13

Wspomnienia…

Nieoczekiwanie zapada dziwna cisza. Klasa zamiera, wszystko jest jakby zawieszone w próżni. Babi rozgląda się wokół, widzi dziewczęta, przyjaciółki, twarze sympatyczne i prawie obce, szczupłe i okrągłe, ładne i brzydkie, i te zwyczajnie miłe. I Pallinę. Któraś kartkuje szybko książkę, inne nerwowo powtarzają tekst zadanej lekcji. Jedna z nich, szczególnie przejęta, wciąż przeciera oczy i czoło. Jest i taka, która schyla się coraz niżej, wręcz próbując się ukryć w książce. Nadeszła chwila przepytywania. Pani Giacci kieruje swój karzący palec na dziennik. To cały teatr. Ona już wcześniej wie, gdzie się jej palec zatrzyma. – Giannetti! – Dziewczyna wstaje, pozostawiając w ławce i swoje nadzieje, i swoje ko-lorki. – Festa. – Silvia zabiera swój zeszyt. Ledwie zdążyła przepisać tłumaczenie. Przechodzi między dwoma rzędami ławek i kieruje się w stronę katedry, gdzie zostawia zeszyt. Następnie zajmuje miejsce przy drzwiach. Obok Giannetti. Zerkają na siebie z pełnym wyrozumiałości smutkiem, starając się wspierać w tym ich wspólnym, dramatycznym losie. Pani Giacci podnosi głowę znad dziennika i rozgląda się wokoło. Niektóre dziewczęta wytrzymują jej spojrzenie, jakby chcąc pokazać, że są pewne swej wiedzy. Blefują świadomie, niemal wyzywająco. Ale wszystkim serca biją coraz szybciej.

Pallina wstaje. Patrzy na Babi. Tym spojrzeniem jakby się z nią żegnała. Kieruje się w stronę katedry, z góry skazana na niedostateczny.

Teraz zajmuje miejsce między Giannetti a Silvią Festą, która uśmiecha się do niej. I jeszcze dodaje cicho „Spróbujmy sobie pomóc", co wpędza Pallinę w ostateczne przygnębienie. Jako pierwsza odpowiada Giannetti. Tłumaczy fragment zadania, połykając się na akcentach. Chwilami rozpaczliwie szuka właściwych odpowiedników włoskich. Nie umie odpowiedzieć, od jakiego czasownika pochodzi jakiś trudny czas zaprzeszły. Niemal przypadkowo odgaduje jego imiesłów czasu przyszłego, ale potem nie może poradzić sobie z gerundium. Silvia Festa usiłuje wyplątać się jakoś z pierwszej, łatwiejszej części tłumaczenia. Ale utyka na jakimś czasowniku, nie rozumie nawet jego sensu. W zasadzie przyznaje się, że przepisała od kogoś to tłumaczenie. Opowiada jakąś dziwną historię o matce, która nie czuje się dobrze, podobnie zresztą, jak ona sama w tej chwili. Nie wiadomo, skąd się to bierze, ale bezbłędnie odmienia jakiś rzeczownik trzeciej deklinacji. Pallina patrzy na nią oniemiała. Ona dostaje do tłumaczenia trzecią część, najtrudniejszą. Czyta ją sprawnie, nie myląc się w akcentach. Ale na tym kończy. Próbuje uporać się z tłumaczeniem pierwszego zdania. Wystarczy jednak, że użyła biernika nie tam, gdzie trzeba, a interpretacja tekstu staje się nazbyt wymyślna. Babi z niepokojem patrzy na przyjaciółkę. Pallina nie wie, co robić. Na swojej ławce Babi otwiera książkę. Czyta zadany fragment. Sprawdza w zeszycie koleżanki poprawnie przełożone zdanie. Cichym szeptem przywołuje uwagę Palliny. Pani Giacci z miną pełną znudzonej cierpliwości wygląda przez okno, czekając na odpowiedzi, które nie nadchodzą.

Babi wyciąga się przez ławkę i kryjąc się za sąsiadką z przodu, podpowiada przyjaciółce właściwe tłumaczenie. Pallina przesyła jej całusa na dłoni i powtarza głośno, w należytym szyku, wszystko to, co przed chwilą usłyszała. Nauczycielka, słysząc wreszcie właściwe słowa na właściwym miejscu, odwraca się ku klasie. Wszystko pozostaje w nazbyt wielkim porządku, żeby było przypadkowe. W klasie panuje pełny spokój. Dziewczęta są na swoich miejscach, nieporuszone. Babi patrzy na panią Giacci oczami naiwnymi i niewinnymi. Pallina uśmiecha się niemal wyzywająco.

– Przepraszam, pani profesor, za zamieszanie, potknęłam się trochę, ale to się zdarza i najlepszym, prawda?

Po tłumaczeniu następują zwykle pytania o czasowniki, a w tym Pallina czuje się nieco pewniej. Najgorsze już przeszło. Pani Giacci uśmiecha się.

– Bardzo dobrze, Lombardi. Ale, proszę, przetłumacz mi jeszcze trochę, ten kawałeczek do hebandam. Pallina bliska rozpaczy. Najgorsze ma jednak dopiero nadejść. Na szczęście pani Giacci znowu odwraca się do okna. Babi czyta szybko tłumaczenie nowego zdania, odczekując kilka sekund, zachowując zimną krew, po czym znowu wyciąga się na ławce w stronę przyjaciółki. Pallina jeszcze raz zerka ku pani Giacci. I już patrzy na Babi, gotowa powtórzyć grę. Właśnie w tym momencie nauczycielka ostrożnie się odwraca. Wychyla się z katedry i przyłapuje Babi in flagranti. Babi instynktownie zasiania sobie usta, czując, że wpadła. Odwraca głowę ku nauczycielce, ich spojrzenia krzyżują się między plecami znieruchomiałych dziewcząt. Pani Giacci uśmiecha się z satysfakcją.

– Ach, doskonale, mamy w tej klasie uczennicę naprawdę przygotowaną. Gervasi, skoro umiesz wszystko, podejdź, proszę, i przetłumacz nam resztę zadania.

Pallina, czując się winna, od razu się włącza.

– Pani profesor, przepraszam, to ja ją prosiłam o pomoc.

– Bardzo dobrze, Lombardi, rozumiem. To bardzo szlachetnie z twojej strony, że bierzesz winę na siebie. Nikt przecież nie twierdzi, że nic nie wiesz. Ale teraz posłuchajmy Gervasi. Podejdź, proszę.

Babi podnosi się, ale pozostaje w ławce.

– Pani profesor, ja nie jestem przygotowana.

– Dobrze, ale mimo to proszę podejść.

– Nie wiem, po co mam tam iść, bo mogę tylko powtórzyć to samo: nie jestem przygotowana. Nie mogłam się przygotować i proszę mi wstawić odpowiednią ocenę.

– Doskonale. A zatem stawiam ci dwóję, zadowolona?

– Prawie tak samo, jak koleżanka Catinelli, kiedy nie daje swoich tłumaczeń.

Dziewczęta wybuchają śmiechem. Pani Giacci uderza ręką dziennik.

– Spokój! Gervasi, przynieś mi dzienniczek. Ciekawa jestem, czy równie szczęśliwa będzie twoja matka, kiedy przeczyta mój wpis. Powiesz mi o tym, prawda? Babi zanosi jej dzienniczek. Nauczycielka pisze coś szybko gniewnie. Po czym zatrzaskuje go i zwraca właścicielce. Babi myśli, że są w życiu gorsze sytuacje, ale może lepiej nadmiernie nie upowszechniać tej myśli. W milczeniu wraca swoje miejsce. Silvia Festa dostaje pięć. To aż za dużo, jak na jej skąpy sprawdzian. Ale może tak zostały nagrodzone przeprosiny. Chociaż i w tym powinna się poprawić. Bo jak tak dalej pójdzie, jej mama będzie musiała wkrótce umrzeć.

Pallina wraca do ławki z piękną czwórką, na którą też w końcu nie zasłużyła. Giannetti z najwyższą trudnością dostaje dostateczny. Pani Giacci do tego stopnia dodaje jej łacińskie przysłowie, na które dziewczyna reaguje dwuznacznym grymasem, bo nie wie, co powiedzieć. Ponieważ nic a nic nie rozumie. Później Catinelli, jej koleżanka z ławki, przetłumaczy jej wszystko. To gorzka historia o kimś, kto ma tylko jedno oko, lecz jest szczęśliwy, gdyż wszyscy wokół są ślepi. Babi otwiera dzienniczek. Zagląda na ostatnie stroniczki. Na liście klasowych koleżanek zaznaczyła nazwiska tych, które były już przepytywane. Stawia ostatnie znaczki przy nazwiskach Giannetti, Lombardi, Festa. Wraz z Silvią kończy się druga runda przepytywań. Teraz stawia znaczek przy swoim nazwisku, pierwszym z nowej rundy. Nieźle zaczynać od dwójki, co? Na szczęście inne stopnie są wysokie. Średnia z matematyki wyniesie chyba z sześć. Zamyka dzienniczek. Któraś z koleżanek siedzących w bocznym rzędzie zostawia jej liścik na ławce. Babi natychmiast go ukrywa. Pani Giacci wybiera tekst do tłumaczenia na następny tydzień. Babi czyta liścik.

Super! Jestem dumna, że mam taką przyjaciółkę. Jesteś geniuszem! P. Babi uśmiecha się, od razu się domyśla, kto jest ukryty pod tym inicjałem. Obraca się w stronę Palliny i porozumiewa się z nią wzrokiem. Jest dla niej zbyt mila. Chowa liścik w dzienniczku. I przypomina sobie o wpisie nauczycielki. Czyta.

Szanowna Pani Gervasi. Pani córka zjawiła się na lekcji łaciny całkowicie nieprzygotowana. Jakby tego było mało. przepytywana, odpowiadała w sposób impertynencki. Pragnę zwrócić Pani uwagę na takie zachowanie. Serdecznie pozdrawiam - A. Giacci.

Babi zamyka dzienniczek. Patrzy na nauczycielkę. To dopiero zołza. Potem myśli o swojej matce. Taka uwaga! Pewnie ją za nią ukarze. Zanudzi wymówkami. Jednej rzeczy jest pewna. Że matka nie powie jej nigdy: „Brawo, Babi, jesteś geniuszem".

Загрузка...