ROZDZIAŁ XXXIII

Thunder of God zataczał szeroki łuk, próbując znaleźć się za okrętami przeciwnika, a na jego pokładzie drużyny awaryjne pracowały gorączkowo, usuwając zniszczenia. Gdy pełen wykaz uszkodzeń i strat spłynął na mostek, Matthew Simonds wysłuchał go w osłupiałym milczeniu, ponieważ nie mieściło mu się w głowie, by tak postrzelany okręt zachował prawie pełną zdolność bojową. Każda jednostka, na której dotąd latał, zostałaby zniszczona przy takich trafieniach, a Thunder of God pomimo ziejących wyrw w kadłubie stracił tylko jedną wyrzutnię i jedno ciężkie działo z uzbrojenia burtowego.

Simonds nawet nie klął, obserwując z rezygnacją, jak okręty tej szatańskiej służki wykonują ciaśniejszy skręt, powtarzając jego manewr i nadal blokując mu drogę. Powoli docierało doń, dlaczego Yu mógł być tak pewien, że zniszczy przeciwnika — Thunder of God był wytrzymalszy i silniejszy, niż ośmieliłby się marzyć… Wraz z tą wiedzą przyszła też świadomość, jak nieudolnie próbował użyć tego doskonałego narzędzia za pierwszym razem.

Ponownie sprawdził dane na ekranie taktycznym — ponad dwie godziny temu przerwał walkę i obecnie od przeciwnika dzieliło go szesnaście koma pięć minuty świetlnej. Workman zapewniał go, że w ciągu pół godziny skończy najważniejsze naprawy, co jeszcze dobitniej uświadamiało mu, jak źle rozegrał to starcie. Pozwolił nierządnicy dyktować warunki walki, co odbiło się na jej wyniku. Miał przynajmniej dwa dni, nim zjawi się pomoc wysłana przez tą dziwkę, jej Królową, a zmarnował już dość czasu, dając się oszukiwać, zamiast kontynuować Dzieło Boże. Zdecydowany nie marnować go więcej, wstał i podszedł do stanowiska taktycznego, gdzie Ash konferował z asystentami.

— I cóż, poruczniku? — spytał.

— Skończyliśmy analizy, sir. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale…

— Nie szkodzi, poruczniku. — Wypadło to ostrzej niż planował, spróbował więc łagodzić ton uśmiechem.

Zdawał sobie sprawę, że Ash i jego ludzie byli prawie tak zmęczeni jak on sam, bo przeprowadzili analizy z instrukcjami obsługi na kolanach, by zrozumieć, co podawały komputery. Był to jeden z powodów, dla których zdecydował się stracić czas, próbując wymanewrować przeciwnika, choć był prawie pewien, że to się nie uda. Nie miał jednakże zamiaru ponownie wdawać się w walkę, dopóki Ash nie zrozumie i nie przyswoi tego, czego mógł się nauczyć z przebiegu starcia.

— Rozumiem wasze problemy — powiedział znacznie łagodniej. — Powiedz mi, czego się dowiedzieliście?

— Tak, sir… — Ash wziął głęboki oddech i spojrzał w zapiski. — Ich rakiety, mimo że są mniejsze, mają lepszą elektronikę i skuteczniej przenikają przez naszą obronę radioelektroniczną. Zaprogramowaliśmy kontroli ognia wszystkie stosowane przez nich metody, które zdołaliśmy zidentyfikować. Jestem pewien, że sięgną po nowe, ale większość z tego, co dotąd wykorzystali, wyeliminowaliśmy. Jeżeli chodzi o ich obronę przeciwrakietową, boje i zagłuszacze mają naprawdę dobre, ale przeciwrakiety i działka laserowe tylko trochę lepsze od naszych. Uzyskaliśmy dobre odczyty używanych przez nich emisji dezorientujących i wprowadziliśmy je do modułów samonaprowadzających rakiet. Sądzę, że w następnym starciu trudniej im będzie wytrącić nasze rakiety z właściwego namiaru.

— Doskonale, poruczniku Ash. A nasza obrona przeciwrakietowa?

— Przykro mi, sir, ale mamy za mało doświadczenia, by je ręcznie obsługiwać. — Pomocnicy Asha spuścili wzrok, ale Simonds tylko skinął głową, pozwalając Ashowi mówić dalej. — Uaktualniliśmy bazę danych o znane sposoby przenikania i przeprogramowaliśmy główne systemy w oparciu o ekstrapolację analiz pierwszego ataku. Stworzyliśmy też program zagłuszająco-dezorientujący kierowany przez komputer ogniowy. Nie zapewni to takiej elastyczności jak doświadczeni operatorzy, ale ponieważ najsłabszym ogniwem naszego systemu jest człowiek, program powinien okazać się skuteczniejszy niż używany dotąd.

Widać było, że niełatwo przyszło mu to wyznać, ale zrobił to, spoglądając w oczy Simondsa i nie spuszczając wzroku, nawet gdy skończył.

— Rozumiem. — Simonds wyprostował się i pomasował dający coraz bardziej znać o sobie kręgosłup.

— Mamy uaktualniony kurs?

— Oczywiście, sir — zapewnił oficer astrogacyjny.

— W takim razie wracamy. — Simonds uśmiechnął się do Asha prawie po ojcowsku. — I damy porucznikowi Ashowi szansę zademonstrowania efektów swych wielogodzinnych wysiłków.


— Saladin wraca, skipper! — oznajmił Cardones.

Honor starannie umieściła kubek z kakao w uchwycie w poręczy fotela i spojrzała na swój ekran taktyczny. Saladin znajdował się w odległości prawie trzystu milionów kilometrów, ale zbliżał się z przyspieszeniem prawie cztery i pół kilometra na sekundę kwadrat.

— Ja pani sądzi, o co mu tym razem chodzi, ma’am?

— Sądzę, że przemyślał, co mu zrobiliśmy, i uważa, że już wie, gdzie popełnił błędy, wraca więc, by nam odpłacić za poprzednie lanie, Andy.

— Sądzi pani, że zbliży się tak, by móc użyć dział?

— Ja bym tak zrobiła na jego miejscu, ale pamiętasz tę historyjkę o najlepszym szermierzu na świecie? — Uśmiechnęła się złośliwie, widząc głupią minę Venizelosa. — Najlepszy szermierz nie obawia się drugiego w kolejności, tylko najgorszego szermierza na świecie, bo nie jest w stanie przewidzieć, co idiota zrobi.

Pierwszy oficer pokiwał głową ze zrozumieniem, a Honor przełączyła moduł łączności na częstotliwość Troubadoura. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, widoczny na ekranie McKeon uśmiechnął się smętnie.

— Słyszałem, co pani powiedziała Andy’emu — powiedział. — I chciałbym, żeby się pani myliła, ale ku swemu szczeremu żalowi wiem, że tak nie jest.

— Na pewno sporo się nauczył od ostatniego razu. A to oznacza, że tym razem skoncentruje ogień na jednym z nas, Alistair.

— Wiem, ma’am. — McKeon nie powiedział nic więcej — i nie musiał, gdyż oboje wiedzieli na kim.

Troubadour jako najsłabszy był łatwiejszy do zniszczenia, a oprócz pozbycia się jednej z dwóch wrogich jednostek, dawało to Saladinowi dodatkową korzyść — eliminowało jedną czwartą wyrzutni, którymi dysponował przeciwnik.

— Trzymaj się blisko — poradziła. — Obojętnie, o co mu tym razem chodzi, i tak zacznie od pojedynku rakietowego, chcę więc, żebyś był wewnątrz mojego perymetru obrony przeciwrakietowej.

— Aye, aye, skipper.

— Rafe — poleciła, spoglądając na Cardonesa — przekaż porucznikowi Harrisowi, żeby cię zmienił. Zabierz Carolyn i bosmanmata Killiana i odpocznijcie trochę. Mamy co najmniej cztery godziny, prawie pięć, nim Saladin znajdzie się w odległości umożliwiającej skuteczny ostrzał. Chcę, żebyście wszyscy byli wtedy na tyle wypoczęci, na ile to możliwe.


Simonds rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu kapitańskim.

Z jednej strony chciałby zbliżyć się jak najbardziej i zniszczyć oba okręty przeciwnika raz na zawsze. Z drugiej się bał. Thunder of God oberwał solidnie w pierwszym spotkaniu i rozsądek nakazywał przekonać się najpierw, na ile Ash faktycznie poprawił ich możliwości obronne. Dlatego też rozkazał zmniejszyć prędkość i trzymać się bliżej granicy skutecznego ognia, niż miałby na to ochotę.

Oczywiście ladacznica też zrobiła zwrot, opóźniając rozpoczęcie walki, a przedłużające się oczekiwanie zdecydowanie źle działało na jego nerwy. Bawiła się z nim już czternaście godzin, a siedział na mostku od czterdziestu pięciu, w trakcie których zdołał jedynie parę razy się zdrzemnąć, co w sumie niewiele dawało. W żołądku miał mnóstwo kwasów i zbyt wiele kawy i miał tego wszystkiego dość. Chciał, żeby to się wreszcie skończyło — żeby wszystko się skończyło.


— Dąży do pojedynku rakietowego — ocenił z obrzydzeniem Rafe Cardones, który właśnie wrócił na swoje stanowisko, przejmując dyżur od porucznika Harrisa.

Ten niesmak w połączeniu z wywołanym przez bezczynne oczekiwanie napięciem omal nie doprowadził Honor do ataku głupawego chichotu.

— Nie narzekaj, Rafe. Jeżeli on nie chce wchodzić w zasięg dział, to ja na pewno nie będę tego żałować.

— Wiem, skipper, tylko… — Cardones umilkł, sprawdzając obliczenia, i oznajmił po chwili: — Za dziesięć minut będzie w zasięgu, prędkość zbliżeniowa wyniesie wówczas czterysta kilometrów na sekundę.

— Proszę posłać załogi do wyrzutni, poruczniku — poleciła formalnie Honor.

Odległość dzieląca przeciwników spadła do sześciu koma osiem miliona kilometrów, gdy Thunder of God wystrzelił pierwszą salwę rakiet, do których komputerów samonaprowadzających wpisano wszelkie poprawki taktyczne, na jakie wpadł do tej pory porucznik Ash. Tym razem krążownik natychmiast przeszedł na ogień ciągły — druga salwa opuściła wyrzutnie w piętnaście sekund po pierwszej, a trzecia w tyle samo po niej, podobnie jak czwarta. Zanim rakiety pierwszej salwy dotarły do przeciwnika, Thunder of God wystrzelił dwieście szesnaście pocisków.

Na ich spotkanie leciały nieco mniej liczne, ale również wyposażone w uaktualnione oprogramowanie rakiety wystrzelone przez oba okręty Królewskiej Marynarki.

— Koncentruje ogień na Troubadourze — ocenił napiętym głosem Cardones.

— „Yankee 3”, Alistair — poleciła Honor.

— Aye, aye, ma’am. Rozpoczynam „Yankee 3” — potwierdził beznamiętnie McKeon.

— Sternik, plan „Yankee 2” — rozkazała.

— Aye, aye, ma’am… jest „Yankee 2” — potwierdził bosmanmat Killian.

Fearless zwolnił, przyjmując pozycję bliżej Saladina, Troubadour zaś wleciał za niego, ukrywając znaczną część kadłuba i emisji energetycznych za większym okrętem, tak jednak, by nie blokować sobie możliwości prowadzenia ognia. Manewr nie mógł być do końca skuteczny, bowiem Saladin zdążył w czasie pierwszego starcia uzyskać dokładne skany obu okrętów i większości rakiet nie da się ogłupić, tym bardziej że dotrą do nich, mając możliwość manewrowania, ale było to wszystko, co mogła zrobić, by ochronić słabszy okręt.

— Plan ogniowy „Delta” — rozkazała.

— Aye, aye, ma’am… Jest plan ogniowy „Delta” — potwierdziła chorąży Wolcott spokojnym głosem i Honor poczuła dumę, która zniknęła, gdy spojrzała na ekran taktyczny i zobaczyła, ile rakiet wystrzelił dotąd w ich kierunku Saladin.

Krążownik liniowy miał znacznie pojemniejsze magazyny amunicyjne, co właśnie wykorzystał, Fearless z kolei dysponował nowymi wyrzutniami Mark Vllb mogącymi strzelać co jedenaście sekund — oznaczało to, że przy ogniu ciągłym był w stanie wystrzelić o dwadzieścia procent rakiet więcej od przeciwnika i Honor korciło, by to wykorzystać, ale po pierwsze wyczerpałoby to znacznie szybciej pokładowe zapasy rakiet, a po drugie — odległość od celu była zbyt duża, by w ten sposób marnować amunicję.


Simonds wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu, widząc, że wysiłki Asha przynoszą rezultaty. Boje i zagłuszacze przeciwnika były o pięćdziesiąt procent mniej skuteczne, zaś Ash i jego ludzie, uwolnieni od konieczności koordynowania obrony przeciwrakietowej, znacznie szybciej dostosowywali programy rakiet i taktykę do używanych przez drugą stronę środków obronnych.

Mimo dzielącej okręty odległości, nieomal czuł, pod jaką presją znajdują się odpowiedzialni za obronę przeciwrakietową na pokładach okrętów ladacznicy. Siedem rakiet z pierwszej salwy przedarło się przez antyrakiety i choć działka laserowe zniszczyły wszystkie, nim znalazły się w zasięgu, szybkość, z jaką Ash wystrzelił kolejne salwy, powodowała, że na unieszkodliwienie każdej następnej będą mieli mniej czasu. A więc rakiety zaczną trafiać w cel…

Oderwał wzrok od ekranu, by sprawdzić skuteczność własnej obrony przeciwrakietowej. I serce mu urosło — zmiany wprowadzone przez Asha w pokładowych ECM-ach dały lepsze efekty, niż mógł się spodziewać. Dziesięć rakiet z pierwszej salwy straciło namiar i zmieniło kursy na niegroźne, a przeciwrakiety i sprzężone działka laserowe bez trudu zniszczyły sześć pozostałych.

Minęło pięć minut. Sześć… osiem… dziesięć… A Carolyn Wolcott jakimś cudem udawało się powstrzymać każdą wystrzeloną przez Saladina rakietę. Nie mogło to trwać w nieskończoność, tym bardziej że przeciwnik przystosował taktykę do ujawnionych możliwości obronnych znacznie szybciej niż poprzednio. Jego ogień był celniejszy i cięższy i tym razem nic nie wskazywało na to, by miał zamiar przerwać walkę. Cardones trafił go jak dotąd trzy razy, bez żadnego widocznego efektu — tym razem kapitan Saladina ignorował uszkodzenia i nie zmieniał ani kursu, ani siły ognia.


Simonds zaklął, gdy kolejne trafienie wstrząsnęło okrętem, ale zaraz potem jego przekrwione oczy zapłonęły blaskiem, a obsługa sekcji taktycznej wrzasnęła radośnie.

HMS Troubadour został trafiony tylko jednym promieniem laserowym, ale było to trafienie solidne — cała wyrzutnia wraz z obsługą zniknęła w potężnej eksplozji, a poszarpane blachy nie opancerzonego kadłuba rozkwitły niczym płatki upiornego kwiatu, wypuszczając w przestrzeń powietrze z rozhermetyzowanych przedziałów bojowych. Okręt nie wypadł jednak z kursu, i ciągnąc za sobą chmurę krystalizującego się błyskawicznie gazu i rozmaite szczątki, nadal strzelał ze wszystkich działających wyrzutni.

Honor skrzywiła się boleśnie, obserwując na ekranie trafienie niszczyciela. Załoga Saladina nauczyła się więcej, niż sądziła, tak jeśli chodzi o obronę, jak i o atak. Lepiej zaprogramowane ECM-y w połączeniu z cięższym uzbrojeniem przeciwrakietowym pozwalały przeciwnikowi niszczyć jej rakiety ze zbyt wielką skutecznością, a każde trafienie przez jego rakiety powodowało większe zniszczenia, niż te zadane przez pociski Cardonesa.

Powinna była zgodzić się na jego sugestię i ścigać Saladina, gdy ten przerwał pierwsze starcie. Nie dać niedoświadczonej załodze czasu na zapoznanie się z praktycznymi możliwościami uzbrojenia i na otrząśnięcie się z szoku. Tylko że wtedy nie ufała własnym podejrzeniom i dała się przekonać nie tylko potrzebie pozostania między Saladinem a Graysonem, ale przede wszystkim pragnieniu przeżycia.

Przygryzła wargę, obserwując, jak kolejna rakieta zostaje zniszczona niebezpiecznie blisko Troubadoura. Miała okazję pokonać przeciwnika, gdy był jeszcze niedoświadczony i niezgrabny, i nie wykorzystała jej. Teraz ginęli przez to jej ludzie. I miała świadomość, że zginie ich jeszcze więcej.


— Patrzcie! Patrzcie! — rozdarł się nagle ktoś w tyle mostka Thunder of God.

Simonds odwrócił się jak ukąszony, gotów skląć winnego za złamanie dyscypliny, ale kątem oka dostrzegł kolejne dwie rakiety przechodzące przez obronę przeciwrakietową okrętów wszetecznicy.


— Bezpośrednie trafienie wyrzutni numer 9 i lasera numer 6, sir! — zameldował porucznik Cummings. — Oba stanowiska zniszczone całkowicie wraz z obsługą. Ciężkie straty w obsadzie centrali kierowania ogniem i sekcji łączności.

Alistair McKeon potrząsnął głową niczym posłany na deski bokser. W powietrzu wirowały drobiny kurzu i czuć było smród spalonej izolacji oraz słodkawy odór spalonego ludzkiego mięsa, które przedostały się na mostek, nim odcięto wentylację łączącą go z centralą. W tle słyszał czyjeś gwałtowne torsje.

— Beta 15 wyłączona z akcji, skipper! — dodał Cummings i po chwili ciszy oświadczył beznamiętnie: — Tracę lewoburtową osłonę od grodzi 42 do rufy, sir.

— Sternik, obrót! — warknął McKeon. Troubadour obrócił się posłusznie, ustawiając się najpierw ekranem, a potem prawą burtą do Saladina. — Ognia z prawej burty!

Thunder of God został trafiony kolejny raz, ale Simonds nie zwracał już na to uwagi — przepełniało go poczucie niezniszczalnej siły. Stracił dwa działa, radar, dwa emitery promieni ściągających i jedną wyrzutnię. A okręt nadal był zdolny do walki. Na ekranie wyraźnie widać potrzaskane blachy poszycia i inne szczątki gubione przez niszczyciela. Thunder of God odpalił kolejną salwę przy wtórze entuzjastycznych okrzyków dyżurnej wachty. On sam zaczął walić pięścią w poręcze, obserwując lecące rakiety.


Pot kapał kroplami z twarzy Cardonesa na konsolę taktyczną. Algorytmy programów wojny elektronicznej stosowane przez Saladina zmieniały się płynnie i błyskawicznie w porównaniu z artretyczną niemal powolnością tych z pierwszego spotkania. A obrona przeciwrakietowa krążownika liniowego zdawała się wręcz przewidywać posunięcia jego rakiet. Czuł zdesperowanie i zmęczenie Carolyn i zdawał sobie sprawę, że coraz więcej rakiet przedostaje się przez obronę, by jeszcze bardziej zmasakrować Troubadoura, ale nie mógł jej pomóc. Jedyną szansę stanowiło znalezienie luki w pancerzu Saladina — inaczej wszyscy byli już martwi. Wiedział, że musi taką lukę znaleźć — to było jego zadanie. Po prostu musi!


— O jasna cho…! — Głos porucznika Cummingsa umilkł z jednoznaczną gwałtownością.

Sekundę później reaktor numer 1 wyłączył się awaryjnie, a ekran Troubadoura zafalował, gdy reaktor numer 2 przejął pełne obowiązki.

Z kontroli awaryjnej nie nadszedł już ani jeden meldunek. Z tego prostego powodu, że nie pozostał tam nikt żywy.

— Ogień ciągły ze wszystkich wyrzutni!

Honor z kamienną twarzą słuchała fali uszkodzeń spływającej na mostek Troubadoura. Zużycie amunicji było mniej istotne, niż odciągnięcie ognia przeciwnika od niszczyciela, nim nie będzie za…

Głośnik nagle umilkł, spojrzała więc na ekran wizualny i ogarnęło ją przerażenie — Troubadour przełamał się w jednej trzeciej długości od rufy, a zaraz potem rufowy fragment eksplodował niczym miniaturowe słońce.


Na mostku Thunder of God rozległy się wiwaty, do których dołączył baryton Simondsa, walącego z radości pięściami o poręcze fotela. Na ekranie widać było już tylko jeden pogański okręt blokujący drogę do planety Heretyków. Mimo żądzy krwi i mordu, które go przepełniały, zauważył jednak nagłe zwiększenie szybkości ognia krążownika.

W następnej chwili jego okrętem targnął wybuch, gdy trafił weń następny promień rentgenowskiego lasera, niszcząc za jednym zamachem dwie wyrzutnie.

— Ash, zabij wreszcie tą cholerną dziwkę! — ryknął, przekrzykując wycie alarmów uszkodzeniowych.


Teraz przyszła kolej na HMS Fearless.

Alarmy wyły potępieńczo. Honor zmusiła się do oderwania wzroku i myśli od Troubadoura. Na żal i ból przyjdzie czas później — jeżeli będzie „później”. Nie mogła pozwolić sobie na bezczynność po śmierci przyjaciół, bo zginęliby przez to następni.

— Ster, plan „Hotel 8”! — rozkazała sopranem, w którym nie było śladu żadnego uczucia.

— Straciliśmy łącze z rufowym pierścieniem napędowym, skipper! — zameldował komandor Higgins z kontroli awaryjnej. — Możemy wyciągnąć najwyżej dwieście sześćdziesiąt g!

— Przywróć mi to połączenie, James.

— Spróbuję, ale przy grodzi 320 jest duże przebicie kadłuba, skipper. Co najmniej godzinę zajmie przeciągnięcie nowego kabla.

Fearless zatoczył się po kolejnym trafieniu.

— Bezpośrednie trafienie w przedział łączności — zameldowała ponuro, łamiącym się głosem porucznik Metzinger. — Żaden z moich ludzi nie przeżył. Żaden!

Dwa kolejne lasery rozorały burtę Thunder of God i Simonds nawet nie miał czasu zakląć — rakiety nadlatywały tak szybko, że nawet komputerowo sterowane sprzężone działka laserowe nie były w stanie zniszczyć ich wszystkich. Jedyną pociechę stanowił fakt, że obrona przeciwrakietowa tamtego okrętu miała te same problemy, a Thunder of God był znacznie, ale to znacznie wytrzymalszy. Nagłe migotanie ekranu HMS Fearless napełniło go otuchą.

— Cała naprzód! — warknął z morderczym błyskiem w oczach. — Zmniejszymy odległość i wykończymy dziwkę z dział!

Fearless zataczał się jak pijany, gdy kolejne głowice umykały Carolyn Wolcott. Ostatnie trafienie zniszczyło dwie wyrzutnie i Cardones zaczynał być zdesperowany. Trafiał Saladina częściej, niż tamtemu udawało się trafić Fearless, a wyglądało na to, że nie przynosi to żadnego efektu. Jemu zaś pozostało dziewięć wyrzutni…

Nagle zamarł, spoglądając na odczyty widoczne na ekranie. To nie mogła być prawda! Jedynie kretyn zaprogramowałby w ten sposób obronę antyrakietową! Ale jeżeli Honor miała rację co do załogi Saladina…

Analizy były zgodne i jednoznaczne — ECM-y Saladina znajdowały się w całości pod kontrolą komputera, a ponieważ walka trwała wystarczająco długo, jego własne komputery wychwyciły prawidłowość. Kombinacja wybierana była losowo i ze skomplikowanych sekwencji, ale trwała czterysta sekund i za każdym razem zaczynała się od tego samego. Potem była nie do przewidzenia, ale co czterysta sekund boje emitowały takie same sygnały pozorujące.

Nie miał czasu na konsultację z dowódcą, toteż błyskawicznie zmienił kolejność ładowania, zaprogramował odpowiednio komputery samonaprowadzające rakiet i wstrzymał ogień. Ignorując skonsternowane spojrzenia wszystkich wokół, wpatrywał się w chronometr, i gdy nadeszła właściwa chwila, nacisnął czerwony przycisk, wystrzeliwując specjalną salwę.

Dziewięć rakiet mknęło przez przestrzeń. Komputery Thunder of God zamrugały w cybernetycznym odpowiedniku zdziwienia, bowiem pociski leciały w nietypowy sposób — ciasną falangą, czyli najgorszym z możliwych, gdyż najłatwiejszym do zniszczenia przez nowoczesną obronę przeciwrakietową szykiem. Tyle że trzy należące do pierwszego szeregu nie miały głowic, lecz potężne ECM-y i tak silne zagłuszacze, że oślepiały wszystkie aktywne i pasywne sensory w okolicy, tworząc za sobą nieprzeniknioną ścianę interferencji. Ani sensory krążownika liniowego, ani sześciu lecących za nimi rakiet nie były w stanie jej przeniknąć. Operator zorientowałby się, że musi istnieć poważny powód, dla którego oficer ogniowy HMS Fearless dobrowolnie oślepił własne rakiety, ale dla komputera było to jedynie pojedyncze źródło zagłuszania, toteż wystrzelił ku niemu dwie przeciwrakiety i przestał się nim interesować.

Jedna rakieta z zagłuszaczem została zniszczona, ale dwie pozostałe leciały dalej, dezorientując wszystkie znajdujące się w przestrzeni przeciwrakiety wystrzelone przez Thunder of God. A potem, w ostatniej chwili, rozdzieliły się na boki, umożliwiając złapanie namiaru sześciu lecącym za nimi rakietom przeprowadzonym bezpiecznie przez najgroźniejszy etap obrony.

Sprzężone działka laserowe otworzyły ogień, gdy komputery pokładowe krążownika liniowego zarejestrowały nagłe zagrożenie, ale nie miały wiele czasu na jego zlokalizowanie, wycelowanie i trafienie, a komputery rakiet były ściśle zaprogramowane, namierzyły więc cel błyskawicznie. Dwie z nich padły łupem działek laserowych, ale ostatni kwartet przedarł się przez zaporę laserowego ognia. Na konsoli porucznika Asha zawył alarm zbliżeniowy.

Ash odwrócił się do ekranu i zamarł — miał mniej niż sekundę, by zrozumieć, że przeciwnik w jakiś sposób zdołał tak zaprogramować rakiety, by wykorzystały one jego własny system emiterów pozorujących — rakiety używały ich sygnałów dezorientujących jako promienia prowadzącego, traktując emitery jako cel. Potem już nie miał czasu na nic, bo pociski dotarły do celu.


Dwie zmieniły się w jaśniejsze od słońca kule plazmy, które wstrząsnęły okrętem jak zabawką, waląc w jego osłonę burtową z siłą, jaką dają dwa ważące siedemdziesiąt osiem ton młoty poruszające się z jedną czwartą prędkości światła. Te dwie były jednakże niegroźne w porównaniu z dwoma następnymi, gdyż osłona burtowa została poważnie nadwerężona…

Kolejne trafienie zniszczyło następne dwie wyrzutnie, ale zamiast przygnębienia zdawało się to wywoływać na obsadzie mostka wręcz odwrotny skutek. Tuż po trafieniu ktoś zawył radośnie, a po sekundzie dołączyli do niego inni. Honor wpatrywała się z osłupieniem w ekran taktyczny. To, co widziała, było niemożliwe! Nikt nie był w stanie przeprowadzić starych rakiet z głowicami nuklearnymi przez obronę nowoczesnego okrętu wojennego! A Rafe Cardones jakimś cudem tego dokonał!

Nie udało mu się co prawda zaliczyć bezpośredniego trafienia i Saladin wyłonił się z eksplozji dwóch supernowych, ale w jakim stanie. Ekran zamigotał kilkakrotnie, lewoburtowa osłona nie istniała, a z rozprutego kadłuba w kilkunastu miejscach wylatywało powietrze i szczątki. Przetrwał jednak i zdołał ustawić się górnym ekranem w kierunku następnej salwy zbliżających się rakiet. Ekran przestał migotać i okręt zaczął się oddalać z pola walki z pełną szybkością.

Saladin uciekał tak szybko, jak mógł, a HMS Fearless był zbyt poważnie uszkodzony, by go ścigać.

Загрузка...