ROZDZIAŁ TRZECI

Zostawiła Adama przed domem Richarda. Na próżno Kate zapraszała ją, by została na obiedzie, Christy nie miała zamiaru spędzić ani chwili dłużej w jego towarzystwie.

Mały domek, w którym mieszkała, był kiedyś własnością Kate. Christy wyszła na werandę ze szklanką zimnego napoju. Wieczór był bardzo cichy, jedynie kilka ptaków odzywało się wysoko w eukaliptusach, a jakaś zapłakana żaba zdawała się narzekać na upał. Poza tym panował spokój. Zwykle Christy bardzo lubiła takie wieczory, błogosławiąc wówczas po raz kolejny decyzję przenosin do Australii. Ale tym razem było inaczej. Obecność Adama wszystko zmieniała.

Zachowała się okropnie, a przecież nie leżało to w jej naturze. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj była wesołą ekstrawertyczką. Łatwo ją było polubić i wszystkich w dolinie uważała za swych przyjaciół. Gdzie zatem podział się jej pogodny nastrój?

– Przecież to nie jego wina, że się tak wygłupiłam – powiedziała do siebie. – Skąd mógł wiedzieć, jak bardzo mnie zranił?

Powinien, pomyślała zaraz, spędziliśmy razem prawie tydzień. Ciągle zmuszał mnie do śmiechu… Pocałował mnie nawet w noc przed pojawieniem się Sary…

Ba, ale to był tylko taki przelotny pocałunek. Teraz sobie to jasno uświadamiała. Obdarzył nim Christy jedynie dlatego, że była pod ręką. Nie mógł przecież wiedzieć, jak bardzo tego pragnęła.

– Przecież on musiał całować setki kobiet – powiedziała głośno – wcześniej i… później. To idiotyczne, że nie potrafię o tym zapomnieć. Przecież niczego mi nie obiecywał. To był tylko jeden pocałunek…

Odstawiła szklankę i weszła do środka. Krzątała się przez jakiś czas bez celu, a później usiłowała zasnąć. Ale tej nocy sen nie był jej przeznaczony i mimo wysiłków nie zmrużyła oka.

Rano miała podkrążone oczy i po raz pierwszy tego lata nałożyła makijaż. Zazwyczaj tego nie robiła, malowanie w tym upale wydawało się nie warte zachodu.

Ruth, jej pomocnica w aptece, spojrzała na nią zaintrygowana.

– Podobno znasz już nowego pana doktora?

– Owszem. – Christy umknęła do laboratorium na zapleczu, mając nadzieję, że uniknie dalszych pytań. Jednakże osiemnastoletnią Ruth rozsadzała ciekawość.

– Mój tata widział go wczoraj wieczorem – poinformowała. – Zamieszkał w pokoju nad pubem.

– W pubie? – zdziwiła się Christy. Pub w Corrook nie był szczególnie miłym miejscem do zamieszkania. Przepisy wymagały, by każdy pub posiadał kilka pokoi do spania. Niekiedy nocowali w nich goście zbyt pijani, aby prowadzić, zazwyczaj jednak świeciły pustkami.

– Tata mówił, że ten doktor jest w porządku. Lubisz go?

– Ależ ja go prawie nie znam! – odparła Christy.

– Powiedzmy, ale tata mówił, że przywiozłaś go z lotniska.

Christy zajęła się sprawdzaniem szafki ze środkami przeciwbólowymi i narkotykami. Robiła to rutynowo każdego ranka, a także wieczorem tuż przed zamknięciem apteki.

Ruth westchnęła, ale nie dawała za wygraną.

– Opowiedz mi coś o nim.

– Jeśli twój tata pił z nim wczoraj w pubie, to mógł ci powiedzieć tyle samo, co ja.

– Niby tak. – Ruth skończyła porządki i wstała.

– Ale mnie interesują poważne sprawy.

– Czyli jakie?

– No, czy jest żonaty – zdziwiła się Ruth niedomyślnością Christy – i ile ma lat?

– Ach, to! On jest dla ciebie za stary, Ruth – roześmiała się Christy. – Poważnie mówię…

– Za stary? – Ruth odrzuciła krótko obcięte brązowe włosy i zadarła nos. – Ja zawsze miałam ochotę na starszego…

– Chyba ma około trzydziestu pięciu lat – uległa Christy.

– Och! Nie jestem pewna, czy to jednak nie za dużo – westchnęła Ruth.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Podniosła słuchawkę.

– Christy?

Wstrzymała oddech. Zaczyna się, pomyślała.

– Słucham, apteka – powiedziała sucho.

– Hm, przepraszam. – Adam też przyjął oficjalny ton. – Dzień dobry, czy apteka może mnie poinformować, w jakich opakowaniach sprzedawany jest canesten?

– Co takiego? – zdumiała się Christy. Usłyszała tłumione westchnienie.

– No cóż, panno Blair, nie chcę się narzucać, ale potrzebuję pomocy. Richard wyjechał do chorego, radiotelefon w samochodzie nie odpowiada, a ja jestem sam w izbie przyjęć. Mam tutaj pana Humstable z przypadkiem grzybicy. Ale nie wiem, gdzie jest książka z wykazem leków dopuszczonych do obrotu. Przeszukałem już każdy kąt.

Christy uśmiechnęła się mimo woli. To musi być niezły szok dla wielkomiejskiego specjalisty. Takie szukanie właściwej maści przeciw grzybicy stóp pana Humstable.

– Canesten najczęściej pakowany jest w dwudziestogramowe tuby – powiedziała. – Potrzebny ci jest „Mims”.

– Nie rozumiem!?

Christy rozejrzała się po aptece. Na półce za plecami dostrzegła opasłe, błękitne tomisko.

– „Mims”, australijska wersja spisu leków. Będzie ci także potrzebna lista leków bezpłatnych. Nie mam pojęcia, czemu Richard jeszcze ci ich nie dał.

– Bo on jeszcze nie wie, że pracuję.

Christy zmarszczyła brwi. Zdawała sobie sprawę, że Ruth chciwie łowi każde słowo.

– Jak to, nie wie?

– Oprowadzał mnie po szpitalu, kiedy dostał nagłe wezwanie. Zgodziłem się objąć izbę przyjęć. Nie minęła godzina, a już było w poczekalni z dziesięć osób. Do tej pory załatwiłem cztery.

– Słuchaj, zaraz przyślę ci Ruth z książką.

– Kto to jest Ruth? – Wydawało się, że Adam nie ma pojęcia, czego jeszcze może się spodziewać. Christy znowu uśmiechnęła się. Przez chwilę to ona miała przewagę. Całkiem miłe uczucie.

– Ruth to moja pomocnica – powiedziała. – Nie zje cię, nie musisz się przejmować. Jesteś dla niej za stary. – Na widok jawnego przerażenia Ruth wróciło jej poczucie humoru.

Odłożyła słuchawkę i zdjęła z półki niebieski tom.

– Ruth, twoim marzeniom stało się zadość.

– Pchnęła książkę po ladzie. – Bierz to i zanieś osobiście do najbardziej rozchwytywanego kawalera w Corrook.

Znowu zadzwonił telefon.

– Wcale nie skończyłem – powiedział Adam.

– Przepraszam, czym możemy jeszcze służyć, doktorze?

Adam westchnął.

– Czy to długo potrwa? Z tym „Mims”?

– Biorąc pod uwagę oglądanie wystaw po drodze, Ruth powinna być w szpitalu za jakieś trzy minuty.

– A gdzie jesz dzisiaj lunch?

On chyba żartuje. Miała ochotę rzucić słuchawkę.

– Mam kanapki – powiedziała ze złością. – To jest apteka, doktorze McCormack, i my tu pracujemy!

– wycedziła lodowato.

– Cholera.

Zdziwiła się. Przekleństwo wypowiedziane było tonem irytacji, lecz bez rozczarowania.

– Czy jeszcze coś? – spytała surowo. – Mam robotę.

– Tak – zawahał się – twój brat wspominał, że może przyjęłabyś lokatora.

– Jakiego znowu lokatora?

– Oczywiście zapłacę – wyjaśniał cierpliwie. – Miałem zamiar spytać o to podczas lunchu. Christy, nie mogę mieszkać z Kate i Richardem, to chyba oczywiste. Chciałem zamieszkać w pubie, póki nie znajdę czegoś odpowiedniego, ale… – westchnął ciężko – ostatniej nocy złapałem cztery godziny snu. A podczas śniadania trzeba się było zająć wrastającym paznokciem pani Mayne. Na śniadanie zaś był stek i frytki. Są pewne granice wytrzymałości.

– Z pewnością są – odparła. Przebiegła w myśli wszelkie możliwe miejsca w okolicy, jakie tylko potrafiła sobie przypomnieć. I niczego nie znalazła.

– Rozmawiałem z pośrednikiem z samego rana. Jest domek w miasteczku, ale zwolni się dopiero za kilka tygodni. Jest też farma o dwadzieścia kilometrów stąd, jednak droga tam jest po prostu straszna. Jeśli mam stanowić jakąkolwiek pomoc dla Richarda, to powinienem być łatwiej osiągalny.

– A nie ma jakiegoś pokoju w szpitalu?

To, o co prosił, było całkowicie niemożliwe, a Christy czuła się jak osaczone zwierzę.

– No, niby jest pokój służbowy – przyznał – ale w tej chwili mieszka tam pani Brady. Do czasu aż jej mąż nie wyleczy złamania biodra. Boi się mieszkać sama w domu.

– I… chcesz zamieszkać ze mną?

– Richard twierdzi, że masz mnóstwo miejsca.

– Niech go wszyscy diabli! – wybuchnęła. – Przypuszczam, że przewieźliście już twoje bagaże i stoją teraz u mnie na werandzie!

– Nie, są dalej w pubie – uspokajał ją, ale słyszała wyraźnie znaną nutkę kpiny w głosie. – Christy, jestem bardzo spokojnym lokatorem.

– Ale… ja nie chcę lokatora!

– Pomyśl o mnie jak o zabezpieczeniu. Przed złodziejami i gwałcicielami.

– Wolę być okradana i gwałcona – odpaliła.

– Jak możesz tak mówić? – zawołał dotknięty. – Robię lepszą kawę niż którykolwiek z twoich złodziei i gwałcicieli, przyszłych i przeszłych.

Mimo zaskoczenia, Christy wybuchnęła śmiechem. Potyczka była przegrana.

– Piję wyłącznie herbatę – próbowała jeszcze rozpaczliwie się bronić. Ale brzmiało to nieprzekonująco.

– Earl Gray czy Irish Breakfast? Umiem parzyć obie. Z prawdziwą angielską marmoladą podaną na gorącym toście prosto do łóżka o siódmej rano.

– Wiedział już, że wygrał, i było to słychać.

– Każdego ranka? – spytała niedowierzająco.

– Niech złamię nogę, jeśli łżę.

– Och, mam nadzieję, że złamiesz – poddała się.

– Doktorze…

– Właśnie dostarczono „Mims” – powiedział z satysfakcją. – Osobisty strażnik i dostawca śniadań panny Blair musi się rozłączyć. Do zobaczenia wieczorem.

W porze lunchu, kiedy Christy właśnie kończyła kanapkę, zajrzał do apteki Richard. Wszedł ostrożnie, z miną człowieka gotowego natychmiast zrobić unik.

– Masz czelność tu się pokazywać? – spytała groźnie.

– Jest mi bardzo przykro…

– Akurat, wyglądasz jak kot, który się objadł sperki.

– Kate spała prawie całe rano – odpowiedział, tak jakby to coś wyjaśniało.

– Zazdroszczę jej.

– Christy, na miłość boską…

– Wiem – wydusiła ochryple – potrzebujesz drugiego lekarza, Kate potrzebuje lekarza, Corrook potrzebuje lekarza. Tylko ja nie potrzebuję lekarza, żadnego! I dlatego właśnie ja mam się z nim męczyć. Czy tego chcę, czy nie, będzie mi robił co rano herbatę i podawał tosty z marmoladą…

– Zgodziłaś się pod tym warunkiem? – nie ukrywał rozbawienia.

– Oczywiście, że nie. To znaczy tak… – Christy odłożyła niedojedzoną kanapkę. Zadowolona była z nieobecności Ruth i klientów. – Richard, co on robi w Corrook?

– Nie mam pojęcia.

– Nie wykręcaj się – powiedziała zgaszona. – Musisz wiedzieć, czemu nagle rzucił wszystko i przyjechał do Australii. Ponoć jego żona umarła pół roku temu?

– To wiem.

– I dlatego przyjechał? Aby o tym zapomnieć?

– Potrząsnęła głową. – Nic z tego nie będzie, tracisz tylko czas. To, jak by nie było, wzięty położnik. Powinieneś poszukać stałego partnera, spróbuj dać ogłoszenie…

– A co, myślisz, że nie dałem? – Richard był wyraźnie zmęczony. – Nikt nie chce praktyki na prowincji. Adam pojawił się w ostatniej chwili i, nawet jeśli będzie tu zaledwie kilka tygodni, to jest jak wygrany los na loterii. – Spojrzał na nią stanowczo. – Ale może zostałby dłużej. Jeśli… jeśli tubylcy będą wystarczająco mili. Włączając w to ciebie, Christy.

– Czego ty chcesz? Jak mogę być jeszcze milsza? Nie dość, że oddałam mu kawałek mego domu?

– mruknęła gorzko.

– Z własnej woli?

– Raczej uległam przemocy. Zgodziłam się pod presją – przyznała. – Ale się zgodziłam. – Słaby uśmiech zagościł na jej twarzy. – Może nawet nie wezmę czynszu, jeśli tosty będą rzeczywiście dobre.

– Bądź dla niego miła. – Mówił surowo i z naciskiem.

– Bądź dla niego miła, bądź dla niego miła – przedrzeźniała go. – Co się stało jego żonie?

– Nie wiem – odparł. – Nie pytałem, a sam nie powiedział.

– Richard!

– To nie moja sprawa!

– Sugerujesz, że moja też nie? Znowu dowiem się ostatnia. – Zawahała się. – Słuchaj, za pierwszym razem, kiedy go zaprosiłeś przed laty…

– Tak?

– Powiedziałeś, że musi koniecznie odpocząć, że przeżywa jakąś osobistą tragedię. Ale nie powiedziałeś, o co chodzi. Czy to miało coś wspólnego z ich małżeństwem?

– Christy, nie mogę ci tego powiedzieć – westchnął – to byłoby nieetyczne.

– Co tu ma do rzeczy etyka? Nie jestem pacjentem, jestem twoją siostrą i chcę wiedzieć.

– To musisz go sama zapytać. – Była to ostateczna odpowiedź. Westchnęła zrezygnowana.

– Czy jeszcze czegoś chcesz? Wyszczerzył zęby.

– Skąd wiedziałaś?

– Chyba wpadasz w nałóg. Christy to, Christy tamto, Christy owo.

– Mam poważny zabieg, a później muszę jechać do Freda Barrowa. To dziesięć mil stąd.

– Czyli?

– Czyli, droga i niezastąpiona Christy, mam nadzieję, że mogłabyś po pracy pobyć z Kate. – Spoważniał. – Nie chciałbym, aby była zbyt długo sama.

– Dobrze. Przynajmniej wrócę do domu jeszcze później.

– Christy…!

– Wiem, wiem, bądź miła dla Adama. Będę słodziutka jak cukiereczek. Ale to pewnie tylko przyspieszy jego powrót do Londynu.

– Dzięki, Christy… – Richard ciągle nie odchodził.

– Co jeszcze?

– Może masz tutaj zapasowe klucze? Chciałbym, żeby Adam mógł się przenieść już dzisiaj.

– Świetnie. – Rzuciła mu klucze. – Powiedz, aby czuł się jak u siebie. Duża sypialnia jest moja, ale jeśli będzie miał taki kaprys, niech się nie krępuje. Zmieścimy się.

Загрузка...