Dymitr Bilenkin TŁOK W ETERZE

Kak na pożarie


Włączył się pierwszy program. Przyhamowawszy aparat zaczął dryfować wokół centralnej gwiazdy. Otworzyły się ochraniacze, wysunęły się urządzenia radarowe, ożyły mechanizmy rejestrujące informację. Sunące w zimnych przestworzach ciało aparatu upodobniło się do rozkwitłej czarnej róży.

Czujniki jak gąbki chłonęły w siebie całą kakofonię pól kosmicznych i promieniowania. Nieraz poza aparatem buchały języczki ognia. Wówczas jego orbita jakby pętlą owijała to jedną, to drugą planetę. Przenikliwie, badawczo przyglądały się im podobne do czasz radary. Lecz do powierzchni planet zwiadowca się nie zbliżał.

Nagle jego przyrządy schwytały sygnały radiowe…

Włączył się drugi program. Aparat zszedł z okołogwiezdnej orbity. Teraz zataczał coraz to węższe kręgi nad wybraną planetą. Jego blok analityczny mądrze i sprawnie preparował wszelkie napływające stamtąd sygnały radiowe i wizyjne. A kiedy struktura języków obcego świata została rozszyfrowana, włączył się trzeci program.

* * *

— „Eridan”, zwariowaliście? Na czwartą, mówię, na czwartą. Cooo? „Pluton”, tylko was tu jeszcze brakowało…

Że „Eridan” wracał z Kosmosu z uszkodzonymi silnikami — to jeszcze pół biedy. Że sieć pozaziemskich stacji upodobniła się do sklepu z porcelaną, do którego wkroczył słoń — to także nic wielkiego. Ale awaria centralnego mózgu cybernetycznego!.. Teraz wszystko zależało od opanowania Tana Rostowa, zręczności jego rąk i mocy strun głosowych. Gdyby w dyspozytorni zajęły się płomieniem od razu wszystkie cztery kąty, rozgardiasz byłby znacznie mniejszy. Wideofony wpadły w szał jak kibice po wbiciu gola, naziemne służby wrzeszczały jednocześnie pięcioma kanałami, na pulpicie miotały się histerycznie sygnały operacyjne, a w dodatku jeszcze wyszedł na łączność „Pluton”.

— Niezwłocznie…

Ociekający potem pomocnicy jak na komendę odwrócili głowy.

— Wszystkich przełączyć na ośrodki pomocnicze. Wszystkich.

— I nawet…

— I nawet. Wszystkich.

— „Pluton” dotychczas nie otrzymał od was komendy, co za porządki — dobitnym głosem przypomniał o sobie orbitalny to war o wiec.

— Idźcie do diabła — odburknął Rostow. — „Eridan”, ej, „Eridan”. (Boże, co za jełopy…)

— Będę się skar…

Łokciem (palce były zajęte) główny dyspozytor przerwał łączność z „Plutonem”. Nie obchodziło go nic na świecie poza „Eridanem”. Czy mógł go ktokolwiek zrozumieć oprócz dyspozytora oczywiście? Brutalnie odepchnął rękę pomocnika, wtykającego mu słuchawkę wideofonu. I wtem, jak na złość, zagłuszając słowa, na falę „Eridana” wdarła się jakaś obca stacja. Świat kompletnie zwariował.

— Ejże, na fali 8119, spływajcie stąd. W tej chwili… To nie do ciebie „Eridan”, nie do ciebie… 17–15, daję „Eridanowi” 17–15, sektor W, rezerwowy. Potwierdzenia nie słyszę.

Gdzież tam! Zuchwalec ani myślał wynosić się z fali. Zasuwał dalej swoją gadkę i głos „Eridana” tonął w zakłóceniach, jak brzęczenie komara w ryku bawoła. Tan wpadł we wściekłość.

— Precz z Kosmosu!!! — wrzasnął tak, że aż mu się gwiazdy w oczach pokazały z wysiłku. — 8119, zjeżdżaj stąd.

Zdaje się, że pomogło. Fala oczyściła się. „Eridan” wreszcie pojął, czego się żąda od niego, centrum obliczeniowe uporało się z uszkodzeniem. Uff…

I dopiero teraz, kiedy można było wyciągnąć się w fotelu i zapalić papierosa, i choć przez moment o niczym nie myśleć, pamięć chlusnęła do świadomości urywek zdania z tamtej, obcej audycji. Tan Rostow nie doniósł papierosa do ust. Tak właśnie zamarł w bezruchu z wybałuszonymi oczyma.

* * *

Analityczny blok zwiadowcy trzykrotnie ocenił sytuację. Trzykrotnie sprawdził uzyskane dane. Błędu nie było. W odpowiedzi na zew przyjaźni dalekiej planety nadszedł energiczny i niedwuznaczny rozkaz, aby się usunąć. Dwukrotnie powtórzony, graniczący z obrazą rozkaz.

Automat nie miał dumy, ale mieli ją za to jego konstruktorzy. Przewidzieli oni możliwość nieprzyjaznej odmowy i dlatego niezwłocznie włączył się program zapasowy.

Radary momentalnie skryły się w gniazdach, ochraniacze zatrzasnęły się, aparat został wprawiony w ruch, za jego rufą wyrósł płomień. Już po godzinie układ niegościnnej gwiazdy, który odtrącił przyjaźń prastarej cywilizacji Galaktyki, zniknął z pola widzenia.


Przełożył z rosyjskiego Eligiusz Madejski

Загрузка...