ROZDZIAŁ IV

Po drodze natknęli się na miejscowe dzieci, które żebrały, posługując się pojedynczymi szwedzkimi słowami. Sara i Elden bez większych trudności przemknęli się przez tłumek maluchów, gdyż, mocno już opaleni, nie wyglądali na łatwowiernych turystów.

Sara spostrzegła sklepik z pamiątkami i zapragnęła do niego zajrzeć. W środku sprzedawca nie odstępował ich ani na chwilę. Oglądali małe słoniki – maskotki, przeróżne maski, wzorzyste tkaniny i miniatury katamaranów. Sara kupiła kilka kolorowych widokówek, a także śliczną, białą muszlę dla Lassego. Wydała pięć rupii, co nie przekraczało ceny gazety i nie nadwerężyło jej skromnego budżetu. Potem wyszli na spieczoną słońcem ulicę.

W drodze powrotnej wybrali spacer plażą. Zdjęli buty i z rozkoszą chłodzili stopy w wodzie. Sara podskakiwała co chwila, uciekając przed większymi falami, i pokrzykiwała przy tym radośnie jak dziecko, Elden natomiast, zachowując charakterystyczną dla siebie powagę, dostojnie kroczył obok.

Mógłby się wreszcie odprężyć, pomyślała zatroskana Sara. Co się z nim dzieje?

– Spójrz tylko na te psy! Boże, ależ one wychudzone! – i wykrzyknęła, wskazując na bezdomne stworzenia, plączące się w pobliżu.

? – Niech ci czasem nie przyjdzie do głowy ich głaskać. Mogą mieć pchły, a może są nawet wściekle…

– Brrr! – wzdrygnęła się z lękiem.

Kiedy dotarli już do hotelu, Elden przystanął zamyślony. Jakby w obawie, że zostanie posądzony o coś zdrożnego, zapytał nieśmiało: ' – Czy nie sądzisz, że moglibyśmy popływać?

– O, to świetny pomysł! – zawołała entuzjastycznie.

– Muszę przyznać, że oczy ci się zaświeciły z zadowolenia – rzekł nie bez podziwu. – Sprawdzę tylko, czy taksówka czasem nie przyjechała, i zaraz się spotkamy na plaży. Ty możesz się przez ten czas przebrać.

– Wcale nie muszę, kostium mam na sobie.

– Coś takiego! Czyżbyś była przygotowana nawet na podróż dookoła Sri Lanki?

Sara zachichotała tylko i już jej nie było. Chciała zabrać z pokoju ręcznik. Po drodze rzuciła okiem na werandę „Tangena”.

Na poręczy krzesła wisiał błękitny ręcznik, ale pamiętała, że „Tangen” wybrał się na przejażdżkę, więc nie powinna się spodziewać niczego szczególnego.

Sara już wcześniej zdążyła się przekonać, że do wody trzeba wchodzić ostrożnie. Podczas gdy powoli zanurzała się w oceanie, Alfred stał na brzegu, obserwując ją. Jak przypuszczała, świetnie się prezentował w kąpielówkach. Odwróciła się i pomachała do niego, wołając:

– Chodź, woda jest przewspaniała!

już widział tylko jej głowę, bo reszta zanurzyła się w wodzie. Jedna z większych fal, napływając w kierunku brzegu, natarła na Sarę od tyłu, podcięła ją i poniosła ku plaży. Zanim dziewczyna zdołała się podnieść, ta sama fala, ale już powracająca, znowu zabrała ją, tym razem w przeciwnym kierunku. Kostium w jednej chwili wypełnił się piaskiem i dziewczyna ledwie zdołała go w porę przytrzymać, zapobiegając krępującemu incydentowi.

Zbliżała się kolejna potężna fala, ale tym razem Sara była już przygotowana i co sił rzuciła się ku brzegowi, gnana przez napierającą wodę.

Tego było już dla Eldena za wiele: parsknął śmiechem, nie udało mu się bowiem utrzymać powagi. Ze śmiechu aż łzy napłynęły mu do oczu.

– Teraz przynajmniej wiem, czego mam unikać! – zawołał i podał jej rękę.

– Równie dobrze ty mogłeś znaleźć się na moim miejscu – odparła i z przyjemnością przytrzymała jego dłoń w swojej nieco dłużej, niż było to konieczne.

Mimowolnie zwróciła wzrok ku jego smagłej, szczupłej, prawie wychudzonej postaci. Ma tak ładnie owłosiony tors, pomyślała.

Gdy zorientowała się, dokąd wędrują jej myśli, poczuła na policzkach rumieniec.

Szybko nabrali wprawy, tak że nawet silne fale nie były w stanie zbić ich z nóg.

Zabawa w wodzie trwała ponad pól godziny. Wśród mnóstwa nieznajomych turystów bezwiednie szukali swojego towarzystwa. Kiedy Sara wypływała dalej od brzegu, Elden podążał za nią, kiedy zostawała w tyle, wracał po nią. Był spokojny wiedząc, że Sara płynie tuż za nim.

Kąpiel tak ich pochłonęła, że zapomnieli, po co właściwie znaleźli się na Cejlonie, aż do momentu, kiedy Sara przypadkowo rzuciła okiem ku hotelowi.

– Alfred – wyszeptała – z altany zniknął niebieski ręcznik. Elden natychmiast stał się czujny.

– Wracamy. Możliwe, że ręcznik zabrała pokojówka, ale trzeba to sprawdzić.

.; – A jak się dowiemy, że wrócił? – zapytała, kiedy wyszli już z wody.

– Zauważyłem, że w przegródce w recepcji leżał jego klucz.

– Ależ ty jesteś spostrzegawczy! – zawołała zdumiona. Nic nie odpowiedział. Pewnie sądził, że była to ironiczna uwaga, podczas gdy Sara myślała tak naprawdę.

Dreptała tuż za Alfredem, zastanawiając się w duchu, czy przypadkiem po kąpieli nie stał się trochę swobodniejszy. Nie, chyba ona wyobraża sobie za wiele. Przecież nie mogła nagle, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, rozwiązać wszystkich jego problemów. Nie, to z pewnością złudzenie.

Ale przecież się śmiał!

Klucz do pokoju „Tangena” nadal leżał w przegródce.

– Teraz nic już nie rozumiem – stwierdził Alfred. – Taksówka też się nie pojawiła. Mogła jednak odjechać z innymi pasażerami. Muszę przyznać, że kiepscy z nas obserwatorzy.

Wyszli przed hotel w nadziei, że zobaczą taksówkę. Auta jednak nie było.

Nagle Sara schwyciła Alfreda za ramię.

– Zobacz, tam po drugiej stronie przy rybackich chatach! Przecież to on siedzi i rozmawia z miejscowymi!

– Saro, to niemożliwe, żebyś odróżniła go z takiej odległości.

– Ależ tak! Poznaję po jasnych włosach i zielonej koszuli. To na pewno on!

– Teraz się podnieśli i weszli do środka. Do diabla, to może potrwać!

– Ale jeśli weszli do domu, to chyba coś oznacza?

– Niekoniecznie. Przewodnik mówił, że tutejsi mieszkańcy na pewno prędzej czy później zaproszą nas do siebie, a wtedy nie wypada odmówić. Taki tu panuje zwyczaj.

– Dziwi mnie, że ten arogant w ogóle chce wejść do czyjegoś domu. To ci dopiero! I co dalej, zaproszą go na posiłek?

– Tak sądzę. Ale wtedy musi być ostrożny. Tutejsze jedzenie i woda mogą wyjść bokiem turyście, który nie przestrzega zasad higieny.

– Miejmy nadzieję, że ten typ naje się i napije do syta! W drodze do hotelu Elden przyjrzał się Sarze uważniej.

– Chyba pierwszy raz po śmierci wuja pozwalasz sobie na uzewnętrznianie swoich uczuć.

– Naprawdę strasznie mi go szkoda – odparła w zamyśleniu. – Po tej stracie czuję się całkiem wyizolowana ze społeczeństwa. Zostałam sama jak palec. Nie jestem mściwa, ale nie mogę się powstrzymać, by nie życzyć mordercy małej niestrawności żołądkowej.

– Właściwie brak nam dowodów, by przesądzać sprawę. Nie wiemy na pewno, czy to on jest zabójcą.

– O, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości – odparła z przekonaniem Sara. – Jeśli kiedyś spotkałam mordercę, to on jest nim z pewnością.

– Czy sądzisz, że mordercę rozpoznaje się po wyglądzie?. – Przekonasz się, jak tylko zobaczysz jego lodowaty wzrok!

Weszli do recepcji hotelowej, która była przyjemnie zacieniona.

– Może znajdziemy sobie miejsce tu na tarasie i przy okazji coś zjemy. Stąd roztacza się cudowny widok na okolicę.

Gdy oczekiwali na podanie potraw, Elden zapytał:

– Mówiłaś, że czujesz się osamotniona, ale przecież, zdaje się, masz narzeczonego?

– Jego do tego nie mieszaj – odparła nieco zbyt ostro i starała się nie zauważyć mrocznego spojrzenia, jakim ją obrzucił. Musiała przyznać, że coraz trudniej było jej myśleć o Eriku jako o podporze duchowej. Oddalał się z każdą godziną, a zamiast niego widziała dwoje pozostawionych dzieci. Wtedy bardzo się wstydziła swojego postępowania.

Nareszcie podano do stołu. Tym razem skusili się na homara, który wyglądał niezwykle apetycznie. Elden zdołał namówić Sarę na kieliszek białego wina, mimo że alkohol, chyba jako jedyny towar, był tu faktycznie drogi.

Sarze nie bardzo podobał się szczególny sposób, w jaki Alfred na nią spoglądał. Odnosiła wrażenie, że chce jej powiedzieć: „Nie wyobrażaj sobie za wiele, dziewczyno.

To tylko pozory, żeby zmylić gości hotelowych”.

Posiłek bardzo im smakował. „Hakon Tangen” wciąż się nie pojawiał. Powoli zrobiło się gorąco nie do wytrzymania. Plaża prawie zupełnie opustoszała, najgorliwsi zwolennicy opalania także dali za wygraną i poszli kurować oparzenia. Nawet rozkrzyczane ptaki szukały chłodu w cieniu wielkolistnych krzewów.

– Czas na sjestę – zauważyła Sara, rozkosznie rozleniwiona winem. Teraz cały świat widziała w różowych kolorach, nawet ponurego policjanta.

– Masz rację, w tym upale człowiekowi w ogóle nie chce się ruszać.

Przeszli do pokoju, gdzie panował miły chłód. Położyli się na łóżkach.

Sara czuła, że piękno przyrody znacznie złagodziło agresję, jaka cechowała ich wzajemne kontakty, wino zaś dodało dziewczynie odwagi.

– Nie sądziłam, że pijasz wino.

– Nie przywykłem do tego, ale cóż, skoro panuje tu taki zwyczaj.

Sara była ciekawa, czy wino podziałało także na niego. Nagle zapytała:

– Kim jest właściwie Torii? Czy to twoja przyjaciółka? Elden momentalnie wrócił do rzeczywistości i rzucił Virze gniewne spojrzenie.

~ Wiesz coś o niej? Nic poza tym, że wymieniłeś jej imię dzisiejszej nocy. Powiedziałeś, że podobałoby się jej tutaj.

Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, dodała poirytowana:

– To nie moja wina, że ja tu jestem, a nie Torii.

– Daruj sobie, Saro!

Po tak nieudanej próbie nawiązania rozmowy umilkła. W pokoju szumiał klimatyzator. Do uszu Sary i Eldena docierały nieco przytłumione krzyki mew. Uczucie rozleniwienia opanowało dziewczynę, tłumiąc wrażenie przegranej.

– Torii to moja siostra – usłyszała niespodziewanie. – Ma niespełna siedemnaście lat, ale żadnej przyszłości przed sobą. Opuściła ją wszelka radość życia.

W tym momencie Sara pojęła, że dzieje się coś niezwykłego. Alkohol, do którego Elden zbytnio nie nawykł, wywołał u niego potrzebę zwierzenia się.

– Dlaczego, co się stało? – spróbowała ostrożnie – - Widzę, że jesteś do niej bardzo przywiązany?

– A co ciebie mogłoby to obchodzić?

– Czy czasem nie oceniasz mnie zbyt pochopnie?

– Kieruje tobą zwykła ciekawość, czy nie tak?

Bała się powiedzieć mu wprost, jak bardzo znowu zrobił się niemiły, ciągnęła jednak odważnie: – Rozumiem, że to ważna część twojego życia. Nie chciałabym cię urazić, ale gorycz i chłód bijący od ciebie sprawia mi ból i jednocześnie denerwuje. Widząc twój klasztorny pokój i doświadczając odpychającego sposobu bycia, pomyślałam, że to z powodu zawodu miłosnego. A stąd już bardzo blisko do głębokiej niechęci, jaką u ciebie dostrzegam wobec płci pięknej. Ale może się mylę?

– Rzeczywiście, mylisz się. Po prostu na kobiety dotąd nie miałem czasu.

– Nie miałeś czasu? Więc masz jednak jakiś cel, który ci ten czas pochłania? To nie jest chyba praca w policji, prawda, to dotyczy twojej siostry?

– Skąd wiesz?

– Wywnioskowałam z tonu twojego głosu. Za oknem cykady rozpoczęły swój koncert.

Alfred leżał z rękoma pod głową, wyciągnięty na swoim posłaniu. Wydawał się jeszcze chudszy niż zwykle, bo w tej pozycji brzuch całkiem mu się zapadł. Nie widzącymi oczyma wpatrywał się tępo w sufit.

– Pewnie masz rację – odrzekł. – Może przesadzam, ale tak się tym wszystkim zadręczam, ogarnia mnie kompletna bezradność i zwątpienie. Ani na chwilę nie mogę przestać myśleć o mojej siostrze.

Sara leżała w milczeniu, przysłuchując się jego słowom.

– Było nas troje rodzeństwa – zaczął, a Sara domyśliła się, że nigdy przedtem o tym nikomu nie opowiadał – ja najstarszy. Po śmierci mamy musiałem się nimi zaopiekować. Ojciec zmarł wiele lat wcześniej. Kiedy wydarzyła się tragedia, Torii miała piętnaście lat. Niełatwo przychodziło utrzymać ją na miejscu. Geir był kilka lat młodszy. Przypadkowo dowiedziałem się, że Torii zakochała się w dojrzałym mężczyźnie. Ona oczywiście nie pisnęła w domu słówkiem, najprawdopodobniej on sobie tego nie życzył. Chodziły pogłoski, że jest to człowiek o nieciekawej przeszłości, a poza tym klasyczny podrywacz. Typ, którego trudno przyłapać na gorącym uczynku, ale który niejedno ma na sumieniu. Nikt jednak nie umiał powiedzieć, kim jest ten mężczyzna. Torii toczyła więc wojnę ze mną i młodszym bratem, a moje ostrzeżenia traktowała jako atak na jej ukochanego. Była śliczną, niewinną dziewczyną, więc nic dziwnego, że miał na nią chrapkę mimo swoich trzydziestu lub – więcej lat. Unikał mnie i czynił to z najwyższą perfekcją, zwłaszcza że wiedział, czym się zajmuję. Torii zaś nigdy się nam nie zwierzała. Tylko od czasu do czasu miała zwyczaj siadywać zamyślona i rysować niewidzialny ślad ostrzem noża od łokcia w kierunku dłoni. Geir zapytał ją kiedyś, dlaczego to robi, a ona odpowiedziała, czerwieniąc się mocno: „Blizna…”

Sara pokiwała głową.

– Przypuszczam, że to on nosił bliznę w tym miejscu.

Dziewczyna była chyba bardzo zakochana.

– Niestety, tak. – Alfred przerwał na moment, wspomnienie wyraźnie sprawiało mu ból. – Któregoś piątkowego wieczoru zabrała torbę i usiłowała czmychnąć. Zauważyliśmy to obaj z bratem i doszło do ostrej wymiany zdań. Oskarżyła mnie o tyranię i brak zrozumienia. Oświadczyła, że zamierza wyjechać ze swoim przyjacielem na sobotę i niedzielę i nikt jej w tym nie przeszkodzi. Gdy zatrąbił samochód, Torii wypadła z domu niczym wicher. Mały Geir ruszył za nią i dobiegi do auta, gdy ona już do niego wsiadła. Chwycił za klamkę, ale w tej chwili mężczyzna ruszył z impetem. Geir nie zdążył się puścić i… – Alfred odetchnął głęboko – i dostał się pod koła.

Sara zadrżała.

– Dopiero wtedy pojawiłem się na ulicy i usłyszałem przeraźliwy krzyk siostry. Błagała mężczyznę, żeby się zatrzymał. Nie posłuchał jej, a wtedy ona sama wyskoczyła z jadącego pojazdu i chyba została mocno poturbowana. Samochód zawrócił, po czym potrącił bezwładnie leżące ciało dziewczyny, i odjechał.

– O mój Boże, to straszne! – Z trudem powstrzymywała napływające do oczu łzy. – Ale dlaczego to zrobił?

– Torii dobrze wiedziała, kim on jest. Prawdopodobnie miał dużo więcej do ukrycia, niż sądziliśmy. Nie chciał dopuścić do tego, by zatrzymała go policja. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć, a numer rejestracyjny wozu był nie do odczytania, być może zabrudzono go celowo. Podbiegłem do brata, ale już niestety nie oddychał. Torii jeszcze dawała oznaki życia. Na ulicę zaczęli wychodzić sąsiedzi i to oni wezwali pomoc. Dziewczynka przebywa teraz w domu dla upośledzonych. Ma sparaliżowane nogi i ciągle pozostaje w szoku, zupełnie nie mam z nią kontaktu. Moje mieszkanie jest tak skromnie umeblowane, bo wszystkie środki, jakimi rozporządzam, przeznaczam na jej leczenie. Odwiedziliśmy najlepszych specjalistów. Stwierdzono, że być może zaczęłaby chodzić, gdyby poprawił się jej stan psychiczny. Zabieram ją w różne ładne miejsca, żeby ją przywrócić do życia, ale jak na razie bez skutku.

– A co z tym człowiekiem?

– Nie znaleźliśmy go. Torii nie odpowiada na żadne pytania, a nikt nie zna tego mężczyzny.

Głos Eldena załamał się, choć jego twarz wciąż pozostawała obojętna. Sara zrozumiała, jak błędnie oceniła Alfreda. To nie wino sprawiło, że zaczął mówić, raczej pijąc je sam chciał dodać sobie odwagi, tak bowiem silna była chęć podzielenia się z kimś troskami. Te potworne przeżycia drążyły go od wewnątrz i nie dawały spokoju, Alfred zdawał się być bliski obłędu. W końcu uznał, że musi z kimś porozmawiać, i tym kimś okazała się właśnie ona, Sara!

Poczuła głębokie wzruszenie. Czym zasłużyła sobie na to, by stać się jego powierniczką?

Alfred dodał jeszcze, ale mówił już raczej do siebie:

– Mały Geir był moim najlepszym przyjacielem… Sara z najwyższym trudem powstrzymywała drżenie głosu, a do oczu napływały jej łzy.

– Więc dlatego, żeby schwytać tamtego mężczyznę, poszedłeś do pracy w policji?

– Myślisz, że z chęci zemsty? Nie, już wtedy byłem szeregowym funkcjonariuszem, ale rzeczywiście czyniłem starania, by dostać się do wydziału, w którym teraz pracuję. Tu mam największe szanse, by wpaść na jego trop. Udało nam się stwierdzić, że obracał się w podobnych kręgach co twój wuj Hakon.

Palcem narysował w powietrzu jakiś znak.

– Zemsta? Nie, to nie w moim stylu. Najważniejsze to unieszkodliwić tak bezwzględnego i cynicznego mordercę.

On musi znaleźć się za kratkami, inaczej wciąż będzie zagrażał społeczeństwu. Ale niewielką mamy nadzieję.

Sara przypomniała sobie skromny pokój komisarza. W wyobraźni zobaczyła też dwójkę rodzeństwa na ulicy owego tragicznego wieczoru i zastanawiała się, co Alfred musiał wtedy odczuwać.

Wyszła na werandę. Stała tam dłuższą chwilę, by zebrać myśli i odzyskać równowagę. Krzewy rosnące przed balkonami zlały się w czerwonopomarańczową kulę, palmy widziała jak przez mgłę. Mewy wrzeszczały przeraźliwie.

Wierzchem dłoni osuszyła wilgotne policzki. Alfred mógł ją przecież zobaczyć przez okno. Jeden z gości hotelowych przeszedł tarasem w kierunku dalszych pokoi. Sara powróciła do środka. Z trudnością wypowiedziała następne zdanie:

– Chyba trzeba się czymś zająć, nie sądzisz?

' Alfred przyglądał się Sarze uważnie. Usiadł na łóżku i założył sandały.

– Mam nadzieję, że ten chłopak jest ciebie wart.

– Kto taki?

– Twój narzeczony, ten, o którym wcześniej wspominałaś.

Zaskoczona palnęła bezwiednie, mimo iż chciała to Zachować dla siebie:

– Oj, trochę z tym przesadziłam, y Spojrzał na nią zdziwiony.

– Z czym przesadziłaś?

Do Sary teraz dopiero dotarło, co powiedziała. Zrezygnowana usiadła na łóżku.

– Z narzeczonym. Kiedy postanowiono, że mamy dzielić pokój, chciałam się jakoś wybronić.

– Więc nie masz przyjaciela? – zapytał beznamiętnie. Westchnęła zniecierpliwiona.

– Właściwie mam, ale ta przyjaźń dopiero się rozwija. To po prostu dobry, serdeczny kolega z pracy. Jest sporo ode mnie starszy, a ja czuję się taka samotna. Potrzebuję kogoś dojrzałego, kto mnie wesprze.

Zrozumiał, że przeżywa głęboką rozterkę.

– Przyjechałaś do całkiem obcego miasta, nie znając nikogo. Nie miałaś przyjaciół, czy tak?

– Coś w tym rodzaju – odparła ostrożnie. – Wydawało mi się, że jestem w nim zakochana. Ale kiedy mnie pocałował, pamiętasz, właśnie wtedy zadzwoniłeś, informując o śmierci wuja…

– Ach, więc przerwałem randkę?

– Tak. I byłam z tego powodu bardzo rada. Bo wtedy zdałam sobie sprawę, że nie chcę się oddać temu mężczyźnie. Pragnęłam jedynie jego opieki i serdeczności.

– A on, czy miał na ciebie ochotę?

– Bez wątpienia.

– W takim razie cieszę się, że wtedy zadzwoniłem. Sara zaczerwieniła się.

– To porządny człowiek, naprawdę nadal bardzo go lubię.

– Ale powiedziałaś kiedyś, że jest nieszczęśliwy? Jaką on ma pamięć, nic nie ujdzie jego uwagi!

– On mnie potrzebuje, a to jeszcze pogarsza sprawę, nie sądzisz?

– Uważam, że niewiele wart jest związek zbudowany wyłącznie na współczuciu.

Z policzków Sary nie schodziły wypieki.

– Może się mylę, może jestem zakochana? Tak mi samej źle, tak bardzo za kimś tęsknię…

– Potrzebujesz mężczyzny, to przecież nie powód do wstydu, a raczej oznaka normalności.

– A ty? – odparła szybko, żeby zmienić niewygodny temat. – Czy ty twierdząc, że nie masz czasu na kobiety, jesteś normalny?

Od razu pożałowała tego pytania. Nigdy nie potrafiła rozmawiać o tak intymnych sprawach.

Alfred podniósł się i podszedł do okna.

– Co do mnie, z pewnością jestem najnormalniejszy pod słońcem. Ale myślę, Saro, że ty wcale nie kochasz tego mężczyzny.

– A co ty o tym możesz wiedzieć?

– Owszem, powiem nawet więcej: ty nawet nie lubisz tego człowieka.

– O, a to ciekawe. Na jakiej podstawie tak sądzisz? Odwrócił się teraz do niej.

– Jeśli dwoje ludzi jest razem i oboje odczuwają samotność, jeśli pragną się wzajemnie, czy nie byłoby naturalne, gdyby dali się ponieść temu pragnieniu?

Serce Sary zabiło gwałtowniej.

– Myślisz o seksie? Tak po prostu zaspokoić namiętność, niezależnie od wzajemnych uczuć? Nie, to niemożliwe.

– Dlaczego nie? Nie pozwala ci na to dobre wychowanie czy poczucie skromności?

– O skromności lepiej nie wspominaj, kiedy cały hotel sądzi, że jesteśmy małżeństwem!

Nagle zrozumiała, że rozmowa podąża w niebezpiecznym kierunku. Dodała szybko:

– Nie mam zamiaru oddawać się mężczyźnie, któremu potem nie będę mogła spojrzeć prosto w oczy. Uważam, że ludzie muszą darzyć się szacunkiem i miłością.

– Oczywiście – rzekł z powagą. – Też tak sądzę. Właściwie ile ty masz lat?

– Dwadzieścia dwa.

– Tak myślałem – powiedział i niespodziewanie się roześmiał. – Naprawdę się cieszę, że nie jesteś inna.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– No, jeśli już musimy mieszkać razem…

Nie kończył, więc Sara przyparła go do muru.

– To nie jest odpowiedź. Chciałabym usłyszeć coś więcej.

– No dobrze. Taka właśnie mi się wydałaś na początku. Zawiódłbym się wiedząc, że padasz w ramiona pierwszemu lepszemu mężczyźnie, nic do niego nie czując.

Sarę ogarnęła złość, ale nie umiała dokładnie powiedzieć, dlaczego. Może z powodu niedomówień?

– A jaka ci się wtedy wydałam?

Wzruszył ramionami, a jego głos zabrzmiał tak, jakby cała dyskusja już go znudziła:

– Masz coś takiego w spojrzeniu, czego nie potrafię nazwać, ale co bardzo lubię. Wydajesz mi się taka czysta, nie z tego świata. Wydajesz mi się niezmiernie łagodną istotą. Taka istota nie powinna zostać zraniona przez nie najmłodszych już, rzekomo nieszczęśliwych adoratorów.

– Dziękuję za szczerość – odparła krótko. Nie miała pojęcia, jak powinna zareagować. W każdym razie nie było to zabawne.

Jeszcze mniej spodziewała się kolejnego wyznania:

– Także i siebie zaliczam do owych nieszczęśliwych adoratorów. Nie musisz się mnie obawiać, chociaż i ja zmieniłem się w ciągu kilku ostatnich dni.

Sara walczyła teraz z własną nieśmiałością.

– No dobrze. Ja także będę szczera – rzekła po chwili. – Ja też zmieniłam swój stosunek do twojej osoby. Bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Dostrzegłam twoje problemy; i byłam niemal gotowa wpaść we własne sidła: ogarnęło mnie bowiem współczucie, a tego nie znosisz, prawda?

– Możesz być pewna. W każdym razie już wiemy, na czym stoimy. Czy zaczniemy od nowa?

– Chętnie, ale chyba nie musimy się na nowo zaprzyjaźniać?

– Pewnie, że nie. A teraz chodźmy zapolować na mordercę.

– Nie mów takich rzeczy, to brzmi koszmarnie.

– Niestety, taka jest prawda.

– Rozumiem – westchnęła i szybko zmieniła temat: – Wiesz, wpisałam nas na listę chętnych na pokaz folkloru Kandy.

– A co to takiego?

– To głównie ludowe tańce mieszkańców okolic miasta Kandy. Występ odbędzie się w jednym z hoteli, nie pamiętam, w którym.

– Czy on się tam wybiera?

– Raczej nie. Nie znalazłam jego nazwiska.

– Więc dlaczego my…?

– Z prostej przyczyny: ja mam ochotę je zobaczyć. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę.

– Przecież to strata czasu! Saro, poza tym powinnaś być ostrożniejsza, nie wpisywać nigdzie swojego nazwiska. A jeśli on zasłyszał je od twojego wuja?

Zerkała na niego niewinnie jak owieczka.

– Wpisałam tylko: Elden, dwie osoby…

– Nie do wiary! – wymamrotał i przyjrzał się jej uważniej, ale wyczuwając smutek dziewczyny, złagodniał.

– Niech będzie. Właściwie wieczorem i tak nie mamy nic specjalnego w programie.

Sara rozpogodziła się.

– Wiesz co? – pokręcił ze zdumieniem głową. – Twoje minki są śmiertelnie niebezpieczne. Wszyscy niedoświadczeni panowie w okolicy powinni mieć się na baczności.

Opuścili pokój i szli wolno przez ogród kamiennym korytarzem, kierując się do głównego skrzydła. Sara, idąc za Alfredem, przyłapała się na tym, że z przyjemnością przypatruje się jego zgrabnej sylwetce. Zła na samą siebie, z irytacją zacisnęła usta. Po ostatniej szczerej rozmowie kompletnie nie wiedziała, jak ma się do niego odnosić.

Znała za to uczucia, które owładnęły Alfredem: były to nienawiść i pragnienie zemsty, niezależnie od tego, co sam twierdził.

Kiedy Alfred minął werandę należącą do pokoju numer siedem, – wyszedł stamtąd mężczyzna podszywający się pod Hakona Tangena. Sara nie mogła zatrzymać swego towarzysza, zmieszana uśmiechnęła się więc lekko, tak jak wtedy gdy spotyka się obcych, ale zamieszkujących w tym samym hotelu gości. Mężczyzna natomiast na jej widok nawet nie mrugnął.

Sarze ciarki przeszły po plecach.

Загрузка...