5

Podobny dzień. Tylko osiem miesięcy później.

Poppy i jego przyjaciele zabawiają się przed Caffe Fleming, śmieją się i żartują, popijając piwo. Ktoś je świeżą, jeszcze parującą pizzę, zlizując ściekający po bokach sos pomidorowy. Ktoś inny pali papierosa. Kilka rozbawionych dziewcząt słucha opowieści swego nader żywo gestykulującego kolegi o tym, jak pokłócił się z szefem: został zwolniony, ale wreszcie miał prawdziwą satysfakcję, kiedy rozbijał w lokalu wszystkie butelki, a pierwszą w sposób szczególny.

– Wiecie, co zrobiłem? Tak mnie wkurzył, że zamiast złożyć wymówienie, rąbnąłem go butelką w łeb!

Jest tu również Annalisa. Tamtego wieczoru, kiedy Stefano został pobity, nie zadzwoniła do niego, później też się nie odezwała. Ale to nieważne. Step nie ma zwyczaju cierpieć z powodu samotności. Od tamtego spotkania nic miał z nimi żadnych kontaktów. Dlatego był trochę niespokojny, kiedy tego dnia postanowił ich odszukać.

– Poppy, przyjacielu, jak się masz?

Poppy przygląda się facetowi tak pewnie zbliżającemu się do niego. Jest coś znajomego w tych oczach, kolorze włosów, rysach twarzy, ale nie może go sobie przypomnieć. Dobrze zbudowany, szerokie ramiona, mocna klatka piersiowa. Step, widząc jego pytające spojrzenie, uśmiecha się do niego uspokajająco.

– Dawno się nie widzieliśmy, co? Jak ci leci?

Przyjaźnie obejmuje go ramieniem.

Siciliano, Pollo i Lucone cieszą się, że mogą mu towarzyszyć, i włączają się do grupy. Annalisa jeszcze się uśmiecha, kiedy napotyka spojrzenie Stepa. Ona jedna go rozpoznaje. Uśmiech na jej twarzy powoli zanika. Step przestaje na nią patrzeć i całą uwagę kieruje na Poppy'ego, który zerka na niego niepewnie.

– Wybacz, ale jakoś cię nie pamiętam.

– Jak to? – Step wciąż się uśmiecha i znowu obejmuje go, jak starego, dawno niewidzianego przyjaciela. – Sprawiasz mi przykrość. Zaczekaj. Może to sobie przypomnisz? – Z kieszeni dżinsów wyciąga swoją czapeczkę. Poppy patrzy na to modne jeszcze niedawno nakrycie głowy, potem na uśmiechniętą twarz krępego faceta, który go trzyma za ramię. Te oczy, te włosy. Oczywiście. To ten szczeniak, któremu tak dowalił kiedyś, dawno temu.

– Kurwa! – Poppy stara się wydostać spod ramienia Stepa, ile ręka tamtego błyskawicznie chwyta go za włosy, blokując mu ruchy.

– Krótka pamięć, co? Cześć, Poppy…

Step szybko przyciąga go do siebie i brutalnie uderza głową w jego twarz, miażdżąc mu nos. Poppy przechyla się do przodu, zasłaniając twarz rękoma. Step kopie go z całej siły głowę, odrzucając do tyłu, wprost na blaszaną, hałaśliwą żaluzję. Tu dopada go ponownie i lewą ręką przytrzymuje chwytem za gardło. Prawą zadaje serię ciosów, z góry w dół, wahadłowo, rozbijając mu brew, rozcinając usta. Potem robi krok do tyłu i kopie go prosto w brzuch, od-rając mu oddech.

Któryś z przyjaciół Poppy'ego robi gest, jakby chciał interweniować, ale Siciliano natychmiast go powstrzymuje:

– Spoko, spoko, zostań grzecznie na swoim miejscu!

Poppy jest na ziemi. Step okłada go kopniakami, trafiając w pierś, w brzuch. Poppy próbuje zwinąć się jak jeż, ale Step nie przestaje. Kopie, gdzie tylko może, a potem depce go jeszcze z góry. Podnosi nogę i uderza obcasem. Krótko, silnie, w ucho, które pęka, w nogi, w biodra, niemal wskakując na swoją ofiarę całym ciężarem. Poppy spazmatycznie wije się u jego stóp, błagając:

– Dość, dość, proszę… – charcząc i plując krwią, która spływa mu z nosa do gardła i po rozbitych, otwartych ustach. Step zatrzymuje się. Jeszcze kilka podskoków dla wyrównania oddechu, ostatnie spojrzenie na pokonanego wroga leżącego na ziemi. Potem gwałtownie odwraca się za siebie i już jest przy tym blondynku. To ten, który osiem miesięcy temu trzymał go od tyłu. Uderza go łokciem prosto w usta, z rozmachem całego ciała. Wybija mu trzy zęby. Obaj lądują na ziemi. Step kolanami blokuje mu ramiona i zaczyna okładać go pięściami po twarzy. Potem chwyta za włosy i wali głową o ziemię. Nieoczekiwanie czyjeś silne ramiona przytrzymują go. To Pollo. Chwytem pod pachy odrywa go od ofiary.

– Zostaw, Step, dosyć! Zmasakrujesz go, idziemy. Siciliano i Lucone są obok. Siciliano niepokoi się o coś innego.

– Zjeżdżajmy, tak będzie lepiej. Może jakiś gnój już wezwał policję.

Step znowu oddycha normalnie. Robi kilka kroków i zatrzymuje się przed koleżkami Poppy'ego, którzy patrzą na niego w milczeniu.

– Zwyczajne gówna! – mówi. I pluje na jednego z nich, stojącego obok ze szklanką coca-coli, trafiając mu prosto w twarz. Podchodzi do Annalisy i uśmiecha się do niej. Ona stara się odwzajemnić uśmiech trochę przestraszona, a trochę nie wiedząc, jak się zachować. Podnosi nieco górną wargę i wychodzi z tego dziwny grymas. Step i jego przyjaciele wsiadają na swoje wzmocnione vespy i odjeżdżają. Luconce szaleje na jezdni, podobnie Siciliano, obaj wrzeszczą, to wznosząc się, to opadając, królowie ulicy. Potem dołączają do Polla, za którym jedzie Step.

– Do licha, tę blondyneczkę to mogłeś załatwić, ona już była nasza.

– Przesadzasz, Lucone. Chciałbyś wszystko naraz. Spokojnie, dobrze? Trzeba umieć czekać. Wszystko w swoim interesie, nie?

Tego wieczoru Step zjawia się w domu Annalisy i stosuje się do rady Lucone. Kilka razy. Ona tłumaczy się, dlaczego nie dzwoniła do niego, mówi, że chciała to zrobić nieraz, ale miała tyle spraw do załatwienia, przysięga, że strasznie jej przykro.

W następnych dniach Annalisa dzwoni do niego często. Ale Step jest zajęty. Nic udaje mu się znaleźć czasu choćby na to, żeby do niej oddzwonić.

Загрузка...