Gdy Siuan wkroczyła do obozu Aes Sedai, zamarła z koszem pełnym brudnych rzeczy wspartym o biodro. Tym razem było to jej własne pranie. W końcu dotarło do niej, że nie musi prać i za siebie, i za Bryne’a. W końcu od czego są nowicjuszki? Ostatnimi czasy było ich z pewnością dość.
A teraz wszystkie co do jednej stały przed wielkim namiotem w centrum obozu. Stały ramię w ramię ścianą bieli poznaczoną od góry rozmaitością naturalnych barw włosów. Żadne regularne zgromadzenie Komnaty nie spotkało się z takim zainteresowaniem. Musiało się dziać coś doprawdy niezwykłego.
Siuan postawiła wiklinowy kosz z praniem na pobliskim pniaku i nakryła go ręcznikiem. Nie ufała temu niebu, choć w ciągu ostatnich tygodni najwyżej kilka razy okazjonalnie mżyło. Niebu komendanta portu nie można ufać. Słowa, z których można wywieść całą filozofię życia. Nawet jeśli w tym przypadku stosowały się wyłącznie do kosza z mokrą bielizną, na dodatek brudną.
Przeszła przez ubitą drogę, wstąpiła na jeden z drewnianych chodników. Kiedy spiesznie podążała w kierunku namiotu, nierówne deski uginały się lekko pod stopami i skrzypiały. Mówiło się ostatnio o zastąpieniu prowizorycznych chodników czymś bardziej trwałym, może nawet kosztownym brukiem.
Dotarła do ostatniego szeregu stojących kobiet. Na ostatnim tak licznym spotkaniu Komnaty ujawniono, że Asha’mani nałożyli siostrom więzi zobowiązań i że Źródło zostało oczyszczone ze skazy. Światłości, spraw, żeby tym razem nie chodziło o podobnie ponure niespodzianki! Nerwy miała już dość napięte z powodu przeklętego Garetha Bryne’a. Ostatnio zaproponował, że nauczy ją władać mieczem, tak na wszelki wypadek. Nigdy nie sądziła, aby miecz mógł się jej do czegokolwiek przydać. Poza tym, kto kiedy słyszał o Aes Sedai z bronią w ręku, walczącej jak jakiś szalony Aiel? Szczerze mówiąc, ten człowiek porządnie dawał jej w kość.
Przepchnęła się przez tłum nowicjuszek, rozdrażniona tym, że musi prosić je o przejście. Gdy tylko się orientowały, że mają za sobą siostrę, natychmiast się rozstępowały, niemniej były tak roztargnione, że cała sprawa wymagała nieco wysiłku. Kilka po drodze zrugała za to, że zapomniały o swych obowiązkach. Gdzie była Tiana? Powinna zagnać te dziewczyny z powrotem do nauki lub pracy. Nawet gdyby w obozie pojawił się przeklęty Rand al’Thor we własnej osobie, nowicjuszki powinny być na lekcjach!
W końcu, już blisko namiotu, znalazła kobietę, której szukała. Sheriam, Opiekunka Kronik Egwene, nie mogła wejść do Komnaty bez swej Amyrlin. I dlatego musiała czekać na zewnątrz. Pewnie wolała to, niż tkwić we własnym namiocie.
W ciągu ostatnich tygodni płomiennowłosa kobieta straciła nieco z tuszy nadającej jej miły, pulchny wygląd. Naprawdę powinna sobie znaleźć nową pokojówkę, jej dawne służące zaniedbywały swe obowiązki. Mimo to chyba doszła nieco do siebie, stała się mniej nieprzewidywalna. Być może minęło już to, co jej doskwierało. Zresztą sama zawsze upierała się, że wszystko jest w najlepszym porządku.
– Rybie flaki – zaklęła Siuan, kiedy któraś z nowicjuszek przypadkowo uderzyła ją łokciem. Spojrzała na nią złym okiem, a dziewczyna natychmiast skuliła się w sobie i wycofała jak niepyszna, za nią poszła jej rodzina. Siuan zwróciła się do Sheriam: – A więc o co chodzi? Czyżby okazało się, że jeden ze stajennych jest królem Łzy?
Sheriam uniosła brew.
– Elaida umie Podróżować.
– Co takiego? – spytała z niedowierzaniem. Spojrzała do namiotu. Był pełen Aes Sedai. Chuda Ashmanaille z Szarych Ajah przemawiała do zgromadzonych. Dlaczego to posiedzenie nie zostało Zapieczętowane Płomieniem?
Sheriam tylko pokiwała głową.
– Odkryłyśmy to, gdy Ashmanaille została wysłana po daninę od Kandoru.
Daniny były głównym źródłem dochodu Aes Sedai Egwene. Od wielu wieków każde królestwo wysyłało je do Tar Valon. Biała Wieża nie polegała już wyłącznie na uzyskiwanych tą drogą dochodach – potrafiła się utrzymywać innymi metodami, niezależnymi od hojności innych. Daniny dalej jednak przyjmowano, a wiele królestw Ziem Granicznych wciąż przestrzegało dawnych zwyczajów.
Przed rozłamem to właśnie Ashmanaille sprawowała w Białej Wieży pieczę nad tymi daninami i podziękowaniami w imieniu Amyrlin. Rozłam i odkrycie Podróżowania sprawiły, że Aes Sedai Egwene mogły odbierać daniny osobiście. Główny urzędnik Kandru nie dbał o to, do którego stronnictwa Białej Wieży trafią środki, byle zostały wysłane, i był zadowolony, że może je przekazać osobiście samej Ashmanaille.
Oblężenie Tar Valon ułatwiało przejmowanie monet z trybutów przeznaczonych dla Elaidy, które zamiast tego szły na opłacenie żołnierzy Bryne’a. Nadzwyczaj życzliwy uśmiech losu. Lecz, jak wiadomo, nie można oczekiwać, że morze pozostanie na zawsze spokojne.
– Urzędnik był nie na żarty rozzłoszczony – wyjaśniała Ashmanaille rzeczowym tonem. – Powiedział mi: „Już wam zapłaciłem w tym miesiącu. Dałem pieniądze kobiecie, która przybyła wczoraj. Miała przy sobie właściwie opieczętowany list podpisany przez samą Amyrlin, w którym pisała, że pieniądze mogę wręczyć jedynie siostrze z Czerwonych Ajah”.
– Nie wynika stąd absolutnie jednoznacznie, że Elaida dysponuje umiejętnością. Podróżowania – rozległ się w namiocie głos Romandy. – Czerwona siostra mogła dotrzeć do Kandoru w inny sposób.
Ashmanaille pokręciła głową.
– Świadek widział, jak tamta otwierała bramę. Już po przekazaniu pieniędzy główny urzędnik odkrył błąd w zaksięgowaniu i z brakującą sumą wysłał skrybę za delegacją Elaidy. Ten opisał mi dokładnie, co widział. Mówił, że konie Aes Sedai zniknęły w czarnej dziurze w powietrzu. Widok wstrząsnął nim do tego stopnia, że wezwał gwardzistów, jednak zanim przybyli na miejsce, kobiety Elaidy już zniknęły. Przesłuchiwałam go osobiście.
– Ja tak łatwo nie ufam męskim słowom – wtrąciła siedząca z przodu Moria.
– Główny urzędnik ze szczegółami opisał mi kobietę, która przybyła po pieniądze – odpowiedziała Ashmanaille. – Na podstawie tego opisu jestem prawie pewna, że to była Nestia. Może mogłybyśmy jakoś sprawdzić, czy przebywa w Wieży? W ten sposób uzyskałybyśmy dodatkowe potwierdzenie.
W namiocie podniosły się kolejne głosy, formułując dalsze zastrzeżenia, lecz Siuan już ich nie słuchała. Niewykluczone, że miały do czynienia z chytrym podstępem, którego celem było wywieść je w pole, ale i tak nie mogły ryzykować. Światłości! Czy tylko ona jedna miała głowę na karku?
Zaczepiła najbliżej stojącą nowicjuszkę, myszowatą dziewczynę, prawdopodobnie znacznie starszą niż sugerował jej wygląd – nie mogło być inaczej, ponieważ wyglądała na oko na dziewięć lat.
– Potrzebuję posłańca – poinformowała ją Siuan. – Sprowadź tu jednego z łączników, których lord Bryne pozostawił w obozie, by przekazywali mu wieści. Szybko!
Dziewczyna pisnęła i pobiegła.
– Co robisz? – zapytała Sheriam.
– Ratuję nasze życie – wyjaśniła Siuan, patrząc złym okiem na zgromadzony wokół tłum nowicjuszek. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku! – warknęła. – Dość gapienia. Jeżeli odwołano wam lekcje z powodu tego fiaska, znajdźcie sobie jakieś zajęcie. Każda nowicjuszka, która za dziesięć sekund będzie wciąż stała na tym chodniku, popamięta tak, że nie będzie umiała policzyć do dziesięciu!
Na te słowa rozpoczął się pospieszny masowy exodus białych sukienek. Wkrótce na miejscu pozostała jedynie niewielka grupka Przyjętych oraz Sheriam i Siuan. Siuan obrzuciła Przyjęte spojrzeniem, pod którym te skuliły się, lecz nic nie powiedziała. Do przywilejów, jakimi się cieszyła ta grupa inicjowanych Wieży, zaliczała się większa swoboda. Zresztą dopóki Siuan mogła przemieszczać się na nikogo nie wpadając, była zadowolona.
– Przede wszystkim interesuje mnie, dlaczego to spotkanie nie zostało Zapieczętowane Płomieniem? – zwróciła się do Sheriam.
– Nie mam pojęcia – wyznała zapytana, zerkając do wnętrza wielkiego namiotu. – Wieści, jeśli prawdziwe, są dość przerażające.
– W końcu to musiało nastąpić – stwierdziła Siuan, choć wewnątrz nie czuła spokoju, jakim miały emanować jej słowa. – Nie da się długo ukrywać wiedzy, że Podróżowanie jest możliwe i że ktoś odkrył je na nowo.
„Co się stało?” – zastanawiała się. „Chyba nie złamały Egwene? Światłości spraw, aby się nie okazało, że to ona lub Leane zostały zmuszone do wyjawienia naszej tajemnicy… Beonin. To musiała być ona. Żeby to wszystko sczezło!”.
Pokręciła głową.
– Niech Światłość sprawi, by udało nam się przynajmniej utrzymać tajemnicę Podróżowania przed Seanchanami. Kiedy zaatakują Wieżę, będziemy potrzebować chociaż tej przewagi.
Sheriam zmierzyła ją wzrokiem, jej wątpliwości wyraźnie odbijały się na twarzy. Większość sióstr nie wierzyła, że Egwene Śniła prawdziwy sen o ataku na Wieżę. Głupie – miały ochotę łowić ryby, ale nie chciało im się później ich patroszyć. Nie po to wybiera się Amyrlin, żeby potem lekceważyć jej ostrzeżenia.
Czekała więc na to, co przyniesie dalszy ciąg spotkania, niecierpliwie nasłuchując głosów dobiegających z namiotu. W pewnym momencie zaczęła się zastanawiać, czy nie przyjdzie jej wysłać kolejnej nowicjuszki, ale właśnie wtedy przed namiotem pojawił się jeden z łączników Bryne’a, w schludnym mundurze i z krótko przystrzyżonymi brązowymi włosami. Dosiadał jakiegoś wściekłego potwora o barwie bezksiężycowej nocy i z opaskami bieli tuż nad kopytami, który parsknął na Siuan, gdy tylko jeździec osadził go w miejscu. Naprawdę musiał przyprowadzać tu to monstrum?
– Aes Sedai? – zwrócił się do nich mężczyzna, kłaniając się z siodła. – Chciałyście przekazać informację lordowi Bryne?
– Tak– potwierdziła Siuan. – A ty zaniesiesz mu ją najszybciej, jak to tylko możliwe.
Żołnierz skinął głową.
– Powiedz lordowi Bryne’owi… – zaczęła Siuan. – Powiedz mu, aby zwracał uwagę na flanki. Nasz wróg wszedł w posiadanie środków transportu, dzięki którym się tutaj dostaliśmy.
– Stanie się, jak każecie.
– Powtórz wiadomość – poleciła Siuan.
– Oczywiście, Aes Sedai – szczupły mężczyzna skłonił się znowu. – Lecz powinienem was poinformować, że od ponad dziesięciu lat jestem łącznikiem przy sztabie generała. Moja pamięć…
– Przestań – weszła mu w słowo Siuan. – Nie interesuje mnie, od jak dawna pełnisz swoją służbę. Nie interesuje mnie, jak dobra jest twoja pamięć. Nie interesuje mnie też, czy jakimś pokrętnym zrządzeniem losu nie proszono cię przedtem tysiące razy o przekazanie informacji o identycznej treści. Powtórz, co ci powiedziałam.
– Hmm, tak, Aes Sedai. Mam przekazać lordowi generałowi, żeby zwracał uwagę na flanki. Nasz wróg nauczył się metod transportu, dzięki którym się tutaj dostaliśmy.
– Dobrze. Jedź.
Żołnierz się ukłonił.
– Już!
Tamten zawrócił swego strasznego konia i galopem wyjechał z obozu; poły płaszcza powiewały mu za plecami.
– O co ci chodziło? – zapytała Sheriam, odrywając wzrok od posiedzenia Komnaty, które wciąż trwało w namiocie.
– Chcę być pewna, że nie obudzimy się w środku nocy otoczone przez armię Elaidy – wyjaśniła Siuan. – Założę się, że jestem jedyną, której przyszło do głowy uprzedzić naszego generała, że wróg właśnie pozbawił nas naszej największej przewagi taktycznej. I na tym koniec z oblężeniem.
Sheriam zmarszczyła brwi, jakby wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Z pewnością nie była jedyną, która tak by zareagowała. Och, znajdą się siostry, które już myślały o wysłaniu słowa do generała i które w końcu to zrobią. Jednak dla zgromadzonej tu większości prawdziwą katastrofą nie był fakt, że armia Elaidy dysponowała teraz możliwością oskrzydlenia ich pozycji ani że oblężenie Bryne’a straciło sens. Dla nich katastrofa miała wymiar głównie osobisty: wiedza, której strzegły, wpadła w niepowołane ręce. Dotąd Podróżowanie było ich, teraz miała je też Elaida! Tak właśnie myślały Aes Sedai. Najpierw poczucie urażonej dumy, potem praktyczne wnioski.
A może po prostu Siuan nie mogła już znieść przepełniającego ją rozgoryczenia. Kiedy o tym pomyślała, w namiocie którejś w końcu przyszło do głowy, żeby Zapieczętować spotkanie Płomieniem i Siuan nie miała już tu czego szukać. Odwróciła się i zeszła z drewnianego chodnika na ubitą ziemię. Wokół niej w tę i we w tę śpieszyły nowicjuszki, uciekając spojrzeniami, ale kłaniając się przepisowo.
„Dzisiaj nieszczególnie mi wychodziło udawanie słabej istotki” – pomyślała i się skrzywiła.
Biała Wieża obracała się w ruinę. Ajah wykańczały się wzajemnie w małostkowych walkach. Nawet tutaj, w obozie Egwene, więcej czasu zajmowała polityka niż przygotowania do nadciągającej burzy.
A Siuan po części była odpowiedzialna za tę sytuację. Okoliczności oceniała dość trzeźwo – Elaida i jej Ajah oczywiście ponosiły za wszystko znaczną część odpowiedzialności. Lecz czy w ogóle doszłoby do rozpadu Wieży, gdyby Siuan wcześniej kładła większy nacisk na współpracę między Ajah? W końcu Elaida nie musiała się aż tak bardzo napracować nad swoim przewrotem. Każdy podział w Wieży miał swoje początki w nieznacznych rysach, które powstały za kadencji Siuan jako Amyrlin. Gdyby bardziej się przykładała do roli mediatorki między frakcjami Białej Wieży, może mogłaby natchnąć te kobiety większą siłą? Czy mogła sprawić, by przy pierwszej okazji nie rzucały się na siebie niczym ryby brzytwy zdjęte morderczym szałem?
Smok Odrodzony był ważny. Lecz był tylko jedną z postaci, wokół których układał się splot Wzoru w te ostatnie dni. Zbyt łatwo było o tym zapomnieć, zbyt trudno było oderwać wzrok od dramatycznego bohatera legend i przypomnieć sobie, że na świecie żyją jeszcze inni ludzie.
Westchnęła, podniosła z ziemi kosz z praniem i odruchowo sprawdziła, czy wszystko jest w środku. Kątem oka zobaczyła nadchodzącą bocznym chodnikiem postać w bieli.
– Siuan Sedai?
Siuan uniosła wzrok i zmarszczyła brwi. Nowicjuszka, która przed nią stała, była jedną z najbardziej oryginalnych postaci w obozie Aes Sedai. Blisko siedemdziesięcioletnia Sharina miała pomarszczoną, pobrużdżoną twarz dobrotliwej staruszki. Siwe włosy upinała w kok i choć wiek jeszcze nie przygiął jej do ziemi, miała w sobie pewną powolność kojarzoną z liczbą lat spoczywających na barkach. Widziała już tyle, tyle zrobiła, tyle przeżyła. I w przeciwieństwie do Aes Sedai, Sharina naprawdę żyła przez te wszystkie lata. Pracowała, założyła rodzinę, a nawet pogrzebała swoje dzieci.
Dysponowała dużym potencjałem Mocy. Zdumiewająco dużym – z pewnością dosłuży się szala, a kiedy to nastąpi, będzie znacznie silniejsza niż Siuan. Jednak w tej chwili Sharinie nie pozostawało nic innego, jak głęboko się ukłonić. Było to niemal doskonałe okazanie szacunku. Powiadano, że ze wszystkich nowicjuszek ona uskarża się najrzadziej, najmniej sprawia kłopotów, uczy się najpilniej. I choć była nowicjuszką, rozumiała sprawy, o których większość Aes Sedai nie miała pojęcia – lub o których zapomniały natychmiast po przywdzianiu szala. Jak okazać pokorę, kiedy to konieczne, jak znosić kary, skąd wiedzieć, kiedy trzeba się uczyć, a kiedy wystarczy udawać, że się wie.
„Gdybyśmy tylko miały więcej takich jak ona” – pomyślała Siuan – „a mniej takich, jak Elaida i Romanda”.
– Tak, dziecko? – zapytała. – O co chodzi?
– Zobaczyłam, że podnosisz ten kosz z praniem, Siuan Sedai – wyjaśniła Sharina. – I pomyślałam, że może pomogę ci go nieść.
Siuan się zawahała.
– Nie chciałabym, abyś się zmęczyła.
Sharina uniosła brew, robiąc minę całkowicie nie przystającą nowicjuszce.
– Jeszcze w zeszłym roku te stare ręce nosiły ciężary dwakroć większe w tę i z powrotem do rzeki, Siuan Sedai, przez całą drogę targając ze sobą trójkę wnuków. Myślę, że sobie poradzę. – W jej oczach Siuan dostrzegła cień sugestii, że złożona propozycja ma sens głębszy niż wyrażony w słowach. Najwyraźniej ta kobieta zręcznie sobie radziła nie tylko ze splotami Uzdrawiania.
Zaciekawiona Siuan pozwoliła wziąć jej kosz. Ruszyły chodnikiem w kierunku namiotów nowicjuszek.
– To interesujące – zaczęła Sharina – że tak wielkie zamieszanie może wywołać tak z pozoru drobne odkrycie, nieprawdaż, Siuan Sedai?
– Trudno przecenić wagę faktu, że Elaida odkryła Podróżowanie.
– Lecz przecież to prawie nic w porównaniu z tym, co głoszą plotki o spotkaniu sprzed trzech miesięcy, kiedy przed siostrami stanął potrafiący przenosić mężczyzna. Dziwne, że teraz podniósł się taki rwetes.
Siuan pokręciła głową.
– Sposób myślenia tłumów często wydaje się na pierwszy rzut oka dziwny, Sharino. Wszystkie w obozie wciąż mówią o wizycie Asha’mana, co sprzyja atmosferze wyczekiwania. Nic dziwnego, że z podnieceniem reagują na ewentualność kolejnych rewelacji. W ten sposób może się zdarzyć, że wielkie zdarzenia przejdą właściwie niezauważone, podczas gdy mniej ważne wywołają kolejną eksplozję niepokoju.
– Myślę, że to spostrzeżenie można wykorzystać w dobrym celu. – Sharina skinęła głową grupie mijających je nowicjuszek. – Ale może z niej skorzystać ktoś, kto chciałby wywołać niepokoje. Oczywiście, gdyby zdarzył się taki ktoś.
– Co chcesz powiedzieć? – zapytała Siuan, czując, jak zwężają jej się oczy.
– Ashmanaille najpierw poszła ze swoją wiedzą do Lelaine Sedai – cicho odrzekła Sharina. – Słyszałam, że to Lelaine zadbała, aby plotka się rozeszła. Zwołując posiedzenie Komnaty, tłumaczyła głośno przyczyny, choć obok stała spora rodzina nowicjuszek. Ona również sprzeciwiła się paru wezwaniom, aby spotkanie było Zapieczętowane Płomieniem.
– Ach – jęknęła Siuan. – Więc to dlatego!
– Oczywiście mówię tylko o plotkach – ciągnęła Sharina, przystając na moment w cieniu postrzępionego czarnodrzewu. – Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to tylko głupie gadanie. Cóż, Aes Sedai z doświadczeniem Lelaine wiedziałaby przecież, że takie mimowolne słowa w obecności nowicjuszek wkrótce trafią do wszystkich zainteresowanych uszu.
– A w Wieży wszystkie uszy są zainteresowane.
– Nie inaczej, Siuan Sedai – potwierdziła Sharina z uśmiechem.
Lelaine zrobiła sobie widowisko z posiedzenia – chciała, żeby nowicjuszki się o wszystkim dowiedziały i żeby każda z sióstr włączyła się w dyskusję. Dlaczego? I dlaczego Sharina dzieliła się z Siuan opiniami zupełnie nieprzystającymi nowicjuszce?
Odpowiedź była oczywista. Im bardziej kobiety w obozie czuły się zagrożone – i im większym strachem napełniała je Elaida – tym łatwiej będzie czyjejś silnej ręce przejąć nad nimi kontrolę. I choć w tej chwili siostry czuły się przede wszystkim urażone tym, że wydarto im pieczołowicie chronioną tajemnicę, wkrótce zdadzą sobie sprawę z groźby, którą Siuan dostrzegła od razu. Pojawi się strach. Zmartwienie. Niepokój. Skoro Aes Sedai mogły zza murów miasta Podróżować dokądkolwiek i kiedykolwiek chciały, oblężenie można było uznać za zakończone. Armia Bryne’a na mostach stała się bezużyteczna.
I o ile Siuan nie myliła się w swych podejrzeniach, Lelaine wkrótce zadba, aby wszystkie siostry zdały sobie sprawę z sytuacji.
– Ona chce, żebyśmy się bały – mruknęła Siuan. – Chce doprowadzić do kryzysu. – Manewr był chytry. Siuan powinna wyczuć, że coś takiego się kroi. Z tego, że się nie zorientowała i że nie dotarły do niej najlżejsze nawet szepty o planach Lelaine, też wynikała ważna rzecz. Ta kobieta nie ufała Siuan tak bardzo, jak mogło to z pozoru wyglądać. Krwawe popioły!
Spojrzała na Sharinę. Siwowłosa kobieta stała obok, cierpliwie czekając, aż Siuan przetrawi usłyszane słowa.
– Dlaczego mi o tym powiedziałaś? – zapytała Siuan. – Przecież dla ciebie jestem popychadłem Lelaine.
Brwi Shariny uniosły się wysoko.
– Proszę, Siuan Sedai. Moje oczy nie są ślepe, więc widzą kobietę, która robi wszystko, żeby wrogowie Amyrlin nie mieli zbyt wiele wolnego czasu.
– Świetnie – powiedziała Siuan. – Ale ujawniasz swoje sympatie, nic nie dostając w zamian.
– Nic w zamian? – zdziwiła się Sharina. – Wybacz mi, Siuan Sedai, ale jak twoim zdaniem będzie wyglądać mój los, jeśli Amyrlin nie wróci? Niezależnie od tego, jakie słowa goszczą teraz na ustach Lelaine Sedai, wyczuwamy, że w głębi duszy żywi inne przekonania.
Siuan się zawahała. Choć Lelaine odgrywała teraz rolę żarliwej obrończyni Egwene, to jeszcze nie tak dawno temu jej stanowisko w sprawie podstarzałych nowicjuszek było takie samo jak większości sióstr. Aes Sedai miały we krwi wierność utrwalonej tradycji.
Niemniej w obecnej sytuacji, kiedy nowe imiona trafiły już do księgi nowicjuszek, niełatwo będzie usunąć je z Wieży. Nie oznaczało to jednak, że Aes Sedai zamierzały kontynuować praktykę przyjmowania starszych kobiet. Poza tym było bardzo prawdopodobne, że Lelaine – czy jakakolwiek inna kobieta, która zajmie Tron Amyrlin – znajdzie sposób, aby w nieskończoność spowalniać postępy tych, których obecność była wyzwaniem rzuconym tradycji. A Sharina z pewnością znalazłaby się wśród nich.
– Powiadomię Amyrlin o twoim uczynku – oznajmiła Siuan. – Otrzymasz swoją nagrodę.
– Największą nagrodą będzie dla mnie powrót Egwene Sedai, Siuan Sedai. Módlmy się, aby nastąpił jak najszybciej. W momencie, gdy przyjęła nas pod swoje skrzydła, nasze losy się splotły. Po tym co widziałam i czułam, nie chcę rezygnować z parania się Jedyną Mocą. – Siwowłosa nowicjuszka uniosła kosz z praniem. – Przypuszczam, że chciałabyś, aby to zostało uprane i zwrócone tobie?
– Tak. Dziękuję.
– Jestem nowicjuszką, Siuan Sedai. To mój obowiązek i przyjemność. – Sharina skłoniła się z szacunkiem i ruszyła dalej po chodniku, krokiem wiele lżejszym, niż wskazywałby jej wiek.
Siuan przez chwilę patrzyła w ślad za nią, a potem zatrzymała kolejną nowicjuszkę. Następny łącznik do Bryne’a. Tak na wszelki wypadek.
„Pospiesz się, dziewczyno” – zwróciła się w myślach do Egwene, równocześnie obejmując spojrzeniem odległą iglicę Białej Wieży. „Sharina nie jest jedyną, której los zależy od tego, jak potoczą się twoje losy. Wszystkie tutaj wpadłyśmy w twoją sieć”.