ROZDZIAŁ XVIII

Honor poczuła ową specyficzną, teoretycznie bezwonną, a jednak zawsze wyczuwalną zimną woń paniki, ledwie wysiadła z pinasy. Wrażenie potęgowała wszechobecność uzbrojonych wart i ściągnięta twarz witającego ją kapitana wojsk lądowych. Witał ją już uprzednio i nie było to miłe doświadczenie, ale teraz miała ważniejsze sprawy na głowie, a sądząc po jego sztywnym i jak najbardziej poprawnym zachowaniu, gdy eskortował ją do samochodu, on również. Była to jedyna pozytywna cecha katastrofy militarnej na wielką skalę. Zadziałały te same mechanizmy, które każą skazanemu na śmierć koncentrować się na sprawach najważniejszych.

Nimitz poruszył się lekko na jej ramieniu. Miał stulone uszy i opierał się jedną chwytną łapą o jej beret — napięcie panujące wokół atakowało nachalnie jego zmysł empatii; spodziewając się tego, chciała zostawić go na pokładzie, ale urządził taką awanturę, że zrezygnowała. Prawdę mówiąc z ulgą. Nadal nie w pełni rozumiano, jak działa łącze empatyczne między treecatem a adoptowanym przez niego człowiekiem, ale Honor, podobnie jak inni adoptowani, była przekonana, że pomaga jej zachować równowagę umysłu i w znacznej mierze spokój. A nie ulegało wątpliwości, że jednego i drugiego będzie potrzebowała w najbliższym czasie w dużych ilościach.

Do ambasady dotarli szybko, ponieważ ulice były wyludnione, a nieliczni przechodnie spieszyli przed siebie, nerwowo spoglądając w górę, jakby Masada lada chwila miała wysadzić tu desant. Wóz był hermetyczny i wyposażony we własny zapas powietrza, ale mimo to ponownie poczuła woń paniki. Rozumiała to doskonale, bowiem pracownicy ambasady spisali się lepiej, niż się spodziewała — streszczenie ostatnich wydarzeń wraz z podsumowaniem i stanem sił, które pozostały władzom Graysona, dotarło do niej, gdy Fearless znajdował się o godzinę lotu od planety, toteż miała okazję dokładnie się z nim zapoznać i nie zazdrościła mieszkańcom. Przez sześć stuleci wrogowie, którzy udowodnili, że nie cofną się przed niczym i że rozmawiać się z nimi nie da, grozili im zniszczeniem. Teraz po raz pierwszy mieli realną możliwość spełnienia swych gróźb. A jedyną przeszkodę na ich drodze stanowiły trzy obce okręty, które być może zechcą bronić Graysona. Jak by tego było mało, dowodzone przez kobietę.

Rozumiała ich strach i nawet do pewnego stopnia im współczuła. Ale nie zapomniała, jak potraktowali ją i jej podkomendne.

Gdy wóz zatrzymał się przed drzwiami ambasady, na nowo ogarnęły ją bolesne wspomnienia na widok samotnie oczekującego jej sir Anthony’ego. Obok niego powinna ujrzeć znajomą, niewysoką sylwetkę mężczyzny z twarzą radosnego cherubinka i specjalnym uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niej.

Weszła na schody, wartownik z Korpusu sprezentował broń — miał na sobie pełne oporządzenie bojowe wraz z kuloodpornym ekwipunkiem i załadowany pulser. Ambasador przywitał ją w pół drogi.

— Sir Anthony — uścisnęła jego dłoń, nie kryjąc żalu.

— Kapitan Harrington, dzięki Bogu, że już pani tu jest — Langtry zakończył służbę jako pułkownik Royal Manticoran Marine Corps i zachował pełne szacunku podejście do kapitana okrętu. Weszli do klimatyzowanego budynku, do którego powietrze dostawało się wyłącznie przez skomplikowany zestaw filtrów. Langtry był wysokim mężczyzną, acz odrobinę nieproporcjonalnie zbudowanym — miał długie ciało, lecz stosunkowo krótkie nogi, toteż musiał nimi dość szybko przebierać, by dotrzymać kroku długonogiej towarzyszce w drodze do sali konferencyjnej.

— Zjawił się dowódca sił graysońskich? — spytała, gdy stanęli przed drzwiami.

— Nie, nie zjawił się… — Langtry próbował coś dodać, zamilkł jednak, widząc jej ostre spojrzenie, i wdusił otwierający drzwi przycisk, po czym zaprosił ją gestem do środka. Wewnątrz oczekiwały jej dwie osoby: komandor w błękitno-granatowym uniformie Marynarki Graysona oraz Reginald Houseman.

— Kapitan Harrington, oto komandor Brenthworth — przedstawił go Langtry. — Pana Housemana już pani zna.

Honor skinęła głową Housemanowi i wyciągnęła dłoń ku oficerowi, wychodząc z założenia, że najprościej będzie od razu poznać jego reakcję na swoją osobę. Ku jej zaskoczeniu, podał jej rękę bez cienia wahania — sądząc po wyrazie oczu, nie był najszczęśliwszy, ale nie było to uczucie skierowane przeciwko niej. Albo raczej nie bezpośrednio przeciwko niej.

— Komandor Brenthworth jest oficerem łącznikowym, o którego pani prosiła — dodał Langtry nieco dziwnym i trudnym do natychmiastowego odszyfrowania tonem.

— Witam na pokładzie, komandorze — wygłosiła tradycyjną formułkę, i nie zważając na jego minę, dodała: — Mam nadzieję, że wasz głównodowodzący wkrótce się zjawi, ponieważ nie sądzę, abyśmy bez niego zdołali w pełni skoordynować dalsze plany.

Brenthworth chciał coś powiedzieć, ale Langtry uprzedził go i odezwał się z dziwnym współczuciem w głosie.

— Obawiam się, że admirał Garret nie przybędzie. Uważa, że jest niezbędny na stanowisku dowodzenia. Polecił przekazać komandorowi Brenthworthowi rozkazy dla pani, wynikające z opracowanego przez siebie planu obronnego rozmieszczenia sił.

Honor przyjrzała mu się, chwilowo niezdolna do wydania artykułowanego dźwięku, po czym przeniosła wzrok na Brenthwortha. Ten był purpurowy aż po nasadę włosów i wreszcie zrozumiała w pełni wyraz jego oczu i powód, który go wywołał. Był to wstyd.

— Obawiam się, że jest to sytuacja nie do przyjęcia, sir Anthony — powiedziała zadziwiająco spokojnym i nieugiętym tonem. — Admirał Garret może być doskonałym oficerem, ale nie jest w stanie w pełni zrozumieć możliwości moich okrętów, ponieważ ich nie zna, wobec czego nie może skutecznie ich wykorzystać. Z całym szacunkiem, komandorze Brenthworth, ale według mojej oceny sytuacji wasza flota nie ma szans samodzielnie obronić planety.

— Ja… — zaczął Brenthworth i zamilkł, a jego twarz nabrała jeszcze głębszego odcienia czerwieni.

— Rozumiem pańskie położenie, komandorze — dodała ciszej, bo żal się jej go zrobiło. — Proszę nie uważać tego, co powiedziałam, za krytykę swojej osoby.

Upokorzenie oficera wyraźnie wzrosło, ale zrozumienie sytuacji, w jakiej się znalazł, spowodowało również, że poczuł wdzięczność. Widziała to w jego oczach.

— Doskonale, sir Anthony — ponownie skoncentrowała się na ambasadorze. — Będziemy musieli zmienić przekonania admirała Garreta. By obronić Graysona, muszę dojść do porozumienia i ściśle współpracować…

— Momencik! — Głos Housemana w niczym nie przypominał pełnego wyższości tonu z ostatniej rozmowy, był napięty i lekko się łamał. — Nie sądzę, żeby pani w pełni rozumiała sytuację, kapitan Harrington. Jest pani oficerem Królewskiej Marynarki zobowiązanym chronić przede wszystkim interesy Królestwa Manticore, nie planety Grayson. Jest moją powinnością jako przedstawiciela Jej Królewskiej Mości przypomnieć pani, że ochrona obywateli Królestwa jest bezwzględnie najważniejszym ze spoczywających na pani obowiązków.

— Zamierzam w pełni chronić poddanych Jej Królewskiej Mości, panie Houseman — odparła, nie starając się nawet ukryć niechęci. — A najlepszym na to sposobem jest obrona całej planety, na której przebywają, nie zaś tego kawałka, na którym akurat stoją.

— Tylko nie tym tonem, dobrze?! Proszę nie zapominać, że to po śmierci admirała Courvosiera ja jestem szefem delegacji dyplomatycznej i traktować stosownie moje instrukcje.

— Doprawdy? — W oczach Honor błysnął lód. — A jakież to instrukcje będzie pan łaskaw wydać, panie Houseman?

— Jak to jakie? Natychmiastowej ewakuacji, oczywiście! — Houseman przyjrzał się jej jak jednemu ze swych studentów, który zapowiadał się obiecująco, a okazał się kompletnym matołem. — Chcę, żeby pani natychmiast zajęła się zaplanowaniem jak najszybszej, ale zorganizowanej ewakuacji wszystkich poddanych Korony na pokładach okrętów i frachtowców przebywających jeszcze na orbicie.

— A co z mieszkańcami planety, panie Houseman? — spytała dziwnie łagodnie. — Ich wszystkich również mam ewakuować?

— Oczywiście, że nie! — Houseman poczerwieniał. — I nie chciałbym być zmuszony ponownie zwracać pani uwagi z powodu impertynenckiego zachowania! Nie jest pani odpowiedzialna za mieszkańców Graysona. Jest pani natomiast w pełni odpowiedzialna za obywateli Królestwa Manticore!

— A więc nakazuje mi pan, żebym ich zostawiła — powiedziała całkowicie neutralnym tonem.

— Jest mi niezmiernie przykro, że znaleźli się w tak trudnej sytuacji. — Odwrócił wzrok pod jej spojrzeniem i powtórzył: — Jest mi strasznie przykro, ale nie my spowodowaliśmy tę sytuację, a w obecnych warunkach musimy skupić się na zapewnieniu bezpieczeństwa naszym ludziom.

— A przede wszystkim panu.

Aż go poderwało, tyle było w tym cichym sopranie lodowatej i bezdennej pogardy.

Przez sekundę nie wiedział, jak zareagować, po czym spurpurowiał, rąbnął pięścią w stół konferencyjny i wrzasnął:

— Ostrzegam panią po raz ostatni, kapitan Harrington! Albo będzie pani uważała na to, co mówi, albo panią zniszczę! Wykonuję jedynie swoje obowiązki i reprezentuję interes Jej Królewskiej Mości w systemie Yeltsin!

— No proszę, a wydawało mi się, że od pilnowania interesów Jej Wysokości mamy tu ambasadora — odpaliła. Langtry zrobił dwa kroki i stanął obok niej.

— Bo mamy, kapitan Harrington — powiedział równie lodowatym tonem, przyglądając się Housemanowi nie jak dyplomata, lecz jak pułkownik. — Pan Houseman może reprezentować rząd Jej Królewskiej Mości w kwestiach dotyczących misji dyplomatycznej w zastępstwie admirała Courvosiera, ale interesy Jej Wysokości na tej planecie reprezentuję ja.

— Czy uważa pan, że powinnam ewakuować poddanych Korony z planety Grayson na pokładach naszych okrętów? — spytała Honor, ani na moment nie przestając przyglądać się Housemanowi.

— Nie uważam, kapitan Harrington — odparł Langtry, a twarz Housemana wykrzywiła wściekłość. — Oczywiście, należy ewakuować tak wielu cywilów jak to tylko możliwe, zwłaszcza kobiet i dzieci, na pokładach frachtowców, które powinny jak najszybciej zostać odesłane do układu Manticore, natomiast pani okręty w mojej opinii zostaną najlepiej wykorzystane, broniąc Graysona. Jeżeli pani sobie życzy, dam to pani na piśmie.

— Do kurwy nędzy! — Houseman najwyraźniej tracił panowanie nad sobą. — Przestań się ze mną bawić w legalistyczne gierki, Langtry! Jeżeli będę musiał, wywalę cię na zbity pysk z MSZ-tu równie szybko, jak ją postawię przed sądem wojennym!

— Uprzejmie proszę próbować! — prychnął pogardliwie Langtry.

Housemana nadęła wściekłość, a Honor poczuła, jak drga jej kącik ust, w miarę jak jej własna złość i pogarda zmieniały się w niepohamowaną wściekłość. Taki kulturalny i pogardliwy dla zwykłych wojskowych, pewien własnej nadrzędności, mądrości i przenikliwości, a gdy zaczęło się robić niebezpiecznie, wszystko, o czym był w stanie myśleć ten uniwersytecki wykwit ekonomiczny, to ratowanie własnego bezcennego tyłka. A ratować go mieli rzecz jasna ci sami wojskowi, którymi pomiatał, bo tak im kazał jaśnie pan profesor ekonomii od siedmiu boleści. Wystarczyło teoretyczne zagrożenie — nikt nawet nie strzelił jeszcze w pobliżu Graysona — by ta fałszywa, acz starannie utrzymywana fasada pozera rozpadła się i wyjrzało zza niej obrzydliwe, pospolite tchórzostwo. A tchórzy nigdy nie potrafiła zrozumieć, a tym bardziej czuć do nich sympatii.

Houseman otwierał usta, by zrugać ambasadora, gdy Honor zdała sobie sprawę, że milczącym świadkiem tej żenującej sceny jest graysoński oficer. Zrobiło jej się wstyd, a do gniewu doszedł żal z powodu śmierci Courvosiera, który nigdy nie dopuściłby do podobnej kompromitacji. Zrodziła się z tej mieszanki wściekłość i determinacja: nie pozwoli, żeby taki gnój jak Houseman zniszczył to, co z takim trudem osiągnął Courvosier i za co zginął. Pochyliła się nad stołem, spoglądając mu w oczy z odległości mniejszej niż metr, i oznajmiła lodowatym tonem, starannie wymawiając słowa:

— Będzie pan łaskaw zamknąć swoją tchórzliwą gębę, panie Houseman!

W pierwszym momencie cofnął się przed tym głosem tnącym niczym skalpel laserowy. Potem poczerwieniał, zbladł i rysy wykrzywiła mu wściekłość, ale nie zdążył się odezwać, gdy Honor dodała:

— Wzbudza pan jedynie obrzydzenie. Sir Anthony ma całkowitą rację i oboje o tym wiemy, ale nie masz pan jaj, żeby to przyznać, bo jesteś pan zwykły podły i wszawy tchórz!

— Ja cię załatwię! — wrzasnął blady z furii Houseman. — Wylecisz z marynarki na zbitą mordę! Mam przyjaciół gdzie trzeba i już ja cię…

Urwał, bowiem Honor strzeliła go w pysk.

Nie powinna była tego robić i wiedziała o tym, biorąc zamach, ale nie mogła i nie chciała się opanować. Był to zwykły, klasyczny policzek wymierzony wierzchem dłoni, ale wyprowadzony z półobrotu i z całą silą mięśni. Odgłos, jaki towarzyszył zetknięciu się jej ręki z jego twarzą, przypominał trzask pękającego konaru, a Houseman wyleciał jak wystrzelony z katapulty i łupnął głucho tyłkiem o podłogę, krwawiąc ze złamanego nosa i rozbitych warg.

Pole widzenia przesłoniła jej czerwona mgła. Słyszała wściekły charkot Nimitza, słyszała, że Langtry mówi coś gorączkowo, ale nie rozumiała słów. I nie chciała ich zrozumieć. Złapała za róg ciężkiego stołu konferencyjnego i jednym szarpnięciem odrzuciła przeszkodę, po czym ruszyła za Housemanem. Ten, widząc to, zaczął się gorączkowo cofać rakiem, nawet nie próbując wstać — odpychał się rękoma i jechał na tyłku najszybciej jak potrafił. Nie wiedziała, co by z nim zrobiła, gdyby okazał choćby cień odwagi. I nie dowiedziała się nigdy, bowiem kiedy stanęła nad nim, usłyszała, jak płacze ze strachu, i stanęła jak wryta.

Wściekłość ustąpiła wraz z czerwoną mgiełką, toteż odezwała się spokojnym, lodowatym i bezlitosnym tonem:

— Jedynym powodem pańskiej tu obecności był zamiar przekonania tych ludzi, że sojusz z Królestwem Manticore może im pomóc i stać się dla nich korzystny. Taka była wola Królowej i decyzja rządu i admirał Courvosier rozumiał to doskonale. Rozumiał, że stawką jest honor Królowej i honor całego Królestwa Manticore, ale żeby to zrozumieć, trzeba samemu mieć honor. Jeśli uciekniemy, zostawimy Grayson, wiedząc, że Haven pomaga Masadzie i że to nasz spór z Ludową Republiką sprowadził ich tutaj, to będzie to plama na honorze Jej Wysokości i całego Królestwa, której nic nie będzie w stanie zmazać. Jeżeli nadal nie dociera to do pańskiej wyobraźni, powiem wprost. Nawet ekonomista-teoretyk powinien to zrozumieć: możemy sobie wówczas wybić z głowy jakikolwiek sojusz z kimkolwiek! I jeżeli uważa pan, że pańscy wysoko postawieni przyjaciele wyrzucą mnie z Królewskiej Marynarki, a sir Anthony’ego z dyplomacji za to, że wykonujemy swoje obowiązki, to radzę jak najszybciej udać się do odpowiedniego lekarza. Tymczasem ci z nas, którzy nie są podłymi tchórzami, zajmą się tym, co istotne dla obrony planety i jej mieszkańców, najlepiej jak potrafią bez pańskiej nieocenionej obecności i rady.

Pod jej wzrokiem chlipiący ekonomista zapadł się w sobie i odruchowo cofnął, na ile mógł, czyli prawie do kąta. Oczy Honor były zimne i bezlitosne, ale on widział w nich jedynie gotowość do zabijania i to mroziło mu krew w żyłach.

Honor spoglądała na niego jeszcze przez chwilę, po czym obróciła się ku ambasadorowi. Langtry pobladł, ale zarazem na jego twarzy malowała się pełna aprobata.

— Sir Anthony, komandor Truman opracowuje już plan ewakuacji rodzin pracowników ambasady — powiedziała znacznie spokojniej. — Będzie potrzebowała spisu pracowników, którzy nie są niezbędni, i innych poddanych Korony przebywających na planecie oraz danych dotyczących miejsc, w których można ich znaleźć. Mam nadzieję, że uda się pomieścić wszystkich na frachtowcach, ale muszą liczyć się z ciasnotą i trudnymi warunkami, bo statki te to nie transportowce. Komandor Truman musi jak najszybciej znać łączną liczbę przewidzianych ewakuacji.

— Moi pracownicy sporządzili już stosowne listy. — Langtry nie zaszczycił zasmarkanego ekonomisty nawet jednym spojrzeniem. — Jak tylko skończymy, przekażę je komandor Truman.

— Dziękuję — Honor odetchnęła głęboko i zwróciła się ciszej do Brenthwortha. — Przepraszam za to zajście, komandorze. Proszę mi wierzyć, że prawdziwą politykę Królowej w stosunku do Graysona reprezentuje ambasador Langtry.

— Oczywiście, sir… ma’am — odparł Brenthworth z błyskiem w oczach i zrozumiała, że już nie widzi w niej kobiety: po raz pierwszy ujrzał w niej królewskiego oficera, stając się pierwszym być może oficerem z tej planety zdolnym zignorować jej płeć na rzecz munduru.

— Doskonale.

Spojrzała na przewrócony stół, wzruszyła ramionami, przestawiła najbliższe krzesło i usiadła zwrócona twarzą do obu mężczyzn. Założyła nogę na nogę, czując lekko jeszcze drżące ciało Nimitza.

— W takim razie, komandorze Brenthworth, sądzę, że powinniśmy się zastanowić, jak najlepiej i najszybciej zapewnić sobie współpracę waszych dowódców, która jest niezbędna nam wszystkim.

— Jest — przyznał. — Ale z całym szacunkiem, kapitan Harrington, nie będzie to łatwe. Admirał Garret jest… cóż, nadzwyczaj konserwatywny i sądzę… i sądzę, że sytuacja, w której się znalazł, jest tak zła, że nie potrafi myśleć całkiem jasno…

— Przepraszam — wtrącił Langtry. — Mówiąc prościej, chce pan powiedzieć, że zachowuje się jak stara, spanikowana baba. Przepraszam za słowo „baba”.

Brenthworth zaczerwienił się, lecz nie zaprotestował.

Langtry potrząsnął ze smutkiem głową.

— Może zbyt ostro go oceniam, ale w tej chwili lepsza jest brutalna prawda od uprzejmych niedomówień. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nikt nie zastąpi admirała Yanakova, i wiem, że Garret ma powody, by się obawiać. I to nie o własne bezpieczeństwo, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Powód jest prosty: nie spodziewał się, że spadnie mu na barki obowiązek koordynowania obrony całej planety, i to w dodatku obowiązek niewykonalny przy siłach, którymi dysponuje. Ale choć się do tego nie nadaje, nie odda dobrowolnie dowództwa oficerowi pochodzącemu spoza Graysona, zwykłemu kapitanowi i to w dodatku kobiecie. Zgadza się?

— Nic nie mówiłam o przejęciu dowodzenia — zaprotestowała Honor.

— W takim razie proszę przestać być pierwszą naiwną i zacząć — doradził Langtry. — Jeśli atak ma być odparty, to walczyć będą głównie pani okręty i wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Jak sama pani powiedziała, żaden graysoński oficer nie wie, jak najlepiej wykorzystać ich możliwości, a stanowią one nasz największy atut. W tej sytuacji ich plany muszą zostać podporządkowane temu, co pani zaplanuje, nie na odwrót. Czyli de facto staje się pani głównodowodzącym obroną planety. Garret doskonale o tym wie, ale głośno tego nie przyzna, gdyż stanowiłoby to w jego mniemaniu nie tylko porzucenie obowiązków, ale wręcz sabotaż, bo pani jest kobietą, czyli na dowódcę się nie nadaje. Garret nie powierzy więc obrony swojej ojczystej planety komuś, o kim wie, że nie potrafi wykonać tego zadania.

Honor przygryzła wargę, ale nie mogła nie zgodzić się z Langtry’m, który jako doświadczony oficer doskonale zdawał sobie sprawę, jak strach wpływa na ludzkie zachowanie, a najgorszą odmianą strachu, powodującą najwięcej pomyłek i ofiar, był nie strach przed śmiercią, ale przed porażką. To właśnie on sprawiał, że dowódcy nie radzący sobie z przerastającą ich sytuacją kurczowo trzymali się dowodzenia, niezdolni przekazać go komuś innemu, nawet mając pełną świadomość, że nie są w stanie zapobiec klęsce. Strach przed przyznaniem się do bezradności wystarczyłby, aby Garret nie oddał jej dowództwa, a Langtry miał rację także i w kwestii uprzedzeń obyczajowych, które dodatkowo spotęgują i wzmocnią upór graysońskiego admirała.

— Komandorze Brenthworth, rozumiem, że stawiam pana w bardzo niewygodnym położeniu — powiedziała miękko — ale muszę zadać to pytanie i dostać naprawdę szczerą odpowiedź. Czy ambasador Langtry właściwie ocenił admirała Garreta?

— Tak, ma’am. — Widać było, że zapytany zmusił się do tego wyznania, odchrząknął i dodał: — Proszę zrozumieć; nie ma na Graysonie oficera bardziej oddanego bezpieczeństwu planety, admirał bez wahania poświęciłby życie, gdyby to coś zmieniło, ale… ale to zadanie po prostu go przerasta.

— Niestety, to właśnie on został wyznaczony do jego zrealizowania — podsumował Langtry. — i nie będzie z panią współpracował, kapitan Harrington.

— W takim razie obawiam się, że nie mamy wyboru i musimy iść wyżej — Honor odruchowo wyprostowała się na krześle. — Z kim powinniśmy porozmawiać, sir Anthony?

— Cóż… — Langtry potarł dolną wargę. — Ministrem Floty jest Long, ale on nigdy nie służył w wojsku i raczej nie zrozumie, w czym rzecz, nie zna się na kwestiach merytorycznych, będzie to uważał za spór czysto formalny, wątpię, by wówczas sprzeciwił się stanowisku swego oficera flagowego ze sporym doświadczeniem.

— Na pewno tego nie zrobi, sir Anthony — Brenthworth także usiadł na krześle, co prawda z przepraszającym uśmiechem, ale gestem tym jednoznacznie przyłączył się do nich przeciwko własnemu głównodowodzącemu. — Long jest doskonałym administratorem, ale w sprawach militarnych zawsze polegał na zdaniu admirała Yanakova i wątpię, by teraz zmienił swoje postępowanie. Poza tym trzeba pamiętać, że on też jest zadeklarowanym konserwatystą, przepraszam, kapitan Harrington.

— Komandorze, coś mi się wydaje, że nie zajdziemy daleko, jeśli będzie pan przepraszał za każdego, kto będzie mieć problemy z traktowaniem mnie jak oficera. — Ku swemu zaskoczeniu roześmiała się szczerze i dodała, nim zdążył się odezwać: — To nie pańska wina i do pewnego stopnia nie ich, a poza tym ustalenie, kto jest temu winny, z pewnością nie jest w tej chwili najbardziej palącą kwestią. Jestem wystarczająco gruboskórna, by to przeżyć i zignorować, rozliczać się mogę później. Teraz mamy do załatwienia coś znacznie bardziej istotnego.

— Tak jest, ma’am — odparł z uśmiechem i widać było, że się rozluźnił. Zmarszczył brwi i spytał: — A admirał Stephens, sir Anthony? Jest, a raczej był jeszcze w zeszłym roku, szefem sztabu Marynarki?

— Odpada — zdecydował po namyśle Langtry. — Po pierwsze, jest na emeryturze, po drugie, nienawidzą się z Longiem serdecznie od dawna. Z przyczyn osobistych co prawda, ale skutecznie przeszkadzałoby to w kontaktach zawodowych.

— W takim razie nie wiem, kto jeszcze pozostał — westchnął Brenthworth. — Nie licząc naturalnie Protektora.

— Protektora? — Honor spojrzała pytająco na ambasadora. — To jest myśl. Dlaczego nie poprosić go o interwencję?

— Bo tak się nie robi. Protektor nigdy nie interweniuje w sprawach między ministrami a ich podwładnymi.

— Dlaczego? Nie ma takiej władzy? — zdziwiła się Honor.

— Cóż, technicznie rzecz biorąc, czyli zgodnie z zapisem konstytucyjnym, ma, ale praktycznie — zgodnie z niepisanym zwyczajem — nie ma. Rada ma prawo decyzyjne tak w kwestii mianowania, jak i nadzorowania pracy ministrów. W ciągu ostatniego stulecia zmieniło się to w faktyczne rządzenie planetą i szefem rządu, a równocześnie praktycznym władcą planety jest kanclerz.

— Moment, sir Anthony — wtrącił Brenthworth. — Ma pan rację, z jednym wyjątkiem: konstytucja nic nie mówi o takiej sytuacji jak obecna, zapewne dlatego, że jej twórcy nie przewidzieli takiej ewentualności, a flota jest znacznie bardziej przywiązana do tradycji niż cywile. Proszę pamiętać, że przysięgamy wierność Protektorowi, nie Radzie czy Izbie. Sądzę, że jeśli Protektor skorzysta ze swych konstytucyjnych uprawnień, Marynarka zaakceptuje jego decyzję.

— Nawet jeśli mianuje kobietę jej dowódcą? — spytał z powątpiewaniem Langtry.

— Cóż… — Teraz Brenthworth się zawahał. Wyręczyła go Honor, siadając prosto i oznajmiając:

— No cóż, panowie, nic nie zdziałamy, jeśli nie zdecydujemy się, z kim rozmawiać, a zdaje się, że nie bardzo mamy możliwość wyboru. Z tego, co obaj mówicie, wynika, że jeśli rozmowa ma przynieść efekt, i to szybko, musi to być Protektor.

— Mogę spróbować — Langtry zaczął głośno myśleć. — Najpierw jednak muszę uzyskać zgodę Prestwicka, a to wymaga przejścia przez Radę… część jej członków będzie się sprzeciwiać niezależnie od sytuacji… To zajmie przynajmniej dzień, a sądzę raczej, że dwa…

— Nie mamy dwóch dni. Jednego zresztą też nie, zwłaszcza na bezczynne czekanie.

— Ale…

— Nie, sir Anthony — przerwała mu zdecydowanie. — Przykro mi, ale jeśli będziemy się bawić w takie uprzejmości, skończy się na tym, że będę musiała bronić Graysona wyłącznie własnymi siłami. Zakładając, że przeciwnika nie zniechęci powrót moich okrętów, zacznie atak dość szybko. Jeśli przetransportowali do tego systemu wszystkie dozorowce, w ataku wezmą udział także wszystkie ich większe okręty, zwłaszcza że mieli parę dni na naprawę uszkodzeń, oraz dwa krążowniki Ludowej Marynarki. Brutalna prawda jest taka, że będę potrzebowała każdej możliwej pomocy, żeby móc nie martwić się dozorowcami w czasie walki z krążownikami i pozostałością lokalnej floty Masady.

— Co w takim razie mamy zrobić?!

— Wykorzystać fakt, że jestem zawodowym oficerem bez żadnego pojęcia o dyplomatycznych subtelnościach i zamiast pisać pismo czy wykorzystywać normalne procedury, zażądać bezpośredniego spotkania między mną a Protektorem.

— Nigdy się na to nie zgodzą! — jęknął Langtry. — Osobiste spotkanie Protektora Graysona z kobietą?! Oficerem obcych sił zbrojnych i na dodatek kobietą?! Mowy nie ma, żeby się zgodzili!

— W takim razie… — powiedziała z determinacją i obaj zrozumieli, że przestała pytać o radę, a zaczęła wydawać rozkazy, gdy niespodziewanie uśmiechnęła się szelmowsko. — Komandorze Brenthworth, za chwilę będzie pan uprzejmy ogłuchnąć. Zdoła pan to zrobić, czy mam poprosić, by fizycznie opuścił pan na parę minut to pomieszczenie?

— Z moim słuchem ostatnio dzieją się dziwne rzeczy, ma’am — odparł z identycznym uśmiechem i widać było, że nic poza fizyczną przemocą nie zmusi go do wyjścia.

— W porządku. Panie ambasadorze, powie pan rządowi planety Grayson, że jeżeli nie odbędę osobistego spotkania z Protektorem Beniaminem, uznam, że władze planety nie uważają za konieczne korzystanie z mojej pomocy, i nie pozostanie mi nic innego, jak ewakuować wszystkich obywateli Królestwa Manticore i wycofać się z systemu Yeltsin w ciągu najbliższych dwunastu godzin.

Brenthworth przyglądał się jej z otwartymi ze zdumienia ustami i przerażoną miną, dopóki nie mrugnęła doń porozumiewawczo i nie dodała:

— Bez paniki, nie zamierzam tego robić, ale oni nie będą o tym wiedzieć. A więc nie będą mieli wyboru i będą musieli spełnić moje żądanie. Prawda?

— Chyba… tak, ma’am — wykrztusił wyraźnie wstrząśnięty Brenthworth przy milczącej i niezbyt chętnej zgodzie Langtry’ego.

— Mają już kryzys militarny, możemy im dołożyć konstytucyjny — ocenił z wisielczym humorem ambasador. — Minister będzie zachwycony, kiedy się dowie, że wystosowaliśmy ultimatum władzom planety, z którą chcemy zawrzeć sojusz, ale sądzę, że Jej Królewska Mość nam wybaczy.

— Kiedy może im pan doręczyć wiadomość?

— Kiedy wrócę do gabinetu i siądę do komputera, ale wolałbym poświęcić trochę czasu na napisanie go przy użyciu stosownie ponurych i posępnych sformułowań. Żeby wyglądało to na pismo wymuszone na biednym dyplomacie przez tego wojskowego, do którego nijak nie dociera, że łamie wszystkie możliwe dyplomatyczne precedensy — oświadczył Langtry i niespodziewanie zachichotał. — Jeśli się postaram, mogę zmusić przyjazny rząd do współpracy szantażem i nie wylecieć przy okazji z roboty!

— Może pan robić, co chce, jeśli tylko ratowanie pańskiej kariery nie opóźni nas za bardzo. — Honor także się uśmiechnęła i wstała. — Może zajmiemy się posępnym stylem w drodze do pańskiego gabinetu?

Langtry przytaknął, nadal z uśmiechem, choć i z lekkim obłędem w oczach wywołanym opętańczym tempem wydarzeń. Wyszedł za Honor z sali już zatopiony w mylach, a w ślad za nimi wymaszerował znacznie bardziej oszołomiony komandor Brenthworth.

Nikt nawet nie spojrzał na ekonomistę leżącego cichutko za przewróconym stołem.

Загрузка...