ROZDZIAŁ III

Nikt jeszcze o tym nie wiedział, ale w parafii Bergunda w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności wszystko zmierzało do klasycznej tragedii. Nieuchronny bieg wydarzeń powstrzymać mógł tylko jeden jedyny człowiek…

Nowy dwór Bergqvara zaczął nabierać kształtów. Spośród rusztowań wyłaniał się ogromny, wspaniały budynek w gustawiańskim stylu. Obora, ustawiona pod kątem prostym do części mieszkalnej, była o wiele dłuższa niż gdziekolwiek indziej. A za dworem, na cyplu wcinającym się w jezioro, pozostały jeszcze ruiny najstarszego Bergqvara – średniowiecznej twierdzy dawno, dawno temu obróconej w perzynę.

Karl z Knapahult z goryczą stwierdził, że romans między Gunillą a pisarzem z Bergqvara wcale się nie rozwija. Czy ten człowiek jest ślepy? Nie widzi, że Gunilla dorasta i z każdym dniem staje się coraz piękniejsza?

Pewnego dnia Karl pracował na dworze. Podczas przerwy obiadowej znalazł się na dziedzińcu w pobliżu pisarza, zaczytanego w swoich papierach. Chłop zebrał się na odwagę i postanowił porozmawiać z Arvem Gripem z Bergqvara.

Karl ściągnął czapkę z głowy.

– Piękny będzie ten nowy dwór – zagadnął.

Arv popatrzył na niego ze zdziwieniem. Kim był ten człowiek z wiecznie kwaśną miną, ten, któremu nigdy nic się nie podoba? Ach, tak, oczywiście, Karl z Knapahult! Teraz jednak przymilał się jak szczenię.

– Tak, mamy nadzieję, że będzie ładny – odparł Arv uprzejmie.

Odczuł nagle ukłucie wyrzutów sumienia, że nie znalazł czasu na poważną rozmowę z chłopem, jak obiecał Gunilli, ale budowa nowego dworu całkowicie go pochłonęła.

– Mam nadzieję, że córka nie przeszkadza wam w pełnieniu waszych obowiązków, panie? Bardzo jest gadatliwa z natury.

– Nie. Gunilla wcale mi nie przeszkadza. Jest mądrą, układną dziewczynką i nigdy nie mówi ani za dużo, ani za długo.

– Setki razy jej powtarzałem, że nie powinna zabierać wam czasu, panie. Ale, zrozumcie, jest taka samotna. Wydaje się, że na jakiś dziwny sposób przywiązała się do was. Mówiłem jej też, że musi myśleć o swoim dobrym imieniu. Bo sami wiecie, jak ludzie potrafią wziąć na języki. Muszę wydać ją za mąż, dawno już osiągnęła wiek stosowny do małżeństwa, a trzeba powiedzieć, że i zalotników nie brakuje. Co prawda, można wybierać tylko spośród wieśniaczych synów.

– A cóż złego w synach wieśniaków – dobrodusznie uśmiechnął się Arv.

Chłop z Knapahult pokraśniał.

– No, nic, absolutnie nic, ale chciałem powiedzieć, że nasza Gunilla zasługuje na lepszy los. Została należycie wychowana, zgodnie z przykazaniami Pana. Jest cnotliwa i pracowita, silna i ładna. I mądrzejsza niż wszyscy chłopi razem wzięci. A takiej mądrej żony chłopi nie chcą mieć, kończy się wtedy biciem. I Knapahult jako wiano też nie jest do pogardzenia. To przecież nie jest zwykła zagroda.

– Wiem, że ma pewne przywileje.

Karl starał się kuć żelazo póki gorące, gadał jak najęty, wiedział bowiem, że to jego jedyna szansa. Mogła się już więcej nie powtórzyć.

– Dlatego rozglądając się za mężem dla niej, będę musiał mierzyć wyżej…

Arv zorientował się nagle, że chłop z Knapahult utkwił w nim wymowne spojrzenie. Wybuchnął śmiechem.

– Mój drogi Karlu, cóż ty właściwie próbujesz powiedzieć?

– Lepszej żony próżno by szukać ze świecą. „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” – zacytował uroczyście Pana.

Arv nie wiedział, czy powinien śmiać się, czy płakać.

– Dziewczyna o tym wie? – zapytał, bo poczuł się nieswojo na myśl o tym, że Gunilla przez ostatni rok z pełną świadomością usiłowała zarzucić na niego sieci.

– Dziewczyna? Ależ skąd, niech Bóg broni! Nigdy bym jej tak nie namącił w głowie. Dość jej prawiłem o grzechu, więc też i strzeże się przed nim! Młode dziewczęta należy karcić, tak by wszelkie grzeszne myśli stały się im obce!

Arv nadstawił uszu. W jednej chwili przypomniał sobie sińce na ramieniu Gunilli.

– Chcesz powiedzieć, że bijesz dorosłą dziewczynę?

– Tak zostało napisane w Piśmie, panie.

– Ale Gunilla nie uczyniła chyba nic, co nie przystoi? Nie znam nikogo o równie czystym sercu.

– No właśnie! To dlatego, że od samego początku wybijałem jej z głowy i ciała grzeszne myśli. Co sobota wpajam jej przykazania Pańskie. Na gołą skórę, jak zostało napisane.

Arv zastanawiał się, gdzie można znaleźć podobny zapis. Był do głębi wstrząśnięty. Lepiej rozumiał teraz rozpacz Gunilli, jej nieme błaganie o przyjaźń i zrozumienie. O życzliwość. Tego właśnie szukała u niego.

Ogarnęło go współczucie dla dziewczyny, a jednocześnie pochwycił wielki gniew, nieprzemożona ochota, by naprawdę nauczyć rozumu tego „bożego posłańca”.

Na szczęście dla Karla nadszedł hrabia Posse. Inaczej nie wiadomo, jaki koniec miałaby ta rozmowa.

Arv rzekł pospiesznie:

– Ale, Karlu, wiesz chyba, że mam dwa razy więcej lat niż ona?

– Tym lepiej.

Dla mężczyzny może i tak. Ale dla dziewczyny…?

W stanie najwyższego wzburzenia Arv zwrócił się ku hrabiemu Arvidowi Erikowi Possemu i usiłował znów skupić się na planach budowy.

Karl z Knapahult zdołał jednak zasiać w duszy Arva coś, o czym on sam nigdy dotąd nie pomyślał. Do tej chwili traktował Gunillę jak samotne, nieszczęśliwe dziecko. Teraz zaczął spoglądać na nią w nieco inny sposób. Z początku czynił to niechętnie, ale z czasem potrafił wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała w przyszłości, gdy dojrzeje i stanie się dorosłą kobietą…

Karl czekał, zrobił już swoje. Jedyne, co mu teraz pozostawało, to wymyślanie kolejnych powodów, by wysyłać Gunillę do pisarza w Bergqvara. Nie było to wcale takie trudne, istniały bowiem dziesiątki spraw, w których mógł prosić o rozmowę z inspektorem.

Arv widział wyraźnie, że dziewczyna absolutnie nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistych planów ojca. Była równie naiwna i szczera jak zawsze, nadal zwierzała mu się ze swych marzeń, z pragnienia poznania świata. Mówiła również o tym, jak trudno jest jej sprostać wymaganiom rodziców i być taką dobrą córką, jakiej by sobie życzyli. Nigdy jednak nie wspominała, że życie, które z nimi dzieli, jest dla niej udręką. Arv przyglądał się jej drobnym, ale silnym dłoniom o skórze chropowatej i stwardniałej od ciężkiej pracy, barkom mocnym i umięśnionym od dźwigania ciężarów, od których może nawet wykrzywił się jej kręgosłup. Uważał za rażącą niesprawiedliwość, że taka dobra, delikatna panienka musi cierpieć, narażona na codzienne boje małostkowych ludzi, którzy nie dostrzegają jej niezwykłej osobowości. Ostrożnie próbował wybadać, czy ojciec często ją bije, ale Gunilla zawsze odwracała wtedy głowę i prędko zaczynała mówić o czym innym. Arv widział jednak łzy napływające jej do oczu i słyszał drżenie głosu.

Był wzburzony, coraz częściej nie spał po nocach, rozmyślając o dziewczynie, która z całą pewnością zasługiwała na lepszy los. Nie widział nic złego w pracy w małej zagrodzie, zwykle dobrze wpływało to na młodych ludzi, ale wydawało mu się, że Gunilla jest stworzona do czegoś innego. Miała w sobie godność, siłę charakteru, ukryte zdolności i inteligencję, które warto by rozwijać.

I, na domiar wszystkiego, bita! Za coś, czego nigdy nie zrobiła, ale co, być może, pewnego dnia uczyni?

Nie miał siły dłużej patrzeć, jak cierpi.

Arv był spokojnym mężczyzną, pełnym troski o drugiego człowieka, nie chciał jednak ingerować w życie rodzinne innych ludzi.

Ale czy naprawdę mógł przyglądać się nieszczęściu w milczeniu?

Nie, zdecydowanie nie.

Jakiś czas później jesienią 1793 roku znów spotkał Karla z Knapahult.

Kiedy skończyli rozmawiać o grożącej w każdej chwili zawaleniem stodole Karla, Arv Grip, męcząc się przy tym bardzo, zadał Karlowi pytanie:

– No i jak, znalazłeś już męża dla Gunilli?

– Nie – odparł chłop, szeroko otwierając oczy i usiłując udawać jeszcze głupszego niż był, choć to wcale nie wydawało się konieczne. – Nie, jeszcze nie znalazłem.

– A czy postanowiłeś cokolwiek na temat jej przyszłości?

– Cóż by to miało być?

– Porozmawiam z dziewczyną – rzekł Arv krótko.

Zadowolenie, które przemknęło przez twarz chłopa, nie mogło ujść jego uwagi. Rozdrażniło go to do tego stopnia, że zapomniał o swej wrodzonej dobroduszności.

– Słuchaj, Karlu! Po wsi chodzą słuchy, że bijesz nie tylko swoje jedyne dziecko, ale i własną żonę!

– Co takiego? Czy ona się skarżyła?

– Oczywiście, nie. Zresztą nie byłoby to potrzebne, sam widziałem ją posiniaczoną. Nie mówiąc już o małej Gunilli. Jak ty właściwie odnosisz się do swoich kobiet, Karlu?

Chłop z Knapahult milczał, najwyraźniej szukając odpowiednich słów.

– Mówiłeś, że chcesz wyplenić grzech z twojej córki, i już samo to wzburzyło mnie bardziej, niż umiem to wyrazić. A jaki powód wymyśliłeś, by bić żonę?

– To grzeszna dziwka – mruknął Karl i splunął.

– Za te wszystkie sińce odpowiesz przed Bogiem, Karlu!

– O, Ebba nigdy nie pójdzie do nieba. Dziewczyna także nie.

– To dlaczego wybijasz z nich grzech? – Arv ze wzburzenia ledwie mówił.

Karl wyprostował się z dumą.

– Prawem sprawiedliwych jest karać niepokornych.

– A co z tymi, którzy są sprawiedliwi, ale nie wobec siebie?

– Oni także pójdą do piekła.

– Ach, tak! Zatem wiesz już teraz, co ciebie czeka, Karlu z Knapahult – rzekł Arv i odwrócił się na pięcie.

Karl stał jak wryty, czując, jak soczysta replika, której nie zdążył wypowiedzieć, dławi go w gardle.

Od strony zabudowań nadeszła Ebba. Spoglądała na prostą sylwetkę Arva.

– O czym rozmawiałeś z panem pisarzem?

Karl, który nie miał okazji wyładować gniewu, popatrzył na nią z nienawiścią.

– Ty czarcia łajdaczko – syknął i chciał od niej odejść.

Ebba rozzłościła się.

– Zadałam ci proste pytanie. Ale ty ostatnio stałeś się taki nieznośny, że raczej pójdę z tym do pisarza. On przynajmniej przypomina prawdziwego mężczyznę. Ty nawet tego już nie potrafisz.

Trafiła prosto w jego najczulszy punkt.

– Ha! Dobre sobie, myślisz może, że ktoś miałby jeszcze na ciebie chrapkę, ty stara, zużyta kobyło?

– Wyobraź sobie, że tak właśnie myślę – odparła Ebba, uśmiechając się krzywo, choć strzegła się, by tego uśmiechu nie pokazać.

Karl zapamiętał jednak, że Arv Grip z Ludzi Lodu pragnął pomówić z jego córką.

Kiedy więc Gunilla następnym razem przyszła do Bergqvara, co wcale nieprzypadkowo miało miejsce już nazajutrz, Arv rzekł:

– Chciałbym porozmawiać z tobą, Gunillo. Chodź ze mną do mojego pokoju, tu za gabinetem, zapraszam cię na filiżankę kawy.

– Kawy? – Gunilla była zaskoczona. – Nigdy jeszcze nie piłam kawy.

– Nie? Zatem najwyższy czas spróbować.

Dziewczyna ze zdumieniem przyglądała się pisarzowi. Jego oczy, wyostrzone rysy, ba, cały wygląd świadczył o tym, że źle spał tej nocy. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego.

Poprosił jedną ze służących we dworze, by przygotowała dwie filiżanki tajemniczego brunatnego napoju, o którym Gunilla tak wiele słyszała, a nigdy go nie widziała. Kiedy parujące filiżanki już stały na wyszorowanym piachem stole w pokoiku za gabinetem, Arv zapytał:

– Jakie są twoje plany na przyszłość, Gunillo? Tym razem chodzi mi o prawdziwe plany, nie o marzenia.

Zmieszała się, musiała oderwać wzrok od pięknych ścian, pokrytych prawdziwymi tapetami! Starymi, co prawda i nieco wystrzępionymi po brzegach, ale, ach, z jakim pięknym wzorem! I parapet pomalowany na biało. Jak tu ładnie! zachwycała się w duchu.

– No cóż – odparła zadumana. – Nie wiem. Oczywiście przejmę kiedyś Knapahult, jestem przecież jedynaczką…

– I pewnie wyjdziesz za mąż?

– Nie – zaprzeczyła szybko. – Za mąż nie wyjdę nigdy.

– Dlaczego?

– Bo to grzech.

– Grzech? – zdziwił się Arv i zmarszczył brwi. – W małżeństwie nie ma przecież nic grzesznego, zostało ustanowione przez Boga.

Odwróciła głowę; nie mogła wyznać, że nie chce, by kiedykolwiek dotknął ją mężczyzna.

Oto co przyniosły nauki Karla!

Arv bez trudu zorientował się, w czym rzecz. A więc wszystko będzie jeszcze trudniejsze! pomyślał.

Wstał i zwrócony plecami do dziewczyny powiedział:

– Gunillo, przez wiele lat byłem samotnym człowiekiem. Gdybyś zechciała zostać moją żoną, obiecuję, że będzie ci ze mną dobrze.

Gunilla na przemian bladła i czerwieniała. Chyba pan pisarz nie mówi tego poważnie!

– Nie! – jęknęła.

– Ale dlaczego nie? Uważasz, że jestem za stary? Przypomnij sobie młodego Liljevalla, który poślubił starą wdowę. Mogłaby być jego babką, a nikogo to nie zdziwiło!

Zareagowała ostro:

– Nie, nie mogę!

– Wydawało mi się, że mnie lubisz, Gunillo…

– Bo tak przecież jest! Tylko nie mogę… Nie, nie mam już sił.

– Czy ktoś inny jest drogi twemu sercu?

– O, nie, nikogo pod słońcem nie lubię bardziej niż was, panie. Ale to… to…

Nerwowo wyłamywała palce. Arv czekał.

– Nie mogę znieść tego… tego, co muszą robić ludzie, kiedy już są po ślubie.

A więc zostało powiedziane. Pragnęła teraz umrzeć, zapaść się pod ziemię ze wstydu. Ale dobry pan pisarz musiał się dowiedzieć, dlaczego odrzuciła jego życzliwą propozycję.

Arv bardzo się zasmucił. Doskonale rozumiał, że to zachowanie rodziców wzbudziło w niej odrazę. A on tak bardzo pragnął mieć dzieci w miejsce tych, które utracił.

Jak rozwiązać to w sposób najlepszy dla wszystkich? Zostawić ją w spokoju w Knapahult? Karl i Ebba z pewnością nie zmienią swego postępowania. Życie Gunilli będzie wieczną udręką, aż dziewczyna w końcu załamie się i zostanie z niej ledwie cień człowieka.

Ponowił próbę:

– Drogie dziecko, czy nie będzie dla ciebie najlepiej, gdy uwolnisz się od cielesnych i duchowych cierpień, na które jesteś narażona? Wiesz, że ja nigdy bym cię nie uderzył.

Milczała. Arv dostrzegał ślady brutalnych palców na jej karku i w duchu pomstował na Karla za napaść na bezbronne dziecko.

– Wiem, że nie mogę – szepnęła.

Arv westchnął.

– Umówmy się więc tak: wyjdziesz za mnie, przeniesiesz się do mojego domu… Nie, nie, poczekaj, aż skończę mówić… a ja zostawię cię w spokoju aż do czasu, gdy dojrzejesz, by w pełni stać się moją żoną.

Powoli uniosła głowę. Teraz, gdy światło padało na złotobrązową skórę, delikatnie ją prześwietlając, dziewczyna wyglądała przepięknie.

Szybko dokończył:

– Bo wiesz, chciałbym mieć kiedyś własne dzieci…

Znów drgnęła.

– Nie! Nie mogę się na to zgodzić! Byłoby to nieuczciwie wobec was, a niczym sobie na to nie zasłużyliście.

Widać było, że zaraz wybuchnie płaczem.

– Ale przecież mówimy o dalekiej przyszłości, Gunillo. Wiele razy jeszcze zdążysz zmienić zdanie. Najważniejsze, byś mogła odejść z domu.

Myśl o tym, by wyrwać się z błędnego koła: nie słuchać już dziwacznych, złych słów ojca o żądzy cielesnej, a potem tego, jak sapie niby zwierzę wraz z matką, którą później bił – była niezwykle kusząca. I jeszcze móc każdego dnia przebywać z dobrym panem Gripem. Byle tylko nie…

– Potrafię zająć się domem – powiedziała szybko. – Umiałabym ładnie posprzątać.

– Wcale w to nie wątpię.

– Nie mielibyście ze mną kłopotu. I moglibyśmy rozmawiać…

– No właśnie! A więc?

Odetchnęła.

– To nie w porządku! Nie w porządku wobec was!

– Czas to pokaże. A czy ty sama nie chcesz mieć dzieci?

Popatrzyła na niego nieśmiało, jakby go oceniając. Jak gdyby nie była pewna, czy chce mieć dzieci właśnie z nim! Po chwili Arv przyznał jednak, że nie powinien myśleć o sobie aż tak krytycznie. Dziewczyna była po prostu do szaleństwa przerażona, wpędzona przez ojca, a może i przez matkę, w ślepą uliczkę i w dodatku… tak, i przez niego samego, przez to, co teraz powiedział.

– Nie – odparła, prawie nieobecna duchem. – Myślę, że nie. Nie umiem sobie tego wyobrazić. Rzecz jasna, lubię dzieci, ale może mogłabym zająć się cudzymi?.

Arv zacisnął zęby. Już skłonny był się wycofać, gdy na szczęście wpadł mu do głowy nowy pomysł.

– Gunillo, mam inną propozycję, być może nawet lepszą. Przeniesiesz się do mnie jako moja gospodyni, dziewczyna do pomocy czy jak zechcesz to nazwać. Zobaczymy, czy po pewnym czasie nie przywykniesz do myśli o tym, że mogłabyś zostać moją żoną.

Spojrzała na niego podejrzliwie, z niedowierzaniem.

Pospiesznie zapewnił:

– Naturalnie, nawet cię nie dotknę, to chyba rozumiesz! I nikt w Bergqvara nie przyjmie tego źle, nie będzie nieprzystojnych uwag, bo wszyscy od dawna twierdzą, że powinienem nająć kogoś do pomocy w domu, jestem przecież samotnym wdowcem.

Na jej drobnej twarzy odmalowała się cała gama uczuć: pragnienie, powątpiewanie, strach i nadzieja.

– Czy ja… czy mogę się nad tym zastanowić?

– Ależ oczywiście! Namyślaj się tyle czasu, ile tylko ci potrzeba!

Wstała i ukłoniła się.

– Dziękuję, panie Grip! Dziękuję! Za wszystko, za waszą niezwykłą propozycję, za zrozumienie i za…

Zacięła się, musiała zacząć od nowa:

– Nigdy nie spotkałam takiego dobrego człowieka jak wy, panie. I tak bardzo chciałabym… być posłuszna. Ale coś się we mnie opiera.

Z tymi słowami wybiegła, uciekła. Arv spostrzegł, że nawet nie tknęła kawy, której była przecież tak ciekawa. Zrozumiał wtedy, jak bardzo musiała być wzburzona, i serce zamarło mu z litości.

Nie był do końca pewien swoich uczuć dla Gunilli. Oczywiście lubił ją, była mu bardzo bliska i bez trudu mógł sobie wyobrazić małżeństwo z nią. Ale była taka niedojrzała, niemal jeszcze dziecko, i nie czuł w stosunku do niej żadnej namiętności. W jego życiu było miejsce na jedną tylko miłość, tę do żony. Nigdy nie mógł pokochać innej kobiety tak mocno, jak kochał tamtą.

Przyznawał jednak, że nie powinien żyć samotnie przez resztę swych dni. Myśl o tym, że młodziutka, łagodna Gunilla zamieszkałaby z nim, ogromnie go kusiła.

I chciał mieć dzieci, mogące zastąpić mu te utracone w straszliwej tragedii, przed której wspomnieniem ciągle broniły się jego myśli. Oczyma wyobraźni widział nowe dzieci biegające po ślicznym domku w Bergqvara, ale nie był w stanie wyobrazić sobie, że spłodzi je właśnie z Gunillą bez względu na to, jak wielką sympatią ją darzył.

Dziewczyna musi najpierw dorosnąć.

A potem powrócił do domu Erland z Backa.

Dorosły, przytłaczająco męski po twardej żołnierskiej szkole. Nosił piękny mundur, trójgraniasty kapelusz, czerwoną kurtkę, wykończoną zieloną lamówką, białe bandolety i buty sięgające aż do połowy ud. Miał też kord i strzelbę zakończoną strasznie kłującym szpikulcem. O, na jego widok mogły się ugiąć kolana.

Gunilla spotkała go przypadkiem na drodze. Szedł akurat do Knapahult, po części by się z nią spotkać, po części by pokazać się w tak imponującym stroju.

Gunilla z wahaniem przystanęła na ścieżce. Kto to mógł być? Taki przystojny obcy przybysz! Lśniła biel bandoletów, błyszczały buty, dźwięczała broń i ostrogi. Obcy miał szerokie ramiona, a na twarzy uśmiech światowca.

Gunilla ukłoniła się, choć nogi nie przestawały jej drżeć.

– Ach, Gunillo – powiedział głębokim, męskim głosem. W smalandzkim dialekcie pobrzmiewał obcy akcent. – Jak ty wyrosłaś! I jak wyładniałaś!

Przystanął przed dziewczyną, wpatrującą się weń szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma.

– Czyżbyś mnie nie poznawała?

– Nie-e – szepnęła z lękiem. Była przecież sama, samiuteńka w lesie z tym mężczyzną.

– No, tak, nikt w parafii mnie nie rozpoznaje – błysnął zębami w szerokim uśmiechu. – Przecież ja jestem Erland! Erland z Backa!

– Co? – zdziwiła się niemądrze.

– Oczywiście, że to ja!

Usiłowała spojrzeć na niego innymi oczami, dostrzec choćby cień podobieństwa do towarzysza dziecięcych zabaw.

Przemówiła wreszcie, najpierw wolno, potem pewniejszym już głosem.

– Rzeczywiście, to chyba Erland? Ależ tak, tak! Jaki zrobiłeś się przystojny!

Zamruczał z zadowolenia.

– Mam też własną zagrodę, jestem przecież, jak wiesz, przydzielonym żołnierzem.

W owych czasach grupa zagród albo cały dystrykt składały się na utrzymanie jednego żołnierza najemnego, który był do dyspozycji korony podczas wojny czy też w innych okolicznościach, kiedy zaszła taka potrzeba. Żołnierzom tym przydzielano zagrodę, otrzymywali też inne przywileje. Taki żołnierz odbywał więc służbę wojskową za cały swój dystrykt i w ten sposób inni nie musieli służyć w królewskiej armii. Dla Erlanda z Backa był to milowy krok naprzód, był przecież piątym synem w rodzinie i tym samym nie miał przed sobą żadnej przyszłości.

Gunilla nadal nie mogła pogodzić się z przemianą, jaka dokonała się w Erlandzie.

– Ale czy to naprawdę Erland?

– No jasne! – Z dumą wypiął pierś.

– A ja myślałam, że jesteś w Sztokholmie i strzeżesz samego króla.

– Byłem w stolicy, ale, jak wiesz, Jego Wysokość Gustaw Trzeci został w zeszłym roku zastrzelony w operze, a to oznaczało koniec mojego pobytu w Sztokholmie. To wielkie, piękne miasto, szkoda, że go nie widziałaś. Zupełnie co innego niż Bergunda! Vaxjo zmieściłoby się w tym mieście dziesięć razy!

– Ale to znaczy, że źle strzegłeś króla? – zarzuciła mu oburzona.

– Nie, nic podobnego! Przecież ja nie miałem wstępu do opery. Ci łajdacy wiedzieli o tym i właśnie wtedy strzelili.

– Rozumiem – powiedziała w zamyśleniu. Już wcześniej słyszała o zabójstwie króla…

Ale co powinna teraz zrobić? Nie mogła przecież stać w skutym mrozem lesie i żartować z takim wytwornym panem, od którego aż biła męskość. Erland ogromnie jej zaimponował, miała wrażenie, że sama przy nim nic nie znaczy.

– A jak się sprawy mają z diabłami na piaskach? Tymi, które mieszkają w Diabelskim Jarze? – zapytał Erland. – Zdołaliście je poskromić?

– Są straszniejsze niż kiedykolwiek. – W niebieskich oczach Gunilli odmalował się strach. – Słyszałeś o zniknięciu Siri z naszej parafii? Powiadają, że nadal żyje i że to ona próbuje zostawiać ślady, układa krzyże z patyków.

– No, ja się z nimi rozprawię. Mam muszkiet i bagnet, i jeszcze kord. Z tą bronią jestem nieśmiertelny!

– Ależ nie wolno ci tego robić, Erlandzie! – wykrzyknęła przerażona. – One są niebezpieczne, to nie są istoty z tego świata! Czy wiesz, że włamały się do Zagrody Północnej i zabrały wszystko, co było w spichlerzu? Nie zostawiając przy tym ani śladu! To nie są ludzie! Ich nie imają się kule!

– Mogę przecież kazać sobie zrobić kulę ze srebra. – Erland w zamyśleniu zadarł głowę do góry i obserwował wierzchołki drzew.

– Nie, proszę, nie rób tego! One cię złapią.

– A ty byś tego nie chciała? – spuścił wzrok i skierował go na nią.

Myśli wirowały jej w głowie jak kołowrotek. Nowy Erland sprawił, że przez ciało przebiegał przyjemny dreszcz, jak gdyby ktoś niewidzialny stał za nią i łaskotał po krzyżu. W piersiach czuła ucisk wywołany uczuciem, którego istnienia do tej pory nawet nie podejrzewała.

Ten uśmiech, jakby od niechcenia, świadczący o pewności siebie, tak bezwstydnie męski, co on z nią uczynił? Aż zakręciło jej się w głowie. Zmieszanie? Najgorsza była niemożność odzyskania równowagi, czysto fizyczna, jak gdyby jej ciało w każdej chwili gotowe się przewrócić, i to tylko w jedną stronę, ku niemu.

Nagle zorientowała się, że jego głos zabrzmiał niezwykle poważnie.

– Gunillo, widziałem Sztokholm, można rzec, prawie cały świat. Ale nie patrzyłem na inne dziewczęta, no, w każdym razie nie za dużo.

Nie warto wspominać o paru eskapadach, dzięki którym przestał być prawiczkiem. Wieść o tym mogłaby zranić Gunillę. A poza tym zdobył doświadczenie, to przecież tylko lepiej dla niej. Czyż nie tak?

Oczywiście pysznie by było móc zabłysnąć paroma historiami o kobietach, opowiedzieć, jak to dziewczyny się za nim uganiają, ale Erland z Backa obdarzony został dobrą intuicją i wyczuwał, co może dziać się w sercu samotnej chłopskiej córki. Postanowił zatem przemilczeć swoje podboje. Zamiast tego rzekł:

– Wiesz, Gunillo, dostałem naprawdę porządną zagrodę. Byłem wczoraj ją obejrzeć. Nie leży w obrębie parafii Bergunda, ale nie jest bardzo daleko stąd. Może kiedyś poszłabyś tam ze mną?

Dziewczyna milczała. Czubkiem buta delikatnie kopała w lód, którym jeszcze nocą mróz skuł niewielką kałużę, i wsłuchiwała się w dźwięczny odgłos.

Erland ciągnął już z mniejszą werwą:

– Bo tak sobie myślałem, że któregoś pięknego dnia będziemy razem, Gunillo. Oszczędziłem prawie cały swój żołd. Czternaście talarów, to wcale nie tak mało!

Gunilla nie miała w tej chwili głowy do pieniędzy. Nie mogła opanować drżenia całego ciała. Spuszczone oczy widziały tylko jego wypolerowane do połysku buty i grudkę gliny z przyczepionymi do niej zrudziałymi źdźbłami trawy, przylepioną do obcasa. Serce uderzało jej tak mocno jak razy wymierzane przez ojca. Nie mogąc się powstrzymać, przesunęła wzrok na jego uda w czerwonych spodniach, na kurtkę i kamizelkę pod nią. Kurtka sięgała mu do ud, a między jej połami… Spojrzenie dziewczyny padło na lekką wypukłość w spodniach i nagle usłyszała dochodzące z izby sapanie rodziców, ujrzała matkę przemykającą się do stodoły z rozkołysanymi biodrami, gdzie już czekał na nią jakiś cień, doszedł ją monotonny głos ojca mamroczący przekleństwa nad nierządnicami Ezechiela, pragnącymi posiąść mężów chaldejskich o narządach jak osły i soku jak konie. W jednej chwili ogarnęły ją mdłości.

– Gunillo, co się stało? Dlaczego krzyczysz? Nie, nie uciekaj! Zaczekaj!

Dziewczyna co sił w nogach gnała w stronę Bergqvara. Obrała drogę przez las, by Erland nie wiedział, którędy ją gonić. Krew tętniła jej w żyłach, nie mogła pozbyć się cudownego, ale przecież ohydnego uczucia upojenia, które ogarnęło ją, gdy na niego patrzyła. Czuła, że jest gorsza od ladacznicy, bo wpatrywała się w to miejsce jego ciała i odczuła niezwykłą rozkosz akurat tam, gdzie nie wolno jej było niczego czuć, a jeszcze on mówił, że mieliby zamieszkać jak mąż i żona w jego zagrodzie.

Mdłości zaczynały brać nad nią górę, musiała zatrzymać się i wziąć głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Stała pochylona, ciężko wzdychając, głęboko nieszczęśliwa. Przemogła się jakoś i zdołała wyprostować.

Nasłuchiwała.

Nie doszedł do niej żaden szelest. Szybkim krokiem pospieszyła dalej, dotarła do dworu Bergqvara i prawie natychmiast natknęła się na Arva Gripa z Ludzi Lodu.

Uśmiechnął się do niej serdecznie.

– Witaj, Gunillo! Ależ jesteś zdyszana! Czyżbyś napotkała ducha, taka jesteś blada?

Zaczęła oddychać spokojniej, ukłoniła się na drżących z wysiłku nogach i szepnęła, jąkając się:

– Inspektorze Grip… Jeśli wasza łaskawa propozycja nadal jest aktualna… to chciałabym… chciałabym zostać waszą gospodynią. Na razie.

Arv przyglądał się jej uważnie. Zrozumiał, że musiało przytrafić się jej coś wstrząsającego, ale nie chciał pytać.

Ciepło, uspokajająco otoczył ją ramieniem, przy jego dotknięciu nogi niemal załamały się pod nią.

– Dobrze, Gunillo. Przygotuję wszystko na twoje przybycie. Będziesz miała własną izdebkę z osobnym wyjściem. Możesz zabrać z domu swoje ulubione sprzęty.

– Dziękuję – szepnęła. – I nie będę musiała…

– Będziesz moją gospodynią, nikim więcej. Może któregoś dnia inaczej na mnie spojrzysz, ale na razie nie będziemy o tym mówić. I pamiętaj, w każdej chwili możesz wrócić do domu.

– Jesteście taki miły, taki dobry – odrzekła ze łzami w oczach.

– Zobaczysz, na pewno się zgodzimy – uśmiechnął się przyjaźnie.

Teraz brakowało już tylko jednej postaci, by wszystkie osoby dramatu zebrały się na scenie.

A osoba ta była już niedaleko.

Загрузка...