyciągnął moją uwagę — stwierdził z wahaniem. — Domy Marne, Arawn i Sarand całkiem ostatnio pobrały bardzo duże pożyczki na poczet dochodów ze swych posiadłości.

Pani Harfor uniosła brwi, zanim zdążyła nad sobą zapanować.

Elayne zerknęła w swą filiżankę z herbatą i odkryła, że właściwie już ją opróżniła. Bankierzy nigdy nikomu nie mówili, jak duże kwoty, komu i pod jaki zastaw pożyczyli, jednakże Dziedziczka Tronu nie spytała Pierwszego Urzędnika, skąd ma swoje dane. To byłoby... krępujące. Dla nich obojga. Uśmiechnęła się, gdy Aviendha wzięła jej filiżankę, lecz szybko się skrzywiła, gdyż siostra wróciła z napełnioną. Kobieta Aiel najwyraźniej uważała, że Elayne aż do rozwiązania powinna pić wyłącznie słabą herbatkę! Lepsze byłoby kozie mleko, a jednak Dziedziczka Tronu stale dostawała pomyje po herbacie. No cóż, będzie trzymała tę cholerną filiżankę, ale przecież nie musi wypić jej zawartości.

— Najemnicy — mruknęła Dyelin. Jej oczy zapłonęły tak gwałtownie i gorąco, że mogłaby spojrzeniem wystraszyć nawet niedźwiedzia. — Powiedziałam to już raz wcześniej i powtórzę swoje słowa. Kłopot z kupowaniem żołnierzy, słynących ze sprzedawania swoich usług, polega na tym, że ich miecze nie na zawsze pozostają kupione. — Od początku sprzeciwiała się zatrudnianiu najemników do pomocy w obronie miasta, wbrew faktowi, że gdyby nie oni, Arymilla wraz ze swoją armią mogłaby wjechać do Caemlyn w dowolnie wybranym momencie i przez dowolnie wybraną bramę. Po prostu nie starczało im ludzi do ochrony każdej miejskiej bramy, szczególnie że wielu ustawiono na murach.

Birgitte także sprzeciwiła się wynajmowaniu najemników, jednak — chociaż niechętnie — przyjęła powody, które wyjaśniła jej Elayne. Kobieta Strażnik nadal im nie ufała, teraz wszakże potrząsnęła jedynie głową. Siedziała na poręczy krzesła blisko ognia, na siedzeniu zaś postawiła nogę w bucie z ostrogą.

— Najemnicy, nawet jeśli nie są honorowi, dbają przynajmniej o swoją reputację. Zmiana strony płacącej to jedna rzecz, ale jawna zdrada i otwarcie bramy wrogowi to coś zupełnie innego. Oddział, który postąpiłby w taki sposób, nigdy już nie mógłby liczyć na ponowne zatrudnienie przez kogokolwiek i gdziekolwiek. Arymilla musiałaby zaoferować kapitanowi kwotę, która pozwoliłaby mu przeżyć resztę życia jako lord... i przynajmniej drugie tyle na przekonanie żołnierzy, że dożyją swych dni w podobnym dobrobycie.

Norry odchrząknął. Nawet jego chrząknięcie brzmiało osobliwie nijako.

— Wydaje się, że członkowie wskazanych przeze mnie Dynastii — podjął — pożyczyli pieniądze na bazie tych samych dochodów dwa razy, a może nawet trzy. Bankierzy, ma się rozumieć, nie zdają sobie z tego sprawy... przynajmniej... jak dotąd.

Birgitte zamierzała zakląć, ale się powstrzymała. Dyelin łypała na wino w swoim pucharze tak gniewnie, że trunek z łatwością mógłby skwaśnieć. Aviendha na chwilę ścisnęła rękę Elayne, po czym równie szybko ją puściła. Palone drwa zatrzeszczały, w komin wzniósł się snop iskier, z których kilka wyskoczyło z kominka i o mało nie zajęło dywanu.

— Tak czy inaczej trzeba obserwować oddziały najemników. — Elayne podniosła rękę, aby uprzedzić komentarze Birgitte. Kobieta Strażnik wprawdzie nie otworzyła ust, lecz jej chęć wypowiedzi dotarła do Dziedziczki Tronu poprzez więź. — Będziecie musiały znaleźć gdzieś ludzi do tego. — O Światłości, od tej pory będą zatem miały tyleż samo potencjalnych wrogów wewnątrz miasta, jak poza murami! — Birgitte, nie musicie ich pilnować na każdym kroku — dodała — chcę po prostu otrzymać informację, w razie gdyby zaczęli postępować dziwacznie albo zagadkowo. Takie ich zachowanie powinno nam wystarczyć za ostrzeżenie.

— Zastanawiałam się, co robić, jeśli jeden z oddziałów się sprzeda — powiedziała Birgitte z lekką drwiną w głosie. — Powiadomienie czy ostrzeżenie nie wystarczy, póki nie będę miała ludzi na obsadzenie miejskiej bramy, przy której dojdzie do zdrady. A połowa żołnierzy w Caemlyn to najemnicy. Spośród reszty zaś połowa to starcy, którzy jeszcze kilka miesięcy temu żyli z emerytury. Sądzę, że zacznę przesuwać najemników co jakiś czas, najlepiej w nieregularnych odstępach czasu, z jednego stanowiska na inne. Będzie im trudniej zdradzić bez pewności, przy której bramie wyznaczę im dyżur następnego dnia. Jednakże nawet w takiej sytuacji zdrada nie stanie się zupełnie niemożliwa... — Birgitte była wszak generałem, a poza tym przeżyła więcej bitew i oblężeń niż dziesięciu innych żyjących dowódców do kupy, toteż świetnie wiedziała, jak sobie radzić z rozwojem wydarzeń.

Dziedziczka Tronu niemalże żałowała, że nie ma w swojej filiżance wina. Niemalże.

— Istnieje jakaś szansa, że bankierzy odkryją posiadane przez pana informacje, panie Norry? Zanim udzielą tych pożyczek? — Gdyby dowiedzieli się prawdy już po ich udzieleniu, któryś mógłby dojść do wniosku, że woli widzieć na tronie Arymillę, ponieważ dla spłaty pożyczki mogłaby wtedy wziąć pieniądze ze skarbców kraju. Z pewnością ta kobieta była do tego zdolna. Kupców mało interesowała polityka, chyba że mogli na niej skorzystać. Wówczas wybierali najlepszą dla siebie drogę. A bankierzy znani byli z tego, że usiłują wpływać na wydarzenia.

— W mojej opinii coś takiego nie jest prawdopodobne, moja pani. Musieliby... hmm... zadać właściwe pytania właściwym ludziom, bankierzy jednakże są zwykle... hmm... małomówni... wobec siebie i innych. Tak, myślę, że to jest nieprawdopodobne. Na razie.

Wobec powyższego nie mogły nic w tej sprawie poradzić. Najwyżej ostrzec Birgitte, że może się spotkać z nowymi motywami morderstw i porwań. Zresztą, po nagłej srogości w więzi i twardej minie kobiety Strażnik, Elayne wiedziała, że Birgitte także uświadomiła sobie możliwość tego nowego źródła. Trudno było obecnie ochronić setkę kobiet. Nie tylko zapewne obecnie...

— Dziękujemy, panie Norry — zakończyła Dziedziczka Tronu. — Dobrze pan sobie radzi, jak zawsze zresztą. Proszę dać mi znać natychmiast, jeśli zauważy pan, iż bankierzy zadali te właściwe pytania.

— Oczywiście, moja pani — mruknął, pochylając głowę niczym biała czapla rzucająca się za rybą. — Pani jest bardzo uprzejma dla mnie, Lady Elayne.

Kiedy Pierwsza Pokojówka i Pierwszy Urzędnik wyszli z pomieszczenia — pan Norry przytrzymał drzwi dla pani Harfor i wykonał ukłon charakteryzujący się nieco większą gracją niż dotychczasowe, pani Harfor zaś lekko skinęła mu głową, gdy prześlizgiwała się obok niego na korytarz — Aviendha nie opuściła zabezpieczeń przed podsłuchem. Odczekała, aż za parą z głośnym trzaskiem zamkną się drzwi, po czym oświadczyła:

— Ktoś usiłował nas podsłuchać.

Elayne potrząsnęła głową. Nie istniał sposób odkrycia niedoszłego szpiega. Któż to mógł być? Czarna siostra? Ciekawska Kuzynka? Na szczęście dzięki kobiecie Aiel szpiegowanie się nie udało. Nie istniała wprawdzie zbyt duża szansa, że ktoś zdoła się przebić przez utkany przez Aviendhę pas zabezpieczeń, gdyż nawet Przeklęci zapewne by tego nie potrafili, jednak w przypadku zagrożenia kobieta Aiel bez wątpienia ostrzegłaby je bezzwłocznie po wykryciu próby „włamania”.

Dyelin przyjęła oświadczenie Aviendhy z mniejszym opanowaniem. Natychmiast wymruczała kilka niepochlebnych słów pod adresem przedstawicielek Ludu Morza. Nie zareagowała, gdy Elayne powiadamiała wszystkich o odejściu połowy Poszukiwaczek Wiatru, nie zrobiłaby żadnego gestu w obecności Reene i Norry’ego, teraz wszakże poprosiła o szczegóły tej historii.

— Nigdy nie ufałam Zaidzie — gderała, kiedy Dziedziczka Tronu skończyła opowiadać. — Twoja umowa może dobrze zapowiadała się w przypadku handlu, ale nie zaskoczyłaby mnie informacja, że jedna z Poszukiwaczek Wiatru usiłowała nas podsłuchać. Zaida wydała mi się kobietą, która pragnie wiedzieć wszystko, na wypadek gdyby pewnego dnia coś jej się mogło przydać. — Dyelin naprawdę rzadko się wahała, teraz wszakże wydawała się niezdecydowana, choć tylko na chwilę zamyśliła się, zapatrzona w puchar, który trzymała w dłoniach. — Elayne — spytała w końcu — jesteś pewna, że ta... symboliczna latarnia morska... ta potężna przenoszona w oddali Moc... nie może nas skrzywdzić?

— Całkiem pewna, Dyelin. Gdyby ów potężny osobnik pragnął nas skrzywdzić, do tej pory najprawdopodobniej doprowadziłby przynajmniej do pęknięcia świata.

Aviendha roześmiała się, Dyelin jednak straszliwie pobladła. Tak, tak! Czasami człowiek musi się roześmiać, choćby tylko po to, by powstrzymać się od płaczu.

— Jeśli zabawimy w tym salonie zbyt długo samotnie... po wyjściu pana Norry’ego i pani Harfor — zauważyła Birgitte — ktoś może się zacząć zastanawiać, z jakiej przyczyny tu tkwimy. — Zamachała rękoma ku ścianom, wskazując ochronę, której nie potrafiła dostrzec. Wiedziała jednak, że pas zabezpieczeń nadal znajduje się na swoim miejscu. W trakcie codziennych spotkań z Pierwszą Pokojówką i Pierwszym Urzędnikiem zawsze dowiadywały się czegoś nowego.

Wszystkie zebrały się wokół kobiety Strażnik, która przestawiła dwie miski Ludu Morza ze złoconej porcelany na jeden z bocznych stołów, po czym spod krótkiego płaszcza wyjęła dużą, złożoną mapę. Nosiła ją przy sobie zawsze, chyba że spała, a i wtedy wkładała ją pod poduszkę. Rozłożona mapa, której rogi przed zwinięciem powstrzymywały ustawione tam puste puchary po winie, przedstawiała Andor — od rzeki Erinin do granicy między Altarą i Murandy. Po prawdzie można by rzec, że mapa pokazywała cały Andor, ponieważ tereny leżące dalej na zachód od pokoleń znajdowały się jedynie w połowie pod kontrolą Caemlyn. Mapa stanowiła prawdziwe arcydzieło sztuki kartograficznej i chociaż miejsca po zgięciach zaciemniały kilka detali, ogólnie rzecz biorąc, wystarczająco dobrze prezentowała teren, na którym zostały oznaczone każde miasto i wieś, każda droga, most i bród. Elayne odstawiła filiżankę z herbatą w odległości dłoni od mapy, starając się uniknąć rozlania, a tym samym jeszcze większego poplamienia. Dzięki mapie nie musiała się też tłumaczyć, dlaczego nie pije tej paskudnej pseudoherbaty.

— Mieszkańcy Ziem Granicznych przemieszczają się — oświadczyła Birgitte, wskazując na lasy porastające obszar na północ od Caemlyn, miejsce ponad północną granicą Andoru. — Ale nie przemierzyli zbyt wielkiej przestrzeni. W takim tempie w okolicy Caemlyn znajdą się dopiero za miesiąc.

Obracając w rękach srebrny puchar, Dyelin przez moment spoglądała w ciemne wino, po czym nagle podniosła wzrok.

— Myślałam, że wy, mieszkańcy Północy, jesteście przyzwyczajeni do śniegu, Lady Birgitte. — Nawet teraz sondowała kobietę Strażnik. Gdyby jej tego zakazać, byłaby dziesięć razy pewniejsza, że Birgitte skrywa jakieś sekrety, które oczywiście zapragnęłaby odkryć dwadzieścia razy mocniej.

Aviendha groźnie przypatrzyła się starszej kobiecie — jeśli nie bała się Birgitte, czasami zaczynała wściekle bronić jej sekretów — jednak sama kobieta Strażnik spokojnie wytrzymała spojrzenie Dyelin, a Elayne nie poczuła przez więź nawet nutki trwogi z jej strony. Najwyraźniej Birgitte całkowicie wygodnie czuła się już z kłamstwem dotyczącym jej pochodzenia.

— Od długiego czasu nie byłam w Kandorze. — To była zresztą prawda, chociaż Dyelin z pewnością nie wyobrażała sobie, o jak długi czas chodzi. Gdy Birgitte odwiedzała tamte tereny, kraj nie nosił jeszcze nawet nazwy „Kandor”. — Jednakże niezależnie od przyzwyczajeń, mówimy o przemarszu tysiąca dwustu żołnierzy, że nie wspomnę o Światłość jedna wie ilu obozowych zwolennikach, którzy się za nimi ciągną, opóźniając marsz z powodu zimy. Co gorsza, dostałam nowiny od pani Ocalin i pani Fote, które wysłałam na inspekcję niektórych wiosek leżących kilka mil na południe od granicy. — Sabeine Ocalin i Julanya Fote były Kuzynkami, które potrafiły Podróżować. — Ich zdaniem wieśniacy uważają, że mieszkańcy Ziem Granicznych zamierzają się rozłożyć obozem na zimę.

Poirytowana Dziedziczka Tronu mknęła i z niezadowoloną miną spojrzała na mapę, równocześnie próbując odmierzyć odległości palcem. Miała nadzieję na jakąś wiadomość o mieszkańcach Ziem Granicznych, choć w skrytości ducha bardziej liczyła na ich szybkie przybycie. Informacja o tej wielkości armii wchodzącej do Andoru powinna wyprzedzić samo wojsko, przemieszczając się z szybkością pożaru ogarniającego suchą trawę. Jednak tylko głupiec uwierzyłby, że żołnierze przemierzyli te setki lig po to, aby podjąć próbę zdobycia Andoru, ale wszyscy, którzy słyszeli o ich przemarszu, zastanawiali się nad intencjami. Rozmyślali też, co z nimi zrobić. Istniało tyleż opinii, ilu opiniodawców. W każdym razie będzie tak, kiedy wiadomość się rozejdzie. A gdy się już rozejdzie, Elayne zyska przewagę nad całą resztą. To ze względu na nią mieszkańcy Ziem Granicznych przemierzali Andor, więc i ona się ich pozbędzie.

Wybór nie był szczególnie trudny. Zatrzymanie armii skończyłoby się zapewne krwawo, o ile w ogóle było możliwe, choć żołnierze nie pragnęli w zasadzie niczego więcej poza szeroką drogą do Murandy, gdzie w ich opinii znajdą Smoka Odrodzonego. Z tym pomysłem Dziedziczka Tronu również miała wiele wspólnego. Ponieważ oni ukryli przed nią fakt poszukiwania Randa, ona nie podała im prawdziwego miejsca jego pobytu, zresztą i tak mieli z sobą co najmniej tuzin Aes Sedai, który to szczegół również pominęli. Ale skoro wiadomość o nich dotarła już do Głów Dynastii...

— Powinno się udać — oświadczyła łagodnie. — Jeśli zajdzie konieczność, możemy same sprokurować pogłoski o mieszkańcach Ziem Granicznych.

— Rzeczywiście, powinno się udać — zgodziła się z nią Dyelin, po czym dodała ponuro: — Póki Bashere i Bael będą krótko trzymać swoich ludzi. Byłaby to mieszanka wybuchowa: mieszkańcy Ziem Granicznych, Aielowie i Legion Smoka w zasięgu kilku mil. Poza tym nie mam pojęcia, skąd mogłybyśmy wziąć pewność, że Asha’mani nie zrobią czegoś... hmm... szalonego. — Zakończyła, głośno pociągnąwszy nosem. Jej zdaniem mężczyzna musiał być szaleńcem, skoro postanowił zostać Asha’manem.

Aviendha pokiwała głową. Spierała się z Dyelin niemal tak często jak Birgitte, jednak w kwestii Asha’manów zawsze się zgadzały.

— Dopilnuję, żeby mieszkańcy Ziem Granicznych trzymali się z dala od Czarnej Wieży — uspokoiła ich Elayne po raz nie wiadomo który.

Nawet Dyelin wiedziała, że Bael i Bashere trzymają swoje wojska w szachu — żaden człowiek nie chciał wywoływać niepotrzebnej bitwy, a Davram Bashere na pewno nie walczyłby z własnymi rodakami — lecz każdy miał prawo lękać się Asha’manów i z niepokojem myśleć o ich potencjalnych czynach. Dziedziczka Tronu przesunęła palec od sześcioramiennej gwiazdy oznaczającej Caemlyn przez kilka mil aż do ziemi, którą przywłaszczyli sobie Asha’mani. Czarnej Wieży nie zaznaczono na tej mapie, Elayne wszakże aż za dobrze znała jej dokładne położenie. Szczęście, że Czarna Wieża znajdowała się z dala od Drogi do Lugard. Wysłanie mieszkańców Ziem Granicznych na południe, do Murandy, nie denerwując przy tym Asha’manów, nie powinno być trudne.

Dziedziczka Tronu zacisnęła usta na myśl, że nie wolno jej denerwować Asha’manów, jednak nie mogła nic na to poradzić, przynajmniej na razie, toteż w ogóle przestała się zastanawiać nad tymi odzianymi na czarno mężczyznami. Sprawę, której nie można załatwić w chwili obecnej, trzeba odłożyć na później.

— A inni?

Nie musiała pytać o nic więcej. Sześć głównych Domów do tej pory się nie zaangażowało — nie opowiedziały się po żadnej stronie, w każdym razie nie po stronie Arymilli czy Elayne. Dyelin twierdziła, że cała szóstka przyjdzie w końcu do Dziedziczki Tronu, jak dotąd jednak nijak nie okazały chęci takiego wyboru, trwając w bezstronności. Sabeine i Julanya także o tych sześciu zbierały informacje. Obie kobiety działały przez ostatnich dwadzieścia lat jako domokrążcy, przyzwyczajone więc były do długich, intensywnych podróży, sypiania w stajniach lub pod drzewami i nie tylko słuchania tego, co mówią ludzie, ale także czytania między wierszami. Dzięki tym umiejętnościom doskonale sprawdzały się podczas zwiadów. Byłaby to wielka strata, gdyby Elayne musiała je nagle zacząć wykorzystywać do pomocy przy zaopatrywaniu miasta.

— Gdyby wierzyć pogłoskom, Lord Luan mógłby się znajdować w tuzinie miejsc, na wschodzie i zachodzie. — Birgitte zmarszczyła brwi, wpatrzyła się w pogniecioną mapę, jakby została na niej zaznaczona rzeczywista pozycja Luana, po czym wymamrotała przekleństwo, znacznie paskudniejsze, niż wymagała tego chwila. Odkąd wyszła Reene Harfor, kobieta Strażnik już się nikim nie krępowała. — Zawsze ma być w następnej wiosce albo w jeszcze następnej. Lady Ellorien i Lord Abelle zupełnie gdzieś zniknęli, choć wydaje się to trudne w przypadku Głów Dynastii. W każdym razie do pani Ocalin i pani Fote nie dotarła nawet najsubtelniejsza plotka na ich temat ani też na temat żadnego ze zbrojnych Domu Pendar czy Domu Traemane. Nie słyszały o żadnym człowieku ani o żadnym koniu.

To było niezwykłe. Ktoś bardzo się w tej sprawie wysilił.

— Abelle zawsze świetnie potrafił się ukryć, jeśli tylko chciał — szepnęła Dyelin. — I zawsze umiał nas zmylić. Co do Ellorien... — Przesunęła palcami po wargach, po czym westchnęła. — Ta kobieta zbyt rzuca się w oczy, by ot tak zniknąć. Chyba że jest z Abelle’em albo Luanem. Lub w towarzystwie obu tych lordów. — Dyelin wyraźnie nie podobał się ten pomysł.

— A w kwestii naszych innych „przyjaciół” — wtrąciła Birgitte. — Lady Arathelle skierowała się tutaj z Murandy pięć dni temu. — Lekko musnęła mapę w miejscu odległym mniej więcej dwieście mil na południe od Caemlyn. — Cztery dni temu Lord Pelivar przekroczył granicę jakieś pięć czy sześć mil na zachód od tego punktu, a Lady Aemlyn tutaj, a więc też w odległości około pięciu czy sześciu mil...

— Czyli nie byli razem — zauważyła Dyelin, kiwając głową. — Przyprowadzili z sobą Murandian? Nie? To dobrze. Może kierowali się do swoich posiadłości, Elayne. Jeśli jeszcze bardziej oddalą się od siebie, zyskamy pewność co do ich intencji.

Te trzy Dynastie bardzo Dziedziczkę Tronu niepokoiły.

— Może zdążają do domów — zgodziła się Birgitte niechętnie. Jak zawsze, gdy przyznawała Dyelin rację. Chwyciła swój warkocz i przeniosła go przez ramię z pleców na pierś. Trzymała włosy w dłoni niemal tak ściśle, jak robiła to Nynaeve. — Ludzie i konie są bez wątpienia wyczerpani po zimowym marszu do Murandy. Jednak możemy mieć pewność tylko co do jednego — że pozostają w ruchu.

Aviendha pogardliwie prychnęła. Taki odgłos od kobiety w eleganckich aksamitach wstrząsnął pozostałymi.

— Zawsze należy zakładać, że nasz wróg zrobi to, czego nie chcemy. Zdecydujmy, czego byśmy najbardziej nie chciały i... zaplanujmy to.

— Aemlyn, Arathelle i Pelivar nie są wrogami — zaprotestowała słabo Dyelin. Chociaż sądziła, że ostatecznie staną po stronie Elayne, w tej chwili wszystkie trzy Dynastie oficjalnie popierały jako kandydatkę do tronu samą Dyelin.

Dziedziczka Tronu nigdy nie czytała o żadnej królowej zmuszonej do wstąpienia na tron — jeśli takie sytuacje się zdarzały, nie trafiały do oficjalnej historii — tym niemniej Aemlyn, Arathelle i Pelivar wydawały się chętne pchnąć Dyelin, licząc przy tym oczywiście na dużą władzę dla siebie. Dyelin nie chciała objąć tronu i zapewne byłaby władczynią absolutnie bierną. Elayne wiedziała, że podczas końcowego roku swoich rządów Morgase Trakand popełniała błąd za błędem i tylko nieliczni uświadamiali sobie lub wierzyli, że była wówczas jeńcem jednego z Przeklętych. Z tego też między innymi względu niektóre Dynastie pragnęły widzieć na tronie obojętnie kogo — byle nie Trakanda. Tak przynajmniej sądzili przedstawiciele tych Domów.

— Jaka jest ostatnia rzecz, którą naszym zdaniem powinni zrobić? — spytała Dziedziczka Tronu. — Gdyby rozjechali się do swoich posiadłości, nie wystawią z nich nosów aż do wiosny, a do tego czasu wszystko się zdecyduje. — Z wolą Światłości tak będzie. — A jeśli ruszą tutaj, w stronę Caemlyn?

— Bez Murandian nie mają dość zbrojnych, by wyzwać Arymillę. — Birgitte potarła podbródek, studiując mapę. — Choć do tej pory nie znają może jeszcze miejsca pobytu Aielów i Legionu Smoka, na pewno wkrótce je odkryją, zechcą wszakże zachować ostrożność. Przedstawiciele żadnego z tych Domów nie są chyba na tyle głupi, żeby prowokować walkę, której nie potrafią wygrać. Szczególnie jeśli wcale nie muszą walczyć... Powiedziałabym, że rozłożą się obozem gdzieś na wschodzie albo na południowym wschodzie, w punkcie, z którego będą mogli obserwować zdarzenia i ewentualnie na nie wpłynąć w stosownym momencie.

Dyelin dopiła wino, które do tej chwili z pewnością było już zimne, ciężko westchnęła i poszła ponownie napełnić puchar.

— Jeżeli zjawią się w Caemlyn — oświadczyła powoli — będzie to oznaczało, iż żywią nadzieję, że Luan, Abelle albo Ellorien do nich dołączą. Może nawet cała trójka.

— W takim przypadku musimy wymyślić sposób niedopuszczenia ich do Caemlyn, zanim zaczniemy realizować nasze plany. Powinniśmy zadziałać subtelnie, po co robić sobie z nich trwałych wrogów. — Elayne starała się przemawiać stanowczym i pewnym głosem, który stanowił kontrast dla apatycznego tonu Dyelin. — Trzeba też zaplanować, co zrobimy, jeśli zjawią się w mieście zbyt wcześnie. Jeżeli przybędą za szybko, Dyelin, będziesz musiała ich przekonać do dokonania wyboru między mną i Arymillą. W przeciwnym razie zarówno my, jak i cały Andor znajdziemy się w chaosie, z którego trudno się będzie wydobyć.

Dyelin chrząknęła, jakby Elayne ją uderzyła. Ostatnio wielkie Domy podzieliły się równo między trzy pretendentki do Tronu Lwa prawie pięćset lat temu i wtedy dopiero po siedmiu latach otwartej wojny koronowano królową. Do tego momentu zresztą nie dożyła żadna z trzech pierwotnych kandydatek.

Dziedziczka Tronu bezwiednie podniosła do ust filiżankę i wypiła łyk. Herbata znacznie się ochłodziła, Elayne jednakże poczuła na języku miód. Miód! Zerknęła ze zdziwieniem na Aviendhę, a jej siostra odpowiedziała uśmiechem nieznacznym, lecz osobliwie konspiratorskim. A przecież niczego nie ukrywały przed Birgitte. Kobieta Strażnik nie wiedziała prawdopodobnie, co się dzieje, gdyż ich dziwnie wzmocniona więź nie przenosiła zapachów ani smaków, choć Birgitte zapewne wyczuła zaskoczenie Elayne i jej nagłe zadowolenie ze skosztowania herbaty, toteż ostentacyjnie wbiła pięści w biodra i obrzuciła obie kobiety krytycznym spojrzeniem. A może raczej usiłowała zareagować groźnie, ponieważ wbrew sobie również ona się uśmiechnęła. Dziedziczka Tronu zupełnie nieoczekiwanie uprzytomniła sobie, że migrena Birgitte minęła. Nie miała pojęcia, kiedy ból głowy zniknął, lecz na pewno już go nie było.

— Nadzieja w najlepszym wypadku i plan w najgorszym — podsumowała. — Czasami najlepsze jest to, co się akurat dzieje.

Dyelin, nieświadoma miodu ani żadnych innych powodów ich uśmiechów, parsknęła głośno.

— Tak, a czasami najgorsze. Jeśli twój pomysłowy plan uda się dokładnie tak, jak tego pragniesz, Elayne, nie będziemy potrzebowały ani Aemlyn, ani Ellorien, ani nikogo innego, choć gra może się okazać straszliwa. Jeżeli jednak wszystko pójdzie źle...

Drzwi po lewej stronie otworzyły się i przez pokój przesunęła się fala zimnego powietrza. W progu stanęła kobieta o pucołowatych policzkach, lodowatych oczach i ze złotym węzłem podporucznika na ramieniu. Może uprzednio zastukała, ale jeśli tak, zabezpieczenia ścian stłumiły odgłos. Tak jak Rasoria, Tzigan Sokorin należała do Myśliwych Polujących na Róg, zanim dołączyła do osobistej straży przybocznej Elayne. Najwyraźniej coś się zdarzyło.

— Mądra Monaelle pragnie się zobaczyć z Lady Elayne — oświadczyła sztywno wyprostowana Tzigan. — Jest z nią pani Karistovan.

Dziedziczka Tronu mogłaby kazać czekać Sumeko Karistovan, lecz z pewnością nie Monaelle. Ludziom Arymilli Aes Sedai wkrótce będą przeszkadzać tak bardzo jak Aielowie, a jednak jedynie coś ważnego mogło sprowadzić tę Mądrą do miasta. Birgitte także o tym wiedziała, toteż natychmiast zaczęła składać mapę. Aviendha zaś opuściła osłonę zabezpieczającą przed podsłuchem i wypuściła z rąk Źródło.

— Poproś, aby weszły — poleciła Elayne.

Monaelle nie czekała zresztą na zachętę Tzigan, lecz wsunęła się do pomieszczenia natychmiast po opadnięciu zabezpieczeń. Jej liczne bransolety ze złota i kości słoniowej zagrzechotały, kiedy Mądra, czując względne ciepło, opuściła szal z ramion na wysokość łokci. Elayne nie wiedziała, ile lat ma Monaelle — Mądre równie niechętnie mówiły o swoim wieku jak Aes Sedai, choć nie potrafiły go tak doskonale ukrywać jak siostry — ale w jej ocenie była chyba mniej więcej w wieku średnim. W jej długich do talii, złotych włosach można było dostrzec smugi rudości, lecz nie siwizny. Monaelle była niska jak na kobietę Aiel, niższa niż Dziedziczka Tronu, miała łagodną, matczyną twarz i dysponowała tak wielką siłą, jeśli chodzi o władanie Mocą, że zostałaby przyjęta do Białej Wieży, tyle że dla Mądrych siła w Mocy nie miała szczególnego znaczenia, choć Monaelle inne Mądre szanowały. Co ważniejsze dla Elayne i Aviendhy, Monaelle była akuszerką podczas ich odrodzenia się jako pierwsze siostry.

Dziedziczka Tronu dygnęła Mądrej, ignorując głośne i pełne dezaprobaty pociągnięcie nosem ze strony Dyelin, Aviendha natomiast wykonała głęboki ukłon z dłońmi złożonymi na wysokości piersi. Oprócz obowiązków, które wedle zwyczajów Aielów Elayne była winna swojej akuszerce, Dziedziczka Tronu pozostawała przecież nadal jedynie uczennicą Mądrej.

— Przyjmuję, że nie potrzebujecie już prywatności, skoro zniknęło zabezpieczenie sali — zagaiła Monaelle. — I nadeszła pora na sprawdzenie twojego stanu, Elayne Trakand. Będę cię badać dwa razy w miesiącu aż do rozwiązania. — Dlaczego zmarszczyła brwi, patrząc na Aviendhę? O Światłości, dostrzegła aksamity!

— A ja przyszłam zobaczyć, co robi Mądra — dodała Sumeko, wchodząc za Monaelle do pokoju. Sumeko była okazałą, mocną kobietą o pewnym siebie spojrzeniu. W dobrze skrojonej, czerwonej, wełnianej sukni przepasanej żółtą szarfą, ze srebrnymi grzebieniami w prostych, czarnych włosach i pokrytą czerwoną emalią, srebrną, okrągłą szpilką przy wysokim kołnierzu sukni wyglądała jak pani wielkiego rodu albo bogata handlarka. Kiedyś okazywała nieco nieśmiałości, przynajmniej w obecności Aes Sedai, jednak ten okres wyraźnie miała już za sobą. Nie wstydziła się już ani Aes Sedai, ani żołnierzy z Gwardii Królowej. — Możesz odejść — powiedziała do Tzigan. — Te sprawy ciebie nie dotyczą — oświadczyła tonem arystokratki. — Wy również możecie iść, Lady Dyelin i Lady Birgitte. — Przyglądała się Aviendzie, jakby zastanawiała się, czy dodać ją do tej listy.

— Aviendha może pozostać — oznajmiła Monaelle. — Traci wiele lekcji, a prędzej czy później musi się tego nauczyć. — Sumeko kiwnęła głową, akceptując Aviendhę, po czym przez chwilę niecierpliwie przenosiła chłodne spojrzenie z Dyelin na Birgitte.

— Lady Dyelin i ja mamy sprawy do przedyskutowania — oznajmiła Birgitte, wpychając złożoną mapę z powrotem pod czerwony płaszcz i ruszając w stronę drzwi. — Powiem ci dziś wieczorem, Elayne, co wymyśliłyśmy.

Dyelin posłała jej ostre spojrzenie, niemal tak samo ostre jak to, którym obrzuciła Sumeko, odstawiła wszakże puchar z winem na jedną z tac i skłoniła się Dziedziczce Tronu, potem czekała z jawną niecierpliwością na Birgitte, która pochyliła się i mruczała coś Monaelle w ucho, Mądra zaś odpowiedziała jej krótko, choć równie cicho. O czym szeptały? Prawdopodobnie o kozim mleku.

Gdy za Tzigan i dwiema innymi kobietami zamknęły się drzwi, Elayne zaproponowała, że pośle po dodatkowe wino, ponieważ pozostały w dzbanach trunek był już zimny, Sumeko jednakże zwięźle odmówiła, Monaelle natomiast grzecznie, ale raczej dość nieobecnym tonem. Mądra studiowała Aviendhę z taką intensywnością, że młodsza kobieta zaczęła się czerwienić i odwróciła wzrok, miętosząc spódnice.

— Nie powinnaś rugać Aviendhy za jej ubranie, Monaelle — wyjaśniła Elayne. — Sama ją prosiłam o taki strój, a ona założyła go, bo chciała mi wyświadczyć przysługę.

Mądra wydęła wargi i zastanowiła się, zanim odpowiedziała.

— Pierwsze siostry powinny sobie oddawać przysługi — oświadczyła w końcu. — Znasz swoje obowiązki wobec naszych ludzi, Aviendho. Dotychczas dobrze sobie radziłaś z tym trudnym zadaniem. Musisz nauczyć się życia w dwóch światach, świetnie więc, że przyzwyczajasz się do tych ubrań. — Aviendha zaczęła się odprężać. Niestety, Monaelle dodała: — Byleby ci w nich nie było zbyt wygodnie. Od tej pory co trzecią dobę, dzień i noc spędzisz w namiotach. Możesz wrócić jutro wraz ze mną. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, aby zostać Mądrą i wizyta w namiotach jest dla ciebie takim samym obowiązkiem jak noszony strój.

Elayne wyciągnęła rękę, wzięła w nią dłoń siostry i nie puściła jej, mimo że Aviendha próbowała się wyzwolić po pierwszym uścisku. Po krótkim wahaniu przestała się wszakże wyrywać. W dziwny sposób bliskość Aviendhy stanowiła dla Dziedziczki Tronu pocieszenie po stracie Randa. Aviendha była nie tylko jej siostrą, ale siostrą, która także kochała mężczyznę Elayne. Mogły się dzielić siłą i rozśmieszać jedna drugą, gdy którejś chciało się płakać, w razie potrzeby zaś mogły sobie razem poszlochać. Jedna doba na trzy w oddaleniu oznaczała prawdopodobnie samotny płacz co trzecią noc. O Światłości, co robi Rand? Ta straszna, wyobrażona latarnia morska nadal i nieprzerwanie płonęła na zachodzie z ogromną siłą, a Elayne żywiła przekonanie, że Rand znajduje się w samym sercu zdarzeń. Wprawdzie w więzi nie dostrzegała najdrobniejszej sugestii jego tam pobytu, tym niemniej była pewna.

Nagle zrozumiała, że prawie miażdży dłoń Aviendhy, a pierwsza siostra odpowiada jej równie dzikim uściskiem. W tej samej chwili obie rozluźniły palce, jednak żadna nie wypuściła ręki drugiej ze swojej.

— Mężczyźni powodują kłopoty, nawet kiedy znajdują się daleko — zauważyła cicho kobieta Aiel.

— Rzeczywiście tak jest — zgodziła się z nią Dziedziczka Tronu.

Monaelle zareagowała uśmiechem. Mądra należała do nielicznych osób, które wiedziały o więzi z Randem i o tym, że właśnie al’Thor był ojcem dziecka Elayne. Żadna z Kuzynek nie zdawała sobie wszakże z tego sprawy.

— Można by ocenić, Elayne, że sama zezwoliłaś temu mężczyźnie na przysporzenie ci wszelkiego kłopotu — oznajmiła afektowanym tonem Sumeko. Reguła Rodziny, po części oparta na zasadach obowiązujących nowicjuszki i Przyjęte w Białej Wieży, zabraniała nie tylko posiadania dzieci, ale także stosunków prowadzących do zapłodnienia i Kuzynki starannie swoich zasad przestrzegały. Kiedyś członkini Rodziny prędzej połknęłaby własny język, zanim by zasugerowała, że jakaś Aes Sedai nie przestrzega ich Reguły. Sporo się jednak zmieniło od tamtego czasu. — Mam Podróżować dziś do Łzy, toteż mogę jutro wrócić z transportem ziarna i oliwy, a ponieważ robi się późno, proponuję, żebyś pozwoliła Monaelle... o ile, rzecz jasna, skończyłyście gawędzić o mężczyznach... przekazanie ci informacji, z którymi tu przyszła.

Mądra ustawiła Elayne przed kominkiem, na tyle niedaleko od ognia, że gorąco bliskich, choć na wpół spalonych kłód stało się prawie nieprzyjemne. Wyjaśniła, że dla przyszłej matki najlepsze jest ciepło. Potem otoczyła ją poświata saidara i Monaelle zaczęła tkać wątki Ducha, Ognia i Ziemi. Aviendha przyglądała się temu niemal równie chciwie jak Sumeko.

— Co to takiego? — spytała Dziedziczka Tronu, gdy sploty pojawiły się najpierw nad nią, później wokół niej, aż w końcu na nią opadły. — Czy to coś w rodzaju Sondowania? — Każda Aes Sedai w pałacu Sondowała Elayne, chociaż tylko Merilille posiadała dostateczną umiejętność Uzdrawiania wykrytych podczas Sondowania problemów, jednakże ani one, ani Sumeko nie potrafiły ustalić nic więcej poza faktem ciąży. Teraz Dziedziczka Tronu poczuła na skórze słabe swędzenie, a w swoim ciele coś w rodzaju brzęczenia.

— Nie bądź głupia, dziewczyno — rzuciła roztargnionym głosem Sumeko. Elayne uniosła brwi i nawet przemknęła jej przez głowę myśl o zamachaniu kobiecie pod nosem pierścieniem w kształcie Wielkiego Węża, jednak pucołowata twarz Sumeko uosabiała wyłącznie koncentrację na działaniach Monaelle, toteż Dziedziczka Tronu uprzytomniła sobie, że kobieta może w ogóle nie zauważyć jej pierścienia. Sumeko pochyliła się do przodu i zagapiła na ciało Elayne, jakby pragnęła dostrzec w jej wnętrzu tkany splot. — Mądre uczyły się wszak Uzdrawiania właśnie ode mnie. I od Nynaeve, jak mi się zdaje — przyznała po chwili. Och, Nynaeve na te słowa wybuchnęłaby zapewne niczym fajerwerk Iluminatora. Z drugiej strony jednakże Sumeko już dawno temu prześcignęła Nynaeve w wielu umiejętnościach. — I nauczyły się od Aes Sedai prostej formy. — Głośne jak rozdarcie płótna parsknięcie wskazało jawnie, co Sumeko sądzi na temat „prostej” formy, czyli jedynego rodzaju Uzdrawiania, jakie Aes Sedai znały od tysięcy lat. — Mamy raczej do czynienia z własną techniką Mądrych.

— Nazywamy ją Pieszczeniem Dziecka — wyjaśniła Monaelle rozkojarzonym tonem. Większą część swej uwagi koncentrowała na splocie. Zwykłe Sondowanie, dzięki któremu można było odkryć dolegliwości badanej osoby — rzeczywiście proste i zwyczajne w porównaniu z Pieszczeniem Dziecka — zakończyłoby się już do tej pory, Mądra natomiast zmieniła strumienie, a wtedy brzęczenie wewnątrz Elayne zmieniło tonację i sięgnęło głębszych warstw jej ciała. — Można tę metodę uznać za element Uzdrawiania... swego rodzaju Uzdrawiania, chociaż znałyśmy ją, jeszcze zanim wysłano nas do Ziemi Trzech Sfer. Niektóre z używanych sposobów przepływów podobne są do tych, które nam pokazały Sumeko Karistovan i Nynaeve al’Meara. Podczas Pieszczenia Dziecka sprawdzamy zdrowie matki i dziecka, a poprzez zmianę splotów możemy wyleczyć niektóre problemy jego lub jej, choć oczywiście metoda ta nie sprawdzi się w przypadku kobiety, która nie jest w ciąży. Ani, ma się rozumieć, w przypadku mężczyzny. — Brzęczenie stało się głośniejsze, aż Dziedziczka Tronu zaczęła odnosić wrażenie, że obecnie słyszą je już wszyscy wokół niej. Wydawało jej się także, że drżą jej wszystkie zęby.

Wróciła pewna uprzednio niepokojąca ją już myśl.

— Czy przenoszenie Mocy zrani moje dziecko? — spytała niepewnie. — To znaczy, o ile będę przenosić Moc.

— Nie bardziej niż oddychanie. — Monaelle uśmiechnęła się i wypuściła splot. — Nosisz w swoim łonie dwójkę. Zbyt wcześnie, by powiedzieć, jakiej dzieci są płci, bez wątpienia jednak są zdrowe, podobnie zresztą jak ty.

Dwójkę! Elayne posłała szeroki uśmiech Aviendzie. Prawie mogła wyczuć zachwyt w emocjach, które ogarnęły jej siostrę. Będzie miała bliźniaki! Dzieci Randa. Urodzi chłopca i dziewczynkę, taką miała nadzieję, albo dwóch chłopców. Dwie dziewczynki bliźniaczki stanowiłyby zbyt wielki problem w kwestiach dziedzictwa. W kwestiach dziedzictwa, sukcesji i Różanego Wieńca. Wcześniej nie było takiej sytuacji.

Sumeko wydała nagły gardłowy dźwięk, równocześnie wskazując na Elayne. Monaelle kiwnęła głową.

— Zrób dokładnie to, co ja, a dowiesz się — powiedziała. Obserwując, jak Sumeko obejmuje Źródło i konstruuje splot, pokiwała głową, a wtedy pucołowata Kuzynka zatopiła utkany splot w ciele Elayne, sapiąc przy tym ciężko, jakby sama odczuwała brzęczenie. — Nie będziesz się też musiała martwić o dolegliwości związane z porodem — kontynuowała Mądra, zwracając się znów do Dziedziczki Tronu — chociaż podczas ciąży czasami możesz odkryć u siebie trudności z przenoszeniem Mocy. Wątki mogą ci się czasem wyślizgiwać, wydając się osobliwie tłuste niczym naoliwione albo rzadkie i nikłe jak mgła, będziesz więc musiała stale próbować, starając się wykonać najprostszy możliwy splot, a później go utrzymać. Sytuacja może się pogorszyć wraz z rozwojem ciąży i zdarzy się, że nie będziesz mogła wcale przenosić Mocy podczas pracy lub w trakcie porodu, jednak po urodzeniu dzieci wszystkie kłopoty z tym związane znikną. Wkrótce zaczniesz miewać zmienne nastroje, staniesz się kapryśna... o ile jeszcze do tego nie doszło... płaczliwa w jednej minucie, gniewna w następnej. Ojciec twoich dzieci jest mądry, toteż będzie stąpać ostrożnie w twojej obecności, a przez większą część czasu trzymać się najdalej, jak może.

— Słyszałam, że już dziś rano krzyczała — szepnęła Sumeko. Wypuściła splot, wyprostowała się i poprawiła czerwony pas otaczający jej talię. — Nadzwyczajna sprawa, Monaelle. Nigdy nie myślałam o splocie przeznaczonym wyłącznie dla ciężarnej kobiety.

Elayne zacisnęła usta, po czym spytała:

— Dzięki temu splotowi potrafisz powiedzieć wszystko, Monaelle? — Dobrze, że ludzie uważali za ojca dzieci Dziedziczki Tronu Doilana Mellara. Dzieci Randa al’Thora natychmiast zaczęłyby stanowić cel, wzbudzać strach lub nienawiść, kojarzyć się z rozmaitymi korzyściami... Nikt jednakże nie będzie się zastanawiał nad potomkami Mellara, nawet sam Mellar. Ta plotka wyszła zatem wszystkim na dobre.

Monaelle odrzuciła głowę w tył i roześmiała się tak gwałtownie, że po chwili musiała sobie wytrzeć szalem kąciki oczu.

— Wiem wszystko, gdyż urodziłam siedmioro dzieci, Elayne Trakand, i miałam trzech mężów. Umiejętność przenoszenia Mocy chroni cię przed dolegliwościami ciąży i porodu, istnieje jednak cena, którą trzeba zapłacić. Chodź, Aviendho, musisz także spróbować. No, ostrożnie. Dokładnie tak, jak robiłam ja.

Aviendha ochoczo objęła Źródło, lecz zanim zaczęła tkać wątek, pozwoliła saidarowi odejść i odwróciła głowę ku ścianie pokrytej ciemną boazerią. Na zachód. To samo zrobiły Elayne, Monaelle i Sumeko. Światło, płonące tam od tak dawna, właśnie zniknęło. Jeszcze przed sekundą ktoś na zachodzie przenosił potężne ilości Mocy, a wszystkie cztery kobiety widziały oczyma wyobraźni wściekle gorejący płomień saidara, który teraz zagasł, jakby nigdy nie istniał.

Solidny biust Sumeko zafalował, gdy kobieta wciągnęła głęboki oddech.

— Sądzę, że zdarzyło się dziś coś bardzo cudownego lub coś bardzo strasznego — powiedziała cicho. — I zdaje mi się, że nawet obawiam się sprawdzić, czy stało się to pierwsze, czy to drugie.

— Coś cudownego — odparła jej Elayne. Cokolwiek się działo, skończyło się już, a Rand przeżył. Dla Dziedziczki Tronu fakt ten był wystarczająco cudowny. Monaelle zerknęła na nią zagadkowo. Wiedząc o więzi, mogłaby się domyślić reszty, jednak tylko dotknęła w zadumie jednego ze swych naszyjników. Może zamierzała wypytać później Aviendhę.

Na odgłos stukania do drzwi wszystkie wzdrygnęły się nerwowo. W każdym razie wszystkie oprócz Monaelle, która — udając, że nie widzi, jak jej towarzyszki podskakują — skupiła się nieco zbyt intensywnie na poprawianiu szala. Ten jej ruch jeszcze wzmocnił kontrast między nimi. Sumeko zakaszlała, usiłując ukryć zakłopotanie.

— Wejść — zawołała głośno Elayne. Ten niemal krzyk był konieczny, w przeciwnym razie osoba za drzwiami (nawet bez zabezpieczenia przeciwpodsłuchowego) na pewno by jej nie usłyszała.

Do salonu wsunęła głowę Caseille z ozdobionym piórami kapeluszem w ręku, potem weszła i starannie zamknęła za sobą drzwi. Biała koronka przy jej kołnierzyku i przegubach była świeża, koronka i lwy na szarfie błyszczały, a napierśnik kobiety lśnił jak dopiero co wypolerowany, gdyż właśnie się ogarnęła po podróży i teraz wracała na dyżur.

— Wybacz, że przerywam, moja pani, pomyślałam jednak, że powinnaś bezzwłocznie otrzymać tę nowinę. Przedstawicielki Ludu Morza wpadły w szał... mam na myśli te, które nadal są z nami. Podobno jedna z ich uczennic zniknęła.

— Coś jeszcze? — spytała Dziedziczka Tronu. Zniknięcie uczennicy było nieprzyjemną wiadomością, lecz coś w twarzy Caseille mówiło Elayne, że kobieta ma w zapasie gorsze informacje.

— Gwardzistka Azeri przypadkiem mi powiedziała, że jakieś trzy godziny temu widziała Merilille Sedai opuszczającą pałac — odparła niechętnie Caseille. — Towarzyszyła jej kobieta, której twarz skrywał kaptur, a ciało było szczelnie otulone płaszczem. Wzięły konie i obładowały zapasami jucznego muła. Yurith twierdzi, że ręce tej nieznanej kobiety były wytatuowane. Moja pani, nikt nie miał powodu, aby szukać...

Elayne zamachała dłońmi, uciszając ją.

— Nikt nie zrobił nic złego, Caseille. Nie ma winnego. — Przynajmniej nie wśród Gwardzistek. Niezła kabała, w każdym razie. Talaan i Metarra, dwie uczennice Poszukiwaczek Wiatru, posiadały spore umiejętności związane z Mocą, a jeśli Merilille udałoby się wmówić którejś z nich konieczność próby zostania Aes Sedai, może zdołałaby samą siebie przekonać, że zabierając dziewczynę w miejsce, gdzie jakoby wpiszą ją do księgi nowicjuszek, znalazła odpowiedni powód dla wykpienia się z własnej obietnicy nauczania Poszukiwaczek Wiatru. A one będą bardziej niż zaniepokojone utratą Merilille i bardziej niż wściekłe z powodu zaginięcia uczennicy. Będą obwiniać dosłownie każdą osobę, która znajdzie się w zasięgu ich wzroku, a najbardziej ze wszystkich Dziedziczkę Tronu.

— Czy już powszechnie znana jest wiadomość o odjeździe Merilille? — spytała.

— Jeszcze nie, moja pani, jednak ludzie, którzy siodłali konie i ładowali zapasy na muła, nie utrzymają języka za zębami. Stajenni uwielbiają plotkować.

Sytuacja była zatem gorsza, niż Elayne sądziła. Istniała mała szansa, że pogłoska nie rozeszła się jeszcze po stajniach.

— Mam nadzieję, że później zjesz ze mną obiad, Monaelle — powiedziała Dziedziczka Tronu — teraz wszakże musisz mi wybaczyć. — Niezależnie od swoich zobowiązań wobec akuszerki, Elayne nie czekała na zgodę Mądrej. Może jeszcze uda się powstrzymać kłopoty, może plotka się nie rozejdzie. Może. — Caseille, poinformuj o całej sprawie Birgitte. Przekaż jej też mój rozkaz. Niech powiadomi wartowników przy wszystkich bramach, aby wypatrywali Merilille. Wiem, wiem, że mogła już opuścić tereny miasta, a wartownicy i tak nie potrafią zatrzymać Aes Sedai, może jednak w jakiś sposób opóźnią jej odjazd albo przestraszą jej towarzyszkę, która wpadnie w panikę i wróci do Caemlyn, gdzie zechce się ukryć. Sumeko, poproś Reanne, żeby poleciła wszystkim Kuzynkom, które nie potrafią Podróżować, przeszukiwanie miasta. Nie mamy na to zbyt wielkiej nadziei, lecz może Merilille uznała, że dziś pora jest zbyt późna na wyruszenie w drogę. Sprawdźcie każdą gospodę, łącznie ze Srebrnym Łabędziem i...

Spodziewała się, że Rand dokonał dzisiaj czegoś cudownego, jednakże w chwili obecnej nie mogła tracić czasu nawet na myślenie o nim. Musiała zdobyć tron, musiała poradzić sobie z rozgniewanymi Atha’an Miere, zanim wyładują wściekłość na niej, czego się niestety obawiała. Krótko mówiąc, dzień przypominał każdy inny od powrotu do Caemlyn, co oznaczało, że Elayne Trakand ma pełne ręce roboty.

Загрузка...