ROZDZIAŁ XIII

W jakiś czas później wędrowali już przez las. Arv i Gunilla nareszcie mogli spokojnie porozmawiać. Dziewczyna szła trzymając Erlanda za rękę i to dodawało jej sił. Drugiej ręki Erland nie odrywał od odzyskanego ukochanego kordzika.

– Nic nie wiemy na pewno – rzekł Arv. – Musimy dokładnie sprawdzić, czy jesteś moją córką Anną Marią, czy nie.

– Anna Maria? – Gunilla roześmiała się niepewnie. – Myślicie, że kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego imienia?

– Jeśli okaże się, że naprawdę jesteś moją córką, zaproponuję, by pastor przechrzcił cię na Annę Marię Gunillę. Wtedy sama zdecydujesz, jak mamy cię nazywać.

– Musimy pomówić z Ebbą i Karlem – stwierdził pastor. – Jedynie oni znają prawdę. Jeśli mogą pokazać papiery, świadczące o tym, że jesteś ich córką, sprawa będzie jasna. Jeśli zaś nie… No cóż, wtedy trzeba się zastanowić.

Arv rzekł łagodnie:

– Gunillo, wiesz, że moim marzeniem jest, byś okazała się Anną Marią.

– Ja także nie miałabym nic przeciwko temu – odparła Gunilla żałośnie. – Gdyby nie chodziło o matkę. Tak bardzo nie chciałabym jej zasmucać. Tyle przecierpiała, więcej niż nam się wydaje.

– I ty także, prawda? – wtrącił się Erland.

– To nie była wina matki. Choć ona… choć ona… nie, nie moją sprawą jest sądzić.

– Myślę, że wszyscy okażemy wyrozumiałość wobec niewierności Ebby, wiemy przecież, że cały czas żyła w trudnym do zniesienia małżeństwie bez odrobiny miłości. Ale jest jedna osoba, której wybaczyć nie potrafię – powiedział Heike.

– I ja także nie – rzekł Arv.

– A najmniej ja – włączył się Erland. – Heike opowiedział mi, jak Karl postępował wobec ciebie, Gunillo, i gotów jestem udusić go za to. Ten łajdak zniszczył twoje i moje życie.

Pastor uznał, że Erland posunął się cokolwiek za daleko.

– Dobrze, już dobrze – powiedział. – Wybaczanie świadczy o miłosiernym sercu. Ale sam z nim pomówię, uważam bowiem, że przekroczył dopuszczalne granice w głoszeniu słowa Pańskiego.

– On nie głosi słowa Pańskiego, lecz swoje własne – sprzeciwił się Arv. – Nie mówi nawet „Bóg i ja”, a raczej „Ja i Bóg, my osądzamy”!

Wszyscy podzielali zdanie Arva.

– Najlepiej chodźmy tam od razu – zaproponował Erland. – Jeśli pójdziemy dalej prosto tą drogą, będziemy musieli minąć Knapahult.

– Ale czy możemy uczynić to teraz? – zapytał pastor. – Jest przecież środek nocy!

– No, chyba raczej ranek już bliski – ocenił Arv. – A Karl wygląda wieści o ślubie Gunilli, z którego co prawda nic nie wyszło, ale przecież on o tym nie wie. O ile, oczywiście, Ebba nie wróciła do domu.

Heike zapatrzył się na błyszczący chłodnym światłem księżyc. Okrągła tarcza wędrowała już ku zachodowi.

– Czy nie nastała właśnie wilcza godzina? – zapytał.

– Tak, chyba tak. W każdym razie paskudnie się czuję, ale to może mieć wiele różnych przyczyn.

Lensmann zabrał większość uczestników wyprawy do Bergunda. Wieśniak obdarzony miłosiernym sercem zajął się Siri i obiecał, że on i jego żona uczynią wszystko, by pomóc jej w powrocie do świata ludzi, w odzyskaniu śmiałości, do czasu gdy będzie w stanie spojrzeć w oczy pozostałym mieszkańcom wioski. I wrócić do domu, do Młyńskiego Potoku! Przy pożegnaniu Arv i Siri zamienili kilka słów i choć nikt oprócz nich słów tych nie usłyszał, z twarzy obojga można było wyczytać, że jaśniej patrzą w przyszłość.

Przy Knapahult zatrzymała się niewielka gromadka: Gunilla, pastor, Arv, Erland i Heike.

Gunilla na głos wyraziła to, o czym myśleli wszyscy:

– Dzięki Bogu, że wczorajszy ślub się nie odbył! Bez względu na to, czy jestem twoją córką czy nie, Arvie, winni jesteśmy wdzięczność Heikemu.

– Tak, Gunillo! Małżeństwo między tobą a mną byłoby tragiczną omyłką. Porozmawiamy teraz poważnie z Karlem, a po tej rozmowie, jak sądzę, będziesz mogła pożegnać się z niegodnym życiem w jego domu.

– Ale dokąd pójdę? – spytała zatroskana. – Nie mogę przecież dłużej służyć u ciebie?

Znów wtrącił się Erland.

– Mamy przecież żołnierską zagrodę. I może jednak nie jestem takim postrzeleńcem, jak nam obojgu się wydawało? Może przemyślałem sobie to i owo?

Pastor zacytował:

– ”Miłość cierpliwa jest… Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, w wszystkim nadzieję pokłada, wszystko przetrzyma.”

To największe kłamstwo wymyślone przez autora świętej pieśni, pomyślał Erland z Backa, a Heike razem z nim, choć nie wiedział, że to słowa hymnu.

Ale Gunilla uśmiechnęła się do Erlanda, zrazu nieśmiało, potem coraz promienniej. I to w tej chwili było najważniejsze.

Choć Karl z Knapahult dawno już oznajmił Ebbie, że jest umierający, nawet przez chwilę sam w to nie wierzył. Żywił bowiem przekonanie, że po pierwsze należy do grona nieśmiertelnych, a po drugie – kiedy umrze, zasiądzie obok tronu Pańskiego. Ale to miało nastąpić w tak dalekiej przyszłości, że nie musiał nawet o tym myśleć. Dopiero gdy nadejdzie dzień Sądu, aniołowie Pańscy przybędą po Karla z Knapahult.

Faktem jednak pozostawało, że Karl chorował poważniej, niż mu się wydawało. Nie było to wcale winą Ebby. Lanie, jakie mu sprawiła łopatą do chleba i pogrzebaczem, spowodowało jedynie powierzchowne rany, z których dawno już się wylizał, choć nie chciał się do tego przyznać.

Nie, Karla toczył szybko postępujący rak w podbrzuszu, który rozszerzył się już na inne, ważne dla życia organy. Dlatego właśnie nie miał już siły wstać z łóżka, dlatego ostatnio tak ciężko się przewracał, dlatego jedzenie na stole pozostawało nietknięte.

Dla Karla z Knapahult nadeszła wilcza godzina.

O wszystko jednak obwiniał Ebbę.

– Przeklęte babsko – wyklinał, leżąc w łóżku. Wiedział, że noc ma się ku końcowi, a nie mógł zasnąć. – Nadal ucztuje? Czy ona w ogóle już o mnie nie myśli? Panie, ta kobieta dokłada jeden grzech po drugim do swego ciężaru! Jakże straszny to ciężar!

Znów zagłębił się w ulubione sny na jawie o wszystkich wyrafinowanych karach, jakie on i Pan wymyślą w dniu Sądu. Ebbie dostanie się za każdy, każdziusieńki raz, kiedy zgrzeszyła wobec sprawiedliwego Karla o czystym sercu! Ach, gdyby tu była i gdyby miał kij w zasięgu ręki, odczułaby przedsmak kary! Jakże nieopanowanie swędziały go palce!

Zaraz przypomniał sobie jednak, że oddała mu ostatnim razem. Zadrżał i jęknął z żalu. Nie pozwoliła mu nawet na odrobinę przyjemności!

Rozległo się pukanie do drzwi.

Usiadł na łóżku.

– A więc nareszcie jesteś, ty rozwiązła dziwko, bezwstydna rozpustnico – pisnął.

Do izby weszli pastor i Arv, pisarz. Pozostała trójka czekała w kuchni, Gunilla nie mogła się na razie pokazać.

Karl wsunął się pod pierzynę, wystawał spod niej tylko długi, cienki czubek nosa.

– Jakich to dostojnych gości mam od rana – zagruchał. – Dobry pan pastor! I sam pan młody. Mój zięć? Witam w rodzinie! Ale czy nie ma z wami mojej córki? Może nie dopełniła swych małżeńskich obowiązków? Albo…

Arv przerwał jego przypochlebną tyradę.

– Ślub się nie odbył. Mamy podstawy przypuszczać, że coś przed nami ukryłeś, Karlu. Czy Gunilla naprawdę jest twoją córką?

– Co takiego? Gunilla miałaby nie być moim dzieckiem? Przysięgam na Biblię, że nim jest. A może chcecie się wymówić od utrzymywania jej ubogich rodziców, panie?

Włączył się pastor:

– Karlu, to bardzo ważne! Czy wpisałeś ją do jakiejś księgi kościelnej, gdy się urodziła i została ochrzczona?

Karl nie Patrzył im w oczy.

– No cóż, jak pastor wie, należę do innej wspólnoty niż kościół. Dlatego córka została ochrzczona w swojej społeczności, a oni nie prowadzą takich ksiąg i…

– To czcza gadanina – przerwał mu Arv. – Odpowiadaj wprost: czy ona jest córką twoją i Ebby, czy nie?

Stary łajdak oczyma wyobraźni ujrzał, jak wizja dostatku i dożywotniego utrzymywania przez dworskiego pisarza rozwiewa się i ulatuje gdzieś w siną dal…

– Przysięgam na zbawienie mej duszy. Czy może dziewczyna nie jest podobna do mnie, swego ojca?

– Nie – cierpko odparł Arv.

– Pastorze, jestem umierającym człowiekiem. Anioł Pana wkrótce po mnie przybędzie. Miałbym teraz poważyć się na grzech kłamstwa? I gdyby nie była córką moją i Ebby, to czyjąż miałaby być?

– Moją – rzekł Arv.

Karlowi opadła szczęka.

– Co takiego? Żartujecie sobie ze mnie? Nie próbujcie takich podstępów, nie wolno wam tego robić! Wiem chyba, czy Gunilla jest moją córką, czy nie!

Arv położył dłoń na ramieniu pastora.

– Nic tu po nas, ta rozmowa niczemu nie służy. Spróbujemy pomówić z Ebbą, kiedy wróci.

Karl gwałtownie usiadł na łóżku.

– Z Ebbą? Nie słuchajcie jej! Przez wszystkie lata kłamała i oszukiwała mnie. Niech Bóg zmiłuje się nad jej duszą – zakończył i opadł na poduszki. Nikt nie mógł pojąć ostatniego zdania, zawisło w powietrzu. Zostało chyba wypowiedziane po to, by Karl wydał się pastorowi łagodnym i wyrozumiałym człowiekiem.

W kuchni popatrzyli na siebie z rezygnacją. Gunilla miała łzy w oczach. Musiały to być dla niej doprawdy trudne chwile.

Nagle odezwał się Heike – cicho, tak by Karl go nie usłyszał:

– Zwykle nie wykorzystuję mojego szczególnego wyglądu, ale nasłuchałem się i napatrzyłem na reakcje ludzi, zwłaszcza dziś w nocy. Ten człowiek nigdy mnie nie widział, myślę jednak, że znam jego charakter. Pozwólcie mi wejść do niego.

Popatrzyli po sobie. Arv uśmiechnął się gorzko i skinął głową.

– Erlandzie, zabierz stąd Gunillę, niech ona nie będzie tego świadkiem!

Usłuchał natychmiast, a Gunilla z ulgą zamknęła za sobą drzwi.

Karl był niezwykle wzburzony. Co oni sobie myślą? Chcą odebrać mu wszystkie korzyści, jakie płyną z małżeństwa Gunilli z pisarzem? O, nie! Ale Pan znów wspomógł swego wiernego sługę. Włożył odpowiednie słowa w usta Karla. Karl był przekonany, że zabrzmiały one przekonująco. Zemści się za to! W dniu Sądu, gdy przybędzie do niego anioł…

Coś stanęło w drzwiach; coś, co wypełniło je całe.

Karl odetchnął głęboko, jęknął długo i przeciągle. A potem zaczął wrzeszczeć, schował głowę pod pierzynę i tylko krzyczał.

Demon podszedł do łóżka i odrzucił przykrycie. Karl popatrzył w straszliwe ślepia. Zły duch? Nie, to chyba Jego Wysokość we własnej osobie!

– Nic złego nie zrobiłem, – wykrztusił jednym tchem, kurczowo zaciskając dłonie.

– Właśnie, że zrobiłeś – odparł Heike najgrubszym i najbardziej chrapliwym głosem, jaki mógł z siebie wydobyć. Gdyby nie był tak bardzo wzburzony losem Gunilli i Ebby, z trudem przyszłoby mu zachowanie powagi. – Wyznaj teraz swoje grzechy, bo inaczej zabiorę cię od razu! Twój czas już się skończył!

Gdyby Heike wiedział, jak prawdziwe są jego słowa, nigdy by ich nie wypowiedział i nie straszył Karla do obłędu.

Skutek był natychmiastowy, Karl się ugiął.

– Przyznaję się! Przyznaję się do wszystkiego!

– To nie wystarczy. Musisz wyznać wszystkie złe uczynki. Mój ognisty powóz już czeka. I wiesz, że nie zawiezie cię do nieba!

Karl znów wydał z siebie rozdzierający krzyk.

– Przyznaj się – rzekł Heike. – Biłeś swoją żonę, prawda?

– Zasłużyła na to.

– Nie od początku.

– Nie, nie od początku. Ale w ostatnich latach…

– To była twoja wina. Nie dałeś jej ani odrobiny miłości.

– To nieprawda. Ona mnie kusiła, a ja zawsze dawałem jej to, czego chciała. Wypełniałem małżeński obowiązek, nikt temu nie zaprzeczy.

– Obowiązek tak. Ale bez krztyny miłości. I byłeś tak samo namiętny jak ona, a potem ją biłeś. Zaprzeczasz?

– Nie, nie, przyznaję się do wszystkiego! Jeśli tylko zdołam uniknąć…

– A twoja córka? Jak ją traktowałeś?

Żaden z nich nie wiedział, że do kuchni weszła Ebba i słyszała wszystko od samego początku. Arv i pastor poprosili, by zachowywała się cicho. Słuchała teraz z rozszerzonymi zdumieniem oczami.

– Gunillę? – wyjąkał Karl. – Wychowałem ją zgodnie z przykazaniami Pańskimi.

– Znęcałeś się nad nią! Stosowałeś tortury, przez ciebie nigdy nie doświadczy pełnego szczęścia w małżeństwie.

– Kobieta powinna być uległa wobec męża!

– Co za brednie! Sprawiało ci to przyjemność, ot, i cała prawda! I jeszcze to ostatnie, na co się poważyłeś. Chciałeś ją zniewolić!

– Czy coś powiedziała?

– Nie było takiej potrzeby. Wszystkie grzechy zapisują się na mojej tablicy.

– Miałem do tego prawo!

– Jakie prawo?

Karl znalazł się w potrzasku. Jeśli wyzna, że Gunilla nie jest jego córką, straci wszelkie profity wynikające z jej małżeństwa z pisarzem. Jeśli natomiast powie, że jest ojcem dziewczyny, oznaczać to będzie, że popełnił grzech wobec niej, i to taki, który zawiedzie go prosto w czeluść otchłani.

Poświęcił Gunillę za zbawienie duszy. Ale siły już go opuściły, z trudem wyrzucił tylko:

– Ona nie jest… moją córką… Miałem więc prawo… ją tknąć… miałem…

– Skąd się wzięła?

– Ebba zgrzeszyła…

W kuchni Ebba poderwała się z miejsca i chciała wedrzeć się do izby, ale pastor i Arv ją powstrzymali.

– To było kłamstwo, Karlu z Knapahult. Kolejny grzech w długim rejestrze. No, szykuj się do drogi, zabieram cię.

Karlowi błysnęła w głowie pewna myśl. Jak dziwnie mówią ci tam, z dołu? Nie znają porządnie szwedzkiego?

No, chyba muszą posługiwać się wszystkimi językami świata, niełatwo w takiej sytuacji o poprawny akcent, myślał Karl. Serce biło mu mocno i nierówno, miał wrażenie wielkiej pustki w sobie. Bolało go w piersi i wzdłuż lewego ramienia.

– Och, nie, nie! – jęknął. – Nie zabieraj mnie! Ja, ubogi grzesznik, przyznaję się do wszystkiego! Przecież nie wyrządziliśmy krzywdy dziecku, zajęliśmy się nim jak należy…

– To Ebba się nim zajmowała. Ty tylko biłeś Gunillę i czytałeś jej nieprzyzwoite cytaty z Biblii ku własnemu zadowoleniu. Gdzie znaleźliście dziecko?

Karl ledwie już mówił.

– Na… na drodze. Oszukano mnie. Wygrałem chłopca… Ale ten łajdak mnie zwiódł i dostała mi się tylko dziewczynka.

Heike wyprostował się. Do izby weszli inni. Wiedzieli już wszystko, co chcieli wiedzieć.

Ebba łkała, nie powstrzymując łez.

– Czy potwierdzasz to, Ebbo? – zapytał pastor.

– A co innego mogę powiedzieć?

Ale Karl nie słyszał ich już ani nie widział. Ledwie poczuł, że pastor ujął go za rękę i prosił Boga, by odpuścił temu człowiekowi wszystkie jego grzechy, a zwłaszcza pychę i samolubstwo.

W chwili śmierci Karl z Knapahult ujrzał siebie wyraźnie i po raz pierwszy odczuł pokorę. Napełniło go to niewypowiedzianym spokojem.

A Ebba padła na kolana przy jego łóżku i gorzko zapłakała. Niepojęta pozostanie natura kobiety…

– Gdzie byłaś przez całą noc? – zapytał Arv, gdy wraz z innymi szła do jego domu.

– Chodziłam po lesie i marzłam – wyjaśniła. – Nie mogłam znieść myśli, że odkryjecie, iż Gunilla nie jest moją córką. Nie chciałam jej utracić.

– Wcale się tak nie stało, matko – serdecznie zapewniła ją Gunilla. – Zawsze będę nazywać was matką. Możecie zamieszkać ze mną i Erlandem, kiedy się pobierzemy, bo tak właśnie postanowiliśmy. Erland obiecał, że będzie dla mnie dobry, a i ta noc wiele nauczyła mnie o miłości. i o tym, że i inni mają swoje zmartwienia, moje wcale nie są najgorsze. Będę teraz patrzeć na miłość inaczej, inaczej ją rozumieć.

Ebba uśmiechnęła się ze smutkiem.

– To dobrze, moja kochana. Zapomnij o wszystkim, co wpajał w ciebie ten dureń Karl. On nigdy nie znał znaczenia słowa miłość. Ale nie zamieszkam u was jako teściowa, mam co innego na widoku. Jest we wsi pewien kawaler, który od dawna już wodzi za mną wzrokiem. A Knapahult sprzedam i jakoś sobie poradzę.

– Może zaczyna się twoja wiosna? – uśmiechnął się Arv.

– Wcale by mnie to nie zdziwiło. A może wasza, także, panie pisarzu?

– Dlaczego nie? Wiesz, Erlandzie, chyba będę miał większe kłopoty z Siri niż ty z Gunillą. A tak pragnę pomóc jej w odzyskaniu równowagi psychicznej.

– Ja też tak myślę – przyznał Erland.

– I jeszcze raz – rzekł pastor – jeszcze raz musimy podziękować Heikemu za pomoc.

– Bez niego źle byłoby z nami wszystkimi – przyświadczył Arv, a Heike zaczerwienił się zawstydzony. Serdecznie go wyściskano, a że czegoś podobnego nigdy nie doznał, radował się tym całą drogę.

Wypytali Ebbę, czy wie coś więcej o szlachcicu, który zabrał Christera, ale niestety nie znała ani jego nazwiska, ani tytułu, ani miejsca zamieszkania.

W domu Arva czekała ich kolejna niespodzianka. Kobiety z dworu odgrzały i ustawiły na stole weselne przysmaki. Nowo przybyli z radością przyłączyli się do już biesiadujących. Porządnie przecież zgłodnieli, uczta weselna długo musiała czekać. Co z tego, że ślub się nie odbył? Mieli wszak przed sobą tak wiele dni!

Heike zabawił u Arva jeszcze przez tydzień, później wyprawił się do Skenas do swej najbliższej krewnej, siostry swego ojca, Ingeli.

Ingela, dostojna, elegancka dama o srebrnych włosach pomimo względnie młodego wieku, siedziała w salonie i haftowała sukienkę do chrztu dla swego wnuka. Nie miała co prawda ani jednego wnuka, jej syn Ola nie był nawet żonaty, ale najlepiej na wszystko być zawczasu przygotowaną. Tego Ingela nauczyła się od swej chlebodawczyni i przyjaciółki, hrabiny Sary Oxenstierna, z domu Gyllenborg. Obie kobiety już owdowiały i na co dzień rozmawiały tylko ze sobą.

Służąca, młoda i miła, choć prosta dziewczyna, weszła do salonu. Oczy miała szeroko otwarte z przerażenia i zdumienia.

– W hallu stoi pewien ktoś, pani. Mówi, że chce z panią rozmawiać, ale nie wiem, czy mogę go wpuścić.

– Czy to jakiś żebrak?

– Nie – z wahaniem odrzekła dziewczyna. – Raczej nieczysta siła, choć ma takie dobre spojrzenie, ale powiadają, że w ten sposób oni kuszą. Może lepiej wyjąć modlitewnik. I zimne żelazo!

– Zaciekawiłaś mnie. Pójdę mu się przyjrzeć…

– Idę z wami – oświadczyła lojalna służąca, łapiąc świecznik, który miał posłużyć za broń.

W hallu Ingela skamieniała. Służąca stanęła za nią, mocno ściskając świecznik.

Ingela nie mogła wydusić z siebie słowa. Oderwane historie o przekleństwie Ludzi Lodu przelatywały jej po głowie. Jako dziecko widziała Ulvhedina, ale przecież nie było nikogo, kto…

– Kim jesteś? – wykrztusiła wreszcie, mocno akcentując słowa.

– Jestem Heike, syn Solvego.

Ingela zachwiała się, musiała przytrzymać się służącej.

– Solvego? – powtórzyła głosem, który nie chciał być jej posłuszny. – Solvego, mego brata? Czy on żyje?

– Nie, nie żyje. Umarł przed piętnastoma laty.

Oszołomiona Ingela patrzyła to na podłogę, to na ścianę, to na Heikego. Nie mogła zebrać myśli, wstrząs był tak silny, że omal nie zemdlała. Wreszcie się jednak opanowała.

– Masz na imię Heike? A więc witaj, Heike, mój bratanku! Wejdź do środka!

Służąca opuściła dłoń ze świecznikiem, Ingela otarła oczy i trzymając chusteczkę w pogotowiu na wypadek kolejnych łez, prowadziła go do salonu.

– Przyszykuj pokój gościnny dla pana Heikego – nakazała dziewczynie. – Przygotuj dla niego kąpiel i pożywny posiłek. Jak słyszałaś, to syn mego brata

Solvego. Należy odnosić się do niego z największym szacunkiem.

Popatrzyła na swego gościa i po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, jak poradzić sobie z taką sytuacją. Sara Oxenstierna nie przygotowała jej na taką ewentualność, nie dała żadnej rady.

Kiedy nastał wieczór, Heike i jego ciotka Ingela byli już najserdeczniejszymi przyjaciółmi. Teraz, kiedy patrzyła w gorejące pełnym miłości blaskiem żółte oczy, nie mogła zrozumieć, że kiedykolwiek mógł przerazić ją jego widok.

Heike opowiedział o swym życiu, nie wspomniał jednak nawet słowem o upadku Solvego i jego straszliwym końcu ani też o latach spędzonych w klatce i nieustającym torturowaniu go przez ojca. Dla Ingeli brat powinien pozostać pięknym wspomnieniem, pozbawianie jej złudzeń niczego dobrego by nie przyniosło.

Raz tylko Heike poczuł, że stąpa po bardzo niepewnym gruncie. Ingela dziwiła się, że w jej pokoleniu nie było dotkniętego. Musiał wtedy posłużyć się białym kłamstwem.

– Rzeczywiście Solve narażony był na przekleństwo, ale myślę, że był raczej jednym z wybranych niż dotkniętych. Umiał niezwykłe rzeczy, ale umarł zbyt młodo, by jego zdolności mogły się rozwinąć.

Ingela zadowoliła się tym wyjaśnieniem.

Heike dopytywał się o Grastensholm.

– Ach, musisz jechać tam jak najprędzej, Heike! Tak szybko jak możesz! Dobrze, że się zjawiłeś, to przecież twój dom, twoje dziedzictwo! I mnie, i Olę dręczą paskudne wyrzuty sumienia, że tam nie byliśmy, ale Ola towarzyszył synowi Gorana Oxenstierny, Axelowi Fredrikowi, do Sztokholmu. Axel zasiada w Sądzie Najwyższym, a Ola pracuje u niego. Nie może wymówić się od obowiązków, a poza tym z czasem przejmie ten dwór, to przecież jego scheda po ojcu. A ja… No cóż, może to zauważyłeś, ale bardzo dokucza mi reumatyzm i nie mam odwagi wyruszać w tak daleką podróż.

– Rozumiem. A kto z Ludzi Lodu przebywa teraz w parafii Grastensholm? Tylko Elisabet i Vemund Tark?

– Gdybyśmy tylko coś na ten temat wiedzieli! Ostatni znak życia dali trzy lata temu. Oboje leżeli złożeni jakąś zarazą, pisała Elisabet, i nie wiedziała, jak dalej potoczą się ich losy. Od tamtej pory z ich strony zapanowało przerażające milczenie.

– Nie mieli dzieci?

– Owszem, mieli córkę. Przyszła na świat dopiero po wielu latach małżeństwa. Otrzymała imię na cześć tej, która wywarła największy wpływ na ich dom, Elistrand, czyli Villemo. Ale jak nazywała się dziewczynka, nie pamiętam, wiem jedynie, że było to niezwykłe imię. Nie mam pojęcia, co się stało z dzieckiem. To takie straszne!

– Tak więc Grastensholm stoi puste?

– O tak, już od dawna. Od śmierci Ingrid. Szkoda, ona bardzo by się ucieszyła, gdyby dowiedziała się o tobie!

– A Lipowa Aleja?

– Nadal pozostaje w dzierżawie. Nasz ród się kurczy, Heike, została nas ledwie garstka. Nie dość ludzi, by zadbać o nasze stare, piękne dwory. Zrób więc, co możesz! Wielkie nadzieje pokładamy w tobie! To znaczy chodzi mi o dwory, nie o ród! – uśmiechnęła się.

– A więc pojadę tam od razu.

– Kilka dni możesz chyba zostać? Wypoczniesz, porozmawiamy. Ale zgadzam się z tobą. Jedź tak szybko, jak to możliwe!

Syn Arva, Christer Grip z Ludzi Lodu, nigdy nie został odnaleziony. Prawdopodobnie też żaden z jego potomków nie był dotkniętym, nigdy bowiem nie słyszano, by gdzieś pojawił się zwierzoczłek, podobny do Ulvhedina lub Heikego, nie mający bezpośredniego związku z rodem Ludzi Lodu.

Ale może ktoś z tych, którzy posiadają pewne nadprzyrodzone zdolności, ktoś z jasnowidzów lub osób obdarzonych niezwykłą intuicją, powinien się zastanowić? Może on właśnie jest potomkiem zaginionego Christera? Tego, który zmienił nazwisko i stał się członkiem innej rodziny? Któż może to wiedzieć?

Kiedy zima roku 1794 przerodziła się w wiosnę, Heike opuścił Vingaker i wyruszył do Norwegii, do parafii Grastensholm.

Do tego dnia jego życie wypełniało niesienie pomocy innym.

Teraz zaczyna się własna historia Heikego!

Загрузка...