12

Następnego ranka zjedli „wytworne” śniadanie, namoczone i odgrzane żelazne porcje, których smak trudno było określić. W tej sytuacji jednak zjedliby wszystko.

Wiatr ustał. Niezbyt gruba tego dnia powłoka chmur przepuszczała od czasu do czasu promienie bladego słońca, które robiły co mogły, by stopić ten późny śnieg.

Udawało się to tylko częściowo. Dolg wyszedł na chwilę i brodził w rozmokłej, ciężkiej brei, szybko jednak wrócił. Taki spacer nie należał do przyjemności.

Goram i Lilja byli w dość dobrej formie. W każdym razie on. Z nią sprawy miały się znacznie gorzej.

Siedziała przy małym stoliku ze zwieszoną głową, mężczyźni spostrzegli, że ukradkiem ociera łzy. A kiedy w końcu nie była w stanie opanować szlochu, Goram zapytał stanowczym tonem:

– Co cię tak gnębi, Liljo?

Raczej retoryczne pytanie, przecież wszystko wokół było w najwyższym stopniu deprymujące.

Ale odpowiedź ich zaskoczyła: Bo wy nie macie ze mnie żadnego pożytku! Same kłopoty! Byliście bardzo mili, że wybraliście mnie do grupy „Poszukiwaczy Przygód”, pozwolono mi wziąć udział w wyprawie, ale najpierw Armas musiał się zamienić, bo uważał, że nic nie jestem warta, a teraz wam wszystko popsułam, i to dwukrotnie…

Po chwili milczenia Dolg zapytał spokojnie:

– Popsułaś? Co chcesz przez to powiedzieć?

– No tak, bo najpierw polował na mnie wodny troll i musieliście walczyć, żeby mnie wydostać z opresji, a potem ta straszna pajęczyca rzuciła się akurat na mnie. Dlaczego? I Goram przeze mnie ukręcił nogę, a potem oddał mi połowę swojej krwi. Gdyby nie ja, uniknęlibyście mnóstwa kłopotów.

Goram ujął jej rękę opartą o stół, przewrócił przy tym pustą filiżankę, ale akurat teraz nikt się nie przejmował takimi sprawami.

– Nie wydaje mi się – rzekł spokojnie, ale stanowczo. – Gdyby ciebie nie było, to byśmy pewnie stracili wiele tygodni, zanim udałoby się nam ich wytropić. Pytasz, dlaczego oni atakowali właśnie ciebie. Wodny potwór miał po prostu na ciebie ochotę, to chyba rozumiesz?

Skinęła głową ze wzrokiem wbitym w blat stołu.

Teraz odezwał się Dolg:

– A bestia polowała na ciebie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jesteś kobietą. Młodą, piękną kobietą. Po drugie zaś, ona pragnęła twojej krwi, bo myślała, że dzięki temu zachowa młodość. To wampir, Liljo; postać znana z historii. Hrabina z Siedmiogrodu, urodziła się w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym, jedna z najwstrętniejszych postaci kobiecych w dziejach. Poza tym, kochanie, chcę ci powiedzieć, że należysz do grupy „Poszukiwaczy Przygód” dzięki swojemu charakterowi. Masz dość rozumu, żeby się bać, gdy istnieją po temu powody, ale nie poddajesz się łatwo. I nigdy nie bywasz głupio odważna. To są właśnie cechy, które składają się na prawdziwą odwagę.

– Dziękuję – szepnęła Lilja z ulgą. – Dziękuję wam obu.

A potem wróciła do sprawy, która budziła w niej najwięcej niepokoju:

– Dolg, czy ty naprawdę uważasz, że jestem ładna?

– Bardzo – odpowiedzieli obaj panowie równocześnie.

Rozpromieniła się radośnie. Nagle jej twarz pokraśniała, jakby ktoś pomalował jej policzki sokiem z czerwonego buraczka.

– Nigdy tego nie zauważyłam – bąknęła.

Dolg wstał, sprzątanie po śniadaniu zostawił Goramowi.

– No to zbierajmy się, chyba trzeba będzie zajrzeć do naszego jeńca? Ty, Liljo, powinnaś raczej zostać w gondoli, musisz odzyskać siły.

– Nie, idę z wami – oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Może tak będzie lepiej – zgodził się Goram. – Wolałbym nie zostawiać cię samej. Spróbuj tylko wyglądać mniej ponętnie, żeby on znowu się na ciebie nie rzucił.

Śmiali się z tego żartu dość niepewnie, bo jednak sprawa mogła się okazać poważna.

Kiedy brnęli przez mokry śnieg, Lilja zapytała:

– Co zamierzacie z nim zrobić?

Obaj mężczyźni popatrzyli po sobie. Rozważali już tę sprawę i doszli do przekonania, że niezależnie od tego, jak „sympatyczny” mógłby się okazać potwór, to jednak nie należy pozwalać, by coś takiego włóczyło się po świecie. Poza to jednak nie wyszli. Żaden nie był w stanie sformułować alternatywnego rozwiązania.

Szkoda, że mimo wszystko nie umarł od użądlenia pajęczycy! To by rozwiązało mnóstwo problemów. Nie mieli bowiem wątpliwości, że Lilja w każdym razie będzie prosić o darowanie mu życia.

Wyszli na zbocze w pobliżu wodospadu i stanęli jak wryci.

Jeniec znajdował się na miejscu i był przytomny. Biegał w kółko i rozpaczliwie chciał się przedostać przez niewidzialny mur.

Ale, jak się okazało, promienie przyjaznego kamienia dokonały czegoś nadzwyczajnego: Wodny potwór odzyskał swój pierwotny wygląd.

Był, naturalnie, całkiem nagi, ale włosy sięgały mu do kolan, wąsy były prawie tak samo długie. Zarost miał strasznie zmierzwiony, to zaś, co u potwora stanowiło pazury, teraz okazało się niewiarygodnie długimi paznokciami.

Poza tym się skurczył, był teraz niższy nawet od Lilji.

– To przecież… Samojed! – zawołała na jego widok.

– Prawdopodobnie – przyznał Goram. – Tutaj, w północnej Syberii, zawsze żyło mnóstwo różnych plemion.

Dolg zawołał do stosunkowo młodego mężczyzny:

– Jesteś tubylcem?

– Tak, uwolnij mnie, szamanie!

Głos brzmiał głucho poza murem, dochodził jakby z bardzo daleka.

– Zaraz. Masz tu moją kurtkę, okryj się. Najpierw musisz nam opowiedzieć swoją historię, żebyśmy wiedzieli, czy możemy na tobie polegać. Czy znasz legendę o dziewczynie imieniem Shira?

Dolg pytał po to, by zorientować się, w jakich czasach żył ten człowiek.

– Oczywiście, że znam. Ta dziewczyna pochodziła z sąsiedniej wsi, z Nor. Rywalizowaliśmy ze sobą podczas zabaw.

– Słyszałem o takich zawodach – powiedział Dolg. – Czy wyruszyłeś do źródła zła w tym samym czasie, kiedy Shira szła do źródła dobra?

– Wcześniej. Chciałem dojść pierwszy, zazdrościłem jej, bo ona tyle umiała. Ale uważałem, że ja umiem wszystko. Musiałem jednak zabłądzić, albo coś mnie sprowadziło z właściwej drogi, nie wiem, wielki szamanie, w każdym razie znalazłem się w grocie, która nieoczekiwanie została zalana wodą. Musiałem się zachowywać jak wodne zwierzę, żeby utrzymać się na powierzchni, z czasem nauczyłem się żyć w nowych warunkach. Miałem mnóstwo czasu, żeby żałować swojej decyzji.

– Prawdopodobnie i tak byś nigdy nie dotarł do czarnego źródła – pocieszał go Dolg. – Nie byłeś wystarczająco zły.

– Byłem dziecinny, wielki szamanie. Miałem zdolności do wszystkiego, dlatego zaszedłem w grotach tak daleko, ale potem nie umiałem już wyjść. Widzieliście mnie, kiedy miałem jeszcze tę rybią postać? Tam, w grotach, zło przenikało do mojego ciała, ale stawiałem opór. Przez cały czas stawiałem opór, dopóki starczało mi sił. Teraz nie chcę nawet słyszeć słowa „zło”!

– Wierzymy ci – rzekł Dolg. – Wczoraj otrzymałeś pomoc i dokonał się proces oczyszczenia. Gdyby nie było w tobie już żadnych ludzkich uczuć, nic by ci nie pomogło. Wczoraj jednak uratowałeś nam życie, dla nas naraziłeś się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Tak więc potężne, dobre siły mogły działać, kiedy leżałeś nieprzytomny po użądleniu złej kobiety. Zostałeś poddany działaniu niebieskiego dobra.

– Nie rozumiem, szlachetny szamanie.

– Wiem, ale niebieskie dobro uznało, że wart jesteś, by cię uratować. I dlatego ufamy ci. Teraz cię wypuścimy. Wiedz jednak, że możemy cię w każdej chwili ogłuszyć. Możemy cię też unicestwić.

– Nie chcę zrobić wam nic złego, wielcy szamani!

Tym sposobem również Goram doczekał się honorowego tytułu.

Dolg wciąż nie był zadowolony.

– Jako wodny troll zaatakowałeś Lilję. Czy nadal masz takie zamiary?

Tamten pokręcił głową.

– To prawda, że brakowało mi kobiety, ale ona nie jest dla mnie. Jest za duża, za biała, pochodzi z innej rasy, a poza tym należy do innego mężczyzny. Nie, jako człowiek jej nie tknę, to byłoby poniżej mojej godności. Jako wodny demon nie uważałem tak bardzo na podobne sprawy.

Lilja przełknęła pogardliwą uwagę, choć zabrzmiała chyba gorzej, niż Samojed by chciał. Była mu po prostu wdzięczna.

– Jak się nazywasz? – zapytał Goram.

– Kinigut.

– No to obal mur, Dolgu!

Syn czarnoksiężnika, dla tubylców szaman, wykonał w powietrzu kilka gestów i niebywale zdumiony Kinigut był wolny.

Dostał kurtkę Dolga i wysokie buty Lilji, którą zaraz potem Goram przeniósł do gondoli. Kinigut uważał, że to niegodne wkładać kobiece obuwie, ale Goram zaproponował mu ze źle skrywanym rozbawieniem, że w takim razie jego także przeniesie. Tego było za wiele, uratowany tubylec przyjął obuwie, a Goram niósł Lilję i żadne nie miało nic przeciwko temu.

– Kinigut, nie marzłeś jako wodny demon? To znaczy na powierzchni, przy tym śniegu i w ogóle? – zapytała Lilja.

– Nie. Dopiero dzisiaj.

– To dowodzi, że znowu jesteś człowiekiem – ucieszył się Dolg. Ostrzegł nowego towarzysza, że czeka go wiele niespodzianek i zaskoczeń. Taka gondola, na przykład, może być szokiem dla Samojeda wychowanego w osiemnastym wieku.

Młody mężczyzna o bardzo długich wąsach nagle przystanął.

– A pajęczyca?

– Została unicestwiona.

– Dziękuję – odetchnął z ulgą. – A jej ofiary?

– Jakie ofiary?

– Nie znaleźliście ich? To dzielni tubylcy, którzy chcieli zabić nas wszystkich troje. Ona ich wyłapała i zamknęła, żeby wysysać z nich krew.

Wysłannicy Królestwa Światła byli wstrząśnięci.

– Czy oni żyją?

– Tego nie wiem. Ale wiem, gdzie ich ukryła.

Stali na zboczu, gondoli nie było jeszcze widać. Jedynym, który nie dyszał ze zmęczenia, był Dolg, pozostali z wysiłkiem wciągali powietrze do płuc. Goram dlatego, że nie doszedł jeszcze całkiem do siebie po utracie wielkiej ilości krwi. Lilja z tego samego powodu plus jeszcze i to, że miała za sobą bardzo ciężki dzień, Kinigut zaś dlatego, że odwykł od poruszania się ludzkim sposobem.

Panował spokój, wokół rozciągały się bezkresne pustkowia.

Dolg zastanawiał się. Jeszcze jedno zadanie? No cóż, teraz są wyspani, wypoczęci, zdrowi.

– Prowadź! – zwrócił się do Kiniguta. Ten wahał się.

– To bardzo niebezpieczna okolica.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Dolg niecierpliwie. – Co to znaczy, niebezpieczna? Posłuchaj no, Kinigut, pokonaliśmy twoje złe alter ego oraz tę potworną, pełzającą bestię, to chyba wystarczający dowód naszych kompetencji? Czego mamy się obawiać?

Kinigut przymknął swoje skośne, samojedzkie oczy.

– Widzieliście dopiero początek.

I tak oto Dolg, Goram i Lilja stanęli wobec możliwości rozwiązania tajemnicy, nad którą w ciągu całej długiej historii Ludzi Lodu nikt się nawet nie zastanawiał. Paradoks tak oczywisty, że powinien był się rzucić w oczy wszystkim wybitnym umysłom z rodu Ludzi Lodu i rodziny czarnoksiężnika, a także wszystkim nie związanym z nimi czytelnikom kronik, współczesnym i dawniejszym.

Bardzo dziwne, ale nikt na to nie wpadł.

Dopiero tutaj doszło do rozwiązania zagadki, o której nikt nawet nie słyszał, a o którą potknęły się trzy osoby do Ludzi Lodu nie należące.

Загрузка...