ROZDZIAŁ 20. Koniec zagadki

Gdy wyszli zza zakrętu ścieżki, ukazał się mały dom i stojąca obok szopa.

– Tu mieszka Dawson – powiedział Mike. – Lecznica jest na tyłach domu.

Od strony szopy dobiegał odgłos uderzeń młotkiem. Jupe uśmiechnął się.

– Jednego nie przewidział: jak solidnie wykonuje reperacje mój wujek.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Mike.

– Zaraz zobaczysz – odparł Jupiter tajemniczo.

Na podjeździe stał maty pikap. Obok zwalone były klatki. Siwowłosy weterynarz pracował ze szczypcami w jednej ręce, młotkiem w drugiej. Na widok Jima Halla i chłopców przerwał swe zajęcie. Rzucił im szybkie spojrzenie spod przymrużonych powiek.

– Się masz, Jim. Coś się stało? – zapytał.

Jim Hall potrząsnął głową. Rzucił czarną, skórzaną torbę pod nogi weterynarza.

– Słyszałem, że szukasz swojej torby. Zostawiłeś ją u mnie.

– Dzięki, Jim – Dawson spojrzał w głąb podjazdu i zmarszczył czoło.

– Posłałem Bo Jenkinsa… myślałem… – urwał patrząc chmurnie na klatki. – Potrzebny mi jest do pomocy…

– Bo jest chwilowo unieruchomiony – przerwał mu Hall. – Może my ci pomożemy? W czym problem?

Weterynarz patrzył na młotek w ręce.

– Żaden problem, Jim. Chciałem tylko upewnić się, czy te pręty są mocne i dobrze osadzone. Chciałbym uniknąć dalszych wypadków. Ten typ, Eastland, zdarłby z ciebie ostatni grosz, gdyby jakieś zwierzę znowu uciekło.

Hall uśmiechną się.

– Dziękuję. Cenię sobie twoją troskliwość – powiedział i zwrócił się do Jupe'a: – Możesz wskazać, które to pręty?

– Sądzę, że tak. Muszę jednak pożyczyć młotek.

– Nic prostszego – powiedział Hall. – Dawson, możesz pożyczyć na chwilę młotek temu młodemu człowiekowi?

Weterynarz zawahał się przez chwilę, po czym wręczył młotek Jupe'owi.

– Oczywiście, ale o co chodzi?

– Ci młodzieńcy to Trzej Detektywi. Wynająłem ich, jak pamiętasz, do wykrycia przyczyn nerwowości George'a. Doszli do zupełnie nieprawdopodobnej historii. Twierdzą, że George jest nerwowy z powodu jakichś przemycanych diamentów.

Dawson uśmiechnął się z przymusem.

– Żarty chyba. Zupełna bzdura. Może jeszcze wymyśliłeś, gdzie one są? – zapytał Jupe'a.

– Owszem, proszę pana – odparł Jupe. – Zechciałby się pan odsunąć na chwilę?

– Proszę bardzo – powiedział Dawson lekko, odchodząc na bok. – Tylko posługuj się tym młotkiem delikatnie. Zadałem sobie dużo trudu, żeby zamocować dobrze pręty. Nie chciałbym, żeby się obluzowały.

– Pan ich nie zamocował – powiedział Jupe. – Zrobił to Hans i mój wujek Tytus w naszym składzie złomu.

Twarz Dawsona przybrała wyraz zdziwienia.

– Zauważył pan może – kontynuował Jupe – że pręty są założone w inny sposób niż przedtem. Wujek Tytus nie szczędzi wysiłków, by dogodzić swym klientom. Dlatego też osadzili i przyśrubowali z Hansem pręty tak, że nie mogą się teraz obluzować.

– Bardzo interesujące – mruknął Dawson.

– Tak więc, nie da się ich wybić młotkiem. Młotek jest mi potrzebny do tego – zaczął obchodzić klatkę, uderzając ciężkim młotkiem w każdy pręt. Zatrzymał się przy czwartym od końca, poszedł dalej, zatrzymał się raz jeszcze i ponownie wrócił do czwartego.

– W tej klatce są dwa – oświadczył. Dawson spojrzał na Jima.

– Możesz mi wyjaśnić, o czym on mówi?

– Poczekajmy, a zobaczymy – odparł Hall.

– W większości te pręty są zardzewiałe – mówił Jupe – co wskazuje, że przez dłuższy czas były wystawione na działanie warunków atmosferycznych. Mogą pochodzić z każdej z klatek, wyrzuconych przez pana Halla. Jednakże ten pręt, mimo że zardzewiały jak inne, wydaje przy uderzeniu inny dźwięk. Widzi pan, jest w środku pusty. Drogą dedukcji ustalam, że pochodzi z klatki George'a. – Jupe przeszedł dalej i kontynuował: – Ten pręt jest również wydrążony – tu uderzył pręt młotkiem – jest jednak w o wiele lepszym stanie. Musiał trafić tu niedawno. To pręt z klatki goryla. Został wyjęty z klatki przez Bo Jenkinsa w dniu, w którym dostarczono goryla. Goryl wygiął sąsiednie pręty i tak się wydostał. Przypuszczam, że zaczął gonić Bo i ten w panicznej ucieczce upuścił pręt. Tak się złożyło, że to ja go następnie znalazłem.

– Ale skąd mógł Bo Jenkins wiedzieć, że go masz? – zapytał Bob.

– Szukał go tegoż wieczoru i natknął się na nas. Kiedy oświetlił nas latarką, zobaczył, że trzymam pręt w ręce. Widział mnie już przedtem i prawdopodobnie Dawson powiedział mu, kim jestem i skąd. Wybrał się więc do naszego składu i zastał wujka Tytusa zajętego reperacją klatek. Musiał być zachwycony widząc, że Hans z ciocią przeszukują cały skład w pogoni za prętami. Była duża szansa, że pręt z klatki goryla trafi do reperowanych klatek. Nie miał oczywiście pojęcia, że w składzie znajdują się również pręty z klatki George'a.

– Skąd masz pewność, że znalazłeś właściwe pręty? – spytał Mike.

– Nie będę miał całkowitej pewności, dopóki nie wyjmiemy i nie zbadamy prętów. Ale mogę spokojnie założyć, że znajdziemy w nich diamenty. Bowiem do poszukiwań użyłem metody samych przemytników.

– Skąd ją znasz? – zdziwił się Mike.

– Z telegramu, a że go słusznie rozszyfrowałem, potwierdził sam Dawson. DOK KIT STUK PAK EKS KRÓL możemy przetłumaczyć: Stuknij pręty klatki lwa, a znajdziesz wetknięte tam w doku diamenty. EKS, jak się domyślam, oznacza “eksmituj najpierw lwa”. Rozsądna rada, zważywszy, co zaszło z gorylem.

Czy pamiętacie, co Dawson zrobił zeszłego wieczoru, po odnalezieniu goryla? Sprawdzał młotkiem wszystkie pręty, zarówno klatki goryla, jak i pantery. Wówczas wydało nam się to dziwną metodą sprawdzania wytrzymałości metalu. W rzeczywistości nie sprawdzał metalu, lecz szukał diamentów. Prawdopodobnie chciał się upewnić, czy Jenkins wyjął właściwe pręty lub nie przeoczył innych. Po ustaleniu sposobu wysyłania diamentów i otrzymaniu telegramu, jak ich szukać, sprawa była prosta. Każdy pręt wydający pusty dźwięk zawierał diamenty.

– Mogę prosić o szczypce? – zwrócił się do Dawsona.

Ten wręczył mu je w milczeniu. Jupe zacisnął szczypce w górnym końcu wybranego prętu. Po kilku silnych obrotach szczypiec sworzeń puścił. Jupe powtórzył zabieg na dolnym końcu zardzewiałego prętu. Następnie ujął młotek i wybił pręt z otworów w ramie.

Wszyscy skupili się nad leżącym na ziemi prętem. Jupe odbił młotkiem górny czop, odwrócił pręt i jął stukać weń młotkiem. Cienka strużka łuskanych, żółtych kamyków wysypała się na ziemię.

– To są diamenty? – zdziwił się Pete.

Jupe skinął głową.

– Surowe, nieoszlifowane diamenty. Tak wyglądają wydobywane ze złóż. Jak zwykłe kamyki.

– Dobry Boże! – wykrzyknął Bob. – Ich będzie tona!

Jupe patrzył z uśmiechem na kupkę matowych kamyków.

– No może nie aż tona. Pan Olsen-Duntop napomknął o sześciuset K. Mówił oczywiście o karatach. Karat wart jest około tysiąca dolarów. Zakładając straty przy szlifowaniu, mamy tu dobre pół miliona. Dodając to, co znajduje się w pręcie z klatki goryla, dojdziemy zapewne do miliona.

Jim Hall patrzył na kamienie i kręcił głową z niedowierzaniem.

– To smutne, Dawson. Winien nam jesteś jakieś wyjaśnienia.

Nie było odpowiedzi. Jim rozejrzał się wokół. Dawson znikł. Nagle usłyszeli warkot silnika samochodowego.

– Zwiewa! – krzyknął Pete.

Pikap ruszył z rykiem, nim chłopcy zdążyli do niego dobiec. Niemal w tej samej chwili spomiędzy drzew wyjechały dwa samochody i zagrodziły drogę. Wyskoczyli z nich spiesznie dwaj mężczyźni.

– Przecinek i Dobbsie! – wykrzyknął Bob.

Dawson wyskoczył z kabiny pikapa. Dwaj mężczyźni uchwycili go natychmiast i zaciągnęli pod szopę.

– Co tu się dzieje? Kim jesteście? – dopytywał się Jim Hall.

– To jest pan Olsen – powiedział Jupe. – Od początku szukał prętów.

– Nie – sprostował Mike – to pan Dunlop i pracuje dla Jaya Eastlanda.

Przecinek potrząsnął głową przecząco.

– Przykro mi, chłopcy, ale mylicie się obaj. Moje nazwisko brzmi Stevenson.

Wyjął z kieszeni portfel, otworzył go i pokazał z uśmiechem wizytówkę.

Jupe poczerwieniał.

– Och, a myśmy myśleli, że jest pan członkiem gangu przemytników.

– Agenci celni muszą się czasem zachowywać tajemniczo, synu. Pan Dobbs jest pracownikiem Ministerstwa Skarbu. Obaj pracujemy dla tej samej firmy: rządu Stanów Zjednoczonych. Od dawna usiłujemy przerwać tę siatkę przemytników.

– Popatrz, dzieciak oszczędził nam masę kłopotów – odezwał się Dobbs, wskazując leżące na ziemi diamenty. – Od dawna wiedzieliśmy, ze Dawson przemyca diamenty. Nie mogliśmy jednak wkroczyć, póki kamienie się nie znajdą. Nie wiedzieliśmy dokładnie, gdzie są ukryte. Teraz mamy dowód rzeczowy, którego potrzebowaliśmy.

– Znajdzie pan więcej w drugim pręcie – powiedział Jupe. Dobbs roztrącił butem kupkę kamieni.

– Musimy jeszcze złapać tego drugiego, Bo Jenkinsa. Zdaje się, że zdążył już zwiać.

– Znajdzie go pan u mnie w domu – powiedział Jim Hall. – Czeka na nas.

Dwaj panowie popatrzyli na niego z przerażeniem.

– Nie ruszy się stamtąd – uspokoił ich Jim Hall – George już o to zadba.

Dobbs szeroko otworzył oczy.

– George? Lew?

Jim Hall skinął głową. Stevenson roześmiał się. Podszedł do Jupe'a i poklepał go po ramieniu.

– Okay, detektywie, znalazłeś już pół miliona. Chcesz nam pokazać, jak znaleźć drugie tyle?

Jupe podszedł do klatki i wskazując wybrany uprzednio pręt, zaczął mówić z emfazą:

– Zechcecie zwrócić, panowie, uwagę, że ten pręt nie jest zardzewiały, jak ten, który usunąłem uprzednio. Tamten pochodził z klatki lwa. Goryl natomiast został tu dostarczony niedawno. Stąd też…

Bob i Pete wymienili uśmieszki. Jupe'owi nadarzyła się okazja, żeby zabłysnąć. Wiedzieli, jak to lubi.

Dawson roześmiał się gorzko. Opuścił z rezygnacją ramiona. Wyglądał jak gracz, który poszedł na dużą stawkę i przegrał wszystko.

– Pospiesz się – powiedział. – Chcę zobaczyć, ile straciłem, nim złożę pełne zeznanie.

Загрузка...