ROZDZIAŁ II

Rzeczywiście, żadne protesty nie pomogły. Sara wyraziła obawę, że mężczyzna podający się za Hakona Tangena może ją przecież rozpoznać.

W takim razie należy się trzymać od niego z daleka, otrzymała zimną odpowiedź.

Wyprawa do Sri Lanki była, zdaniem policjantów, niezwykle ważnym przedsięwzięciem. Poszukiwany nie tylko pozbawił Tangena życia, ale też przywłaszczył sobie jego dokumenty.

– Ja w każdym razie nie pojmuję, dlaczego zdecydował się na zwykły lot czarterowy? – zapytała zdziwiona Sara.

– Sądzę, że wuj pani chciał uniknąć rutynowej kontroli, wiadomo zaś, że w przypadku czarterów jest ona wyrywkowa. Natomiast naszemu poszukiwanemu jeszcze bardziej na tym zależało. Niewykluczone, że człowiek ów planuje kolejne zabójstwa. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy temu zapobiegli. Loty czarterowe to bez wątpienia najprostszy sposób na dotarcie do Sri Lanki.

– Ale czy komisarz Elden naprawdę nie poradzi sobie beze mnie? – nie dawała za wygraną Sara. – Chyba nie sprawi panom trudności zidentyfikowanie osoby, która podróżuje podszywając się pod mego wuja? Wystarczyłoby zapytać w recepcji.

– Ma pani rację. Powtarzam jednak: małżeństwo nie budzi takich podejrzeń, jak działający na własną rękę mężczyzna, zwłaszcza wyglądający tak jak Elden. Jego zawód bez trudu można wyczytać z jego oczu. Pani zaś być może jest w stanie rozpoznać poszukiwanego osobnika.

– A gdyby komisarz Elden go zaaresztował? Stawia mu się ciężki zarzut, morderstwo z premedytacją!

– Oczywiście, ale wtedy nigdy się nie dowiemy, o co toczy się gra. Musi pani zrozumieć, panno Wenning, że nie zajmujemy się wyłącznie zwykłymi sprawami kryminalnymi. Nasz wydział współpracuje ściśle z biurem śledczym.

– Czy to znaczy, że szukacie szpiegów? – Sara zrobiła wielkie oczy.

– No, można to tak nazwać – odparł z łagodnym uśmiechem nadkomisarz. – Wuj pani obracał się wśród polityków z najwyższych sfer, musimy więc i taką ewentualność wziąć pod uwagę. Niewykluczone, że właśnie dowiedział się o czymś niezwykle istotnym.

– Mój wujek szpiegiem? – rzekła w zadumie Sara. – Nie, tego sobie nie wyobrażam. Owszem, z natury był żądny przygód i chętnie pojawiał się w towarzystwie znanych postaci, chwalił się nawet, kogo znał, ale nie podejrzewałabym go o nic więcej.

– A jednak nie gardził pieniędzmi, czy tak?

– Owszem, temu nie mogę zaprzeczyć. Komisarz tylko pokiwał głową na znak, że rozumie. Tymczasem Sara, nieco już uspokojona, powiodła nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Po chwili zastanowienia rzekła:

– Myślę, że… że ten mężczyzna nie zdążył się zaszczepić. Musi mu chyba bardzo na czymś zależeć, skoro podejmuje takie ryzyko, przecież czyha na niego wiele niebezpiecznych chorób.

– W gruncie rzeczy nie ma aż tak wielkiego niebezpieczeństwa, ale że się nie wahał ani chwili, o tym jestem przekonany.

– A może jest trochę podobny do wuja Hakona? No bo zdjęcie w paszporcie i…?

– Najprawdopodobniej. Chociaż jeśli ma możliwość sfałszowania paszportu, to dla niego bez różnicy.

– Takie podróbki to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Muszą być wykonane profesjonalnie – zauważył krótko Alfred Elden.

Mimo że Elden siedział cały czas z tyłu, Sara wyraźnie wyczuwała jego obecność, tak jakby wypełniał sobą pokój. Bardzo ją to złościło.

W pewnej chwili oczy Sary rozbłysły.

– Ciekawa jestem, co też się za tym wszystkim kryje? Ale wolałabym mieszkać sama. Czy nie dałoby się tego jakoś załatwić?

– Przykro mi, ale w hotelu brak wolnych pokoi.

– Może pani być spokojna, że zadowolę się wyłącznie swoją częścią pomieszczenia – odezwał się komisarz Elden z gniewem w głosie. – Będę się ściśle trzymał granicy.

Zabrzmiało to jednoznacznie.

– Nie chodzi tylko o to. Z zamieszkiwaniem we wspólnym pokoju wiąże się przecież mnóstwo innych problemów – przerwała i westchnęła. – Zresztą jak pan sobie życzy, panie nadkomisarzu.

Nadkomisarz zatrzymał ją jeszcze przez moment po tym, jak Elden opuścił pokój.

– Pani zapewne sądzi, że policja próbuje posłużyć się niecodziennymi metodami?

– Tak – odparła – nigdy nie przypuszczałam, że będziecie zmuszać dwoje obcych ludzi do przebywania razem.

I zachęcać do niemoralności, dodała w myśli, ale nie powiedziała tego głośno.

Nadkomisarz oparł dłonie o poręcz krzesła.

– Mam swoje powody, proszę pani. My tutaj w wydziale kryminalnym bardzo się o Alfreda martwimy. To jeden z naszych najlepszych ludzi, ale on robi wszystko, żeby się pogrążyć. Jeśli tak dalej pójdzie, najpewniej załamie się nerwowo.

Sara patrzyła na niego uważnie.

– Może mi pan wyjaśni, o co chodzi. Czy pan Elden nadużywał…

– Nie, to nie to. Ma poważne problemy rodzinne, ale nie o nich chcę teraz mówić. Najgorsze, że on cały czas, w każdej wolnej chwili, gryzie się nimi. Nie żyje tak, jak normalny człowiek, tylko doprowadza się do ruiny. Mało kto potrafi egzystować w takiej izolacji jak on.

– I ja mam mieszkać pod jednym dachem z takim dziwakiem? W co wy mnie chcecie wplątać?

Nadkomisarz przechylił się ku dziewczynie.

– Trzeba go trochę oswoić, przekonać do ludzi. Kiedy Sara usiłowała protestować, kontynuował:

– Naprawdę, proszę mnie źle nie zrozumieć. On potrzebuje jedynie towarzystwa miłej, przyjaznej osoby z poczuciem humoru, mam na myśli osobę kulturalną, wyrozumiałą, taką jak pani. Elden musi się trochę otworzyć do ludzi. Nie zrobi pani najmniejszej krzywdy, szanuje prywatność. Jemu potrzeba przyjaciela, kogoś, kto mu pokaże, że można żyć inaczej. Czy pani mnie rozumie?

– Dlaczego sądzi pan, że ja się nadaję do tego?

– Panno Wenning, my wiemy o pani niemało.

Sara siedziała dłuższą chwilę bez ruchu, a wewnętrzny bunt nieco już zelżał. Pokiwała głową.

– Rozumiem. Mogę w każdym razie okazać mu serdeczność.

– Wspaniale – ucieszył się nadkomisarz.

Następne godziny spędzili w biegu. Normalnie przygotowania do wyjazdu trwają kilka dni, tygodni czy nawet dłużej. Sarze dano zaledwie parę godzin na spakowanie się. Ciągle miała wrażenie, że zapomniała połowy rzeczy. Poprosiła sąsiadkę o opiekę nad kwiatami i odbieranie poczty. Potem udała się do lekarza, by wziąć jeszcze jeden zastrzyk, w aptece kupiła tabletki przeciwko malarii, przekazała niektóre sprawy swoim współpracownikom w biurze, następnie szybkie mycie włosów i mała przepierka. Przez cały ten czas nie opuszczała jej jedna myśl – będzie dzielić pokój z obcym mężczyzną, i to jeszcze z jakim! Dwa tygodnie spędzi razem z tym dziwakiem Alfredem Eldenem.

Jak ona to wytrzyma? Nadkomisarz jest zdania, że dwoje cywilizowanych ludzi powinno podejść do tego rodzaju zadania z należytym zrozumieniem, ale to nie było uczciwe posunięcie wobec niej, Sary. Kobiety – policjantki są pewnie przyzwyczajone do tego typu zadań, ale nie ona!

Nagle w całym tym zamieszaniu zadzwonił Erik. Słysząc jego głos, Sara uspokoiła się. Ucieszyła się, że będzie mogła podzielić się swoimi kłopotami ze starszym przyjacielem. Wyjaśniła, co postanowiono w komisariacie i że ma to związek z zabójstwem wuja. Pominęła naturalnie nieprzyjemny szczegół wyprawy, jakim była konieczność zamieszkania w jednym pokoju z Eldenem.

– W takim razie jadę z tobą! – ożywił się Erik. Tylko nie to! Do tego nie mogła dopuścić. Nie w sytuacji, kiedy ów straszny komisarz siedział jej na karku.

– Ale… Przerwał jej.

– Pomyśl, jak byłoby cudownie. Ty i ja, i ta piękna wyspa! Słońce, plaża, palmy, romantyczne tropikalne noce… Nikt by o nas nie wiedział.

– Ale w hotelu nie ma już wolnych miejsc!

– O hotel się nie martw. Leżą jeden obok drugiego, coś załatwię.

– A szczepienie? Nie wpuszczą cię do tego kraju, jeśli nie okażesz świadectwa szczepienia!

– Więc zaraz pobiegnę do lekarza.

– Eriku, jesteś szalony. Nie, ja nie chcę. Na miłość boską, on nie może jechać!

– Więc nie chcesz, żebym był z tobą? – zapytał z pretensją w głosie.

– Nie o to chodzi – usiłowała się wykręcić. – To zbyt niebezpieczne dla twojego zdrowia. A ja przecież niedługo wrócę.

– No, może masz rację – przyznał z westchnieniem. – Ale pomyśl, taka okazja…

Sara także odetchnęła z wyraźną ulgą. Chociaż nie mogła zaprzeczyć, byłoby cudownie. Erik jest taki dojrzały i opiekuńczy…

Tymczasem Erik widział siebie samego zupełnie inaczej. We własnych oczach był młodym, pociągającym kochankiem, którego urok zniewalał niewinną Sarę. To on miał ją wprowadzić w tajemnice alkowy. Starał się nie pamiętać, że jest szacownym ojcem rodziny.

W chwilę potem zadzwonił komisarz Elden, oznajmiając, że nieco się spóźni. Gdyby Sara mogła przyjechać do niego, udaliby się bezpośrednio na lotnisko. To zresztą najlepsze rozwiązanie, nie będą się szukali wśród tłumu podróżnych. Elden miał oba bilety przy sobie.

Sara zgodziła się. Była zadowolona, że nie musi sama jechać autobusem na lotnisko. Tak więc o umówionej godzinie nacisnęła dzwonek u drzwi Eldena, stawiając torbę podróżną na ziemi. Otworzył natychmiast.

– Proszę wejść. Za chwilę będę gotowy – rzekł krótko. Weszła do pokoju przypominającego celę mnicha i aż ścisnęło się jej serce na ten widok. Czy to możliwe? Ani jednego zdjęcia, ani firanek, zupełnie nic! Dostrzegła tu wyłącznie absolutnie niezbędne sprzęty, bez których człowiek nie może się obejść. I nic ponad to!

Spojrzała badawczo na mieszkającego tu mężczyznę, który właśnie stał pochylony nad jakimiś papierami. Taki zdolny człowiek, zdawałoby się, stworzony do korzystania ze zdobyczy cywilizacji, inteligentny, interesujący z wyglądu, wychowany w poszanowaniu dla dóbr kultury, żyje w taki sposób? W tej mniszej celi brakowało tylko religijnych symboli. Co się z nim stało, co ukrywał za swoją nieprzeniknioną maską?

– Teraz jestem gotowy. Możemy jechać.

Spędziła trzynaście godzin w samolocie obok mężczyzny, którego właściwie nie znała. Kilka prób nawiązania rozmowy zostało uciętych mało zachęcającym mruczeniem pod nosem.

Byłoby najlepiej, gdyby usiedli każde w innym końcu maszyny. A tymczasem było tak niewiele miejsca, że komisarz Elden nie bardzo mógł zmieścić swoje długie nogi. Kolana opierał o fotel znajdujący się bezpośrednio przed nim, co wywoływało narzekania siedzącej tam pani. W końcu jakoś usadowił się tak, że nikomu już nie przeszkadzał, sam jednak cierpiał katusze z powodu niewygody.

– W drodze powrotnej musimy się postarać dla ciebie o miejsce przy wyjściu awaryjnym – zauważyła Sara – będzie ci tam znacznie lepiej.

W odpowiedzi wymamrotał coś nieokreślonego.

Trzeci z pasażerów siedzący w ich rzędzie co chwila zamawiał kolejne drinki, palił mimo zakazu i starał się uszczypnąć: stewardesę zawsze, kiedy przechodziła obok. Posiłki, choć bardzo smakowite, podano na zdecydowanie za małych stolikach. Z łokciami przyciągniętymi jak najbliżej do siebie Sara usiłowała utrzymać talerzyki i szklanki na swoim miejscu. Stolik komisarza był z kolei krzywy, co sprawiało, że męczył się niemiłosiernie, ażeby zapobiec przesuwaniu się całej zastawy na jedną stronę. Sara zaproponowała z uśmiechem, że może mu podawać jedzenie do ust, podziękował jednak. Nie był wcale zachwycony ani tym żartem, ani innymi próbami rozweselenia go.

Niewiele rozmawiali o celu swojej podróży. Raz tylko Sara zapytała, czy policja natrafiła na nowe ślady.

– Tylko jeden. Listonosz stwierdził, że do pana Tangena nadeszło w ostatnim czasie kilka listów, przedwczorajszy zaś, był wyjątkowo gruby. Potwierdza się więc informacja, że wuj miał sporo przyjaciół w Anglii. W mieszkaniu nie znaleziono jednak niczego szczególnego.

– A może listonosz będzie pamiętał, kim był nadawca?

– Owszem, pytaliśmy o to i coś niecoś mu się przypomniało. Nazwisko zaczynało się na „Con”, a w nazwie miejscowości było „Manor”, chociaż z niczym znanym mu się to nie kojarzyło. Koperta wyglądała na elegancką.

– Żadnego znaku firmowego?

– Nie, list pochodził wyraźnie od osoby prywatnej. „Manor” to może jakiś herb rodowy lub coś w tym rodzaju.

– Wuj Hakon lubił przebywać wśród elit.

W tym momencie poczuła lekkie ukłucie w okolicy serca. Przypomniała sobie, jak za życia wuja często irytowała się na jego zadufanie, dumę i skłonność do wynoszenia się ponad innych. Szklaneczka z alkoholem w jednej dłoni, papieros w drugiej i opowieści o dalekich wyprawach, wytworni goście, z którymi był za pan brat. Dziś miała wrażenie, iż był samotnym mężczyzną, który mimo swoich romansów, mimo przyjaciół odchodzi bez pożegnań, bez kwiatów i mów. Policja obiecała, że poczeka z pogrzebem do powrotu Sary i Eldena, gdyby nie to, nikt nie towarzyszyłby Hakonowi Tangenowi w ostatniej drodze. Biedny wujek!

Przespała sporą część lotu, ukryta za ciemną maską, którą przyniosła jej stewardesa. Raz po raz jednak budził Sarę gadatliwy sąsiad. Alfred Elden nie spał, takie przynajmniej odniosła wrażenie. Próbowała namówić go na drzemkę, by dotarł na miejsce wypoczęty.

– Moje zapotrzebowanie na sen jest minimalne – odburknął.

Odebrała tę odpowiedź jak pretensję o to, że dba wyłącznie o zapewnienie sobie wszelkich wygód. Poczuła wyrzuty sumienia. Wyprostowała się więc i zaczęła wyglądać przez malutkie okienka.

Płonące szyby naftowe w Kuwejcie przypominały gigantyczne pochodnie na pustyni. Potem przypatrywała się górskim szczytom sterczącym ponad porannym morzem mgieł. Zapytała, czy to góry Kaukazu, i zaraz potem zaczerwieniła się ze wstydu, bo Elden wyjaśnił, iż to najbardziej wysunięta część półwyspu Oman. Zupełnie się skompromitowała.

Znajdowali się nad bezkresnym Oceanem Indyjskim. Lotu nad wodą Sara wprost nie znosiła. Nie bała się latać nad lądem; gdy wydarzy się jakieś nieszczęście, maszyna spada na ziemię, wybucha i nie ma co zbierać. Ale awaria samolotu i do tego utonięcie w morzu, to stanowczo za wiele.

Wreszcie, po wielu godzinach lotu, usłyszała głos pilota:

– Proszę państwa, za chwilę lądujemy na lotnisku w Kolombo. Proszę zapiąć pasy.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czeka ją przygoda. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, nie mogła uwierzyć, iż zaraz znajdzie się na jednej z najciekawszych wysp świata. Nieświadomie uśmiechała się do komisarza Eldena, nie zdając sobie sprawy, jak spontaniczny i pociągający był to uśmiech.

Jego twarz znowu przybrała wyraz surowości. Najwyraźniej nie miał zamiaru odpowiedzieć Sarze tym samym.

Sara w jednej chwili straciła cały rezon, aż coś ją ścisnęło w dołku. Czy naprawdę musi być skazana na towarzystwo tego człowieka przez całe dwa tygodnie? Zastanawiała się, jak też mogła wyglądać osoba, która tak bardzo go uraziła, odchodząc. Odniosła bowiem wrażenie, że Elden został zraniony przez kobietę i teraz demonstruje wszystkim paniom, że wcale nie są mu do szczęścia potrzebne. Ten typ ludzi jest zniechęcający.

Samolot obniżał wysokość i czuło się szpilki w uszach. Szybowali teraz tuż nad lustrem wody i prawie muskali ciężkie, powolne fale. Jak okiem sięgnąć, nie widać było nic poza bezkresem oceanu.

To się chyba źle skończy, pomyślała. Twarz miała bladą i instynktownie chwyciła komisarza za ramię. Tego rodzaju bliskości Elden jednak sobie nie życzył. Nie widział również tak dobrze jak ona, że lecą tuż nad powierzchnią wody. Uwolnił się ostrożnie, ale z wyraźnym niesmakiem.

– Przepraszam – wymamrotała Sara, kiedy się zorientowała, co zrobiła. – Ale zupełnie nie widzę Cejlonu. Jeśli tak dalej pójdzie, to za moment będziemy się pluskać w Oceanie Indyjskim. Pilot musiał się chyba pomylić, a może to kompas albo inne urządzenie nawigacyjne jest niesprawne?

Elden coś odpowiedział, ale Sara z powodu zmiany ciśnienia właśnie przestała cokolwiek słyszeć, nie wiedziała więc, o czym mówił. Zabrzmiało to jednak niemiło. Jak ona wytrzyma towarzystwo takiego mruka!

No, przynajmniej będzie miała spokój i pozostanie wierna Erikowi.

Tęskniła za poczuciem bezpieczeństwa, które, jak wierzyła, właśnie Erik był w stanie jej zapewnić. Jego ciepłe spojrzenia, ramiona, które by ją objęły, i on sam, słuchający zwierzeń samotnej dziewczyny. Był mądry i życiowo doświadczony, z pewnością by ją zrozumiał. Przytulałby i okazywał, że są sobie naprawdę bliscy i że nikt na świecie tego nie zmieni.

Ona dałaby mu ciepło, którego nie zaznał w swoim zimnym, martwym małżeństwie.

Teraz żałowała, że nie posłuchała Erika. Potrzebował jej w swojej samotności, pozbawiony serca ze strony wyrachowanej żony, żądnej wyłącznie luksusu i pieniędzy, kobiety wyzutej z uczuć dla tego wrażliwego mężczyzny. Nie, Sara nie miała zamiaru się poddać.

Przez moment przeniosła się w odległy świat i pogrążyła w marzeniach. Nagle drgnęła, powracając do rzeczywistości.

Samolot przeleciał ponad uciekającymi falami i nie wiadomo skąd za oknem pojawił się las palm. Maszyna zatoczyła wielki krąg nad drzewami i skierowała się na lądowisko.

Wszyscy pasażerowie umilkli, włącznie z rozgadanym sąsiadem Sary i Eldena. Siedział teraz z poszarzałą twarzą i zaciskał dłonie tak, że kostki aż mu zbielały. Do Sary nie dochodziły żadne głosy, ale może to z powodu kłucia w uszach.

Dwa, trzy lekkie uderzenia o płytę lotniska i już wylądowali.

Alfred zdjął kurtkę Sary z górnej półki, po czym ruszyli do wyjścia. Aha, więc jednak wiedział, że można od czasu do czasu okazać odrobinę uprzejmości, pomyślała.

Uderzyła ich fala nagrzanego, wilgotnego powietrza. Różnica, jaką odczuli, przylatując z listopadowej, zimnej Norwegii, była ogromna. W jednej chwili dziewczyna zorientowała się, że zarówno spodnie, jak i sweter są za ciepłe, Elden także od razu zrzucił kurtkę. Gdy weszli do hali lotniska, pośpieszyli ku nim bosonodzy tragarze.

Czekała ich długa i szczegółowa kontrola dokumentów: zatrzymywały ich różne barierki, odpowiadali na pytania, okazywali wizy, wreszcie oczekiwali na bagaż. Rutynowa kontrola była tu bardziej czasochłonna i zawiła niż kontrola graniczna w ich kraju. Jeden z urzędników zerknął najpierw w paszport Eldena na stronę, gdzie wpisano zawód, a potem podniósł pytająco wzrok.

– Urlop – odparł, wskazując przy tym na Sarę jakby na potwierdzenie swych słów.

Urzędnik uśmiechnął się przyjacielsko i przepuścił oboje.

_ Weźmiemy taksówkę – oświadczył Elden, kiedy już wydostali się z tłumu na lotnisku i wyszli na zewnątrz, gdzie panował jeszcze większy tłok. Stały tu rzędy autobusów i biegały setki ludzi.

_ Nie będziemy się przyłączać do grupy wycieczkowej, oni udają się w innym kierunku.

Odetchnęli, oddalając się od niesympatycznego i podpitego towarzysza podróży.

Sara dreptała tuż za komisarzem, ale nie czuła się zbyt pewnie. Przyglądała mu się z tylu – prezentował się bardzo dobrze, aż do chwili gdy spojrzało się na jego ponurą twarz. Ta twarz nie budziła odrobiny sympatii.

_ Gdzie się teraz udamy?

– Do Negombo – odparł i zatrzymał taksówkę, która wydała się mu znośna. – O ile wiem, to mała rybacka miejscowość. Do hotelu Sea Dragon – zwrócił się do kierowcy.

Rozpoczęła się niezwykła podróż. Sara siedziała, obserwując z zapartym tchem drogę i całą okolicę. Tutaj, zdaje się, samochody jeździły lewą stroną, ale na razie nie mogła się zorientować, czy istotnie tak było. Taksówka przepychała się, trąbiąc co chwila, przez tłumy ludzi, dziesiątki bezpańskich psów, prosiąt, krów i wołów, kur, a czasem nawet słoni. Nikt nie przejmował się autami, kierowcy używali klaksonu, żeby sobie utorować drogę. Powstawał nieopisany chaos. Na szczęście samochodów nie jeździło zbyt dużo. Po obu stronach drogi, między palmami, stały domy, a raczej proste chałupinki, przez które widać było wszystko na wylot. Mijali zaniedbane zagrody, piękne bungalowy oraz starannie utrzymane, bajecznie kwitnące ogrody; wszystko przeplatało się ze sobą. Czarujące, byle jak odziane dzieciaki machały w kierunku taksówki ze śmiechem i radością mimo wielkiej biedy, w jakiej żyły.

Sara także machała im ręką.

– Jakie to wspaniałe! – zawołała entuzjastycznie. – Zaczynam się cieszyć z tej podróży.

– Pamiętaj, że to nie jest zwykła wycieczka – zauważył zimno Elden.

Potwór, który potrafi zdławić najmniejszą radość!

Skręcili w ulicę Nadmorską, jak wyjaśnił kierowca, i zaraz poczuli zapachy z nabrzeża. Była to ulica pełna turystów, właściciele małych sklepików powywieszali na zewnątrz wzorzyste tkaniny i barwne maski. Po drugiej stronie, pomiędzy prostymi rybackimi chatami a kołyszącymi się palmami, znajdowały się niewysokie budynki hoteli.

– Sea Dragon – zakomunikował kierowca i zahamował ostro.

Hotel wyglądał przyjemnie, sprawiał wrażenie chłodnego. Nie opodal szumiał ocean. W recepcji Alfred rzekł szybko do Sary:

– Zapytaj się o pokój twojego wuja. Ja nie mogę tego zrobić, to może wzbudzić podejrzenie.

Sara pojęła go w lot. Ponieważ w pobliżu nie znajdowali się Skandynawowie, zapytała recepcjonistę, czy Hakon Tangen już przyjechał.

– Chwileczkę, sprawdzę. Tak, mieszka w pokoju numer siedem.

– Czy zjawił się sam…?

– Wynajął cały pokój dla siebie. Proszę, oto państwa klucze. Numer szesnaście, na parterze po prawej stronie.

Tragarz – wziął bagaże i podreptał długim, wyłożonym kamieniami tarasem biegnącym wzdłuż całego skrzydła. Znajdujące się tu pokoje miały widok na morze.

Sara wskazała na tablicę z numerami pokojów i zauważyła cicho:

– On też mieszka na parterze.

– Najbardziej wysunięty pokój, jak sądzę – zamruczał w odpowiedzi Elden. – Spróbujemy się zorientować, który to.

Kiedy dotarli do swojego pokoju, tragarz otworzył drzwi i odszedł.

Niepewnie weszli do środka.

Pokój był bardzo przyjemny, jakkolwiek dużo skromniejszy niż te, do których przyzwyczajeni są mieszkańcy Europy. Była tu zarówno garderoba, jak i oddzielna łazienka. Zamiast wanny – prysznic z ciepłą wodą.

Sara z ulgą stwierdziła, że łóżka są odsunięte od siebie. Pod sufitem zamocowano moskitiery.

Alfred podszedł do drzwi prowadzących na werandę i obejrzał je uważnie.

– Zasuwa na dole jest zniszczona, za to zamek w porządku. Pamiętaj, żeby drzwi zawsze były zamknięte. Prowadzą prosto do ogrodu, więc każdy mógłby tu bez trudu wejść.

Pierwszy raz zwrócił się do Sary przez ty, ale sposób, w jaki to uczynił, nie zachwycił jej. W ogóle nie podobało jej się całe przedsięwzięcie i okropnie bała się ich „wspólnego” mieszkania. Czuła to tym bardziej, że teraz pozostali sam na sam.

Elden wyszedł na werandę, Sara podążyła za nim.

Rzeczywiście, od ogrodu dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Kamienny taras ciągnął się także z tej strony wzdłuż całego hotelu aż do skrzydła recepcyjnego. Za ogrodem, w którym rosło mnóstwo pnących roślin o różnobarwnych kwiatach, rozciągała się plaża, podmywana co chwila przez fale. Było późne popołudnie, a mimo to panował upal. Skandynawowie nie nawykli do takich temperatur.

Komisarz ruszył powoli w kierunku ogrodu i ogarnął pozornie obojętnym spojrzeniem cały hotel. Sara wiedziała jednak, że patrzy bardzo uważnie.

Wiedziała, że przyglądał się pokojowi numer siedem. Po chwili wrócił i oboje weszli do środka.

– Do jego pokoju jest stąd dość daleko – zakomunikował. – Wszystkie pokoje na wyższych piętrach mają balkony z wysokimi balustradami, a nie werandy, jak u nas.

Sara skinęła głową.

– Chciałabym skorzystać z łazienki i przebrać się – powiedziała – ale najpierw chyba musimy omówić kilka szczegółów.

Spoglądał na Sarę wyczekująco, nawet na moment nie spuszczając z niej szarych, przenikliwych oczu.

Komisarz był naprawdę przystojny, ale jego uroda nie robiła teraz na dziewczynie najmniejszego wrażenia.

– Mam nadzieję, że mogę zwracać się do ciebie po imieniu, choć wydaje mi się to dziwne. Nie mam natomiast zamiaru publicznie okazywać ci „małżeńskich” uczuć. Nie ma mowy o przytulaniu czy pocałunkach.

– Doskonale – odparł. – To zupełnie zbędne. Jeśli tylko przestaniesz obrzucać mnie takim wrogim spojrzeniem, jak to masz w zwyczaju, wszystko będzie w porządku. Wystarczy, że będziemy wobec siebie uprzejmi.

– Nie wiedziałam, że mam wrogie spojrzenie – odpowiedziała bojowo.

– Zupełnie jak u rozzłoszczonego jeża.

– Obiecuję, że postaram się to zmienić.

– Łazienkę wykorzystamy jako przebieralnię, zaoszczędzi to nam obojgu kłopotliwych sytuacji. Za chwilę podadzą obiad, więc przebierz się, a ja się rozpakuję.

Pół godziny później szli długim korytarzem w kierunku głównego budynku. Elden miał na sobie białą koszulę z krótkim rękawem i spodnie koloru khaki, Sara włożyła lekką, letnią sukienkę i sandały. Cieszyła się, że niedawno powróciła z Tunezji, była więc ładnie opalona.

Mimo to ostatni urlop nie był udany. Na wyjazd namówiła ją koleżanka, okazało się jednak, że niewiele miały ze sobą wspólnego. Sara dopiero co odkryła Erika i nieustannie o nim marzyła; wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest żonaty. Jej towarzyszka spędzała całe dnie na plaży, wieczorami zaś chodziła na dyskoteki. Sara snuła się samotnie tam i z powrotem i była rada, że tydzień tak szybko minął.

Tym razem postanowiła, że nie będzie tracić czasu na wspomnienia związane z Erikiem. Ale jakim sposobem miała tego uniknąć, kiedy jej jedynym towarzyszem podróży był ów gruboskórny mężczyzna, uchodzący za jej męża?

Poczuła tak ogromną samotność i pustkę, że z trudem powstrzymywała się od łez.

Загрузка...