– Bardzo przepraszam, panie docencie, ale nigdzie nie mogę znaleźć doktora M ierzwińskiego.
Drozdowski, który właśnie z ogromną uwagą oglądał jakieś zdjęcia rentgenologiczne, odwrócił głowę, zdjął okulary i spojrzał na dziewczynę.
– Doktora Mierzwińskiego nie będzie dzisiaj w szpitalu.
– Chory?
– Doktora Mierzwińskiego nie będzie dzisiaj w szpitalu – powtórzył Drozdowski, i wrócił do swojego zajęcia.
– A co z operacją tego chłopca? – spytała Alicja.
– Doktor Kornak zastąpi Mierzwińskiego. Niech go pani do mnie poprosi.
Po chwili do gabinetu docenta wszedł doktor Kornak. duże, ciężkie chłopisko, o szerokich ramionach i potężnych rękach nadających się bardziej do rękawic bokserskich aniżeli do instrumentów chirurgicznych, co nie przeszkadzało, że był bardzo dobrym chirurgiem. Drozdowski darzył go dużym zaufaniem.
– Słucham, panie docencie. Drozdowski wskazał krzesło, stojące przed biurkiem.
– Niech pan siada, panie kolego. Chciałbym pana prosić, żeby pan dzisiaj zastąpił Mierzwińskiego.
– A co się dzieje z Andrzejem? Chory?
– Ma tam jakieś sprawy rodzinne do załatwienia – powiedział wymijająco Drozdowski. – Więc zastąpi go pan?
– Oczywiście.
Zaledwie drzwi się zamknęły za doktorem Komakiem, kiedy do gabinetu znowu weszła Alicja. Poprawiła czepeczek na jasnych włosach i powiedziała:
– Jakiś pan do pana docenta.
– Niech go pani poprosi.
Wszedł Downar, przedstawił się i uścisnął wyciągniętą dłoń.
– To pan do mnie telefonował – powiedział Drozdowski. – Proszę, niech pan siada. Czy to rzeczywiście coś poważnego z doktorem Mierzwińskim?
– Tak. To dosyć poważna sprawa. W jego mieszkaniu zamordowano człowieka.
Drozdowski gwizdnął przeciągle, co niezbyt licowało z powagą docenta i kierownika kliniki.
– O, do licha. Nie przypuszczałem… Sądziłem, że może się gdzieś urżnął i dlatego milicja…
– Czy doktor Mierzwiński nadużywa alkoholu? – spytał Downar.
Drozdowski energicznie potrząsnął głową.
– Nie. Nigdy nic takiego nie zauważyłem. Być może, że od czasu do czasu lubi sobie wypić kieliszek czy dwa, ale żeby nadużywał alkoholu… nie. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Czy sądzi pan, że Mierzwiński popełnił tę zbrodnię?
– Nic wiem – odparł Downar. – Na razie nie mogę jeszcze powiedzieć nic pewnego w lej sprawie. Usiłuję zebrać trochę materiału, zorientować się… Czy mógłby pan, panie docencie, w kilku słowach scharakteryzować doktora Mierzwińskiego?
Drozdowski poprawił się w fotelu i wyjął z szuflady biurka papierosy.
– No cóż… Doktor Mierzwiński cieszy się jak najlepszą opinią zarówno u mnie jak i swoich kolegów. Sumienny, pracowity, punktualny, a przede wszystkim bardzo zdolny chirurg. Powierzam mu trudne, skomplikowane operacje.
– Jednym słowem same superlatywy. Czy do tej charakterystyki nie może pan dorzucić jakichś cech ujemnych?
– Chyba tylko to. że zbytnio interesuje się kobietami i że swoich przygód z nimi nie trakluje poważnie. Ale przecież nie możemy tego uważać za ujemną cechę. Ostatecznie Mierzwiński to młody człowiek, pełen temperamentu, a młodość ma swoje prawa.
– Widziałem tu bardzo ładne dziewczęta w białych czepeczkach – powiedział Downar.
Drozdowski uśmiechnął się.
– Zapewniam pana, panie majorze, że to nie moja zasługa. Tak się jakoś \sklada, że nasza klinika ma szczęście do ładnych pielęgniarek. Ale widzę, że pan ma bystre oko w tych sprawach.
– Czy doktor Mierzwiński flirtuje także i z pielęgniarkami?
– › Czy nie za dużo pan ode mnie wymaga? Bardzo żałuję, ale tego rodzaju informacji nie jestem w stanie panu udzielić. Nie interesuję się prywatnym życiem mojego personelu i nie mam pojęcia, czy Mierzwiński z pielęgniarkami… Możliwe, bardzo możliwe… Niech mi pan powie, czy długo będziecie go trzymali?
– Nie potrafię panu w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. To będzie zależało od prokuratora.
– A kiedy będzie coś wiadomo? Chciałbym jak najprędzej otrzymać jakąś wiadomość. Muszę sobie przecież zorganizować pracę w klinice.
Downar pokiwał głową.
– Oczywiście. Jutro do pana zadzwonię. Na razie nie zabierani czasu i dziękuję za rozmowę. Do widzenia.
W „Wilanowskiej" kelnerki doskonale pamiętały elegancką panią. Nieczęsto zdarzało im się widzieć takie „szałowe" futro z nurków. Tak. tak. przyszła późnym wieczorem, była może dziewiąta, może później. Usiadła w ostatniej sali, na górze. Zaraz potem wbiegł do kawiarni jakiś mężczyzna. Nie zdjął płaszcza, zamienił parę słów z tą panią i wyszedł. Ona także wyszła.
– Czy słyszała pani, o czym rozmawiali? – spytał Downar.
– Nie. Żadna z kelnerek nie słyszał rozmowy. Oboje mówili bardzo cicho.
Z kawiarni Downar wrócił do komendy. Tutaj dowiedział się, że szef chce się z nim widzieć.
– Prokurator nie chce wydać nakazu aresztowania – powiedział Leśniewski. – Domaga się dokładniejszego, szczegółowego opracowania sprawy. Twierdzi, że to żaden dowód, iż zamordowano tego człowieka w mieszkaniu Mierzwińskiego i uważa, że okoliczność ta raczej przemawia na korzyść młodego chirurga.
Downar pokiwał głową.
– W tym wypadku zgadzam się z decyzją prokuratora. Wydaje mi się, że jest najzupełniej słuszna. Trzeba być kompletnym kretynem, żeby zabijać męża swej kochanki w swoim własnym mieszkaniu i do tego lancetem chirurgicznym, a Mierzwiński przecież robi wrażenie inteligentnego i przytomnego człowieka.
– Nie bierzesz pod uwagę zabójstwa w afekcie? Bywają przecież wypadki, że ludzie działają.pod wpływem chwilowego, gwałtownego wzburzenia.
– Oczywiście – przytaknął Downar. – Ale musimy pamiętać o tym, że cios został zadany z tyłu lancetem, który musiał być wyjęty z szafeczki. To nie ma nic wspólnego z zabójstwem w afekcie. -
Leśniewski zamyślił się, zapalił papierosa i dopiero po chwili powiedział:
– W zasadzie masz rację, tylko… Widzisz… nie możemy wykluczyć, że morderca przewidział tok naszego rozumowania. Nie zapominaj o tym, że najlepszą gwarancją bezkarności jest pozornie bezsensowny czyn. Jeżeli na przykład ja w tej chwili uderzę cię w głowę popielniczką i zabiję, następnie zaś wyjdę na chwilę do toalety, wrócę i narobię krzyku, że ktoś zamordował majora Downara. to przecież mnie nikt nie będzie podejrzewał, absolutnie nikt.
Downara nie zaskoczyła bynajmniej ta argumentacja.
– To co mówisz, jest oczywiście zupełnie słuszne z teoretycznego punktu widzenia i nie myśl, że nie brałem pod uwagę takiej ewentualności, ale po rozmowie z Mierzwińskim laka hipoteza wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobna.
– Intuicja – uśmiechnął się Leśniewski, który był zwolennikiem konkretnych faktów i z dużą rezerwą odnosił się do wszelkiego rodzaju odczuć, przeczuć, domysłów i temu podobnych czynników emocjonalnych.
– Oczywiście, że intuicja – powiedział Downar. – Przypomnij sobie, ile już razy prowadziłem dochodzenie na tak zwany „niuch" i osiągałem nie najgorsze rezultaty.
– To prawda – przyznał Leśniewski. – Zresztą w tej chwili nie będziemy tracić czasu na akademickie dyskusje. Powiedz oni lepiej, co myślisz o tym morderstwie? Jakie jest twoje zdanie?
Downar wzruszył ramionami.
– Bo ja wiem. Właściwie jeszcze nie mam żadnego zdania w tej sprawie. Za mało jfói danych. Niezbyt jasno rysuje mi się postać pani Lastowskiej.
– Mówisz o żonie zamordowanego?
– Tak. To bardzo piękna kobieta i bardzo opanowana.
– Zidentyfikowała zwłoki?
– Tak. Ani drgnęła. Podejrzewasz ją. Sądzisz, że to ona?…
– Osobiście na pewno nie. W czasie to się nie mieści. Chyba że miałaby wspólnika.
– Hm. – Leśniewski zamyślił się i sięgnął po nowego papierosa. – Nie ma rzeczy niemożliwych na tym świecie. Teoretycznie to byłoby do wykonania.
– Oczywiście. Przyjmijmy, że piękna pani ma nowego przyjaciela i że przy jego pomocy chce się pozbyć jednocześnie i męża, i niewygodnego kochanka, który już jej się znudził, a który jest dość natarczywy. Przyjaciel lokuje się na klatce schodowej, czeka na moment, kiedy Mierzwiński wyjdzie z mieszkania, błyskawicznie wchodzi, zamienia parę słów z Lastowskim, wbija mu lancet pod lewą lopalkę i ucieka.
– Tak – pokiwał głową Leśniewski. – To ma cechy prawdopodobieństwa. Zbrodni musiał dokonać ktoś, kto był doskonale zorientowany w sytuacji. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
– Jeszcze nie mam żadnych konkretnych planów, ale chyba pójdę na pogrzeb. Atmosfera cmentarza nastraja mnie zawsze filozoficznie i pobudza do myślenia. Wśród umarłych można się czasem dowiedzieć ciekawszych rzeczy aniżeli wśród żywych.
– Życzę ci powodzenia.
Downar wstał i ruszył ku drzwiom. Jut położył rękę na klamce, gdy nagle odwrócił się i spytał:
– A co z nakazem rewizji? Leśniewski uderzył się dłonią w czoło.
– Do licha! Zupełnie zapomniałem. Prokurator podpisał nakaz rewizji. Zaraz cl go dam. – Z plastykowej teczki wyjął urzędowy papier i podał go Down arowi.
– Masz. Prokurator dzwoni! do mnie w tej sprawie. Prosił, żeby rewizję przeprowadzić w sposób bardzo taktowny. Liczę na ciebie. Weź sobie kogoś odpowiedniego do pomocy.
– Pójdzie ze mną Olszewski. On ma dużą wprawę w tych sprawach.
Rewizja przeprowadzona w mieszkaniu państwa Lastowskich trwała dość długo i nie przyniosła specjalnych rezultatów. Downara zainteresowało jedynie pismo z Wydziału Spadków przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W piśmie tym nie było żadnych szczegółów. Proszono jedynie pana Lastowskicgo o osobiste lub telefoniczne porozumienie się z wydziałem.
Po zakończeniu swych niemiłych czynności, Downar spytał:
– Czy mąż pani otrzymał w ostatnich czasach jakiś zagraniczny spadek?
– Tak. W Filadelfii zmarł bliski krewny mojego męża. Podobno zostawił spadek. Dokładnie nie znam jeszcze tej sprawy. Nie miałam czasu tym się zająć. To pismo przyszło przed samym przyjazdem mego męża.
Pojechali do Wydziału Spadków. Tutaj dowiedzieli się, że rzeczywiście stryj Oskara Lastowskiego, Hieronim Lastowski zmarł w Filadelfii, pozostawiając bratankowi niebagatelny spadek, opiewający na łączną sumę milion pięćset tysięcy dolarów. Na wypadek śmierci Oskara Lastowskiego cały majątek przechodził na jego żonę Izabelę.
Po otrzymaniu tych informacji Downar spojrzał na Olszewskiego, a Olszewski na Downara. To już był jakiś punkt zaczepienia i to dosyć poważny.
– Czy pan Lastowski był tutaj u panów? – spytał Downar urzędnika.
– Tak. Zatelefonował i przyszedł.
– I udzielił mu pan tych informacji?
– Oczywiście. Po to wezwaliśmy go.
– Czy przyszedł sam czy z żoną?
– Z żoną. Prosiłem, żeby przyszli oboje, ponieważ żona pana Lastowskiego jest wymieniona w testamencie i należało dokonać pewnych formalności. Czy coś się stało, panie majorze?
– Tak. Oskar Lastowski został zamordowany. Dobrze by było, żeby panowie wstrzymali normalny tok postępowania spadkowego aż do zakończenia śledztwa w tej sprawie. Otrzymacie oficjalne pismo od nas z komendy.
– Będę się musiał porozumieć z moimi zwierzchnikami – powiedział urzędnik. – To rzeczywiście bardzo przykra sprawa.
Kiedy wracali do komendy, Olszewski powiedział:
– Zdaje się, że mamy bardzo przekonywujący motyw zbrodni.
Downar pokiwał głową.
– Tak. Lastowscy źle ze sobą żyli. Czekała ich zapewne sprawa rozwodowa i wtedy…
– I wtedy na dolary stryja Hieronima pani Lastowska nie mogłaby oczywiście liczyć – dokończył Olszewski.