Rozdział Dziewiąty

Wcześniej wspomniałeś — odezwał się Jurard Selgan — że dążąc do ponownego otwarcia portalu, kierowałeś się tylko korzyściami, jakie mogło to przynieść ludziom z naszego świata.

Ponter niechętnie skinął głową.

To prawda.

A ponieważ możliwość kontaktu z tym drugim światem zależała od kwantowego komputera, który zbudowałeś wspólnie z Adikorem Huldem, należało się spodziewać, że zostaniesz tu, na naszej Ziemi, aby nadzorować laboratorium komputerowe.

W zasadzie… — zaczął Ponter, ale umilkł.

Mówiłeś przecież, że nie miałeś w tym osobistego interesu, prawda?

Tak, ale…

A mimo to ponownie starłeś się z Najwyższą Radą Siwych. Upierałeś się przy tym, abyś to ty osobiście mógł wrócić na drugą Ziemię.

Tylko takie rozwiązanie miało sens. Nikt inny z naszych ludzi tam nie był. Znałem już kilka osób stamtąd i wiele wiedziałem o ich świecie.

Odmówiłeś przekazania komukolwiek bazy danych dotyczącej języka Gliksinów, jaką stworzył twój Kompan, o ile nie otrzymasz gwarancji uczestnictwa w kolejnej grupie podróżującej do drugiego świata.

To nie było tak — zaoponował Ponter. — Jedynie zasugerowałem, że moja obecność może bardzo się przydać.

Selgan mówił spokojnie.

To było coś więcej niż sugestia. Podobnie jak większość ludzi, widziałem sporą część obrad na Podglądaczu. Jeśli twoja pamięć o tamtych wydarzeniach przyblakła, możemy bez kłopotu poprosić o dostęp do twoich archiwów alibi z tamtego dnia. Dlatego właśnie moje centrum terapeutyczne zostało zbudowane tutaj, tak blisko Pawilonu Archiwów Alibi. Chcesz się tam udać i…

Nie. Nie, to nie będzie konieczne.

Azatem, żeby zapewnić sobie powrót na drugi świat, uciekłeś się do…hm, czy „przymus” to zbyt mocne słowo?

Chciałem, aby mój wkład był jak najlepszy. Kod Cywilizacji wymaga tego od każdego z nas.

To prawda — zgodził się Selgan. — A skoro ów wkład… wyższe dobro… wymaga popełnienia przestępstwa, to…

Mylisz się. Wtedy jeszcze nawet o tym nie myślałem. Moim jedynym celem… — Ponter umilkł, po czym poprawił się: — …moimi jedynymi celami było podtrzymanie kontaktu i zobaczenie się z moją przyjaciółką, Mare Vaughan. Nigdy bym tam nie wrócił, gdybym wiedział, co zrobię.

To nie do końca prawda, mam rację? — odezwał się Selgan. — Wspominałeś wcześniej, że gdybyś mógł cofnąć czas, znowu postąpiłbyś tak samo.

Tak, ale…

Ale co?

Ponter westchnął.

— Ale nic.


Najwyższa Rada Siwych w końcu zgodziła się spełnić żądanie Pontera. Pozwoliła mu zostawić komputer kwantowy pod opieką Adikora i wrócić do świata Gliksinów. Ponter spodziewał się, że niechętnie przystaną na jego prośbę — i czuł, że tak właśnie jest — ale nie sądził, że zostanie mu nadany tytuł „delegata”.

Bardzo chciał tam wrócić i znowu zobaczyć Mare, miał jednak mieszane uczucia. Poprzednio trańł na drugi świat przypadkiem i przerażała go myśl, że być może nigdy nie uda mu się trafić do domu. Teraz obaj z Adikorem wierzyli, że portal można ponownie otworzyć i zadbać o to, by się nie zamknął, ale nikt nie mógł mieć pewności, że tak właśnie się stanie. Ponter już raz niemal stracił partnera i córki. Nie chciał znów się bać, że może do nich nie wrócić.

Jednak nie zamierzał się wycofać. Pomimo obaw pragnął mieć swój udział w tej wyprawie. Owszem, zastanawiał się, jak ułożą się relacje między nim a Daklar Bolbay. Tyle że przez prawie miesiąc, do następnej pory, gdy Dwoje miało się stać Jednym, i tak nic się nie mogło wydarzyć, a miał nadzieje, że wróci na swój świat dużo wcześniej.

Tym razem Ponter nie podróżował sam. Towarzyszyła mu Tukana Prat, kobieta z generacji 144, starsza od niego o dziesięć lat.

Pierwsze otwarcie portalu nastąpiło przypadkiem. Drugie było desperacką próbą ratunkową. Tym razem planowano przemyślaną i dopracowaną w szczegółach operację.

Zawsze istniało ryzyko, że coś pójdzie nie tak; że portal otworzy się w jakimś innym świecie lub że Ponter źle ocenił Gliksinów, którzy teraz czekali tylko na okazję, aby tłumnie przedostać się przez przejście. Mając to na uwadze, Bedros, jeden ze starszych członków Rady, trzymał w dłoni detonator. Miniaturowe ładunki wybuchowe rozmieszczono we wszystkich pomieszczeniach laboratorium komputerowego. Gdyby coś poszło źle, Bedros miał je zdetonować, zasypując komorę komputera pertavami skał. I choć transmisje z implantu nie docierały z tej głębokości na powierzchnię, to urządzenia detonujące odbierały sygnał i gdyby Bedros zginął — gdyby Gliksini lub inne istoty przedostały się licznie na drugą stronę i od razu otworzyły ogień — jego Kompan mógł sam odpa lić ładunki wybuchowe.

Adikorowi przypadła kontrola nad mniej „wybuchową” gałką alarmową. Jeśli wydarzenia przybrałyby zły obrót, miał wyłączyć zasilanie całego komputera kwantowego, co najprawdopodobniej doprowadziłoby do zerwania połączenia. W razie jego śmierci mógł to zrobić jego Kompan. Również na powierzchni, wokół wejścia do kopalni Debrala, rozmieszczono ładunki. Czekający tam egzekutorzy gotowi byli do działania w razie niebezpieczeństwa.

Oczywiście Ponter i Tukana nie zamierzali tak po prostu przedostać się na drugą stronę. Najpierw planowano wysłać sondę wyposażoną w kamery, mikrofony, testery składu powietrza i inne urządzenia. Sonda miała pomarańczowy kolor i krąg światełek wokół obwodu. Należało wykluczyć możliwość, że Gliksini mylnie uznają przedsięwzięcie za próbę szpiegowania drugiej strony — Ponter wyjaśnił pozostałym niezrozumiałą gliksińską obsesję na punkcie prywatności.

Podobnie jak robot, którego wysłano na drugą stronę, aby pomóc w ściągnięciu Pontera do domu, sonda miała przekazywać dane z powrotem na swój świat przez światłowodowe łącza. Tym razem jednak urządzenie zabezpieczała dodatkowo mocna lina z syntetycznych włókien.

Wprawdzie sonda należała do najnowocześniejszych, a rura Derkersa, dzięki której przejście miało pozostać otwarte, stanowiła dość skomplikowany mechanizm, ale samo wprowadzenie jej w portal było wyjątkowo prostą technicznie operacją.

Podstawowe zadanie komputera kwantowego Pontera i Adikora polegało na rozkładaniu na czynniki pierwsze naprawdę wielkich liczb. W trakcie przeprowadzania działań urządzenie łączyło się z równoległymi światami, w których istniały inne jego wersje, i każda z tych wersji sprawdzała jeden potencjalny czynnik. Łącząc rezultaty uzyskane we wszystkich światach, można było sprawdzić miliony czynników równocześnie.

Jeśli jednak badana liczba była tak gigantyczna, że miała więcej potencjalnych czynników, niż było równoległych światów, w których znajdowały się takie laboratoria kwantowe, wtedy komputer musiał podjąć próbę dotarcia także do tych światów, gdzie nie istniały jego kopie. Jednakże gdy tylko połączył się z pierwszym z tych światów, proces rozkładania liczby na czynniki ulegał przerwaniu, doprowadzając do powstania przejścia.

Laboratorium kwantowe początkowo składało się tylko z czterech pomieszczeń: suchej toalety, jadalni, sterowni i ogromnej komory komputera. Teraz dodano trzy inne: niewielką inńrmerię, pokój do spania i dużą komorę odkażającą. Każdy, niezależnie od tego, w którą stronę podróżował, musiał przejść dekontaminację, aby zredukować ryzyko przeniesienia czegoś niepożądanego na drugi świat oraz by usunąć wszelkie patogeny po powrocie stamtąd. Gliksini dysponowali bardzo ograniczoną technologią odkażania. Albo ograniczone owłosienie ciała ułatwiało im utrzymanie skóry w czystości, albo dzięki małym nosom nie zważali na brak higieny. Na tym świecie już od dawna stosowano laserowe dekontaminatory, dla których struktury białkowe ludzkiej skóry, ciała, organów i włosów były przejrzyste, ale za to wszelkie bakterie i wirusy zostawały przez nie unicestwione.

W laboratorium komputera kwantowego po raz pierwszy w historii zebrało się tyle osób. Oprócz Pontera i Adikora stawiła się ambasador Prat, której towarzyszyło trzech przedstawicieli Najwyższej Rady Siwych, w tym dwoje reprezentantów lokalnej społeczności. Dern, specjalista od robotyki, na wszelki wypadek trzymał się w pobliżu, aby zająć się obsługą sondy. Zjawiło się także dwóch Ekshibicjonistów z rejestratorami, którzy po powrocie na powierzchnię mieli retransmitować nagrane obrazy.

Wreszcie nadszedł moment, na który wszyscy czekali.

Adikor zajął miejsce przy konsoli kontrolnej po jednej stronie sterowni, a Ponter stanął przy swojej, w drugim krańcu pomieszczenia. Dern miał osobny panel sterowania, który umieścił na stole.

— Masz wszystko, co ci będzie potrzebne w podróży? — spytał Adikor przyjaciela.

Ponter jeszcze raz sprawdził bagaż. Hak oczywiście zawsze był na swoim miejscu — tym razem zasoby jego wiedzy uzupełniono o pełną medycznochirurgiczną bazę danych, na wypadek gdyby podczas pobytu w świecie Gliksinów Ponterowi lub Tukanie coś się stało.

Wokół bioder zapiął szeroki skórzany pas z mnóstwem kieszeni, których zawartość wcześniej sprawdził: antybiotyki, leki przeciwwirusowe, środki wspomagające układ odpornościowy, sterylne opatrunki, kauteryzujący skalpel laserowy, nożyczki chirurgiczne oraz zestaw leków zawierający środki zmniejszające przekrwienie, przeciwbólowe oraz nasenne. Tukana miała podobny pas. Oboje zabierali także walizki z kilkoma zmianami odzieży.

— Wszystko gotowe — powiedział Ponter.

— Wszystko gotowe — powtórzyła za nim Tukana.

Adikor spojrzał na Derna.

— A u ciebie?

— Gotowe. — Brzuchacz kiwnął głową.

— Możemy zaczynać na twój znak — powiedział Adikor do Pontera.

Ponter pokazał przyjacielowi dłoń z szeroko rozstawionymi palcami.

— Ruszajmy na spotkanie naszych kuzynów.

— Do dzieła — oznajmił Adikor. — Dziesięć!

Jeden z Ekshibicjonistów stanął tuż obok niego, a drugi zajął miejsce obok Pontera.

— Dziewięć!

Troje członków Najwyższej Rady Siwych spojrzało po sobie; więcej chciało uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale uznano, że Rada nie może podjąć takiego ryzyka.

— Osiem!

Dern pociągnął kilka gałek na swojej konsoli.

— Siedem!

Ponter zerknął na ambasador Prat; jeśli się denerwowała, dobrze to ukrywała.

— Sześć!

Spojrzał przez ramię na szerokie plecy Adikora. Poprzedniego wieczoru postanowili, że nie będą się żegnali w żaden szczególny sposób. Ani jeden, ani drugi nie chcieli przyjąć do wiadomości tego, że gdyby coś poszło nie tak, Ponter może już nigdy nie wrócić do domu.

— Pięć!

Martwiło go nie tylko to, że być może na zawsze rozstaje się z partnerem. Przed podjęciem decyzji o powtórzeniu tej podróży najbardziej powstrzymywała go myśl o tym, że jego córki straciłyby drugiego rodzica tak wcześnie.

— Cztery!

Mniejszym — ale i tak ważnym — zmartwieniem było to, że w świecie Gliksinów znowu mógł zachorować, choć tym razem doktorzy wzmocnili jego system immunologiczny, a Hak został odpowiednio zmodyfikowany, aby stale monitorować jego krew i wykrywać wszelkie ciała obce.

— Trzy!

Pozostawało jeszcze ryzyko, że Ponter i Tukana mogą okazać się uczuleni na coś po drugiej stronie.

— Dwa!

No i miał pewne obawy co do stabilności portalu, który powstawał dzięki z natury nieprzewidywalnym procesom kwantowym. Jednak…

— Jeden!

Jednak mimo wszystkich potencjalnych problemów i ujemnych stron, powrót do świata Gliksinów miał też pozytywne aspekty…

— Zero!

Ponter i Adikor jednocześnie pociągnęli za gałki paneli kontrolnych.

Od strony komory komputera, widocznej tylko przez szybę, dobiegł ich głośny świst. Ponter wiedział, co się dzieje, choć nigdy wcześniej nie uczestniczył w podobnym wydarzeniu jako obserwator. Wszystko, co nie było przymocowane do podłoża komory, właśnie trafiało do drugiego wszechświata. Wykonane ze szkła i stali cylindry rejestrów — nawet chyboczący się rejestr 69 — pozostały na swoich miejscach, ale całe powietrze z pomieszczenia zostało wymienione na porównywalną masę z drugiego świata. Kiedy Ponter przypadkiem został przeniesiony do innego świata, w odpowiednim miejscu po drugiej stronie znajdowała się gigantyczna akrylowa sfera pełna ciężkiej wody — serce gliksińskiego detektora neutrin.

Tym razem na ich stronę nie trysnęła żadna ciecz. Komorę detektora opróżniono, zanim Ponter wrócił na swój świat, aby można było naprawić szkody, jakie wyrządziło jego pojawienie się w akrylowej sferze.

Na dany znak jarmarczna sonda — wysoka mniej więcej na długość ramienia — wpadła przez błękitne płomienie, które pojawiły się w otwarciu portalu. Niebieskie światło ciasno otaczało kontury znikającego urządzenia. Po chwili po ich stronie została tylko lina mocująca i przewody telekomunikacyjne połączone z sondą, które teraz napięte znikały w powietrzu mniej więcej na wysokości pasa. Ponter przeniósł wzrok na duży monitor na ścianie, nowy element w sterowni. Wyświetlał obraz rejestrowany przez sondę.

A sonda właśnie…

— Gliksini! — wykrzyknęła ambasador Prat.

— Dotąd tylko w połowie w to wierzyłem — przyznał Radny Bedros.

Adikor odwrócił się w stronę Pontera z uśmiechem.

— Widzisz kogoś znajomego?

Ponter zmrużył oczy, wpatrując się w ekran. Podobnie jak poprzednim razem, portal pojawił się wiele wysokości człowieka ponad podłożem; komora komputerowa znajdowała się trochę wyżej i odrobinę bardziej na północ niż środek komory detektora neutrin. Kilkunastu Gliksinów pracowało w suchej jaskini. Wszyscy mieli na sobie kombinezony i te żółte żółwie skorupy na głowach. Większość miała jasną skórę, jak ludzie na świecie Pontera, ale dwie osoby były ciemnobrązowe. Ponterowi wydawało się, że na ekranie widzi samych mężczyzn, tylko że z Gliksinami nigdy nie było do końca wiadomo. Oczywiście miał nadzieję zobaczyć twarz pewnej kobiety, no ale co ona miałaby robić na dnie jaskini podczas prac naprawczych?

Wszyscy osobnicy wpatrywali się w sondę i wielu wyciągało w jej stronę chude ręce.

— Nie — odparł Ponter. — Nie znam nikogo z nich.

Mikrofony sondy wyłapywały dźwięki, rozchodzące się dziwnym echem po ogromnej komorze. Ponter niewiele rozumiał, ale w którymś momencie rozpoznał swoje imię.

— Hak — zwrócił się do swojego Kompana — co oni mówią?

Hak miał teraz nowy głos; Ponter poprosił Kobasta Ganta, aby przy wprowadzaniu nowych funkcji zaprogramował jednocześnie przyjemny, męski głos, nie przypominający mu nikogo.

Implant użył zewnętrznego głośnika, tak aby usłyszeli go wszyscy zebrani.

— Mężczyzna po prawej stronie ekranu właśnie wezwał to, co oni nazywają Bogiem. Przypuszczam, że w tym kontekście jest to wyraz zaskoczenia. Ten drugi, obok niego, odwołał się do domniemanego syna tego Boga. A kobieta stojąca przy nim powiedziała: „O, epidemia”.

— Bardzo dziwne — stwierdziła Tukana.

— Mężczyzna po prawej — kontynuował Hak — właśnie krzyknął do kogoś, kogo nie widać, żeby wezwał doktor Mah przez telekomunikacyjne łącze.

W miarę jak Hak mówił, kilka osób zbliżyło się do sondy. Ponter z satysfakcją słuchał okrzyków zdziwienia trójki członków Najwyższej Rady Siwych i Tukany Prat, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze zbliżenia dziwnych, ściągniętych twarzy Gliksinów z ich groteskowo małymi nosami.

— No — odezwał się Dern — wygląda na to, że kontakt został na nowo nawiązany i warunki po drugiej stronie są odpowiednie.

Trójka członków Najwyższej Rady Siwych naradzała się przez kilka taktów, po czym Bedros skinął głową.

— Zaczynajmy — powiedział.

Ponter i Dern podnieśli rurę Derkersa za oba końce. Adikor otworzył drzwi do komory komputerowej. Tym razem nie rozległ się żaden świst towarzyszący wyrównywaniu ciśnień. Nikt nie miał nieprzyjemnego wrażenia w uszach. Powietrze w komorze najprawdopodobniej pochodziło w całości z drugiego świata — doszło do wymiany porównywalnych jego ilości — ale Gliksini dokładnie nitrowali powietrze w detektorze neutrin i Ponter nie wychwytywał w nim żadnego zapachu.

Punkt wejścia do drugiego świata wyraźnie zaznaczały lina i kabel znikające w otoczonym niebieską poświatą otworze w powietrzu. Dern, który był obecny przy udanej próbie ściągnięcia Pontera do domu, ustawił koniec rury Derkersa tak, że stykał się teraz z liną mocującą sondy. Ponter przeniósł resztę — dobre osiem długości ramion — tak, aby rura biegła równolegle do liny.

— Gotowy? — spytał Dern oglądając się przez ramię na Pontera.

Ponter skinął głową.

— Gotowy.

— No to zaczynamy. Powoli.

Dern zaczął wsuwać rurę przez portal, który rozszerzył się na tyle, by ją pomieścić. Ponter lekko popychał jej koniec. Adikor przyniósł im przenośny monitor, na którym także można było obserwować obraz przekazywany przez sondę. Ustawił go pod takim kątem, aby Dern i Ponter mogli widzieć, co dzieje się po drugiej stronie. Sonda znajdowała się teraz aż na samym dole jaskini detektora neutrin, w wyniku czego lina i przewód kierowały się w dół zaraz po wyjściu z portalu. Natomiast rura Derkersa sterczała w górze, równolegle do znajdującego się dużo niżej podłoża. Gliksini nie mogli jej dosięgnąć; była wysoko nad ich głowami. Pokazywali ją palcami i coś wołali.

— Tyle wystarczy — oznajmił Dern, widząc, że połowa rury znalazła się po drugiej stronie. Wcześniej zaznaczył na jej ob wodzie odpowiednie miejsce. Ponter przestał podawać. Dern podszedł do niego i wspólnie zaczęli rozsuwać wlot rury.

Początkowo ledwo mogli wsunąć po jednej dłoni w wąski przekrój. Ale w miarę jak ciągnęli brzegi w przeciwległych kierunkach, rura zaczęła się rozszerzać przy akompaniamencie głośnych trzasków mechanizmów zapadkowych.

Ponter chwycił drugą ręką za powiększający się wlot. Dern poszedł w jego ślady i też wsunął w otwór drugą dłoń, nie przestając ciągnąć. Już po chwili rura miała średnicę co najmniej długości ramion — a osiągnęła dopiero jedną trzecią maksymalnych rozmiarów.

Ambasador Prat oraz troje członków Najwyższej Rady Siwych przeszli do komory komputera. Towarzyszył im jeden z Ekshibicjonistów; drugi stanął na najwyższym stopniu schodków prowadzących do sterowni — chciał mieć możliwość ucieczki, gdyby zaczęło się dziać coś złego.

Stary Bedros miał minę, jakby chciał pomóc — przecież właśnie otwierali nowy rozdział w historii. Ponter dał mu znak, aby się nie wahał. Po chwili sześć rąk rozciągało coraz szerszy wlot tuby. Na przenośnym monitorze Ponter widział, jak dziwnie ostro zakończone szczęki Gliksinów opadają ze zdumienia.

W końcu operacja dobiegła końca: rura osiągnęła maksymalną średnicę i oparła się o granitową podłogę komory komputera. Ponter spojrzał na Tukanę i gestem pokazał jej, aby ruszyła przodem.

— To ty jesteś ambasadorem — powiedział.

Siwowłosa kobieta pokręciła głową.

— Ale ciebie znają. Jesteś dla nich przyjazną twarzą.

— Jak sobie życzysz — zgodził się. Adikor uścisnął go mocno. Ponter stanął przed wejściem i zrobił głęboki wdech. Wprawdzie widział, co dzieje się po drugiej stronie, ale nie potrafił zapomnieć o tym, co spotkało go poprzednim razem, gdy trafił do świata Gliksinów. Ruszył powoli. Wewnątrz jedynym śladem portalu był pierścień bladoniebieskiego światła, widoczny przez przezroczystą membranę między krzyżującymi się elementami rury — dzięki rozszerzeniu przejścia nikt nie musiał już oglądać kolejnych płaszczyzn przekroju własnego ciała przy przechodzeniu na drugą stronę.

Ponter dotarł do niebieskiego pierścienia, po czym zrobił jeden wielki krok i pokonał próg do świata Gliksinów. Przez otwór tunelu widział przeciwległą ścianę komory detektora neutrin daleko przed sobą. W kilka taktów dotarł do samego końca tunelu, który nie obniżył się zbytnio pod jego ciężarem, bo Adikor i Dern przytrzymywali drugi kraniec rury.

Wystawił głowę z drugiej strony i spojrzał w dół, na Gliksinów, z uśmiechem, który pewnie wydawał się im potwornie szeroki. Powiedział kilka słów i Hak podał tłumaczenie z największą mocą zewnętrznego głośnika, na jaką było go stać:

— Czy mógłbym was prosić o przystawienie drabiny?

Загрузка...