5

Ilekroć oddalą się od siebie, będą krzyczeli: ne-el w lesie, coraz chłodniejszym i coraz bardziej pustym, i a-nel w jaskini, coraz mniej wyziębionej, do której mężczyzna przyniesie skóry zdarte z nielicznych pojawiających się w tej okolicy bizonów, jakie on będzie zabijał nie tylko, aby uzyskać pożywienie dla ciebie i twojej córki, ale teraz także i po to, żeby was chronić przed mroźnymi wichurami, które mogą się wedrzeć do jaskini przez szczeliny i nieoczekiwane pęknięcia w skałach, jak oddech mściwego białego kozła.

Ściany pokryje niewidoczna warstwa lodu, będzie to tak, jak gdyby miał się na nich ukazać portret owej choroby ziemi, coraz bardziej wyludnionej i nieruchomej. Będzie się wydawało, że nawet krew zwierząt i miąższ roślin wkrótce znieruchomieją na zawsze, wydawszy z siebie głośne westchnienie śmierci.

Ne-el będzie krzyczał w zimowym lesie. Jego głos będzie wzbudzał echo, powtarzające się wielokrotnie, do tego stopnia, że żadne zwierzę nie potrafi go odnaleźć. Ten głos będzie przebraniem ne-ela myśliwego. Głos będzie się wydobywał z ślepej bieli lasów, równin, zamarzniętych rzek, a także morza, zdumionego swą własną nieruchomą oziębłością: będzie to głos samotny, który stanie się głosem wielorakim, bo świat się zmieni i będzie jedną wielką kopułą, w której zamieszkają białe echa.

A w jaskini ty, a-nel, nie będziesz krzyczała; będziesz śpiewała kołysanki dziecku, które wkrótce ukończy trzy wiosenne pory roku, odkąd przyszło na świat; ale w twoim skalnym schronieniu głos będzie rozbrzmiewał tak donośnie, że cichutko śpiewana kołysanka będzie słyszalna jak krzyk. Ogarnie cię strach. Będziesz wiedziała, że twój głos jest zawsze twoim, ale teraz zacznie także należeć do otaczającego cię groźnego świata. Wielka masa lodu, spadającego z nieba, będzie jak łomot bębna, który odezwie się w twojej głowie. Popatrzysz na malowidła zdobiące ściany jaskini. Rozniecisz ogień na palenisku. Od czasu do czasu odważysz się wyjść na zewnątrz, mając nadzieję na znalezienie jakichś ziół i jagód dla siebie i dla dziewczynki, którą z sobą nosisz na plecach w torbie ze skóry łosia. Będziesz wiedziała, że wielkie polowanie zawsze prowadzi on, spocony i zaczerwieniony, zmęczony coraz uciążliwszym poszukiwaniem.

Mężczyzna wejdzie do jaskini, spojrzy ze smutkiem na malowidła i powie ci, że pora stąd odejść. Ziemia zamarznie i nie da im już owoców ani mięsa.

Ale najważniejsze jest to, że ziemia zacznie się trząść. Tego ranka zobaczył przesuwające się góry lodu, były jak obdarzone własnym życiem; zwalniały ruch, napotykając jakąś przeszkodę, i miażdżyły wszystko po drodze…

Wyjdą otuleni w skóry, które tak umiejętnie powiąże ze sobą ne-el, bo to on będzie znał świat zewnętrzny i będzie wiedział, że ten czas już się kończy. Ale ty zatrzymasz się przy wyjściu i pobiegniesz z powrotem do pomieszczenia, gdzie mieszkałaś, gdzie przeżyłaś miłość, i tam znowu zaczniesz śpiewać, czując coraz wyraźniej, że to głos połączy cię na zawsze z miejscem, które nie przestanie nigdy być dla ciebie domem a-nel i jej córki.

Będziesz śpiewała dziś, tak jak na początku, bo w piersi poczujesz coś, co cię przywróci do tamtego stanu, w którym znów się znajdziesz, kiedy będzie ci potrzebna jego pomoc…

Twoje nogi, owinięte świńską skórą przywiązaną do nóg sznurkami z jelit, zagłębią się w grubą warstwę śniegu. Okryjesz córeczkę tak szczelnie, jak była okryta, gdy się jeszcze nie urodziła. Będziesz przeczuwała, że masz przed sobą długą drogę, chociaż on ci powie:

Idziemy z powrotem nad morze.

Będziesz oczekiwała widoku wybrzeża i nadmorskich urwisk, i ruchliwych fal, ale wszystko, co widziałaś kiedyś, zniknie pod białym i grubym płaszczem śniegu.

Będziesz znaczyła ślady swych kroków, aby podejść do miejsca, gdzie podpływały ryby, i, zaniepokojona, zaczniesz szukać w dali ciemnej linii horyzontu, tej granicy, do jakiej przywykł twój wzrok. Ale teraz wszystko będzie białe, bezbarwne, zamarznięte. Morze już nie będzie się poruszało. Będzie pokryte grubą warstwą lodu, a ty, nie wiedząc, co robić, przystaniesz razem z córeczką opatuloną skórami zwierzęcymi, bo zobaczysz, że od strony niewidzialnej granicy na zamarzniętym morzu zbliża się do was powoli grupa ludzi; ty i twoja córka, prowadzone przez ne-ela, pójdziecie na spotkanie z tymi ludźmi, a oni będą głośno mówić o czymś i będą mieli jakieś zamiary, których ty nie potrafisz pojąć. Ale to sprawi, że twój mężczyzna – poznasz to po jego spojrzeniu – będzie się wahał; iść dalej naprzód czy wracać tam, gdzie czeka was śmierć z zimna wśród poruszającego się ogromnego pola lodowego, które ma własne życie, własną inteligencję i własną falistość, i sunie przed siebie, za waszymi plecami, kradnąc wam ognisko domowe, jaskinię, kołyskę, malowidła…

Morze lodu pęknie, będzie się rozsypywać jak sterta zimnych kości, o których ktoś zapomniał, ale grupa mężczyzn, którzy wyjdą wam naprzeciw, będzie was prowadzić wśród bloków lodu, aż dobrniecie do drugiego brzegu. Ty zrozumiesz: oto jest brzeg tej wyspy, którą widzieliście chyba kiedyś, ty i ne-el, jako złudzenie; było to dawno, w porze kwiatów, która będzie także nową porą, czekającą na was tutaj; mężczyźni, którzy was tu przyprowadzą, pozbędą się grubych okryć ze skóry jelenia, aby pokazać się w lekkich ubiorach ze skóry wieprza. Przekroczą granicę między lodem a trawą.

Ty także zrzucisz z siebie ciężką skórę zwierzęcą i poczujesz, że do twych piersi wraca ciepło, wystarczające do ogrzania twojej córki. Wejdziecie w strefę ciepła, idąc za grupą mężczyzn, których teraz będziesz mogła odróżniać po sposobie, w jaki unoszą w górę ostro zakończone lance, nucąc razem pieśń, obwieszczającą zwycięstwo, radość, powrót…

Podejdziecie do ogrodzenia – będzie to biała palisada, zaraz ją rozpoznasz jako ostrokół z wielkich kości zwierząt, które dawno wyginęły; kości te, wetknięte w ziemię, tworzą nieprzesiąkliwą groblę, na którą wejdą, po kolei, mężczyźni-przewodnicy, ci, co was wyprzedzą i pójdą dalej, aż na plac z udeptanej ziemi, gdzie będą domy z wypalanej gliny, o płaskich jasnoczerwonych dachach.

Wskażą wam jedną z chat i przyniosą naczynia z mlekiem i kawałki surowego mięsa zatknięte na żelazne szpikulce. Ne-el schyli się w dziękczynnym ukłonie i wyjdzie z mężczyznami na zewnątrz. W drzwiach odwróci się i da ci znak, że możesz być spokojna i masz nic nie mówić. Oczy ne-ela będą miały nowy blask. Popatrzy na tamtych ludzi jak na zwierzęta z dalekich stron. Ale teraz będzie także patrzył podejrzliwie, nie tylko ostrożnie.

Przez kilka godzin będziesz się zajmowała karmieniem córeczki i, śpiewając kołysanki, uśpisz ją. Potem wróci ne-el i powie ci, że będzie teraz codziennie, razem z innymi mężczyznami, wyruszał na polowanie. Ziemia, na której się znajdują, graniczy z rozległą, pozbawioną drzew łąką, gdzie przebiegają wielkie stada zwierząt. Będzie na nie polował z zaskoczenia, bo one się tutaj pasą. Będziesz musiała wychodzić z innymi kobietami, żeby zbierać zioła i owoce w pobliżu domostw, nie narażając się na atak drapieżników, które mogą podejść aż tutaj.

Ty go zapytasz, czy on tutaj będzie znowu mógł malować. Nie, tu nie ma murów. Są ściany z gliny i groble z kości.

Czy oni będą zadowoleni z tego, że nas tu przyjęli?

Będą. Mówią, że kiedy widzą odpływ morza i skuty lodem tamten brzeg, czują się samotni i czekają na nas, bo chcą mieć dowód na to, że ten świat z drugiego brzegu istnieje naprawdę.

Czy podoba się im nasz świat, czy go polubią, ne-el?

Zobaczymy, a-nel. Poczekamy.

Ale ty znów zauważysz niepokój w spojrzeniu mężczyzny, tak jakby coś, co się jeszcze nie zdarzyło, miało się za chwilę stać.

Podejdziesz do innych kobiet przy palisadzie, aby nazbierać owoców i przynieść mleko samicy łosia dziewczynce leżącej w kołysce ze skóry.

Nie będziesz mogła się porozumieć z innymi kobietami, bo nie będziesz rozumiała ich mowy; ani ty ich nie zrozumiesz, ani one ciebie. Spróbujesz dogadać się z nimi za pomocą śpiewu, a one będą ci odpowiadały w ten sam sposób, ale nie uda ci się odgadnąć, co chcą powiedzieć, bo ich głosy będą bardzo podobne do siebie, a mowa monotonna. Będziesz się starała mówić tak, aby wyrazić radość, współczucie, ból, życzliwość, ale tamte kobiety popatrzą na ciebie zdziwione i odpowiedzą ci tym samym bezbarwnym tonem, który nie pozwoli ci odgadnąć, co czują.

Tak upłynie wiele dni i nocy, aż któregoś wieczoru, o zachodzie słońca, usłyszysz najpierw czyjeś lekkie kroki, tak lekkie, jakby sprawiały ból, jakby ten ktoś nie chciał dotknąć stopami ziemi. Ale osoba, która się zbliży do twojej chaty, zastuka, robiąc hałas, i ten hałas cię przestraszy, bo dotychczas kroki i inne odgłosy były monotonne i smutne.

Nie będziesz przygotowana na pojawienie się w twoich drzwiach kobiety o skórze równie czarnej jak jej włosy, o podkrążonych oczach i rozchylonych ustach: zobaczysz czarne wargi, czarny język i czarne zęby.

W dłoni będzie trzymała czarny kij, będzie nim pukać w twoje drzwi. Stanie w progu i podniesie kij, a ty przestraszysz się jej groźby, ale ona drugą ręką dotknie twojego czoła z taką rezygnacją, łagodnością i bólem, że twój strach się rozwieje. Ona będzie się stukała w głowę, tak jakby stukała w mur albo jakby cię uprzedzała, że nie musisz się bać, albo jakby chciała się z tobą przywitać, ale nie starczy jej na to czasu; smutna twarz tej kobiety, twojego gościa, będzie prosiła cię o coś spojrzeniem, ale ty nie potrafisz i nie zdążysz spełnić jej prośby. Inne kobiety, te z sąsiednich domów, w końcu zobaczą, co się dzieje, i przybiegną pod twoje drzwi; zaczną krzyczeć na tę czarną, wyrwą jej z rąk czarny kij, przewrócą ją na ziemię i będą kopać nogami, podczas gdy ona, podnosząc się i patrząc na nie ze strachem, ale wyniośle, zasłoni sobie głowę rękami i z wyzywającą twarzą oddali się, powłócząc nogami, a potem zniknie w wieczornej mgle.

Ne-el wróci i opowie ci, że ta kobieta jest wdową, która nie ma prawa wychodzić ze swego domu.

Wszyscy będą się zastanawiali, czemu, znając prawo, ośmieliła się wyjść i zapukać do ciebie.

Będą podejrzliwi wobec ciebie.

Ich prawo mówi, że temu, kto zobaczy wdowę, grozi śmierć, więc oni nie mogli pojąć, dlaczego ta wdowa ośmieliła się wyjść z domu i przyjść do ciebie.

To po raz pierwszy tamte kobiety postradają swój spokój lub obojętność i zaczną mówić innym tonem, będą podniecone i bardzo przejęte. A potem posłuszne i milczące. Będą zbierały żółte truskawki, czarne jeżyny i białe morwy, będą wyrywały z ziemi jadalne korzenie i policzą bardzo uważnie – otwierając ich zielone wnętrze i wkładając je do glinianych garnuszków – małe zielone kulki, którym nadano nazwę „oliwka”.

Poszukają też jaj pewnego ptaka, który kręci się, pod-fruwając, koło gałązek jeżyn i korzeni czarnej morwy. Będą gotowały dla mężczyzn mózgi, jelita, tłuste podgardla zwierząt z pastwiska. A gdy zacznie zapadać zmrok, będą robiły sznury z włókien polnych roślin, igły z kości i ubrania ze skóry.

Kiedy będziesz razem z nimi zanosiła do domów mężczyzn i chorych jedzenie i ubrania, zdasz sobie sprawę, że chociaż codzienna monotonna praca ogranicza się do przestrzeni odgrodzonej groblą z kości, to jednak jest jeszcze, trochę dalej, dużo miejsca wewnątrz twierdzy, gdzie wznosi się potężniejsza od innych budowla zrobiona z drewna palmy o nazwie „słoniak”.

Pewnej nocy będzie wielkie zamieszanie i wszyscy wybiegną ze swoich chat, by udać się do tamtego miejsca, gdyż będzie ich wzywał dźwięk bębnów, które już pewnie słyszałaś, ale także wezwie ich jakaś nieznana dotąd muzyka, szybka jak lot drapieżnych ptaków, ale tak miła i słodka, jakiej nie słyszałaś nigdy przedtem…

Mężczyźni wykopią dół, raczej głęboki niż szeroki, i z dużego żółtawego domu, który przypomina wielki pysk z zepsutymi zębami, wyniosą nagie ciało młodego mężczyzny, a za nimi, idąc powoli – i w swej powolności zarówno gniewny, jak i pełen bólu – będzie kroczył starzec o długich białych włosach, zgarbiony, z twarzą osłoniętą maską z kamienia, okryty białymi skórami zwierząt. Pochód będzie wyprzedzał inny młodzieniec, niosący w dłoniach naczynie, nagi jak tamten trup. Mężczyźni złożą na ziemi ciało zmarłego, a starzec zbliży się do niego, by nań spojrzeć; na chwilę zdejmie z twarzy maskę i będzie oglądał od stóp do głowy ciało nieboszczyka.

Twarz jego będzie wyrażała gorycz, ale pozbawioną jakiejkolwiek chęci stawiania oporu.

Następnie mężczyźni spuszczą ciało do dołu, a starzec w masce wysypie powoli na nie zawartość naczynia z „roślinnej kości słoniowej”, pełnego pereł, które smutny młodzieniec będzie trzymał w dłoniach.

Wówczas rozlegnie się śpiew, tego śpiewu spodziewałaś się od samego początku, a-nel, tak jakby wszyscy oczekiwali tej jedynej okazji, aby połączyć się w jeden żałobny chór, chór okrzyków, czułych słów, westchnień, których starzec wysłucha z niewzruszoną obojętnością, wysypując perły na ciało zmarłego, aż w końcu, znużony, oprze się o dwóch mężczyzn, a ci odprowadzą go do domu z palmowego drewna przy dźwiękach smutnej i słodkiej muzyki wydobywającej się z wałka z dziurkami, podczas gdy pozostali będą nadal wrzucać różne przedmioty do otwartego grobu.

Tej nocy ne-el pokaże ci pewien przedmiot, ukradziony z grobu. To jest wałek z kości, z wieloma dziurkami. Ne-el, wiedziony instynktem, przyłoży go do ust, ale ty, również instynktownie, położysz rękę na instrumencie i na ustach ne-ela. Będziesz się czegoś bała, a raczej coś podejrzewała, zaczniesz przeczuwać, że twoje dni w tym miejscu nie będą spokojne; odkąd zjawiła się u ciebie kobieta z kijem, nabrałaś pewności, że to miejsce nie jest dobre…

Będziesz miała przeczucie, wywróżą ci to sępy przelatujące nad polami, gdzie będziesz pracowała następnego ranka po pogrzebie młodego mężczyzny. Ne-el wróci, przynosząc nowe wiadomości. Myśliwi zaczną mówić, nawet gdyby kobiety milczały. Ne-el szybko nauczy się najważniejszych słów z języka wyspiarzy i powie ci, a-nel, ten chłopiec jest starszym synem starca, a starzec to ten, który tu rządzi. Ten zmarły młodzian miał być jego następcą na tronie z palmowego drewna, pierwszym spośród wszystkich synów „basila” – tak nazywają tego starca: fader basil; ma on wielu synów, ale nie wszyscy są jednakowo traktowani, jest ten pierwszy, drugi i trzeci, a teraz ten drugi będzie najlepszym synem i on zastąpi starego fader basil. Będą mówić straszne rzeczy, a-nel, powiedzą, że drugi syn zabił pierwszego, bo sam zechce być tym pierwszym, ale wobec tego – powie a-nel – czy starzec nie będzie się bał, że ten drugi zabije także i jego, aby być nowym fader basil?

– Lepiej, żebyś zamilkła, a-nel. Ja posłucham, co jeszcze powiedzą, i opowiem ci.

– Zrozumiemy ich?

– Tak, tak. Nie wiem czemu, ale myślę, że ich zrozumiemy.

– Ne-el, ja też rozumiem co mówią kobiety…

Ne-el zatrzyma się w drzwinch i odwróci się, żeby spojrzeć na ciebie z niepokojem i ze zdziwieniem, które są jak podział między „wewnątrz” i „na zewnątrz”, wczoraj i dziś. Stojąc w drzwiach chaty, w żółtawym świetle padającym na jego plecy, poprosi cię…

– A-nel, powtórz to, co przed chwilą powiedziałaś…

– Ja też rozumiem, co mówią kobiety…

– Rozumiesz czy będziesz rozumiała?

– Rozumiem.

– Wiesz czy będziesz wiedziała?

– Dowiedziałam się. Wiem.

– Co wiesz?

– Ne-el, wróciliśmy. Już tu jesteśmy. To właśnie wiem.

Niebo się porusza. Mknące po nim chmury nie tylko niosą powietrze i hałas; przybywają opętane, poganiane przez czas, niebo porusza czas, a czas porusza ziemię. Pory roku następują jedna po drugiej jak pioruny, szybkie i nieuchwytne, ale nigdy nie poprzedza ich grzmot: rozdzielają firmament, a rzeki znów płyną, lasy napełniają się zapachami, drzewa się odradzają, fruwają ptaki, żółte, rude, białoogoniaste, z czarnymi grzebieniami i błękitnym wachlarzem ogona; pną się w górę rośliny, spadają owoce, a później liście, i lasy znowu będą nagie, gdy ne-el i ty zachowacie w tajemnicy swoją odrodzoną przeszłość.

Oni tu byli.

Znają język tej krainy, język powraca, i to w tym samym momencie; nikt na to nie zważa, bo wdowa po pierwszym synu władcy rzuciła się, otulona w czarne skóry, na grób swego męża, złorzecząc drugiemu synowi i oskarżając go o zamordowanie pierworodnego. Oskarżała też starego fader basil, mówiąc, że jest ślepy i bezsilny, i nie zasługuje na to, żeby być „basilem”. Aż w końcu grupa mężczyzn z lancami wpada na otwartą przestrzeń przed domem zbudowanym z drewna palmowego i – na rozkaz młodzieńca o czarnych włosach splecionych w warkocz, czarnych ustach i bystrym spojrzeniu patrzących z ukosa oczu, ruchach nienagannych, zdradzających pewność siebie, przystrojonego w metalowe obręcze na rękach i naszyjniki – zabijają lancami tę kobietę; skoro tak kocha swego zmarłego męża, niech się z nim połączy na zawsze. To twój brat, zdoła jeszcze wykrzyknąć wdowa, zanim umilknie, zalewając się krwią.

Brocząca krwią kobieta zdaje się pogrążać w wilgotnej ziemi i zespalać w jedną całość z trupem swego młodego małżonka.

– Nie chcę wychodzić, mówisz, tuląc do siebie córeczkę. Boję się.

– Będą cię podejrzewać, odpowiada ne-el. Wyjdź i pracuj tak jak zawsze. Tak samo jak ja.

– Pamiętasz coś jeszcze?

– Nie. Tylko język. Kiedy powrócił język, wróciło też miejsce.

– Wiedziałam, żeśmy tu kiedyś byli.

– Oboje? Czy tylko ty?

On milczał przez dłuższą chwilę i głaskał rudawą głowę dziewczynki. Patrzył na mury swej dawnej ojczyzny. Po raz pierwszy a-nel zobaczyła wstyd i ból w oczach ojca swej córki.

Umiem malować tylko na kamieniu. Nie na ziemi. Ani na kościach.

Powiedz mi – poprosisz go cichym, przestraszonym głosem – skąd wiesz, że ja także tu byłam?

On wciąż milczy, ale, jak zwykle, wychodzi na polowanie i wraca z taką twarzą, jakby się nad czymś zastanawiał. Tak mija wiele nocy. Ty oddalasz się od niego, obejmujesz córeczkę, która jest twoim ratunkiem, ty i on nie rozmawiacie ze sobą, na obojgu ciąży milczenie bardziej dotkliwe niż jakakolwiek niewola, każde boi się, że milczenie zmieni się w nienawiść, nieufność, rozstanie…

W końcu, którejś nocy, ne-el nie może już tego wytrzymać i płacząc, rzuca się w twoje ramiona, prosi cię o wybaczenie; kiedy wraca wspomnienie, sama widzisz, że to nie zawsze jest dobre, pamięć może być wielkim złem, myślę, że powinniśmy błogosławić zapomnienie i tęsknić za tym zapomnieniem, w którym żyliśmy, bo dzięki niemu połączyliśmy się z sobą, ale poza tym – mówi on – wspomnienia kobiety i mężczyzny, którzy się ponownie spotykają, nie są jednakowe, jedno pamięta coś, co drugie zapomniało, i na odwrót, a czasem zapominamy, bo wspomnienie boli i trzeba postanowić, że to, co się stało, nigdy się nie stało, zapomina się to, co najważniejsze, bo być może to właśnie jest najbardziej bolesne.

Powiedz mi, o czym ja zapomniałam, ne-el.

Nie chciał tam wchodzić z tobą. Zaprowadził cię do tego miejsca, ale tam wziął rudowłosą i czarnooką dziewczynkę na ręce i powiedział ci, że wróci do domu, aby nikt niczego się nie domyślił… i aby uratować małą, potwierdziłaś, trochę tak, jakbyś pytała.

Tak.

Była to chatka ulepiona z gliny i z wierzchu przykryta gałęziami nazbieranymi w lesie, tak że trudno ją było zobaczyć. W okrągłym dachu był otwór, a nad nim zwisały gałęzie drzew, i kilka ich przedostało się do środka chaty. Drugi otwór był nisko, tuż przy ziemi.

Weszłaś tamtędy na czworakach i odczekałaś chwilę, aby przyzwyczaić się do ciemności, ale powstrzymywał cię odór gnijącej trawy, łupin, starych nasion, uryny i ekskrementów.

Trafiłaś do niej, bo usłyszałaś jej urywane sapanie, było to coś podobnego do rzężenia osoby schwytanej niespodzianie podczas snu lub w półśnie, albo znajdującej się na pograniczu agonii i śmierci.

Kiedy wreszcie twoje oczy zbratały się z półmrokiem, zobaczyłaś kobietę, leżącą pod wklęsłą ścianą i przykrytą ciężkimi derkami. Otaczały ją zwierzęta o szarych grzbietach i białych brzuchach, od których bił najostrzejszy smród. Poznałaś tę woń już dawniej, kiedy żyłaś na drugim brzegu, gdzie gromady piżmoszczurów chroniły się w pieczarach, napełniając je tym samym smrodem. Tam, w pobliżu jaskini, też były łupiny owoców i obgryzione kości.

Ona patrzyła na ciebie od chwili, kiedy weszłaś. Mrok był jej światłem. Sztywno wyprostowana, chyba nie miała siły poruszać się w tej chałupce, ukrytej w lesie, z dala od palisady z kości.

Kobieta trzymała ręce pod derkami. Jej błagalne spojrzenie wystarczyło, aby cię przywołać do siebie. Uklękłaś przy niej i zobaczyłaś, jak dwie łzy spływają po jej pomarszczonych policzkach. Nie zrobiła żadnego ruchu, żeby je obetrzeć. Wciąż chowała ręce pod przykryciem. Oczyściłaś ją z brudu, używając do tego jej własnych włosów, twardych i białych; umyłaś jej twarz o głęboko osadzonych błyszczących oczach, szerokim nosie i dużych, rozchylonych ustach, z których sączyła się ślina.

Wróciłaś, powiedziała drżącym głosem.

Ty przytaknęłaś skinieniem głowy, ale twoje spojrzenie zdradzało niewiedzę i zmieszanie.

Wiedziałam, że wrócisz, uśmiechnęła się staruszka.

Czy naprawdę była staruszką? Tak się wydawało, bo miała białe rozczochrane włosy, które zakrywały częściowo jej twarz, nie przesłaniając jednak widocznego na niej wzruszenia. Wydawała się stara, bo była wyczerpana, można by powiedzieć, że zmęczenie było jedyną oznaką, że żyje. Oprócz tych oznak wyczerpania, jakie zauważyłaś, mogłabyś ujrzeć tylko bliskość śmierci.

Powiedziała, że cię dobrze widzi, bo przywykła do życia w ciemności. Ma bardzo dobry węch, ponieważ najczęściej się nim posługuje. I powinnaś mówić do niej cicho, bo żyjąc w tej ciszy, potrafi usłyszeć, nawet z dużej odległości, czyjeś pomruki i szepty. Uszy miała bardzo duże. Odsunęła do tyłu białe kosmyki i pokazała ci wydłużone kosmate ucho.

Miej litość nade mną, powiedziała nagle.

Co takiego? – szepnęłaś, instynktownie spełniając jej prośbę.

Kiedy będziesz mnie wspominać. Miej litość.

Jak mam cię wspominać?

Staruszka wyjęła rękę spod okrywających ją skór.

Wyciągnęła ramię porośnięte gęstymi szpakowatymi włosami. Pokazała zaciśniętą pięść. Rozwarła ją.

Na różowym wnętrzu dłoni leżał owalny przedmiot, zniszczony, ale choć używany, jednak był rozpoznawalny. Odgadłaś, a-nel, że jest to figurka kobiety. Z małą główką o zatartych rysach, ale z ciałem okrągłym, z dużymi piersiami, biodrami i pośladkami i – o maleńkich nogach i sto pach.

Od częstego obracania jej w dłoniach figurka stawała się coraz bardziej przezroczysta. A pierwotny kształt zanikał, zmieniając ją w jajowatą bryłkę.

Staruszka bez słowa wsunęła ci w rękę ów przedmiot.

Potem cię uścisnęła.

Poczułaś dotyk jej szorstkiej owłosionej skóry na swoim pulsującym policzku. Doznałaś uczucia wstrętu, a zarazem tkliwości. Oślepił cię niespodziewany i nieznany ból obejmujący pół głowy, ból równający się wysiłkowi, jaki uczyniłaś, rozpoznając tę kobietę…

Wówczas ona odrzuciła okrycie i popchnęła cię delikatnie, chcąc, abyś się położyła u jej nóg na plecach, ale z uniesioną głową, i stanęła nad tobą na swych krótkich i owłosionych nogach, po czym wydała z siebie okrzyk bólu i drugi okrzyk – radosny – podczas gdy ty leżałaś na plecach, tak jakbyś dopiero co narodziła się z łona tej kobiety. A ona uśmiechnęła się i wzięła cię za ręce, przyciągnęła do siebie i wtedy zobaczyłaś szczelinę jej seksu podobnego do rozkrojonej truskawki, a ona tuliła cię w ramionach, całowała, lizała, wypluła to, co wyssała z twojego nosa i ust, zbliżyła twoje wargi do swych zwiotczałych piersi, czerwonych i owłosionych, a potem powtórzyła tę pantomimę, wyciągając ręce ku swemu bezbronnemu kroczu i udając, że podnosi twoje dopiero co urodzone ciało, bez wysiłku, długimi ramionami, stworzonymi do samodzielnego porodu – bez niczyjej pomocy…

Stara kobieta, zadowolona, złożyła ręce, popatrzyła na ciebie z czułością i powiedziała: uciekaj, grozi ci niebezpieczeństwo, nigdy nikomu nie mów, że przyszłaś tutaj, schowaj to, co ci dałam, dasz to swojemu potomstwu, masz dzieci? masz wnuki? Nie chcę o tym wiedzieć, godzę się ze swoim losem, znów cię zobaczyłam, córko, to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.

Podniosła się, a potem poruszała się na czworakach, podczas gdy ty, też na czworakach, wydostawałaś się z tej ciemnej kryjówki. Zakłopotanie i niepewność wobec własnych uczuć sprawiły, że przeszedłszy kilka kroków, obejrzałaś się za siebie.

Zobaczyłaś ją wiszącą na drzewie: uczepiwszy się gałęzi, machała do ciebie na pożegnanie swym długim owłosionym ramieniem i dłonią o barwie róży.

Ze łzami w oczach powiedziałaś ne-elowi, że twoim jedynym zajęciem w tym osiedlu będzie opieka nad dzieckiem i nad kobietą z lasu; musisz jej pomagać, przywrócić ją do normalnego życia.

Ne-el złapał cię za ramiona i po raz pierwszy potraktował bardzo gwałtownie, nie możesz, mówił, ze względu na mnie, na ciebie, na naszą córkę i na nią samą, nie opowiadaj o tym, co tam widziałaś, ty nie mogłaś jej pamiętać, to moja wina, nie powinienem był cię odprowadzać do tego miejsca, poniosła mnie litość, ale ja, owszem, przypomniałem to sobie, a-nel, jesteśmy dziećmi różnych matek, nie zapominaj o tym, różnych matek. Oczywiście, ne-el, wiem, wiem…

Tak, ale tego samego ojca, powiedział tej nocy młodzieniec o włosach zaplecionych w warkocz i śniadej skórze, obwieszony brzęczącymi ozdobami. Teraz popatrzcie na swojego ojca. Naszego ojca. I powiedzcie, czy zasługuje na to, aby być władcą, ojcem, tym, którego zwiemy fader basil.

Wynieśli go z domu z palmowego drewna prawie nagiego, tylko z przepaską na biodrach. Na środku małego placu był pień drzewa, już bez gałęzi. To słup wysmarowany tłuszczem, powiedział mężczyzna z warkoczem, musimy sprawdzić, czy nasz ojciec potrafi wejść na sam szczyt i pokazać, że zasługuje na miano władcy…

Zadzwonił obręczami, które miał na ramionach, i wtedy strażnicy z lancami podprowadzili starca do słupa.

Ciemnoskóry młodzieniec, siedzący na pieńku, wyjaśnił parze młodych, przybyłych z drugiego brzegu: ten słup jest wysmarowany tłuszczem piżmoszczura, ale nawet gdyby nie był natłuszczony, nasz ojciec i pan nie zdołałby go objąć ramionami i wspiąć się po nim. Nie jest małpą – zaśmiał się – ale, przede wszystkim, nie ma już sił. Nadszedł czas, aby go zastąpił nowy władca. Tak mówi prawo.

Starzec kilkakrotnie obejmował ramionami słup. W końcu poddał się. Osunął się na kolana i pochylił głowę.

Siedzący na pieńku młodzieniec dał znak ręką.

Jednym cięciem topora kat odrąbał głowę starca, po czym wręczył ją młodzieńcowi.

On zaś podniósł ją wysoko, trzymając za długie białe włosy, a zebrani tam ludzie ze wspólnoty krzyczeli, płakali albo śpiewali z udawanej radości; a ty miałaś ochotę przyłączyć się do tej wrzawy, zmienić ją w coś bardziej podobnego do śpiewu. W głębi duszy żywisz szacunek dla takich okrzyków, bo czujesz, że jeśli ne-el odzyskał pamięć dzięki językowi, to ty możesz ją odzyskać tylko poprzez śpiew, gesty, krzyki, które cię urzekają, bo wróciłaś do stanu, w jakim się znajdowałaś, kiedy z początku ich potrzebowałaś: boisz się, że znowu będzie tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy musiałaś krzyczeć w ten sposób…

Nowy władca podniósł głowę starca, trzymając ją za kosmyki włosów, i pokazał ją mężczyznom i kobietom ze wspólnoty żyjącej w osiedlu ogrodzonym palisadą. Wszyscy odśpiewali jakąś pieśń, po czym zaczęli się rozchodzić, tak jakby znali różne etapy tej ceremonii. Ale tym razem nowy władca ich zatrzymał. Wydał z siebie szkaradny okrzyk, ni to zwierzęcy, ni to ludzki, i oświadczył, że obrzęd jeszcze się nie skończył.

Powiedział, że bogowie- wszyscy popatrzyli na siebie nawzajem, nie rozumiejąc, a on powtórzył: „bogowie” -kazali mu wypełnić tego dnia ich rozkazy. Takie jest prawo.

Przypomniał im, że wkrótce powinni usunąć stąd kobiety i oddać je innym ludom, aby zerwać z odrażającym obyczajem, zgodnie z którym bracia spółkują z siostrami i płodzą dzikie bestie, co biegają na czterech łapach i pożerają się nawzajem. Takie jest prawo.

Powiedział im, z sennym spojrzeniem, że niektórzy pamiętają czasy, kiedy matki były tymi, co rządzą, i trzeba było je kochać, bo one kochały jednakowo wszystkie swoje dzieci.

Ludzie zakrzyknęli, że tak, a młody fader basil krzyknął najgłośniej ze wszystkich: Takie było prawo.

Uprzedził ich, że powinni zapomnieć o tamtych czasach i o tamtym prawie – tu zniżył głos i otworzył szeroko oczy – a gdyby ktoś mówił, że tamte czasy były lepsze, a tamto prawo lepsze od prawa nowego czasu, odrąbie mu się głowę, tak jak temu nieprzydatnemu już starcowi, albo zostanie zakłuty lancami, jak ta głupia, wciąż płacząca wdowa. Takie jest prawo.

Pokazując swe ostre zęby, pouczył ich, że teraz jest już nowy czas, w którym ojciec rozkazuje i przyznaje pierwszeństwo najstarszemu synowi, ale jeżeli najstarszy syn wyżej ceni igraszki miłosne z kobietą niż sprawowanie rządów nad mężczyznami, to musi umrzeć i ustąpić miejsca temu, który potrafi i chce rządzić, nie ulegając pokusom i nie bojąc się samotności. Takie teraz jest prawo. Ten, który rządzi, będzie żył samotnie, bez pokus i bez doradców.

Młody basil rozłożył ramiona w geście, który wywołał burzę radosnych okrzyków ze strony całej wspólnoty.

Po czym dodał, uśmierzając hałas, że taki jest nowy porządek i wszyscy mają go szanować.

Kiedy rządziła matka, wszyscy byli równi i nikt nie mógł się wyróżniać. Osobiste zasługi były tłumione w zarodku. Był to czas nierozwagi, głodu, życia w bałaganie, wplątanego w to wszystko, co je otaczało: zwierzęta, las, potok, morze, deszcz…

– A to już nie jest prawo.


Teraz przyszedł czas na jednego władcę, który przydziela pracę, daje nagrody i wymierza kary. Takie jest prawo.

Przerwał na chwilę i zamiast spojrzeć na was, odwrócił wzrok, by nie patrzeć na ciebie, na twojego mężczyznę i twoją córkę.

Brat i siostra nie będą żyli ze sobą. Takie zawsze było prawo. Potomstwo brata i siostry nie zazna lubieżnej radości.

Takie jest prawo. Potomstwo zapłaci za winy rodziców.

Takie jest prawo.

Wówczas, w jednej nieprzewidywalnej chwili, szybcy jak piorun pachołcy młodego władcy skrępowali ręce ne-elowi, wyrwali z jego objęć córeczkę, rozwarli jej nogi i kamiennym nożem wycięli łechtaczkę, by cisnąć ją tobie w twarz, a-nel.

Ale ciebie już tam nie było.

Ty uciekałaś z tego przeklętego miejsca, nie mając przy sobie nic prócz figurki kobiety – rozpadającej się, zniekształconej do tego stopnia, że, wciąż ściskana w twojej dłoni, stała się kryształową matrycą na zawsze utrwalonych w odzyskanej pamięci postaci: twego mężczyzny, jasnowłosego i nagiego, i twej córki, czarnookiej i rudowłosej, okaleczonej na rozkaz szalonego króla, diabła, który udawał boga. I miałaś też w pamięci siebie samą: jak biegniesz, krzycząc i wyjąc, chociaż cię nie ścigają, zadowoleni, że wszystko widziałaś i że jesteś skazana na to, aby już zawsze żyć z tym bólem, z tym żalem, z tą klątwą, z tym pragnieniem zemsty, co rodzi się w tobie jak śpiew, zwrócona ku namiętności, z której może się wydobyć głos, wyzwalający gwałtowne wstrząsy w całym twoim ciele, wstrząsy bliskie wybuchu…

Krzycząc, zbliżasz się do dzikich zwierząt i do ptaków, które odtąd będą twoimi jedynymi towarzyszami, a ty, pod wpływem wewnętrznego impulsu, wydasz z siebie głos łagodny, leśny, morski, górski, rzeczny, podziemny: twój śpiew, a-nel, pozwoli ci uciec od brutalnego chaosu całego twego życia, unicestwionego jednym ciosem wskutek zdarzeń, nad którymi nie panujesz i których nie rozumiesz, ale które sprawiły, że czujesz się winna; podsumowujesz je wszystkie i wykluczasz swą czworonożną matkę mieszkającą w lesie, swego pięknego małżonka, który był twoim bratem, starszego brata, następcę tronu, zmarłego, zanim umarł tą śmiercią, jaką miało przynieść mu dalsze życie, wykluczasz także zamordowanego ojca, odartego z chęci życia i pozbawionego życia przez okrutnego syna uzurpatora; wykluczasz ich wszystkich prócz siebie samej, ty jesteś wcieleniem winy, a-nel, ty jesteś odpowiedzialna za okaleczenie twojej własnej córki, ale nie wrócisz tam, żeby prosić o wybaczenie, odzyskać dziecko, powiedzieć małej dziewczynce, że jesteś jej matką, aby tej małej nie zdarzyło się to, co tobie, rozłączonej na zawsze z matką, z twoją matką, z twoim ojcem, z braćmi, z twym zmarłym bratem, z twym porzuconym kochankiem… Tak więc powracasz, przemierzając zamarznięte morze, wracasz na tę plażę, gdzieście się spotkali, a stamtąd ku okrytym lodem dolinom, a potem do jaskini z malowidłami ne-ela, i tam, a-nel, padasz na kolana i kładziesz swą matczyną dłoń na odcisku małej rączki nowo narodzonej dziewczynki, twojej córki, i płaczesz, przysięgasz, że ją odzyskasz, że znów będzie to twoja córka, że ją wyrwiesz z tamtego świata, świata przemocy, oszustw, okrucieństwa i tortur, uwolnisz spod władzy mężczyzn i zemścisz się na wszystkich, aby wypełnić wobec swej córki matczyny obowiązek i przeżyć z nią razem to życie, którego nie mogłyście mieć dzisiaj, ale które będziecie miały pewnego dnia, może jutro.

Загрузка...