Vinga, wbrew zapewnieniom, zasnęła w ciągu dwóch sekund, a wtedy Heike poszedł do małej chatki Eirika.
Oczy miał zapadnięte i twarz poszarzałą ze zmęczenia.
– No? – zapytał Eirik. – Udało ci się sprowadzić to biedactwo do domu?
– Udało się. Ale chyba dopiero teraz zaczną się moje prawdziwe zmartwienia.
– A co się stało?
– Ona nie jest już dzieckiem, Eiriku. Nie możemy oboje mieszkać w jednej izbie. Ludzie zaraz zaczną gadać, nie mogę narażać na szwank jej opinii.
Eirik uśmiechnął się, pokazując bezzębne dziąsła.
– Tylko ludzkie gadanie cię tak martwi?
– Ja sam dam sobie radę – uciął Heike. – Chodzi tylko o to, żeby dla niej znaleźć jakieś miejsce…
– Mogłaby mieszkać u mojej wnuczki.
– Tylko że ona śmiertelnie boi się ludzi.
– No to ty przeprowadź się do mnie, a ona niech mieszka sama w chacie Simena.
– Na to też się nie zgodzi. Ona twierdzi, że tam straszy.
– No, ludzie tak gadają. Ale ja nigdy niczego nie widziałem.
– Tam naprawdę nic nie straszy. Takie rzeczy ja wiem. Ale Vinga mi nie wierzy.
– Biedna mała, nie miała ona wesołego życia! Ale zastanów się, czy naprawdę ludzkie gadanie jest aż takim problemem? Przecież nikt nie powinien wiedzieć o jej istnieniu, bo zaraz doszłoby to do uszu pana Snivela. My nie będziemy plotkować, możesz być pewien. O tobie też nikomu nie powiedzieliśmy!
– Tak, wiem o tym. I jestem wam bardzo wdzięczny. Ale nie jestem pewien…
Eirik znowu się uśmiechnął.
– Coś mi się widzi, że gnębią cię jakieś własne zmartwienia z tym związane!
Heike zarumienił się.
– To nieprawda. Chodzi tylko o to, że ona jest tak zupełnie niedoświadczona, a ja… w ogóle nie znam kobiet. Pojęcia nie mam, jak się wobec niej zachowywać. Pomyśl, co będzie, jeśli ona się na przykład uprze dzielić ze mną łóżko?
– No, ja bym wtedy nie protestował – zarechotał Eirik. – Rozumiem jednak, że ty masz rycerskie obyczaje, to widać na pierwszy rzut oka. W takim razie powinieneś porozmawiać z nią poważnie, powiedzieć jej, że jeżeli zbliży się do ciebie za bardzo, możesz się zachować jak bestia pożerająca dziewice.
– Ale przecież ja nie jestem taki – oburzył się Heike. – To ja bym cierpiał. No, dobrze, poradzę sobie. Wiem, co robić w takich sytuacjach. Ale jest jeszcze inny problem: Vinga potrzebuje nowych ubrań. Ze swoich starych całkiem wyrosła. Sukienka sprawia wrażenie, że zaraz popęka w szwach… zwłaszcza górna część.
– Nie musisz się tak rumienić, chłopcze. To naturalne sprawy – zagulgotał Eirik. – Dowiem się, czy moje kobiety mogłyby jej coś dać. Co prawda używają innych rozmiarów niż ta mała laleczka z Elistrand, ale jakoś temu zaradzimy.
– Dziękuję ci, Eiriku. Naprawdę nie wiem, jak ci się za to wszystko odwdzięczę.
– O, to już raczej my jesteśmy dłużnikami twojej rodziny. A jakbyś nas jeszcze uwolnił od Snivela, to nie potrzeba lepszej zapłaty!
Wkrótce potem Heike wracał do chaty Simena ze sporym tobołkiem pod pachą. Wślizgnął się cichutko do środka i popatrzył na śpiącą Vingę. Ona jednak zapomniała chyba wszystko, czego się nauczyła o czujności, bo spała spokojnie jak dziecko, które wie, że rodzice są w pobliżu.
Tyle tylko że i Heike dobrze znał sztukę bezszelestnego poruszania się.
„Laleczka z Elistrand”, przypomniał sobie słowa Eirika, patrząc na twarz śpiącej. Tak, kiedy była dzieckiem, takie określenie dobrze do niej pasowało. Nawet teraz rzęsy rzucały delikatny cień na ślicznie zaokrąglone policzki. W wyrazie dziecinnych jeszcze ust czaiło się zmartwienie czy żal, jakby ją przed chwilą ktoś skrzyczał, a ona nie wiedziała za co. Nos miała niezwykle kształtny i maleńki. Blond włosy, nie tak często spotykane u na ogół ciemnych Ludzi Lodu, otaczały twarzyczkę śpiącej wianuszkiem krótkich loków.
Ale Vinga nie była już podobną do lalki dziewczynką. Przekształcała się w dorosłą kobietę i wszystko wskazywało, że nastąpi to już wkrótce.
Heike spojrzał na suknię, którą trzymał pod pachą. Był to bardzo prosty przyodziewek, uszyty z domowej roboty płótna, sprawiał wrażenie sztywnego i szorstkiego. Wyglądało na to, że suknia była noszona, wobec tego Heike wziął znad paleniska saganek z ciepłą jeszcze wodą, wyniósł go na dwór, włożył do wody sukienkę i prał tak długo, aż uznał, że jest już dostatecznie czysta. Potem rozwiesił ją w słońcu na brzozowej gałęzi.
– I niech cię ręka boska broni ruszyć tu cokolwiek! – powiedział surowo do kozy, która leżała we wiosennej trawie i, jak zawsze, przeżuwała. Na wszelki wypadek po chwili przewiesił sukienkę na wyższą gałąź. Miał złe doświadczenia, jeżeli chodzi o pokarmowe zwyczaje Małej.
Potem Heike Lind z Ludzi Lodu znalazł dobrze ukryte i nasłonecznione miejsce, rozścielił derkę na trawie i ułożył się wygodnie. Po kilku sekundach zasnął.
Budził się wolno. Zdawało mu się, że widzi przed sobą anioła w glorii. Ktoś potrząsał go za ramię i szeptał:
– Heike, chciałbyś coś zjeść? Wszystko przygotowałam.
Aniołem była Vinga, która pochylała się nad nim w blasku słońca, a złociste włosy wyglądały jak aureola.
Poczuł się skrępowany, że widziała go, kiedy spał. Usiadł i starał się sprawiać wrażenie rozbudzonego i przytomnego, ale nie bardzo mu się to udawało.
Słońce stało nisko, musiało się mieć na wieczór.
– Jedzenie, powiadasz?
Głos też odmawiał mu posłuszeństwa. Był dziwnie piskliwy, zdławiony i jakby z trudem wydobywał się z piersi. Heike odchrząknął.
– Tak, przygotowałam, co udało mi się znaleźć. Skąd ty wziąłeś tyle jedzenia?
Czy mu się zdawało, czy w jej głosie brzmiała podejrzliwość?
– Eirik zdobył je dla mnie, ale nie wiem skąd – powiedział ze swobodą, która go samego zdumiała. – Zapłaciłem mu za to nieźle. Wiesz, pieniędzy mam dość. Moja ciotka, Ingela, zarządzała kapitałem Solvego i robiła to bardzo dobrze. Teraz, rzecz jasna, ja to wszystko odziedziczyłem. Mam tyle, że starczy nam na długo. Muszę przyznać, że trochę dziwnie się z tym czuję, bo właściwie to zawsze byłem biedny.
Vinga skinęła głową. Wzrok jej jakoś dziwnie pociemniał, patrzyła na coś za Heikem z tą samą dziwną podejrzliwością.
– Czy ty masz tu kobiety? – spytała zawstydzona.
Odwrócił się i spojrzał w tę stronę co ona. Wysoko na brzozie wisiała sukienka, która zdążyła tymczasem wyschnąć w słońcu.
– Ach, to! To dla ciebie. Dostałem ją od Eirika. Jego synowa z niej wyrosła. Miała zamiar przerobić dla swojej córki, ale tymczasem ty możesz ją nosić.
Czy naprawdę dostrzegł na jej twarzy wyraz ulgi, zanim podbiegła do brzozy, żeby obejrzeć swoje nowe ubranie?
– To ja wyprałem sukienkę.
Kiwnęła głową jakby od niechcenia, najwyraźniej zadowolona z jego odpowiedzi.
– Muszę przymierzyć! – oświadczyła.
Zanim Heike zdążył zaprotestować, ściągnęła swoją starą suknię i stanęła przed nim w samej koszuli, która zakrywała akurat najbardziej intymne miejsca i ani cala więcej. Heike odwrócił się gwałtownie, żeby Vingi nie krępować, ale jej zdaje się nic takiego nawet do głowy nie przyszło. Szczebiotała po prostu, że wieki minęły, odkąd po raz ostatni przymierzała nowe ubranie, och, jakie to wspaniałe uczucie!
Heike był wstrząśnięty, najbardziej tym, jak obraz jej zaokrąglonych ramion i ud wrył mu się w pamięć przez tych kilka sekund, kiedy widział ją rozebraną. Blask słońca przenikał koszulę, pod którą rysowały się kontury ciała…
Przypomniał sobie ziele, które kiedyś dostał od Sol, środek tłumiący wszystkie cierpienia. Może trzeba będzie znowu je zażywać?
E, co tam, nie powinien sobie wyobrażać Bóg wie czego już pierwszego dnia. Przecież nawet nie zna tej dziewczyny! A poza tym Vinga to przecież jeszcze dziecko, mimo wszystko. Na pewno nie ma zamiaru oddziaływać na niego w jakiś nieprzyzwoity sposób.
Poczuł się, jakby był jej ojcem. Nie, do diabła, to nie ma sensu. No, może starszy brat. Tak, powinien być dla niej jak starszy brat!
– No! I jak wyglądam? Nie uważasz, że jest na mnie dużo za duża?
Spojrzał ponownie i musiał się uśmiechnąć. Synowa Eirika z pewnością różniła się rozmiarami od jego małej kuzynki. W tej sukni zmieściłyby się dwie takie jak Vinga.
Ona zaś zbierała suknię w pasie i zmartwiona spoglądała na swoje stopy.
Heike wstał.
– Poczekaj, pomogę ci. Musimy znaleźć jakiś pasek, żeby ją przytrzymywał w talii.
– Może jest jakieś wiązanie pod spodem – powiedziała Vinga i bez zastanowienia podniosła spódnicę wysoko do góry. Tym razem koszula podniosła się także, a Heike nie zdążył się w porę odwrócić.
– Vinga! – jęknął i gwałtownym szarpnięciem obciągnął jej spódnicę. Nie mógł jednak nie dostrzec, że Vinga jest w pełni dorosłą kobietą. – Nigdy nie słyszałaś o majtkach? – syknął, przewiązując ją w pasie. Niepotrzebnie tak mocno zaciskał pasek, ale był po prostu wściekły.
Vinga spuściła oczy.
– Podarły mi się – jęknęła żałośnie. – A potem zapomniałam, że w ogóle coś takiego istnieje.
Heike poczuł się okropnie głupio. Przecież ona była jeszcze dzieckiem, kiedy musiała uciekać z Elistrand z kozą na postronku i wózkiem, na którym wiozła cały swój majątek. Prawdopodobnie Elisabet nie zdążyła powiedzieć jej wiele o życiu dorosłej kobiety. A teraz przychodzi on i wrzeszczy, bo Vinga zachowuje się spontanicznie.
To on postąpił niewłaściwie.
Tyle tylko że on także zachował się spontanicznie. Ze swojego punktu widzenia.
Zakłopotany, pogłaskał delikatnie palcem jej policzek.
– Przepraszam cię, Vingo! To było głupie z mojej strony, zapomnij o tym!
Uszczęśliwiona zarzuciła mu ręce na szyję i położyła głowę na jego piersi. Wyżej nie sięgała.
– Nie możesz na mnie krzyczeć, nie zniosę tego!
Heike stał bez ruchu, nie miał serca odsunąć jej od siebie. Musiał jednak co chwila przełykać ślinę i obejmował ją mocno, żeby nie zauważyła, jak drżą mu ręce. Trudno było zapomnieć o wszystkim, co przed chwilą zobaczył.
W końcu powiedział:
– Mówiłaś coś o jedzeniu?
– Tak. Chodź, sam zobaczysz!
Ruszyła pospiesznie i natychmiast zaplątała się w zbyt długiej spódnicy. Heike pomógł jej wstać.
– Jakoś poprawimy tę sukienkę – obiecał, choć nie miał najmniejszego pojęcia, jak to zrobić. Czegoś tak ekstrawaganckiego jak przybory do szycia nie miał, oczywiście.
Zjedli w milczeniu smaczny, choć dość osobliwy posiłek Vingi. Heike był na tyle delikatny, żeby nie dyskutować nad kompozycją tych dań. Jadł bez słowa rzepę w roztopionym maśle i chleb rozmoczony w wodzie, przyprawiony wódką. Zastanawiał się w duchu, czym ona się żywiła podczas tych samotnie spędzonych zim, i serce ściskało mu się z żalu.
Nie chciał jej jednak ranić pouczaniem, jak należy przyrządzać jedzenie. Uznał, że powinien posługiwać się siłą przykładu, sam przygotowywać posiłki z nadzieją, że Vinga zechce go naśladować.
Kiedy skończyli, podziękował jej serdecznie. Vinga rozpromieniła się w najradośniejszym uśmiechu.
– Ja się wyspałem – oświadczył. – A ty?
Tak, ona też była wyspana.
– Bardzo się niecierpliwię, żeby zabrać skarb Ludzi Lodu, zanim stanie się z nim coś złego. Co byś powiedziała na to, żeby pójść tam dziś w nocy?
– Och, tak! – podskoczyła z zachwytu. Klasnęła w dłonie nad głową i zapytała, jak mają się przygotować.
– Najpierw trzeba ułożyć plan. Nie wolno nam popełnić najmniejszego błędu.
Usiedli na ławie, Vinga przysunęła się blisko do Heikego, była przejęta, mówiła szeptem jak doświadczony konspirator. Na razie jednak musieli czekać; jeszcze było zbyt jasno na dworze. Wobec tego postanowili, że opowiedzą sobie nawzajem swoje dzieje.
Vinga była pierwsza. Heike dowiedział się teraz nieco więcej o Elistrand, o szczęśliwych latach dzieciństwa, jakie tam spędziła. Dopiero później zrozumiała, że jej ojcu nie zawsze żyło się lekko. Czasy były ciężkie, jeden nieurodzajny rok za drugim, a państwo domagało się coraz więcej i więcej od właścicieli ziemskich. Wtedy jednak nic o tych sprawach nie wiedziała. Dla niej wtedy wszystko było pogodne i radosne.
– Ech, kiedy sobie teraz o tym pomyślę – powiedziała z pretensją do samej siebie. – Nie zawsze byłam taka grzeczna i dobra…
– O, chętnie w to wierzę – przekomarzał się z nią Heike, trochę zakłopotany jej bliskością, choć za nic nie dałby tego po sobie poznać.
Potem Vinga opowiadała o katastrofie, jak się wszystko zawaliło, kiedy rodzice pomarli. O tym, że czuła się wtedy jak w ciemnościach. Opowiedziała o służbie, która ją opuściła, a ona nie wiedziała przecież, że należy im się zapłata, w naturze i w gotówce, nikt nic jej nie powiedział, służący też nie prosili o należność. Po prostu odchodzili, jedno po drugim. A w końcu pojawił się pan Snivel…
Heike chciał się dowiedzieć czegoś więcej o nim, więc mówiła wszystko, co wiedziała. Oboje ogarniał Powoli straszny gniew na niego i na jego kuzyna.
Potem przyszła kolej na Heikego. On miał do opowiedzenia bardzo długą historię! Często przerywaną pełnymi podziwu okrzykami Vingi. Szczególnie interesowały ją jego okultystyczne doznania i chociaż Heike cenzurował bardzo starannie opowiadanie o wydarzeniach w Stregesti, Vinga dopytywała się natarczywie o straszną wiedźmę Anciol. A kiedy oświadczyła, że nie będzie słuchać dalszego ciągu, wykrzyczał także okropną prawdę o śmierci Solvego. Vinga rozpłakała się nad losem Heikego, pochlipywała w jego koszulę i zapewniała, że jemu było dużo, dużo gorzej niż jej.
– No, no – uspokajał ją Heike. – Nie będziemy chyba się spierać, czyja historia jest bardziej godna współczucia. Miałem i ja swoje szczęśliwe lata, możesz mi wierzyć. U Eleny i Milana. Bieda często zaglądała nam w oczy, ale atmosfera panowała serdeczna.
Vinga uniosła głowę i spojrzała na niego przez łzy.
– Mówisz, że miałeś swoje szczęśliwe lata. A teraz? Czy teraz nie czujesz się szczęśliwy?
– Podstępna jesteś – uśmiechnął się. – Nie, na razie muszę jeszcze pokonać ogromną przeszkodę. A ściślej mówiąc, dwie. Dopiero kiedy obejmę Grastensholm, a ty Elistrand, dopiero wtedy będziemy szczęśliwi, oboje, nie sądzisz?
Patrzyła na niego długo rozmarzonym wzrokiem.
– Z jednego dworu do drugiego jest okropnie daleko – powiedziała jakby w zadumie.
– Cóż za głupstwa – żachnął się Heike, wstając. – Możemy przecież jeździć do siebie konno. A tymczasem zrobiło się ciemno. Czas na odwiedziny w Grastensholm!
Byli chyba bardziej zdenerwowani, niżby chcieli, gdy przedzierali się nocą przez pola. Im bardziej zbliżali się do Grastensholm, tym dwór wznosił się wyżej, tak im się przynajmniej zdawało.
Heike przystanął tak gwałtownie, że Vinga wpadła mu na plecy.
– Piękny dwór – szepnął. – I należy do mnie, chociaż jeszcze trudno mi w to uwierzyć.
Tym razem kozy ze sobą nie zabrali. Urażona do głębi, siedziała zamknięta w chlewiku. Vinga, oczywiście, nalegała, żeby przyjaciółka mogła mieszkać z nimi w izbie, ale Heike stanowczo zaprotestował. To on się trudził nad utrzymaniem domu w czystości, w każdym razie cięższe prace do niego należały. A kozie nawyki nie sprzyjały porządkowi.
– Nie możemy iść tak po prostu przez pole – powiedział Heike. – Każdy może nas stąd zobaczyć. Musimy obejść dookoła, trzymać się skraju lasu.
– Masz rację.
Szli szybko dalej.
– Wiesz co – rzekła Vinga – kiedy się obudziłam, a ciebie nie było w izbie, ogarnęło mnie przerażenie…
– Że zjawi się duch starego Simena? – zachichotał.
– Nie, nie. Przestraszyłam się, że poszedłeś sobie na zawsze, że nigdy więcej cię nie zobaczę.
– Hm – mruknął Heike.
– Nie możesz mnie zostawić, Heike, obiecaj mi!
– Oczywiście, że cię nie zostawię – niemal syknął.
Zdawało mu się jednak, że dobrze ją rozumie. Był dla niej jedynym kontaktem ze światem ludzi, jaki miała od niepamiętnych czasów. I pochodził z Ludzi Lodu, należał do jej bliskich, tylko jemu mogła zaufać, jemu mogła się zwierzyć.
– Och, jestem taka szczęśliwa – westchnęła z egzaltacją za jego plecami. – Żebyś wiedział, jak bliska byłam płaczu, kiedy opowiadałam ci o moim samotnym życiu! I nie z żalu, lecz z ulgi, że cały mój strach i wszystkie zmartwienia przeminęły. Ale się opanowałam. Prawda, że jestem dzielna?
– Nie jestem tego taki pewien – odparł Heike. – Byłoby ci na pewno lepiej, gdybyś się wypłakała. To bardzo człowieka oczyszcza, tak mi się zdaje.
– Uff, zawsze musisz zlekceważyć moje bohaterskie cnoty – oburzyła się ze śmiechem. – Ale przyjdzie pewnie jeszcze wiele chwil na zwierzenia.
– Możesz się zwierzać zawsze, kiedy tylko uznasz, że do tego dojrzałaś – powiedział ciepło.
Szli dalej w milczeniu, dopóki Vinga nagle nie jęknęła boleśnie.
– Co się stało?
– Tu są same osty! Małe złośliwe osty o cieniutkich kolcach, takich, co to ich nigdy w życiu nie wyciągniesz spod skóry. Czy nie moglibyśmy iść inną drogą?
Heike rozejrzał się.
– Wszędzie jest gęsty las. Poczekaj, pomogę ci…
– Nie, już wyjęłam sama.
– Powiedziałaś, że, „nigdy”.
– Ach, to było takie nieduże „nigdy”.
Zrobiła parę kroków i znowu przystanęła.
– Powinnaś była włożyć buty – powiedział Heike, gdy Vinga wyjmowała z nóg kolejne kolce.
– Przecież ja nie mam butów. Stare są za małe, a poza tym nie mają wcale podeszew.
Heike zawahał się.
– Chodź no tu. Wdrapuj mi się na plecy!
– Oczywiście! – krzyknęła rozradowana, podciągnęła sukienkę i z jego pomocą wskoczyła. Heike trzymał jej nogi pod kolanami i starał się nie myśleć, że Vinga nie ma nic pod spodem.
Ona zaś obejmowała go rękami i przytulała policzek do jego karku.
– Masz takie miłe, potargane włosy. Całkiem jak koza. Och, jak ja cię lubię!
– Siedź spokojnie! – syknął przez zaciśnięte zęby.
Splotła ręce pod jego brodą.
– A jakie masz szerokie piersi. Mogę dotknąć?
– Może nie akurat w tej chwili, jeśli mógłbym prosić!
Vinga machała bosymi stopami. Przeciągała się niczym kot, wszystkie muskuły napinały się miękko, tak że Heike wyczuwał dokładnie każdy najmniejszy detal jej ciała.
– Czy nie zechciałabyś być tak miła i siedzieć spokojnie?
Vinga roześmiała się cichutko. Bawiła się jego włosami i delikatnie kąsała go w ucho.
– Hoop, mój źrebaku!
– Nie jestem twoim źrebakiem!
– Oczywiście, że jesteś! Wyglądasz nawet jak prawdziwy ogier, przypominasz jednego takiego, który był własnością mojego taty…
Nagle zamilkła, bo przypomniała sobie, co kiedyś ten ogier robił.
– A zresztą… – mruknęła spłoszona. – Prawda, że mam ładne stopy?
I znowu zaczęła nimi wymachiwać.
Heike jęknął cicho. Zrozumiał, że musi strzec nie tylko małej Vingi.
Musi wystrzegać się także siebie.
Ta jej niczym nie zmącona niewinność! Mogłaby się okazać po prostu zabójcza, jeśli on nie będzie się miał na baczności.