Jesteście jak łódź pozbawiona steru — zwróciła się Siuan do sześciu kobiet siedzących przed nią, każda na innym krześle. W pomieszczeniu panował ogromny bałagan. Na dwóch wielkich stołach kuchennych ustawionych pod ścianami leżały pióra, kałamarze i butelki z piaskiem. Nie dopasowane do siebie lampy, trochę lakierowanych naczyń, trochę złoconych, świece wszelkiej grubości i rozmiarów stały przygotowane, by dawać światło, kiedy zapadnie zmrok. Strzęp jedwabnego illiańskiego dywanu, bogato barwionego na błękitno, czerwono i złoto leżał na nierównych, zniszczonych deskach podłogi. Ona i Leane usadzone zostały po przeciwnej stronie tego kawałka dywanu, odseparowane od pozostałych w taki sposób, by tamte bez trudu mogły je obserwować. Otwarte okno, w którym część szyb popękała, a część całkiem wypadła, zastąpione obecnie nasączonym oliwą jedwabiem, wpuszczało do wnętrza lekki powiew wiatru, ale nie dość, by przegnać panujący w nim upał. Siuan powtarzała sobie bez przerwy, że nie zazdrości tym kobietom zdolności do przenoszenia, to już naprawdę minęło, skończyło się, ale z pewnością zazdrościła im tego, że żadna z nich się nie pociła. Jej twarz była zupełnie mokra. — Cała ta aktywność tutaj to tylko zabawa, przedstawienie. Możecie oszukiwać się wzajemnie, być może nawet okłamywać swoich Gaidinów... chociaż nie liczyłabym na to na waszym miejscu... ale mnie nie ogłupicie.
Żałowała, że w tej grupie znalazły się Morvrin i Beonin. Morvrin, sceptyczna względem wszystkiego, pomimo że na jej twarzy często zastygał pogodny wyraz całkowitego niemalże roztargnienia, była niską Brązową siostrą o włosach przetykanych siwizną; domagałaby się sześciu dowodów, zanim by uwierzyła, że ryby mają łuskę. I Beonin, piękna Szara z włosami o barwie ciemnego miodu oraz niebieskoszarymi oczyma, tak wielkimi, że nadawały jej wygląd wiecznie czymś lekko zaskoczonej — przy Beonin nawet Morvrin zdawała się łatwowierna.
— Elaida trzyma Wieżę w garści, a doskonale wiecie, że ona zmarnuje Randa al’Thora — oznajmiła Siuan tonem pogardy. — To będzie wielkie szczęście, jeśli nie wystraszy się i nie poskromi go przed Tarmon Gai’don. Doskonale zdajecie sobie sprawę., że wszystkie wasze uczucia względem mężczyzn, którzy potrafią przenosić, Czerwone podzielają dziesięciokrotnie. Biała Wieża jest w tej chwili najsłabsza, chociaż powinna być najsilniejsza, i pozostaje w rękach głupich kobiet, gdy winna być umiejętnie zarządzana. — Potarła nos, spoglądając kolejno każdej w oczy. — A wy siedzicie tutaj, dryfując ze spuszczonymi żaglami. Czy też może chciałybyście mnie przekonać, że robicie coś więcej prócz splatania palców i wypuszczania z ust bąbelków?
— Zgadzasz się z Siuan, Leane? — zapytała spokojnie Anayia.
Siuan nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Moiraine lubiła tę kobietę. Próba zmuszenia jej, by zrobiła coś, na co nie miała ochoty, przypominała bicie w worek pełen piór. Nie przeciwstawiała się otwarcie ani nie kłóciła; po prostu w całkowitym milczeniu odmawiała wykonania polecenia. Nawet przez sposób, w jaki siedziała, z zaplecionymi dłońmi, wyglądała bardziej na kobietę czekającą, aż wyrośnie jej ciasto na pączki niźli na Aes Sedai.
— Po części tak — odpowiedziała Leane. Siuan rzuciła jej ostre spojrzenie, które tamta jednak zignorowała. — W odniesieniu do Elaidy, na pewno. Bez najmniejszej wątpliwości ona zniszczy Randa al’Thora tak samo jak Wieżę. Jeśli zaś chodzi o resztę, wiem, że wysilałyście się bardzo, by zgromadzić tak wiele sióstr, jak tylko się da i spodziewam się, że pracujecie równie wytrwale nad kwestią Elaidy.
Siuan parsknęła głośno. Przechodząc przez wspólną izbę, przyjrzała się przelotnie niektórym z pergaminów, które tamte tak skrupulatnie czytały. Listy zapasów, dostawy drewna na odbudowę, zlecenie dla drwali na naprawę domów oraz dla robotników czyszczących studnie. Nic więcej. Niczego, co przypominałoby chociaż odległe raport o poczynaniach Elaidy. Planowały spędzenie tutaj zimy. Wystarczy teraz, by jedna Błękitna siostra, która wie o Salidarze, została wzięta na przesłuchanie — nie uda jej się wiele zataić, gdy wpadnie w ręce Alviarin — i Elaida będzie dokładnie wiedziała, gdzie może je znaleźć. One zaś dalej będą się zastanawiać nad rozplanowaniem ogrodów warzywnych i ścięciem dostatecznej ilości drzewa, zanim przyjdą pierwsze mrozy.
— A więc to mamy już z głowy — zimno oznajmiła Carlinya. — Wydajecie się nie pojmować, że nie jesteście już dłużej Amyrlin i Opiekunką Kronik. Nie jesteście nawet Aes Sedai. — Niektóre okazały się na tyle miłe, by przynajmniej wyglądać na zmieszane. Nie Morvrin czy Beonin, ale pozostałe tak. Żadna Aes Sedai nie lubiła rozmawiać o ujarzmieniu, ani żeby jej o tym przypomniano; w obecności ich dwóch zapewne wydawało im się to szczególnie niemiłe. — Nie mówię tego, by okazać się okrutną. Nie wierzymy w zarzuty, jakie wam postawiono... pomimo waszego towarzysza podróży... w przeciwnym razie nie byłoby was tutaj, ale nie możecie sobie rościć pretensji do odzyskania waszych dawnych pozycji; taka jest prosta prawda.
Siuan pamiętała Carlinyę zarówno z czasów, gdy była nowicjuszką jak i Przyjętą. Każdego miesiąca popełniała jakieś drobne przewinienie, coś zupełnie nieznacznego, za co przydzielano jej godzinę lub dwie dodatkowych obowiązków w kuchni. Dokładnie jedno każdego miesiąca. Nie chciała, by pozostałe uważały ją za pedantkę. To były jej jedyne przewinienia — nigdy nie złamała żadnej innej reguły, ani też nie posunęła się za daleko w żadnej kwestii; to byłoby nielogiczne — niestety nigdy też nie zrozumiała, dlaczego pozostałe dziewczęta uważały ją za lizuskę. Mnóstwo logiki i niewiele zdrowego rozsądku, oto cała Carlinya.
— Wkrótce po tym, jak wam zrobiono to, co zrobiono, ukazał się akt oskarżenia — powiedziała łagodnym głosem Sheriam — doszłyśmy razem do wniosku, że to była jawna niesprawiedliwość i skrajne pogwałcenie ducha praw.
Oparcie krzesła za jej płomiennorudą czupryną miało dziwaczne rzeźbienia, przypominające masę walczących węży.
— Cokolwiek mówiły plotki, większość z postawionych wam zarzutów była tak słaba, że powinny zostać wyśmiane.
— Ale nie dotyczy to zarzutu, że wiedziałyście o Randzie al’Thorze i spiskowałyście, by ukryć go przed Wieżą — wtrąciła ostro Carlinya.
Sheriam przytaknęła.
— Tych zarzutów nikt nie kwestionuje, nawet jeśli nie były warte tej kary, która została za nie wymierzona. One nie powinny być także sądzone w tajemnicy, pozbawione nawet możliwości obrony. Nie obawiajcie się, że odwrócimy się od was. Zadbamy o to, abyście obie otrzymały, co wam się należy.
— Dziękuję ci — powiedziała Leane głosem cichym, niemalże drżącym.
Siuan popatrzyła na nie krzywo.
— Nie zapytałyście mnie nawet o tę siatkę szpiegowską, którą mogę jeszcze wykorzystać. — Polubiła Sheriam, kiedy były jeszcze uczennicami, chociaż upływ czasu i ich różne stanowiska otworzyły między nimi przepaść. — Zatroszczycie się o nas — też coś! Czy Aeldene tu jest? — Anayia mimo woli potrząsnęła głową. — Podejrzewam, że nie, w przeciwnym razie wiedziałybyście więcej o tym, co się dzieje. Pozwoliłyście im nadal wysyłać raporty do Wieży.
Powoli zaczynało do nich docierać, przedtem nie znały funkcji Aeldene.
— Zanim zostałam Amyrlin, prowadziłam siatkę szpiegowską Błękitnych. — Kolejne zaskoczenie. — Dzięki niewielkim staraniom każda agentka Błękitnych oraz wszystkie te, które służyły mi wtedy, gdy byłam już Amyrlin, będą słać raporty do waszych rąk, nie wiedząc nic o miejscu ich przeznaczenia.
Będzie to kosztowało oczywiście więcej niźli odrobinę pracy, ale zdążyła w głowie naszkicować większość planów, a w tym momencie nie musiały jeszcze poznawać szczegółów.
— A nadto mogą dalej wysyłać raporty do Wieży, raporty, w których będzie.., to, w co chcecie, aby uwierzyła Elaida. — Omal nie powiedziała „my”, musiała baczniej uważać na swe słowa.
Nie spodobało im się to, rzecz jasna. Kobiety, które kierowały siatkami szpiegowskimi, mogły być nie znane większości, ale wszystkie były Aes Sedai. Zawsze były Aes Sedai. Nie miała jednak innego sposobu, aby dostać się do kręgu, w którym zapadały decyzje. W przeciwnym razie wepchną ją razem z Leane do jakiegoś domku. przydzielą służącą, która będzie o nie dbała i dopóki nie umrą, nie czeka ich nic więcej, prócz jakiejś przypadkowej wizyty Aes Sedai, która będzie chciała zbadać ujarzmione kobiety. A w tych okolicznościach śmierć przyjdzie rychło.
,,Światłości, mogą nawet zechcieć powydawać nas za mąż!”
Niektóre sądziły, że mąż i dzieci mogą zająć kobietę do tego stopnia, że zastąpią w jej życiu Jedyną Moc. Niejedna kobieta, która sama się ujarzmiła, kiedy zaczerpnęła z saidara więcej, niźli potrafiła przenieść, albo podczas testowania ter’angreali niewiadomego przeznaczenia, została skojarzona z potencjalnym mężem. Ponieważ te, które wzięły ślub, zawsze starały się trzymać tak daleko, jak tylko możliwe od Wieży i związanych z nią wspomnień, teoria pozostawała nie potwierdzona.
— Nawiązanie kontaktu z tymi wszystkimi, którzy stanowili moje oczy i uszy, zanim zostałam Opiekunką, nie powinno być trudne — powiedziała nieśmiało Leane. — Co ważniejsze, jako Opiekunka Kronik miałam agentów w samym Tar Valon.
Z zaskoczenia rozszerzyło się kilka par oczu, jedynie Carlinya je zmrużyła. Leane zamrugała, poruszyła się niespokojnie i blado uśmiechnęła.
— Zawsze uważałam, że to głupota, iż przywiązujemy więcej wagi do nastrojów panujących w Ebou Dar czy Bandar Eban niźli we własnym mieście.
Nie mogły teraz nie docenić walorów posiadania siatki w Tar Valon.
— Siuan. — Morvrin mocno zaakcentowała to imię, jakby chciała podkreślić, że nie powiedziała: Matko. Jej okrągła twarz wyglądała teraz bardziej na upartą niźli zamyśloną, jej tusza zaś była niczym groźna masa. Kiedy Siuan była nowicjuszką, Morvrin rzadko zauważała psoty, których dopuszczały się otaczające ją dziewczęta, ale kiedy już zwróciła na nie uwagę, sama zajmowała się całą sprawą w taki sposób, że wszystkie potem siedziały prosto i chodziły powoli przez wiele dni. — Dlaczego miałybyśmy pozwolić ci na to, czego chcesz? Zostałaś ujarzmiona, kobieto. Kimkolwiek byłaś, już dłużej nie jesteś Aes Sedai. Jeżeli będziemy chciały znać imiona tych agentów, obie nam wszystko wyznacie.
Co do ostatniego była całkowicie pewna; w taki czy inny sposób im powiedzą. Powiedziałyby, gdyby te kobiety dostatecznie mocno tego chciały.
Leane zadrżała widocznie, ale krzesło Siuan tylko skrzypnęło, kiedy wyprostowała się na nim.
— Wiem, że nie jestem już Amyrlin. Czy sądzicie, że nie wiem, iż zostałam ujarzmiona? Moja twarz zmieniła się, ale nie wnętrze. Wszystko, co wiem, znajduje się w mojej głowie. Użyjcie tego! Na miłość Światłości, wykorzystajcie mnie do czegoś!
Głęboko wciągnęła powietrze, aby się uspokoić.
„Niech sczeznę, jeśli pozwolę, by mnie odepchnęły”.
Myrelle skorzystała z krótkiej przerwy, by się odezwać.
— Temperament młodej kobiety kryjący się za obliczem młodej kobiety. — Uśmiechając się, przysiadła na brzegu jednego z tych foteli o sztywnych oparciach, który mógł stać przed kominkiem wieśniaka, gdyby ten oczywiście nie dbał o to, że lakier odchodzi płatami. Jednak nie był to jej zwykły uśmiech, jednocześnie rozmarzony i pełen tajemnego zrozumienia, w ciemnych zaś oczach, równie wielkich jak oczy Beonin, lśniło współczucie. — Jestem pewna, że żadna z nas nie chce, byś się poczuła odtrącona, Siuan. I pewna jestem nadto, że wszystko czego pragniemy, to wykorzystać jakoś twoją wiedzę. To, co wiesz, może nam się bardzo przydać.
Siuan nie potrzebowała jej współczucia.
— Zdajesz się zapominać o Logainie oraz dlaczego wlokłam go aż z Tar Valon. — Nie chciała osobiście podnosić tej kwestii, ale jeśli mają zamiar pominąć ją milczeniem... — Mój „szaleńczy” pomysł?
— Bardzo dobrze, Siuan — powiedziała Sheriam. — Dlaczego?
— Ponieważ pierwszym krokiem ku obaleniu Elaidy będzie to, że Logain wyjawi Wieży. a i całemu światu, jeśli będzie trzeba, że to Czerwone Ajah zrobiły z niego fałszywego Smoka, by potem móc go usunąć. — W tej chwili z pewnością zdołała sobie zaskarbić ich uwagę. — Czerwone odnalazły go w Ghealdan przynajmniej na rok przed jego proklamacją, zamiast jednak sprowadzić go do Tar Valon i poskromić, natchnęły go ideą, by ogłosił się jako Smok Odrodzony.
— Jesteś tego pewna? — zapytała cicho Beonin z mocnym taraboniańskim akcentem. Siedziała właściwie bez ruchu w swym wysokim, wyściełanym trzciną krześle, obserwując wszystko uważnie.
— On nie wiedział, kim jesteśmy, Leane i ja. Podczas podróży czasami rozmawiał z nami, późną nocą, kiedy Min już spała, a sam nie mógł zmrużyć oka. Nie powiedział wcześniej nic, uważał bowiem, że stoi za tym cała Wieża, ale już wie, iż to Czerwone siostry przyszły do niego, oddzieliły go od źródła i namówiły, aby ogłosił się Smokiem Odrodzonym.
— Dlaczego? — chciała wiedzieć Morvrin, a Sheriam przytaknęła.
— Tak, dlaczego? Każda z nas porzuciłaby wszystkie swoje zajęcia, aby dopilnować ujarzmienia takiego mężczyzny, ale przecież to należy do Czerwonych Ajah. Dlaczego więc miałyby stworzyć fałszywego Smoka?
— Logain nie wiedział — odrzekła. — Być może uważają, że więcej zyskują, łapiąc fałszywego Smoka niźli poskramiając biednego głupca, który mógłby sterroryzować jedną wioskę. Przypuszczalnie miały jakieś powody, by wywołać zamęt.
— Nie sugerujemy, iż miały coś wspólnego z Mazrimem Taimem, czy też pozostałymi — dodała szybko Leane. -Elaida bez wątpienia będzie zdolna wam wytłumaczyć wszystko, co byście chciały wiedzieć.
Siuan obserwowała, jak w ciszy trawią usłyszane słowa. Nawet nie wzięły pod uwagę możliwości, że może kłamać.
„Korzyść z bycia ujarzmioną”.
Nie przyszło im do głowy, że ujarzmienie może znieść wszelkie więzi z Trzema Przysięgami. Niektóre z Aes Sedai badały ujarzmione kobiety, to prawda, lecz ostrożnie i niechętnie. Żadna nie chciała, by jej przypominać o tym, co również ją mogło czekać.
O Logaina Siuan się nie martwiła. Przynajmniej dopóki Min wciąż widzi wokół niego to, co widzi. Będzie żył na tyle długo, by wyjawić to, do czego przekonała go Siuan podczas rozmów z nim. Nie ośmieliła się zaryzykować i pozwolić mu pójść własną drogą. To tutaj spoczywała jego wielka szansa na zemstę na tych, które go otoczyły, pochwyciły na powrót i poskromiły. Zemstę tylko na Czerwonych Ajah, prawda, ale z tym będzie musiał się jakoś pogodzić. Jedna ryba w łodzi warta jest więcej niż cała ławica w wodzie.
Spojrzała na Leane, która uśmiechnęła się najsłabszym z możliwych uśmiechów. Dobrze. Leane nieszczególnie podobało się to, że aż do dzisiejszego ranka trzymała przed nią w sekrecie swe plany dotyczące Logaina, ale Siuan zbyt długo już żyła w otoczeniu tajemnic, aby chętnie zdradzać więcej, niźli okazywało się konieczne, nawet przyjaciółce. Uznała, że pomysł, iż Czerwone Ajah miały do czynienia również z innymi fałszywymi Smokami został zgrabnie posiany w ich umysłach. Czerwone stały na czele tych, które ją obaliły. Kiedy cała rzecz dobiegnie końca, być może nie będzie już wcale Czerwonych Ajah.
— To zmienia postać rzeczy — powiedziała po jakimś czasie Sheriam. — Nie możemy ogłosić swego poparcia dla Amyrlin, która była zaangażowana w coś takiego.
— Poparcia! — wykrzyknęła Siuan, po raz pierwszy prawdziwie zaskoczona. — Naprawdę zastanawiałyście się, czy nie wrócić i nie pocałować pierścienia Elaidy? Wiedząc o tym, co zrobiła i co jeszcze zrobi?
Leane zadrżała, pochyliła się do przodu, jakby chciała coś powiedzieć, ale ustaliły wcześniej, że to Siuan będzie pozwalać sobie na utratę panowania nad sobą.
Sheriam wyglądała na trochę zmieszaną, na oliwkowych policzkach Myrelle wystąpiły ciemne plamy, ale pozostałe potraktowały wszystko równie naturalnie jak światło słońca.
— Wieża musi być silna — oznajmiła Carlinya głosem twardym jak zimowy kamień. — Smok się Odrodził, nadchodzi Ostatnia Bitwa, a Wieża musi stanowić całość.
Anayia przytaknęła.
— Rozumiemy powody, dla których możesz żywić antypatię do Elaidy lub wręcz nienawiść. Rozumiemy je, ale musimy myśleć o Wieży i o świecie. Przyznaję, że sama również nie przepadam za Elaidą. Ale jeśli już o to chodzi, ciebie, Siuan, również nie lubiłam. Nie trzeba konieczne lubić Zasiadającej na Tronie Amyrlin. Nie musisz tak na mnie patrzeć, Siuan. Już jako nowicjuszka miałaś niewyparzony język, a z upływem lat to się jeszcze pogorszyło. A jako Amyrlin zmuszałaś siostry, by robiły, co tylko zechcesz i rzadko wyjaśniałaś powody. Te dwie cechy nie tworzą szczególnie miłej kombinacji.
— Postaram się... pohamować mój język — sucho oznajmiła Siuan. Czy ta kobieta spodziewała się, że Zasiadająca będzie traktowała wszystkie siostry jak przyjaciółki z młodości? — Ale mam nadzieję, iż to co powiedziałam, osłabi nieco waszą ochotę uklęknięcia u stóp Elaidy?
— Jeżeli to ma być pohamowanie języka — powiedziała leniwie Myrelle — to może ja będę musiała sama się tym zająć, o ile pozwolimy ci kierować dla nas siatką szpiegowską.
— Teraz już oczywiście nie możemy wrócić do Wieży — powiedziała Sheriam. — Nie po tym, czego się dowiedziałyśmy. Nie, dopóki nie będziemy miały na tyle siły, by usunąć Elaidę.
— Cokolwiek zrobiła, czy też Czerwone zrobiły, zawsze opowiedzą się po jej stronie. — Nie było bowiem żadną tajemnicą, że Czerwonym nie podoba się to, iż od czasu Bonwhin nie było Amyrlin wywodzącej się z ich Ajah.
Morvrin smutno pokiwała głową.
— Pozostałe, obawiam się, również. Te, które za Elaidą poszły już za daleko, by uwierzyć, że mają jeszcze jakiś wybór. Te, które posłuszne są władzy, niezależnie od tego, jak byłaby niecna. Oraz te, które sądzą, iż podzieliłyśmy Wieżę w chwili, gdy jej jedność należy utrzymać za wszelką cenę.
— Wszystkie siostry prócz Czerwonych mogą dać się przekonać — rozsądnie zauważyła Beonin — można z nimi przynajmniej rozmawiać. — Mediacje i negocjacje były podstawowym celem istnienia jej Ajah.
— Wygląda na to, że przydadzą się nam ci twoi agenci, Siuan — Sheriam rozejrzała się po pozostałych. — Chyba, że któraś wciąż uważa, iż powinnyśmy jej odebrać te siatki?
Morvrin ostatnia pokręciła głową, ale na koniec jednak zgodziła się, po dłuższej chwili, podczas której uważnie wpatrywała się w Siuan w taki sposób, że ta poczuła się zupełnie obnażona, zważona i zmierzona.
Nie potrafiła powstrzymać westchnienia ulgi. A więc nie szybka agonia w jakimś domku, lecz życie z konkretnym celem. Wciąż mogło ono okazać się krótkie — nikt nie wiedział, jak długo może żyć kobieta ujarzmiona, która jednak ma coś, co zastąpi jej Jedyną Moc — ale skoro ten cel istnieje, to będzie wystarczająco długie. A więc Myrelle chce ją nauczyć, jak należy hamować język, czy tak?
„Już ja pokażę tej lisiookiej Zielonej... nie, pohamuję swój język i będę zadowolona, że nie robi nic więcej, jak tylko na mnie spogląda, tak właśnie zrobię. Przecież wiem, jak to się dalej rozwinie. Niech sczeznę, wiem”.
— Dziękuję wam, Aes Sedai — powiedziała najskromniej jak umiała. Zwrócenie się do nich w ten sposób wywołało ukłucie bólu; to było kolejne zerwanie, kolejne przypomnienie tego, czym już dłużej nie była. — Postaram się służyć wam jak najlepiej.
Myrelle naprawdę nie musiała przytakiwać z taką satysfakcją. Siuan zignorowała cichy głos, który mówił jej, że na miejscu tamtej zachowałaby się podobnie albo nawet jeszcze gorzej.
— Jeżeli mogę coś zasugerować — powiedziała Leane — to nie wystarczy czekać, aż będziecie miały dostateczne poparcie Komnaty Wieży, aby usunąć Elaidę.
Siuan przybrała pełen zaciekawienia wyraz twarzy, jakby słyszała to po raz pierwszy.
— Elaida znajduje się w Tar Valon, w Białej Wieży i w oczach świata to ona jest Amyrlin. W tej chwili wy stanowicie tylko gromadkę dysydentów. Może nazwać was buntownikami i podżegaczami, a ponieważ słowa te pochodzić będą z ust Zasiadającej na Tronie Amyrlin, świat da im wiarę.
— Nie wyobrażam sobie, jak możemy sprawić, by przestała być Amyrlin, nie usuwając jej — stwierdziła Carlinya z lodowatą pogardą. Gdyby miała na sobie swój szal z białymi frędzlami, z pewnością owinęłaby się nim szczelnie.
— Możecie dać światu prawdziwą Amyrlin — powiedziała Leane nie tylko do Białej siostry, ale do wszystkich naraz, spoglądając im po kolei w oczy, pewna tego, co mówi, a jednocześnie wysuwając tylko sugestię, z nadzieją, iż z niej skorzystają. To właśnie Siuan wskazała jej, że techniki zachowań, jakich używała wobec mężczyzn, mogą się okazać równie skuteczne wobec kobiet. — Widziałam tu Aes Sedai ze wszystkich Ajah, wyjąwszy Czerwone, we wspólnej izbie i na ulicach. Każcie im wybrać tutaj nową Komnatę Wieży i niech ta Komnata wyłoni Amyrlin. Wtedy możecie wystąpić przed światem jako prawdziwa Biała Wieża na wygnaniu, Elaidę zaś uczynić uzurpatorką. Jeżeli doda się do tego rewelacje Logaina, czy można wątpić, kogo narody uznają za właściwą Zasiadającą na Tronie Amyrlin?
Pomysł chwycił. Siuan niemalże mogła słyszeć, jak obracają go w swoich głowach. Niezależnie od tego, co sobie pomyślały, tylko Sheriam zgłosiła swój sprzeciw.
— To by oznaczało, że Wieża naprawdę się rozpada — powiedziała ze smutkiem zieloonoka kobieta.
— Ona już się rozpadła — oświadczyła cierpkim tonem Siuan i po chwili pożałowała tego, gdy wszystkie na nią spojrzały.
To miał być wyłącznie pomysł Leane. Ona sama cieszyła się sławą zręcznej manipulatorki, a więc nie zdziwiłaby się, gdyby podejrzliwie podchodziły do wszystkiego, co zaproponuje. Dlatego właśnie na początku je obrażała; nie uwierzyłyby jej, gdyby zaczęła od bardziej umiarkowanych w tonie wypowiedzi. Musiała ruszyć na nie, jakby wciąż była Amyrlin i pozwolić przywołać się do porządku. Dla odmiany Leane miała przejawić więcej skłonności do współpracy, podsuwając tylko skromne propozycje, a z pewnością chętnie jej posłuchają. Odgrywanie własnej roli nie było trudne — dopóki nie przyszło do próśb, wówczas naprawdę miała ochotę powiesić je na słońcu i poczekać, aż wyschną. Siedzieć tutaj i nic nie robić !
„Nie musisz się martwić ich podejrzeniami. Uważają cię za złamaną trzcinę”.
Jeżeli wszystko pójdzie właściwie, nie powinny niczego podejrzewać. Użyteczna trzcina, lecz tak słaba, że nie ma potrzeby myśleć o niej dwa razy. Konieczność przystosowania się do takiej roli była bardzo bolesna, jednak Duranda Tharne pokazała jej w Lugardzie, że nie ma innego wyjścia. Zaakceptują ją wyłącznie na swoich warunkach, a ona będzie musiała z tego wyciągnąć jak najwięcej korzyści.
— Żałuję, że sama o tym nie pomyślałam — ciągnęła dalej. — Leane proponuje wam sposób ponownego odbudowania Wieży bez jednoczesnego niszczenia pierwszej.
— Wciąż mi się to nie podoba. — Głos Sheriam stwardniał. — Ale co musi być... Koło splata tak, jak chce, a jeśli spodoba się to Światłości, uplecie Wzór, w którym Elaida nie będzie miała stuły.
— Musimy negocjować z siostrami, które zostały w Wieży — powiedziała Beonin, częściowo do siebie. — Amyrlin, którą wybierzemy, będzie musiała być zręczną negocjatorką, czyż nie?
— Potrzebna będzie jasność myślenia — wtrąciła Carlinya. — Nowa Amyrlin musi być kobietą chłodnego rozumu i logiki.
Morvrin parsknęła tak głośno, że wszystkie podskoczyły na krzesłach.
— Sheriam ma najwyższą pozycję z nas wszystkich i ona będzie musiała trzymać nas razem, byśmy nie rozbiegły się na dziesięć różnych stron.
Sheriam żywo potrząsnęła głową, ale Myrelle nie dała jej dojść do słowa.
— Sheriam to znakomity wybór. Mogę obiecać, iż wszystkie Zielone siostry opowiedzą się za nią, nie ma wątpliwości.
Anayia otworzyła już usta, po jej twarzy widać było, że się z nimi zgadza.
Czas był najwyższy, by położyć temu kres, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.
— Czy mogę coś zaproponować? — Siuan sądziła, że pokorę przychodzi jej udawać znacznie łatwiej niźli nieśmiałość. Kosztowało ją to dużo wysiłku, uznała jednak, że lepiej będzie, jak się tego nauczy od razu.
„Myrelle nie jest tu jedyną, która spróbuje zepchnąć mnie do zęzy, jeżeli tylko uznają, że nie trzymam się miejsca, które mi wyznaczono. Jakiekolwiek by nie było”.
Tylko że one nie będą próbować. Zwyczajnie zrobią to. Aes Sedai oczekiwały — nie, wymagały — szacunku od tych, którzy nimi nie byli.
— Wydaje mi się, że powinniście wybrać kogoś, kogo nie było w Wieży, kiedy zostałam... usunięta. Czy nie byłoby najlepiej, gdyby kobiety, która pewnego dnia zjednoczy Wieżę, nie można było oskarżyć o to, że wtedy opowiedziała się po którejś ze stron? — Jeżeli miała dalej tak to ciągnąć, to chyba mózg jej się w pewnym momencie ugotuje.
— Ktoś, kto byłby bardzo silny we władaniu Mocą — dodała Leane. — Im silniejsza będzie, tym łatwiej przyjdzie jej reprezentować to wszystko, co symbolizuje Wieża. Co będzie symbolizować, kiedy odejdzie Elaida.
Siuan miała ochotę ją kopnąć. Ta myśl miała zaczekać co najmniej cały dzień, do czasu, gdy zaczną na poważnie rozważać kandydatury. Ona sama i Leane wiedziały dostatecznie dużo o każdej z sióstr, aby znaleźć jakąś słabość, wątpliwość, którą można byłaby subtelnie podszepnąć. Wolałaby jednak raczej przepłynąć nago przez ławicę srebraw, niźli dopuścić, by te kobiety zrozumiały, iż próbuje nimi manipulować.
— Siostra, która znajdowała się poza Wieżą — powtórzyła Sheriam, kiwając głową. — Ta doprawdy jest znakomite rozwiązanie, Siuan. Bardzo dobrze.
Jak łatwo przeszły do głaskania jej po głowie.
Morvrin zacisnęła usta.
— To nie będzie łatwe znaleźć kogoś takiego.
— Siła dodatkowo zawęża możliwości manewru. — Anayia rozejrzała się wokół. — Dzięki niej stanie się ona bardziej nośnym symbolem, przynajmniej w oczach pozostałych sióstr, poza tym siła we władaniu Mocą idzie często w parze z siłą woli, a ta, którą wybierzemy, będzie jej z pewnością potrzebowała.
Carlinya i Beonin były ostatnimi, które potakująco skinęły głowami.
Siuan starała się zachować niewzruszony wyraz twarzy, jednak w duszy uśmiechała się szeroko. Rozłam w Wieży zmienił wiele rzeczy, wiele sposobów myślenia, wyjąwszy jej własny. Te kobiety przewodziły zgromadzonym tutaj siostrom, a teraz właśnie dyskutowały, kto powinien zostać przedstawiony nowej Komnacie Wieży, jakby wybór nie pozostawał w gestii samej Komnaty. Nie powinno być kłopotów z podsunięciem im idei, oczywiście bardzo subtelnie, że nowa Amyrlin powinna słuchać ich rad. I zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, zarówno one, jak i Amyrlin, którą wybiorą na jej miejsce, będą kierowane przez nią. Ona i Moiraine zbyt długo pracowały nad tym, by znaleźć Randa al’Thora i przygotować go do odegrania właściwej roli, zbyt wiele poświęciły ze swego życia, by teraz ryzykować, iż resztę zepsuje ktoś inny.
— Jeżeli mogę coś zaproponować? — Pokora po prostu nie leżała w jej naturze; będzie musiała znaleźć coś innego. Czekała, próbując nie zgrzytać zębami, aż Sheriam skinęła głową i dopiero wówczas ciągnęła dalej. — Elaida będzie próbowała znaleźć Randa al’Thora; w miarę jak wędrowałyśmy na południe, słyszałam coraz częstsze plotki, iż opuścił Łzę. Ja również sądzę, że tak się stało i przypuszczam, iż udało mi się wywnioskować, dokąd się udał.
Nie było potrzeby mówić, iż muszą go znaleźć, zanim zrobi to Tar Valon. Wszystkie zrozumiały to bez słów. Nie tylko Elaida zmarnuje go, co do tego nie było wątpliwości, ale kiedy położy na nim swe ręce, pokaże go oddzielonego od Źródła, pozostającego pod jej kontrolą, wtedy wszelka nadzieja na usunięcie jej zgaśnie. Władcy znali Proroctwa, nawet jeśli ich ludy zazwyczaj nie miały o nich pojęcia; z konieczności przebaczą jej nawet dziesięciu fałszywych Smoków.
— Gdzie? — warknęła Morvrin, o włos wyprzedzając Sheriam, Anayię i Myrelle, które odezwały się jednocześnie.
— Pustkowie Aiel.
Na chwilę zapadła cisza, potem Carlinya powiedziała:
— To bez sensu.
Siuan zmełła w ustach gniewną replikę i uśmiechnęła się, mając nadzieję, że chociaż trochę będzie to przypominać przeprosiny.
— Być może, ale czytałam trochę o Aielach, kiedy byłam Przyjętą. Kitara Moroso uważała, że. niektóre Mądre Aielów mogą być zdolne do przenoszenia. — Kitara była wówczas Opiekunką. — Jedna z książek, które mi poleciła, stary tom, wyciągnięty gdzieś z zakurzonego kąta biblioteki, twierdziła, że Aielowie nazywają siebie Ludem Smoka. Przypomniałam sobie o tym dopiero, kiedy zastanawiałam się, gdzież to mógł zniknąć Rand al’Thor. Proroctwa powiadają, że „Kamień Łzy nie upadnie dopóty, dopóki nie pojawi się Lud Smoka”, a w szturmie na Kamień wzięli udział Aielowie. W tej kwestii zgadzają się wszystkie plotki i opowieści.
Spojrzenie Morvrin nagle jakby uciekło w przestrzeń.
— Pamiętam spekulacje na temat Mądrych, kiedy zostałam świeżo wyniesiona do szala. To byłoby fascynujące, gdyby okazało się prawdziwe, ale Aielowie są równie przyjaźnie nastawieni do Aes Sedai, jak do wszystkich pozostałych pojawiających się w Pustkowiu, ich Mądre zaś najwyraźniej mają jakieś prawo czy obyczaj zakazujący rozmawiania z obcymi, tak przynajmniej zrozumiałam, co sprawia, iż niezwykle trudno jest podejść wystarczająco blisko którejś z nich, by dało się wyczuć... — Nagle opamiętała się, spojrzała na Siuan i Leane, jakby jej zamyślenie było ich winą. — To trochę zbyt cienka słoma, by upleść z niej kosz, coś, co pamiętasz z książki, napisanej przez kogoś, kto nigdy nie widział Aielów.
— Bardzo cienka słomka — powtórzyła Carlinya.
— Ale warta przecież wysłania kogoś do Pustkowia? — Przedstawienie tej kwestii w formie pytania, nie zaś żądania, kosztowało ją wiele wysiłku. Miała wrażenie, że zapoci się na śmierć, a i tak nic z tego nie wyjdzie, i trzeba będzie znaleźć inny sposób. Wciąż potrafiła zapanować nad sobą na tyle, by ignorować upał, zazwyczaj przynajmniej, jednak nie wtedy, gdy jednocześnie próbowała manipulować tymi kobietami i to w taki sposób, aby nie zauważyły jej ręki ściskającej je za gardła. — Nie sądzę, by Aielowie spróbowali skrzywdzić Aes Sedai.
Na pewno nie, jeśli okaże się dość szybka, by pokazać, iż jest Aes Sedai. Siuan naprawdę nie sądziła, by coś mogło się jej stać.
— A jeżeli on znajduje się w Pustkowiu, Aielowie będą o tym wiedzieli. Pamiętajcie o tamtych Aielach w Kamieniu.
— Być może — powoli powiedziała Beonin. — Pustkowie jest rozległe. Ile sióstr trzeba by wysłać?
— Jeśli Smok Odrodzony przebywa w Pustkowiu — wtrąciła Anayia — pierwszy Aiel, którego spotkają, będzie o tym wiedział. Ze wszelkich raportów wynika, że tam gdzie pojawia się Rand al’Thor, wydarzenia idą za nim jak burza. Nie mógłby zapewne wpaść do morza, nie czyniąc plusku słyszalnego w każdym zakątku świata.
Myrelle uśmiechnęła się.
— To powinna być Zielona. Żadna z pozostałych nie nakłada zobowiązań na więcej niźli jednego Strażnika, a dwóch lub trzech Gaidinów może się przydać w Pustkowiu, dopóki Aielowie nie rozpoznają w nas Aes Sedai. Zawsze chciałam zobaczyć Aiela. — Podczas Wojen o Aiel była nowicjuszką i nie miała pozwolenia na opuszczanie Wieży. Oczywiście żadna z Aes Sedai nie brała udziału w walce, wyjąwszy Uzdrawianie. Trzy Przysięgi nie pozwalały im na to, dopóki samo Tar Valon albo wręcz Biała Wieża nie zostaną zaatakowane, a ta wojna nigdy nie przekroczyła rzeki.
— Ty nie — powiedziała Sheriam — ani żadna z pozostałych członkiń rady. Zgodziłaś się zasiadać w niej z nami, Myrelle, a to oznacza określone obowiązki, z których zdawałaś sobie sprawę, nie zaś wałęsanie się gdzieś, tylko dlatego że się nudzisz. Obawiam się, że zanim skończymy, czeka nas więcej emocji, niźli którakolwiek by sobie życzyła.
W innych okolicznościach byłaby wspaniałą Amyrlin; w tych była po prostu za silna, zbyt pewna siebie.
— Ale Zielone... Tak, przypuszczam, że tak. Dwie? — Spojrzenie jej zielonych oczu przemknęło po twarzach pozostałych. — Aby mieć pewność?
— Kiruna Nachiman? — Zaproponowała Anayia, Beonin zaś dodała: — Bera Harkin?
Pozostałe pokiwały głowami, wyjąwszy Myrelle, która z irytacją poprawiła szal na ramionach. Aes Sedai nie przeklinały, ale ona najwyraźniej była bliska tego.
Siuan po raz drugi odetchnęła z ulgą. Pewna była, że jej wnioskowanie jest prawidłowe. On zniknął, a gdyby znajdował się gdzieś między Grzbietem Świata a Oceanem Aryth, plotki już by krążyły. Ale gdziekolwiek jest, Moiraine jest z nim, trzymając rękę na obroży. Kiruna i Bera z pewnością zechcą zawieźć list do Moiraine, a nadto miały razem siedmiu Strażników, którzy chronić je będą przed możliwą śmiercią z rąk Aielów.
— Nie chcemy dłużej męczyć ciebie i Leane — ciągnęła dalej Sheriam. — Poproszę jedną z Żółtych sióstr, by się wami zaopiekowała. Być może będzie mogła wam pomóc uspokoić się w jakiś sposób. Każę też przygotować dla was pokoje, żebyście mogły odpocząć.
— Jeżeli masz być naszą mistrzynią siatki szpiegowskiej — dodała Myrelle troskliwie — musisz dbać o swoje siły.
— Nie jestem tak krucha, jak myślicie – protestowała Siuan. — Gdybym była, czy przejechałabym za wami blisko dwa tysiące mil? Wszystkie słabości, jakich przysporzyło mi ujarzmienie, zniknęły, wierzcie mi.
Prawda była taka, że oto znowu znalazła centrum władzy i nie miała zamiaru go opuścić, ale tego wszak nie mogła im powiedzieć prosto w oczy. Wszystkie te zatroskane spojrzenia skupione na niej i Leane. Cóż, być może nie Carlinyi, ale pozostałych.
„Światłości! Zamierzają doprowadzić do tego, by nowicjuszka śpiewała nam kołysankę!”
Rozległo się pukanie do drzwi i natychmiast w ślad za nim do środka wszedł Arinvar, Strażnik Sheriam. Cairhienianin, nie był wysoki, a nadto szczupły, jednak pomimo siwych włosów na skroniach twarz miał surową, poruszał się zaś niczym pantera podchodząca zdobycz.
— Dwudziestu jakichś dziwnych jeźdźców zbliża się od zachodu — oznajmił bez żadnych wstępów.
— Nie są to Białe Płaszcze, jak zakładam — powiedziała Carlinya — w przeciwnym razie zapewne byś nas o tym poinformował.
Sheriam spojrzała na nią znacząco. Niektóre siostry bywały drażliwe, gdy jakaś inna wtrącała się między nią a jej Gaidina.
— Nie możemy im pozwolić na to, by spokojnie odjechali, mogą donieść o naszej tu obecności. Czy można ich złapać, Arinvar? Wolałabym uniknąć zabijania.
— Obie rzeczy mogą okazać się trudne — odparł. — Machan powiada, że są uzbrojeni i wyglądają na weteranów. Warci po dziesięciokroć tyle, co młodsi żołnierze.
Morvrin wydała z siebie podenerwowany odgłos.
— Nie ma innego wyjścia. Wybacz mi, Sheriam. Arinvar, czy Gaidinowie mogliby podprowadzić najbardziej zręczne siostry na tyle blisko, by spętały ich Powietrzem?
Nieznacznie pokręcił głową.
— Machan powiada, że mogli nawet widzieć niektórych Strażników stojących na warcie. Z pewnością zauważą, jeśli spróbujemy przemycić jedną lub dwie z was w pobliże. Jednak wciąż nadjeżdżają.
Siuan i Leane nie były jedynymi, które wymieniły zaskoczone spojrzenia. Niewielu mężczyzn potrafiłoby dostrzec Strażnika, który nie chciał, by go zobaczono, nawet bez płaszcza Gaidina.
— A więc musicie zrobić to, co uznacie za najbardziej stosowne — oznajmiła Sheriam. — Schwytajcie ich, jeśli się to okaże możliwe. Ale żaden z nich nie może uciec.
Nim Arinvar dokończył swój ukłon, z dłonią na rękojeści miecza, obok niego pojawił się kolejny mężczyzna, ciemny, wielki niczym niedźwiedź, barczysty i wysoki, z włosami sięgającymi do ramion i krótką brodą wygoloną w taki sposób, że odsłaniała górną wargę. Przy jego postaci ten płynny sposób poruszania się Strażników wyglądał doprawdy dziwnie. Mrugnął do Myrelle, swojej Aes Sedai, a jednocześnie oznajmił ze swoim mocnym illiańskim akcentem:
— Większość jeźdźców zatrzymała się, jeden wszak przybył tutaj osobiście. Co prawda widziałem go tylko w przelocie, ale jest to Gareth Bryne, i upierałbym się przy tym, gdyby nawet moja matka staruszka twierdziła inaczej.
Siuan spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczyma; nagle poczuła chłód przenikający dłonie i stopy. Uporczywe plotki głosiły, że Myrelle naprawdę poślubiła tego Nuhela oraz swoich pozostałych dwóch Strażników, łamiąc tym samym wszelkie obyczaje i prawa każdego kraju, który Siuan przychodził na myśl. To był taki rodzaj przypadkowej myśli, jaka nawiedza umysły ogłuszone niespodziewanym obrotem spraw, a w tej właśnie chwili czuła się tak, jakby maszt runął jej na głowę. Bryne, tutaj?
„To niemożliwe! To szaleństwo!” — Z pewnością ten człowiek nie mógł jechać za nimi taki kawał drogi po... — „O tak, mógł i zrobił to. Ten człowiek jest do czegoś takiego zdolny”.
Kiedy podróżowały, zapewniała samą siebie, że tylko zrozumiała ostrożność każe im zacierać za sobą ślady, że Elaida wie, iż nie zginęły, niezależnie od tego, co głosiły plotki, i że nie zaprzestanie ich ścigać, dopóki nie zostaną znalezione albo ona nie padnie. Siuan przez cały czas czuła zdenerwowanie, kiedy musiały pytać o drogę, jednak myśl, która atakowała ją niczym rekin, krzyczała, że to przecież nie Elaida znajdzie jakoś kowala w małej altarańskiej wiosce, lecz że ten kowal będzie niczym jaskrawo wymalowany znak dla Bryne’a.
„Mówiłaś sobie, że to głupoty, nieprawdaż? A oto i on”.
Dobrze pamiętała swoje spotkanie z nim, kiedy musiała nagiąć jego wolę w sprawie Murandy. Przypominało to wówczas zginanie żelaznej sztaby albo jakiejś potężnej sprężyny, która odskoczy, gdy choć na moment się popuści. Musiała przywołać wszystkie swoje siły, aby dać sobie z nim radę, musiała poniżyć go publicznie, aby być pewną, że będzie posłuszny tak długo, jak ona zechce. Nie mógł odwołać tego, co zgodził się czynić, klęcząc i błagając o łaskę na oczach pięćdziesięciu szlachetnie urodzonych. Z samą Morgase było już dosyć kłopotów, a Siuan nie miała ochoty, by Bryne służył za pretekst pozwalający sprzeciwić się jej zaleceniom. Dziwna myśl, wówczas ona i Elaida współpracowały ze sobą, wywierając nacisk na Morgase.
Musiała się wziąć w garść. Rozpraszała się niepotrzebnie, myśląc o wszystkim, tylko nie o tym, co trzeba.
„Skoncentruj się. Nie ma czasu na uleganie panice”.
— Musicie go odesłać. Lub zabić.
Wiedziała, że to błąd, zanim skończyła swą wypowiedź. Zbyt wyraźnie było w niej obecne naleganie. Nawet Strażnicy spojrzeli na nią, Aes Sedai zaś... Dotąd nigdy nie wiedziała, jak to jest, gdy straci się Moc, a te oczy zwrócą się na ciebie z pełną siłą swego wyrazu. Poczuła się naga, obnażona aż do samej duszy. Nawet wiedząc, że Aes Sedai nie potrafią przecież czytać myśli, wciąż miała ochotę wyznać od razu wszystko, zanim przedstawią listę jej kłamstw i zbrodni. Miała tylko nadzieję, że jej twarz nie przypomina oblicza Leane: poczerwieniałe policzki, oczy szeroko rozwarte.
— Dobrze wiecie, dlaczego on tu przyjechał — głos Sheriam był pełen chłodnej pewności. — Obie wiecie. I nie macie ochoty stanąć z nim twarzą w twarz. Do tego stopnia, że chciałybyście, byśmy go dla was zabiły.
— Żyje jeszcze kilku tylko naprawdę wielkich kapitanów. — Nuhel zaczął wyliczać na palcach. — Agelmar Jagad i Davram Bashere nie opuszczają Ugoru, jak przypuszczam, Pedron Niall zaś zapewne na nic się wam nie przyda. Gdyby Rodel Ituralde żył dotąd, można by spotkać go gdzieś na pozostałościach Arad Doman. — Uniósł w górę gruby kciuk. — A więc zostaje wam tylko Gareth Bryne.
— Sądzisz, że będziemy potrzebowały wielkiego kapitana? — zapytała cicho Sheriam.
Nuhel i Arinvar nie spojrzeli nawet na siebie, ale Siuan nie mogła się pozbyć wrażenia, że jednak wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Decyzja należy do ciebie, Sheriam — odparł równie cicho Arinvar — do ciebie i pozostałych sióstr, ale jeśli masz zamiar powrócić do Wieży, on przyda ci się z pewnością. Jeżeli zamierzacie pozostać tutaj, dopóki Elaida po was kogoś nie przyśle, wtedy będzie niepotrzebny.
Myrelle spojrzała na Nuhela pytająco, on zaś pokiwał głową.
— Wygląda na to, że miałaś rację, Siuan — gniewnie oznajmiła Anayia. — Nie udało nam się oszukać Gaidinów.
— Pytanie jednak brzmi, czy on zgodzi się nam służyć — powiedziała Carlinya, a Morvrin pokiwała głową, dodając: — Musimy przedstawić mu naszą sprawę w taki sposób, by zechciał służyć. W niczym nam nie pomoże, jeśli świat się dowie, że zabiłyśmy, czy też uwięziłyśmy tak znacznego człowieka.
— Tak — skończyła Beonin — i musimy mu zaproponować zapłatę, która mocno go z nami zwiąże.
Sheriam spojrzała na dwóch mężczyzn.
— Kiedy lord Bryne dotrze do wioski, nie mówcie mu nic, lecz przyprowadźcie prosto do nas. — Gdy tylko drzwi zamknęły się za Strażnikiem, jej wzrok stwardniał. Siuan nie miała kłopotów z przypomnieniem sobie; to samo zielone spojrzenie, które sprawiało, że nowicjuszkom drżały kolana, zanim nawet padło choćby jedno słowo. — Dobrze. Opowiecie nam dokładnie, dlaczego Gareth Bryne tu przyjechał.
Nie było wyboru. Jeżeli złapią ją na najdrobniejszym choćby kłamstwie, zaczną wątpić we wszystko. Siuan wciągnęła głęboko powietrze.
— Na noc poszukałyśmy schronienia w stodole położonej blisko Źródeł Kore, w Andorze. Bryne jest tamtejszym lordem i...