– Powinnaś być w łóżku po tym dniu pełnym bolesnych przeżyć – powiedział Blake do Casey, gdy jechali cichymi drogami Sweetwater.
– Całe moje życie pełne było bolesnych przeżyć. Jeszcze jeden dzień nie zrobi mi wielkiej różnicy – odparła.
– To prawda. Ale i tak uważam, że powinnaś zostać w Łabędzim Domu. Adam powiedział, że musi porozmawiać ze mną, a nie z nami – przypomniał jej Blake.
– Wiem. Wyjdę z pokoju, jeśli nie będzie chciał przy mnie mówić. Nie mogłam zostać w tym domu. Zastanawiałabym się, co robi Hank. – I moja matka, chciała dodać, ale nie potrafiła. Jeszcze nie. Potrzebowała więcej czasu, żeby pomyśleć o zachowaniu matki, która dziewięć długich lat pozwalała, by krzywdzono jej córkę.
Zadzwonił telefon komórkowy Blake’a. Casey miała nadzieję, że to nie ze szpitala. Nie teraz.
– Doktor Hunter. Czekaj chwilę, wolniej! Kiedy? Czy wiedzą, kto to zrobił? – Blake zjechał na pobocze i zahamował.
– Co się stało? – wyszeptała Casey.
Położył palec na ustach.
– Zapytam ją. – Nakrył ręką telefon. – Casey, czy widziałaś wczoraj Eve po przyjęciu?
Pokręciła głową.
– Nie. Zaraz będziemy. – Blake wyłączył komórkę.
– Co się stało?!
– Dzwonił Adam. Becky Trilling, sekretarka Bentleya, zatelefonowała niedawno do szeryfa Parkera. Powiedziała, że musiała wrócić do biura, i kiedy zajrzała do gabinetu Bentleya, żeby zobaczyć, czy czegoś nie potrzebuje, znalazła go. Dostał trzy kule w klatkę piersiową.
– Czy… czy on nie żyje?
– Nie, jest operowany. Adam rozmawiał z chirurgiem. Robią wszystko, co możliwe.
– Blake, nie chcę jechać do szpitala.
– Ja też nie. Jedziemy do biura Parkera.
– Czy wiedzą, kto… – Czy to jej matka strzelała do Bentleya? Może i była szalona i okrutna, ale Casey wiedziała, że nie strzeliłaby do nikogo.
– Nie są pewni. Parker zadzwonił do Brunswicku po posiłki. Przyślą ich zaraz z rana, przypłyną promem.
– Blake… – zastanawiała się, jak sformułować następne pytanie – gdybyś wiedział o Bentleyu to, co wiesz… gdybyś operował…
– Złożyłem przysięgę. Nic nie mogłoby skłonić mnie do jej złamania.
Przestała wstrzymywać oddech.
– Dzięki Bogu!
Blake zaparkował bmw obok jaguara Adama i radiowozu szeryfa. Adam wprowadził ich do środka i przedstawił Walterowi. Casey wiedziała, że ta noc nie skończy się dla niej prędko. Adam rozdał kubki z kawą.
– Co się stało? – zapytał Blake.
– Bentley to tylko początek – odparł Adam. – Miał szczęście, że sekretarka wróciła. Pomyślała, że pewnie zamknął się na klucz w gabinecie. Parker przesłuchuje teraz personel szpitala. Został trafiony trzykrotnie w pierś, walczy o życie. Według dyżurnego chirurga nie wygląda to dobrze.
– Jeśli ktoś może połatać tego biednego sukinsyna, to Byron – powiedział Blake. – Bentley ma szczęście, że to on był na dyżurze. Nie pojawia się w Memorial tak często jak kiedyś, odkąd otworzył gabinet w Brunswicku.
Casey ściągnęła wzrokiem spojrzenie Blake’a i wskazała ruchem głowy Waltera.
– Przepraszam – powiedział Walter do Casey. – Zwykle się nie gapię. Próbuję ustalić, czy jesteś prawo-, czy leworęczna.
Z ulgą odparła:
– Leworęczna.
– Wiedziałem! – Walter zerwał się z krzesła i zaczął tam i z powrotem chodzić po biurze.
– O czym pan mówi? – zapytała.
– Roland miał kilka migawkowych zdjęć rozbryzgów krwi. Nie były zbyt dobre, jakiś Buddy je zrobił. Ale okazały się wystarczająco dobre, żeby po wskanowaniu ich do systemu dało się uzyskać odczyt.
– Komputer Waltera czyni cuda – wyjaśnił Adam.
Serce Casey zabiło szybciej i przez chwilę myślała, że zbliża się atak paniki. Czy zdjęcia krwi są dowodem, którego potrzebował szeryf? Zapomniała o Bentleyu, gdy udzieliło jej się podniecenie Waltera.
– Rekonstrukcja torów lotu…
– Poproszę o określenia zrozumiałe dla laika – przerwał mu Adam.
– Pamiętajcie, że to tylko domysły. Technika, którą wykonano fotografie, nie jest kompatybilna z moim systemem, ale teraz się bawimy. Rozbryzgi, szerokość plamy, kierunek kropelek, wszystko to wskazuje, że broń trzymała osoba praworęczna. Będę wiedział więcej, kiedy zrobię własne zdjęcia i zobaczę materac.
Modliła się, żeby miał rację.
– Blake, Casey, czy moglibyście oboje pójść ze mną na chwilę? Myślę, że mam coś, co może was zainteresować. Walterze? – powiedział Adam.
Popatrzyła na Blake’a, który tylko wzruszył ramionami. Krótki spacer korytarzem doprowadził ich do celi. Casey odwróciła się gwałtownie, czując nienawiść do kraty, bo przypomniała jej pokój, w którym spędziła lata w szpitalu.
Blake chwycił ją za ramię i zmusił do popatrzenia na aresztanta.
– Poznajesz go?
Przyjrzała się mężczyźnie, którego twarz była teraz opuchnięta i zaczynała ciemnieć od purpurowoczarnych sińców.
– Doktor Dewitt!
– We własnej osobie – powiedział Adam.
– Co on tutaj robi? – zapytała Casey.
– Sam się nad tym zastanawiałem, dopóki Walter nie użył swojego magicznego laptopa. Najpierw pomyślałem, że wygląda znajomo, ale trudno było coś powiedzieć z powodu opuchlizny. Walter sprawdził jego odciski palców i w ten sposób odkryliśmy, kim jest. Kiedy Parker go zgarnął, nie miał przy sobie żadnego dokumentu.
– Za co, do diabła, zgarnął go Parker? – zapytał Blake.
– To najciekawsza sprawa. Zastał go na twojej werandzie, gdy próbował włamać się do domu!
– Po co? – powiedzieli jednocześnie Casey i Blake.
– Próbowaliśmy go przesłuchać, ale ciągle mówi coś o lekarstwach. Potem wspomniał o niesławnym Bentleyu. I znów laptop Waltera szybko dostarczył nam odpowiedzi.
Adam napełnił na nowo ich kubki, zanim zaczął mówić dalej.
– Blake, czy słyszałeś o młodej czarnoskórej dziewczynie w Savannah, którą znaleziono martwą w opuszczonym mieszkaniu? Jakieś piętnaście lat temu. O tej, która została zwolniona na weekend z Mercy?
Blake odchylił się na krześle.
– Taak, wydaje się, że pamiętam.
– Według tej magicznej skrzynki Waltera – Adam popatrzył na laptop – to doktor Macklin wypuścił na weekend tę młodą dziewczynę.
Zaciekawiona Casey obserwowała wyraz twarzy Blake’a. Oszołomienie. Może dezorientacja.
– Próbuję się dodzwonić do Macklina od wielu dni. Jego gospodyni powiedziała mi, że wyjechał do Europy.
– Powiedziała mi to samo, kiedy zadzwoniłem. Mówiła, że przekazała Macklinowi wiadomość od ciebie i że obiecał wkrótce do ciebie zatelefonować.
– Co to ma wspólnego z tą sprawą? – zapytała Casey.
– Całkiem możliwe, że wszystko – odparł Adam. – To jeszcze nie koniec. Rodzina tej dziewczyny podejrzewała, że Amy nie popełniła samobójstwa, jak twierdziła policja Savannah. Błagali, żeby sprawdzono alibi jej dawnego kochanka, ale policja nigdy nie potraktowała ich poważnie.
– Skąd masz te wszystkie informacje? – zapytał Blake.
– Z magicznej skrzynki. Nie zapominaj, że Walter jest z GBI. Ma dostęp do kartotek i akt w całym kraju. Rodzice Amy wynajęli prywatnego detektywa, Dicka Johnsona. I chociaż nigdy nie zostało to udowodnione w sądzie, Johnson był pewien, że dziewczyna została zamordowana przez swojego chłopaka. – Adam popatrzył na Casey, a potem na Blake’a. – Był nim Jason Dewitt, wnuk czcigodnego sędziego Williama Dewitta z jednej z najznakomitszych rodzin w Savannah. Według raportu z sekcji zwłok, była w ciąży. Niedługo po śmierci dziewczyny Jason rozpoczął studia na Harvardzie. Macklin został wyrzucony z Mercy z wilczym biletem. Po zaledwie kilku tygodniach zaczął pracować u Bentleya.
– Wiedziałam, że rozpoznaję to nazwisko! – wykrzyknęła Casey. – Skóra mi ścierpła na jego widok. Pamiętam, że Bentley wymówił jego nazwisko, kiedy pewnego razu czekałam na doktora Macklina przed jego gabinetem.
– Czy myślisz o tym samym co ja? – Blake zwrócił się do Adama.
– Pewnie. Teraz musimy to udowodnić.
– Co udowodnić? – spytała Casey.
– Bentley szantażował Macklina.
– To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam w życiu.
– Jeśli Bentley miał coś, co dawało mu władzę nad doktorem Macklinem, to czy Macklin nie musiałby robić tego, co mu kazał? Żeby utrzymać się na posadzie? – spytał Adam.
– Ale co takiego miałby robić Macklin na żądanie Bentleya? Gdyby chodziło o narkotyki, Bentley mógłby korzystać z zapasów szpitala, nie potrzebował do tego Macklina. – Casey wstała i zaczęła chodzić po biurze.
Adam i Blake popatrzyli na siebie, potem na nią. Blake odezwał się pierwszy.
– Casey, czy nie mówiłaś, że spędziłaś ostatnie dziesięć lat w zamroczeniu?
– Tak, z powodu lekarstw. Czasami, kiedy o tym pamiętałam, nie połykałam tabletek, które mi dawali. Gdy wydawało się, że nie jestem już taka otumaniona, jeden z sanitariuszy robił mi zastrzyk na polecenie lekarza. – Kiedy to powiedziała, szybko zrozumiała, do czego zmierzają. – Czy to znaczy, że przez ostatnie dziesięć lat Robert Bentley szantażował doktora Macklina, żeby ten stale faszerował mnie lekarstwami?
– Nie uwierzycie w to! – wykrzyknął Parker, wpadając przez drzwi.
– Zaraz się przekonamy – powiedział Blake.
– Norma Bentley właśnie rozbiła swój samochód przed szpitalem. Nic jej nie będzie, ale ciekawi mnie, czy wie, że Robert jest operowany z powodu rany postrzałowej.
– Ta noc jest pełna niespodzianek – stwierdził Adam i poinformował Parkera o wszystkim, co odkryli pod jego nieobecność.
– Myślę, że moje usługi już się nie przydadzą, Rolandzie – odezwał się Walter.
– Jestem za tym, żebyśmy zakończyli ten wieczór. Muszę pilnować więźnia, a polowe łóżko w moim biurze zaczyna wyglądać zachęcająco. Jest trzecia w nocy i nie wiem jak wy, ale ja nie pamiętam, żeby tyle się działo w Sweetwater od czasu…
Casey ciężkim krokiem zeszła na dół. Zapach świeżo zaparzonej kawy sprawił, że pośpieszyła do kuchni. Omal nie zemdlała, kiedy zobaczyła, że jej matka siedzi przy długim drewnianym stole i rozmawia z Florą.
– Co tutaj robisz? – Casey wiedziała, że w jej głosie słychać nienawiść, ale się tym nie przejęła.
– Widzę, że jesteś w złym nastroju. Mieszkam tutaj, jeśli przypadkiem zapomniałaś.
– Przepraszam. To była niespokojna noc. Dzień dobry, Floro. – Nalała sobie kubek kawy i popatrzyła gniewnie na matkę. – Jestem zaskoczona, że cię widzę. Sądziłam, że będziesz z Robertem. W szpitalu. – Miała nadzieję, że wywoła jakąś reakcję.
Eve nie okazała żadnych emocji.
– Dziś rano podano tę wiadomość w radiu – powiedziała. – Kiedy obudziłam się i to usłyszałam, omal nie umarłam. A potem się dowiedziałam, że biedna Norma miała wypadek samochodowy, więc nie jestem pewna, czy uda mi się przetrwać ten dzień. Najpierw John, teraz Robert i Norma.
– Czy wiadomo coś o stanie Bentleya?
– Jest pod stałą obserwacją lekarzy, tak informują w telewizji i w radiu – odparła Flora. – Jestem pewna, że pan Adam i pan Blake dadzą nam znać, jeśli czegoś się dowiedzą. Stan Normy jest stabilny, ma złamaną nogę i pęknięte trzy żebra. Podobno była pijana.
– Wczoraj, kiedy wychodziła z lunchu, ledwie trzymała się na nogach – powiedziała Eve. – Casey, mówiłam ci, że kiedy przyjdzie na to pora, zajmiemy się twoimi włosami i wybierzemy się do salonu kosmetycznego. Właśnie ta pora nadeszła. Możemy zjeść razem lunch. Spędzić ten dzień na robieniu „dziewczyńskich rzeczy”. Co o tym myślisz?
Casey zrozumiała, że to jej matkę powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
– Mówisz poważnie? Dzisiaj?
– Mała wycieczka dobrze ci zrobi, Casey. Jedź z mamą i baw się dobrze. – Flora uśmiechnęła się do niej. – Potrzebujesz tych dziewczyńskich rzeczy, o których mówi twoja mama.
– Masz rację, Floro. Mama i ja już dawno powinnyśmy pobyć trochę razem. – Casey popatrzyła zwężonymi oczami na matkę i zmusiła się do uśmiechu.
Spędzenie tego dnia z matką było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Liczyła jednak na to, że może, choć istniało tylko niewielkie prawdopodobieństwo, Eve wyjaśni, dlaczego pozwalała pasierbowi krzywdzić swoje jedyne dziecko.
Prom był pusty, bo prawie wszyscy mieszkańcy wyspy zgromadzili się na parkingu szpitala Memorial. Casey i jej matka oraz dwie starsze kobiety były jedynymi pasażerami płynącymi do Brunswicku.
Casey wpatrywała się w wybrzeże, ale czuła, jak przeszywa ją lodowate, pełne nienawiści spojrzenie stojącej obok niej matki.
– Wiesz, możesz przestać udawać – powiedziała Eve.
Casey odwróciła się gwałtownie i zobaczyła na twarzy matki grymas w niczym nie przypominający słodkiego, głupawego uśmiechu lekko pomylonej dystyngowanej damy z Południa ze znakomitej rodziny, która wypiła o jedną szklaneczkę za dużo, chociaż Eve udawała kogoś takiego.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała niepewnie, przerażona nagłą zmianą nastroju matki.
– Och, myślę, że wiesz. Powiedz mi coś, Casey. – Eve poszła w stronę dziobu, a córka powlokła się za nią. Eve zatrzymała się znienacka, prawie doprowadzając do tego, że Casey zderzyłaby się z jej plecami. – Ta twoja luka w pamięci, jak jest duża? – Porywisty podmuch zmierzwił fryzurę Eve, krótkie kosmyki zasłoniły jej oczy. Odgarnęła je ręką, jej gniewne spojrzenie ani na moment nie złagodniało. – A więc jak?
Casey rozejrzała się przestraszona. Dwie starsze kobiety zdążyły już zejść pod pokład, a załogi nie było nigdzie widać.
– Przypomniałam sobie coś niecoś, ale nic ważnego, przynajmniej ja tak uważam – odparła Casey, uznając, że to nie jest odpowiednia pora na konfrontację.
Na twarzy Eve odmalowała się ulga.
– Jeśli po latach brania leków wróci ci pamięć, prawdopodobnie i tak nigdy nie będziesz wiedziała, co jest, a co nie jest prawdą. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
W głowie Casey rozległy się sygnały ostrzegawcze. Jak mogła być taka głupia? Już miała zadać matce pytanie, zapominając o strachu sprzed paru chwil, kiedy strumień wspomnień zalał jej mózg.
Ogarnął ją zupełny spokój. Pozwoliła, by nią zawładnął. Szybowała na poziomie przedtem dla niej nieosiągalnym i wznosząc się, dotarła do królestwa świadomości w innym świecie.
Wtedy sobie przypomniała. Wcześniej była z Ronniem w budce na narzędzia. Walczyli. Potem uciekła do swojego pokoju. Po paru godzinach cień. Ktoś nieokreślony wtargnął do jej przestrzeni. Okrył ją płaszcz ciemności. Zapewne straciła przytomność.
– O Boże! – Casey nagle przycisnęła rękę do ust. Popatrzyła na matkę i zaczęła przyglądać się jej zwężonymi oczami, cofając się powoli w stronę dziobu, chcąc zwiększyć odległość między nimi.
– O co chodzi, Casey? – Matka zbliżyła się, zmuszając ją do zrobienia kolejnego kroku w tył.
– Byłaś tam. – Ręce Casey drżały, gdy wycofywała się w stronę dziobu. – W moim pokoju…!
Matka zaśmiała się demonicznie.
– A jednak miałam rację. Pamiętasz! – Eve wydawała się toczyć w myślach bitwę ze sobą, zanim skupiła zimne niebieskie spojrzenie na córce. – Tak, byłam tam tego wieczoru. Powinnaś się z tego cieszyć. Gdyby mnie tam nie było, nie wiadomo, jak daleko posunąłby się Ronnie.
Wybuch gniewu dodał Casey odwagi.
– Wiedziałaś, że przychodził do mojego pokoju od dziewięciu lat? Dziewięć długich, strasznych, nieszczęśliwych lat?! – Krzyczała, i nie przejmowała się tym. Miała ochotę wymierzyć matce policzek, żeby zetrzeć nieznośny uśmieszek z jej twarzy.
– Och, przestań, Casey. Jesteś taka sama jak ten twój ojciec, prawiący morały dobroczyńca ludzkości. Jeśli byłaś taka nieszczęśliwa, trzeba było mi powiedzieć. Zrobiłabym coś w tej sprawie.
Casey zacisnęła pięści, potem wepchnęła ręce do kieszeni. Czuła, jak serce łomocze w jej piersi. Chciała poznać odpowiedzi, których mogła udzielić tylko matka. Zmusiła się do wzięcia głębokiego oddechu, zanim zaczęła mówić dalej.
– Jak mogłaś, mamo! Kilka razy próbowałam powiedzieć ci o Ronniem. Zawsze byłaś z Robertem Bentleyem albo z Johnem Worthingtonem. Dlaczego, mamo, czy możesz powiedzieć mi tylko: dlaczego? Jak mogłaś pozwalać temu psychopacie mnie gwałcić?! – Miała ochotę uderzyć matkę pięścią w twarz, zmazać ten jej uśmieszek tak, żeby już nie powrócił.
Widać było, że Eve bije się z myślami. Odezwała się, gdy podjęła decyzję. Jej głos był pewny i wyraźny, niebieskie oczy szkliste. W tym momencie Casey uznała, że jej matka jest naprawdę obłąkana. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby, żeby jej dziecko było molestowane.
– Mamo, jak mogłaś?! – krzyknęła. – Czy możesz przynajmniej podać mi jakiś cholerny powód?! Może wtedy zdołam zrozumieć! – Łzy gniewu płynęły po jej policzkach, gdy stała przed matką, czekając na jakieś wyjaśnienie, na cokolwiek, żeby zrozumieć tę kobietę, która nazywała siebie matką.
Eve westchnęła.
– Och, chyba rzeczywiście jestem ci winna jakieś wyjaśnienie. To wszystko było tak dawno temu. – Popatrzyła za dziób promu, potem usiadła na ławce przy sterburcie.
Casey siadła naprzeciw niej, czekając.
– Nie wiesz, jak to jest żyć w biedzie, Casey. Masz szczęście.
– Wolałabym być biedna niż gwałcona!
– To zaczęło się w dniu, kiedy poznałam Roberta. Poszłam do jego biura zaraz po tym, jak się urodziłaś. Zakochaliśmy się w sobie, i tak już zostało. Ronnie dowiedział się o nas. John i ja zamierzaliśmy się pobrać. Ten szalony chłopak groził mi. Zagrażał wszystkiemu, do czego dążyliśmy Robert i ja. – Spojrzenie jej matki stało się nieobecne.
– Pytałam o siebie, mamo. O te wszystkie straszne rzeczy, które Ronnie mi robił.