Kiedy się przebudził, był w pokoju sam.
Z początku zdumiało go, że twarz i głowa sprawiają wrażenie takich swobodnych, zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież zdjęto mu bandaże.
Otworzył oczy.
Wstrząs przeszył całe ciało.
Okno! Widział okno i coś niezwykłego, wyrazistego i bardzo pięknego za nim. A po obu stronach okna wisiało coś tak cudownego, że ze wzruszenia w oczach zakręciły mu się łzy.
To muszą być kolory, pomyślał. One tworzą wzór. Nie mógł się napatrzyć do syta, raz po raz mrugał bolącymi jeszcze oczyma.
Ściany. One miały w sobie jakąś inną jasność, czyżby… inny kolor? A z sufitu zwieszała się rzecz, która musiała być lampą.
Misza nieco przestraszony podniósł ręce. Czy starczy mu odwagi, żeby się im przyjrzeć? Postanowił jednak, że musi to zrobić. Potem usiadł i powiódł wzrokiem po całym pokoju. W głowie trochę mu się zakręciło od wszystkich tych nowych wrażeń, ale…
Drzwi się otworzyły, do środka weszło jakieś duże stworzenie. To musi być człowiek, stwierdził Misza. Wiem przecież, jak poznać ludzi, wszystko się zgadza. Ale ten człowiek jest taki wielki i potężny, ma jasne ładne włosy, doprawdy, przyjemnie na niego patrzeć. Tak, na niego, bo jestem pewien, że to mężczyzna.
Uśmiecha się do mnie, teraz będzie coś mówił. To Jaskari!
Jakiż on piękny!
– Jaskari… Ja… ja widzę – szepnął bez tchu, nie mogąc zapanować nad głosem. – Ja widzę!
Wybuchnął płaczem. Wcale tego nie chciał, lecz ściskanie w piersi stało się wprost nie do wytrzymania. Jaskari położył mu rękę na ramieniu, powiedział coś życzliwie i Misza wreszcie zdołał wziąć się w garść.
– Sprawiłeś nam wszystkim ogromną radość -stwierdził lekarz, gdy chłopak odzyskał wreszcie mowę. – Bardzo się już baliśmy, że się nam nie powiodło.
– Jaskari, musisz mi pomóc. Kolory… Matka opowiadała mi o czerwonym, niebieskim i żółtym, ale nie wiem, który jest który, a nie chciałbym wyjść na głupca, kiedy ktoś spyta.
– Spokojnie, spokojnie – z czułością roześmiał się Jaskari. – Wszystko w swoim czasie. Podejdź ze mną leszcze raz do okna.
Tym razem Misza usłuchał go bez wahania. Nie wziął jednak pod uwagę wpływu zdolności widzenia na zmysł równowagi, zwłaszcza że przecież nogi również miał od niewielu dni. Zachwiał się i mało brakowało, a by się przewrócił, gdyby Jaskari go nie podtrzymał.
– Trochę mi się kręci w głowie – tłumaczył się zawstydzony Misza.
– To najzupełniej naturalne. Dobrze, a teraz wyjrzyj przez okno i opowiedz mi, co widzisz.
– Ojej! – westchnął Misza. – Ojej!
Przez dobrą chwilę gawędzili o wszystkim, co znajdowało się wokół szpitala, o drzewach, krzakach, domach, niebie i jeziorze. Misza przeszedł błyskawiczny kurs rozpoznawania barw, Jaskari zdumiał się tym, jak szybko chłopak wychwytuje i zapamiętuje nowe wyrażenia. To doprawdy bardzo inteligentny chłopiec, powinien był się kształcić! Ale chyba nie jest jeszcze na to za późno?
– Wiesz, ile masz lat, Misza?
– O, tak. Rodzice zawsze obchodzili moje urodziny. Mam siedemnaście lat. Niedługo będę miał osiemnaście.
– No proszę, proszę.
Chłopak wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
– Profesor wspomniał o lustrze, czy mógłbym zobaczyć…
– Na razie nie – uśmiechnął się Jaskari. – Raczej bardzo byś się wystraszył. Zaczekaj jeszcze kilka dni, aż siniaki, opuchlizna i strupy znikną. Ciągnie cię wokół oczu?
– Trochę.
– Staraj się ich nie trzeć i nie odrywaj strupów, odpadną same. Chciałbyś spotkać się teraz z rodzicami?
O, tak, Misza bardzo tego pragnął.
Jaskari przyprowadził ich, lecz wtedy chłopak przeżył szok.
Jacy oni mali i brzydcy, pomyślał. Czy to naprawdę matka i ojciec?
Rodzice jednak uśmiechnęli się do niego i z wyraźnym wzruszeniem powiedzieli, że słyszeli już, co się stało, a wtedy Misza zawstydził się swoich myśli i mocno ich objął. Wszystkim trojgu oczy błyszczały od łez.
Zaraz przyszła jeszcze pielęgniarka, Misza wiedział, że nie może to być nikt inny, poznał ją bowiem po szeleście fartucha.
Kobieta? Oczywiście! I jakaż ona piękna, ojej!
Była to całkiem zwyczajna pani, ani ładna, ani brzydka, Miszy jednak jej uroda wydała się wprost baśniowa, nie bardzo przecież potrafił porównać ją z innymi.
Na jego korzyść przemawiał jednak fakt, że najbardziej zafascynowała go dobroć, jaką wyczytał w oczach siostry, i jej miły uśmiech. Podobnie zresztą sprawa się miała z rodzicami, niewysokimi pomarszczonymi ludźmi o smagłej, zniszczonej cerze i posiwiałych włosach. Przestraszyło go jedynie pierwsze wrażenie, później, gdy popatrzył im w oczy, kochał ich już tak samo jak zawsze, za ich dobroć.
Pytająco popatrzył na pielęgniarkę. Czy ta przepiękna istota mogła być Berengaria? Chyba tak, inne rozwiązanie nie jest możliwe, chociaż ten fartuch… Zanim jednak zdążył spytać, pielęgniarka powiedziała kilka życzliwych słów i teraz Misza rozpoznał ją po głosie. To nie była Ester, tylko ta druga, którą wyznaczono do opieki nad nim przez te dni.
Przyszedł też profesor, on również był bardzo piękny, choć nie tak przystojny jak Jaskari. Potem zjawili się inni lekarze, zajrzała także Ester. Okazało się, że ma bardzo ciemną skórę i włosy, Misza na jej widok aż podskoczył. Jaskari wyjaśnił mu, że Ester jest Murzynką, lecz Misza tego słowa najwyraźniej nie znal. Trochę się jej bał, chociaż czuł, że to nieładnie z jego strony.
Życie okazywało się znacznie bardziej skomplikowane, niż to sobie wyobrażał w swojej ciemnej kryjówce, w której świat składał się zaledwie z dwóch pokojów, jednego ciemnego, drugiego jasnego, a także z matki i ojca. A przede wszystkim ze strachu, że któryś z owych niebezpiecznych ludzi z wioski odkryje jego istnienie.
Jeszcze później przyszedł Marco.
Misza, tak jak stał, usiadł na łóżku.
Och, Marco, ten to dopiero był ciemny! Lecz tak przy tym piękny, że od samego patrzenia dech zapierało w piersiach. Misza niewielu wprawdzie ludzi miał okazję spotkać, lecz mimo to nie mógł pozbyć się wrażenia, że mało komu dane było oglądać człowieka podobnego do Marca. Z przejęcia odebrało mu mowę i nie był w stanic odpowiedzieć, gdy Marco spytał go o samopoczucie. I nagle gorąco zapragnął dowiedzieć się, jak też wygląda on sam.
Miał niebieskie oczy, tak mówił Jaskari, niebieskie tak, jak ten mały kwiatek na wzorze zasłon. No i jasne włosy, jaśniejsze nawet niż Jaskariego. Regularne rysy, tak twierdził przyjaciel, choć akurat teraz dość trudno było je rozpoznać.
To bez znaczenia, że jego twarz szpecą siniaki i opuchlizna. Misza i tak postanowił zdobyć lusterko. Musi sprawdzić, czy jest równie przystojny jak Marco.
Przecież wszyscy twierdzili, że teraz, odkąd ma ręce i nogi, on też jest przystojny. Sam widział, że wzrostem może się równać z Markiem, a ojciec sięga mu ledwie do piersi. Chciał się jednak przekonać o swej urodzie na własne oczy.
Dowiedział się, że już niedługo, za dzień albo dwa, będzie mógł opuścić szpital. Rodzice zatrzymali się w hotelu w stolicy, dostali pokój tak piękny, że matka bala się w nim ruszyć. Misza miał zamieszkać razem z nimi w oczekiwaniu na większy i lepiej wyposażony dom w krainie Timona.
A potem w jednej chwili wszyscy zaczęli wychodzić, nadeszła bowiem pora obiadu Miszy, przypuszczano też, że zechce wypocząć po tak silnych przeżyciach.
Ale on nie miał ochoty na jedzenie, nie chciał odpoczywać, pragnął, żeby ktoś wziął go za rękę i zabrał ze sobą do miasta, na pola. Chciał oglądać I przeżywać świat. I to teraz, natychmiast.
Nie zdążył jednak nawet otworzyć ust i zaraz wszyscy, uściskawszy go, opuścili pokój.
Po ich wyjściu zrobiło się bardzo cicho. Słyszał rozmowy dobiegające z korytarza, głos jakiejś obcej pielęgniarki skarżącej się na tak licznych pacjentów przybyłych z Ciemności, których nie wiadomo z jakiego powodu nie wysłano do ośrodka kwarantanny.
Jakiś inny głos odparł, że kwarantanna i tak jest już przepełniona, a przyjętych do szpitala przecież umieszczono w izolatkach, wszystkich z wyjątkiem tego ślepego, który najwidoczniej był uprzywilejowany.
Powoli ich glosy cichły. „Ten ślepy”? Czyżby chodziło im o niego? Miszy zrobiło się trochę przykro, sam nie pojmował, dlaczego. Zanim trafił do szpitala, musiał przecież przejść przez bardzo gruntowne mycie, właściwie przez szorowanie i płukanie, lecz temu podlegali wszyscy, tak przynajmniej mu mówiono. Teraz nie bardzo wiedział już, co jest prawdą.
Ciekawe, czy wolno mu wyjść, tak na własną rękę.
Właściwie już wstał, żeby to zrobić, nie do końca zdając sobie z tego sprawę, gdy rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Sądząc, że przyniesiono obiad, powiedział cicho „proszę wejść” i z powrotem usiadł.
Ale to wcale nie był obiad. Przez uchylone drzwi wślizgnęła się do środka młoda dziewczyna.
Miszy krew uderzyła do głowy. Berengaria! Jakże niesłychanie, jak przecudnie piękna! Poczuł, że serce zaczyna walić jak oszalałe, ciało ogarnęło przyjemne drżenie.
– Ach, to ty – szepnął z radością w głosie.
Dziewczyna zarumieniła się.
– Poznajesz mnie? – spytała odrobinę przestraszona.
Misza natychmiast zrozumiał swoją pomyłkę. Przecież to nie był wcale glos Berengarii, chociaż dziewczyna mówiła tym samym językiem co ona. To zupełnie inna osoba, chociaż ktoś, kogo on również zna.
Niezgrabiasz powiedziałby teraz: „Och, myślałem, że jesteś Berengarią”, Misza jednak miał wrodzone poczucie taktu, kiwnął więc jedynie głową i poczuł, że on również się czerwieni, tak samo jak dziewczyna.
W pokoju zapadła cisza. Na długo.
Wreszcie Misza, spuszczając wzrok, spytał:
– Wtedy to byłaś ty, prawda?
Dziewczyna wyraźnie drgnęła, wreszcie odrzekła szeptem:
– Wybacz mi, bardzo tego potem żałowałam.
Misza gwałtownie uniósł głowę.
– Nie, nie, to… w niczym nie szkodziło. Ja…
Nie mógł się przyznać, że mu się to podobało, tak mówić na pewno nie wypada.
Dziewczyna zaczęła się niezgrabnie tłumaczyć:
– Zrozum, ja nie byłam wtedy sobą, pewna straszna czarownica rzuciła na mnie urok i…
Misza popatrzył na nią zdziwiony. Czarownica? Przecież one żyją tylko w bajkach. Co ta dziewczyna usiłuje mu wmówić?
– Muszę już iść – oznajmiła i odwróciła się.
– Ach, nie! – wykrzyknął bez namysłu.
Ona zaraz się zatrzymała. I znów zapadło niezręczne milczenie. Wreszcie Misza po długim namyśle spytał:
– Czy to ty masz na imię Elena?
– Tak – odszepnęła cicho.
Wydawała mu się nieskończenie piękna i… kusząca. Ale chyba nie mógł powiedzieć tego na głos. A może właśnie powinien?
Patrzył na jej drobne, delikatne dłonie, które wtedy trzymały… trzymały… Nie miał śmiałości, żeby skończyć tę myśl, bo zaraz znów spodnie zaczęłyby go cisnąć. Odwrócił głowę. Doskonale pamiętał, jak weszła, twierdząc, że jest pielęgniarką, której zlecono masaż, i jak zaczęła zbliżać się do owego szczególnego miejsca na ciele. Od dotyku jej rąk tak dziwnie go łaskotało, tak nieznośnie, a potem ona rozzłościła się za to, że nie potrafił się pohamować. Mówiła takie nieprzyjemne słowa, później ktoś przechodził korytarzem i ona wyskoczyła przez okno.
Ojej! Znów dzieje się z nim to samo! Dobrze, że siedzi.
Pamiętał, że zdjęła wtedy majtki i już prawie wspięła się do niego na łóżko, kiedy rozległy się kroki i wszystko tak nagle się skończyło. Co takiego powiedziała zirytowana? „Czyżbym nigdy nie miała poczuć w sobie mężczyzny?”
Rzeczywiście, mówiła prawdę: wtedy była zupełnie inna. Teraz wydawała się taka spokojna i miła, trochę bezradna. Tamtym razem przebijała z niej agresja.
– Czy ta opowieść o czarownicy jest prawdziwa? – spytał zażenowany.
Elena zaraz się ożywiła.
– O, tak, musisz mi uwierzyć, ja nie jestem taka, jak byłam wtedy. Właściwie nigdy nie przeklinam, no, najwyżej czasem, i w ogóle nic umiem postępować z chłopcami. To ta wiedźma, Griselda, nienawidziła mnie i uczyniła mnie złą. Jestem już teraz uzdrowiona, zły urok został pokonany.
Misza przełknął ślinę. Kiwał głową na znak, że jej wierzy, choć sam nie był wcale o tym przekonany.
– Eleno – rzekł nieśmiało. – Tak bardzo chciałbym zobaczyć świat. Czy ty mogłabyś mi go pokazać?
Wtedy dziewczyna się uśmiechnęła.
– To niebagatelna prośba! Ale może masz na myśli tutejszą okolicę, w pobliżu szpitala?
– Tak, właśnie tak – odparł z ulgą.
Dostrzegłszy pełne wahania spojrzenie, jakim obrzuciła jego twarz, zrozumiał natychmiast, że chyba poprosił o zbyt wiele.
– Przepraszam, mówili mi przecież, że wyglądam trochę dziwnie.
– Wcale nie o tym myślałam – odpowiedziała Elena jakoś za prędko. – Tylko miałeś chyba teraz jeść obiad, tak twierdzili w recepcji.
– No tak, i słychać już to brzęczenie wózka. Wobec tego zapomnijmy o tym, o co cię prosiłem.
– O, nie, chętnie cię oprowadzę – zaprotestowała Elena z ożywieniem. – Przyjdę po ciebie za godzinę, czy tak będzie dobrze?
Misza nie spodziewał się, że tak bardzo się ucieszy. Z radości i podniecenia prawie nie mógł przełknąć jedzenia, a pielęgniarkom, które z nim żartowały, odpowiadał z wyraźnym roztargnieniem. Siedział, myśląc tylko o pięknej Elenie i ich wspólnej tajemnicy, wiercił się przy tym na krześle, bo całe jego ciało ogarnęło wzburzenie. Chyba nigdy jeszcze jedna godzina tak strasznie mu się nie dłużyła!
Gdy pielęgniarki wreszcie sobie poszły, ułożył się na łóżku. Czuł się taki zmęczony, tak bardzo zmęczony, dopiero teraz uświadomił sobie, jak wiele właściwie przeżył w ciągu jednego dnia. Wspomnienia dzisiejszych wydarzeń zalały go niczym rzeka, wirowały w głowie.
Teraz zaczyna się życie, powtarzał w duchu, lecz nie był w stanie zebrać myśli. Spróbował się skupić.
Chcę zaznać wszystkiego, moje ciało i dusza tęsknią za nowymi doświadczeniami, spragnione są życia jako takiego. Dotychczas żyłem jedynie w odizolowanym, okaleczonym świecie snów, w którym nie wiedziałem nic o tym, co istnieje poza ścianami chaty. Teraz wreszcie przyszła moja kolej, mam tyle pragnień…
Ale nie, wrażenia przemykały tak prędko, że zapominał o nich w tej samej sekundzie, gdy pojawiły się w jego myślach. Co też takiego sobie zaplanował? Już nie wiedział.
Elena…
Co oni zrobili? Coś emocjonującego i przerażającego zarazem. Tyle tylko zdołał wychwycić, bo wspomnienie zaraz znów uciekło. Na moment pojawiła się twarz Marca, wspaniałego Marca.
Berengaria? Nigdy jej nie widziałem.
O kim on myślał w tej chwili? Wspomnienie tej osoby zniknęło jak wszystko inne.
Misza usiłował się rozluźnić, odprężyć, czekając na coś… na kogoś? Na Elenę? Tak, na Kicnę…
Zastała go śpiącego na łóżku. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu z czułym uśmiechem na ustach. Nie miała serca go budzić.
A ja nic włożyłam bielizny, pomyślała, śmiejąc się w duchu z rezygnacją, lekko zawstydzona.
Obserwowanie Miszy sprawiało jej przyjemność. Pomimo szpecących śladów, jakie zostały na jego twarzy po trudnej operacji, dostrzegała sympatyczne rysy, niewinność i dziecięcą czystość chłopaka.
Mamy przed sobą jeszcze wiele pięknych chwil, pomyślała Elena i cicho wyszła z pokoju chorego.