Wśród czarownic

Serafina Pekkala, czarownica, która uratowała Lyrę i inne dzieci uciekające ze stacji eksperymentalnej w Bolvangarze, a następnie towarzyszyła dziewczynce w locie na wyspę Svalbard, była ogromnie zaniepokojona.

Po ucieczce Lorda Asriela z miejsca jego wygnania na Svalbardzie nastąpiły niezwykłe zakłócenia atmosferyczne, które rzuciły czarownice ponad zamarzniętym morzem na wiele mil od wyspy. Niektóre z towarzyszek Serafiny trzymały się blisko uszkodzonego balonu teksańskiego aeronauty Lee Scoresby’ego, jednak ją samą wichura skierowała wysoko w górę, w mgielne chmury, które wydobyły się ze szczeliny powstałej w niebie po eksperymencie Lorda Asriela.

Kiedy Serafina stwierdziła, że ponownie potrafi kontrolować swój lot, natychmiast pomyślała o Lyrze. Nie wiedziała ani o walce między samozwańczym niedźwiedzim królem a Iorkiem Byrnisonem, ani o tym, co się przydarzyło dziewczynce po tym zdarzeniu, zaczęła więc jej szukać w swoim świecie.

Na gałęzi z sosny obłocznej leciała przez mętne powietrze o odcieniu złota. Towarzyszył jej dajmon, Kaisa, śnieżny gąsior. Najpierw zawrócili ku Svalbardowi, lekko zbaczając na południe, i przez wiele godzin szybowali pod chmurami zabarwionymi niezwykłymi plamami światła i cienia. Światło to w niepokojący sposób łaskotało skórę Serafiny Pekkali, dzięki czemu czarownica domyśliła się, że pochodzi ono z innego świata. Po pewnym czasie odezwał się Kaisa.

– Spójrz! Dajmon jakiejś czarownicy. Chyba się zgubił…

Serafina spojrzała poprzez mgielne zasłony i w smugach zamglonego światła zobaczyła krążącego i krzyczącego samca rybołówki. Czarownica i jej dajmon zakołowali i polecieli w jego kierunku. Widząc, że nadlatują, przerażona rybołówka szaleńczo rzuciła się w górę, lecz Serafina zasygnalizowała przyjazne zamiary, a wówczas samotny dajmon opadł i wyrównał lot. Leciał teraz obok nich.

– Z jakiego jesteś klanu? – spytała Serafina Pekkala.

– Z tajmyrskiego – odparł. – Moją czarownicę schwytano, nasze towarzyszki przepędzono! Zgubiłem się…

– Kto schwytał twoją czarownicę?

– Kobieta z dajmonem w postaci małpy. Z Bolvangaru… Pomóżcie nam! Pomóżcie mi! Tak bardzo się boję!

– Czy twój klan sprzymierzył się z rozcinaczami dzieci?

– Tak, ale tylko do chwili, gdy poznaliśmy ich zamiary… Po walce w Bolvangarze przegnali nas, a moją czarownicę wzięli do niewoli… Zabrali ją na statek… Co mam robić? Woła mnie, ale nie mogę jej znaleźć! Och, pomóżcie mi, błagam!

– Cicho – mruknął Kaisa. – Wsłuchajmy się w odgłosy z dołu.

Szybowali teraz niżej, uważnie nadsłuchując. Wkrótce uwagę Serafiny Pekkali przyciągnęło stłumione przez mgłę dudnienie gazowego silnika.

– W takiej mgle nie sposób żeglować – zauważył Kaisa. – Co oni robią?

– To mały silnik – odparła Serafina Pekkala. W chwili gdy to powiedziała, usłyszeli nowy dźwięk dochodzący z innego kierunku. Był niski, ostry, przeszywający, jak gdyby z głębin wołał o pomoc jakiś ogromny morski stwór. Ryk trwał przez wiele sekund, potem nagle się urwał.

– Sygnał mgłowy statku – oświadczyła Serafina Pekkala.

Lecieli teraz niżej nad wodą, na odgłos silnika zawrócili i w pewnym momencie nieoczekiwanie zobaczyli mały statek; najwyraźniej mgła w pewnych miejscach różniła się gęstością. Czarownica niemal w ostatniej chwili skierowała się w górę, znikając z pola widzenia załodze statku, który spokojnie sunął w wilgotnym powietrzu. Fale poruszały się powoli i leniwie, jak gdyby woda nie miała ochoty się podnieść.

Czarownica i gąsior lecieli w pobliżu statku. Dajmon-rybołówka trzymał się blisko nich niczym dziecko matki i obserwował sternika, który pod wpływem sygnału mgłowego regulował kurs. Na dziobie paliło się światełko, ale z powodu mgły widoczność sięgała zaledwie kilku metrów.

– Czy niektóre czarownice jeszcze pomagają tamtym ludziom? – spytała Serafina Pekkala zagubionego dajmona.

– Tak mi się zdaje… Zostało kilka zdrajczyń z Wołgorska… Chyba że uciekły – odparł. – Co zamierzasz zrobić? Poszukasz mojej czarownicy?

– Tak. Zostań z Kaisą.

Zostawiwszy dajmony wysoko w górze, Serafina Pekkala poleciała w dół ku statkowi. Wylądowała na pokładzie, tuż za sternikiem. Jego dajmona w postaci mewy zaskrzeczała. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na czarownicę.

– Odpoczywasz sobie, co? – spytał. – Leć naprzód i wprowadź nas do portu.

Serafina ruszyła natychmiast. Udało się! Najwidoczniej ludziom pomagało jeszcze kilka czarownic i sternik wziął ją za jedną z nich. Pamiętała, że oświetlony czerwonym światełkiem port znajduje się po lewej stronie. Czarownica oddaliła się niecałe sto metrów w mgłę, potem zawróciła i zawisła nad statkiem, skąd wykrzykiwała sternikowi polecenia. Łódź w żółwim tempie podpływała do drabinki wiszącej tuż ponad pasem zanurzenia. Sternik zawołał coś. Jakiś marynarz rzucił z góry linę, drugi pospieszył po trapie w dół, aby ją przymocować do łodzi.

Serafina Pekkala wzleciała ku balustradzie statku i wycofała się w cień łodzi ratunkowych. Nie dostrzegała żadnych innych czarownic, pomyślała jednak, że zapewne patrolują niebo. Kaisa będzie wiedział, co robić.

Po drabince wspiął się nowy pasażer – okutany w futro, z kapturem na głowie. Kiedy dotarł na pokład, u jego boku pojawił się dajmon. Złota małpa. Rozhuśtała się lekko na balustradzie i obrzuciła wszystkich pełnym wściekłości spojrzeniem; w jej czarnych oczkach widać było jawną wrogość. Serafina wstrzymała oddech – osobą w futrze okazała się pani Coulter.

Ubrany na ciemno mężczyzna, prawdopodobnie duchowny, pospiesznie przeszedł na pokład, aby ją powitać, po czym rozejrzał się, jak gdyby spodziewał się jeszcze kogoś.

– Czy Lord Boreal… – zaczął.

– Udał się w inne miejsce – przerwała mu pani Coulter. – Zaczęto już tortury?

– Tak, droga pani – padła odpowiedź – ale…

– Kazałam wam czekać – warknęła. – Zamierzacie mi się sprzeciwiać? Może trzeba by zwiększyć dyscyplinę na tym statku.

Odrzuciła ręką kaptur z głowy. W żółtym świetle królowa klanu czarownic wyraźnie dostrzegła twarz tamtej: dumną, zapalczywą i (zdaniem Serafiny) jakżemłodą.

– Gdzie są inne czarownice? – zapytała.

– Wszystkie odleciały, pani – odparł mężczyzna z szalupy. – Uciekły do swojego kraju.

– Ależ widziałam, że jakaś czarownica wprowadziła statek do basenu portowego – powiedziała pani Coulter. – Gdzie się podziała?

Serafina skurczyła się w sobie; najwyraźniej sternik nie słyszał najnowszych wieści. Duchowny rozejrzał się, zdezorientowany, ale pani Coulter była zbyt niecierpliwa, więc tylko pobieżnie rzuciła okiem na niebo i wzdłuż pokładu, po czym potrząsnęła głową i wraz ze swym dajmonem pospiesznie weszła do środka przez otwarte drzwi, z których padała żółta smuga światła. Mężczyzna podążył za kobietą i małpą.

Serafina Pekkala rozejrzała się, by ocenić swoje położenie. Zasłaniał ją wentylator, stojący na wąskim obszarze pokładu między balustradą a środkową nadbudówką. Na tym samym poziomie, pod mostkiem i kominem znajdował się salon, którego okna (nie iluminatory, ale okna) wychodziły na trzy strony. Tam właśnie weszła pani Coulter i duchowny. Ostre światło wylewało się z okien salonu na słabo widoczną we mgle balustradę, maszt przedni i przykryty brezentem właz; wszystko było pokryte wilgocią i zaczynało zamarzać. Serafina pozostawała niewidoczna, gdyby jednak sama chciała zobaczyć więcej, musiałaby opuścić swoją kryjówkę.

Sytuacja nie wyglądała najgorzej. Dzięki sosnowej gałęzi, czarownica mogła w każdej chwili uciec, a nóż i łuk dawały jej możliwość obrony. Ukryła gałąź za wentylatorem i przebiegła po pokładzie do pierwszego okna. Było zaparowane i nic nie mogła przez nie dojrzeć. Nie słyszała też żadnych odgłosów ze środka. Wycofała się ponownie w cień, musiała bowiem podjąć pewną decyzję. Myślała o tym przedsięwzięciu z niechęcią, ponieważ było niezwykle ryzykowne i za każdym razem wyczerpywało jej siły, jednak w chwili obecnej nie miała wyboru. Używając pewnego rodzaju magii, mogła się uczynić niewidzialną. Prawdziwa „niewidzialność” była oczywiście niemożliwa, a magia wiązała się raczej z psychiką – dzięki wielkiemu skupieniu i skromności Serafina stawała się niemal niewidoczna dla ludzi. Gdy się odpowiednio skoncentrowała, potrafiła przejść niedostrzeżona zarówno przez zatłoczony pokój, jak i obok samotnego podróżnika.

Czarownica skupiła się całkowicie na tej jednej sprawie. Minęło kilka minut, zanim nabrała pewności, że osiągnęła odpowiedni stan umysłu. Sprawdziła swą „niewidzialność”, wychodząc naprzeciw marynarzowi, który szedł po pokładzie z torbą pełną narzędzi. Mężczyzna usunął się z drogi Serafinie, nawet na nią nie spojrzawszy.

Była zatem gotowa. Podeszła do drzwi jasno oświetlonego salonu i otworzyła je. Pomieszczenie było puste. Zostawiła drzwi uchylone, aby w razie potrzeby przez nie uciec, i weszła. Drzwi na drugim końcu pokoju otwierały się na schody, które prowadziły pod pokład statku. Serafina zeszła po nich i znalazła się w wąskim korytarzu oblepionym białą tapetą i oświetlonym anbarycznymi kasetonami. Korytarz ciągnął się przez całą długość kadłuba, po obu jego stronach znajdowały się liczne drzwi.

Czarownica szła cicho przed siebie. Nasłuchiwała, aż usłyszała głosy. Najwyraźniej w którejś sali odbywały się obrady.

Otworzyła drzwi i weszła.

Wokół wielkiego stołu siedziało kilkanaście osób. Niektóre z nich podniosły na moment oczy, spojrzały na Serafinę i natychmiast o niej zapomniały. Stanęła spokojnie przy drzwiach i obserwowała. Zebraniu przewodniczył starszy osobnik w kardynalskich szatach, pozostali mężczyźni również wyglądali na duchownych. W naradzie uczestniczyła tylko jedna kobieta – pani Coulter. Jej futro wisiało na oparciu krzesła. Policzki matki Lyry były zarumienione od panującego w pomieszczeniu ciepła.

Serafina Pekkala rozejrzała się uważnie i zobaczyła, że w sali znajduje się jeszcze jedna osoba. Mężczyzna o pociągłej twarzy z dajmoną w postaci żaby siedział przy drugim stoliku, który uginał się pod ciężarem oprawnych w skórę ksiąg i luźnych stert pożółkłych papierów. W pierwszej chwili czarownica wzięła mężczyznę za pisarza lub sekretarza, później jednak dostrzegła, co robił: z uwagą przypatrywał się jakiemuś złotemu przyrządowi o wyglądzie wielkiego zegara albo kompasu i mniej więcej co minutę notował swoje spostrzeżenia. Potem otwierał którąś z ksiąg, przeglądał indeks, szukał wzmianki na interesujący temat, zapisywał informację, po czym ponownie się przyglądał złotemu urządzeniu.

Serafina spojrzała jeszcze raz na osoby przy stole, ponieważ usłyszała słowo „czarownica”.

– Wie coś o dziecku – oznajmił z przekonaniem jeden z duchownych. – Przyznała się do tego. Wszystkie czarownice słyszały o tej małej.

– Zastanawiam się, co wie pani Coulter – mruknął kardynał. – Może powinna się pani z nami podzielić swoimi wiadomościami – dodał głośniej.

– Proszę mówić trochę jaśniej, Eminencjo – odparła lodowato zapytana. – Zapomina pan, że jestem tylko kobietą, a zatem nie mam przenikliwości charakterystycznej dla głowy Kościoła. Cóż to za wiadomości, które jakoby ukrywam?

Kardynał zrobił znaczącą minę, nic jednak nie odpowiedział. Po chwili ciszy kolejny duchowny odezwał się prawie przepraszającym tonem:

– Podobno istnieje jakieś proroctwo, droga pani. Dotyczy ono dziecka. Spełnione zostały liczne warunki, przede wszystkim, okoliczności jej narodzin… O dziewczynce coś wiedzą Cyganie. Gdy mówią o niej, wspominają o czarodziejskiej oliwie i błędnych ognikach bagiennych. Zjawiska nadnaturalne, sama pani rozumie. Podobno dzięki niezwykłym zdolnościom udało jej się zaprowadzić Cyganów do Bolvangaru. Oprócz tego jej zdumiewający wyczyn usunięcia Iofura Raknisona z królewskiego tronu. To nie jest zwyczajne dziecko. Brat Pavel może nam chyba powiedzieć więcej na jej temat.

Mężczyzna spojrzał na szczupłego osobnika obserwującego osobliwy przyrząd. Brat Pavel zamrugał oczyma, przetarł je rękoma i popatrzył na panią Coulter.

– Poza urządzeniem, które dziecko ma w swoim posiadaniu, istnieje już tylko ten jeden aletheiometr – odezwał się. – Wszystkie inne zabrano i zniszczono z rozkazu Magistratury. Dowiedziałem się też, że dziewczynka otrzymała swój przyrząd od Rektora Kolegium Jordana. Sama nauczyła się rozumieć odpowiedzi przyrządu i potrafi używać go bez ksiąg interpretacyjnych. Aletheiometr z pewnością nie skłamał w tym względzie, choć trudno mi w tę kwestię uwierzyć… Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić… Moim zdaniem osiągnięcie jako takiego zrozumienia wskazań aletheiometru zajmuje dziesięciolecia pilnych studiów, a dziewczynka posiadła tę umiejętność po zaledwie kilku tygodniach. Teraz jest podobno absolutną mistrzynią. Przewyższa zatem mądrością wszystkich znanych mi uczonych!

– Gdzie jest teraz, bracie Pavle? – spytał kardynał.

– W innym świecie – odparł. – Spóźniliśmy się.

– Ta czarownica zna prawdę! – wtrącił któryś z mężczyzn. Jego dajmona w postaci piżmoszczura nieustannie ogryzała ołówek. – Wystarczy ją przesłuchać! Uważam, że trzeba ponownie poddać ją torturom!

– Jak brzmi to proroctwo? – spytała pani Coulter, której gniew rósł. – Jak śmiecie je ukrywać przede mną?

Widać było, że ma nad zebranymi władzę. Złota małpa obrzuciła wszystkich mężczyzn spojrzeniem pełnym nienawiści; żaden nie potrafił spojrzeć dajmonowi pani Coulter prosto w oczy. Jedynie kardynał nie odwrócił wzroku. Jego dajmona, ara, podniosła łapkę i podrapała się w łebek.

– Czarownica wspomniała o jakiejś nadzwyczajnej sprawie – wyjaśnił kardynał. – Nie ośmielę się powtórzyć jej dziwnych słów. Jeśli te informacje są prawdziwe, na nas, ludzi, spada straszliwa odpowiedzialność… Spytam panią jednak ponownie: co pani wie o dziewczynce i jej ojcu?

Twarz kobiety zrobiła się kredowobiała z wściekłości.

– Jak śmiecie mnie przesłuchiwać? – prychnęła. – I jak śmiecie ukrywać informacje, które przekazała wam czarownica? I wreszcie, jak możecie przypuszczać, że zachowałam dla siebie jakieś wiadomości? Sądzicie, że jestem po jej stronie? A może wam się zdaje, że popieram jej ojca? Może zamierzacie mnie poddać torturom jak tę czarownicę? No cóż, pan tu rządzi, Eminencjo. Wystarczy, że da pan znak, a pańscy ludzie mnie zaatakują. Jednak choćby wymyślał pan przeróżne tortury, chcąc usłyszeć odpowiedź, nie otrzyma jej, ponieważ nie znam proroctwa i nie mam na ten temat żadnych informacji. Żądam, żeby mi pan powiedział, co sam wie. Niech pan nie zapomina, że chodzi o moje dziecko, wprawdzie poczęte w grzechu i zrodzone w hańbie, ale moje dziecko, a pan ukrywa przede mną wiadomości, które mam prawo znać!

– Bardzo panią proszę – przemówił nerwowym głosem kolejny duchowny. – Proszę się uspokoić, pani Coulter. Czarownica nie powiedziała jeszcze wszystkiego. Dowiemy się od niej znacznie więcej. Kardynał Sturrock powiedział, że czarownica jedynie wspomniała o tej sprawie.

– Przypuśćmy, że nam nie zdradzi całej prawdy – zauważyła kobieta. – Co wtedy? Będziemy zgadywać? Przestraszymy się, wycofamy i zaczniemy domniemywać?

– Nie musimy – odparł brat Pavel – ponieważ przygotowuję się, aby zadać to pytanie aletheiometrowi. Otrzymamy odpowiedź: jeśli nie od czarownicy, to z ksiąg interpretacyjnych.

– Ale jak to długo potrwa?

Mężczyzna uniósł brwi ze znużeniem.

– Dość długo – odrzekł. – To ogromnie skomplikowane pytanie.

– Czarownica natomiast może nam powiedzieć od razu – podsumowała pani Coulter.

Wstała. Jak gdyby z lęku przed nią, większość mężczyzn również się podniosła; tylko kardynał i brat Pavel pozostali na swoich miejscach. Serafina Pekkala cofnęła się, z całych sił starając się pozostać niewidoczna. Złota małpa zgrzytała zębami, strosząc migoczące futro.

Pani Coulter posadziła swego dajmona na ramieniu.

– Więc chodźmy i porozmawiajmy z nią – zaproponowała.

Odwróciła się i wyszła na korytarz. Mężczyźni pospieszyli za nią, poszturchując się i przepychając obok czarownicy, która w ostatniej chwili uskakiwała. Myśli w jej głowie kłębiły się jak oszalałe. Ostatni wychodził kardynał.

Po ich wyjściu Serafina przez kilka sekund starała się uspokoić, ponieważ podniecenie niszczyło jej „niewidzialność”. Później ruszyła korytarzem w ślad za duchownymi. Weszła za nimi do mniejszego pokoju o nagich, białych ścianach; było tu gorąco. Mężczyźni i pani Coulter zebrali się już wokół postaci w środku – czarownica była mocno przywiązana do metalowego krzesła, na jej poszarzałej twarzy widać było ból nie do zniesienia, nogi miała połamane.

Pani Coulter stanęła nad uwięzioną. Serafina zajęła pozycję przy drzwiach, wiedziała bowiem, że w tych trudnych warunkach nie zdoła długo pozostać niewidoczna.

– Powiedz nam o dziecku, czarownico! – rozkazała pani Coulter.

– Nie!

– Będziesz cierpiała.

– I tak cierpię.

– Och, cierpienie może być większe. W kwestii tortur nasz Kościół posiada tysiącletnie doświadczenie. Możemy przeciągać twoje katusze w nieskończoność. Powiedz nam o dziecku – powtórzyła, po czym wyciągnęła rękę i rozległ się trzask kości – złamała czarownicy palec.

Czarownica krzyknęła z bólu. W tej samej sekundzie Serafina Pekkala stała się dla wszystkich widoczna. Kilku duchownych spojrzało na nią z zaskoczeniem i przerażeniem. Królowa klanu czarownic opanowała się i ponownie stała niewidzialna, a tortury trwały dalej.

– Jeśli nie odpowiesz – zagroziła pani Coulter – złamię ci następny palec, a potem jeszcze jeden. Co wiesz o dziecku? Powiedz mi.

– Dobrze, dobrze! Proszę, już dość!

– Odpowiadaj!

Dał się słyszeć kolejny przerażający trzask. Uwięziona czarownica szlochała. Serafina Pekkala ledwie nad sobą panowała.

– Nie, nie! – krzyczała torturowana. – Powiem! Błagam, już nie! Czarownice czekały na narodziny tej dziewczynki… Wiedziały o niej, zanim pani… Dowiedziały się jej imienia…

– Znamy jej imię. A jakie ty masz na myśli?

– Jej prawdziwe imię! Imię jej przeznaczenia!

– Jakie to imię? Powiedz mi! – nakazała pani Coulter.

– Nie… nie…

– Ale jak? Jak je poznałyście?

– Sprawdziłyśmy… W domu naszego konsula w Trollesundzie dziewczynce, która przybyła tam z Cyganami, udało się wybrać jedną gałązkę sosny obłocznej spośród wielu innych. Jest więc tym wybranym dzieckiem… Dzieckiem z niedźwiedziem…

Głos cierpiącej załamał się.

Pani Coulter wydała z siebie krótki okrzyk zniecierpliwienia, po czym dał się słyszeć kolejny głośny trzask, a po nim jęk bólu.

– Jak brzmi wasze proroctwo związane z tym dzieckiem? – kontynuowała pani Coulter. Mówiła ponurym, pełnym nienawiści głosem. – Wypowiedz imię związane z przeznaczeniem dziewczynki!

Serafina Pekkala zrobiła kilka kroków do przodu, w krąg mężczyzn zebranych ciasno dokoła czarownicy; żaden z duchownych nie wyczuł jej obecności. Serafina wiedziała, że musi jak najszybciej zakończyć cierpienia torturowanej, przytłaczało ją jednak ogromne zmęczenie spowodowane długotrwałym utrzymywaniem się w „stanie niewidzialności”. Drżała, wyjmując nóż zza pasa.

Uwięziona łkała.

– Mała jest wcieleniem kobiety, która żyła już wcześniej. Nienawidzicie jej i boicie się! Teraz przybyła powtórnie. Nie zdołaliście jej schwytać… Była na Svalbardzie… Była z Lordem Asrielem, a wy pozwoliliście jej uciec. Zniknęła i będzie…

Nie dokończyła, ponieważ coś jej przerwało.

Przez otwarte drzwi wleciała do pomieszczenia rybołówka, oszalały z przerażenia dajmon. Przez chwilę bił nierówno skrzydłami, potem upadł na podłogę, wreszcie z trudem się podniósł i rzucił do piersi torturowanej czarownicy; przytulał się do niej, poruszał łbem, cmokał, wydawał krzykliwe odgłosy, a wówczas udręczona czarownica zawołała:

– Yambe-Akka! Przyjdź po mnie! Przyjdź!

Nikt poza Serafiną Pekkalą nie zrozumiał jej prośby. Yambe-Akka była boginią, która przychodziła do każdej czarownicy w chwili jej śmierci.

Serafina była gotowa. Natychmiast stała się widoczna i zrobiła kolejny krok do przodu. Wbrew sobie uśmiechała się beztrosko, ponieważ Yambe-Akka była boginką niefrasobliwą i wesołą, a jej wizyty nazywano darami radości. Cierpiąca czarownica dostrzegła Serafinę i odwróciła ku niej zalaną łzami twarz. Serafina pochyliła się, aby pocałować czarownicę, i delikatnie wsunęła jej w pierś nóż. Dajmon w postaci rybołówki podniósł na moment zamglone oczy, po czym zniknął.

Królowa klanu czarownic wiedziała, że teraz musi sobie wywalczyć drogę powrotną.

Wstrząśnięci i oszołomieni mężczyźni znieruchomieli, lecz pani Coulter zareagowała natychmiast.

– Aresztujcie ją! Nie pozwólcie jej uciec! – krzyczała, Serafina jednak była już przy drzwiach ze strzałą nałożoną na cięciwę. Podniosła łuk i wypuściła strzałę. Kardynał upadł; dusił się i kopał nogami podłogę.

Gdy Serafina znalazła się na korytarzu przy schodach, odwróciła się, nałożyła na cięciwę kolejną strzałę i wystrzeliła; następny mężczyzna upadł na podłogę. W tej samej chwili rozległ się głośny, drażniący dźwięk dzwonka.

Czarownica wbiegła po schodach na pokład. Dwóch marynarzy zagrodziło jej drogę, a wtedy krzyknęła:

– Szybko, na dół! Ktoś uwolnił więźniarkę! Musicie pomóc!

Jej słowa zaskoczyły ich, toteż stanęli niezdecydowani. Ta chwila wystarczyła Serafinie. Wymknęła się im i wzięła z kryjówki za wentylatorem sosnową gałąź.

– Strzelajcie do niej! – usłyszała za sobą krzyk pani Coulter.

Wypaliły trzy strzelby. Kule odbiły się od metalu i trafiły w mgłę, a tymczasem czarownica wskoczyła na gałąź i poszybowała w górę niczym strzała z jej łuku. W kilka sekund później znajdowała się już w gęstej mgle, bezpieczna. Po pewnym czasie dołączył do niej wielki siwy gąsior.

– Dokąd lecimy? – spytał.

– Byle dalej stąd, Kaiso – odparła. – Jak najdalej od tych okrutnych ludzi.

Tak naprawdę, nie wiedziała, dokąd ma teraz lecieć i co zrobić. Ale jednego była pewna: któraś strzała z jej kołczanu musi trafić w gardło pani Coulter.

Czarownica i jej dajmon skierowali się na południe, z dala od niepokojącego migotania innego świata we mgle. Podczas lotu Serafina zaczęła się zastanawiać, co robi Lord Asriel.

Pytanie to zrodziło się w jej umyśle, ponieważ zdarzenia, które zachwiały ich światem, zaczęły się od tajemniczych działań tego człowieka.

Zazwyczaj źródłem wiedzy Serafiny była natura. Potrafiła śledzić każde zwierzę, złowić każdą rybę, znaleźć najrzadsze jagody, umiała odczytać znaki we wnętrznościach zabitej kuny, odszyfrować mądrość z łusek okonia oraz interpretować przestrogi zawarte w pyłku krokusów; zwierzęta i rośliny były dziećmi natury i zawsze przekazywały czarownicy naturalne prawdy.

Po informacje na temat Lorda Asriela Serafina musiała się jednak udać gdzieś indziej – do portu Trollesund, gdzie urzędował konsul czarownic, doktor Lanselius, który utrzymywał w ich imieniu kontakt ze światem ludzi. Postanowiła wypytać konsula, więc pospieszyła przez mgłę do jego siedziby. Przez jakiś czas krążyła ponad portem wśród zasłon mgły snujących się upiornie nad lodowatą wodą i obserwowała, jak pilot kieruje do basenu wielki statek z banderą jakiegoś afrykańskiego kraju. Przy wejściu do portu stało na kotwicach także sporo innych statków; Serafina nigdy nie widziała tak wielu naraz. Kiedy po krótkim dniu zapadł wieczór, czarownica poleciała do miasta i wylądowała w ogrodzie na tyłach domu konsula.

Zastukała w okno i doktor Lanselius otworzył jej drzwi, kładąc palec na ustach.

– Witam cię, Serafino Pekkala – odezwał się. – Wejdź szybko i lepiej nie zostawaj zbyt długo. – Wskazał jej fotel przy kominku, potem spojrzał przez firankę na ulicę i spytał: – Napijesz się wina?

Sącząc tokaj o złotej barwie, czarownica opowiedziała, co widziała i słyszała na pokładzie statku.

– Myślisz, że tamci zrozumieli jej słowa dotyczące dziecka? – spytał.

– Nie sądzę, żeby wszystko pojęli. Wiedzą jednak, że dziewczynka jest kimś ważnym. Obawiam się tej kobiety, doktorze Lanselius. Jestem pewna, że kiedyś ją zabiję, lecz i tak się jej obawiam.

– Wiem – odparł. – Ja również.

Serafina Pekkala wysłuchała konsula, który przekazał jej krążące po mieście pogłoski. Wśród ewidentnych plotek wyłowiła jednak kilka faktów.

– Ludzie mówią, że Magistratura zebrała największą w historii armię i przygotowuje ją do jakiegoś starcia. Pojawiły się niepokojące plotki o niektórych żołnierzach, pani. Dowiedziałem się o Bolvangarze… że odcinano tam dzieciom dajmony… To najpodlejsza tortura, o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Podobno w armii istnieje pułk żołnierzy, których poddano temu samemu eksperymentowi. Znasz słowo „zombi”? Są nieustraszeni, ponieważ nie mają duszy. Kilku z nich przebywa w naszym mieście. Władze trzymają to w sekrecie, ale plotki łatwo się rozchodzą, przerażając naszych mieszczan.

– Ma pan jakieś nowiny z innych klanów czarownic? – spytała. – Co u nich słychać?

– Większość wróciła do ojczyzny. Wszystkie czarownice ze strachem w sercach oczekują na to, co się zdarzy.

– A jakie wieści o Kościele?

– Duchowni są bardzo zakłopotani, ponieważ nie wiedzą, jakie zamiary ma Lord Asriel.

– Ja również ich nie znam – wtrąciła. – Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co ten człowiek planuje. A jakie jest pańskie zdanie na jego temat, doktorze?

Konsul delikatnie potarł kciukiem łebek swojej dajmony w postaci węża.

– To uczony – odparł po chwili – lecz erudycja nie jest jego prawdziwą pasją. Nie jest nią również polityka. Spotkałem go raz i wiem, że ma porywczą i gwałtowną naturę, nie jest jednak despotą. Nie sądzę, by jego celem była władza… No cóż, nie wiem, co myśleć. Przypuszczam, że nieco informacji na temat swego pana mógłby ci udzielić jego służący. Ma na imię Thorold. Więziono go wraz z Asrielem w domu na Svalbardzie. Może warto byłoby tam polecieć i z nim porozmawiać, jeśli nie uciekł do innego świata wraz z Lordem.

– Dziękuję panu. To dobry pomysł… Zrobię to. Od razu.

Serafina pożegnała się z konsulem i poleciała w gęstniejący mrok. W chmurach czekał na nią Kaisa.

Podróż czarownicy na północ utrudniał chaos, który zapanował na świecie. Wszystkich mieszkańców terenów arktycznych ogarnęła panika, podobnie tamtejsze zwierzęta. Przerażała ich nie tylko mgła i zakłócenia pola magnetycznego, lecz także niespotykane o tej porze roku pękanie lodu i ruchy ziemi. Niektórzy ludzie mawiali obrazowo, że wieczna zmarzlina powoli budzi się z długiego snu o własnym zamarznięciu.

Wszędzie wokół panował straszliwy zgiełk. Nagle promienie tajemniczej jasności przebiły się przez szczeliny w kolumnach mgły, a potem równie szybko zniknęły. Stada wołów piżmowych popędziły na południe, potem skręciły na zachód lub zawróciły na północ. Pod wpływem zmian pola magnetycznego zwarte dotąd stada gęsi chaotycznie rozpraszały się w grupy, gęgając, leciały nierówno i niepewnie. Tymczasem Serafina Pekkala podążała ku północy na swojej gałęzi z sosny obłocznej, do domu na przylądku rozległego Svalbardu.

Tam znalazła służącego Lorda Asriela, Thorolda. Walczył z grupą kliwuchów.

Dostrzegła poruszenie, jeszcze zanim zbliżyła się na tyle, aby stwierdzić, co się dzieje. Skórzaste skrzydła wirowały szaleńczo w powietrzu, na zaśnieżonym dziedzińcu rozbrzmiewało wrogie „jouk, jouk”, a obrzydliwe stworzenia usiłowała odeprzeć jedna osoba ze strzelbą: okutany w futro mężczyzna. Dajmona Thorolda – wychudzona suka – warczała i kłapała zębami, ilekroć któryś z kliwuchów przelatywał wystarczająco nisko.

Serafina nie znała mężczyzny, kliwuchy jednak zawsze były jej wrogami, bez namysłu więc napięła łuk i wypuściła w grupę paskudnych stworzeń tuzin strzał. Wszyscy członkowie słabo zorganizowanego stada spojrzeli w kierunku nowego przeciwnika, ocenili jego siłę i ze strachem uciekli. W minutę później niebo znowu było czyste, a piski przerażonych kliwuchów powtarzało górskie echo. Wreszcie zapadła całkowita cisza.

Serafina skierowała się ku dziedzińcowi i wylądowała na udeptanym, poplamionym krwią śniegu. Mężczyzna odrzucił futro. Ciągle był ostrożny i nie wypuszczał z dłoni strzelby, ponieważ czarownice też czasami bywały wrogo nastawione do ludzi. Serafina miała przed sobą starszego, posiwiałego mężczyznę o wydłużonej szczęce i stanowczym spojrzeniu.

– Jestem przyjaciółką Lyry – przedstawiła się. – Chciałabym z panem porozmawiać. Proszę spojrzeć, odłożyłam łuk.

– Gdzie jest dziewczynka? – spytał.

– W innym świecie. Niepokoję się o jej bezpieczeństwo. Muszę się też dowiedzieć, co zamierza Lord Asriel.

Mężczyzna opuścił strzelbę.

– Proszę więc wejść do środka.

Po wymianie grzeczności weszli do domu; Kaisa wzleciał w niebo, by trzymać straż. Thorold zaparzył kawę, po czym Serafina opowiedziała mu o swoich kontaktach z Lyrą.

– Zawsze była dzieckiem samowolnym – powiedział, kiedy usiedli przy dębowym stole oświetlonym lampą naftową. – Widywałem ją mniej więcej raz do roku, kiedy Jego Lordowska Mość odwiedzał swoje kolegium. Lubiłem ją, jakże mogło być inaczej. Jednak niewiele o niej wiem.

– Jakie plany miał Lord Asriel?

– Nie sądzisz chyba, pani, że mi powiedział? Jestem tylko jego służącym. Czyszczę mu ubrania, gotuję posiłki i utrzymuję dom w czystości. Podczas lat spędzonych u Jego Lordowskiej Mości dowiedziałem się zaledwie kilku rzeczy, zawsze jednak przypadkowo. Nie zwierzał mi się częściej niż przedmiotom.

– Proszę mi w takim razie powiedzieć o tych paru faktach, o których dowiedział się pan przypadkiem – nalegała Serafina.

Thorold był starszym człowiekiem, ale jeszcze zdrowym i krzepkim, toteż jak każdego mężczyznę mile połechtała go prośba młodej czarownicy o niezwykłej urodzie, choć zdawał sobie sprawę, że jego pięknej rozmówczyni nie interesuje on sam, lecz wiadomości, które ma. Zaczął mówić i nie przeciągał swojej opowieści dłużej, niż było trzeba.

– Nie potrafię dokładnie powiedzieć, czym się zajmuje mój pan – stwierdził – ponieważ wszelkie szczegóły filozoficzne i naukowe są dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Wiem jednak, co kieruje Jego Lordowską Mością. Nie ma pojęcia, że się domyślam, wywnioskowałem to dzięki setkom małych znaków… Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale zdaje mi się, że czarownice wierzą w innych bogów niż my, ludzie, prawda?

– Tak, zgadza się.

– Pani słyszała jednak zapewne o naszym Bogu? O Bogu Kościoła, tym, którego nazywają Wszechmocnym?

– Tak.

– No cóż, Lordowi Asrielowi nigdy nie odpowiadała, że tak powiem, doktrynalność Kościoła. Widziałem, że ukrywał odrazę, gdy słyszał o sakramentach, pokucie, wybawieniu i tego typu kwestiach. Ludziom wydaje się, że nie sposób pokonać Kościoła, ale Lord Asriel, odkąd mu służę, zawsze zamyślał bunt. Wiem to na pewno!

– Chciał się zbuntować przeciwko Kościołowi?

– Tak, częściowo. Był czas, kiedy planował użyć przemocy, lecz porzucił ten pomysł.

– Dlaczego? Kościół okazał się zbyt silny?

– Nie – odparł stary służący – taki fakt nie powstrzymałby mojego pana. Może to zabrzmieć dziwnie, ale znam tego człowieka lepiej, niż mogłaby go poznać żona, lepiej, niż znała go matka. Służę mu od blisko czterdziestu lat i sporo o nim myślę. Nie potrafię nadążyć za jego lotnym umysłem, znam jednak wiele jego zamiarów i jestem przekonany, że odstąpił od buntu, ponieważ uważał Kościół za zbyt słabego, niegodnego swoich wysiłków przeciwnika.

– Co zatem postanowił?

– Wydaje mi się, że zaplanował wywołać wojnę w innym wymiarze. Prawdopodobnie chce zbuntować się przeciwko najwyższej władzy. Wyruszył szukać siedziby Wszechmocnego, którego pragnie zabić. Tak właśnie myślę. Nawet kiedy o tym mówię, serce mi drży, pani. Ledwie mam odwagę pomyśleć, co się może zdarzyć. Nie potrafię jednak w żaden inny sposób wytłumaczyć sensu działań mojego pana.

Serafina milczała przez kilka chwil, rozmyślając nad słowami służącego. Zanim zdążyła się odezwać, Thorold podjął opowieść:

– Oczywiście, ktoś, kto stawia sobie taki cel, naraża się na gniew Kościoła. Jest to największe z możliwych bluźnierstwo. Lord Asriel stawał już zresztą przed obliczem Sądu Konsystorskiego i został niemal natychmiast skazany przezeń na śmierć. Nigdy z nikim o tej sprawie nie rozmawiałem i nie zamierzam. Mówię o tym tylko dlatego, że jest pani czarownicą, pozostaje więc poza władzą naszego Kościoła. Myślę, że mój pan chce odnaleźć Wszechmocnego i zabić Go.

– Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? – spytała Serafina.

– Życie Lorda Asriela zawsze wypełniały sprawy niemożliwe. Nie wiem, czy istnieje problem, z którym mój pan nie umie sobie poradzić. Jednak walka z Wszechmocnym wygląda mi na szaleństwo. Skoro anioły nie potrafiły pokonać Boga, jak śmiertelnik może choćby o tym marzyć?

– Anioły? Co to są anioły?

– Kościół nazywa je istotami zrodzonymi z czystego ducha. Zgodnie z naszą religią niektóre anioły jeszcze przed stworzeniem świata zbuntowały się, za co Bóg strącił je z niebios do piekła. Nie udało im się zatem pokonać Boga. A miały wielką anielską siłę. Cóż przy nich znaczy Lord Asriel! Jest tylko człowiekiem i dysponuje jedynie ludzkimi możliwościami, niczym więcej. Ambicję ma jednak ogromną, wręcz bezgraniczną. Odważa się robić rzeczy, o których większość mężczyzn i kobiet nawet nie ośmiela się myśleć. Zauważ, pani, co już osiągnął: rozdarł niebo i otworzył sobie drogę do innego świata. Któż inny potrafiłby tego dokonać? Komuż innemu zaświtałaby taka myśl w głowie? W mojej panuje chaos, pani. Z jednej strony nazywam mego pana szaleńcem, grzesznikiem i człowiekiem obłąkanym, z drugiej powtarzam sobie, że jest przecież Lordem Asrielem i różni się od innych ludzi. Może… Gdyby rzeczywiście istniała sposobność pokonania Boga, sądzę, że mógłby tego dokonać tylko mój pan, nikt inny.

– Jakie są twoje plany, Thoroldzie?

– Zostanę tutaj i poczekam. Będę strzegł tego domu, aż Lord Asriel wróci i wyznaczy mi inne zadania. Albo tu umrę… A co ty zamierzasz, pani?

– Muszę sprawdzić, czy dziewczynka jest bezpieczna – odrzekła czarownica. – Może będę musiała tu przybyć jeszcze raz, Thoroldzie. Cieszę się na myśl, że cię tu znajdę.

– Nie ruszę się stąd – potwierdził.

Odrzuciła jego propozycję wspólnego posiłku, pożegnała się i wyruszyła w drogę. Po mniej więcej minucie dołączyła do swojego gąsiora. Milczeli, szybując i kołując ponad zamglonymi górami. Czarownica czuła wielki smutek. Nie musiała jego powodów wyjaśniać dajmonowi; wiedział, że każda kępka mchu, każda zamarznięta kałuża, każda najdrobniejsza nawet rzecz z jej ojczyzny wzywają do powrotu. Serafina drżała na myśl o swoim kraju, bała się o niego, a także o siebie, zdawała sobie bowiem sprawę z zagrożeń, jakie wywoływały kontakty ze światem ludzi. Bóg Lorda Asriela nie był jej bogiem i czarownica zastanawiała się, czy zagłębiając się w ludzkie sprawy, nie stanie się zwykłą kobietą, czy nie przestanie być czarownicą…

W każdym razie sama nie mogła działać.

– Lecimy do domu, Kaiso – powiedziała w końcu. – Musimy porozmawiać z siostrami. Te sprawy nas przerastają.

Przyspieszyli lot poprzez mętne kłębowiska mgły. Kierowali się ku Jezioru Enara.

W leśnych jaskiniach obok jeziora Serafina spotkała przedstawicielki swego klanu oraz Lee Scoresby’ego. Po wydarzeniach na Svalbardzie aeronauta musiał dokładnie obejrzeć balon, czarownice zabrały go więc do swej ojczyzny. Tu zaczął naprawiać uszkodzoną gondolę i czaszę.

– Bardzo się cieszę, że cię widzę, pani – odezwał się na widok Serafiny Pekkali. – Czy masz jakieś wiadomości o dziewczynce?

– Żadnych, panie Scoresby. Czy zechce pan dziś wieczorem wziąć udział w naszej naradzie i pomoże nam zdecydować, co powinnyśmy zrobić?

Teksańczyk zamrugał zaskoczony, ponieważ nigdy nie słyszał, aby jakiś człowiek uczestniczył w zebraniu czarownic.

– Będę wielce zaszczycony – odparł. – Przyznam się, że mam kilka sugestii.

Przez cały dzień nad jezioro przybywały czarownice, jak płatki czarnego śniegu na skrzydłach burzy, wypełniając niebo odgłosami trzepoczącego jedwabiu i świstem powietrza w igłach ich gałęzi z sosny obłocznej. Ludzie, którzy polowali w pobliskich lasach albo łowili ryby przy topniejących krach, słyszeli szepty dobiegające z zamglonego nieba; gdyby było klarowne, widzieliby na nim lecące czarownice, niczym cząstki ciemności unoszące się na niewidocznych falach.

Do wieczora sosny rosnące wokół jeziora oświetlono od dołu setką ogni, a przed jaskinią zgromadzeń rozpalono wielkie ognisko. Tam po posiłku zebrały się czarownice. Serafina Pekkala zasiadła pośrodku; jej jasne włosy zdobił wianek z małych purpurowych kwiatków. Po lewej stronie usiadł Lee Scoresby, a po prawej – gość: królowa klanu łotewskich czarownic, której imię brzmiało Ruta Skadi.

Przybyła zaledwie godzinę wcześniej, zaskakując Serafinę. Była równie piękna jak pani Coulter, a ponadto miała tajemniczy, niezgłębiony i niedostępny ludzkim istotom czar. Mawiano o niej, że obcuje z duchami. Ruta była bystra i zapalczywa, miała wielkie czarne oczy. Podobno do jej kochanków należał także Lord Asriel. W uszach nosiła ciężkie kolczyki ze złota, a na czarnych lokach ozdobionych kłami śnieżnych tygrysów – koronę. Kaisa dowiedział się od jej dajmona, że łotewska królowa osobiście zabiła te tygrysy, pragnąc ukarać czczące je tatarskie plemię, ponieważ jego przedstawiciele nie oddali jej honorów, gdy odwiedzała ich terytorium. Bez tygrysich bogów Tatarzy odczuwali strach i melancholię i błagali Rutę, by pozwoliła im wielbić siebie zamiast zabitych zwierząt, czarownica jednak z pogardą odrzuciła ich prośbę. „Cóż dobrego może mi przynieść oddawana przez was cześć?”, spytała. A dla tygrysów i tak było już za późno. Taka była Ruta Skadi: piękna, dumna i bezlitosna.

Serafina nie znała celu, dla którego Łotyszka zaszczyciła zebranie swą obecnością, zgotowała jednak królowej odpowiednie powitanie i zgodnie z etykietą posadziła ją po swojej prawej stronie.

Gdy wszyscy już się usadowili, Serafina Pekkala zaczęła mówić:

– Siostry! Wiecie, po co się zebrałyśmy: musimy postanowić, jak się zachować wobec nowych wydarzeń. Wszechświat stanął otworem. Lord Asriel wyznaczył drogę z tego świata do innego. Zastanówmy się, czy problem ten w ogóle nas dotyczy, czy też może – tak jak do tej pory – powinnyśmy żyć własnym życiem, troszcząc się jedynie o swoje sprawy. Musimy też pomyśleć o dziewczynce nazwiskiem Lyra Belacqua, znanej obecnie pod nadanym jej przez króla Iorka Byrnisona imieniem Lyry Złotoustej. Pamiętacie? Wybrała właściwą gałązkę sosny obłocznej w domu doktora Lanseliusa, jest zatem tym dzieckiem, którego od tak dawna oczekiwałyśmy… Teraz zniknęła… Mamy dziś dwoje gości. Przedstawią nam swoje zdanie na temat aktualnej sytuacji. Jako pierwszej posłuchajmy królowej Ruty Skadi.

Łotyszka wstała. Jej białe ramiona połyskiwały w świetle ognia, a oczy tak lśniły, że nawet siedząca najdalej czarownica widziała, jak emocje igrają na jej pięknej twarzy.

– Siostry – przemówiła. – Pragnę wam wyjaśnić, co się dzieje wokół nas. Nadchodzi wojna. Nie mam pojęcia, kto stanie po naszej stronie, wiem jednak, z kim musimy walczyć. Naszym wrogiem jest Magistratura, czyli Kościół. W czasie swojego istnienia (które z naszej perspektywy nie jest długie, ale obejmuje wiele ludzkich pokoleń) Kościół starał się tłumić i kontrolować wszelkie naturalne impulsy. Gdy nie potrafił nad nimi zapanować, zakazywał ich. Niektóre z was widziały, czym zajmowali się jego wysłannicy w Bolvangarze. Przerażające, prawda? Weźcie pod uwagę, że istnieje wiele takich miejsc i mnóstwo podobnych praktyk. Wy, siostry, znacie tylko północne tereny naszego świata, ja podróżowałam również po krainach południowych. Wierzcie mi, widziałam tam straszne rzeczy, na przykład stacje, w których także robią doświadczenia na dzieciach, tak jak ludzie w Bolvangarze. Nie identyczne, ale równie okropne… Zarówno chłopcom, jak i dziewczynkom wycina się pod znieczuleniem organy płciowe. Tak właśnie postępuje Kościół, wszędzie jest taki sam – kontroluje, niszczy i usuwa wszystko, co w człowieku dobre. Jeśli zatem nadejdzie wojna, trzeba się opowiedzieć przeciwko tej instytucji, niezależnie od tego, jak dziwnych znajdzie sobie sojuszników. Proponuję połączyć nasze klany, wyruszyć na północ, przedostać się do sąsiedniego świata i zbadać go. Nie możemy znaleźć dziewczynki w naszym świecie, ponieważ wyruszyła za Lordem Asrielem, który zresztą stanowi klucz do całej sprawy. Był kiedyś moim kochankiem i chętnie stanę po jego stronie, ponieważ człowiek ten nienawidzi Kościoła i jego zatrważających okrucieństw. Tyle miałam wam do powiedzenia.

Ruta Skadi mówiła z pasją, podziwiana za energię i urodę. Kiedy usiadła, Serafina zwróciła się do Lee Scoresby’ego:

– Pan Scoresby jest przyjacielem dziewczynki, a zatem i naszym. Proszę nam powiedzieć, co pan myśli o całej sprawie.

Teksańczyk wstał. Roztropny i uprzejmy, zachowywał się w taki sposób, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z niezwykłości sytuacji, w której się znalazł. Jego dajmona – zajęczyca Hester – przycupnęła blisko niego, płasko położyła uszy i przymknęła złote oczy.

– Pani – odezwał się Lee. – Najpierw muszę podziękować wam wszystkim za życzliwość i pomoc, jaką okazałyście zwykłemu aeronaucie sponiewieranemu przez wiatry nie z tego świata. Nie zamierzam zabierać wam czasu, powiem więc krótko. Kiedy wraz z Cyganami podróżowałem na północ, do Bolvangaru, dziewczynka imieniem Lyra opowiedziała mi o czymś, co miało miejsce w jej kolegium w Oksfordzie. Lord Asriel pokazał mianowicie uczonym odciętą głowę należącą jakoby do mężczyzny nazwiskiem Stanislaus Grumman i w ten sposób przekonał ich, aby dali pieniądze, dzięki którym ojciec Lyry mógłby się wyprawić na północ i sprawdzić, co zaszło. Dziewczynka była tak pewna tego, co widziała, że nie chciałem kwestionować jej słów, wywołały one jednak we mnie pewne wspomnienie, którego wówczas nie zdołałem sobie przypomnieć wyraźnie. Pamiętałem jedynie, że coś wiem o doktorze Grummanie. Dopiero podczas lotu ze Svalbardu tutaj uświadomiłem sobie, o co chodziło. Kiedyś stary myśliwy z Tunguska powiedział mi, że Grumman zna miejsce, w którym znajduje się pewien obiekt, zapewniający swojemu właścicielowi absolutną ochronę. Nie chcę umniejszać waszej magii, jednak ten przedmiot – czymkolwiek jest – ma w sobie ponoć większą moc niż wszystko, o czym słyszałem. Pomyślałem więc sobie, żeby odroczyć na pewien czas termin przejścia na emeryturę i poszukać doktora Grummana, który moim zdaniem nadal żyje. Sądzę bowiem, że Lord Asriel oszukał uczonych, by zdobyć fundusze. Zamierzam się zatem udać do Nowej Zembli, gdzie po raz ostatni widziano doktora żywego.

Nie potrafię przewidywać przyszłości, lecz wystarczająco klarownie widzę teraźniejszość. Jestem po waszej stronie w tej wojnie, nie będę szczędził kul, na początek jednak wyznaczyłem sobie, pani, to zadanie – zakończył, zwracając się do Serafiny. – Pragnę odszukać Stanislausa Grummana, wypytać go o interesujący mnie przedmiot, potem go odnaleźć i wręczyć Lyrze.

– Jest pan żonaty, panie Scoresby? – spytała królowa klanu czarownic. – Ma pan dzieci?

– Nie, nie mam, chociaż znajduję w sobie ojcowskie uczucia. Rozumiem twoje pytanie, pani. Masz rację: dziewczynka nie miała szczęścia, prawdziwi rodzice ją zawiedli. Chciałbym jej wynagrodzić rzeczywisty brak rodziny. Ktoś powinien się tego podjąć. Jestem gotów.

– Dziękuję, panie Scoresby – powiedziała Serafina, po czym zdjęła wianek i wyrwała z niego jeden mały purpurowy kwiatek; wszystkie one wyglądały tak świeżo, jak gdyby dopiero przed chwilą zerwano je na łące.

– Proszę go wziąć ze sobą – oświadczyła czarownica. – Jeśli będzie pan potrzebował mojej pomocy, proszę ścisnąć go w ręku i przywołać mnie. Usłyszę, gdziekolwiek pan będzie.

– Och, dziękuję ci, pani – powiedział zaskoczony Lee. Wziął kwiatek i ostrożnie wsunął go do kieszonki na piersi.

– Polecimy wiatrowi, aby pomógł ci dotrzeć do Nowej Zembli – dodała Serafina Pekkala, po czym zwróciła się do pozostałych czarownic: – Siostry, która chciałaby teraz zabrać głos?

Zaczęła się właściwa narada. Na zebraniach czarownice zawsze postępowały w sposób demokratyczny, toteż każda z nich, nawet najmłodsza, miała prawo przemówić. Ostateczne decyzje należały do królowej. Dyskusja trwała całą noc. Wiele zapalczywych czarownic opowiadało się za natychmiastową otwartą wojną, niektóre zalecały ostrożność, a kilka najmądrzejszych proponowało wysłać misje do innych klanów, aby zachęcić je do pierwszego w historii zjednoczenia całego narodu czarownic.

Ruta Skadi zgodziła się z tą ostatnią sugestią. Serafina natychmiast rozesłała posłańców, a potem wybrała dwadzieścia najlepszych wojowniczek i rozkazała im przygotować się na wyprawę. Miały wraz z Serafiną polecieć na północ, do otwartego przez Lorda Asriela innego świata i poszukać w nim Lyry.

– A ty, królowo Ruto Skadi? – spytała na koniec Serafina. – Jakie masz plany?

– Zamierzam odnaleźć Lorda Asriela i dowiedzieć się, co zamierza. A ponieważ on również udał się na północ, chciałabym pierwszy etap podróży odbyć z tobą, siostro.

– Bardzo się z tego cieszę – powiedziała Serafina, zadowolona z towarzystwa łotewskiej królowej.

Na tym skończyła się narada, jednak gdy jej uczestniczki się rozeszły, przyszła do Serafiny pewna starsza czarownica.

– Królowo, lepiej posłuchaj tego, co ma do powiedzenia Juta Kamainen – zasugerowała. – To zawzięta osóbka, ale jej informacje są chyba ważne.

Znana z uporu młoda czarownica, Juta Kamainen – młoda jak na przeciętny wiek czarownic, liczyła sobie bowiem zaledwie nieco powyżej stu lat – była w chwili obecnej dziwnie zakłopotana. Jej dajmon w postaci rudzika skakał w podnieceniu od ramienia do ręki, wzlatywał wysoko ponad głowę swej pani, po czym znowu na moment przysiadał na ramieniu. Policzki czarownicy były pulchne i czerwone; mówiono, że ma zapalczywą naturę, lecz Serafina nie znała jej zbyt dobrze.

– Królowo – odezwała się młoda czarownica, ponieważ nie potrafiła milczeć pod spojrzeniem Serafiny – dobrze znam mężczyznęnazwiskiem Stanislaus Grumman. Kiedyś go kochałam, lecz teraz nienawidzę tak bardzo, że gdybym go zobaczyła, od razu zabiłabym! Nie chciałam ci nic mówić, ale kazała mi powiedzieć moja siostra.

Popatrzyła z wściekłością na starszą czarownicę, która oddała jej pełne współczucia spojrzenie, wiele bowiem wiedziała o miłości.

– No cóż – odparła Serafina – jeśli ten człowiek nadal żyje, musi żyć, póki pan Scoresby go nie odnajdzie! Rozkazuję ci lecieć z nami do nowego świata, aby oddalić pokusę. Zapomnij o nim, Juto Kamainen. Miłość niesie ze sobą cierpienie, nasze zadanie jest jednak ważniejsze niż zemsta. Zapamiętaj moje słowa.

– Tak, królowo – rzekła pokornie młoda czarownica.

Serafina Pekkala, jej dwadzieścia jeden towarzyszek i królowa Ruta Skadi z Łotwy zaczęły się szykować do lotu. Ich celem było miejsce, którego nigdy przedtem nie widziała żadna czarownica.

Загрузка...