O zmierzchu przebudził się na dobre.
Z kuchni dochodziły lekkie szmery, najwyraźniej Gunilla przygotowywała kolację, tak w każdym razie przypuszczał.
Muszę okropnie wyglądać, pomyślał. Nie mogę tak do niej iść, nie umyty i rozczochrany. Przecież od razu osunąłem się na łóżko i zasnąłem. Kiedy to było? Poprzedniego dnia?
Dostrzegł jednak w kącie miednicę z wodą i to dodało mu otuchy. Wstał i oporządził się jak mógł. Uczesał na mokro włosy i otrząsnął kurz z ubrania. Zły na siebie pomyślał, że pewnie i tak większa część brudu została na prześcieradle.
Przeszedł do kuchni i nieśmiało przywitał się z młodą, miłą dziewczyną. Heike nie był przyzwyczajony do towarzystwa dziewcząt i gdy poczuł na sobie jej wzrok, spłynęła nań po wielekroć silniejsza niż zwykle, bolesna świadomość własnego odrażającego wyglądu.
Gunilla jednak sprawiała wrażenie spokojnej, zachowując w jego obecności swobodę i pogodę ducha. Uśmiechnęła się leciutko, mówiąc „dzień dobry”, i szybko poprawiła się na „dobry wieczór”. Oboje wybuchnęli śmiechem.
– Pan pisarz jest u hrabiego – poinformowała. – Mam przygotować dla was kolację, ale obawiam się, że kasza nie będzie gotowa wcześniej niż za godzinę. Pewnie jesteście głodny?
Heike zastanowił się chwilę i stwierdził, że w istocie miałby ochotę coś zjeść.
– Gdybyś była tak dobra i dała mi kubek mleka na wzmocnienie, to kolacja za godzinę bardzo by mi odpowiadała – odparł. – Mam zamiar iść na plebanię. Czy to daleko?
Gunilla wyjaśniła, gdzie znajduje się kościół. Jak się okazało, wcale nie było do niego blisko.
Pojadę konno, postanowił, pijąc mleko, które mu podała. Było pyszne, aż gęste od śmietany.
– Czy nie możecie poczekać, aż będzie jasno? – zapytała.
– Najchętniej poruszam się w ciemnościach – odparł tak zdecydowanie, że od razu zrozumiała przyczynę.
Skinęła głową.
– Kiedy wrócicie, jedzenie będzie gotowe.
Heike zawahał się w drzwiach. O tak wiele pragnął zapytać tę niezwykłą dziewczynę, ale nie mógł przecież być zbyt natarczywy i obcesowy. Ruszył więc w drogę, zabierając konia ze stajni.
Chciał zajrzeć do ksiąg parafialnych…
Za dwa dni Boże Narodzenie. Niebo było niskie, ciężkie od śniegowych chmur. Nad wielką bramą dworu Bergqvara płonęły pochodnie.
Heike spiął konia piętami i ruszył aleją prowadzącą do kościoła.
Nagle wstrzymał wierzchowca. Coś wyczuwał w szaroniebieskim powietrzu, jakby niemy lament czy głuchą skargę…
Znów odezwała się krew Ludzi Lodu płynąca w jego żyłach.
Tym razem nie były to drgania ani przeczucia śmierci, jedynie ostrzeżenie. Bądź czujny!
Tutaj coś jest, mówił szum bezwietrznej ciszy. Heikem zawładnął nastrój zimowego wieczoru.
Bądź czujny! Strzeż się!
Ba, ale czego?
Wiedział, że musi to sprawdzić.
Pastor w parafii Bergunda nie był złym człowiekiem i pragnął okazać dobrą wolę wobec nieszczęśliwego młodzieńca o diabolicznym wyglądzie i jakże smutnych oczach. Oczywiście, pokaże mu wszystkie księgi, jakimi dysponuje.
Heike zakłopotany wyjaśnił, że potrzebna mu będzie pomoc pastora, gdyż on sam nigdy nie miał okazji nauczyć się czytać.
– Z pewnością sobie z tym poradzimy. Co chciałbyś wiedzieć?
Heike postanowił wyłożyć wszystko od razu:
– Sprawa wygląda następująco: poszukuję zaginionego krewniaka. Chłopca w moim wieku. Najprawdopodobniej przebywa on w parafii Bergkvara nad Bałtykiem, ale istnieje pewna szansa, wprawdzie nikła, że może chodzić o tutejszy dwór Bergqvara. To właśnie pragnąłbym sprawdzić.
– Chłopiec w twoim wieku? Czy nie mógłbyś podać bliższych szczegółów?
– Spróbuję. Najpierw jednak chciałbym prosić, by moja wizyta została utrzymana w najgłębszej tajemnicy. Przynajmniej na razie.
– Oczywiście – zgodził się pastor lekko zdumiony.
Heike zamyślił się.
– A więc, mój krewniak, po którym ślad zaginął już wiele lat temu, musi mieć mniej więcej tyle lat co ja. Bliżej nie potrafię tego określić. Na imię miał Christer, ale to teraz bez znaczenia, gdyż osoba, która zabrała go do jednej lub drugiej Bergkvara, nie znała jego dawnego imienia i z pewnością nadała mu nowe. Jego zaginięcie nie wiąże się z przestępstwem, lecz raczej z gestem miłosierdzia.
Pastor odnalazł już właściwą księgę.
– Nie mieszkałem tu w owym czasie – wyjaśnił. – Inaczej mógłbym ci od razu powiedzieć, kto przybył do parafii w wieku trzech lub czterech lat.
– Jeśli w ogóle jest ktoś taki.
– To prawda. Muszę też poznać twój prawdziwy wiek.
– Ba, gdybym ja to wiedział – uśmiechnął się Heike. – Ale wyliczyłem, że ten chłopiec powinien był się urodzić w tysiąc siedemset siedemdziesiątym czwartym roku, pewnie w tym samym co ja.
– Aha, to znaczy, że musi mieć dziewiętnaście, prawie dwadzieścia lat. Co my tu mamy?
Otworzył ciężką księgę. Sporo czasu zajęło sprawdzanie całego roku 1774. Nie mieli przecież bliższych wskazówek, punktów w czasie, do których mogliby się odnieść! Heike czekał, nic nie mówiąc, a pastor eleganckim gęsim piórem notował jedno imię za drugim
Imion tych nie było znów tak wiele.
Duchowny podniósł wzrok na Heikego.
– Ci chłopcy urodzili się i zostali ochrzczeni tu w parafii, zatem nie warto się nimi zajmować. Chciałem ich tylko wyeliminować, by stwierdzić, kto nam zostanie. Powiedziałeś, że chłopiec przybył tu w wieku trzech-czterech lat?
– Tak.
– A więc musimy sprawdzić w roku tysiąc siedemset siedemdziesiątym siódmym i ósmym, wszystkich po raz pierwszy wówczas wpisanych w księgi parafialne. Od razu jednak mogę powiedzieć, że wśród urodzonych tu i ochrzczonych brakuje przynajmniej dwóch rodzin, które sam dobrze znam.
– Muszą jeszcze należeć do dworu Bergqvara.
– Większość mieszkańców parafii należy do dworu… Wiesz, do kogo powinieneś się udać?
– Nie?
– Do akuszerki. To stara kobieta i jeśli nie wie czegoś o ludziach z Bergunda, to znaczy, że nie warto tego wiedzieć.
– Pójdę więc do niej. Ale powiedzcie mi, co to za rodziny, których brakuje?
– Po pierwsze Andersa syna Erika. A tu zapisano, że przybyli do parafii w tysiąc siedemset siedemdziesiątym siódmym z dwójką małych dzieci, z dwoma synami. Jeden nazywa się Erik syn Andersa, a drugi Mats. Zapytaj o nich akuszerkę! Dowiedz się, czy naprawdę są dziećmi z tego małżeństwa!
– Na pewno tak zrobię – ucieszył się Heike, starając się zapamiętać nazwiska. – A ta druga rodzina?
– To Svena syna Karla, oni także należą do dworu Bergqvara. Przeprowadzili się ze Skanii w roku tysiąc siedemset siedemdziesiątym ósmym i w tym samym roku ochrzcili nowo narodzoną córkę i starszego syna.
– To brzmi obiecująco. Jak nazywa się ten syn?
– Nils. Czyli będzie to Nils syn Svena.
– A więc na początek mam już trzy nazwiska.
Pastor jednak nie przestawał przerzucać kart grubych ksiąg.
– Zadziwiające! – mruczał pod nosem.
– Co takiego?
– Jest pewien młodzieniec, po którym nigdzie nie ma tu ani śladu!
– Kto to taki?
– Piąty chłopiec z Backa. Szukałem go, bo odpowiadałby wiekiem. To Erland z Backa, prawdziwa indywidualność. Ale z tego, co widzę, ani się nie urodził, ani nie został ochrzczony. A wszyscy z rodzeństwa są wymienieni.
Erland? Gdzie Heike ostatnio słyszał to imię?
Ależ tak! To ten młody człowiek, który dyskutował z Gunillą za ścianą sypialni Heikego!
Imię Erland nie było zbyt powszechne, musiało więc chodzić o tego samego chłopca.
Heike podziękował uczynnemu pastorowi za pomoc i wyszedł. Było już jednak za późno na wizytę u akuszerki, która w dodatku mieszkała w zupełnie innej stronie i w ciemnościach nie odnalazłby jej chaty. Udał się więc na dwór Bergqvara do domu Arva.
Arv nie wrócił jeszcze z wizyty u właściciela majątku, hrabiego Arvida Possego. Ale Gunilla nie spała i czekała na niego z posiłkiem.
Kiedy Heike wszedł do rozgrzanej kuchni, znów poczuł, jak spływa nań niezwykły spokój.
– Będziecie musieli zjeść kolację w samotności – powiedziała Gunilla. – Bo kiedy inspektor Grip przebywa u pana hrabiego i omawiają sprawy dworu, to potrafi naprawdę się zasiedzieć. Często przychodzi też lensmann. A wtedy na [Lensmann – urzędnik o kompetencjach administracyjno-sądowych, naczelnik okręgu policyjnego (przyp. tłum.)] stół podają własnoręcznie przyrządzony przez hrabinę poncz i wówczas, jak powiada pan Grip, czas płynie bardzo szybko. Może powinnam nakryć w dużym pokoju?
– Och, nie, nie, zjem razem z tobą tutaj, w kuchni. Czy dotrzymasz mi towarzystwa, Gunillo?
Zakłopotana, nerwowymi ruchami wycierała ręce w fartuch.
– Nie, nie mogę, przecież…
Heike uśmiechnął się jak zwykle ciepło.
– Jestem, co prawda, krewniakiem pisarza, ale dorastałem w o wiele skromniejszych warunkach. Stoimy bliżej siebie, niż ci się może wydawać, Gunillo.
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.
– No, to może…
Z wahaniem przycupnęła naprzeciwko niego przy stole. Zapaliła lampę, która zaczęła okropnie kopcić, ale Heike poderwał się szybko i poprawił knot.
Cały dom aż pachniał zbliżającymi się świętami. Dla Heikego, przyzwyczajonego do mocniej przyprawionego i słodszego słoweńskiego jedzenia, zapachy te były obce. Potrafił, naturalnie, rozróżnić aromat świeżo upieczonego chleba, ostry zapach wędzonej kiełbasy, ale nie umiał rozpoznać wielu innych unoszących się woni; na przykład topionego smalcu, zalewy octowej czy właśnie odlanych woskowych świec. Gunilla przed świętami najwidoczniej harowała jak wół.
Cień smutku przemknął mu po twarzy.
– Co się stało? – zapytała Gunilla. – Co was tak nagle zmartwiło?
– Nie, nic takiego. Myślałem tylko o swojej rodzinie, którą opuściłem i której nigdy już nie zobaczę. Nie byli to co prawda moi prawdziwi krewni, ale traktowali mnie jak syna.
Pokiwała głową.
– Słyszałam, jak opowiadaliście o swoim dzieciństwie…
– Mów mi po imieniu, Gunillo, jesteśmy prawie równolatkami.
Onieśmielona spuściła oczy.
Heike, który czuł się z nią dobrze i bardzo chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej, odważył się zadać pytanie:
– A skąd ty jesteś?
Oczy jej natychmiast rozszerzyły się ze strachu. A więc to w rodzinnym domu jej dusza została tak zraniona, pomyślał.
Dziewczyna odpowiedziała po chwili, już spokojnie i beznamiętnie:
– Pochodzę z Knapahult, małej zagrody w lesie.
Heike postanowił mówić otwarcie, bardzo chciał pomóc tej niezwykłej pannie.
– Gunillo, musisz mi wybaczyć, ale przypadkiem podsłuchałem dzisiaj twoją rozmowę z młodym człowiekiem, którego nazywałaś Erlandem.
Na delikatnej skórze policzków Gunilli wykwitły rumieńce.
– Ach, naprawdę, słyszeliście… słyszałeś nas? To było niezamierzone.
– Rozumiem, ale nie mogłem tego nie słyszeć. Oczywiście, to nie moja sprawa, Gunillo, ale sądzę, że pojmuję więcej niż twój młody, rozgniewany przyjaciel. Masz jakieś kłopoty, prawda?
Gwałtownie odwróciła twarz. Heike obserwował delikatny profil rysujący się na tle wykładanej drewnem ściany. Dziewczyna przycisnęła dłoń do ust i gryzła paznokieć kciuka.
Po krótkiej chwili rzekł łagodnie:
– Nie lubisz, kiedy on cię dotyka?
Milczała.
– Miłość fizyczna budzi twoją odrazę?
Pokiwała głową zawstydzona. Po złocistorumianym policzku spłynęła łza.
Heike nagle dostrzegł cienie zmęczenia rysujące się pod jej oczami.
– Wybacz mi – rzekł natychmiast. – Przetrzymuję cię, a kuchnia to przecież teraz twoja sypialnia.
Kiedy zwróciła ku niemu twarz, z jej oczu wyzierało przerażenie.
– Nie, ja… – urwała, by po chwili rzec już spokojniej: – Chętnie porozmawiam. Potrzebuję się komuś zwierzyć.
Zamyśliła się, a Heike zapytał cicho:
– Twoje zmartwienia wywodzą się z domu, prawda?
Nie odpowiedziała. Wydawało się, że nawet nie dosłyszała pytania.
– Dobrze mi tutaj – mruknęła. – Bardzo dobrze.
Powiedziała to w zamyśleniu, jakby do siebie samej.
Heike czekał.
– Nie chcę wracać do domu.
I tym razem wysłała słowa w powietrze, nie adresowane do nikogo.
Heike spróbował jeszcze raz.
– Ten Erland… Zrozumiałem, że bardzo go lubisz.
– Nie! – jęknęła.
– O ile nie ma to związku z bardziej konkretną formą miłości. Nie biorąc jej pod uwagę, lubisz go.
– Nie!
Wówczas Heike zrozumiał. Pojął, że dziewczyna boi się swoich własnych reakcji.
– Gunillo… Ty i ja możemy mówić ze sobą całkiem szczerze, bo ja nigdy nie będę miał w stosunku do ciebie żadnych oczekiwań. Nie musisz bać się, że zechcę od ciebie czegoś więcej, niż tylko być twoim dobrym przyjacielem. Czy wysłuchasz mojego zdania na temat miłości?
Nareszcie zdołała oderwać się od budzących przerażenie własnych myśli i zrozumiała, jak bardzo zajęta sobą musiała mu się wydać.
– O, tak, jeśli zechcesz mi okazać takie zaufanie.
To, co się teraz wydarzyło, było doprawdy niezwykłe. Wręcz chorobliwie zamknięta w sobie Gunilla nie potrafiła otworzyć się przed pastorem. Także jej rozmowy z dobrym Arvem Gripem nie były do końca szczere, nie mówiąc już o Erlandzie z Backa! Z nim jedynie ślizgała się po powierzchni, głęboko skrywając prawdę.
A teraz! W obecności Heikego, który właściwie był jej całkiem obcy, czuła się o wiele swobodniej i odczuwała silną potrzebę, by otwarcie porozmawiać o swoich zmartwieniach. Było to dla niej zupełnie nowe uczucie.
Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że Heike nieświadomie posłużył się swą siłą sugestii. Przy pomocy magii, czarodziejskiej mocy, hipnozy czy jakkolwiek to nazwać, zmusił ją, by przezwyciężyła dystans i strach. I sam nawet sobie tego nie uświadamiał! Po prostu pragnął, gorąco i niezłomnie, dowiedzieć się, co dręczy tę pełną wdzięku dziewczynę z małej chłopskiej zagrody na pustkowiu.
Uśmiechnął się leciutko.
– Nie jestem co prawda najwłaściwszą osobą, która powinna wypowiadać się na temat miłości, bo sam znam jej istotę jedynie od strony próżnych, nie spełnionych marzeń. Ale miłość jawi mi się jako coś wielkiego, o ogromnej złożoności odczuć i rozmaitych relacji między dwojgiem ludzi…
Gunilla drżała. Nie śmiała podnieść oczu.
– To grzech – przerwała mu gwałtownie. – Może masz rację mówiąc, że miłość jest wielostronna, nie wiem, ale to… To grzech! Ohyda!
Heike zawahał się.
– Kto nauczył cię myśleć, że to grzech? Pastor? Sprawił na mnie wrażenie dobrego, wyrozumiałego człowieka.
– Pastor na pewno jest dobrym człowiekiem, ale niczego nie rozumie. Ojciec też jest swego rodzaju księdzem, choć nie do końca prawdziwym.
Aha, bawi się w kaznodzieję, pomyślał Heike. Tacy mogą być ogromnie uciążliwi. Mali ludzie, którzy pragną wielkiej władzy. Niepozorni, a rzucają długie cienie.
Któż to ostatnio wspominał coś o kaznodziei? No tak, oczywiście, jej matka!
– Ale twój ojciec także żyje w małżeństwie! Musiał kochać się z twoją matką, inaczej nie byłoby cię na świecie. Jak wobec tego możesz mówić o grzechu?
– Wiem o tym – odparła Gunilla zduszonym głosem, wbijając wzrok w leżącą na stole zaciśniętą pięść Heikego. Nie była to piękna ręka; kanciasta i włochata, przypominała wilczą łapę. – Ale ojciec jest taki ze mnie niezadowolony. Mieli kiedyś chłopczyka, o którym nie przestaje mówić. Stracili go, potem zostałam już tylko ja. Ojciec nie może tego wybaczyć ani mnie, ani matce.
– A cóż to za powód do zemsty? – zdumiał się Heike wzburzony. – Twoja matka też chyba nie ma lekkiego życia?
Dziewczyna pochyliła głowę.
– Tak. Ojciec straszliwie ją bije, nazywa grzeszną dziwką. Bardzo mi szkoda matki, a najgorsze, że on ma rację.
Nic dziwnego, że dziewczyna sobie nie radzi w takiej sytuacji, pomyślał Heike. Ujął ją za rękę i odwrócił ramię, odsłoniła się widoczna na nim stara blizna.
Gunilla podniosła wzrok i napotkała jego oczy. Jęknęła. Przyjazne dotąd wejrzenie chłopaka zapłonęło żółtym blaskiem, rozpalił się w nim nagły gniew, cały był ogniem.
– To nie szkodzi – powiedziała szybko. – Tu jestem bezpieczna.
– Dobrze. Zostań tutaj – rzekł Heike stłumionym głosem. – Nigdy nie wracaj do tego łajdaka. On nie ma prawa nazywać się ojcem.
Puścił jej dłoń.
– Kiedy jechałem do Bergqvara, spotkałem twoją matkę. Wydawała się bardzo rozgoryczona, teraz rozumiem, dlaczego.
Groźny błysk wściekłości w oczach Heikego ustąpił. Uspokoiło to Gunillę.
– Matka ma wszelkie powody, by czuć się rozgoryczona. Ale ja ci przerwałam. Mówiłeś o miłości.
Heike uśmiechnął się.
– Tak, na czym stanąłem? Już wiem, chciałem powiedzieć, że nie podzielam przekonania, iż z wybraną, ukochaną osobą można od razu dzielić łoże. Uważam, że siła erotycznego przyciągania może istnieć w związku dwojga ludzi od początku, a może jej też nie być wcale. Ale już sam fakt, że ludzie postanawiają oddać się sobie w pełni, jest najważniejszy w tym długim okresie wzajemnego poznawania. Bo ja chciałbym, by w zmysłowym oddaniu także dało się zachować piękno.
Gunilla pomimo wyobcowania była dość mądra, by zrozumieć, że Heike nie zwykł mówić o podobnych sprawach. Wyrażał się bardzo zawile, niczego nie nazywał wprost. Rozumiała jednak, o co mu chodzi.
– Chcesz powiedzieć, że… najpierw przyjaźń, a dopiero potem miłość?
– No, tak, jeśli nazwie się zmysłową namiętność miłością. Nie zawsze musi to oznaczać to samo.
– A więc można kochać drugiego człowieka bez zmysłowości? – dopytywała się z wielkim zainteresowaniem.
– Jestem o tym przekonany. Ale prędzej czy później ludzie pragną jak najbardziej zbliżyć się do siebie.
Gunilla nagle zdała sobie sprawę z intymności nastroju panującego w kuchni. Migotliwy blask świec, dających jednocześnie ciepło, mrok poza kręgiem światła wokół stołu, cudowny zapach świąt – wszystko to razem stwarzało niezwykłą atmosferę.
Jej głos zabrzmiał żałośnie:
– To, co powiedziałeś… Z ojcem i matką jest dokładnie odwrotnie.
– Co masz na myśli?
– Że… że… Nie możesz zawieść mego zaufania!
– Dobrze wiesz, że nigdy tego nie zrobię. Chciałbym ci tylko pomóc.
Skinęła głową, jakby była o tym przekonana.
– Ojciec i matka… oni żyli ze sobą jak gdyby tylko… cieleśnie, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. Chociaż nienawidzili się i często przeklinali nawzajem. Ale teraz…! Nie wiem, co się stało. Ojciec ostatnio ciężko chorował. I między nimi jest teraz tylko pełna jadu i żółci złość.
Heike kiwał głową. Jego zrozumienie podziałało na dziewczynę uspokajająco.
– Twoja matka wspomniała mi o tym. Zrozumiałem, co mu dolega. To męska choroba i pewnie z jej powodu nie może już być z twoją matką. To typowy przykład tego, o czym przed chwilą wspomniałem. Łączyła ich jedynie zmysłowa miłość. Kiedy się skończyła, nie pozostało już absolutnie nic.
– Myślę, że masz rację. Zatem ten inny rodzaj miłości jest o wiele ważniejszy?
Tak bardzo porwał ją temat rozmowy, że Heike zaczął się zastanawiać, co się za tym kryje.
– To dlatego nie chcesz poślubić Erlanda z Backa? On cię pociąga, prawda? A ty się boisz, że skończy się tak jak z twoimi rodzicami?
Zadrżała gwałtownie.
– To coś więcej.
– Wiem. Brzydzi cię miłość zmysłowa. I nienawidzisz tego, że zauważasz jej oznaki u siebie?
– Wolałabym, żebyś nie wiedział aż tyle – mruknęła. – Jesteś straszny w swej przenikliwości!
– Ale dziewczyna taka jak ty nie może przejść przez życie samotnie. Jesteś zbyt cenna, zbyt wartościowa.
– Nie będę panną przez całe życie – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. – Jest ktoś inny, na kogo mogę się zdecydować w każdej chwili.
– Kto zostawi cię w spokoju? – zapytał Heike z powątpiewaniem.
– Oczywiście! Muszę tylko najpierw trochę się nad tym zastanowić.
Jej głos brzmiał pewniej i niemal zaczepnie, ale zdradzały ją nerwowe ruchy dłoni.
– Dobrze się zastanów, Gunillo – ostrzegł ją. – Jesteś bardziej przywiązana do Erlanda z Backa, niż ci się wydaje.
– Wcale nie – odparowała błyskawicznie, a w jej oczach znów pojawiło się przerażenie. – Pragnę jedynie spokoju, poczucia bezpieczeństwa i przyjaźni, sam powiedziałeś, że… że można żyć w takim małżeństwie.
– Owszem, przez jakiś czas.
– Właśnie, że można, na zawsze, przez całe życie!
Heike żałował, że znów wyprowadził dziewczynę z równowagi. W blasku świecy oczy jej błyszczały jakby od łez.
Coś ścisnęło go za serce, w piersiach zabrakło mu tchu.
Dotąd w swym samotnym życiu nigdy nie czuł nic podobnego. To chyba czułość, pomyślał. Pragnienie, by ukoić zranioną duszę, zająć się zbłąkaną dziewczyną.
Heikemu, odepchniętemu przez ludzi, wyrzuconemu poza nawias społeczeństwa, nie wolno było mieć takich myśli.
A tym bardziej nie powinien posuwać się jeszcze dalej. Musiał zdusić w sobie pragnienie, by nauczyć ją, jak piękna może być miłość.
Ale czy on sam coś wiedział o tym uczuciu?
Oczywiście nie był zakochany w Gunilli. Jeszcze nie. Ale jeśliby się nie pilnował, kto wie, czy tak by się nie skończyło. A dziewczyna i bez tego ma dość własnych trosk, nie trzeba jej dodatkowo dręczyć całkowicie niepożądanym uwielbieniem. Musi jej tego oszczędzić.
Odezwał się spokojnie i trzeźwo:
– Uważam, że nie powinnaś tak stanowczo odtrącać tego Erlanda. Odniosłem wrażenie, że ma wobec ciebie poważne zamiary. Powinnaś dokładnie wyjaśnić mu swoje powody.
– Przecież nie mogę! – zawołała przerażona.
Tak, miała rację. A więc on, Heike, będzie musiał uczynić to za nią, i to tak, by nic o tym nie wiedziała, inaczej z pewnością będzie protestować.
Postanowił zacząć z drugiej strony: dowiedzieć się, czy jest możliwe, by Erland był Christerem, zaginionym synem Arva.
– A jak jest z tym Erlandem? – zapytał ostrożnie. – Czy… czy długo się znacie?
– Przez całe życie.
Niewiele mu to powiedziało. Gunilla była prawdopodobnie młodsza od Erlanda, jego głos brzmiał tak dojrzale. Na pewno nie wiedziała, jak długo Erland mieszka w majątku Bergqvara.
Nie, sam musi to sprawdzić. I to jak najprędzej! Arv nie zasługuje na to, by dłużej żyć w nieświadomości, nie wiedząc, co stało się z jego rodziną.
W chłodny zimowy wieczór Arv Grip i lensmann dziękowali za wizytę we dworze Bergqvara. Na tle nieba mrocznie rysowały się ruiny twierdzy.
– Spadnie śnieg – odezwał się hrabia Posse. – Będzie ładnie na święta. Sprowadzi miły nastrój.
Arv i lensmann stali na schodach, opierając się o poręcz. Nie mieli ochoty się rozstawać. Poncz był wyborny, ożywił ich i stali się rozmowniejsi.
– Wilki wyją do księżyca – zauważył lensmann.
– Wątpię – odrzekł Arv. – Dawno już nie widziano tu wilków. To raczej psy.
– A może demony z Diabelskiego Jaru? – podsunął hrabia.
Wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Najgorsze, że ludzie wierzą w te bajdy – rzekł lensmann.
– A niech sobie wierzą! Uwielbiają przecież takie przerażające historie o duchach – stwierdził Posse.
Lensmann uśmiechnął się.
– Kiedy plotka zaczęła się rozrastać, zebrałem sześciu ludzi i ruszyłem w las, żeby położyć kres tym przesądnym bajaniom. I, oczywiście, niczego nie znaleźliśmy! A ludzie orzekli, że szukaliśmy nie tam, gdzie trzeba.
– Ale nie da się zaprzeczyć, że Zagroda Północna została splądrowana – powiedział Arv.
– Przez włóczęgów, jestem przekonany.
– A ten, którego znaleźli z roztrzaskaną głową?
– Prawdopodobnie wynik sąsiedzkiej kłótni. Wygodniej obwinić o zbrodnię demony. Chłopi twierdzą też, że Siri z Młyńskiego Potoku przebywa w Diabelskim Jarze. Powiadają, że w ciche noce dobiega stamtąd płacz.
Hrabia Posse zwrócił się do Arva:
– Czy ty przypadkiem nie uderzałeś do niej w konkury?
– No, to za dużo powiedziane – rzekł Arv spokojnie, choć nieco zawstydzony. – Uważałem, że jest miłą, kulturalną kobietą, potrafiliśmy się dogadać, ot i wszystko. Przyznam, że bardzo się przejąłem jej zniknięciem, ale nie ja jeden, wszyscy tak zareagowali.
Mruknęli potakująco.
Arv mówił dalej:
– Jak może pamiętacie, pojechałem w odwiedziny do mojej kuzynki Ingeli do Vingoker. Kiedy wróciłem do domu, Siri nie było już od dwóch miesięcy, a moje nieporadne próby odnalezienia jej po tak długim czasie z góry skazane były na niepowodzenie. Cóż, widać urodziłem się pod nieszczęśliwą gwiazdą. Po tych, którzy są mi bliscy, ginie wszelki ślad.
Hrabia i lensmann umilkli zasmuceni. Znali historię tragicznych przeżyć Arva z czasów młodości.
– No, najwyższy czas wracać do domu – stwierdził Arv, chcąc przerwać niemiły nastrój. Powiedzieli sobie „dobranoc” i rozeszli się, każdy w swoją stronę.
Arv popatrzył w górę na mroczne, ciężkie od śniegu niebo. Jego dudniące kroki odbijały się echem od zmrożonej ziemi. Ziemi, która gotowa już była na przyjęcie zimy.
Arv nie miał zdolności Heikego, który wyczuwał w powietrzu zapowiedź czegoś, co ma nastąpić. Heike wychwyciłby w tym momencie ostrzeżenie. Ale niesamowity zwierzoczłek siedział w bezpiecznej kuchni razem z Gunillą, gawędził z dziewczyną, z każdą chwilą coraz bardziej się do niej przywiązując.
W Backa Erland przysiadł na brzegu łóżka i w rozpaczy, z poczuciem bezsilności uderzał kordem w pierzynę. W Knapahult Karl, któremu polepszyło się po wizycie u Kjersti-Sowy, ostrym głosem oznajmił żonie, że jeśli nie będzie od rana do wieczora służyć jak niewolnica choremu mężowi, to na pewno nie pójdzie do nieba. Ebba, bluźniąc, odparła, że wobec tego wybiera raczej piekło. Karl podniósł na nią rękę, ale był zbyt słaby, by dosięgnąć żony.
A w lesie na ukrytych paleniskach żarzył się ogień. Pośród cieni Diabelskiego Jaru krążyły tajemnicze istoty…
Parafia Bergunda sposobiła się do świąt.