Rozdział VI

Wyjechałam w maju do Krakowa, do Kasi. Chciałam odpocząć od ostatnich przeżyć, a także dalej nad sobą popracować z dala od miejsca, które wywoływało złe stany emocjonalne.

Spędziłyśmy z Kasią dni pełne wrażeń bycia z sobą, odkrywania siebie w przyjaźni. Pracowałyśmy wzajemnie się poznając.

Był to czas prawdy i odkryć, tak jak poznaje się nieznany ląd, na którym pragnie się zamieszkać.

7 maja – Kasia powoli mi się zwierza, ofiarowuje siebie w przyjaźni. To cudowna istota.

Wspólnie czytamy „Kokainę”, wtedy nie boję się wspomnienia tego tekstu ani tego, co on zawiera.

Lagerkvist. „ Tylko bogowie mają wiele losów i nie muszą nigdy umierać. Są przepełnieni wszystkim i przezywają wszystko. Wszystko z wyjątkiem szczęścia człowieka”. (Sybilla).

To, co ja przeżyłam, te tysiące agonii i zmartwychwstań, to moje przekleństwo i błogosławieństwo.

Mój los nadludzki na ziemi, moja wędrówka. Będę dalej podążała tą drogą, wypełniała nią siebie i innych.

W miłości i twórczości.

W człowieczeństwie.

W cierpieniu i radości.

W świadomości tajemnicy istnienia, którą poznałam do końca. Stale odczuwam obecność

Boga, który przychodzi stamtąd.

Kasia mnie kocha, a ja ją, spełnienie miłości to największe szczęście. Ofiarowanie swojej jaźni drugiemu, w wolności wyboru bycia do końca sobą.

Kasia zaprowadziła mnie na cmentarz krakowski i zobaczyłam na jawie drzewa, które obserwują oczami sędziów. Pomiędzy alejami ogromnego parku wyłaniają się, ot tak sobie, setki, tysiące grobów. Tutaj została połączona sprzeczność życia i śmierci. Tutaj jest to naturalne – groby i piękna zieleń, wręcz baśniowa. Tutaj jest to naturalne, że życie przechodzi w śmierć i powraca w cyklu natury, który się spełnia.

10 maja – Kiedy dopada mnie męcząca, wręcz dręcząca bezsenność, rozsypuję się zbyt gwałtownie, wątpię i trzeba mi się potem mocno podnosić.

Ewa zabita we mnie mężczyznę, Chrystusa, i„Kokainę” pisałam jako kobieta – Wielka

Nierządnica. Potem narkoza zabiła we mnie kobietę – Matkę Boską, i jako Chrystus chciałam wstąpić do nieba.

Tadeuszu, coś jeszcze jest w mojej chorobie. JEST, bo mnie męczy.

11 maja – Dokonuję dalszej analizy przy Kasi. Analizy schizofrenii i mego życia.

Tadeuszu, PRAWDZIWY ZŁOCZYŃCĄ W DOMU JEST MOJA MATKA. matka, która nigdy mnie nie kochała, która jedynie przez całe życie wypełniała wobec mnie swój obowiązek bycia matką. Anioł śmierci, który oddziela duszę od ciała.

We mnie zawsze były dwie postacie, mężczyzny i kobiety, w zależności od urojenia przeważała we mnie dana płeć. Zostałam chłopcem w 14 roku życia ponownie, bo ojciec całkowicie zanegował mnie jako dziewczynę. By ratować się przed całkowitym zniszczeniem z jego strony, stałam się męska, była to jedyna forma samoobrony.

To mój ojciec prawdziwie cierpiał, kiedy umierałam, to on cicho łkał, był w prawdziwej rozpaczy. To matka jest prawdziwie silna. Zawsze była silna. Zabiła mnie psychicznie, dokonała na mnie aborcji emocjonalnej. Była aniołem śmierci. Ja byłam nią i dokonałam na sobie aborcji. I byłam katem, który zabił Chrystusa, by wniebowstąpił.

Topór to symbol kary, egzekucji, narzędzie sprawiedliwości, obrony wolności. Dlatego go ujrzałam, jak go trzymam w dłoni.

Sprawa miłości to wybór. Ja byłam matki WYMUSZONYM WYBOREM, z lęku z niemożności przeciwstawienia się nakazowi. I dlatego ukarała za to ojca, dlatego popadł w alkoholizm.

UKARAŁA GO ZA MOJE POCZĘCIE!!!

Podświadomie czułam, że mnie nie kocha, więc zawsze szukałam zastępczej matki. Ojciec mnie wybrał, kochał pomimo karania, które na mnie przynosił, i zdradził, więc był winien.

Dlatego od urodzenia byłam w chorobie sierocej. Żadnego kontaktu emocjonalnego ze strony matki. Matka mnie okłamała nieświadomie, zajmując się mną, dawała złudzenie, że jej na mnie zależy, by w końcu mnie zniszczyć.

Ojciec nie wytrzymał psychicznych kar ze strony matki, za to, że musiała mnie urodzić, i zaczął pić i przeniósł karę na mnie, na najsłabsze ogniwo w rodzinie, na moją płeć żeńską.

Dlatego też uciekłam w męskość.

Matka była zbyt silna, by się jej przeciwstawił, a ja łatwo stałam się ofiarą.

Poznałam tę moją prawdę do końca w Krakowie. Na szczęście była przy mnie cały czas Kasia i mogłam spokojniej to unieść.

Nawet mój brat mnie nie kochał. Tak, mam brata, to dziwne, lecz prawdziwe. Był nicością, prawą ręką Matki – śmierci.

12 maja – Cały czas rozmawiam z Kasią o sobie, o niej, o nas. Nie będę żebrała o miłość tych, którzy mnie nie akceptują takiej, jaka jestem.

Ojciec wygrał jedną sprawę z matką – moje poczęcie, wygrał swój model rodziny, tylko raz był silniejszy. Nie, dwa razy, kiedy wyszedł z picia alkoholu, a wcześniej, kiedy przeżył Syberię.

Nie potrafię, nie potrafię jeszcze pogodzić się z brakiem miłości ze strony matki. Jest to żal, poczucie krzywdy, ból, ból. Nie potrafię jej wybaczyć tego, że mnie nie kochała.

Zadawano mi ból kłamstwa przez 32 lata. Bo bez miłości nie ma życia. Dlaczego tak długo istniałam? Skąd mam taką siłę?

13 maja – medytacja Kasi dla mnie:

„Tęsknię za Tobą, gdy odchodzisz w inny świat. Tęsknię za Tobą, gdy rozmawiasz z Bogiem czy szatanem. Tęsknię za Tobą, gdy przestajesz nosić swoje imię, stając się Chrystusem.

Tęsknię za Tobą, gdy Cię nie ma tu na Ziemi.

Tęsknię za Tobą, gdy nazywasz siebie swoim imieniem. Tęsknię za Tobą, gdy opowiadasz o innych z tąd. Tęsknię za Tobą, gdy jesteś tu na Ziemi.

Tęsknię za Tobą gdziekolwiek jesteś i kimkolwiek jesteś. Tęsknię…

Kasia”

Tadeuszu, jestem tak udręczona domem i tym, co się wydarzyło, tym co mnie tam spotkało, że nawet nie nienawidzę, jedynie obojętność zakrada mi się do serca.

By wyjść z nałogu, nie wystarczy być w końcu pokochanym. Trzeba umieć pokochać drugiego.

Nie sztuka dać się pokochać, sztuką jest odpowiedzieć miłością na miłość.

Tak, Tadeuszu, był to szantaż emocjonalny. Nie wiedziałam, że nie można wymusić na matce miłości i podświadomie ją szantażowałam, by mnie pokochała. Czuję się oszukana. Nie mam po co wracać do domu, nie mam do kogo.

Powroty do domu to kolejne Golgoty. Zawsze mam wtedy wizję rozstrzeliwanej czaszki.

15 maja – W halucynacjach widziałam mnicha w czarnym kapturze z bladoszarą twarzą, klęczącego przed ogromnym krzyżem, na którym wił się przerażony Chrystus. Czyżby szatan modlił się? W jakim celu wstąpił do świątyni?

To niepojęte, jak można tęsknić za osobą, zapachem, gestami, przytulaniem, bliskością.

Nigdy wcześniej tego nie odczuwałam.

16 maja – Powrót do domu. Halucynację. Matka stale rozwija nade mną pajęczą sieć, chce mnie nieustannie dokarmiać. Zniewala mnie nadopiekuńczością, traktuje jak gówniarza. Kat, który czuwa nad ofiarą, by była cała i zdrowa w dniu egzekucji.

A. Kępiński – Schizofrenogenna matka nadopiekuńczością maskuje brak miłości.

A ciało schizofrenika jest bardzo odporne, bo potrafi unieść niewyobrażalne ciosy, zranienia i stresy.

21 maja – Śmierci, znowu z tobą rozmawiam, nieobecność pogłębia się, lecz nie uciekam ani do piekła, ani do gwiazd, ani w przyszłość, ani w przeszłość. Jestem w zupełnie innej czasoprzestrzeni, tak odmiennej, to wymiar ponad wymiary. Zjednoczenie schizofreniczne.

Wracając z Krakowa do domu wydawało mi się, że już jestem silna i mam wszystkie problemy rozwiązane, bo doszłam do końca prawdy o tym, co się wydarzyło. Jechałam z nadzieją, że jestem poza mocą matki i ojca, że nie mogą już mi zrobić żadnej krzywdy.

Nie umiałam stanąć przed matką i opowiedzieć jej o swoim cierpieniu, nie umiałam jej powiedzieć, że mnie nie kocha, bo nie ma takiej świadomości, że oszukuję siebie przez całe życie. Jedyną metodą było odejście z tąd, bo czułam, że ponowny kres jest coraz bliżej, a przecież nie chciałam umierać. Musiałam albo umrzeć, albo wyrzucić jej prawdę, albo odejść stąd. Matka nie dała mi żadnej szansy na zdrowie, inaczej musiałaby przyznać, jak bardzo cierpiałam.

21 maja c.d. – Dopadają mnie myśli rezygnacji i udręczenia tym, co się wydarzyło. Dzisiaj osaczyło mnie pragnienie śmierci i samobójstwa. Dzisiaj żałowałam, że mnie odratowano.

Tęsknota za wniebowstąpieniem. Jestem dwupłciowa?

23 maja – Boli mnie całe moje istnienie.

24 maja – Jak unieść taką rozpacz, jakich sił trzeba, by unieść to wszystko, udźwignąć pogodzić się z losem. Miałam poznać coś, co mnie przerasta. Rozpacz się dopełnia. Kim jestem?

Nie mogę tak po prostu polecieć w Kosmos.

To śmierć w przebraniu mnicha w czarnym habicie przyszła modlić się pod krzyżem, na którym wił się przerażony Chrystus. Kim trzeba być, by wybaczyć idealną zbrodnię, która prowadzi do samobójstwa dziecka, emocjonalną aborcję?

25 maja – Czy można mocniej oszaleć? Czy istnieje kres szaleństwa? Jestem tu i tam, idealnie rozdzielona na dwa światy. Teoria podwójnego wiązania spełniła się na mnie. Nadopiekuńcza matka na zewnątrz, która wewnątrz podświadomie nienawidzi i nigdy sobie tego nie uświadomi. Dlaczego aż tak okrutny jest człowiek w oszustwie. W prawdziwym obozie było mniej więcej wiadomo, kto jest katem, a kto ofiarą, kto jest prawdziwym złoczyńcą.

Czuję się całkowicie pokonana, przegrana, zdruzgotana. Czuję się w pułapce. To moja matka przegrała życie, ja jeszcze mam szansę, by je wygrać.

„Każdy niewolnik ma moc zrzucenia więzów” – Cezar.

Czym jest właściwie schizofrenik? Odrodzeniem się wszystkich archetypów w jednej osobie?

26 maja – Wybudzam się teraz z porannym lękiem związanym z matką, w przeciwieństwie do lęków nocnych, związanych z ojcem. Nie można po wyzwoleniu być dalej w obozie, dlatego mój ojciec nigdy nie chciał pojechać w odwiedziny do Związku Radzieckiego, po koszmarze Syberii.

Dzisiaj jest Dzień Matki. Nie mam matki. Nigdy nie miałam, była mi katem od początku. Przetrzymywanie czasu.

Ciągły konflikt, ciągłe poczucie niższości, stały problem matki, niemożność pogodzenia się z wyrokiem na mnie, to jest do końca zaprzeczenie temu wyrokowi i krzyknięcie – Ja mam prawo żyć jako ja Basia – jako byt w pełni wartościowy.

Dworzec w Częstochwie. Zadzwoniłam do Tadeusza i spytałam, czemu nie mogę wyzdrowieć.

Powiedzą!, że siedzę w miejscu, gdzie zaczęła się choroba. Postanowiłam wyjechać do Warszawy, do księdza Pawła, który mi obiecywał pracę i jakieś mieszkanie.

Czekałam na pociąg do Warszawy. Przetrzymałam czas i zapętliłam się, ta droga kusi do samobójstwa.

To okrucieństwo – siedzenie w domu, to wystawienie się na odstrzał. Jadąc tramwajem na dworzec, miałam nakaz otrucia się, głosy wewnętrzne kazały mi wrócić i dokończyć życia.

Udało mi się wysiąść z pociągu.

Загрузка...